Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Podsumowanie wszystkich wpisów Vica o lęku i nerwicy.

Materiały Victora
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Zablokowany
Ddamian
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 148
Rejestracja: 1 grudnia 2014, o 18:23

1 kwietnia 2015, o 23:25

Ostatnio czytam sobie forum i wyłapuje najlepsze treści i wstawiam do Waszych działów z artami :)
Ostatnio wkleiłem post Ciasteczka.
Dziś chciałem wkleić jedną część Victora historii a dokładnie piątą. Z tego linku moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html
Jednak ta część 5 dotyczy głównie zaburzeń lękowych i moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla każdego. Nie wiem czy do tej pory czytałem coś lepszego.
Temat zatytułowałem podsumowanie wpisów, bo czytałem wszystkie wpisy Victora i ta część jest takim mocnym podsumowaniem według mnie.
Oczywiście Victor jeśli Ci to nie odpowiada to skasuj ten temat lub edytuj :)
Ja Ci bardzo dziękuję za tą część bo czytam ją naokrągło i ciągle jest moim przewodnikiem :) DLatego czasem może tak być, ze cała historia jest długa i nie każdy może dotrzeć do 5 części :) A jest genialna!!

A to jest cała treść części 5:

"

Teraz więc dalej (jak masochista) kontynuuję pisanko i w tej części poruszę najpierw to za co wziąłem się jako pierwsze, czyli zaburzenia lękowe, natrętne myśli, objawy, zachowania nerwicowe itd.
Na potrzeby tego wpisu podaję linki gdzie opisałem swoje objawy:

zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazo ... tml#p50742

nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszyc ... tml#p50577

Całość powyżej napisana jest taką formą podstawy, która pomogła mi zrobić resztę.
Powyżej przedstawiłem rozmyślania, które poprzedziły w końcu działanie.
Podsumowanie tego powyższego tekstu już jest wyżej zrobione, jeszcze tutaj dodam, że głównym założeniem i taką próbą nowej filozofii życia było:

- Z uporem do reagowania emocjami (również w wypadku właśnie zaburzeń lękowych) wdrażanie logiki i trzymanie się jej, mimo obaw i różnych emocji.

- Dięki poznawaniu różnych filozofii o których pisałem wcześniej, podjalem się nowej postawy wobec życia i świata a dokładnie:

1.
Nie ma sensu nigdy wróżyc z fusów, czyli w wypadku lęku czy nawet samego stresu, nie warto żyć i wierzyć w obawy czy myśli, bo nie można przewidzieć przyszłości w taki sposób.
A obawy oraz myśli to wynik emocji.

2.
Życie jest naprawdę nieprzewidywalne ale obawy i myśli płynące ze stresu czy nerwicy nie są zwiastunami tych nieprzewidzianych zdarzeń.
Wierząc w nie i żyjąc tym nie dość, że i tak nic się od tego nie staje to tylko i wyłącznie cierpimy emocjonalnie i marnujemy energię życiową, którą można by poświęcić na cokolwiek innego.

Ale to oczywiście były założenia, gdybym może nie miał zaburzeń lękowych to łatwiej by mi było je "przecisnąć w działanie" ale ja miałem wiele problemów, mimo różnych przemyśleń i powyższej podstawy, której zamierzałem się dopiero trzymać.

Wyżej gdzieś napisałem jakie miałem główne problemy ze sobą, teraz krótko przypominając, mając tak 25 lat moimi głównymi problemami były:

- okropna podatność na krytykę i zabieganie o akceptację, przez to nie byłem zupełnie asertywny, przeżywałem każdy drobiazg, kazda opinię o sobie.

- Moja osobowość była nastawiona na lękowe odbieranie świata, czyli zawsze martwienie się wszystkim nadmierne, nadmierne przeżywanie stresu, czarnowidztwo, przezywanie duperelek i wyolbrzymianie wszystkich problemów.

- Byłem również nastawiony na brak umiejętności konfrontacji z jakąkolwiek przeszkodzą w życiu, nie potrafiłem być odpowiedzialnym bo odpowiedzialność niesie czasem za sobą obawę utraty "czegoś", a to rodzi stres przed utratą tego "czegoś".

