Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

10 tygodni, 70 dni, czyli moje codzienne odburzanie

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

25 sierpnia 2020, o 21:45

Pomyślałem, że założę tu osobny temat, w którym będę mógł dzielić się moim codziennym zmaganiem z nerwicą natręctw. Potrzebuję tego. Potrzebuję nadziei, że nie wszystko stracone... Może ktoś jeszcze na tym skorzysta?

Jak już wspominałem, w swoim życiu skonfrontowałem się (z sukcesem) z moimi największymi lękami dotyczącymi:

- bycia homoseksualistą,
- odrzucenia przez najbliższych,
- doznawania przemocy ze strony ludzi z mojej pracy,
- wystąpień publicznych,
- rozmawiania z kimś w języku obcym i podróżowania za granicę,
- funkcjonowania wśród ludzi.

Przyjmując tutejszą nomenklaturę, ryzykowałem bardzo mocno i okazało się, że potrafię sobie (bardzo dobrze) poradzić w sytuacjach związanych z ww. lękami. Jednak męczę się od lat, ponieważ ciągle się z nimi zmagam. Byłem na terapiach, które bardzo mi pomogły, ale nie rozwiązały zasadniczego problemu. W zeszłym roku wróciłem do mojej terapeutki, jednak cotygodniowe spotkania wyglądały tak, że zdawałem "relację" z tego, w jaki sposób poradziłem sobie w trudnych dla mnie sytuacjach...

Mam wrażenie, że od lat miotam się wśród różnych koncepcji, poznanych i tutaj, ale robię coś nie tak skoro nie potrafią zapisać się w moim umyśle.
9 lat temu na forum poświęconym fobii społecznej (moje lęki dotyczą głównie relacji międzyludzkich) znalazłem 10 - tygodniowy program, który opiera się na: ignorowaniu, akceptowaniu i zmienianiu błędnych przekonań myślowych (brzmi dziwnie znajomo, prawda?). Kiedy go przerobiłem, byłem wolny od moich lęków, niestety - na krótko. Stare sposoby myślenia szybko wróciły...

Teraz, kiedy zaczynam tracić bliską mi osobę i nie potrafię emocjonalnie wyluzować w relacji z niedawno poznaną dziewczyną, mam dodatkową motywację do walki o siebie. Chciałbym mieć poczucie, że nie jestem w niej sam, dlatego pomyślałem, że będę się tutaj dzielił tym, co właśnie przechodzę.

I tak...

(Wczoraj) - Dzień 1.
Staram się nie wkręcać w lękowe schizy, nie analizować, ignorować je. Poziom lęku szybuje w górę. Zewsząd czuję zagrożenie, czekam na to aż ktoś zrobi mi krzywdę, mój mózg pulsuje i po kilku godzinach funkcjonowania na najwyższych obrotach zaczyna pękać mi głowa. Zajmuję się pracą, słucham też nagrań z cyklu Divovic. Po pracy idę z kumplami się napić. Alkohol sprawia, że lęk jest jeszcze większy, a ja wchodzę w stan superświadomości. Dużo rozmawiamy, dlatego udaje mi się przekierować myśli i uspokoić. Nie na długo. Mimo to po powrocie do domu szybko zasypiam. Budzę się ok. 04:00 nad ranem i mam problemy, żeby usnąć, ponieważ pojawiają się lękowe myśli. Zaczynam ten dzień od wizyty w ubikacji.

Dzień 2.
Rano poziom lęku nie jest jeszcze bardzo wysoki, dlatego czuję też inne emocje, w tym tęsknotę za dziewczyną, z którą nie będę się widział przez 2,5 tygodnia. Jednak z godziny na godzinę jest go coraz więcej, angażuję się w pracę, zachowuję przytomność umysłu na długim spotkaniu, do tego ratuję się słuchaniem muzyki, aby nie wkręcać się w myśli. Znowu pojawia się we mnie lęk przed tym, że ludzie są do mnie wrogo nastawieni. Po pracy idę na basen, aby zmęczyć się fizycznie i trochę odpocząć. Tak też się dzieje. Spotykam się z dziewczyną, jest dobrze, choć przychodzą mi do głowy różne myśli, w tym takie, że nie jestem wystarczająco zaangażowany emocjonalnie w tę relację. Tyle że będąc bombardowany przez lęk nie jest łatwo czuć coś innego! Czuję się spokojniejszy, ponieważ piszę ten post na forum. Za chwilę kładę się spać, aby odpocząć.

