Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Lęk vs Religia

Tutaj filozofujemy. Rozmawiamy o nurtach filozoficznych, religijnych, które mogą pomóc nam poznac siebie, nadać sens życiu i również odburzyć się.
Wstawiamy tutaj także ciekawe linki do stron, a także propozycje książek dotyczących filozofii, religii, (buddyzm, medytacja, joga itp.).
Jednym słowem - oświecenie!
Mała uwaga - jeżeli w stanie nerwicowym nie lubisz zajmować się taką tematyką, powoduje ona u ciebie na razie niepokój.
Wówczas po prostu nie czytaj tego działu, bo trzeba to robić z DYSTANSEM.

RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

15 listopada 2020, o 00:22

Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
Awatar użytkownika
Maciej Bizoń
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 545
Rejestracja: 7 sierpnia 2019, o 14:04

15 listopada 2020, o 08:24

RaperJanczar pisze:
15 listopada 2020, o 00:22
Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
A może zamiast odwracać się od Jezusa jesteś w stanie mu zaufać ze nie chce dla ciebie źle i w każdej chwili możesz na niego liczyć . 😉
"Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję." - :DD - ten cytat ma tylko Pokazać jaka determinacja powinna występować przy wyjściu z Zaburzenia . ( a przy okazji mnie rozbawiło ) https://www.youtube.com/watch?v=_f5hkHv ... e=youtu.be
https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
Awatar użytkownika
SasankaLesna
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 307
Rejestracja: 8 lutego 2019, o 13:51

15 listopada 2020, o 10:34

cześć, miałam tak samo, jak sobie uzmysłowiłam, że ja to właściwie nie wierzę. Nie będę tu pisać o tym, ale jak coś to zapraszam na priv :)
Czasami lepiej użyć miotacza ognia niż narzekać na ciemność. [T. Pratchett]
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

15 listopada 2020, o 18:23

Maciej Bizoń pisze:
15 listopada 2020, o 08:24
RaperJanczar pisze:
15 listopada 2020, o 00:22
Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
A może zamiast odwracać się od Jezusa jesteś w stanie mu zaufać ze nie chce dla ciebie źle i w każdej chwili możesz na niego liczyć . 😉
Tylko widzisz - Jeśli faktycznie przyjrzysz się swojej wierze, i sam w swoim sercu stwierdzisz że praktycznie ze wszystkim w niej się niw zgadzasz, to jakikolwiek powrót i tak nie będzie szczery. W moim wypadku gdybym wrócił na kościelne łono byłbym po prostu ateistycznym katolikiem, którego jedyne co łączy z kościołem to sposób w jaki się określa. Szczerze zaufałem nauce, i czuje wgłębi siebie, że katolicyzm jest po prostu mitologią, i że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nie oceniam osób wierzących, ale szczerze w głębi siebie jestem przekonany iż to w co wierzą jest nieprawda. W takim głębokim przekonaniu (opartym na latach powątpiewania) każde nawrócenie jest nieszczere
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

15 listopada 2020, o 18:26

SasankaLesna pisze:
15 listopada 2020, o 10:34
cześć, miałam tak samo, jak sobie uzmysłowiłam, że ja to właściwie nie wierzę. Nie będę tu pisać o tym, ale jak coś to zapraszam na priv :)
A jak tu napisać na pw ? Bo jestem nowy na forum, i nie do końca jeszcze ogarniam.
W razie czego możemy się złapać na instagramie i o tym porozmawiać jak masz ochotę. Mój ig : https://instagram.com/marekjanczarjanczewski
Awatar użytkownika
Maciej Bizoń
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 545
Rejestracja: 7 sierpnia 2019, o 14:04

16 listopada 2020, o 11:54

RaperJanczar pisze:
15 listopada 2020, o 00:22
Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
Hej . Wracając do twojego tematu jakoś musze zapytac o jedną rzecz a mianowicie piszesz ze twoja wiara jest żadna i w sumie w nic nie wierzysz to skąd nagle strach przed Opętaniem? Skoro nie wierzysz w nic to co niby ma cie opetac ? To jest świat duchowy jeśli on jest dla ciebie bez znaczenia to skąd ten strach ??
"Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję." - :DD - ten cytat ma tylko Pokazać jaka determinacja powinna występować przy wyjściu z Zaburzenia . ( a przy okazji mnie rozbawiło ) https://www.youtube.com/watch?v=_f5hkHv ... e=youtu.be
https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
Awatar użytkownika
grubas
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 83
Rejestracja: 21 lutego 2019, o 08:46

