Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

problem z..... życiem

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
Monstera32
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 20 stycznia 2023, o 09:16

20 stycznia 2023, o 09:49

Cześć Wszystkim!
Szukam pomocy, porady, informacji, czegokolwiek.....Trochę się rozpiszę, ale nie wiem co robić.

Ale może od początku. Jestem w związku od 10 lat z mężczyzną, który jest DDA. Naszych problemów jest sporo, m.in. mój M. nie może odnaleźć się w żadnej pracy, więcej nie pracował niż pracował. Jak znajduje pracę to są to epizody, które trwają nie cały rok. Zawsze powtarza się ten sam schemat, nie ma pracy przez dłuższy czas, w końcu coś się znajduje i od pierwszego dnia jest już źle. Chodzi zły, nadąsany, nie śpi, cały w nerwach, sparaliżowany wręcz. Procuje jakiś czas i rezygnuje, bo on nie daje rady, to nie jest praca dla niego, za dużo stresu go to kosztuje, nikt go dobrze nie wprowadził w obowiązki, a to atmosfera zła, a to za mało płacą, a to za trudne zadania a on nie ma takiej wiedzy i umiejętności, nie rozumie tego i owego, praca z klientem ciężka, bez klienta z papierkami nudna. W żadnej pracy w jakiej pracował nigdy nie było dobrze, zawsze wszytko było źle. Do tej pory jakoś starałam się go zrozumieć, że może faktycznie praca z klientem jako doradca handlowy nie jest za fajna (sama pracowałam z klientem więc wiem jak jest), że może faktycznie pracodawca nie poświęcił tyle uwagi ile trzeba żeby wdrożyć nowego pracownika, że może koledzy z pracy nie zawsze są mili i chętni do pomocy, że może faktycznie lepiej zrezygnować i poszukać czegoś lepszego (mamy oszczędności więc możemy sobie pozwolić na chwile bez pracy). Teraz mój M. znalazł nową pracę (miesiąc temu), w zawodzie, bardzo dobrze płatną, może się tam naprawdę dużo nauczyć co da efekty na przyszłość. Ale..... oczywiście tu tez jest źle. On nie ma wiedzy, nie ma doświadczenia on sobie tu nie poradzi bo to są za trudne rzeczy (mój M. nigdy wcześniej nie pracował w miejscu zgodnym z wykształceniem, zawsze to były praca zw. z handel lub administracją, trochę za granicą dorywczo). Pierwsze dnia jak poszedł do nowej pracy, po 4 godzinach dostałam sms "To nie ma prawa się udać". Codziennie jest zły, otępiały od nerwów, kilka razy płakał aż, bo jego to przerasta. Próbuje mu tłumaczyć, że to początek, że zatrudniając go wiedzieli, że nie ma doświadczenia, żeby dał sobie czas, że to może być perspektywiczna praca na przyszłość, że początki zawsze są trudne, ale on widzi tylko jedno, że się nie uda, ze to za trudne dla niego.

Poza problemami z pracą mój M. nie ma za dobrych relacji z matką ani rodzeństwem (praktycznie nie utrzymuje z nimi kontaktu), ojciec alkoholik nie żyje. Odsunął się od nich, z moimi rodzicami tez najlepiej tylko w święta bo wtedy tak wypada. Ma tylko jednego kolegę, zawsze unika spotkań w większym gronie aby kogoś poznać nowego. Jego stan psychiczny, mogę śmiało powiedzieć że od kilku lat coraz gorszy. Chodził przez ok 3-4 m-ce na terapię, ale zrezygnował bo uznał że nic mu to nie pomaga, tylko wydaje kasę. Do psychiatry na konsultację też nie chce iść bo zapłaci 300 zł za 15 min rozmowy i wypisanie recepty. Jest świadomy swojego problemu, bo często mówi, że ma depresję (nikt tego oficjalnie nie diagnozował), że w środku jest martwy, że on nigdy nie będzie szczęśliwy.