C.d.n.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

26 sierpnia 2020, o 20:26

Dzień 3.
Budzę się o 05:30, a w mojej głowie pojawiają się różne myśli, więc już nie usypiam. Lęki są znacznie słabsze - to dla mnie duże zaskoczenie na plus. Rozmawiam z moim współlokatorem o tym, że w najbliższym czasie będę bardziej wycofany niż zazwyczaj. Rozumie to. Rozmawiam też z moją dziewczyną o towarzyszących mi obawach a propos angażowania się w relację z nią - przyjęła je. Dzisiaj mam dużo pracy, więc mam czym zająć myśli. Dodatkowo słucham nagrania Hevada o zawierzaniu myślom: https://www.youtube.com/watch?v=g7ln8TYfukM
To jest bardzo dobre opracowanie, które (kolejny raz) otwiera mi oczy. Tyle że abym rzeczywiście wdrożył tę wiedzę w swoje życie, potrzeba czasu...
Czuje się o wiele lepiej do momentu, kiedy dowiaduję się, że moja dziewczyna emocjonalnie bardzo zaangażowała się w naszą relację. Przychodzi do mnie lęk dotyczący tego, że nie będę w stanie odwzajemnić jej uczucia, zwłaszcza teraz, kiedy jestem emocjonalnym zombie. Staram się w to nie wkręcać, konsekwentnie ignoruję te myśli, co wiąże się ze znacznym wzrostem lęku. Ech, tak będzie jeszcze przez pewien czas. Chcę to przetrwać, nic nie przyspieszać, aby wreszcie się uwolnić od tego cholerstwa.
Przyjeżdżam do rodziny, pobędę tutaj kilka dni i będę miał z kim zająć swoje myśli. Mam przyspieszony puls ze względu na towarzyszące mi obawy. Nie chcę w nie wchodzić. Na szczęście kolejne dni zapowiadają się na mocno angażujące.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

27 sierpnia 2020, o 21:57

Dzień 4.
Budzę się o 04:00 i nie usypiam do 07:00. Pojawiają się myśli, a wraz z nimi lęk. Po wstaniu zajmuję się rozmową z rodziną, a później pracą. W międzyczasie słucham nagrań z cyklu "najczęstsze błędy w odburzaniu" i uderza mnie to, co mówi (jakby wprost do mnie) Hevad o tym, że sam sabotuję swój lęk. Te słowa we mnie pęcznieją i przelewają czarę goryczy. Tak, napędzam swój lęk. To nie jest nowe odkrycie, ale mnie boli.
Zastanawiam się, dlaczego nie mam swobody w rozmawianiu z moją rodziną - przecież już dawno ułożyliśmy nasze relacje. Chyba jest tak, że moje behawioralne konfrontowanie się z lękami wyprzedziło część poznawczą. Potrzebuję dużo pracować nad swoimi błędnymi przekonaniami myślowymi. W zeszłym roku, kiedy byłem na kursie poświęconym zarządzaniu inteligencją emocjonalną, dowiedziałem się, w jaki sposób to robić.
Najpierw nazywam emocję, która się we mnie pojawia, później zastanawiam się, jakie towarzyszą jej przekonania, daję im wybrzmieć, po czym zmieniam swoje myśli, dochodząc do tego, czego potrzebuję w danej sytuacji. I to działa - praktykowałem to wcześniej, ale nie wdrożyłem tego mechanizmu na stałe do mojego życia. Okazuje się, że całkiem szybko będę miał okazję uskutecznić go ponownie.
Rozmawiam z bratem o relacji z dziewczyną i moich obawach. Kwituje je słowami, które nie napawają mnie optymizmem. Pojawia się we mnie smutek, wchodzę w niego i przekonuję się, że boję się, że ją stracę. Czyli jednak czuję do niej coś więcej! Oswajam się też z myślą, że może nam nie wyjść i będzie to dla mnie cenna lekcja na przyszłość. Uspokajam się. Piszę do niej sms, zapewniając o tym, że chciałbym się z nią teraz spotkać (choć jest to niemożliwe).
Teraz widzę, że moje nie wchodzenie w lękowe myśli w ostatnich dniach nie było dobrą strategią. Czułem się tylko gorzej i pojawił mi się lęk przed myśleniem. Kontaktowanie się z tymi myślami i odpowiednie nimi zarządzanie to jest to! Mam nadzieję, że kolejne dni utrzymają mnie przy tej decyzji.
adi98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: 10 lipca 2020, o 02:23

