Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Stłumione emocje chcą się wydostać

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
sadhana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 18 października 2015, o 11:25

26 sierpnia 2018, o 11:28

Piszę w dziale depresja bo nie ma na forum działu poświęconego emocjom (co zresztą jest dziwne bo przecież w gruncie rzeczy wszystkei zaburzenia wynikają z, lub prowadzą do, zaburzeń emocjonalnych.

Generalnie w moim życiu uciekałem od emocji. Głównie w pracę. Musiałem być ciągle czymś zajęty żeby tylko nie czuć emocji (tych złych).
Z czasem organizm nei dał rady pracować juz tyle i musialem jakby swoją uwagę skierować "do wewnątrz".
Mam tendencję do tłumienia gniewu i płaczu. Złość wywalam explodując. Coraz częściej udaje mi się mwić o emocjach.
Ale nie o tym.
Generalnie moje leczenie polegało na przyjmowaniu 10mg ELicea oraz 50 mg sulpirydu.
Nigdy nie chcialem brac wiecej żeby pozostał kontakt z emocjami. Leki przykryły emocje które czasami jednak dają znać o sobie.
Mógłbym powiedzieć że leki w moim przypadku są jak przykrywka w garnku ciśnieniowym. Czasami zawór bezpieczeństwa puści ;)
Przyjąłem więc z moim lekarzem że co jakiś czas odstawię leki i będę wypuszczał emocje. Z czasem doszło do tego że brałem lek co 2/3 dni.
Cały ból wypuszczałem z płaczem.
Teraz mam nietypową sytuację. Odstawiłem leki. Nie biorę ich od miesiąca. Generalnie jest oki aczkolwiek czuje ze gdzies głęboko się coś gotuje.
Problem w tym że to nie chce wyjść. Czuję spadek nastroju. Gdzieś w głębi mnie coś wyje i chce się wypłakać a jestem jakiś zblokowany.
Standardowo gdy coś się kotłuje zaczynam zajadać. Teraz z tego zrezygnowałem i dalej nic.
Leżę, wyłączam jakąkolwiek aktywność. Jestem sam ze swoimi emocjami i czuje jak ta skorupa pod wpływem emocji się podnosi i opada wiem że jakby pękło to bym się wypłakał tak na maksa i byłoby oki. Ale jestem zblokownay.
Mieliście tak kiedyś ? Pracoaliście nad swoimi emocjami w ten sposób ?
Awatar użytkownika
nigra88
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 240
Rejestracja: 17 lutego 2015, o 12:34

26 sierpnia 2018, o 18:25

No cóż. Emocje jak to emocje- nie można i h sobie czasem tak łatwo skontrolować logiką, że „o- dziś mam dzień bez tabletek i mam wolne i proszę bardzo- emocje możecie wyjsc”
Nie ma tak łatwo! :)
Czasem trzeba poczekać cierpliwie aż one dojrzeją i dopiero wyjdą.
Ja tez od kilku mies nie potrafię płakać a bardzo bym chciała.
To moze przyjść samo a może
bie przyjść wcale. Emocje są jak dzieci- kiedy przychodzą można na nie reagować ale moim zdaniem nie m co sobie robić presji i czekac „skorupa pęknie czy nie pęknie, popłacze się czy nie?”bo już samo takie myślenie może stać się myślą lękową.
Chcą to przyjdą same- Ty musisz być tylko przygotowany i odpowiednio na nie zareagować i będzie Ok ;)
"Zastanów się, przed czym chroni cię twój strach, a zgodzisz się ze mną. I zobaczysz swoje szaleństwo."
Awatar użytkownika
Havana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 38
Rejestracja: 30 lipca 2018, o 23:16

26 sierpnia 2018, o 21:48

Wydaje mi się, że emocje nie biorą się tak, z powietrza. Gdzieś, kiedyś coś lub ktoś musiał spowodować taki stan emocjonalny. Emocje są skutkiem jakiegoś bodźca, trzeba by dojść do korzeni, uzdrowić, może przeżyć jeszcze raz aby przebaczyć. Najlepiej na psychoterapii, wyrzucić z siebie raz, a porządnie.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

27 sierpnia 2018, o 22:59

sadhana pisze:
26 sierpnia 2018, o 11:28
Piszę w dziale depresja bo nie ma na forum działu poświęconego emocjom (co zresztą jest dziwne bo przecież w gruncie rzeczy wszystkei zaburzenia wynikają z, lub prowadzą do, zaburzeń emocjonalnych.

