Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ku pokrzepieniu serc.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Awatar użytkownika
lubieplacki13
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 495
Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50

27 lutego 2020, o 20:04

Cześć. Piszę ten post, bo na forum ostatnio zasiało się trochę paniki i mało rozsądku, a takie posty mogą wprowadzić ludzi na jakąś ścieżkę nadziei. Na wstępie chciałem napisać, że nie wiem czy jestem już odburzony, czy nie, od dłuższego czasu czuję się lepiej, nie spieszy mi się z tym stwierdzeniem, jak już będę na 100% pewny, że to to i natrętne myśli nie bedą mi doskwierać przez okres kilku miesięcy to napiszę posta odburzeniowego. Doskwiera mi jeszcze trochę DD i jakiś lekki niepokój, lęk. A jeszcze miesiąc temu bardzo odburzony być chciałem i myślałem, że, gdy minie apogeum i nerwicowy rollercoaster, to spotka mnie ogromne szczęście i zbawienie na ziemi, no ale nic bardziej mylnego.

Nie będę w tym poście pisał o mojej ogólnej historii z nerwicą po kolei, bo w sumie nie tym chcę do Was dotrzeć, ale ogólnie mam 22 lata, z nerwą mam do czynienia od 5 lat i byłem przez ten okres osobą unikająco-lękliwą, ledwo skończyłem przez to liceum i nie podjąłem się nigdy w pracy, zarabiając w internecie, całe moje dorosłe życie poddawałem się lękowi. Od 2 lat też miałem do czynienia z natrętnymi presjogennymi myślami dot. mojej sprawczości i przyszłości.