28 sierpnia 2020, o 12:42

Fajnie się czyta, powodzenia :) jadę z tobą tym wózkiem :)
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

28 sierpnia 2020, o 20:15

Dzięki, że napisałeś! Brakowało mi tu interakcji z innymi ludźmi i już nawet dzisiaj miałem pisać, że każdy jest tu mile widziany. ;)
Przyznaję, że spisywanie tego, co się ze mną dzieje, bardzo mi pomaga i pozwala ocenić postęp. W ferworze zmagań z nerwicą wiele rzeczy niestety umyka.

Dzień 5.
Zauważam pewną prawidłowość - co drugi dzień budzę się o 05:30 i tak było i dzisiaj. Czy jutro obudzę się o 04:00? Dowiemy się już w następnym odcinku. ;) W każdym razie mam dzisiaj zupełnie inne nastawienie do moich zmagań. Otaczam siebie dużym wsparciem, zajmuję się myślami, które nie są przyjemne i traktuję swój stan emocjonalny jak... dziecko. Podchodzę do niego ze zrozumieniem, zapewniam o tym, że jestem i kocham siebie.
Już to robiłem. Moim problemem jest to, że chwytam się czegoś z nadzieją, że to pomoże mi wyjść z nerwicy. Po pewnym czasie zniechęcam się, bo nie mam takich efektów, jak oczekiwałbym. I koło zaczyna się toczyć od początku...
Teraz widzę, że nie wchodzenie w moje emocje (vide: dzień 1. i 2.) było totalnym nieporozumieniem. Mógłbym tak trwać, jeszcze bardziej się męcząc! Nie tędy droga.
Dzisiaj mam dużo przeżywania siebie i to jest oczyszczające (choć i wyczerpujące) doświadczenie.
Układam sobie relację z moim współlokatorem i dochodzę do wniosku, że mi go brakuje (ostatnio nie chciałem mieć z nim kontaktu). Wraca do mnie również potrzeba kupna mieszkania, co wiąże się z dużymi emocjami. Niestety, ceny poszły w górę, co mnie martwi. Staram się to przemyśleć i ułożyć spokojny plan działania, nie robiąc sobie presji, że od razu muszę (nie lubię tego słowa) je kupić.
Rozmawiam też z moją mamą, z którą miałem różne przejścia. Jest w niej dużo negatywności i nie podoba mi się to. Mówię jej o tym. Słyszę od niej coś nieprzyjemnego, co - nie ukrywam - boli mnie. Na szczęście zamiast to ignorować, wchodzę w ten smutek i staram się nim zająć, tj. zmienić moje myślenie o naszej relacji. Jednak to nie pomaga. Zaczynam szukać głębiej. Okazuje się, że ta sytuacja przypomina mi inne wydarzenie z przeszłości, które było dla mnie bardzo trudne. Przeżywam je ponownie, przerabiam (kłania się praca terapeutyczna), przebaczam (praca duchowa) i czuję się lepiej.
Po tych wszystkich wrażeniach jestem zwyczajnie zmęczony. Mam jednak diagnozę mojej sytuacji. Kiedy kilka lat temu zakończyłem terapię i rekolekcje, podczas których przerabiałem swoje zranienia, z przekonaniem, że nie może do mnie już wracać nic trudnego z przeszłości. Dlatego zamiast zajmować się moimi myślami i emocjami, wbijałem "klin" w postaci angażowania się w działanie przeciwko temu, co mnie przeraża. Owszem, czułem się po nim lepiej, ale to na dobrą sprawę mi nie pomagało.
Wyszedł mi dosyć długi post, czuję, że ważny. W ciągu tych kilku dni przechodziłem kalejdoskop różnych wrażeń! Jestem ciekaw, co będzie jutro...
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