- Wolałem wszystkiego co złe i niewygodne unikać, bo bałem się emocji i złego samopoczucia oraz krytyki.

- Niska samoocena i pewność siebie, pogrążona w dużym lęku społecznym.

- Żal do rodziców za swoje dorastanie i brak pewnych szans

- Zaburzenia lękowe, ataki paniki, depersonalizacja, lęk, objawy, hipochondria.



Generalnie jak również pisałem wcześniej któregoś razu zastanowiłem się co mnie blokuje w pierwszej kolejności?
Wyszło mi, że zaburzenia lękowe, ta iluzja. Nawyki, które karzą mi ciągle skupiać się na sobie, zdrowiu, objawach.
A także to, że zacząłem to traktować jako zastępstwo momentami i ucieczkę od realnych problemów.

Pamiętam, że jedną z przyczyn, która mnie drażniła był fakt, że miałem sporo wiedzy ale wszystko to wydawało mi się tak cholernie rozbudowane i rozwalone jak tylko się da.
Bo z jednej strony sama nerwica, derealizacja a z drugiej podatność na stres, z trzeciej problemy życiowe a z czwartej rozmyślania o samej egzystencji.
Bałem się wówczas, że nie dam rady tego ułożyć ale to była w tym i moja wina, bo wszystko chciałem układać naraz.
Dlatego właśnie zastanowiłem się nad tym co na ten moment blokuje mnie najbardziej.
Wyszło mi, że to są właśnie zaburzenia lękowe, brak zajęcia, pracy.
I tym postanowiłem zająć się na początku.

Ale to co muszę przyznać i zapewne wielu mi nie uwierzy to to, że przestałem pragnąć natychmiastowego odburzenia tak na 100 % full wypas natychmiast.
Zrozumiałem, że taka presja jest błędna a kto jak kto ja najlepiej powinienem zdawać sobie z tego sprawę, bo dużo czasu spędzałem na rozmowach z osobami z zaburzeniami.

Dlatego moim założeniem stało się na początek poprawienie jakości życia a nie całkowite natychmiastowe przeobrażenie wszelkiego zła jakie powoduje u mnie cierpienie.

Do tego miałem dużą w sobie motywację, która była spowodowana chyba tak naprawdę dotknięciem można powiedzieć "dna" do którego mnie to wszystko naraz sprowadziło.
Wcześniej moim błędem było wkurzanie się na siebie, mówienie - jesteś słaby, do niczego, nie potrafisz sobie poradzić z lękiem, inni sobie radzą ale ty jesteś do niczego albo, że mam to za silne, gorsze od innych.
Robiłem błąd bo złość kierowałem na siebie a podczas odburzania złość zacząłem kierować na głupi stan emocjonalny, (a dokładnie może złość zamienioną w zrozumienie), który zaburzył się i był powodyrem tych wszelkich sensacji.
Mówić zacząłem do niego – zorientuj się!


Czego mi brakowało do podjęcia prawdziwego odburzania przez duże O :D

To, że trzeba się konfrontować z lękiem wiedziałem od dawna, to, że trzeba robić na przekór nerwicy również ale teraz wiem czego mi brakowało do sklejenia całości układanki.
Pomimo swojej wiedzy oraz chęci również zabrakło mi:

- wiedzy o tym czym są lękowe myśli, te natrętne myśli.
Mimo, że czytałem wiele książek o nerwicach, pytałem psychologów nie uzyskałem przez cały ten okres zadowalających odpowiedzi, i dlatego wierzyłem w te myśli, jakbym wierzył, że mysli mają tą moc sprawczą.