w tym fragmencie chcę Wam pokazać, że miałem tak ŹLE jak wy

Minął rok od moich pierwszych natrętnych myśli dot. samobójstwa i depresji, po tym jak słuchałem w Radiowej Trójce audycji podczas Światowego Dnia Walki z Depresją, oczywiście okropnie depresja została tam zdemonizowana i konkluzja całej audycji była taka, że depresja prowadzi do samobójstwa. Dodatkowo moja była dziewczyna borykała się przez krótki czas z depresją i myślami samobójczymi oraz mocno emocjonalnie przeżyłem samobójstwo chłopaka mojej koleżanki. Przez 9 miesięcy miałem do czynienia z częstymi napadami lęków, impulsów i natrętów dot. samobójstwa i depresji, aż do 31 października 2019 roku, kiedy to zaczął się mój koszmar. Natrętne myśli 24/7, bez przerwy, bez sekundy spokoju, trzęsienie kończyń, wieczny płacz, wieczne poczucie zagrożenia. W mojej głowie przez 24/7 było powtarzane tylko jedno zdanie "zabij się, zabij się, zabij się", a wraz z tym impulsy i wizualizacje. Pamiętam idąc do pierwszej psychoterapeutki, powiedziała mi "proszę teraz się skupić i pomyśleć, kiedy przychodzą panu te natręty, w jakich sytuacjach", a ja do niej: KOBIETO!!! PRZECIEŻ JA NIE MAM SEKUNDY BEZ TYCH MYŚLI! JEDYNE CO MAM W GŁOWIE TO "ZABIJ SIĘ". I dosłownie tak było. Oczywiście wybrałem się do dwóch psychiatrów w celu sprawdzenia I POTWIERDZENIA, że nic mi nie jest i że nie jestem samobójcą i co usłyszałem? "Ja nie mogę Panu potwierdzić, że Pan sobie nic nie zrobi, proszę tu Cital brać powinno pomóc" - żadnego wytłumaczenia co mi jest, jak mam sobie z tym poradzić, z czego skorzystać, trudno, OK. Przez tydzień spałem z rodzicami, nie odstępowali mnie na krok, jak usłyszeli, co mi się dzieje. Napisałem do mojej dziewczyny i jej matki SMSA, żeby przyjechała do mnie jak najszybciej, z drugiego końca Polski, bo miałem przekonanie, że to mój ostatni weekend życia i już więcej jej nie zobaczę. Wtedy też zaczęło się moje szperanie na temat tego co mi jest. Oczywiście to nie był dobry pomysł, bo zanim trafiłem na dobre kopalnie wiedzy, przeczesałem strony, które tylko wzbudzały we mnie lęk i wprowadzały coraz to więcej wątpliwości. Trafiłem na jakiejś polskie forum o nerwicy, gdzie administratorzy wmawiali ludziom, że nerwicy nie ma i to tak naprawdę jakiś problem zdrowotny, tężyczka czy inny neurologiczny syf. Potem trafiłem na forum nerwica.com, gdzie w sumie sens tego forum jest taki, że każdy pisze kto ma gorzej i tak się tam ludzie licytują. Przedostatnim miejscem, na które natrafiłem była strona https://www.intrusivethoughts.org/, która nieco otworzyła mi oczy i wzbudziła we mnie poczucie jakiejś walki i nadziei, dopiero po tych wszystkich perypetiach trafiłem, tam gdzie życzę każdemu, aby trafił - tutaj. Wtedy też wziąłem się za nagranka i posty, zacząłem odburzanie. Oczywiście przez długi czas odburzania nie czułem żadnych efektów, to był koszmar, dokładnie taki sam jak Wy przechodzicie. W międzyczasie byłem w Rzymie, bo miałem wykupioną wycieczkę, tam również przeżywałem koszmar, głównie przez DD, która wyłączyła mnie z możliwości podziwiania tego miasta i czerpania z klimatu, to również bardzo mnie dobiło. Potem święta i atmosfera, a raczej jej brak, wszystko przez długi czas było dla mnie nijakie. Czułem mur między moją świadomością, a przyszłością, każda myśl o przyszłości była blokowana przez mój zaburzony stan emocjonalny. Moje życie nie miało sensu, tfu, oczywiście, że miało sens, tylko stan emocjonalny mi tak podpowiadał, po prostu go nie czułem. Wszelkie moje talenty i zdolności przepadły w otchłań, moje zainteresowania, mój dobytek, moja pewność siebie. Każdy plan dłuższy niż tydzień kończył się myślą "przecież i tak się zabijesz", nie mogłem nic zaplanować, wszystko było pozbawione sensu. Dochodziły też natrętne myśli dot. bycia pedofilem, przez dwa dni miałem ROCD, myśli by zrobić głupotę publicznie (np. zdjąć gacie i pokazać sprzęt), że jestem gwałcicielem, zabójcą, nawet takie, że się zacznę jąkać przez to, że nie skupiam się na tym co mówić, tylko na sobie. Oczywiście doszły też myśli egzystencjalne i inne ściśle związane z DD o sensie życia (kończyły się taką konkluzją, że lepiej się zabić). W żaden z tych natrętów, oprócz samobójczego (w ten wpadłem jak w śliwka w kompot) nie wszedłem, bo miałem już sporą wiedzę zaczerpniętą z forum lub z nagranek Divovica. I to jest pierwsza lekcja. Nie jest ważny temat waszych lęków i natrętów, ważna jest Wasza reakcja na to. Po tym całym festiwalu przeróżnych tematów lękowych, doszedłem do wniosku, że hej... to co mam w głowie to jest po prostu LĘK, a czego się boję tak naprawdę nie ma znaczenia. Oczywiście każdy z Was tutaj może powiedzieć, "no ale jakbym ja miał lęk taki jak ty, a nie np. ROCD czy o schizofrenii, to byłoby mi łatwiej" - bzdura i to zdanie nie ma sensu w ogóle. Bo boimy się tego czemu nadamy największą wartość i tego jak na to reagujemy, gdy się pojawia. Rzecz, o której chciałbym wspomnieć i którą ludzie często powtarzają, to jest stan HIPERŚWIADOMOŚCI, który był dla mnie zdecydowanie najgorszy i najbardziej szkodliwy patrząc z perspektywy. Co to jest ta hiperświadomość wg. mnie? To jest wieczny skan, analiza, odcięcie od świata zewnętrznego i skupienie całkowicie się na sobie, zamknięcie się całkowicie na bodźce z zewnątrz, analiza każdego stanu, samopoczucia, myśli, strzelenia w klatce piersiowej, w pięcie, w głowie itd. To jest ten egocentryzm, ale egocentryzm to jest zbyt łagodne słowo dla mnie, dla mnie hiperświadomość to egocentryzm x1000.


jak sobie pomogłem przez pół roku i jak doszedłem do zadowolenia w życiu tylko za sprawą swojej psychiki?

