Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Tyle lat w plecy? Czy sabotaż? Dlaczego brak efektów?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

15 maja 2018, o 15:59

Jestem zarazem smutna i wściekła. Nie rozumiem. Mam wrażenie, że coś się odbywa beze mnie, bez mojego udziału.

2014 - diagnoza- lęki, terapeuta+psychiatra. Czytałam ciekawe książki, może nawet za dużo, nagrania, biografie, chciałam wiedzieć wszystko o lękach i wiem. Od 4 lat na przemian, rok spokoju, kilka miesięcy mękji - lęki, powrót do leków, frustracja, brak zrozumienia, wsparcia, kolejna terapia. Spokój i znów to samo. Od miesiąca inny terapeuta, nie powiem, naprawdę czuję, że jest mi na niej dobrze. Czuję się inaczej.

Ale.

Jak można posiadać taką wiedzę o sobie, o mechanizmach nerwicy, o odpuszczaniu, o relaksie bla bla, jak można brać tyle czasu leki i dalej męczyć się z lękami? Dlaczego to wraca i spada nagle jak kubeł zimnej wody? To niszczy mi karierę, małżeństwo, rodzinę. Czy ja jakoś podświadomie nie chcę zdrowieć czy co? Co ja mam robić? Psychiatra powiedział, że jestem "przeterapeutyzowana". Może? Może nie umiem bez psychiatry? Są okresy w życiu gdzie jestem szczęśliwa, odważna, lekka i wolna, a teraz dobija mnie lęk, boję się o siebie, rodzinę, że ich zniszczę, gdy znów powiem : mam lęki. Jestem wściekła.

Nie wiem już za co się zabrać...
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

15 maja 2018, o 16:05

Ciężko jest tutaj w stu procentach domyślić się dlaczego,bo nie jestem w stanie przez forum wziąć pod uwagę wszystkich czynników, ale to "przeterapeutyzowanie" jest jakąś wskazówką. Może za dużo analizowania swoich stanów, przyzwyczajenie do patrzenia przez pryzmat tych materiałów i książek? Może dążenie do ideału psychologicznego? Może za dużo teorii , która się zna na pamięć na poziomie intelektualnym, a w praktyce się tego tak nie stosuje? Takie luźne myśli.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

15 maja 2018, o 16:48

Dziękuję za odpowiedź. Na pewno nie tylko ja mam taki problem. Tyle wiedzy, narzedzi, a jak pojawia się lęk - płacz, frustracja, załamanie, szlag trafia wszystko co wiem. I co teraz? Powiedzmy dążę do książkowych ideałów i schematów odburzania, jak to zmienic? Nie wywale z glowy tego tak latwo..
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

15 maja 2018, o 17:33

Przede wszystkim jak rozumiem od 4 lat uczęszczasz na terapię? I co na niej się tak ogólnie dzieje? Nad czym pracujecie? Co jest problemem poza zaburzeniem?

Wychodzenie z zaburzeń jest zwykle ciężkie nie z powodu objawów, cierpienia, bo to jest domena wielu nie tylko problemów emocjonalnych ale i chorób fizycznych.
Tyle, że w chorobach fizycznych idziemy gdzieś i ktoś coś robi. Da leki, zrobi zabieg, poda coś tam, da konkretne wskazówki. Oczywiście jest i tak, ze psychika liczy się wówczas bardzo.
Ale jednak zaburzenia psychiczne wymagają głownie pracy nie takiej zewnętrznej ale mentalnej, wewnętrznej.
Pogodzenia się z czymś w sobie, odpuszczenia, dopuszczenia, przemyślenia itd.
Wiedza to sprawa techniczna, coś co wiemy, ale w wypadku zaburzeń nie jest to instrukcja złożenia krzesła. Zrób to, dokręć tamto i zrobione.
Tu najczęściej liczy się to co w środku Nas i Nasze wnioski.

Zwykle słyszę pytanie JAK. JAK np. pokonać barierę lęku. Chciałbym posiadać taką prostą instrukcję ale wiem, że choćbym nie wiem ile pisał i mówił, będą to teksty zawierające stwierdzenia mentalne :)
Które ktoś musi odczuć w sobie.
Dlatego pytanie jakie można sobie zadać w Twoim problemie, to na ile mentalnie to rozpracowałam.

