Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Toksyczny rodzic

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
ines
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 28 sierpnia 2015, o 08:51

3 sierpnia 2018, o 10:42

Hej, widziałam już takie tematy, ale mam inne pytanie niż tam zadawane.
Moja mama jak miałam tak 12-13 lat można by powiedzieć, że mnie porzuciła, zostawiiła samej sobie, kiedy tak naprawdę jej najbardziej potrzebowałam.
Zajęła się sobą, swoim szczęściem. Powiedziała mi kiedyś podczas rozmowy coś w stylu "Dajcie mi spokój (ja i mój brat), dajcie mi ŻYĆ". Okropnie się wtedy poczułam.
Byłam kiedyś molestowana. Dopiero w tym wieku zaczęło do mnie tak konkretniej docierać, co się stało. Popadałam w depresje, nerwice.
Przez lata zmagałam się sama ze swoimi problemami. Nie mieliśmy w życiu łatwo, bo nie miałam też taty, który zmarł. Wszystko kręciło się wokół braku pieniędzy, co również
było na mnie napiętnowane - czułam się jak ciężar, kiedy mama musiała mi kupić podręczniki do szkoły.

Dowiedziałam się niedawno, że mam syndrom DDD. Właściwie to przejęłam w rodzinie rolę matki mojej matki w pewnym momencie. Rzeczywiście im byłam starsza to
próbowałam z nią pogadać o jej długach, doradzić, pomagać, wspierać w jej problemach, a w odpowiedzi ja nie dostawałam nic tak naprawdę. Tylko ciągły gniew - "NIe chcę o tym rozmawiać",
"Nie chcę o tym myśleć", "Daj mi spokój". Ona się zachowuje do dzisiaj jak małe dziecko. Zamiast porozmawiać o problemach, podjąć męską decyzję żeby się tym wszystkim
jakoś zająć, zacisnąć zęby. Przecież chcę dla niej dobrze. Ona się buntuje i tupie nogą. Przecież umiem liczyć i wiem, że w przyszłośći nie starczy jej po prostu pieniędzy na życie.
Ma komornika. Nabrała miliony jakichś długów nie wiadomo po co. Przecież nie było tak tragicznie. Miała rentę po moim ojcu, pracowała, potem miała faceta, mój brat dokładał się do życia.
Potem wyjechała za granicę. Dobrze zarabiała. Ale ona ma motto - żyj chwilą, nie przejmuj się, high life.

Okazało się ogólnie, że jej facet bardzo mało dokładał się do życia. Szkoda jej było pieniędzy na własne dzieci, a utrzymywała swojego faceta, który ją potem jeszcze okradł
i mnie przy okazji też. Kiedyś wzięła na lewo pożyczkę na mojego brata, bo jej już nie mogli przyznać. Trafił on do rejestru dłużników, o czym dowiedział się przez przypadek, jak chciał
wziąć raty. Po czym na dodatek sam spłacił ten dług. Ogólnie to ona w pewnym momencie tupnęła nogą i powiedziała - nie płacę tego i tak dług za długiem rośnie i rośnie.

Próbuje mojej mamie dojść jakoś do rozsądku. Pracuje teraz w Irlandii i ma super szefową, poznała fajnych ludzi, a cały czas narzeka, jak to bardzo chce wrócić do Polski.
Ma 54 lata. Prawda jest taka, że popracowałaby tam z 2-3 lata i miałaby te wszystkie długi spłacone i może nie high life życie, ale miałaby spokojne życie.
Ona teraz po latach zaprasza mnie na obiady, spotyka się ze mną, dzwoni do mnie. Teraz chce być moją best friend. Oczywiście nią nie jest, bo rozmawiamy tylko o jej problemach.
Nigdy nie miałam od niej wsparcia. Z czymkowliek się zmagałam, robiłam to zawsze sama.

Ciągnie się za mną to piętno. Chce się od niej uwolnić. Przytłaczają mnie jej problemy. Mam już dość tego. Ja zaczynam nowe życie. Sama zmagam się z pewnymi problemami.
Chcę w końcu skupić się na sobie. Ja to ja, ty to ty. Twoje problemy nie są moimi problemami i vice versa. Nie wiem, jak mam jej to uświadomić.
Wiem, że prawdopodobnie czekają mnie kiedyś alimenty na mamę lub przynajmniej jakaś pomoc, jeśli nie zgłosi się z tym do sądu. Trudno.
Wiem, że jej się to prawnie należy. Ona uważa, że była super matką, w końcu miałam co jeść i gdzie spać.
Nie pozwolę mojej mamie głodować, bo wiem że wypada jej pomóc, ale nie będę tego robić z chęcią tylko dlatego, że tak trzeba. Będzie mnie to pewnie nawet boleć,
bo sprawiła mi naprawdę duży ból brakiem swojej osoby i pozostawieniem mnie całkowicie samej.