Oczywiście na wstępie chcę wspomnieć, że całą swoją wiedzę posiadam z materiałów z forum i z nagrań Divovica oraz osobnych nagrań Wiktora i Hewada. W odburzaniu najważniejsze było dla mnie zdecydowanie zrozumienie tego, że nasz stan emocjonalny to rozwydrzone dziecko, które musimy uspokajać, ale świadomość nie zadziała na podświadomość od razu i potrzeba do tego czasu i działań. I to starałem się przenieść na ABSOLUTNIE każdy element mojego życia, by zmienić moje nawyki lękowe. Tak jak wspominałem na początku, oprócz natrętów samobójczych byłem jeszcze bardzo unikający i lękliwy. W związku z tym znając wiedzę z forum ROBIŁEM WSZYSTKO PRZECIW LĘKOWI. Czułem lęk przed pójściem na siłownie? Ooo, cudownie, w takim razie idę. Lęk to był w pewnym momencie mój największy motywator. To była moja chęć pokazania temu rozwydrzonemu dzieciakowi, że nie ma się czego bać! Wejście w tłum kilkudziesięciu ludzi na koncercie, które było kiedyś niemożliwe? Spory lęk - idę. Pójście na imprezę, gdzie nikogo nie znam? Jezus, co za lęk - idę. Dostaję okropnego ataku paniki w domu i czuje jakbym miał zemdleć? Proszę ojca, aby mnie zawiózł na drugi koniec miasta i wracam komunikacją miejską przez 55 minut, sam. Przestałem każdego ciągnąć wszędzie za sobą, jak miałem spore lęki, a raczej rozkazywałem im przestać mnie niańczyć. Wystawiałem się na lęki, na zagrożenie. Mówiłem sobie - i co mi się stanie? Umrę? I ch*j, i tak ledwo żyję. RYZYKOWANIE to była moja ścieżka, to wręcz mnie nakręcało jak psychopatę, móc pokazać sobie i lękowi, że złapałem go za jaja. Satysfakcja niesamowita. Czy zawsze byłem taki mądry? Nie. Przez 5 lat z stanami lękowymi nie raz dałem im dupy, poddawałem się, kazałem im rządzić moim życiem, unikałem. To jest najgorsze co można zrobić i tutaj taki cytat, który jest dla mnie ważny: "W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę. Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu.". Także proszę Was, nigdy nie rezygnujcie z pracy, z mieszkania w wielkim mieście, z różnych rzeczu ze względu na nerwę, bo jeszcze bardziej się w nerwie pogrążycie. Oczywiście warto wyeliminować stresogenne czynniki ze swojego życia, ale czasem ten zaburzony umysł próbuje nam wmówić, że coś jest dla nas niedobre. Przez te pół roku miałem w głowie non stop wątpliwości i ciągłe kryzysy, czyli: "nie akceptuję odpowiednio zaburzenia, nie jestem zbyt silny, zawsze byłem słaby, a co jeśli Ci wszyscy ludzie są silni, a ja jestem beznadziejny, a co jeśli już zawsze tak będzie, a co jeśli tak naprawdę w cale się nie odburzam, przecież ja nawet nie mam prześwitów czy dłuższych okresów bez zaburzenia". I to wszystko było jedną wielką iluzją, te wątpliwości, dopiero teraz to widzę jak ogromną pracę wykonałem.