16 listopada 2020, o 12:11

Maciej Bizoń pisze:
16 listopada 2020, o 11:54
RaperJanczar pisze:
15 listopada 2020, o 00:22
Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
Hej . Wracając do twojego tematu jakoś musze zapytac o jedną rzecz a mianowicie piszesz ze twoja wiara jest żadna i w sumie w nic nie wierzysz to skąd nagle strach przed Opętaniem? Skoro nie wierzysz w nic to co niby ma cie opetac ? To jest świat duchowy jeśli on jest dla ciebie bez znaczenia to skąd ten strach ??
Strach wynika z zaburzenia.

Trudny temat zarzuciłeś.
Nie mam chyba żadnej mądrej rady. Osobiście uważam, że religia (każda) jest jednym z wielkich złych tego świata.
Polecam dużo czytać, na każdy temat (o religii, o filozofii, nie mogę w tym temacie nie polecić Boga Urojonego - Dawkinsa - mus!)
Idź za tym co Twój rozsądek podpowiada. Przecież wiadomo, że nie rozsądek podpowiada Ci, że zostaniesz opętany przez coś w czego istnienie nie wierzysz. Podpowiada Ci to lęk. Postaraj się mieć do siebie i do tego co odkrywasz w sobie - zaufanie. To trudne bo nauczyłeś się czegoś innego, ale warte każdego wysiłku.
Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.
Stanisław LemSzpital Przemienienia
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

16 listopada 2020, o 12:45

Ja miałem podobnie. Praktycznie przez całe życie uważałem katolickie zasady za absurdalne i żyłem zgodnie z własnym światopoglądem.

Indoktrynacja to bardzo silne narzędzie. To, że ktoś nie wierzy w istnienie diabła, nie znaczy, że nie będzie odczuwał lęków przed opętaniem.

W krytycznym momencie swojego zaburzenia sam się tego bałem (chociaż nie wierzyłem w debła), nawet zacząłem się zastanawiać, czy nie zacząć chodzić do kościoła i do komunii ;/. Widzisz w jak kiepskiej formie psychicznej byłem. Zacząłem się zastanawiać, że może się mylę, że może to jednak prawda ale po czasie (po zagłębianiu się religie i filozofię) doszedłem do wniosków, że można tak powiedzieć o każdej religii. To prawda, że każdy może się mylić. Postanowiłem trzymać się rozsądku i tego używać do weryfikacji, czy coś jest prawdopodobne. Piekło, diabeł, wydarzenia ze starego testamentu są niewiarygodne (polecam kanał światowida na YT).

Kiedyś uważałem, że Jezus to prawda ale cała szopka dookoła tego (kościół) już nie. Uważałem, że Kościół zrobił szopkę dookoła wydarzeń z NT. W dzieciństwie powtarzano mi, że Jezus to syn boży itd więc to brałem na poważnie. Co prawda potem zacząłem czytać NT ale nie żeby coś weryfikować tylko na wstępie miałem w świadomości, że Jezus to syn Boga itd. Czytałem to więc przez taki pryzmat i wszelkie nieścisłości, w które normalnie bym nie uwierzył sobie próbowałem jakoś tłumaczyć. Jakieś 2-3 lata temu miałem krytyczny moment w zaburzeniu i wtedy właśnie zacząłem się zastanawiać nad ta komunią itd. W tym czasie zacząłem sporo czytać o religii, filozofii, historii kościoła, itp. Wiedza bardzo tu pomaga. Wyklarował mi sie całkiem dobrze światopogląd. Oglądałem materiały o manipulacji ludźmi, o błędach poznawczych, o WERYFIKOWANIU INFORMACJI. Wszystko to mi pomogło. Teraz nie wierzę nawet w boskość Jezusa. Dlaczego mam w to wierzyć? Bo ktoś tak twierdzi na podstawie książki z dawnych czasów? Teraz jak czytam słowa Jezusa w NT to nie wydaje mi się, żeby mesjasz miał się tak zachowywać. Wydaje się to porządny chłop ale w jego filozofii dostrzegam po prostu błędy. Teraz kiedy nie czytam NT przez pryzmat boskości Jezusa ale krytycznie, tak jakbym nie słyszał wcześniej o Jezusie, tak jakbym dopiero chciał się dowiedzieć na czym polega chrześcijaństwo.