Inna sprawa to leki. I od razu zaznaczam nie jestem ich przeciwnikiem. Ale jeśli w każdym gorszym okresie z lękami od razu do nich wracasz, to to również może być powodem tego, że samego mechanizmu lęku nie rozpracowałaś świadomie. Bowiem jak leki działają, nie zawsze i nie w każdym wypadku da się to zrobić.
Ale ja nie wiem czy tak jest u Ciebie :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

15 maja 2018, o 17:42

Dixie pisze:
15 maja 2018, o 16:48
Dziękuję za odpowiedź. Na pewno nie tylko ja mam taki problem. Tyle wiedzy, narzedzi, a jak pojawia się lęk - płacz, frustracja, załamanie, szlag trafia wszystko co wiem. I co teraz? Powiedzmy dążę do książkowych ideałów i schematów odburzania, jak to zmienic? Nie wywale z glowy tego tak latwo..
Odpowiedź jest tak naprawdę prosta - za dużo wiedzy, za mało praktyki ;) zamiast zastanawiać się, czy robisz coś dobrze/niedobrze, po prostu próbuj na sobie, sprawdzaj, co na Ciebie najlepiej działa. Jestem w stałym kontakcie z koleżanką z forum i zauważyłśmy, że mimo podobnych obaw, działają na nas i motywują zupełnie odmienne rzeczy i podejścia do zaburzenia. Czy to oznacza, że któraś z nas robi coś źle? Nie, po prostu każda z nas poznała już siebie na tyle, że wie, co na nią działa. Ale do tego mogłyśm dojść tylko i wyłącznie metodą prób i błędów.

Co rzuca mi się w oczy po przeczytaniu Twojego posta, to brak akceptacji zaburzenia - ale to akurat najczęściej przychodzi z czasem i najczęściej na końcówce ;)
Poza tym wydaje mi się, że masz tendencję do unikania lęku, zamiast do jego przyjmowania.
No i dodatkowo nie dąż do ideałów, bo ideałów nie ma, trzeba znaleźć własną drogę. Nie staraj się perfekcyjnie odburzyć, bo prostu cierpliwie (tak, dobre słowo dla lękowca:P) działaj pomimo objawów.
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

15 maja 2018, o 17:48

Może do tej pory chciałam tak na szybko, wszystko po trochu, aby przeszlo... Gdzie widzisz u mnie unikanie? :) Chyba coś jest na rzeczy, terapeuta ostatnio sugerowal, ale ja tego nie widzę. Uwazam, że walcze... Przychodzi lęk, puszczam go niech lezie przez ciało, tlumacze, mam stres, tak ciało reaguje itd, gdzie tu unik?
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

15 maja 2018, o 17:53

JA je widzę w Twoich słowach: "tyle wiedzy, narzedzi, a jak pojawia się lęk - płacz, frustracja, załamanie, szlag trafia wszystko co wiem". No i sama piszesz, że do tej pory chciałaś tak na szybko (ja to rozumiem! też tak miewam!), a niestety do wychodzenia z zaburzenia trzeba dużo czaaaasu i cierpliwości.

A jak tak puszczasz lęk, to pozwalasz mu tam być tyle, ile chce, czy niby wpuszczasz, ale w głębi ducha marzysz tylko o tym, żeby sobie jak najszybciej poszedł? Nie musisz odpowiadać, zastanów się tylko sama dla siebie.

No i podobnie widzę sprawę z lekami, jak Victor to opisał.
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

15 maja 2018, o 19:21

Victor,

dzięki za udział w dyskusji. Terapia 4 lata, w tym teraz zaczynam 3 terapeutke. Pierwsza była ok, po roku powiedziała, że mozemy konczyc, bo jest lepiej. No tak rok nie caly bez terapii bylam. Wróciło. Terapia psychodynamiczna czyli terapeutka prawie nic nie mowi, tematy skacza w różne strony. Czulam, że dobrze że ktokolwiek jest, ale chyba 1, 5 roku w plecy. Aby terapeuta był. Może jakimś cudem mnie uleczy. Teraz jest inaczej... Ta kobieta nie boi się mi mowic swoich obserwacji. Troche mnie nawet wkurza, no bo ma racje, więc ten mój gniew coś znaczy.