29 sierpnia 2020, o 20:52

Dzień 6.
Rzeczywiście, obudziłem się dzisiaj o 04:00. Zaczęły nachodzic mnie obawy, więc już nie usnalem. Później przyszły negatywne myśli dotyczące przyszłości. Starałem się je zracjonalizowac i wysmiac, ale to nie pomogło, dlatego je zostawilem. Czułem dyskomfort z powodu ich obecności, jednak to uczucie nie było tak ciezkie jak kilka dni temu.
Doświadczyłem również tego, że "wchodzę" w głowę innych ludzi i wyobrażam sobie, co mysla. Na szczęście szybko się na tym złapałem.
Czuje, że tracę mojego najlepszego przyjaciela. Jestem zazdrosny o to, że jego relacja z dziewczyną dobrze się rozwija, są razem szczęśliwi, a ja mierze się z jakimiś schizami... Dlatego też go w ostatnim czasie ignorowalem. Napisal mi o tym w dosyć mocnych słowach. Znowu towarzyszy mi smutek, ale i postanowienie, aby nie tracić bliskich mi osób i tego, co dla mnie ważne z powodu natrectw...
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

30 sierpnia 2020, o 22:14

Dzień 7.
Poranna pobudka - standard. Dzisiaj też towarzyszyły mi negatywne myśli, ale tym razem starałem się je olewać, choć czułem przymus wchodzenia w nie.
Zdałem sobie sprawę z tego, że ciągle żyję w swoim wewnętrznym świecie walki z lękami i przez to dużo tracę. To taki mój egocentryzm objawowy, z którym wiążą się moje oczekiwania, że ludzie dookoła mnie będą mnie w tym wspierać. I niestety często moja chęć kontaktu z nimi pojawia się, kiedy mam kryzys. Chcę to zmienić i nie gadać ciągle o tych lękowych odpałach.
Do tego rozmawiałem dzisiaj z moją rodziną i były to trudne rozmowy. Jest mi smutno z tego powodu, że nie jest między nimi dobrze. Postanowiłem jednak, że nie będę trwał w marazmie, bo w ten sposób i tak nikomu nie pomogę, a sam będę trwał w skupieniu na sobie i tym, co przeżywam.
Zauważyłem, że przez nerwicowy lęk trudno jest mi być tu i teraz. Uczę się tego i jest to zdecydowanie przyjemne uczucie.
Miałem niełatwą rozmowę z moim przyjacielem a propos tego, że go ostatnio ignorowałem. Pisałem już o tym, że mam poczucie tego, że tracę bliskie mi osoby. I mimo tego, że dawał mi odczuć, że zależy mu na naszej relacji, ja go odrzucałem. Na szczęście przetrwaliśmy moją schizę. Nie chciałbym, abyśmy za jakiś czas znów musieli się z nią mierzyć...
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

31 sierpnia 2020, o 06:55

Sledze twoje zmagania.Powodzenia.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

31 sierpnia 2020, o 21:53

Dzięki Ci bardzo - to jest naprawdę dla mnie krzepiące. :)

Dzień 8.
Standardowo obudziłem się w nocy i naszły mnie lękowe myśli. Wierzę, że to zacznie się zmieniać, kiedy odburzę się na jawie.
Rano zastanawiałem się, co zrobić z tym lękiem, który mam w sobie. Zacząłem nie wchodzić w te myśli i powtarzać w głowie, że im nie wierzę. Sięgnąłem też po szeroko opisywane tu wyśmiewanie objawów. To rzeczywiście w pewnym stopniu zmieniło mój nastrój, tyle że ciągle przychodziły mi nowe lękowe myśli. Dlatego też zastosowałem kolejne narzędzie, tj. relaksację. Praktykuję ją od dawna i zauważyłem, że kiedy uspokajam siebie i swoje ciało, to nawet kiedy przychodzą do mnie różne, trudne dla mnie myśli, łatwiej jest mi je przejmować oraz przeżywać.
Rano miałem intensywne spotkanie w pracy, więc to była dobra motywacja dla mnie do ukierunkowania mojej świadomości na inne tory. Do tego umówiłem się na oglądanie dwóch mieszkań - dziś i jutro - oraz ogarnąłem kilka innych spraw. Towarzyszł mi całkiem spory spokój, co zaskoczyło mnie na plus. ;) Bardzo się cieszyłem z tego, że mogę tak produktywnie spędzić ten dzień i poświęcić się temu, co realne, a nie wyimaginowane.
Co prawda w połowie dnia zacząłem odczuwać zmęczenie, ale szczęśliwie i bez perturbacji dotarłem do jego końca. Miałem też takie przyjemny stan, kiedy nie miałem skupionej uwagi na tym, co może się wydarzyć ani na analizach i to było super! Takie życie pełne wolności.
Dzisiejszy dzień dał mi wiele nadziei na to, że warto się starać, walczyć, ignorować i nie wchodzić w lękowe myśli. Co do tego ostatniego miałem wątpliwości, ale dzisiaj widzę to światełko w tunelu. :)
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