Wiara to nie jest przedmiot wyboru. Nie możesz postanowić w coś wierzyć. Nie możesz nawet spróbować w coś uwierzyć. To nie jest mój pomysł tylko tak działa świat. Coś musi cię do tego przekonać. Udawanie katolika to jest absurd tak samo jak udawanie członka innych religii. Jeżeli nie wierzysz w chrześcijaństwo to masz swoje powody - nic do tego pory cię do tego nie przekonało i trudno mieć do ciebie o to pretensję. To normalne.

Moja rada to pogłębianie swojej wiedzy, intelektu. To jest dobra broń na manipulacje tego świata.
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

16 listopada 2020, o 17:57

Maciej Bizoń pisze:
16 listopada 2020, o 11:54
RaperJanczar pisze:
15 listopada 2020, o 00:22
Dzień dobry / dobry wieczór

Moja historia walki z zaburzeniami sięga już 7 lat. Dokładnie pamietam jak wychodząc z domu w wieku lat 18 nagle poczułem ogromny lęk, dosłownie miałem wrazenie że brodzę w jakimś bagnie po same kolana, i nie jestem w stanie iść. Oczywiście popełniłem ten sam błąd co praktycznie każda osoba z zaburzeniami lękowymi, i zacząłem się na tym lęku skupiać. Wchodzenie w dorosłość u mnie zacząłem można rzec „z przytupem” bo nie mogąc poradzić sobie z natręctwami i lękiem w końcu dobrowolnie zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego, z którego wyszedłem po paru dniach ponieważ lekarze stwierdzili, że nie ma podstaw by mnie tak dłużej trzymać. Z tamtego okresu pamietam, że moje natręctwo wynikało ze strachu przed wszystkimi ostrymi narzędziami, bo bałem się że nie zapanuje nad sobą i komuś zrobie krzywdę. Zostałem wychowany przez bardzo wierząca osobę, która niestety była dość mocno dominująca, i każdy przejaw mojej samodzielności oraz odrębnych poglądów był dość szybko gaszony. Niestety nigdy przy tej osobie nie miałem możliwości by po prostu się wyciszyć, a druga rownie mi bliska osoba też dość mocno narzuca swoją obecność (jak zamykam się w pokoju to Non stop puka, gdziekolwiek nie wychodziłem miałem setki telefonów itp.)

Do czego zmierzam ?

Z czasem metodą ignorancji udało mi się wyjść z natrętw myślowych, których obecnie prawie nie doświadczam. Również uczucie permanentnego niepokoju zanikło.

Ale

Jakiś czas temu dość mocno zweryfikowałem swoje poglądy religijne, i doszło do mnie że moja wiara (katolicyzm) jest zupełnie niekompatybilna z tym, co faktycznie uważam i czuje. Zasadniczo nigdy nie czułem awersji do osób homoseksualnych, nigdy nie uważałem że antykoncepcja jest czymś złym, i strasznie irytowało mnie gdy ludzie każde zło przypisywali diabłom i szatanowi, zamiast spojrzeć na siebie. Początkowo ateizacja mojego światopoglądu dała mi niesamowitą ulgę, przestałem czuć się ciagle „winny i grzeszny” przestałem się bać nudy podczas słuchania mszy, i różnych dziwnych kaznodziejów. Kwestionowanie istnienia Bytów nadprzyrodzonych również sprawiło, że zacząłem normalnie sypiać, i nie musiał mnie już nikt usypiać (dawniej bałem się że demony mogą czaic się zza Oknem, i w ciemności na mnie wyskoczyć).

Niestety

Z uwagi na to, że przez 23 lata byłem osoba wierząca rak wiary dość mocno siedzi w moim umyśle. Zawsze gdy się naśmiewam z kościelnych absurdów, durnych dogmatów czy wyrażam swoją krytykę, to zaczynam czuć jak wzbiera we mnie lęk, po czym lęk zamienia się w derealizacje. Zaczynam bać się, że zostanę opentany, że ten stan który jest to właśnie opętanie, że trafie do piekła.

O co chce zapytać ?