jak jest teraz
Miałem takie dni, gdzie nie miałem natrętnych myśli w ogóle, ale to nie było dla mnie sukcesem, ciągle była ta hiperświadomość, spora DD i inne dołująco mnie OKROPNIE kwestie. Chciałbym tu dodać jeszcze istotną kwestię, że pracuje z domu i prowadzę mocno bez-bodźcowy styl życia. Czyli kurczę no ciężko tak wyjść z tego będąc zamkniętym tylko na siebie i na swoje 4 ściany, bez bodźców zewnętrznych, ludzi itd, to przecież często powtarza Wiktor i Hewad. No i czym było dla mnie takim czynnikiem wyzwalającym mnie z tego poczucia hiperświadomości i takim odlepieniem mnie od ciągłego skupieniu się na sobie i swoim samopoczuciu? Trafienie na SOR karetką. Co było dla mnie wtedy katastrofą, ale cholernie mi pomogło, lub po prostu tak się złożyło. Ale wydaje mi się, że pozwoliło mi to skupić uwagę ze swojego umysłu na swoje ciało (zupełnie tak jak medytacja). Dostałem kolki nerkowej i kamicy nerkowej i przez 2 tygodnie miałem do czynienia z okropnym bólem. Ale codzienna pobudka rano to już nie była myśl "jesteś nerwiczko?" tylko "jesteś kolko?" i tak przez 2 tygodnie. To bardzo pomaga. Dlatego tak wiele Wiktor mówił o tym, by pójść do pracy, albo np. zająć się nowym zainteresowaniem. Bo wtedy na każdą nudą reakcją u nas nie jest skan jak się czujemy i jak tam nerwiczka, tylko np. zajęcie się tematami, uczelnią, pracą, czymkolwiek. To odlepienie się od ciągłej analizy bardzo pomaga. Cóż, dla mnie kolka nerkowa była swoim rodzajem tragedią, jak i zbawieniem. I tutaj ważny dla mnie cytat Ciasteczka: "Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej". Jak jest teraz? DD zeszło mi do jakiś 30%, nie mam już tej okropnej hiperświadomości, natrętów też już nie mam, lęk mi doskwiera, analiza jest szczątkowa, jeszcze trochę brak mi dystansu np. do noża czy do kabli, oczywiście używam ich i wystawiam się na zagrożenie, ale ciągle w głowie jest "hehe, ale kiedyś miałem głupie myśli z tym", impulsów i ataków paniki nie mam już długi, długi czas. Żyje mi się zdecydowanie lepiej, choć w moim życiu nic się nie zmieniło, zmieniło się to, że przytuliłem lęk i powiedziałem mu: hej, nie jesteś moim wrogiem, będę działał z tobą ku boku. Całą swoją analizę, którą poświęcałem sobie i swojemu stanowi teraz poświęcam na ludzi dookoła mnie i na otaczający mnie świat, znowu mnie wszystko fascynuje i zastanawia, ciekawi. Mogę powiedzieć, że jest tak jak było wcześniej. Ale czy ja chcę żeby tak było? Nie, dlatego jeszcze przede mną kupę pracy, tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się prawdziwa praca nad sobą z mojej strony. Czy boję się, że znowu mnie dopadnie ten najgorszy stan? Bać się nie boję, jestem na to gotów, podejrzewam, że przyjdzie, ale mam do tego inny stosunek i reakcja na pewno będzie inna, jestem tego pewny.

Najważniejsze lekcje jakie wyniosłem do tej pory w skrócie:
- stan zagrożenia to rozwydrzony dzieciak, którego trzeba uspokoić działaniem
- jak bardzo byś chciał, w stanie aktywnej nerwicy na większość pytań odpowiedzi nie udzielisz, bo jesteś zaburzony i zobaczysz absurdy w tych pytaniach dopiero, jak wyjdziesz z zaburzenia
- nie ma szans, by osoba zaburzona zrobiła coś co jest jej lękiem, bo zrobi wszystko by tego uniknąć
- ryzykowanie, odpowiednie reakcja na lęk to dla mnie najskuteczniejsza metoda wyjścia z nerwicy
- unikanie i poddawanie się lękowi, upewnianie i kontrola to autostrada do lęku
- pytania "czy ktoś tak miał" są zupełnie nieistotne i w żaden sposób nie pomagają w wyjściu z zaburzenia
- akceptacja jest bardzo istotna, ale nigdy nie osiągnąłem jej w zadowolającym dla mnie stopniu, ogólnie im lepiej się człowiek czuje tym łatwiej mu akceptować