Generalnie w moim życiu uciekałem od emocji. Głównie w pracę. Musiałem być ciągle czymś zajęty żeby tylko nie czuć emocji (tych złych).
Z czasem organizm nei dał rady pracować juz tyle i musialem jakby swoją uwagę skierować "do wewnątrz".
Mam tendencję do tłumienia gniewu i płaczu. Złość wywalam explodując. Coraz częściej udaje mi się mwić o emocjach.
Ale nie o tym.
Generalnie moje leczenie polegało na przyjmowaniu 10mg ELicea oraz 50 mg sulpirydu.
Nigdy nie chcialem brac wiecej żeby pozostał kontakt z emocjami. Leki przykryły emocje które czasami jednak dają znać o sobie.
Mógłbym powiedzieć że leki w moim przypadku są jak przykrywka w garnku ciśnieniowym. Czasami zawór bezpieczeństwa puści ;)
Przyjąłem więc z moim lekarzem że co jakiś czas odstawię leki i będę wypuszczał emocje. Z czasem doszło do tego że brałem lek co 2/3 dni.
Cały ból wypuszczałem z płaczem.
Teraz mam nietypową sytuację. Odstawiłem leki. Nie biorę ich od miesiąca. Generalnie jest oki aczkolwiek czuje ze gdzies głęboko się coś gotuje.
Problem w tym że to nie chce wyjść. Czuję spadek nastroju. Gdzieś w głębi mnie coś wyje i chce się wypłakać a jestem jakiś zblokowany.
Standardowo gdy coś się kotłuje zaczynam zajadać. Teraz z tego zrezygnowałem i dalej nic.
Leżę, wyłączam jakąkolwiek aktywność. Jestem sam ze swoimi emocjami i czuje jak ta skorupa pod wpływem emocji się podnosi i opada wiem że jakby pękło to bym się wypłakał tak na maksa i byłoby oki. Ale jestem zblokownay.
Mieliście tak kiedyś ? Pracoaliście nad swoimi emocjami w ten sposób ?
Z emocjami nie zrobisz nic na siłę. Im bardziej będziesz chciał je poczuć tym gorzej dla Ciebie.
Emocje to są efekty. To nie jest tak do końca, że to emocje same w sobie odpowiadają za to, że gdzieś tam "siedzą". Że one się skumulowały w tajemniczym miejscu i nijak nie można nic z tym zrobić.
To efekt. A czego efekt? Doświadczeń, nabytych reakcji, nawyków reagowania.
Jak ktoś np. był uczony za młodu, że jego potrzeby i uczucia są gówno warte, to nabiera określonych zachowań i reakcji, przez co jego zachowanie jest takie, że nie wyraża on tego co czuje. Nie potrafi tego.
To nie wina emocji a zachowania, reakcji.
Dopiero przyzwalając sobie na coś innego, ucząc się, emocje też wychodzą i się pojawiają. Wtedy potrzeba czasu aby te emocje zakwitły i aby się do nich naturalnie przyzwyczaić :)
CZASU :)

To tylko przykład ale chodzi o to, że dużo mówi się o emocjach, że one są kumulowane i człowiek się skupia na nich. Podczas gdy to bardziej chodzi o zachowanie i reakcje.
Oczywiście czasem pojawiają się emocje np. w zaburzeniu. Biorą cię nagle "z dupy" lub odcina Nas od emocji, a to powoduje inne następstwa np. zwiększanie się lęku, obaw i wątpliwości, analizy lękowej itd.
Więc to zależy od przypadku. Ale życiowo tak, to emocje lub ich brak zwykle są efektem określonych zachowań, nabytych doświadczeń lub traum.

Trudno powiedzieć skąd się bierze to poczucie gotowania w srodku u Ciebie bo to moze wynikać własnie z doświadczeń.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ines
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 28 sierpnia 2015, o 08:51

3 września 2018, o 23:49

Tak, ja pracuje teraz nad emocjami.
U mnie akurat z płaczem/smutkiem jest problem, bo po prostu kiedyś u mnie w rodzinie i tak nikogo nie obchodziło moje jakieś tam cierpienie, płacz, przez co wyuczyłam się generalnie przez reakcje innych, że płacz to słabość, co oczywiście nim nie jest. Płakałam, bo cierpiałam, bo coś się złego działo, bo jest to zwykła reakcja na krzywdę, smutek itd. No a potem przestałam. Nie dajmy sobie wmówić, że to słabość. No teraz już to wiem :)

