Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Pytanie do odburzonych i odburzających się

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Byle do przodu
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 7 czerwca 2018, o 15:53

1 lipca 2018, o 10:50

Witajcie Kochani :)
Piszę do Was może z chęci poznania, jak to u Was wyglądało, czy wygląda, ale też z chęci wyżalenia się chyba. Otóż na początek pytanie - czy podczas odburzania mieliście niejako kumulację wszystkich stanów, czy też odczuć, emocji, z całego okresu Waszej nerwicy?
O co mi konkretnie chodzi?
Około trzech tygodni temu świadomie podjęłam walkę z nerwicą, która dotknęła mnie ponad 2 lata temu. Przez ten okres oczywiście jak każdy z Was miałam najróżniejsze stany, od psychicznych przez fizyczne. Wiele z nich pokonałam jakoś, najbardziej zaś dokuczała mi hipochondria, wiadomo, nadinterpretacja wszystkiego, nawet zwykłe odczucie głodu potrafiłam podciągnąć pod jakąś chorobę i tak dalej. To był mój problem numer jeden, który wiadomo przeplatał się z derealizacją czy lekką depresonalizacją, ale to jednak hipochondria zawsze górowała. No i te trzy tygodnie temu, kiedy weszłam w proces odburzania, dziwnie szybko moja hipochondria przeszła w ogromnym procencie, przez co byłam najszczęśliwsza na świecie, bo uważałam, że skoro się tego pozbyłam, to teraz już z górki. Koniec z nadinterpretacją każdego ukłucia, bólu. Oczywiście jako że nerwica nie chce sobie tak łatwo odejść, nagle w zamian za hipochondrię, zaczęły do mnie wracać inne stany, tym razem siadło mi konkretnie na psychikę. Zaczęłam być bardzo zazdrosna o partnera, podejrzliwa (ok, zazdrosna zawsze byłam, bo to mój problem od dawna, ale ta zazdrość zawsze polegała na tym, że np. o coś się wkurzyłam, ale w max pół godziny wszystko przechodziło, bo sama sobie umiałam wytłumaczyć, że przeginam, że nic się nie dzieje i serio być zazdrosnym o coś takiego to absurd), niespokojna, zauważyłam przytłumienie uczuć (leciuteńka anhedonia?) mimo iż doskonale czuję, że kocham mojego chłopaka (to właśnie taki paradoks, bo wiem, że go kocham, a jednocześnie to dziwne stłumienie odczuć w ogóle , już nawet nie tylko w stosunku do chłopaka). W ogóle zrobiłam się nerwowa, odczuwam napięcie w całym ciele, nawet jeśli nie mam podstaw akurat w danym momencie do bycia wkurzoną, czy coś. To jakby te nagłe nerwy przychodziły znikąd. Do tego doszły stany depresyjne, jak bym była ogólnie pod jakimś kocem, który mnie odgradza od poczucia radości. Ale to też nie jest tak, że non stop mam taki nastrój depresyjny. To przychodzi falowo. Pojawiły się problemy z apetytem, w zasadzie momentami mnie odrzuca od jedzenia i wkurzam się, że odczuwam głód i jest mi słabo z głodu, bo wiem, że nie jestem w stanie zjeść. Oczywiście na siłę jem w ciągu dnia, a najłatwiej mi jeść wieczorem, kiedy jakby jestem już zmęczona po całym dniu walki z moimi stanami i one odpuszczają i wtedy mi wraca apetyt. Ostatnio mój chłopak wyjechał na dwa dni i moja tęsknota i pustka były bardzo bolesne, tak bardzo chciałam, żeby już ze mną był, a kiedy wczoraj wrócił to... zamiast po tym dwudniowym cierpieniu skakać z radości, ja właściwie przyjęłam do wiadomości, że już wrócił, bez jakichś fajerwerków, ale to chyba normalne, kiedy wszelkie uczucia pozytywne są przygaszone. Jak zwykle się rozpisałam :)
Głównie chodzi mi o to, że ja przez 2 lata nerwicy przechodziłam etapami różne stany, i depresyjne i lekki zanik pozytywnych emocje i obcość bliskich, i natrętne myśli i tak dalej, znacie to, i teraz jakby podczas odburzania czuję jak by te wszystkie stany nagle atakowały mnie ze wzmożoną siłą, jeden po drugim. Jak uporałam się z hipochondrią, tak zaczęły mnie męczyć natrętne myśli związane z tym, na czym najbardziej mi zależy. Jak te myśli osłabły, to zaś wlazła nerwowość i zazdrość, potem doszła depresyjność i to tak wszystko razem sobie teraz trwa. Ja sobie to tłumaczę właśnie tak, że nerwica czuje, że ja jej już nie chcę i stara się po prostu mnie brzydko mówiąc udupić nakładając na mnie wszystko co złe na raz, tak żebym zaniechała prób odburzania po prostu przez wyczerpanie. Taka właśnie kumulacja wszystkiego na raz. Przechodziliście przez coś takiego? Dla mnie to trochę wygląda tak... no bo zobaczcie, kiedy np. człowiek jest na coś chory, no to oznaką zdrowienia jest paradoksalnie zaostrzenie objawów, prawda? To właśnie tak staram się do tego podchodzić, że może właśnie oznaką tego, że dochodzę do siebie jest zaostrzenie nerwicowych objawów... Dodam jeszcze, że np. jak teraz podczas odburzania weszły mi natrętne myśli, to najostrzejsza ich forma trwała kilka dni (teraz jak są to baaardzo rzadko i z o wieeeele mniejszą siłą), tak samo z tą zazdrością, wcześnie byłą taka, że mi samej ze sobą trudno wytrzymać. Minął może tydzień i teraz jest o wiele słabsza, a momentami nie ma jej wcale, to samo ze stanami depresyjnymi, była kulminacja taka, że aż bałam się w pracy siedzieć, bo miałam wrażenie, że mogę się nagle popłakać, brak kontroli nad emocjami totalny. No i tu znów parę "ostrych dni", a teraz czuję, że to słabnie, nadal mi ciężko, ale już nie aż tak. Być może muszę przejść przez to wszystko, to wszystko może chce mi udowodnić swoją siłę, ale kluczem jest, żeby się nie złamać mimo to, mimo że jest cholernie ciężko momentami, i po prostu to w końcu wszystko minie, skoro traci na sile. Tego się muszę trzymać, ale wyżalić się musiałam :) No i przypominam pytanko - czy też tak mieliście/macie podczas odburzania? Taką kumulację wszystkiego, przez co przechodziliście.
Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam.
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