Jak można poradzić sobie z lękiem spowodowanym ateizacją światopoglądu ? Czy ktoś miał podobnie, a jeśli tak - bardzo proszę o radę

Bardzo dziekuje za każda opowiedz
Hej . Wracając do twojego tematu jakoś musze zapytac o jedną rzecz a mianowicie piszesz ze twoja wiara jest żadna i w sumie w nic nie wierzysz to skąd nagle strach przed Opętaniem? Skoro nie wierzysz w nic to co niby ma cie opetac ? To jest świat duchowy jeśli on jest dla ciebie bez znaczenia to skąd ten strach ??
Twoje pytanie miało by sens, gdyby umysł ludzki był racjonalny, ale w takich warunkach moglibyśmy nie gadać teraz na forum, ponieważ nasz gatunek by wyginał 😉 to dzięki irracjonalności naszego umysłu zakochujemy się, religie mają prawo bytu i nadal wyjaśnienia sprzeczne z brzytwą okhama, która nakazuje by szukać najprostszych odpowiedzi, mimo wszystko mają prawo bytu. Oczywiście, żeby nie przenosić naszej dyskusji na pole psychologii i filozofii użyje dużo prostrzego odniesienia - Człowiek z agorafobią (która również mam) boi się wychodzić z domu - pomimo (mówię to z autopsji) że doskonale wie, iż wyjście z domu nie czyni mu żadnego realnego zagrożenia, ba nawet podczas ataku paniki świadomie to wie 😉 myśle, że wyjaśniłem ci skąd się wzięły moje problemy w aspekcie religii 🙂
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

16 listopada 2020, o 18:09

Nerwyzestali pisze:
16 listopada 2020, o 12:45
Ja miałem podobnie. Praktycznie przez całe życie uważałem katolickie zasady za absurdalne i żyłem zgodnie z własnym światopoglądem.

Indoktrynacja to bardzo silne narzędzie. To, że ktoś nie wierzy w istnienie diabła, nie znaczy, że nie będzie odczuwał lęków przed opętaniem.

W krytycznym momencie swojego zaburzenia sam się tego bałem (chociaż nie wierzyłem w debła), nawet zacząłem się zastanawiać, czy nie zacząć chodzić do kościoła i do komunii ;/. Widzisz w jak kiepskiej formie psychicznej byłem. Zacząłem się zastanawiać, że może się mylę, że może to jednak prawda ale po czasie (po zagłębianiu się religie i filozofię) doszedłem do wniosków, że można tak powiedzieć o każdej religii. To prawda, że każdy może się mylić. Postanowiłem trzymać się rozsądku i tego używać do weryfikacji, czy coś jest prawdopodobne. Piekło, diabeł, wydarzenia ze starego testamentu są niewiarygodne (polecam kanał światowida na YT).

Kiedyś uważałem, że Jezus to prawda ale cała szopka dookoła tego (kościół) już nie. Uważałem, że Kościół zrobił szopkę dookoła wydarzeń z NT. W dzieciństwie powtarzano mi, że Jezus to syn boży itd więc to brałem na poważnie. Co prawda potem zacząłem czytać NT ale nie żeby coś weryfikować tylko na wstępie miałem w świadomości, że Jezus to syn Boga itd. Czytałem to więc przez taki pryzmat i wszelkie nieścisłości, w które normalnie bym nie uwierzył sobie próbowałem jakoś tłumaczyć. Jakieś 2-3 lata temu miałem krytyczny moment w zaburzeniu i wtedy właśnie zacząłem się zastanawiać nad ta komunią itd. W tym czasie zacząłem sporo czytać o religii, filozofii, historii kościoła, itp. Wiedza bardzo tu pomaga. Wyklarował mi sie całkiem dobrze światopogląd. Oglądałem materiały o manipulacji ludźmi, o błędach poznawczych, o WERYFIKOWANIU INFORMACJI. Wszystko to mi pomogło. Teraz nie wierzę nawet w boskość Jezusa. Dlaczego mam w to wierzyć? Bo ktoś tak twierdzi na podstawie książki z dawnych czasów? Teraz jak czytam słowa Jezusa w NT to nie wydaje mi się, żeby mesjasz miał się tak zachowywać. Wydaje się to porządny chłop ale w jego filozofii dostrzegam po prostu błędy. Teraz kiedy nie czytam NT przez pryzmat boskości Jezusa ale krytycznie, tak jakbym nie słyszał wcześniej o Jezusie, tak jakbym dopiero chciał się dowiedzieć na czym polega chrześcijaństwo.