Nasze życie jest.... SMUTNE. Staram się jak mogę, zawsze go wysłuchać, być, pomagać w każdej najprostszej czynności, ale zaczyna mnie to przerastać. Sama upadam na swoim samopoczuciu. Jestem zła na niego, na życie, na to że nie mamy stabilizacji, nie możemy założyć rodziny, mieć dzieci czy nawet zaplanować zasranego urlopu na miesiąc do przodu bo nigdy nie wiadomo czy on będzie mieć pracę czy nie. Żyjemy wg jego humoru, jak jest lepszy dzień to jest w miarę ok, jak jest gorszy to strach się odezwać. Swoją frustrację wyładowuje na mnie. Nie używa przemocy fizycznej, nigdy do tego nie doszło, mam tu na myśli jego zachowanie wiecznie obrażonego i odzywanie się jak do psa, burczy na mnie. Ogólnie mój M. ma tendencję do obwiniania wszystkich dookoła za swoje życiowe niepowodzenia. Matka z ojcem winni że nie zna angielskiego, ze nie pomogli wybrać lepszych studiów, że się nim nie interesowali. Do rodzeństwa ma żal, że wyjechali na studia i zostawili go w domowym "piekle ojca alkoholika" i nie interesowali się nim, później w życiu dorosłym też ciężko było liczyć na ich pomoc mimo, że całkiem nieźle im się wiedzie. Ciągle rozpamiętuje to co było źle w domu, w przeszłości.

Z jednej strony wie, że nie może ciągle żyć przeszłości i trzeba iść do przodu, uczyć się nowych rzeczy, dokształcać, pracować nad sobą, a z drugiej ciągle grzebie w tej przeszłości, i nic nie robi żeby coś się poprawiło.
Awatar użytkownika
Hightower
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 385
Rejestracja: 26 września 2022, o 20:22

20 stycznia 2023, o 22:19

Monstera32 pisze:
20 stycznia 2023, o 09:49
Jego stan psychiczny, mogę śmiało powiedzieć że od kilku lat coraz gorszy. Chodził przez ok 3-4 m-ce na terapię, ale zrezygnował bo uznał że nic mu to nie pomaga, tylko wydaje kasę. Do psychiatry na konsultację też nie chce iść bo zapłaci 300 zł za 15 min rozmowy i wypisanie recepty. Jest świadomy swojego problemu, bo często mówi, że ma depresję (nikt tego oficjalnie nie diagnozował), że w środku jest martwy, że on nigdy nie będzie szczęśliwy.
Piszesz, że przychodzisz po radę, ale podejrzewam, że po 10 latach życia z M. to Ty mogłabyś udzielać takich porad innym osobom, które dopiero wchodzą na podobną ścieżkę, wiążąc się z człowiekiem "z przeszłością". Jesteś zaprawioną w bojach weteranką, lojalną partnerką, jak wnoszę ze długości tej relacji i z dużym, może nawet zbyt dużym poczuciem osobistej odpowiedzialności za jego los. Podejrzewam, że dobrze znasz odpowiedzi na większość nurtujących Cię wątpliwości.

Twój partner potrzebuje terapii, najlepiej takiej przeznaczonej właśnie dla DDA, ale to pewnie doskonale oboje rozumiecie. Leki również się przydadzą, nawet jeśli on sam nie widzi w tym większego sensu i w jakimś stopniu spisał już siebie na straty ("martwy w środku"). Wiele z tego, co M. czuje na co dzień, wynika z zaburzonej chemii mózgu. Kilka miesięcy konsekwentnej farmakoterapii mogłyby być dobrym punktem wyjścia: pozwoliłby ustabilizować nastrój, zniwelowałyby ciągłe rozdrażnienie i wybuchy złości, dałyby szansę na bardziej pogodne, optymistyczne spojrzenie na pewne sprawy. Na tym można byłoby już próbować zbudować coś trwałego - zmienić pewne schematy myślenia, utarte wzorce zachowania, stopniowo podnosić bardzo nisko ustawiony dziś próg lęku. Inne problemy, wynikające w dużej mierze z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, będą wymagały współpracy z jakimś sensownym psychoterapeutą, któremu M. zaufa i da szansę.