1 lipca 2018, o 11:40

Cześć, ja jestem w trakcie odburzania i mam tak samo. Będę nudna, ale trzeba to akceptować i nie nadawać wartości temu wszystkiemu. U mnie w ciągu dnia są różne nastroje, zachowania, ale tak mają też ludzi bez zaburzeń. Ostatnio jestem strasznie wybuchowa, ale co zrobię jak nic nie zrobię 😀 Daj nerwicy jeszcze czas, niech robi swoje, a ty rób swoje. Jeszcze trochę i będzie dobrze.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Byle do przodu
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 7 czerwca 2018, o 15:53

1 lipca 2018, o 11:48

życie pisze:
1 lipca 2018, o 11:40
Cześć, ja jestem w trakcie odburzania i mam tak samo. Będę nudna, ale trzeba to akceptować i nie nadawać wartości temu wszystkiemu. U mnie w ciągu dnia są różne nastroje, zachowania, ale tak mają też ludzi bez zaburzeń. Ostatnio jestem strasznie wybuchowa, ale co zrobię jak nic nie zrobię 😀 Daj nerwicy jeszcze czas, niech robi swoje, a ty rób swoje. Jeszcze trochę i będzie dobrze.
Staram się ze wszystkich sił, podejmuję te wszystkie wyzwania i staram się być w tym wszystkim sobą, nie zadręczać już bliskich, jak to mi źle i tak dalej, bo wiem, że to nie tylko mnie męczy. Czasami jest bardzo ciężko i przychodzą znów natręty, żeby się poddać po prostu, ale to natręty, staram się żyć myślą, że muszę przejść przez to wszystko i że w końcu po burzy musi wyjść słońce :)
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

