Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

3/3 Stres - Działanie

Tutaj znajdują się wszystkie dotychczasowe piguly odnośnie stresu. Znajdziesz tutaj zarówno piguły wyjaśniające jak i doradcze.
ODPOWIEDZ
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

19 grudnia 2015, o 09:08

Witajcie! :)

Kolejna piguła o stresie w której skupiiśmy na samym działaniu, czyli co robić by stres redukować i nad nim pracować, a konkretniej:

- Jak sobie radzić ze stresem kro po kroku?
- Na czym opiera się praca nad stresem?
- Jakie zmiany mentalne warto wprowadzić by zredukować stres?
- Jaka postawa jest isotna w obniżaniu stresu?


[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=52xzDogXvV0[/youtube]

DivoVic team pozdrawia :)
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

19 grudnia 2015, o 09:48

O! coś dla mnie :huh
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

19 grudnia 2015, o 16:08

Dziękuję za wszystkie trzy pigułeczki o stresie , pewnie odsłucham jeszcze kilkakrotnie .
Perfekcjonizm ... mój problem od zawsze , też nad tym pracuję , a wszystko dzięki Wam chłopaki . Viktor , Hewad :friend:
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

17 stycznia 2016, o 22:29

Bardzo fajne nagranie, w sumie to sie prawie poplakalam jak vic opowiadales o tym ze sie zestresowales :) a to dlatego ze to daje mi nadzieje ze mozna naprawde tak wiele w sobie zmienic.
Jest tylko w tym nagraniu jakos spaprana glosnosc bo div jestes za glosno :) albo vic za cicho nagrany :)

-- 17 stycznia 2016, o 23:29 --
Hej panowie a mam pytanie jak juz byscie pokonczyli te swoje szkolenia psychologiczne, szkoly itd to w jakim nurcie byscie pracowali z ludzmi?
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

18 stycznia 2016, o 17:55

Anita,

DivoVicowym :DD

A tak na poważnie, to głównie kongitywno-behawioralna, dialektyczna i rozwojowa. Czyli kwestie trenerskie ( coaching/motywacja ). :)
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

28 stycznia 2016, o 21:21

Super jeszcze czekam na vica :D bo jestem ciekawa jakie terapie byscie polecali innym :)
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 stycznia 2016, o 09:55

No cóż, mnie to interesuje psychologia holistyczno-egzystencjalna, bardzo moim zdaniem spychana na bok i chociaż ma jak każdy nurt swoje minusy i ograniczenia to filozofia zycia, ustosunkowanie się własciwe do emocji, znalezienie sensu w życiu jest w moim przekonaniu równie ważne (a u wielu myślę nawet ważniejsze!) jak podświadome problemy i warunkowanie nawyków :)
Plus do tego podstawowe narzędzia psychoanalizy (wypierania, srania itp) i oczywiście kochany behawioryzm czyli dla mnie- drążenie nawyków.
I to jest dla mnie mega miks owoców :D
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Fine
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43

3 lutego 2016, o 01:46

Dzięki za nagranie, akurat tego potrzebowałem dzisiaj. Muszę się chyba przy okazji trochę wyżalić. Wybacz Victor ;)

Wspomniałeś Victor o chłopaku, który strasznie panikuje przed maturą. Widzę w nim siebie, tylko że jestem starszy i uczęszczam na studia.
Pamiętam, że od gimnazjum uczyłem się dla ocen, dla innych ludzi (rodziny, nauczycieli). Stresowałem się każdą lekcją maksymalnie, musiałem być zawsze gotowy na 100%. Nie mogłem pozwolić, żebym kogoś zawiódł przez złą ocenę. Mnóstwo czasu poświęcałem nauce i odbiło się to na relacjach towarzyskich, ale to inna historia.

Poszedłem do liceum. Niedługo potem zmarła moja o 2 lata starsza siostra, która chodziła do tej samej szkoły. Była dla mnie jedyną osobą, która mogla mnie zrozumieć. Początkowo dawałem sobie nawet dobrze radę, próbowałem podnosić na duchu rodzinę. Po niecałym roku dostałem pierwszego ataku paniki. Nie przedłużając wkręciłem się na maksa w koło nerwicowe i świat stał się okropny. W dupie miałem naukę, kiedyś 5,6 teraz najczęściej 2,3. Ciągle cierpiałem, myślałem że czeka mnie śmierć, ciągła depresja. I tak do matury, którą zdałem z kiepskim wynikiem. Nie wiedziałem co robić dalej. Studia? Ale jakie z takimi wynikami.