Z Tobą u boku na pewno ma szansę otworzyć nowy rozdział.
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

21 stycznia 2023, o 19:19

Mi to trochę wygląda na ergofobię.

Może problemem jest też praca z ludźmi. I może to rzeczywiście jest ponad jego siły. Jak jesteś w depresji to masz mało energii. Ciężko jest wstać, umyć zęby, ubrać się, zrobić śniadanie i dojechać do pracy. A jeszcze mieć po tym wszystkim siły na pracowanie. Może coś zdalnego albo w niepełnym wymiarze pracy? Albo praca za granicą.

Z drugiej strony skoro wystarcza Wam na życie, oszczędności i urlop przy takim stylu życia to w czym problem? Lęk o przyszłość? Partner się jak widać stara, bo mimo ogromnego stresu i cierpienia jaki go to kosztują próbuje nowych prac.

Jest książka, która mogę Wam polecić. To "Program zmiany sposobu życia. Uwalnianie sie z pułapek psychologicznych" J. Young. Może by to pomogło wyjść z marazmu. Jest tam rozdział o poczuciu bycia skrzywdzonym i jak sobie z tym poradzić. Omówione 11 życiowych pułapek w jakie można wpaść i test że możesz się zdiagnozować. Są konkretne ćwiczenia jak wyjść z życiowych pułapek - schematów. Dużo o trudnym dzieciństwie i co zrobić żeby już nie rzutowało negatywnie na życie. Książka jest formą samopomocy, myślę, że jak terapia nie wypaliła ani leki warto przerobić.
F40.1
Monstera32
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 20 stycznia 2023, o 09:16

24 stycznia 2023, o 08:54

Hightower pisze:
20 stycznia 2023, o 22:19
Monstera32 pisze:
20 stycznia 2023, o 09:49
Jego stan psychiczny, mogę śmiało powiedzieć że od kilku lat coraz gorszy. Chodził przez ok 3-4 m-ce na terapię, ale zrezygnował bo uznał że nic mu to nie pomaga, tylko wydaje kasę. Do psychiatry na konsultację też nie chce iść bo zapłaci 300 zł za 15 min rozmowy i wypisanie recepty. Jest świadomy swojego problemu, bo często mówi, że ma depresję (nikt tego oficjalnie nie diagnozował), że w środku jest martwy, że on nigdy nie będzie szczęśliwy.
Piszesz, że przychodzisz po radę, ale podejrzewam, że po 10 latach życia z M. to Ty mogłabyś udzielać takich porad innym osobom, które dopiero wchodzą na podobną ścieżkę, wiążąc się z człowiekiem "z przeszłością". Jesteś zaprawioną w bojach weteranką, lojalną partnerką, jak wnoszę ze długości tej relacji i z dużym, może nawet zbyt dużym poczuciem osobistej odpowiedzialności za jego los. Podejrzewam, że dobrze znasz odpowiedzi na większość nurtujących Cię wątpliwości.

Twój partner potrzebuje terapii, najlepiej takiej przeznaczonej właśnie dla DDA, ale to pewnie doskonale oboje rozumiecie. Leki również się przydadzą, nawet jeśli on sam nie widzi w tym większego sensu i w jakimś stopniu spisał już siebie na straty ("martwy w środku"). Wiele z tego, co M. czuje na co dzień, wynika z zaburzonej chemii mózgu. Kilka miesięcy konsekwentnej farmakoterapii mogłyby być dobrym punktem wyjścia: pozwoliłby ustabilizować nastrój, zniwelowałyby ciągłe rozdrażnienie i wybuchy złości, dałyby szansę na bardziej pogodne, optymistyczne spojrzenie na pewne sprawy. Na tym można byłoby już próbować zbudować coś trwałego - zmienić pewne schematy myślenia, utarte wzorce zachowania, stopniowo podnosić bardzo nisko ustawiony dziś próg lęku. Inne problemy, wynikające w dużej mierze z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, będą wymagały współpracy z jakimś sensownym psychoterapeutą, któremu M. zaufa i da szansę.