- Nie akceptowałem cierpienia, które daje zaburzenie nerwicowe.
Byłem tak naprawdę nadal egocentryczny. Skupiałem się na sobie i na tym jak się źle czuję i na tym jak cierpię.
Ciągle się pytałem "jak żyć" z tymi objawami.
Wiecznie pojawiały się pytania i wiecznie poruszałem kwestię:"czemu ja", "kiedy to minie", "czy to na pewno nerwica", "czy nic mi nie będzie od tego na bank" itp.
Ciągle nie dopuszczałem do siebie tak naprawdę i solidnie tego, że musze to przecierpieć świadomie, że musze teraz się tak czuć i wręcz pozwolić na to, a wobec obaw i wątpliwości "ryzykować."
Czyli nie chciałem tego poczuć jako coś normalnego, ciągle to wypierałem, traktowałem jak wroga.


- Trzecia sprawa to nie rozumiałem nadal, mimo czytania o tym co to znaczy tak naprawdę "wpływac na stan emocjonalny".

- I czwarta sprawa, nie kumałem właściwie co to znaczy "nie szarpać się z nerwicą".


I tu może zacznę od 3 z elementów jakich brakowało mi do zrozumienia prawdziwie zaburzeń lękowych.

Wpływaj na stan emocjonalny!


Często czytałem - wpływaj na stan emocjonalny, no niby okey ale za chwilę myślałem co to właściwie kurde jest ten stan emocjonalny!
A to jest powodyr! :)
Jak pisałem w poprzednich częściach zainteresowanie różnymi nurtami filozoficznymi nauczyło mnie, że człowiek to nie jest efekt tylko tego co mówią myśli i emocje.
Oraz nabyłem wiedzę na potrzeby wyjaśnienia sobie co to jest stan emocjonalny, że człowiek ma 3 główne podstawy:

świadomość/logika
myśli
emocje - czyli właśnie stan emocjonalny

Można jeszcze tu napisać o czwartym czyli poswiadomości, która jest według mnie zbiorem pamięci i nabytych nawyków. Ma ona też swój duży udział w zaburzeniu lękowym.

Świadomość:

W tym - wszystko to czym możemy kierować to nasza świadomość/logika, ale nie kontrolować, tylko kierować!
Świadomością możemy wpływać i na podświadomość, czyli zmieniać nawyki, oraz wpływać na własne myśli bądź po prostu te niechciane myśli świadomie ignorować.
Możemy też wpływać na stan emocjonalny, choć nie całkowicie ale do stopnia takiego aby zrównoważyć logikę – świadomość zrównać z emocjami.

Stan emocjonalny:

Stan emocjonalny odpowiada za reagowanie emocjami.
Jest to druga najważniejsza częśc każdego człowieka.
Podkreślam to dlatego aby w końcu przestać mówić – "nerwica nie może dawac takich objawów." ;)

Przykładem takim z udziałem podświadomości może być sytuacja:

Wiele osób ma zakodowane w podświadomości, że czarny kot przebiegający drogę to oznaka nieszczęścia.
I teraz taki człek idzie, kot przelatuje drogę, świadomość to rejestruje, podświadomość także, nawyk się odzywa i stan emocjonalny wysyła niepewność.
To są milisekundy i na to wpływać nie można.
Można za to odwrócić nawyk.

Mimo strachu przejść tą drogą a następnie wracać się i przejść ją jeszcze ze sto razy i za każdym razem jak kot przebiega drogę, świadomie przekraczać ją.
Logicznie tłumacząc sobie to, że akurat czarny kot nie może sprowadzać nieszczęścia w większym stopniu niż kot biały czy różowy.
Stosując jednocześnie niereaktywność na emocje, które na początku będą mimo wszystko niepokojące.
Po czasie nabierania takich doświadczeń, zdobywamy pewność, że to zabobon, i na kota już stan emocjonalny nie reaguje "biegunką".
Podświadomość wyrzuca z siebie ten zabobonny nawyk.