O dziwo Politechnika utworzyła tzw. międzywydziałówkę, na którą brali wszystkich (dostawali kasę z Unii od każdego studenta), więc postanowiłem spróbować. Ciągle będąc w nerwicy nie bardzo odnajdywałem się na studiach, zarówno pod względem nauki czy towarzysko. Miałem nadzieję, że jakimś cudem dam radę dostać się na wybrany wydział, ale nie wiedziałem nawet jak się zabrać za naukę. W międzyczasie, po kolejnych atakach paniki i stanach depresyjnych, zapisałem się na psychoterapię (wcześniej przez 3 lata zmieniałem tylko leki od psychiatrów). Pojawiło się światełko w tunelu. Byłem bardzo nieufny, ale coś ruszyło. Podjąłem jeszcze jedną próbę z międzywydziałówką. Na nowo zauważyłem, że potrafię się uczyć i po wyczerpującym semestrze przeniosłem się na wydział (bardzo trudny). Poznałem kilka nowych osób, myślałem że wychodzę na prostą.

Jednak już wtedy uważałem siebie za kogoś gorszego, bo przecież nie dostałem się od razu na studia po maturze. Byłem przecież ROK(!) w plecy. Inni studenci wydawali mi się 5 razy mądrzejsi ode mnie. Uważałem, że pojmują materiał z łatwością, tylko ja się męczę godzinami. Odtąd zawsze się porównywałem. A miałem z kim, bo na roku ponad 300 osób.

Poza tym myślałem, że lęki (wtedy nie wiedziałem nawet co mnie spotykało, a na terapeutce nie wyjaśniłem co się ze mną działo) są już historią. Uważałem, że bierne chodzenie na terapię i leki wystarczą do lepszego życia. W międzyczasie jednak, szczególnie przy sesjach, przychodziły pojedyncze, lekkie ataki paniki. Zawsze gdy za bardzo porównywałem się z innymi. Z każdym semestrem było ciężej. Nauki nie było końca, ciągle czułem się głupszy, do wielu egzaminów nawet nie przystępowałem, bo i tak nie widziałem dla siebie szansy na zaliczenie. Bo po co iść skoro nie jest się przygotowanym na 100%? Jaki piękny perfekcjonizm. Mnóstwo czasu przez niego straciłem. I tak byłem już kolejny rok w plecy, więc jeszcze większa presja, jeszcze większe pretensje do siebie i przekonanie o byciu beznadziejnym.

Podczas 2 roku, w przerwie świątecznej zmarli w ciągu 5 dni moi dwaj dziadkowie (2 godziny różnicy między zgonami...) i wujek. Po prostu każdy z nich chorował, ale nieźle się "zgrali". I to na święta. Był to trudny okres dla mnie, jednak zauważyłem że bardziej od ich śmierci martwiłem się czekającymi mnie zaliczeniami na uczelni. Czułem się z tym okropnie, brzydziłem się siebie za te myśli ale taka była prawda. Musiałem przecież myśleć jak nie zawieść jeszcze bardziej.

W lato 2014r. musiałem odbyć 2 miesiące praktyk. Dostałem się, co prawda tylko na bezpłatne, do dużej światowej firmy. Już kilka dni przed praktykami zauważyłem, że przytrafiają mi się zawroty głowy. Olałem to. Próbowałem udać przed innymi, że praktyki nie są dla mnie żadnym problemem. Może by tak było, gdy nie niezła fobia społeczna :) Wydawało mi się, że nie nadaję się tam, wszyscy inżynierowie wydawali mi się nadistotami. Dodatkowo wiele osób wokół. A ja taki dureń, 2 lata do tyłu na studiach i do takiej firmy, kretyn. Minęły może 3 tygodnie, strasznie siadł mi humor i w nocy przed kolejnym dniem praktyk dostałem ogromnych ataków paniki. Nie będę się rozpisywał, każdy to zna. Nie mogłem uwierzyć, że to powróciło, przecież już o tym zapomniałem. Na nowo wkręciłem się w lęki. Nie miałem siły żyć. Ale miałem siły żeby przejmować się, co o mnie pomyślą ludzie z praktyk, jak mnie ocenią. Jakoś dotrwałem do końca praktyk.