1 września 2020, o 07:01

W itam od kiedy sie odburzasz i czy twoj lęk to co opisujesz to wolnoplynacy. Ale widze ze dzialasz i starasz sie go akceptować. A co w sytuacji stresu?.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

1 września 2020, o 22:59

Hmmm... Odburzam się już od... 9 lat. 9 lat temu mi się to udało, ale od tego czasu ciągle towarzyszy mi lęk. Podejrzewam, że dlatego, ponieważ moje behawioralne działanie jest ciągle poprzedzone dużymi obawami i wchodzę w nie razem z nimi. Przez to mam zaburzone postrzeganie wielu normalnych, codziennych spraw. Teraz bardzo mocno pracuję nad nastawieniem właśnie, nie nad behawioralną częścią odburzania.
Tak, towarzyszy mi teraz lęk wolnopłynący.
Dzisiaj miałem stresującą sytuację w pracy. Maksymalnie skupiałem się na tym, co działo się na zewnątrz (było to spotkanie, do którego nie byłem przygotowany), a nie na moich wewnętrznych myślach i obawach. I to mi pomogło przetrwać, choć miałem wrażenie, że się gubię. Na szczęście to było tylko wrażenie.

Dzień 9.
Dzisiejszy i wczorajszy dzień były bardzo intensywnie. Takie dni nazywam "dniami konia". ;) Dzisiaj bardziej doskwierał mi lęk wolnopłynący, dlatego starałem się mieć zajęte myśli i skupiać na tym, co realne, co dzieje się tu i teraz, a nie na obawach. Kolejny raz miałem dużo pracy (to dla mnie zbawienne!), do tego miałem długie spotkanie, na którym starałem się być mocno skupionym na tym, co ktoś do mnie mówi.
No i to spotkanie, o którym wspomniałem wyżej. Nie ja je miałem prowadzić, ale ostatecznie pociągnąłem temat i wyszło to bardzo dobrze. Do tego miałem sporo interakcji z innymi ludźmi (moje nerwicowe lęki mają podłoże fobii społecznej, więc to jest ważne).
Po pracy spotkałem się z moim przyjacielem, który widział, że coś jest nie tak. A we mnie te wszystkie obawy i chęć ich analizy po prostu mocno narosły, dlatego sprawiałem wrażenie osoby mocno pobudzonej.
Oglądałem dzisiaj kolejne mieszkanie i zająłem się kilkoma sprawami. Cieszę się z tego, że kolejny dzień miałem mocno produktywny i skupiony na tym, co realne. Jestem też zaskoczony, ile mam w sobie energii do działania i walki z tym cholerstwem.
Jeszcze kilkanaście minut temu kończyłem pewne zlecenie...
Zdałem sobie też sprawę, ile jest we mnie myśli - śmieci, które starają się do mnie przykleić, wprowadzić zamieszanie, lęk i uruchomić kontrolę.
Nie chcę już tak żyć. Chcę być wolny i szczęśliwy. No i chcę spać normalnie. ;)
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

2 września 2020, o 07:56

W itam piszesz 9 lat towarzyszy Ci lęk wolnoplynacy. Tez zastanawiam sie bo ciągle piszą oswoić się z lękiem akceptować porzucic kontrole. Wtedy lęk nie będzie miał punktu zaczepienia.Mam podobnie jak ty.A probowales moze przełamać lęk. Wchodzc w sytuacje mocno stesujace trudne.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

2 września 2020, o 23:13

Tak, wiele razy konfrontowałem się z moimi lękami, jednak za każdym razem nadal towarzyszą mi obawy. Podejrzewam, że to z tego względu, że wchodzę w sytuacje trudne z niewłaściwym nastawieniem, mocno lękowym. Staram się je zmienić, tj. uspokoić, aby lękowo nie analizować tego, co się dzieje.