Zestresowana,
Aj zabolalo. Chyba rzeczywiscie niby puszczam lęk, ale gdzieś w glebi czekam az szybko pojdzie... Nie umiem wytrzymac, zaraz się frustruje... Natłok myśli...

Słuchajcie, ja uwazam, że jesli nie wezme benzo kiedy jest naprawdę źle, to strace pracę (mam lęki w pracy mocne) i meza (ma dość moich lęków). Nie umiem sama sobie radzic. Probowalam teraz, nawet wczoraj - psychiatra mowi abym wróciła do benzo, a ja myślę, że nie, no wytrzymam, sprobuje. No i lęki w nocy, niewyspana, w pracy wrak. Wzielam. Mam za silne lęki
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

15 maja 2018, o 19:42

PS. Victor, może coś wywnioskujesz z moich postow w watku o lekach - biore klorazepan (cloranxen).
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

16 maja 2018, o 08:50

Widzę w Was sporo doświadczenia, ale ja też całe życie byłam lękowa, przerażona, wycofana, nie zmienię tego ot tak. Biorę znów Cloranxen 2 dzień, ale nie działa... Lęki i ledwo wytrzymuję w pracy... Mam wrażenie, że zwariuję i to już mój koniec, po prostu potracę zmysły, lęki są tak silne i przychodzą nagle...
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

16 maja 2018, o 20:26

Ja sie zgadzam z brakiem akceptacji. Ja tez cierpialam i lazlam w lękowe myśli i tak krecilam sie w kolku. W pewnym momencie trzeba powiedziec dość. Zgadzam sie, ze pelna akceptacja przychodzi na końcu, bo wtedy czuje sie juz mentalnie, ze to jest zaburzenie, rozregulowany układ nerwowy. Do tego momentu to jest jak na rollercasterze, raz jest lepiej raz gorzej, ale generalnie ciągle zaburzenie i napięcie. I tego nie da się przyspieszyc, bo jak to Victor napisal, to jest praca mentalna i to wymaga cholerę czasu.

Ja Ci mogę jeszcze powiedziec,ze obecnie jako własny rozwój uczęszczam na terapie schematów i mi sie to bardzo przydalo, jak to mówi moja terapeutka nerwica to wierzchołek góry lodowej i tak jest. Co jeszcze ciekawsze poznalam pewne przekonania o sobie, negatywne, które mogłyby mi blokować wyjście z zaburzenia (!). To taK Ci pisze do zastanowienia.
Dixie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 11 marca 2018, o 08:57

17 maja 2018, o 09:44

Olalala pisze:
16 maja 2018, o 20:26
Ja sie zgadzam z brakiem akceptacji. Ja tez cierpialam i lazlam w lękowe myśli i tak krecilam sie w kolku. W pewnym momencie trzeba powiedziec dość. Zgadzam sie, ze pelna akceptacja przychodzi na końcu, bo wtedy czuje sie juz mentalnie, ze to jest zaburzenie, rozregulowany układ nerwowy. Do tego momentu to jest jak na rollercasterze, raz jest lepiej raz gorzej, ale generalnie ciągle zaburzenie i napięcie. I tego nie da się przyspieszyc, bo jak to Victor napisal, to jest praca mentalna i to wymaga cholerę czasu.

Ja Ci mogę jeszcze powiedziec,ze obecnie jako własny rozwój uczęszczam na terapie schematów i mi sie to bardzo przydalo, jak to mówi moja terapeutka nerwica to wierzchołek góry lodowej i tak jest. Co jeszcze ciekawsze poznalam pewne przekonania o sobie, negatywne, które mogłyby mi blokować wyjście z zaburzenia (!). To taK Ci pisze do zastanowienia.
Terapia schematów? Co to jest? Możesz podac jakiś przyklad? Myślę, że ciekawie brzmi... Zwlaszcza, że mnie coś blokuje, czuje to w sobie czasem, że coś tu nie gra.