Już czekał kolejny semestr. Przed wakacjami miałem nadzieję, że przedostatni. Ale po nawrocie lęków znów nie miałem sił na naukę, mało co zaliczyłem, na dodatek zacząłem pisać pracę inżynierską pod opieką strasznego ..uja. Tylko taki był wtedy dostępny. Co przyniosłem na konsultacje było do niczego. Do dupy. Pan nic nie potrafi. Jeszcze bardziej się podłamywałem.

Dopiero teraz zauważyłem, że nic nie robiłem ze sobą przed te lata. Myślałem, że nerwica wzięła się z powietrza i uleciała dzięki lekom oraz przychodzeniu (bo nie aktywnym uczestnictwie) na terapię. Postanowiłem zaufać terapeutce. W końcu zacząłem świadomie korzystać z jej usług. Krok po kroku dochodziliśmy do sedna, po drodze cierpienia i płaczu. Przejrzałem na oczy, zobaczyłem ile mam w sobie problemów: kompleksy, fobia społeczna, nieprzepracowana żałoba po siostrze, pijaństwo ojca, nadopiekuńczość i fanatyzm religijny matki, która nie podniosła się po śmierci dziecka i tylko wegetuje, bo ciężko nazwać to życiem i kilka innych rzeczy.

W 2015 roku trafiłem do Was. Początkowo byłem sceptyczny ale wiele mi pomogliście. Materiały są fenomenalne. W końcu dowiedziałem się, że nie wariuję ani nie zostałem opętany. Co najważniejsze – nie jestem w tym sam. Zacząłem świadomie ryzykować. Dzięki terapii zacząłem odkrywać swoje emocje. Skracając, w 2015r.: byłem na dwóch weselach z koleżanką, zaliczyłem całkiem dużo kursów na studiach, zapisałem się do szkoły językowej i tanecznej, poszedłem do pierwszej pracy, zacząłem schodzić z leków, odważyłem się powiedzieć rodzicom o moim braku wiary w Boga i kościół (o dziwo było to najtrudniejsze, bo bardzo nie chciałem ranić matki), zacząłem chodzić na randki, pojechałem na zagraniczne wycieczki, spędziłem sylwestra ze znajomymi i wiele innych rzeczy. Zauważyłem, że ludzie nie są bezwzględni, też mają uczucia. Że ich celem w życiu nie są moje porażki. Otworzyłem się na ludzi, a oni na mnie. Ogółem ŻYŁEM.