Dzień 10.
Nadal utrzymuję swoją uwagę na zewnątrz, nie na tym, co dzieje się we mnie. Kiedyś myślałem, że to oznacza brak zgody na to, aby przychodziły mi różne myśli i emocje, jednak teraz już wiem, że ich nie blokuję - po prostu nie skupiam się na nich. Momentami mam trudności z racjonalny myśleniem w pracy, ponieważ dużo dzieje się w mojej głowie. Dzisiaj również miałem sporo obowiązków i kilka spotkań.
Mam też kolejną niewesołą refleksję.
Relacja z moją dziewczyną jest swego rodzaju "papierkiem lakmusowym" mojego stanu. Ona też ma w sobie bardzo dużo lęku, wiele analizuje, przewiduje negatywne scenariusze... I chyba też to nas do siebie "przyciągnęło". Nie wiem, czy na dłuższą metę chcę żyć w taki sposób. Towarzyszą mi różne myśli. Z jednej strony - może warto teraz popracować nad tym, co trudne, a później będzie łatwiej? A z drugiej - jeżeli nie będziemy razem, to mój świat się nie skończy.
Ostatnie dni miałem bardzo intensywne, dlatego teraz potrzebuję trochę odpocząć.
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

3 września 2020, o 12:09

W itam sluchaj a co znaczy te 10 tygodni.
Kemez89
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 14:34

3 września 2020, o 19:18

10 tygodni to czas, który sobie dałem na takie intensywne odburzanie się, na zmianę moich przekonań myślowych, które prowadzą do lęku i które będę uzupełniał behawioralnym działaniem.

Dzień 11.
Skumulowane zmęczenie dało dzisiaj o sobie znać, więc wreszcie odpoczywam. Zrezygnowałem nawet z pójścia na basen.
Poza tym widzę pewne pozytywne zmiany, które mnie cieszą.
Rano miałem awarię służbowego laptopa, a że miałem pracować z domu, stanąłem przed widmem pojechania do mojej firmy. Nie przerażało mnie to. Ogarnąłem numer telefonu do kolegi z IT, który mi pomógł i nie musiałem nigdzie się ruszać. ;)
Miałem dzisiaj też bardzo ważną rozmowę z moją dziewczyną. Wczoraj mi napisała, że nasza relacja się rozmywa i miała parę uwag, które były dla mnie krzywdzące. Powiedziałem jej o tym, wspomniałem o tym, że mam swoje potrzeby, że nie zawsze będę dostępny tak, jakby sobie tego życzyła. Do tego ten tydzień mam bardzo intensywny. Co ciekawe, nie towarzyszył mi lęk o to, że ją stracę - przeciwnie - cieszyłem się, że jej o tym powiedziałem. Jeszcze wrócimy do tematu.
Byłem dzisiaj w sklepie i okazało się, że nie zabrałem dodatkowej torby na zakupy, więc szedłem obładowany jak wielbłąd. Pod blokiem wypadły mi produkty z plecaka i kieszeni (nie obyło się bez "ofiar" - straciłem bezpowrotnie maliny), ale z perspektywy czasu to jest dla mnie zabawne. Ciekawe, czy dla moich sąsiadów też? ;)
Po pracy położyłem się i mam taki stan, że jestem tu i teraz, nie przychodzi mi 100 tysięcy myśli i to jest bardzo fajne, choć z drugiej strony - oswajam się z tym, bo jest to pewnego rodzaju "anomalia". ;) Nie wchodzę w lękowe myśli, zaczynam jednak powoli włączać w moje codzienne zmagania racjonalizację moich obaw.
ODPOWIEDZ