1 lipca 2018, o 12:25

Rozumiem Ciebie bardzo. Człowiek już jest strasznie zmęczony, a ta nerwica irytuje koszmarnie. U mnie niby już jest dobrze, a nerwica kąsa i kąsa. Człowiek niby normalnie funkcjonuje, a cały czas coś tam uwiera. Powodzenia, aby to słońce jak najszybciej wyszło 😁
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
niedowierzam
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 84
Rejestracja: 15 grudnia 2017, o 20:37

1 lipca 2018, o 13:26

Byle do przodu pisze:
1 lipca 2018, o 10:50
Witajcie Kochani :)
Piszę do Was może z chęci poznania, jak to u Was wyglądało, czy wygląda, ale też z chęci wyżalenia się chyba. Otóż na początek pytanie - czy podczas odburzania mieliście niejako kumulację wszystkich stanów, czy też odczuć, emocji, z całego okresu Waszej nerwicy?
O co mi konkretnie chodzi?
Około trzech tygodni temu świadomie podjęłam walkę z nerwicą, która dotknęła mnie ponad 2 lata temu. Przez ten okres oczywiście jak każdy z Was miałam najróżniejsze stany, od psychicznych przez fizyczne. Wiele z nich pokonałam jakoś, najbardziej zaś dokuczała mi hipochondria, wiadomo, nadinterpretacja wszystkiego, nawet zwykłe odczucie głodu potrafiłam podciągnąć pod jakąś chorobę i tak dalej. To był mój problem numer jeden, który wiadomo przeplatał się z derealizacją czy lekką depresonalizacją, ale to jednak hipochondria zawsze górowała. No i te trzy tygodnie temu, kiedy weszłam w proces odburzania, dziwnie szybko moja hipochondria przeszła w ogromnym procencie, przez co byłam najszczęśliwsza na świecie, bo uważałam, że skoro się tego pozbyłam, to teraz już z górki. Koniec z nadinterpretacją każdego ukłucia, bólu. Oczywiście jako że nerwica nie chce sobie tak łatwo odejść, nagle w zamian za hipochondrię, zaczęły do mnie wracać inne stany, tym razem siadło mi konkretnie na psychikę. Zaczęłam być bardzo zazdrosna o partnera, podejrzliwa (ok, zazdrosna zawsze byłam, bo to mój problem od dawna, ale ta zazdrość zawsze polegała na tym, że np. o coś się wkurzyłam, ale w max pół godziny wszystko przechodziło, bo sama sobie umiałam wytłumaczyć, że przeginam, że nic się nie dzieje i serio być zazdrosnym o coś takiego to absurd), niespokojna, zauważyłam przytłumienie uczuć (leciuteńka anhedonia?) mimo iż doskonale czuję, że kocham mojego chłopaka (to właśnie taki paradoks, bo wiem, że go kocham, a jednocześnie to dziwne stłumienie odczuć w ogóle , już nawet nie tylko w stosunku do chłopaka). W ogóle zrobiłam się nerwowa, odczuwam napięcie w całym ciele, nawet jeśli nie mam podstaw akurat w danym momencie do bycia wkurzoną, czy coś. To jakby te nagłe nerwy przychodziły znikąd. Do tego doszły stany depresyjne, jak bym była ogólnie pod jakimś kocem, który mnie odgradza od poczucia radości. Ale to też nie jest tak, że non stop mam taki nastrój depresyjny. To przychodzi falowo. Pojawiły się problemy z apetytem, w zasadzie momentami mnie odrzuca od jedzenia i wkurzam się, że