Przed obecnym semestrem byłem bardzo dobrze nastawiony. Zostały mi do zaliczenia 2 kursy i napisanie pracy inżynierskiej (z nowym, bardzo fajnym opiekunem). Wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy w szkole językowej poczułem się niechciany, niezauważany w grupie (dziś wiem, że nie miałem żadnych podstaw żeby tak sądzić). Pojawił się znów lęk, znów zacząłem się porównywać, znów czułem się głupszy, gorszy, nie warty uwagi. Odbiło to się na studiach, choć zaliczyłem te 2 kursy. Jednak nie materiał był najtrudniejszy, a myśli, że kogoś zawiodę. Jeśli teraz nie skończę inżyniera, to będzie tragedia, koniec ze mną. Wszyscy przecież są nastawieni, że muszę teraz zakończyć edukację, nie mogą sobie już pozwolić na błędy, już wystarczający wiele ich popełniłem. Limit wyczerpany. Teraz albo śmierć. Rodzina, znajomi, wszyscy ode mnie tego oczekują, chociaż nigdy tego mi nawet nie powiedzieli. Stres był za duży. Próbowałem w wielkim stresie ukończyć pracę, ciągle odliczając ile czasu mi jeszcze zostało. Nie było szans na zrobienie pracy perfekcyjnie, więc mogła być tylko beznadziejna (skala 0-1). W końcu czułem, że tracę panowanie nad sobą i odpuściłem. Zastanowiłem się i uznałem, że muszę nabrać dystansu.
Pomyślałem, że jeśli przedłużę oddanie pracy inżynierskiej (do maja) to tragedia się nie stanie. Zarobię i zapłacę za przedłużenie. Biorę to na siebie. Nic innym do tego. Mój świadomy wybór.
Ale hola, hola! Jak to? A rodzina, znajomi, studenci, prowadzący, społeczeństwo? Oni przecież siedzą mi w głowie, ciągle oceniają i krytykują. Kolejny rok w plecy cieniasie, po co w ogóle szedłeś na te studia. Tylko się kompromitujesz. Rodzina pewnie uważa Cię za nieudacznika. Już pewnie nawet z litości nie pytają, kiedy kończysz studia. Twoi rówieśnicy mają już pełne wykształcenie, pracę, niektórzy rodziny, a Ty nawet ze sobą nie potrafisz sobie poradzić.
I tak od 2 miesięcy znów walczę z lękami, znów świat stracił barwy. Ale nie załamuję się, bazuję na doświadczeniu, że można sobie poradzić.
Boję się, że załamać mnie może jedna rzecz. I właściwie dlatego zacząłem pisać moją historię. Doczytałem w regulaminie studiów, że mogę mieć problemy z przedłużeniem pisania pracy dyplomowej. Być może okaże się, że będę musiał mieć semestr przerwy w studiowaniu (moim znajomi już tak mieli) i dopiero będę mógł dokończyć studia. Czyli broniłbym się za niecały rok. Byłby to kolejny rok w plecy. Brzmi to dla mnie jak wyrok śmierci.
Co najśmieszniejsze, ja polubiłem moje studia. Odnalazłem konkretną dziedzinę, która mnie interesuje i chciałbym w niej pracować. Jednak ciągle prześladuje mnie myśl, że dla mnie już jest za późno. Tyle lat w plecy, rówieśnicy już mają doświadczenie w zawodzie. A ja, mając za rok 26 lat, będę starym dziadem :D I to tylko z tytułem inżyniera, bez magistra. Nikt mnie nie będzie chciał przyjąć do pracy. Okaże się, że cały trud studiowania pójdzie na marne. Tak jakby ludzie w moim wieku i starsi nie zaczynali studiów. Jeszcze nie zacząłem dorosłego życia, a czuję się jakbym już je przegrał. Jakby studia określały mnie w 100%. Tylko to się liczy. Jestem pierwszym człowiekiem składającym się wyłącznie z wykształcenia.

W czwartek idę do dziekana i dowiem się co mnie czeka. Wtłaczam sobie do głowy, że istnieje życie po 25 roku życia ;)
Chciałem napisać o stresie, ale trochę się rozpędziłem. Jak widać dużo we mnie kompleksów i rzeczy do ogarnięcia. Chyba potrzebowałem po prostu się rozpisać, popatrzeć na moje życie z boku. Może potrzebuję słowa wsparcia? ;) Jednak chciałem też pokazać na swoim przykładzie do czego prowadzi, gdy przesadzamy ze stresem, próbą zadowolenia wszystkich wokół. Gdzieś po drodze gubimy siebie, żyjemy nie swoim życiem, a swoimi wyobrażeniami o wyobrażenia innych. Ciężko z tego wynieść coś pozytywnego.
Będę się stresował przed decyzją dziekana, bo i każdy, nawet w pełni zdrowy, by się denerwował. Ale chciałbym, żeby ta decyzja była najważniejsza dla mnie, a nie dla osób w mojej głowie.

P.S. Trochę przerażające, że to może z ¼ tego co jeszcze we mnie siedzi.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

3 lutego 2016, o 14:56

Ale co ja właściwie mam Ci wybaczać? :D

Przede wszystkim nie przerażaj się takimi obliczeniami, że to tylko 1/4 tego co w Tobie siedzi. Wiem, że to tak już się wylicza i liczy i ogólnie czasem człowieka może podłamywać fakt, że inni nie musza się takimi rzeczami w ogóle zajmować.
Mnie przynajmniej taki fakt zawsze denerwował ale cóż tak Ciebie, mnie czy innych powiedzmy życie potraktowało, takie przymioty zachowania i własciwości psychiki nam się zbudowały i czy się nam to wydaje sprawiedliwe czy nie nalezy się tym zajmować - byle na spokojnie :)

Myślę, że być może przydałoby Ci się własnie to o czym wspomniałem post wyżej a mianowicie spojrzenia ze strony "małego filozofa" na świat i ludzi.
Wiele czynników Cię kształtowało, poznałeś je na terapii, wiele z takich tendencji do zamartwiania się człowiek ma też do tego w sobie, to są tak ogólnie zwane przyczyny tego jak obecnie funkcjonujemy.
Do tego z uwagi, że żyjemy w okreslonym społeczeństwie, która ma jakieś określone już i wypracowane standardy i poziomy życia, staramy się ile sił iść tym samym systemem, czyli gimnazjum, średniak, matura, studia, super praca (w tym 20 lat stażu i doświadczenia), super zona, dom rodzina, bmw :D I co gorsza wszystko powinno być w określonym czasie!!!