Ale jak zaakceptowac i żyć bez lekow benzo, jesli budze się nad ranem, mam silne lęki i są one caly dzień? Staram się mimo wszystko tłumaczyc sobie - tak jest, bo mam mega stresy itd konflikty wewnetrzne... Ale nie umiem caly dzień tak wytrzymac, bo na koniec dnia mam myśli, że nie wiem ile to wytrzymam, jakieś natrety o samobojstwie, a to tez dobija... Jeszcze w nie uwierze... Nie wiem gdzie ten moment w życiu, że olsni - to nerwica...
Biedroneczka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 63
Rejestracja: 4 grudnia 2017, o 10:47

17 maja 2018, o 11:01

Dixie a może chodzi o silną presję pod jaka jesteś i jaką sama na siebie nakładasz? Może starasz się sprostać wygórowanym oczekiwaniom względem siebie które stawia przed Tobą otoczenie albo Ty sama.
Piszę o tym bo sama tak miałam i chyba nadal mam ale już uczę się odpuszczać. Kiedy x lat temu nerwica osiągnęła stadium gdzie ciężko było mi funkcjonować to moje życie toczyło się tylko pod Muszę z tego wyjść. Nie było w tym cienia miłości czy nawet zwykłej życzliwości dla samej siebie. Z nerwicą się ukrywałam i to był mój problem. Wsparcia nie miałam żadnego nie licząc terapeuty. Udało mi się zaburzenie cofnąć do takiego etapu że normalnie funkcjonowałam ale nigdy do końca nie udało mi się z tego wyjść. Zabrakło w tym wszystkim właśnie akceptacji i przyzwolenia do tego żeby dać sobie prawo do bycia taką jaka jestem bez względu na to czy otoczeniu to się podoba czy nie. Jak szłam do kolejnego terapeuty to zawsze szłam z intencją Niech ktoś mnie wreszcie naprawi :) a oni cały czas próbowali namówić mnie właśnie na akceptacje siebie i polubienie siebie i układanie życia pod siebie a nie pod innych. Jak byłam w ciąży nerwica wróciła tak że utrudniała mi normalne funkcjonowanie i zatruwała mój umysł. Podeszłam do tematu po staremu bez miłości, akceptacji i ze złością na siebie i świat. Ale tym razem nerwica nie dała się tak łatwo pognać. spowodowała że padłam na kolna ba nawet mogłam powiedzieć że przygniotła mnie i kazała pokazać się całemu światu jaka jestem. Nie było gdzie się ukryć ale tak naprawdę to mnie gdzieś wyzwoliło na swój sposób. Dałam sobie prawo do tego leżenia i tak naprawdę zobaczyłam że że jestem cholernie silna w tej swojej słabości. Zobaczyłam tez że bez względu na to czy ja leżę czy stoję prosto świat ma się dobrze:) a moi bliscy jakoś i w takiej sytuacji potrafią się odnaleźć.
A jeśli chodzi o odpuszczanie to zaczęłam dopuszczać do siebie czarne scenariusze i mieć tak zwany plan B. Przykład najbardziej skrajny. Kiedy po porodzie było mega źle ( nie chcę rozpisywać się w szczegółach) i prawie wariowałam że strachu co ja zrobię jak nie będę miała siły zająć się dzieckiem to mój plan awaryjny był taki: W najgorszej sytuacji zadzwonię na policje i powiem że nie jestem wstanie zająć się dzieckiem wtedy zabiorą małego do pogotowia opiekuńczego a ja pójdę do szpitala i postawią mnie na nogi :). Szczerze mówiąc to mnie uspokoiło bo pokazało że w najbardziej skrajnych ekstremalnych sytuacjach zawsze jest jakieś wyjście.
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

17 maja 2018, o 18:29

Dixie pisze:
17 maja 2018, o 09:44
Olalala pisze:
16 maja 2018, o 20:26
Ja sie zgadzam z brakiem akceptacji. Ja tez cierpialam i lazlam w lękowe myśli i tak krecilam sie w kolku. W pewnym momencie trzeba powiedziec dość. Zgadzam sie, ze pelna akceptacja przychodzi na końcu, bo wtedy czuje sie juz mentalnie, ze to jest zaburzenie, rozregulowany układ nerwowy. Do tego momentu to jest jak na rollercasterze, raz jest lepiej raz gorzej, ale generalnie ciągle zaburzenie i napięcie. I tego nie da się przyspieszyc, bo jak to Victor napisal, to jest praca mentalna i to wymaga cholerę czasu.