odczuwam głód i jest mi słabo z głodu, bo wiem, że nie jestem w stanie zjeść. Oczywiście na siłę jem w ciągu dnia, a najłatwiej mi jeść wieczorem, kiedy jakby jestem już zmęczona po całym dniu walki z moimi stanami i one odpuszczają i wtedy mi wraca apetyt. Ostatnio mój chłopak wyjechał na dwa dni i moja tęsknota i pustka były bardzo bolesne, tak bardzo chciałam, żeby już ze mną był, a kiedy wczoraj wrócił to... zamiast po tym dwudniowym cierpieniu skakać z radości, ja właściwie przyjęłam do wiadomości, że już wrócił, bez jakichś fajerwerków, ale to chyba normalne, kiedy wszelkie uczucia pozytywne są przygaszone. Jak zwykle się rozpisałam :)
Głównie chodzi mi o to, że ja przez 2 lata nerwicy przechodziłam etapami różne stany, i depresyjne i lekki zanik pozytywnych emocje i obcość bliskich, i natrętne myśli i tak dalej, znacie to, i teraz jakby podczas odburzania czuję jak by te wszystkie stany nagle atakowały mnie ze wzmożoną siłą, jeden po drugim. Jak uporałam się z hipochondrią, tak zaczęły mnie męczyć natrętne myśli związane z tym, na czym najbardziej mi zależy. Jak te myśli osłabły, to zaś wlazła nerwowość i zazdrość, potem doszła depresyjność i to tak wszystko razem sobie teraz trwa. Ja sobie to tłumaczę właśnie tak, że nerwica czuje, że ja jej już nie chcę i stara się po prostu mnie brzydko mówiąc udupić nakładając na mnie wszystko co złe na raz, tak żebym zaniechała prób odburzania po prostu przez wyczerpanie. Taka właśnie kumulacja wszystkiego na raz. Przechodziliście przez coś takiego? Dla mnie to trochę wygląda tak... no bo zobaczcie, kiedy np. człowiek jest na coś chory, no to oznaką zdrowienia jest paradoksalnie zaostrzenie objawów, prawda? To właśnie tak staram się do tego podchodzić, że może właśnie oznaką tego, że dochodzę do siebie jest zaostrzenie nerwicowych objawów... Dodam jeszcze, że np. jak teraz podczas odburzania weszły mi natrętne myśli, to najostrzejsza ich forma trwała kilka dni (teraz jak są to baaardzo rzadko i z o wieeeele mniejszą siłą), tak samo z tą zazdrością, wcześnie byłą taka, że mi samej ze sobą trudno wytrzymać. Minął może tydzień i teraz jest o wiele słabsza, a momentami nie ma jej wcale, to samo ze stanami depresyjnymi, była kulminacja taka, że aż bałam się w pracy siedzieć, bo miałam wrażenie, że mogę się nagle popłakać, brak kontroli nad emocjami totalny. No i tu znów parę "ostrych dni", a teraz czuję, że to słabnie, nadal mi ciężko, ale już nie aż tak. Być może muszę przejść przez to wszystko, to wszystko może chce mi udowodnić swoją siłę, ale kluczem jest, żeby się nie złamać mimo to, mimo że jest cholernie ciężko momentami, i po prostu to w końcu wszystko minie, skoro traci na sile. Tego się muszę trzymać, ale wyżalić się musiałam :) No i przypominam pytanko - czy też tak mieliście/macie podczas odburzania? Taką kumulację wszystkiego, przez co przechodziliście.
Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam.