To są takie (oczywiście bez generalizowania) przymioty idealności społecznej, a przynajmniej jakoś tak dziwnie u wielu ludzi utrwalone w głowie, ze bez tego ni hu hu - nie jesteśmy niczym wówczas więcej niż zerem (w Naszym mniemaniu).
I kiedy dochodzi niska wartość siebie do tego, wewnętrzny krytykant to powstaje porównywanie, ocenianie siebie samego jako nieudacznika.
Szczególnie kiedy czasem na drodze spotykamy ludzi mniej wyrozumiałych - ja ich nazywam pomimo ich wielu sukcesów - emocjonalnymi kretynami.

Ja miałem identycznie zresztą co do własnej krytyki, rezygnowania z wielu rzeczy bo nie jest to zrobione najlepiej, bo nie jestem gdzieś akceptowany czy coś podobnego. Teraz wiem, ze to były błędy.

Natomiast oprócz dochodzenia do własnych wewnętrznych problemów, czyli tego krytykanta, pewnych blokad, oprócz tego ryzykowania itd bardzo pomogło mi takie filozoficzne patrzenie na świat, materialność na to wszystko co mnie otacza.
Być może brzmi to jakoś fanatycznie ale w żadnym razie nie chodzi mi o nagłe stosowanie zasad głoszonych przez Tolle'a czy też jakiś innych mistrzów i masterów czyli np. odrzucenie wszystkiego itp. ale spokojne uświadamianie sobie, że jesteśmy po prostu LUDŹMI, że wszelki system społeczny ma nam pomagać się odnaleźć w tym świecie ale nie powinien nam szkodzić.
Że jestem jednostką indywidualną i mam naprawdę solidne własne niezbywalne prawo do radzenia sobie ze wszystkim własnym i tylko własnym trybem. To jest prawo moje, Twoje i innych.
Nawet gdy Ciebie ktoś ma ocenić, że skończysz studia mając lat NAWET 30 to nie jest to naprawdę istotne dla Ciebie, dla twojego zycia, wolności wewnętrznej.

Ty być może to teraz dobrze wiesz ale pewne nawykowe "siły" ciągle Cię pchają w tę drugą stronę, dlatego tak wazne jest ciągłe przypominanie sobie tych ogólnych prawd, uświadamianie sobie ich, a także praca nad wewnętrznym głosem, który w końcu sam zacznie używac innych zwrotów niż nieudacznik, na takie, - iż mam do tego prawo żyć tak jak chcę i TAK JAKIE MIAŁEM MOŻLIWOŚCI.
Ważne jest uświadamianie sobie własnych mozliwości i nie po to aby dolować się, że moge mniej niż inni w jakimś okresie życia, ale po to aby rozumieć, ze być może inni faktycznie skończyli studia wczesniej i mają praktykę, ale Ty za to miałeś wiele innych rzeczy i spraw na głowie, z którymi jednak sobie poradziłeś - tak poradziłeś sobie, bo nadal zyjesz, nadal myslisz, nadal pragniesz i nadal planujesz- z czego powinieneś być dumny!

Każdy z ludzi z którymi się porównujesz jest tylko i wyłącznie człowiekiem, a do tego należy pamiętać i stale sobie wewnętrzny głos regulować, iż właśnie sukces nie ma tylko jednej barwy - czyli nie tylko studia i praktyka ale jeszcze szereg innych rzeczy mogą określać Nasz sukces.
Od sfery emocjonalnej po - co ważne - własne doświadczenie, własna praktyka na tyle na ile byliśmy w stanie ja uzyskać - co ni oznacza wcale, że potrafimy mniej czy gorzej bo możemy być naprawdę nieźli w tym co robimy.