Jestem pewny, że każdy jest w stanie z tego wyjść i czasem jest nawet bliżej tego niż myślicie. Po prostu zaburzony umysł często nie widzi efektów, a efekty są. Ogólnie nic więcej mądrzejszego niż jest w postach na forum nie napiszę, w związku z tym mogę tylko polecić kurczowe trzymanie się zaleceń Divovica, Ciasteczka, Schantis, Natalii itd. W głowie mi się też kiedyś pojawiały wątpliwości "a co jeśli oni tak naprawdę nic nie wiedzą", ale w 100% mogę potwierdzić wiarygodność ich nauk.

Na koniec dodam jeszcze, że nie dziwię się, że stosunkowo mało jest postów odburzeniowych, bo np. sam posiadam takie poczucie, że cały temat nerwicy i rozmyślanie tego jak się czułem w najgorszych momentach mojego życia jest trudne i nie chce się tego robić, bo chce się o tym jak najszybciej zapomnieć. W związku z tym zapewne osoby, które są odburzone, wymykają się z tego forum i żyją sobie czując się lepiej, chcąc zapomnieć o nerwicy. Dlatego też napisanie tego posta było dla mnie trudne.

Oczywiście chce podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w poprawieniu się moich stanów, Potokowi, Maćkowi, Sasance, Beacie, Halinie, Angelice, Laurze, Szymonowi. Moderatorom i administratorom za niesamowitą mądrość płynącą z nich postów, a do Wiktora osobiste podziękowania, bo w pewnym momencie mojego życia stał się dla mnie czymś pokroju Boga,, a jego historia największą życiową inspiracją, Wiktorze jeśli to czytasz, to czuję się tak dobrze, że nie mam potrzeby szukania pomocy u Ciebie, już tym samym nie męczę cię o termin na terapię, chociaż było to dla mnie największe marzenie :D Ale jeszcze z parę razy skuszę się by napisać, bo parę życiowych wątpliwości, może nie konkretnie zaburzeniowych...
/przerwa od forum
mrunban
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 221
Rejestracja: 28 października 2019, o 03:01

27 lutego 2020, o 21:17

Bardzo fajny post! Zresztą po Twoich wpisach widać, że prędzej czy później ogarniesz dalej i dalej :)
Awatar użytkownika
violettavillas
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 95
Rejestracja: 4 stycznia 2020, o 21:29

27 lutego 2020, o 21:54

"Umrę? I ch*j, i tak ledwo żyję." - doskonały tekst. Dzięki, że się podzieliłeś przemyśleniami, fajnie się czytało.
"Ja jestem Violetta, wrażliwa kobietta."
Awatar użytkownika
ottovonjaszczur
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 91
Rejestracja: 25 października 2019, o 01:31

27 lutego 2020, o 22:42

Szacunek i powodzenia w dalszych zmaganiach. Ja też zdecydowałem, że trzeba w końcu poważnie do tego podejść i spróbować wyjść z tego choćby nie wiem co.
martinsonetto
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 409
Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21

27 lutego 2020, o 22:43

Gratuluję i naprawdę fajnie, że jest nas coraz więcej przejmujących nauki odburzonych. :) Po sobie wiem, że to jest skuteczne choć nie zawsze oczywiste od razu. Nic tylko podawać dalej. :)
Lara
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 67
Rejestracja: 26 marca 2019, o 11:04

27 lutego 2020, o 23:04

Dziękuję za wpis 😍 dużo ryzykowania dałeś z siebie po tym co piszesz, na razie jestem na tym etapie poddawania skarbu. Powodzenia dalej^^
Awatar użytkownika
lubieplacki13
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 495
Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50

27 lutego 2020, o 23:18

PS. Niestety nie mogę edytować posta, ale chciałem dodać, że miesiąc temu rzuciłem leki z dnia na dzień i nie czuję żadnego pogorszenia.
/przerwa od forum
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

28 lutego 2020, o 00:10

Szacun Chłopie! Myśli "zabij się", to co Ci powiedziała psycholog, żebyś przypomniał sobie kiedy się pojawiają, a one non stop kolor są... Też usłyszałam jak pani ma takie myśli to pani jedzie do szpitala, bo ja nie wiem, czy pani tego nie zrobi...