W wypadku zaburzeń lękowych jest tak samo.
Stan emocjonalny odpowiada właśnie za tą reakcję rozpoczynającą zaburzenie lękowe, reakcje walcz bądź uciekaj. - reakcja-walcz-badz-uciekaj-czyli-nerwic ... t3411.html
Potem po tej reakcji zaczyna mieć miejsce mechanizm lękowego błędnego koła. - mechanizm-lekowy-charakterystyka-t5227.html

Reakcja walcz bądź uciekaj wiąże się z odpowiedzią organizmu człowieka na realne zagrożenie.
Biegnie w naszą stronę napastnik?
Stan emocjonalny w mili sekundy działa, lecą emocje i różne także objawy, serca, koncentracji, oddechu, poczucia realności.
Gdyby ktoś wtedy kazał wam poczytać książkę (podczas tego realnego zagrożenia) zrozumielibyście, że to jest to samo co zaburzenie lękowe.

Podczas zaburzenia lękowego a dokładnie jego początku stan emocjonalny został zrobiony za przeproszeniem w h***, a co gorsza my świadomie w to brniemy i robimy sami siebie w tego h***.

Początek zaburzenia może być przecież różny, jedni mogą przeżyć jakieś załamanie psychiczne z jednorazowego dużego stresu, inni znowu z uwagi na jakiś przewlekły stres, a ktoś znowu z uwagi na wieloletnie problemy ze sobą, swoim nastawieniem do stresów czy samego siebie (brak odporności na krytykę itp.) i z uwagi na kumulację takich czynników w wypadku stresu zaczyna się zaburzenie.
Ale to już wyjaśniałem we wpisie o reakcji walcz bądź uciekaj.

Jakby nie było to stan emocjonalny z uwagi na to, że jakiś zapalnik, stres, presja czyli przyczyna - czy długo trwająca i kumulowana, czy krótka a silna i nagła, zostaje wprowadzony w błąd.
A dzieje się tak dlatego, że wszelkie przyczyny jak - presje, stresy powodują nadmiar negatywnych emocji, nadmiar hormonów stresu w organizmie, nadmiar myślenia o tym co złe, smutne, problematyczne, a na coś takiego stan emocjonalny nie potrafi inaczej zareagować jak właśnie reakcją walcz bądź uciekaj.
Bo on tylko to zna, tylko tak umie sobie radzić.

A już z chwilą pierwszego ataku paniki, martwienia się o zdrowie, lęku, objawu, myśli natrętnej stan emocjonalny wchodzi w iluzję, nie widząc realnego zagrożenia tworzy sobie własne zagrożenie w postaci chorób, myśli, wyobrażonych zagrożeń czyli tego znanego strachu " o coś".
I wtedy powstaje nam mechanizm lękowy. - mechanizm-lekowy-charakterystyka-t5227.html

Dobra ale powiesz ja to wiem! Po co on się powtarza! Ale JAK TO ZROBIĆ!

Ano właśnie ja powtarzam się o tym dlatego, że nie ma 100 % pasującej każdemu odpowiedzi na pytanie JAK.
Tak naprawdę nikt nie powie wam jak, bo to działanie, które trzeba zrobić jest działaniem świadomości na zaburzony stan emocjonalny, oraz podświadomość, która z chwilą pierwszego lęku zakodowała sobie ten strach "o coś" w pamięci.

To co wkoło powtarzam, powtarzam dlatego, że to włanie nie tylko poznanie tego czym jest mechanizm lękowy mnie uwolnił od zaburzeń ale akceptacja tego i trzymanie się tych faktów.

Popełniałem długi czas błąd jaki popelnia wielu.

A mianowicie poczytałem o nerwicy i wiedziałem dużo, jak nie wszystko co możliwe ale zarazem były objawy, dziwne mysli i tych faktów nabytych o mechanizmach lękowych, stanach emocjonalnych w ogóle się nie trzymałem.
Czyli nie wpływałem świadomością na stan emocjonalny ale to zaburzony stan emocjonalny wpływał na moją logikę.
Zamiast pytać JAK to zrobić, zastanów się najpierw czy z tobą nie jest tak samo.
Wiesz już to (jak nie wiesz to poczytaj) ale nie robisz tego wcale albo tylko chwilę licząc na to, że to jest proste? ;)
A następnie frustrujesz się, że ci wiedza nie pomaga?