Z Tobą u boku na pewno ma szansę otworzyć nowy rozdział.
Dziękuję za odpowiedź. Ja jestem świadoma, że on potrzebuje pomocy specjalisty, jednak on jest na nie, co mu da psychiatra, terapii próbował nic nie dała. Załatwił sobie lek trritico CR na problemy ze snem i lekkie Stany depresyjne, uznał ze poczeka pół roku jeżeli nie pomogą to pójdzie do psychiatry. Jednak nie bierze ich regularnie, bierze 75mg, nie konsultował dawki z lekarzem, efekt jak na razie bez większej poprawy.

Piszesz ze jestem weteranka i mogę inne pomagać jak żyć z człowiekiem z przeszłością. W tym momencie czuje ogromną bezsilność, lek przed przyszłością i ból. Wiedziałam z jakiej rodziny pochodzi, ale przez pierwsze lata naszej znajomości "przeszłość" nie odzwierciedlała się aż tak na nim, był uśmiechnięty, pogodny, zaradny, stanowczy. Teraz jest jak dziecko, ma problem z podjęciem najprostszej decyzji, z każdej pracy tak jak pisałam ucieka jak tylko pojawią się jakieś trudności.

Ostatnie kilka poranków przed wyjściem do pracy to prawie płacz, ogromna złość, rzucanie rzeczami, i pretensje do mnie "czego ja od niego oczekuje, on nienawidzi tej pracy, męczy go, a jak mi się nie podoba życie z nim to mogę sobie znaleźć kogoś bardziej zaradnego". Ja tylko pragnę w końcu poczuć stabilność tego związku, życia, iść dalej.

Do tego za każdym razem w tak już mega dole, wypisuje ironiczne smsy do matki "dziękuję że mnie pokierowalas i powiedziałaś jak żyć, jakie studia wybrać, że mnie nauczylas wszystkiego. Jedź sobie do koleżanki pogadaj, ja się nigdy nie liczyłem, jesteś za głupia żeby to zrozumieć".

Czy zmuszenie go na siłę do leczenia lub postawienie sprawy jasno albo zaczynasz poważnie się leczyć albo ja pasuje jest dobrym wyjściem? Nie wyobrażam sobie mieć go na sumieniu......
Monstera32
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 20 stycznia 2023, o 09:16

24 stycznia 2023, o 09:00

Arya pisze:
21 stycznia 2023, o 19:19
Mi to trochę wygląda na ergofobię.

Może problemem jest też praca z ludźmi. I może to rzeczywiście jest ponad jego siły. Jak jesteś w depresji to masz mało energii. Ciężko jest wstać, umyć zęby, ubrać się, zrobić śniadanie i dojechać do pracy. A jeszcze mieć po tym wszystkim siły na pracowanie. Może coś zdalnego albo w niepełnym wymiarze pracy? Albo praca za granicą.

Z drugiej strony skoro wystarcza Wam na życie, oszczędności i urlop przy takim stylu życia to w czym problem? Lęk o przyszłość? Partner się jak widać stara, bo mimo ogromnego stresu i cierpienia jaki go to kosztują próbuje nowych prac.

Jest książka, która mogę Wam polecić. To "Program zmiany sposobu życia. Uwalnianie sie z pułapek psychologicznych" J. Young. Może by to pomogło wyjść z marazmu. Jest tam rozdział o poczuciu bycia skrzywdzonym i jak sobie z tym poradzić. Omówione 11 życiowych pułapek w jakie można wpaść i test że możesz się zdiagnozować. Są konkretne ćwiczenia jak wyjść z życiowych pułapek - schematów. Dużo o trudnym dzieciństwie i co zrobić żeby już nie rzutowało negatywnie na życie. Książka jest formą samopomocy, myślę, że jak terapia nie wypaliła ani leki warto przerobić.
Za granicą pracował zaraz po studiach, trochę odłożył. Wrócił bo nie dogadywał się z bratem (pracowali tam razem), słabo z językiem i wiedział że sam sobie tam nie poradzi dłużej. Praca zdalna? Nie wiem, skoro teraz mając obok siebie doświadczonych pracowników ma problem z wykonywaniem pewnych rzeczy co dopiero zdalnie, gdzie nie zawsze można coś wytłumaczyć na odległość.