Mam obecnie już trochę inny problem z tą emocją, bo właściwie większość problemów już przepracowałam, ale też emocja ta była u mnie potem przez lata blokowana - taką miałam po prostu reakcję, no właśnie tak jakby nawyk. Nie pozwalałam sobie na płacz. Nawet nie wiem, jak to wyjaśnić. Ja akurat miałam tak, że czułam czasami taką mega gulę w gardle, a nie mogłam się rozpłakać. Chciałam mega, a nie mogłam. Nawet nie wiem, jaki mięsień napinałam, co takiego się działo, że no ja to tak powstrzymywałam, ale taką miałam reakcję właśnie. Po jakimś czasie ból (bo to był aż ból od tej guli) ustępował, cofał się, chęć płaczu tak jakby znikała, smutek pozostawał i wiadomo kolejna fala chęci płączu prędzej, czy później nadchodziła ... i tak w kółko.

Hmmm nie jest dobre "blokowanie" (nie wiem, jak to inaczej nazwać) emocji. Ja czułam ogromny dyskomfort. W końcu jednak nauczyłam się płakać. Właściwie na początku było do pośrednie i totalnie niezaplanowane, ani nieświadome. Bardzo dużo w pewnym czasie oglądałam smutnych filmów - mega smutnych dramatów itd. Miałam wtedy depresję i jakoś tak się w tym zakopywałam. Tak, jak nigdy nie płakałam tak przy tych filmach w smutnych scenach zaczęły lecieć mi łzy. Podejrzewam, że to dlatego, że tutaj tych łez nie musiałam się wstydzić (w końcu płaczę, bo oglądam smutny film, a nie dlatego, że jestem "słaba").

Ostatecznie jednak nauczyłam się też płakać tak sama przed sobą, bo chyba poprzez takie pośrednie płakanie przy filmie nauczyłam się "odblokowywać" (jakkolwiek to nazwać). W każdym razie tamto działanie było takie nieświadome, szczerze nawet nie wiem, czy poprawne, na wielu ludzi pewnie by nie zadziałało, bo kto płacze przy filmach? :) no ale jakoś to była właśnie moja nieświadoma droga do nauczenia się innej reakcji, niż ta która była u mnie wyuczona. Wtedy przeszłam w etap płakania w ukryciu, bo dawało mi to po prostu ulgę, a nikt tego nie widział. Czyli trochę lepiej, ale też nie myślałam jeszcze o emocji płaczu zdrowo, dalej uważałam, że to wstyd, słabość itd.

Chodzi bardziej właśnie o to, że tak jak powyżej ktoś napisał to jest pewna wyuczona reakcja. Na pewno dobrze jest zrozumieć, czemu ta reakcja występuje (ja miałam konkretne sytuacje, które mnie tego nauczyły z domu rodzinnego) i nauczyć się tak jakby na nowo poprawnie reagować, mieć poprawny nawyk na smutek. Tak samo jak mamy to z radością, zabawną sytuacją - czy na siłę powstrzymujemy śmiech? Zazwyczaj nie, bo po co to normalna reakcja :)
U mnie akurat to dotyczyło płaczu - ja ostatecznie:
--> przetworzyłam sobie trochę przeszłość, czyli przypomniałam sobie patologiczne sytuacje, które mnie tego nawyku nauczyły
--> spojrzałam na nowo na te sytuacje, ale już z perspektywy osoby dorosłej, z większą wiedzą, ze zdrowym, nie krytycznym spojrzeniem
--> zrozumiałam i co najważniejsze UWIERZYŁAM, że ta emocja to nie słabość, wstyd itd.

Ta myśl blokowała mnie okropnie. To była już potem taka podświadoma myśl, bardzo ciężka do uchwycenia, bo był to już nawyk. Uświadomienie sobie tego, jak dziwnie by to nie brzmiało pozwoliło mi zrozumieć, że właśnie to zachowanie z przeszłości było patologiczne, a normalne jest właśnie takie, że człowiek czasami ze smutku, cierpienia etc. płacze. Normalna sprawa i NIE czyni to człowieka słabym.

Teraz sobie myślę głupota, ale przejście przez to wszystko powyżej nie zajmuje jednego wieczoru, jednego tygodnia. Spokojnie, na to potrzeba czasu. Uważam, że już samo uświadomienie sobie, że coś jest nie do końca w porządku z emocjami, bo czujesz, że powinno być inaczej, a nie jest to już dobra droga do sukcesu :) Ja zanim zaczęłam patrzeć na moją reakcję na chęć płaczu, że jest patologiczna to myślałam, że bardzo dobrze super robię i to jest norma. No a jednak podświadomie moje ciało krzyczało - no wypłacz się wreszcie.
ODPOWIEDZ