Ja Ci mogę jeszcze powiedziec,ze obecnie jako własny rozwój uczęszczam na terapie schematów i mi sie to bardzo przydalo, jak to mówi moja terapeutka nerwica to wierzchołek góry lodowej i tak jest. Co jeszcze ciekawsze poznalam pewne przekonania o sobie, negatywne, które mogłyby mi blokować wyjście z zaburzenia (!). To taK Ci pisze do zastanowienia.
Terapia schematów? Co to jest? Możesz podac jakiś przyklad? Myślę, że ciekawie brzmi... Zwlaszcza, że mnie coś blokuje, czuje to w sobie czasem, że coś tu nie gra.

Ale jak zaakceptowac i żyć bez lekow benzo, jesli budze się nad ranem, mam silne lęki i są one caly dzień? Staram się mimo wszystko tłumaczyc sobie - tak jest, bo mam mega stresy itd konflikty wewnetrzne... Ale nie umiem caly dzień tak wytrzymac, bo na koniec dnia mam myśli, że nie wiem ile to wytrzymam, jakieś natrety o samobojstwie, a to tez dobija... Jeszcze w nie uwierze... Nie wiem gdzie ten moment w życiu, że olsni - to nerwica...
Podam Ci na moim przykładzie właśnie. U mnie duże spustoszenie emocjonalne robi przekonanie o byciu nieważną, a to wynika z przekonania, że nie zasługuję na miłość. Te przekonania wpływają też na widzenia świata i innych ludzi. Ja na przykład boję się autorytetów, boję się, że mnie nie zrozumieją i moich potrzeb. Zobacz jak to się pięknie nakłada jedno na drugie, te autorytety to moi rodzice w mojej głowie. Lek przed autorytetami łączy się z lękiem, że sobie sama nie poradze. z jednej strony autorytety nie zapewniają mi realizacji moich potrzeb, z drugiej strony sama nie potrafię, nie nauczono mnie dbać o nie. A nerwica to nic innego jak zmierzenie się samemu, tutaj nikt nie pomoże w sensie ostatecznym, bo to wszystko jest w Twojej głowie. Lecąc w swoje przekonanie mogłabym nie chcieć wyzdrowieć i zostać na poziomie małej dziewczynki, a nie dorosłej kobiety. Teraz właśnie na tym pracuje na terapii i niesamowicie dużo mi daje świadomość tych schematów, bo potrafię je wychwycić i np. Widzę kiedy się mogę chcieć wycofać i będzie to ten stary zły schemat.

Terapia schematów łączy się jakby z terapia pozn-beh, bo ma te same korzenie tylko sięga glebiej, bardziej pozwala uporać się z jakimiś zniekształceniami w ramach osobowości. Ja ja bardzo polecam, mi pomaga w Życiu:-) tylko jak moja terapeutka mówi, jest dla ludzi którzy chcą się zmienić, bo bez tego nie będzie się w stanie dojść do wielu rzeczy :)
Awatar użytkownika
Heimdall
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 23 lutego 2017, o 13:50

20 maja 2018, o 20:34

Wtrące swoje 3 grosze ;)
Jestem sceptycznie nastawiony do uczęszczania w psychoterapiach w celu wyjścia z nerwicy. Dlaczego?
W teorii wygląda to bardzo dobrze; poznajemy siebie, nowe spojrzenie na różne sprawy, itp..
Natomiast biorąc pod uwagę moje własne doświadczenia, opinie z forum oraz moich znajomych i rodziny, otrzymuję zupełnie odwrotny obraz.
W praktyce wychodzi, że psychoterapia ma znikomy wpływ na trwałe odburzenie. Zaliczyłbym ją raczej do środków 2 i 3 rzędnych, tak jak np.
suplementacja magnezem i witaminkami. Co więcej trafić na dobrego psychoterapeutę jest naprawdę bardzo trudno.
Filarem i podstawą jest praca nad sobą. Jeden własny wniosek jest o wiele więcej warty niż wielogodzinne słuchanie skądinąd miłych i pozytywnych frazesów. Osobiście wolę po raz n-ty przeczytać historię Vica albo Diva, bo zawsze dotrze do mnie coś nowego i utrwalę sobie to co już wiem.
Do tego błędem jest ciągłe powracanie do leków i wszelkiego rodzaju "zagłuszaczy" nerwicy, bo to resetuje nas do początków odburzania.
Powinna być zachowania ciągłość, nawet jeśli chce Ci się wyć z bezsilności i frustracji.
ODPOWIEDZ