Ten mój wpis, który tak po kawałkach piszę, został różnie odebrany, widzę to po pytaniach na PW.
A to dlatego, że każdy jest przyzwyczajony do USPOKAJANIA.
Ale ten wpis nie ma na celu uspokajać, nie ma na celu też nikogo odburzać, ten wpis ma na celu pokazać jak ja się odburzyłem, a nie odburzyłem się na pewno wiecznym samym uspokajaniem.

Myślisz sobie teraz, że się mądruje niepotrzebnie? Że zapomniał wół jak cielęciem był?

Jak tak myslisz to nadal nie akceptujesz prawidłowo tego co się z tobą dzieje.
Nie akceptujesz, że to jest naprawdę mechanizm lękowy, który jest zaburzonym stanem emocjonalnym, który u każdego człowieka jest tak samo ważny jak świadomość, dlatego nie umniejszaj znaczenia słowa – nerwica.
Dlatego nadal właśnie żyjesz w iluzji lękowej.

Tak więc pomogło mi zrozumienie czym jest stan emocjonalny, czym jest mechanizm lękowy i zaakceptowanie tego.
Dzięki temu mogłem wpływać (mimo strachu i niepewności) na ten stan, własnym myśleniem i własnym działaniem, czynami, zajmowaniem czasu.

Ale o tym w przykładzie za chwilę.

Najpierw poruszę kolejny element, który błędnie rozumiałem a mianowicie –

myśli, natrętne, lękowe.

W tej jednej rzeczy pomogła mi terapia.
Bowiem popełniałem błąd identyfikując się z tymi myślami.
Terapia poznawczo – behawioralna a dokładnie sądzę, że ludzka i życiowa terapeutka pomogła mi zrozumieć mój błąd w działaniu jeśli chodzi o lękowe myśli.

I tu jest ta sama sytuacja, jeśli chodzi o myśli każdy pyta JAK zrobić aby ich nie było.
A to jest sprawa tak naprawdę drugorzędna.
Pierwszą kwestią jest zrozumienie oraz akceptacja tego faktu, że tak własnie jest, że wszystkie te myśli wynikają z zaburzonego stanu emocjonalnego, sa iluzją. (mimo niepewności, uparcie akceptując).

Myśli moje podczas zaburzenia dotyczyły i zdrowia, chorób, ale też przyszłości, sensu życia, strachu przed wykonaniem jakiś okropnych rzeczy sobie czy innym.
Ciągle pytałem - Jak zrobić aby się tego pozbyć.
Wiedziałem, że konfrontowaniem się można uzyskać wiele ale nie rozumiałem istoty samego myślenia.
Często jest tak, że mówi się:

odwracaj myślenie,
nie myśl o tym,
myśl o czymś innym


i wiele osób zaraz mówi, że to jest działanie czasowe i to jest prawda ale właśnie wtedy jeśli nie rozumiemy i dziwimy się myślą.

To jest ten błąd jaki robiłem - dziwiłem się swoim myślą, pytałem:

"jak to możliwe mieć tak dziwne myśli!"

No i właśnie a co dzieje się z tą wiedzą o mechanizmach lękowych ? :)
Widzę to samo na forum, ludzie znają mechanizmy lękowe, chodzą na terapię a dziwią się stale swoim własnym przecież myślom, ciągle pytają
"ale czemu ta myśl przyszła tak sama z siebie, tak nagle?"

Ja też się dziwiłem. I to jest błąd bo to pokazuje brak zaakceptowania (mimo niepewności), że myśli te wynikają tylko ze stanu emocjonalnego.

Ale jest jeszcze jedna rzecz jeśli chodzi o myśli, przez każdego zbywana a to też jest najważniejsze.
To mi własnie uświadomiła terapeutka.

Myśl nie mówi o tym co się stanie.
Myśl nie jest wróżbitą przyszłości.
Myśl może samoistnie przyjść do głowy ale nie jest wyznacznikiem tego co się wydarzy i tego co my zrobimy.
Myśl to nie CZYN.