Po prostu wyjąłeś mi to wszystko z głowy! Choć z samobójami od dłuższego czasu nie mam nic wspólnego , bo co innego jest, to wielkie gratulacje!

Kawał dobrej roboty ;ok
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
SasankaLesna
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 307
Rejestracja: 8 lutego 2019, o 13:51

28 lutego 2020, o 07:27

Bardzo dobra robota! Podziwiam Twój sposób ryzykowania! Wręcz wzorcowy, trzymaj się i powodzenia dalej :)
Czasami lepiej użyć miotacza ognia niż narzekać na ciemność. [T. Pratchett]
Homeria
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 39
Rejestracja: 6 kwietnia 2019, o 13:47

28 lutego 2020, o 08:00

Fajnie, ze się tym podzieliłeś. Gratuluje postawy.
Adam998
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 27
Rejestracja: 20 lutego 2020, o 15:48

28 lutego 2020, o 17:35

Dziękuję Ci za tego posta bardzo! Był pierwszym jaki przeczytałem z tego działu dziś i uderza też w mój problem myśli S. Musze o tym ryzykowaniu się trochę dokształcić
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 lutego 2020, o 00:13

Brawo Placku :D ryzykowanko idealne, aż się łezka kreci w oku bo tak mało osób ostatnio "ryzykuje" ;p
Od początku wyciągałeś sporo wniosków własnych, więc zaoszczędziłeś jedynie na tym braku terminu (a ja straciłem parę stów!) xd
Zaburzonko lubi przyczajki robić i absolutnie nie straszę, bądź jednak czujny. :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Żorżyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 188
Rejestracja: 12 grudnia 2019, o 22:44

1 marca 2020, o 21:50

lubieplacki13 pisze:
27 lutego 2020, o 23:18
PS. Niestety nie mogę edytować posta, ale chciałem dodać, że miesiąc temu rzuciłem leki z dnia na dzień i nie czuję żadnego pogorszenia.
Joł! Super! Cieszę się ogromnie!

Jak z resztą, jeśli można zapytać? Tj z firmą i byciem na swoim?
Awatar użytkownika
lubieplacki13
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 495
Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50

1 marca 2020, o 21:54

Żorżyk pisze:
1 marca 2020, o 21:50
lubieplacki13 pisze:
27 lutego 2020, o 23:18
PS. Niestety nie mogę edytować posta, ale chciałem dodać, że miesiąc temu rzuciłem leki z dnia na dzień i nie czuję żadnego pogorszenia.
Joł! Super! Cieszę się ogromnie!

Jak z resztą, jeśli można zapytać? Tj z firmą i byciem na swoim?
To małymi kroczkami wszystko. Jeszcze czuje dużo braków i muszę nad nimi popracować osobno. A ty jak tam? Szpital daje efekty?
/przerwa od forum
Awatar użytkownika
Żorżyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 188
Rejestracja: 12 grudnia 2019, o 22:44

1 marca 2020, o 21:58

lubieplacki13 pisze:
1 marca 2020, o 21:54

To małymi kroczkami wszystko. Jeszcze czuje dużo braków i muszę nad nimi popracować osobno. A ty jak tam? Szpital daje efekty?

Dasz radę, piękna dzielna sztuko <okey>

Ja już wyszłam ze szpitala. Jestem w lepszej formie i mam ustawiony jeden lek, ale zachowanie części kadry w ostatnich dniach bardzo mnie zniesmaczyło. Dobrze, że mnie tam nie ma.
Poza tym inni pacjenci to czasem niezła szkoła przetrwania. :shock:
ODPOWIEDZ