To zupełnie normalne. W moim rozumieniu mózg próbuje łapać się czego tylko może żeby Cię nastraszyć, przyzwyczaił się do tych lęków i jest mu dziwnie bez nich. Ja np. dostałam lekkiej depresji w momencie kiedy wszystko mi odeszło, czułam się tak.. nijako? Jak to nic mi nie jest, niczym się noe denerwuje? Coś MUSI być nie tak, szukałam sama na sile. Kluczem jest niestety uważnośc co do naszych myśli, nie chodzi tu o olewanie ich, ale umiejetność przyjmowania ich i odpuszczania, nie wchodzenia w myśl i rozkminiania jej. Ważna w nerwicy jest tez ekspozycja, mi to bardzo pomogło w odburzaniu się. Jeśli czegoś się mega bałam, bo coś mi się stanie, a co było nierealne, to szlam w to. Tak tez poszłam na festiwal i tak tez dziś wsiadam w samolot mimo chorych zatok, wiec wyobraźcie sobie jak jeszcze kilka msc temu bym świrowała.. bo jeśli nawet coś mi się stanie to.. co? No co z tego... Takie jest życie, ale trzeba żyć, a nie się zastanawiać co by było gdyby.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

10 lipca 2018, o 22:36

Metaforycznie zaburzenie można opisać jako...pijawkę...wielką opasłą pijawkę doczepioną do Nas wyżerająca energię i jakiekolwiek chęci do czegokolwiek.
I kiedy próbujesz odczepić pijawkę to czy ona nie zaczyna walczyć? ;) Mocniej się wpijać?
Zaczyna.
Tak samo jest z zaburzeniem i porzucaniem kontroli :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Sine
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 245
Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24

11 lipca 2018, o 00:15

Victor pisze:
10 lipca 2018, o 22:36
Metaforycznie zaburzenie można opisać jako...pijawkę...wielką opasłą pijawkę doczepioną do Nas wyżerająca energię i jakiekolwiek chęci do czegokolwiek.
I kiedy próbujesz odczepić pijawkę to czy ona nie zaczyna walczyć? ;) Mocniej się wpijać?
Zaczyna.
Tak samo jest z zaburzeniem i porzucaniem kontroli :)
O, jak pięknie opisane zaburzenie w kilku zdaniach :) nic dodać, nic ująć :)
Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
ania0704
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 51
Rejestracja: 10 stycznia 2014, o 10:40

11 lipca 2018, o 19:02

Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
Awatar użytkownika
Formenos
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 239
Rejestracja: 14 maja 2018, o 08:37

11 lipca 2018, o 23:03

ania0704 pisze:
11 lipca 2018, o 19:02
Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
Sam nie jestem jeszcze odburzony, ale podobno TEN moment jest, gdy kompletnie zapominasz o zaburzeniu, jakby nigdy nie istniało i wtedy jak po długim czasie zdajesz sobie sprawę, że już nawet o nim nie myślisz, to znak całkowitego odburzenia.
"A Ci, którzy tańczyli zostali uznani za szalonych przez Tych, którzy nie słyszeli muzyki"
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

11 lipca 2018, o 23:13

Formenos pisze:
11 lipca 2018, o 23:03
ania0704 pisze:
11 lipca 2018, o 19:02
Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
Sam nie jestem jeszcze odburzony, ale podobno TEN moment jest, gdy kompletnie zapominasz o zaburzeniu, jakby nigdy nie istniało i wtedy jak po długim czasie zdajesz sobie sprawę, że już nawet o nim nie myślisz, to znak całkowitego odburzenia.
Nie zapominasz ale nie dajesz temu żadnego znaczenia , w ogóle nie przejmujesz się czy miałeś nerwice czy nie , czy ją dostaniesz . poprostu Ci to wisi .
Żyjsze swoim prawdziwym życiem a nie zaburzeniem . :friend:
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

12 lipca 2018, o 01:32

ania0704 pisze:
11 lipca 2018, o 19:02
Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
1. Doceniać pracę, którą do tej pory się wykonało. Doceniać małe kroki i kroczki.
Mało kto zdaje sobie sprawę, czym "nerwica" jest dla Naszego umysłu emocjonalnego. Jest to stan porównywalny do momentu kiedy człowiek realnie zagrożony uświadamia sobie, że zaraz zginie. Tylko w tym wypadku realnie zagrożenia nie ma ale stan emocjonalny dokładnie tak to odczuwa. A co gorsza sprawa się przeciąga w czasie i dochodzi analizowanie.
A więc w środku Nas wszystko buzuje, tam się dzieje chaos i totalny szok, ciągła gonitwa impulsów, neuronów i przetwarzania informacji i ciągłe wyczekiwanie na cios ostateczny od jakiegoś zagrożenia.
Dlatego zdanie: "Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje" Powinno najpierw zostać docenione :)

2. A kiedy już wiemy jaki to szok dla Naszego umysłu, to można spróbować z nim czasem pogadać :)
Umysł emocjonalny w nerwicy jest jak dziecko i żeby on się uspokoił trzeba zapewniać mu poczucie, że wszystko jest okey. Możemy to robić zachowaniem czyli mimo obaw objawów myśli itd, robić swoje, przyzwalać na to, akceptować złe samopoczucie itd itd. Bo to wysyła sygnał do podświadomości - "Hej Ty tak cierpisz a ja zobacz robię wszystko jak dawniej, a przynajmniej staram się robić, tu nic złego Cię nie czeka".
Ale to są procesy i potrzeba czasu.
Dlatego możemy wspomóc to i dopuszczać do siebie fakt, że coś Nam nadal siedzi z tyłu głowy.
Bo kiedy się tym frustrujemy to już inny sygnał wysyłamy ;)