Czy to, że pomyslimy o tym aby zamiast cukru pojawiło się złoto to sprawi, że tak się stanie?
Wielu z was pomyśli ale to jest nieracjonalne! Więc wiadomo, że niemożliwe.
A to, że ty stale w myślach boisz się o coś co się nie wydarzyło i wynika tylko z zaburzonych emocji jest racjonalne?
Tak samo nie jak powyższe zdanie.

To, że podczas zaburzenia dostaniesz myśl o tym, iż zabijesz np. własne dziecko jest irracjonalne?
Tobie wydaje się, że tak jest. WYDAJE CI SIĘ!

Czyż próbując to stale wyjaśniac i szukając uspokojenia nie używasz słów np: (?)

Miałem uczucie, że zaraz to zrobię, miałem wrażenie, czułem, że jest to blisko, miałem przeczucie, odczucie...ano własnie, wszystko związane z emocjami i jakimiś objawami oraz myślami.

Bo to wynika z zaburzonego stanu emocjonalnego.

I teraz wiele osób skarży się, że terapia nie pomaga, ta wiedza nie pomaga, a odwracanie myśli jest chwilowe albo powoduje, że nawet jest tych myśli więcej.
Wielu mówi konfrontacja NIC NIE DAJE.
Jak też tak mówiłem.

I dlaczego tak się dzieje?
Bo nie rozumiemy tej podstawy, a jeśli nawet mamy już wiedze o mechanizmach lękowych to nie akceptujemy choćby na siłę tego faktu, że te myśli wynikają właśnie stąd.
I robimy ten błąd – dziwimy się skąd ta myśl, dlaczego ta myśl i nasilamy obawę, że tak się stanie.
Podczas gdy to jest tylko iluzja.
Zagrożenie ze strony myśli – ZERO.

Na przykładzie kogoś kto ma natręctwo, że zrobi krzywdę własnemu dziecku.
Ja miałem tak w stosunku do matki i rodziny, brata z którymi wtedy mieszkałem.

Błądzenie:

Podczas zaburzenia przychodzi myśl:
Zabijesz dziecko, udusisz je.

-Miałam konfrontować tą sytuację, ryzykować.

- Ale czemu ta myśl przyszła tak nagle?
- Bez powodu przecież a jak jestem wariatką i powinno mi się zbarać dziecko? (dziwienie się myśli, brak akceptacji faktu skąd ona jest)
- Ludzie mają rózne myśli na forum ale takie to nie wiem (chociaż dobrze zwykle wiemy) nerwica to ja rozumiem, że serce bije, rece się trzęsą ale mysli żeby zabić dziecko???
- Tak to chyba tylko ja mam

(dziwienie sie dalsze, licytacja, że się ma gorzej, która powoduje nadawanie większej wartości myśla jako zagrażającej)

I to już to zwieksza lęk.
Potem przypominamy sobie, że mieliśmy robić konfrontację i tak bez tej ważnej podstawy jakim jest zrozumienie i akceptacja, że mysli te są iluzją lękową, że na ten moment to stan emocjonalny wpływa na świadomość a nie odwrotnie.
Próbujemy KONFRONTOWAĆ SIĘ, a przez to szarpać z nerwicą z uwagi na złe podejście do samych myśli, objawów czyli elementów mechanizmu lękowego.
Próby konfrontacji zawodzą, bo pojawia się wyobrażenie albo myśl, że jednak udusimy to dziecko, wyobrażamy sobie to.
W panice chcemy uciec.... i tak się to kręci.

Jak nie takie myśli to inne albo inne objawy, bądź znowu ataki paniki.
Zanim opiszę jak mogłoby to wygladać inaczej poruszę kwestię kolejnego elementu jakiego ja nie rozumiałem do końca, a mianowicie -

Szarpać się z nerwicą.

Szarpać sie z nerwicą to oznacza szarpać się z samym sobą, często takie coś czytałem.
I to jest prawda.

Nerwica wynika przecież z nas, nerwica tworzy się z naszej energii, witalności, siada na tym jak pasożyt, utrudnia życie ale mimo wszystko pamiętajmy czym nerwica jest
– zaburzonym stanem emocjonalnym.