Nie martw się tym, zę jedna rzecz może położyć Cię na łopatki, nie ma sensu tak rozmyślać, ile już rzeczy przed tym było? Co Cię rozłożyło na łopatki?
Na łopatki to by Cię rozłożyło gdybyś całkiem zrezygnował ze wszystkiego - z życia, Ty do tej pory tego nie zrobiłeś i sam wiesz, zę nie zrobisz :) Więc idąc tym tropem nie ma niczego co by Ciebie samego zniszczyło, cała otoczka to tylko nieporozumienia i drobne sprawy do korekty ;)

I nie chodzi mi o to aby wykrzykiwać - MOGĘ WSZYSTKO!!! CO TYLKO ZAPRAGNĘ!!! - bo często jest tak, że - mogę tyle ile na ten moment mogę - i to należy DOCENIAĆ :)

Na koniec Ci powiem, że zmiana trwała przychodzi, ja sam obecnie mam 31 lat i zaangażowałem się w cięzkie studia i różne warsztaty i spotykam do tego tam sporo ludzi, którzy w porównaniu do mnie (przynajmniej z zewnątrz) mogą wydawać się super masterami, skaczą na spadochronie, kończą szkolenia, kursy, mają nienaganną dykcję, super osobowość i masę przymiotów, których ja nigdy nie miałem i których już miec nie będę.
Kiedyś bym tego nie konczył, zrezygnowałbym, podłamał się, żywił wrogość wobec tych ludzi, zazdrość, dziś nie mam już takich emocji, odnajduję się w tym bo po prostu nauczyłem się być dumny z siebie, z tego co ja osiągnąłem na tyle na ile mogłem. A do tego to tylko ludzie, tacy sami jak ja, tylko mają inne doświadczenia, umiejętności, nawyki i cechy temperamentu.

Więc wszystko przed Tobą.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Fine
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43

3 lutego 2016, o 15:53

Dzięki za odpowiedź!
Właśnie bardzo trudno przyznać mi się przed sobą, że mogłem mieć i mam prawo do potknięć. Jest to dla mnie tożsame z przyznaniem się, że w ogóle się nie starałem. Bo gdybym się z kimś zamienił życiami, to on by sobie w moim poradził lepiej ;)

Nawet sam od niedawna zrozumiałem, że moje życie jest MOJE (kto by pomyślał!) i trochę tym żyłem. Jednak przy większych stresach jeszcze te przekonania się łamią, więc przyjmuję to co teraz się dzieje jako możliwość do potrenowania. Od kiedy pamiętam, żyłem tak jakby na życie był jeden ogólny przepis. Jeśli nie będę się go trzymał, to na zakręcie wyląduje w rowie. A gówno prawda, bo mogę pojechać inną drogą, innym autem, w inny dzień.

Co jeszcze zauważyłem: gdy wyobrażę sobie, że nikt nie wie o moim istnieniu i mnie nie zna, to przeżycie dotychczasowych porażek łatwiej mi przychodzi i jestem dla siebie nawet wyrozumiały :) Za bardzo demonizuję ludzi, bo nawet z niedawnych doświadczeń zauważyłem, że wielu podchodzi do mnie przyjaźnie bądź neutralnie.

Z tym załamaniem trochę przesadziłem. Wiem, że się nie załamię, może to przez podobieństwo odczuć jak przy pierwszych panikach. Jestem już na innym poziomie, wciąż mam plany, nadzieje.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

10 lutego 2016, o 19:24

Victor pisze:No cóż, mnie to interesuje psychologia holistyczno-egzystencjalna, bardzo moim zdaniem spychana na bok i chociaż ma jak każdy nurt swoje minusy i ograniczenia to filozofia zycia, ustosunkowanie się własciwe do emocji, znalezienie sensu w życiu jest w moim przekonaniu równie ważne (a u wielu myślę nawet ważniejsze!) jak podświadome problemy i warunkowanie nawyków :)
Plus do tego podstawowe narzędzia psychoanalizy (wypierania, srania itp) i oczywiście kochany behawioryzm czyli dla mnie- drążenie nawyków.
I to jest dla mnie mega miks owoców :D
A mógłbyś Viciu przybliżyć coś o takiej formie terapii? Bo w sieci to bardzo ogólnikowo o tym piszą. Na czym konkretnie ona polega, na samej filozofii czy jak?
ODPOWIEDZ