Próbuje nowych prac zawsze z tym samym efektem, tak można w nieskończoność. Ja jestem tym zmęczona, chciałabym mieć dzieci, moc coś czasem zaplanować w przód, nie da się jeżeli żyjemy na huśtawce jest praca albo nie ma.


Książkę z chęcią kupię, dziękuję za polecenie.
Awatar użytkownika
grubas
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 83
Rejestracja: 21 lutego 2019, o 08:46

24 stycznia 2023, o 09:33

No cóż. Ja dorzucę smutną myśl, że nie "naprostujesz" faceta.
Jeżeli sam nie znajdzie równowagi to Ty mu jej nie dasz.
Pisze Ci to facet - dda.
Słuchaj siebie, swojej intuicji. Piszesz bardzo rzeczowo. Może szukasz tutaj potwierdzenia decyzji, którą już podjęłaś?
Skup się na tym czego Ty chcesz i zacznij do tego dążyć.
Powodzenia!
Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.
Stanisław LemSzpital Przemienienia
Awatar użytkownika
Hightower
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 385
Rejestracja: 26 września 2022, o 20:22

24 stycznia 2023, o 15:46

Monstera32 pisze:
24 stycznia 2023, o 08:54
Załatwił sobie lek trritico CR na problemy ze snem i lekkie Stany depresyjne, uznał ze poczeka pół roku jeżeli nie pomogą to pójdzie do psychiatry. Jednak nie bierze ich regularnie, bierze 75mg, nie konsultował dawki z lekarzem, efekt jak na razie bez większej poprawy.
Uwaga techniczna: Trittico to nie jest lek nasenny, choć w niskich dawkach przede wszystkim ułatwia zasypianie. Przy wyższych dawkach (powyżej 100 mg, najlepiej 150 mg) rozkręca działanie przeciwdepresyjne i naprawdę potrafi zrobić robotę. To lek o profilu zbliżony do SSRI, ale dużo bardziej bezpieczny. Jego zaletą jest m.in. to, że szybko się rozkręca (już po tygodniu).

Tyle że nie łyka się tego, jak piszesz, nieregularnie. To nie mentosy. Dawkę zwiększa się stopniowo i również stopniowo z niech schodzi (o 25 mg co kilka dni). 75 mg to już dawka odczuwalna dla organizmu. Dzień lub dwa bez tego leku oznacza po prostu ostry zjazd i efekt z odbicia, czyli nasilone rozdrażnienie, ryzyko wybuchów złości i stany depresyjne. Co więcej - nawet po delikatnym, stopniowym odstawieniu, pierwszy tydzień bez leku może dać popalić. Jeśli nie jest skłonny brać tego regularnie, będzie lepiej dla niego - i dla Ciebie, bo oszczędzi Ci to niepotrzebnych wrażeń - jeśli w ogóle to odstawi.
Monstera32 pisze:
24 stycznia 2023, o 08:54
Czy zmuszenie go na siłę do leczenia lub postawienie sprawy jasno albo zaczynasz poważnie się leczyć albo ja pasuje jest dobrym wyjściem?
Obecny stan nie będzie trwał wiecznie: jeśli Twój partner nie wykona żadnego ruchu, będzie już raczej, jak sądzę, tylko gorzej, a w pewnym momencie po prostu skapituluje. Rzuci pracę, przestanie szukać kolejnej. Będzie "grał w gry" lub oglądał seriale, a w swoje 40. urodziny nie będzie od nikogo odbierał telefonów, bo właśnie ogłosi żałobę po sobie samym. Zostanie mentalnym rencistą, prawdopodobnie całkowicie od Ciebie zależnym. Póki co pedałuje w powietrzu, ale czas nie gra na jego korzyść. Nie stawiaj mu ultimatum - z opisu wynika, że Twój facet gotów unieść się dumą i zatrzasnąć za Tobą drzwi. Po prostu opisz mu szczerze swoje emocje, przedstaw własny punkt widzenia. Być może jest tak, jak napisał wyżej Grubas: "Może szukasz tutaj potwierdzenia decyzji, którą już podjęłaś?".
ODPOWIEDZ