Stan emocjonalny to część nas tylko się ta część akurat rozchwiała, zaburzyła.
Stanu emocjonalnego nie jesteśmy w stanie kontrolować na siłę, siłą woli, nie jesteśmy w stanie zastopować objawów, myśli czy emocji bo tak chcemy, bo nas to męczy.

Najgorsze, że nie widzimy wroga a cierpimy, to powoduje, że szarpiemy się sami ze sobą.
Staramy się zwykle nie akceptować zaburzenia ale wypierać je, unikać myśli i objawów jak ognia, bać się ich, podczas gdy to wynika z nas, naszego stanu emocjonalnego.

Często wyżywamy się na sobie - jestem do niczego, nie umiem z tym sobie poradzić, to jest za silne, nie mogę tego kontrolować, to się dzieje samo itp.

Dlatego zamiast szukać wroga i wyżywać się na sobie można zrobić manewr jaki ja zrobiłem, to jest prosty manewr, nic specjalnego ale warto sumiennie do tego podchodzić.
A mianowicie zamiast szukać wroga, postanowiłem spersonifikować sam zaburzony stan emocjonalny, czyli nerwicę.
Pokazałem to mniej więcej w tym temacie:
lekowy-chochlik-myslowy-t5055.html

Zamiast wyżywać się na sobie, i dziwić, że mamy takie lękowe myśli czy objawy czy lęki czy derealizację, zwróćmy uwagę na to co jest tak naprawdę zaburzone?
Emocjonalny stan, tylko on i to on nasyła te myśli i daje objawy oraz lęki, obawy i cały ten strach.
On, który jak pisałem wcześniej został zrobiony w konia i stworzył sobie zagrożenie i stwarzał je będzie dopóki to MY - go nie przekonamy.

Jak ma to nam pomóc?
To inne spojrzenie na nerwicę było dla mnie punktem poniekąd zwrotnym.
Bowiem personifikacja nerwicy, zaburzonego stanu emocjonalnego może nam zmienić punkt odniesienia dla naszej frustracji, złości z siebie na stan emocjonalny, możemy zamiast wkurzać się, że znowu się boimy czegoś, zacząć ośmieszać, wyszydzać to zagrożenie, którego stan emocjonalny się tak boi i które sobie tworzy.

Zaburzony stan emocjonalny można porównać do dziecka, które wystraszyło się czegoś i teraz my musimy go przekonać, pokazując mu naocznie, że zagrożenia nie ma.
Dlatego mając objawy, myśli lękowe zamiast wypierać je, szarpać się z nimi, bać się ich możemy zwrócić się do stanu emocjonalnego, jako do kogoś rzeczywistego, mówiąc np:

Znowu się boisz? Znowu dajesz myśli, objawy bo chcesz się stale bać?


Do obaw natomiast wtedy można mówić z przekorą, wyszydzić je, ośmieszyć, tak jakbyśmy dziecku chcieli pokazywać, że ten pies (obawy), który stoi przed nim jest bardzo łagodny.

Dosłownie tak można wpływać na nerwicę, my naszą świadomością, rozumem potrzebujemy być wyżej niż zaburzony stan emocjonalny.
Póki on dając nam myśli natrętne, lękowe, objawy, odrealnienie sprawia, że idziemy za tym, nakręcamy to, unikamy, wypieramy, szarpiemy się, nie próbujemy zrozumieć i zaakceptować a tylko ciągle się uspokajamy chwilowo - to nie przekonujemy tego dziecka jakim jest zaburzony stan emocjonalny.


Dzięki takiemu podejściu możemy odseparować siebie, swoją świadomość, uwagę od bycia zaburzeniem i z zaburzeniem, bo możemy wyobrazić sobie obiekt naszego cierpienia a nawet pomóc mu dojść do siebie i pokazać, że nie ma się czego bać.
Nie musimy już się tak szarpać z objawami i myślami, z samymi sobą bo możemy skierować swoje działania do czegoś zastraszonego w nas a obawy wysmiewać, łagodzić, wyszydzać, ciągle przekonywać! -
Pamiętając równocześnie o celu, po co to robimy, pamiętając o wiedzy jaką mamy i akceptując to, że teraz jest ciężko.