Można pogadać z Naszym umysłem czasem. "Wiem, zę się jeszcze boisz ale wkrótce Ci to minie, bo tu nic się złego nie dzieje". Dialogowanie tego rodzaju ma też pewien sens, oczywiście jeśli nie zaczyna za chwilę być robione 24 na dobę, byle tylko "już za chwilę się dobrze poczuć CAŁKIEM". ;)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ania0704
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 51
Rejestracja: 10 stycznia 2014, o 10:40

12 lipca 2018, o 08:00

Victor pisze:
12 lipca 2018, o 01:32
ania0704 pisze:
11 lipca 2018, o 19:02
Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
1. Doceniać pracę, którą do tej pory się wykonało. Doceniać małe kroki i kroczki.
Mało kto zdaje sobie sprawę, czym "nerwica" jest dla Naszego umysłu emocjonalnego. Jest to stan porównywalny do momentu kiedy człowiek realnie zagrożony uświadamia sobie, że zaraz zginie. Tylko w tym wypadku realnie zagrożenia nie ma ale stan emocjonalny dokładnie tak to odczuwa. A co gorsza sprawa się przeciąga w czasie i dochodzi analizowanie.
A więc w środku Nas wszystko buzuje, tam się dzieje chaos i totalny szok, ciągła gonitwa impulsów, neuronów i przetwarzania informacji i ciągłe wyczekiwanie na cios ostateczny od jakiegoś zagrożenia.
Dlatego zdanie: "Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje" Powinno najpierw zostać docenione :)

2. A kiedy już wiemy jaki to szok dla Naszego umysłu, to można spróbować z nim czasem pogadać :)
Umysł emocjonalny w nerwicy jest jak dziecko i żeby on się uspokoił trzeba zapewniać mu poczucie, że wszystko jest okey. Możemy to robić zachowaniem czyli mimo obaw objawów myśli itd, robić swoje, przyzwalać na to, akceptować złe samopoczucie itd itd. Bo to wysyła sygnał do podświadomości - "Hej Ty tak cierpisz a ja zobacz robię wszystko jak dawniej, a przynajmniej staram się robić, tu nic złego Cię nie czeka".
Ale to są procesy i potrzeba czasu.
Dlatego możemy wspomóc to i dopuszczać do siebie fakt, że coś Nam nadal siedzi z tyłu głowy.
Bo kiedy się tym frustrujemy to już inny sygnał wysyłamy ;)

Można pogadać z Naszym umysłem czasem. "Wiem, zę się jeszcze boisz ale wkrótce Ci to minie, bo tu nic się złego nie dzieje". Dialogowanie tego rodzaju ma też pewien sens, oczywiście jeśli nie zaczyna za chwilę być robione 24 na dobę, byle tylko "już za chwilę się dobrze poczuć CAŁKIEM". ;)
Dziękuję za odpowiedź... chyba szkopuł w tym że za bardzo chciałabym zapomnieć o tym, a to będzie wracać bo żyje już długo z tym szajsem. I tak jak wyżej napisano odburzenie nie równa się zapomnienie tylko nie nadawanie znaczenia. Trzeba popracować żeby się z tym pogodzic, dla perfekcjonisty to trudne ale na pewno przy odpowiednim podejściu wykonalne.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