Mimo wszystko najchętniej to chciałabym ją kiedyś zostawić. Masz tę kasę, żyj high life. Chyba nie chcę mieć z nią kontaktu. Jednak nie potrafię jej odmówić, kiedy zaprasza mnie na rower,
na jakieś spotkanie, kiedy prosi o radę, bo wiem że sprawi jej to przykrość, ból, a tak w ogóle się na mnie obrazi. Wiem jak bardzo boli samotność i odrzucenie. Nie potrafie drugiej
osobie sprawić takiego bólu. Ona zostanie kiedyś sama. Nie wiem co mam robić. Jak mam się od niej uwolnić? Czy macie jakąś radę?
Chcę skupić się na sobie, a nie potrafię :(
Chodzę na terapię, więc będę o tym też rozmawiać na sesji, ale chciałam też poznać szerszą opinię, rady itp. Może znacie jakieś książki, artykuły? Teraz czytam "Toksyczni rodzice"
Awatar użytkownika
bbea
Forumowy szyderca
Posty: 413
Rejestracja: 11 lutego 2018, o 11:25

3 sierpnia 2018, o 12:07

Hej,
Znajduję w Twoim poście bardzo duże podobieństwo do mojej relacji z mama. Może u mnie to było bardziej subtelne, ale jednak.
Widzę, że jesteś tak naprawdę na bardzo dobrej drodze. Uświadomienie sobie tych wszystkich emocji to moim zdaniem już połowa sukcesu albo i więcej. Wiesz, że musisz skupić się na sobie i nie masz obowiązku życia jej życiem. Teraz twoja mama potrzebuje Ciebie bardziej niż ty jej, więc role się odwróciły. Ja stosuję takie podejście do tematu - nie będziemy już przyjaciółkami i to nie jest moja wina. Na to jest zdecydowanie za późno. Ale oczywiście to moja mama i nie całe moję dzieciństwo było złem. Może lepiej nie umiała. Więc nie będe też już jej karać. To co było nie wróci i nic tego zmieni. Czasu się nie cofnie i nie odzyskam super dzieciństwa. Wię daje z siebie tyle ile moge i tyle ile chcę. Jestem miła, odwiedzam, pomogę jeśli trzeba, dzwonię. Bo ja dzięki temu się czuje dobrze ze sobą.
Może da się znaleźć złoty środek? Spotykaj się z mama, spedzajcie razem jakis czas, ale nie bój się odmówić. Nie musisz zawsze być dostępna. Odmówienie spotkania nie powinno nikomu sprawiać ogromnego bólu.
Super, że chodzisz na terapię. Nie martw się teraz przyszłością, tym co zrobisz jak twoja mam bedzie potrzebowała opieki. To nie ma sensu. Ja potrafiłam o tym myśleć juz 10 lat, i po co? Nie wiadomo co będzie, gdzie ty bedziesz i w jakim będziesz stanie emocjonalnym.
Daj sobie czas, skup się na terapii, na przepracowaniu tego tematu, na tym jak teraz te relacjie ułożyc. A o przyszłości pomyślisz później.
ines
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 28 sierpnia 2015, o 08:51

3 sierpnia 2018, o 13:24

Hej, dzięki za radę! :)
Super, bardzo mi się to przyda.
Właśnie czytam teraz tę książkę "Toksyczni rodzice" i czuje się momentami tak - "O Boże to o mnie!" xD

Kiedyś patrzyłam na moją mamę bardziej tak:
- "brakuje mi jej, chciałabym żeby zwróciła na mnie uwagę",
- "czemu się na mnie tak gniewa, chce jej tylko pomóc?",
- "musiało być jej ciężko, nie mogę być zła na to, że tak mnie traktowała. Ona też przecież potrzebuje kogoś, pewnie jest samotna"
- "straciła męża, została z dwójką dzieci, ohhh jak musiało być jej ciężko"

Całe jej zachowanie tłumaczyłam zawsze faktem, że straciła męża, została z dziećmi, należy jej się szczęście. I tak to prawda, to jest przykre, to jest ciężke, ale psycholog zwróciła mi uwagę na to, że:
- ja straciłam tatę
- potem straciłam mamę, bo mnie po prostu zostawiła
- byłam molestowana i zostałam z tym sama
- doszły problemy z pieniędzmi i żyłam w poczuciu bycia ciężaru z tego powodu, że moja mama musi na mnie wydać jakieś pieniądze
- zaczęła się na mnie opierać, zwierzać się i powierzać swoje problemy
- jednocześnie uczyłam się i to bardzo dobrze, osiągałam jakieś sukcesy, a to też nie jest łatwe