Wiara to nie jest przedmiot wyboru. Nie możesz postanowić w coś wierzyć. Nie możesz nawet spróbować w coś uwierzyć. To nie jest mój pomysł tylko tak działa świat. Coś musi cię do tego przekonać. Udawanie katolika to jest absurd tak samo jak udawanie członka innych religii. Jeżeli nie wierzysz w chrześcijaństwo to masz swoje powody - nic do tego pory cię do tego nie przekonało i trudno mieć do ciebie o to pretensję. To normalne.

Moja rada to pogłębianie swojej wiedzy, intelektu. To jest dobra broń na manipulacje tego świata.
Robię dokładnie to samo, ale sami wiemy jak głęboko trafia religijna tresura i indoktrynacja. Mam obecnie 25 lat, a przez 23 byłem katolikiem. Siłą rzeczy religia stała się fundamentem mojej egzystencji, choć dwa lata temu w skutek weryfikacji poglądów ją porzuciłem. Osobiście moim autorytetem z sfery religii jest bardziej Budda niż Chrystus z wielu obiektywnych powodów :
1. Budda urodził się księciem, i sam wyrzekł się dworu na rzecz duchowości. Jezus był królem samozwańcem, i nie musiał się wyrzekać dworskich wygód żeby głosić swoją ideologie, bo po prostu był biednym synem z rodziny rzemieślniczej.
2. Budda nie mówił nigdy o sobie że jest Bogiem, i nie przypisywał swojemu urodzeniu żadnych nadnaturalnych okoliczności - nie twierdził, że urodziła go dziewica, która została zapłodniona w nadnaturalny sposób.
3. Budda wręcz nakazywał akceptowanie ludzi takimi jakimi są, nie brzydził się osobami homoseksualnymi, głosił że wszystkich ludzi wiążą więzi cierpienia, i nauczał by dostrzegać je w każdym człowieku i nie wartościować jego cierpienia

Najbardziej w Buddyzmie lubię to, że wycinając całą transcendentalna otoczkę tej wiary, nadal mamy wartościowy system filozoficzny, który w przeciwieństwie do chrześcijaństwa pozwolił mi się pozbierać, i nauczyć cieszyć życiem :)
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

17 listopada 2020, o 08:25

Cenię nauki buddy ale jego historia wydaje mi się także nieprawdopodobna ;p. Książę, który wyrzekł się wszystkich wygód żeby ruszyć w świat i zgłębiać sens istnienia... Jak dla mnie to jest zbyt nieprawdopodobne ;p. Swoją droga zarówno Buddę jak i Jezusa cenię za nauki. Obydwoje wydawali się fajnymi chłopami. W Jezusie nie leży mi parę jego poglądów no i oparcie w ST...Przez to nie wydaje mi się żeby jego historia była prawdziwa. Nie mniej jednak jeżeli by w dzisiejszych czasach był taki człowiek, to z pewnością chciałbym z nim zamienić słowo ;p. Z Buddą tak samo. Obie postaci są ciekawe.
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

17 listopada 2020, o 10:53

Zastanawiam się czy w naszym przypadku nie pomogło by zwykle przewarunkowankie, w sensie swoista „tresura” umysłu tylko w drugą stronę - połączenie kwestionowania dogmatów religijnych z jakimś przyjemnym bodźcem, tak by umysł podświadomie połączyć niewiarę z czymś przyjemnym i zaczął odruchowo tak reagować. Wiesz dzieci indoktrynowane są w taki sposób, by uniesienia religijne były dla nich jednoznacznie pozytywne, i wywoływały u nich przyjemne emocje. Oczywiście przewarunkowanie nie będzie łatwe bo to lata indokrynacji, ale to chyba jedyna droga 😁
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

17 listopada 2020, o 11:07

Moim zdaniem to strata czasu. Po prostu zgłębiać swoją wiedzę i kierować się w życiu logiką, rozumem, być sceptyczny.
RaperJanczar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 października 2020, o 14:41

17 listopada 2020, o 12:03

Można i tak, polecasz jakieś materiały poza Swiatowidem do tego celu ?
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

17 listopada 2020, o 12:08

Ja oglądam Śmiem Wątpić, Światowida, Teapot Pilot, Stację Ateizm, Lupę Sceptyka, Scifun. Z katolickich rzeczy Szkołę Akwinaty, czasami Langusta na Palmie. Dobrze jest słuchac i dyskutować także z drugą stroną chociaż mniej tego robię. Aktualnie jestem w trakcie czytania starego testamentu żeby mieć solidną podstawę ;p
ODPOWIEDZ