12 lipca 2018, o 15:43

ania0704 pisze:
12 lipca 2018, o 08:00
Victor pisze:
12 lipca 2018, o 01:32
ania0704 pisze:
11 lipca 2018, o 19:02
Do wszystkich oburzonych ... Jak postawić kropkę nad "i".?
Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje i nie ale nadal to jest z tyłu głowy... Czytam to co napisał Victor już kolejny raz i zastanawiam się czego mi brakuje do porzucenia tej myśli... Pamiętania o nerwicy i w każdej wolnej chwili wracania do tej myśli. Jak przekonać stan emocjonalny że nic się nie dzieje, próbuję sama wywoływać lęk ale nie przychodzi. Jak przekonać siebie że już jest dobrze, przecież sama widzę że wykonałam taka duża pracę ... Nawet nie wiem z czym walczyć?
1. Doceniać pracę, którą do tej pory się wykonało. Doceniać małe kroki i kroczki.
Mało kto zdaje sobie sprawę, czym "nerwica" jest dla Naszego umysłu emocjonalnego. Jest to stan porównywalny do momentu kiedy człowiek realnie zagrożony uświadamia sobie, że zaraz zginie. Tylko w tym wypadku realnie zagrożenia nie ma ale stan emocjonalny dokładnie tak to odczuwa. A co gorsza sprawa się przeciąga w czasie i dochodzi analizowanie.
A więc w środku Nas wszystko buzuje, tam się dzieje chaos i totalny szok, ciągła gonitwa impulsów, neuronów i przetwarzania informacji i ciągłe wyczekiwanie na cios ostateczny od jakiegoś zagrożenia.
Dlatego zdanie: "Niby nie boję sie lęku, nie mam lękowych myśli, robię wszystko i lęk mnie nie ogranicza, wiem że to emocje" Powinno najpierw zostać docenione :)

2. A kiedy już wiemy jaki to szok dla Naszego umysłu, to można spróbować z nim czasem pogadać :)
Umysł emocjonalny w nerwicy jest jak dziecko i żeby on się uspokoił trzeba zapewniać mu poczucie, że wszystko jest okey. Możemy to robić zachowaniem czyli mimo obaw objawów myśli itd, robić swoje, przyzwalać na to, akceptować złe samopoczucie itd itd. Bo to wysyła sygnał do podświadomości - "Hej Ty tak cierpisz a ja zobacz robię wszystko jak dawniej, a przynajmniej staram się robić, tu nic złego Cię nie czeka".
Ale to są procesy i potrzeba czasu.
Dlatego możemy wspomóc to i dopuszczać do siebie fakt, że coś Nam nadal siedzi z tyłu głowy.
Bo kiedy się tym frustrujemy to już inny sygnał wysyłamy ;)

Można pogadać z Naszym umysłem czasem. "Wiem, zę się jeszcze boisz ale wkrótce Ci to minie, bo tu nic się złego nie dzieje". Dialogowanie tego rodzaju ma też pewien sens, oczywiście jeśli nie zaczyna za chwilę być robione 24 na dobę, byle tylko "już za chwilę się dobrze poczuć CAŁKIEM". ;)
Dziękuję za odpowiedź... chyba szkopuł w tym że za bardzo chciałabym zapomnieć o tym, a to będzie wracać bo żyje już długo z tym szajsem. I tak jak wyżej napisano odburzenie nie równa się zapomnienie tylko nie nadawanie znaczenia. Trzeba popracować żeby się z tym pogodzic, dla perfekcjonisty to trudne ale na pewno przy odpowiednim podejściu wykonalne.
Przede wszystkim to może wpłynąć także na sam poziom perfekcjonizmu. Odkładanie czegoś w czasie, co nie jest idealne :)
Aby potrafić inaczej reagować niż zawze, trzeba czasem zacząć najpierw inaczej reagować na siłę :)
Na tym polega poznanie i zmiana reakcji.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Martusiaaa47
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 59
Rejestracja: 16 lipca 2015, o 17:35

12 lipca 2018, o 16:38

Czesc Viktorku to ja mam pytanie co zrobic kiedy czlowieka dopada zmeczenie psychiczne,bol glowy i ucisk w niej.Jak do tego podejsc?
ozz87
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 127
Rejestracja: 8 marca 2018, o 14:44

13 lipca 2018, o 10:40

Martusiaaa47 ja mam podobnie, odkąd uświadomiłem sobie te wszystkie schematy, pojawia się zmęczenie nawet rano i czasami ból głowy. Moim zdaniem, on wynika z napięcia i tego, że umysł jeszcze uważa się w stanie zagrożenia i wyszukuje tego "tygrysa". Tak jak Victor pisał, należy się uspakajać i redukować w sobie to napięcie - przekonywać, że nic złego się nie dzieje. Nie martw się, ja ból głowy miałem silny jeszcze parę tygodni temu, teraz on robi się lekki i powoli znika. Ale na to potrzeba czasu, spokojnie :)
ODPOWIEDZ