Doszło do mnie to. Tak, to prawda. Współczuje mojej mamie, było jej ciężko. Jest dla mnie z jednej strony bohaterką, że jakoś dała radę, ale nie zwalniało jej to nigdy z obowiązku aby być dla nas i otoczyć mnie i mojego brata opieką na zasadzie rozmowy, miłości, zwykłego wsparcia itp. No i przede wszystkim nie ma prawa oskarżać mnie i mojego brata o własne błędy, a to też stara się robić. Ja bylam dzieckiem, mój brat też także na to się nie godzę. To ona była dorosła. Wcale nie blokowałam jej możliwości bycia szczęśliwą, radosną. Mogła mieć faceta i mieć nas, ale ona miała nas dość - "ja chcę ŻYĆ". Pamiętam jak mi to wykrzyczała i nie zapomnę tego nigdy. Ja właściwie nie wiem, co to jest miłość taka do rodzica, od rodzica? Ktoś by mógł pomyśleć, że to pierdoła, ale naprawdę robi to z człowieka siano.

Jestem na początku terapii i momentami wracanie do przesżłości jest bolesne. Wiem, że niektórzy sceptycznie podchodzą do wracania do przeszłości. Ale ja się cieszę, odkrywam, że tak jak zawsze uważałam siebie za słabą, wszystkie swoje sukcesy pomniejszałam. Nie, to ja, to ja to wszystko przeszłam SAMA, ja sobie z tym SAMA poradziłam i też jestem superhero. :) Patrzę teraz z perspektywy dorosłej osoby - dałam radę bez nikogo, nie było właściwie rzeczy, z którą ostatecznie bym sobie nie poradziła. Super :)

Moja mama żyje takim przeświadczeniem i wbijała mi do głowy "ja się tak poświęciłam dla was, gdyby nie ja to ...'. Teraz próbuje wbić mi do głowy, że "te kredyty były dla was, to wasza wina". Nie, ja byłam mała, mój brat też był młody. Nie odpowiadam za jej błędy. Wcale nie musiała brać tych kredytów. Wiem że miała lekką rękę do pieniędzy, utrzymywała swojego faceta i to on ją jeszcze zadłużył. Dopóki z nim się nie związała, nie poświęciła całej energii na niego wszystko było jeśli chodzi o finanse stabilne, naprawdę.
Teraz słyszę tylko - "ale mi ciężko", "nie chcę myśleć, co będzie później", "pomożesz mi w tym, czy w tamtym?". JA, JA, JA. Nie ma mnie, nie ma mojego brata. Jest tylko "a on to by mógł coś zrobić w tej chałupie (w sensie remont)", "a on to by mógł tamo zrobić", "a on to wcale nie pomyśli o mnie". No tak, bo mój brat natomiast przyjął postawę dziecka niewidzialnego/dziecka we mgle.

Dzięki za radę, właśnie coś takiego będę próbowała zrobić. Muszę jej się raz sprzeciwić. Mam już dość zajmowania się za nią długami - "co robić, pomóż". Na razie słabo mi to idzie, bo właśnie dzisiaj jadę z nią do prawnika de facto porozmawiać o długach. Przytłacza mnie to. Kiedyś jak spróbuje wyznaczyć granicę, że nie chcę się tym zajmować na bank wyskoczy mi z jakimś tekstem i obrazi się na mnie. Trudno, to jej wybór. Ja to ja, ona to ona. Moje problemy, zmagania nic ją nie obchodzą. To jest jeszcze dla mnie za ciężkie, takie odmówienie, ale jestem na dobrej drodze.
Awatar użytkownika
bbea
Forumowy szyderca
Posty: 413
Rejestracja: 11 lutego 2018, o 11:25

3 sierpnia 2018, o 14:10

Myślę, że jestes na idealnej drodze, świetnie sobie radzisz. Masz bardzo duża świadomość i jestem pewna, że ogarniesz ten temat do końca:)
Z perspektywy osoby z podobnymi doświadczeniami naprawdę podoba mi się to co piszesz.
W sumie nie wiem co Ci doradzać bo Ty wszystko już wiesz:) Mogłabyś doradzać innym z takimi problemami;)
A wyznaczanie granic to też pewnie będzie proces. I czasem może ci być źle, będziesz mieć wątlipości czy wyrzuty sumienia. To jest naturalne, potrzeba troche czasu. Najważniejsze, że wiesz co chcesz zrobic.

U mnie jest troche inaczej bo moja mama przyznaje, że była zła matka. Ale na co mi to teraz? Teraz w momencie, kiedy ona potrzebuje nas, to dla mnie ma małe znaczenie. Ja już zaakceptowałam fakt, że było jak było i czasu się nie cofnie.

Trzymam kciuki za Ciebie!
ODPOWIEDZ