Będąc przy akceptacji to był to właśnie element, którego też nie rozumiałem jak należy.

Akceptacja

I nie mówię już o akceptacji samego zaburzenia, mechanizmu lękowego bo o tym pisałem wcześniej, tutaj mi chodzi bardziej o akceptację cierpienia wynikającego z zaburzenia i pewnych zmian.

Mając zaburzenie zwykle czujemy się fatalnie, przez to często nie jesteśmy tacy jak wcześniej.
Ciągle robimy sobie wyrzuty, że nie możemy uczyć się jak trzeba, pracować na takim poziomie jak kiedyś, rozmawiać z innymi jak się powinno, być takimi jak wcześniej na 100 %.
A to powoduje, że tym bardziej zespalamy się z zaburzeniem widząc, że nie wszystko jest tak samo.

Warto dlatego zdać sobie sprawę, że przecież stan emocjonalny to nie takie byle co.
Więc może on wpływać na nasze jakieś wyniki pacy czy interakcji z innymi ale to nie powód aby się z nich całkiem wycofywać czy żeby robić sobie wyrzuty,

Podczas zaburzenia jesteśmy tym wszystkim cholernie zmęczeni więc warto być dla siebie wyrozumiałym i akceptować to, że nie możemy być w 100 % sobą.
Do tego z uwagi na taki brak akceptacji tego, że czujemy się źle zaczynamy często robić sobie presję z samego wychodzenia z tych stanów.

Chcemy jak najszybciej, co nie jest dziwne ale problemem jest według mnie, że zaczynamy uzależniać całe nasze szczęście w życiu od tego czy zaburzenia są czy zaburzenia nie ma.
To jest w sumie zrozumiałe ale tak naprawdę podczas zaburzenia też moglibyśmy mieć chwilę szczęścia.
Ale to szczęście psuje nam to, że nie akceptujemy samego zaburzenia, nie akceptujemy, że myśli, objawy są wynikiem zaburzenia stanu emocji, że mogą sie pojawić kiedy chcą przez cały epizod zaburzenia.
Przez to nawet jak jest miło z jakiegoś powodu, od razu po części sami psujemy sobie nastrój
bo – myśl, bo – objaw, bo czuje niepokój itp...

Przez to nie spychamy tego na drugi plan, ciągle jakby to jest dla nas najważniejsze.
Dlatego akceptacja jest naprawdę istotna i oczywiście można powiedzieć, że to jest ciężkie do zrobienia ale przecież mamy chyba cel?
Po to wyżej o tym celu tak długo pisałem, wolność naszego życia od lęku powinna stać się priorytetem.
U mnie się stała i to mnie mobilizowało w końcu do uporu.

A teraz wracając do naszego przykładu z myślą o zabiciu własnego dziecka, natrętną myślą.

Jak przychodzi myśl czy wyobrażenie o zabiciu własnego dziecka czy rodziny, to jak zawsze pojawi się strach, że to zrobimy, pojawią się obawy czy na pewno tak nie będzie.
Czyli będzie co?
To samo co zawsze :)

I znowu nachodzi ochota na dziwienie się czemu ta myśl przyszła, znowu przychodzi strach przed taką myślą, ale właśnie wtedy powinniśmy wdrażać wiedzę a nie o niej szybko zapominać.

Bo jak znowu zapomnimy to pozwolimy temu wystraszonemu stanowy emocjonalnemu, zaburzeniu wpływać na nas samych.
A to musi być na odwrót.

Nie lećmy znowu na forum ani do psychiatry biegiem pytać czy to normalne w tym stanie.
Chociaż na początku zaburzenia uspakajanie się jest potrzebne ale po miesiącach zaburzenia, kiedy stale robimy to samo już nie, teraz pora działać a nie wkoło robić te same błędy.
Błędem głównym jest pozwolić zastraszyć własną świadomość, logikę poprzez zaburzone emocje, które dają myśli oraz objawy.

Więc na początek zracjonalizujmy sobie, raz a dobrze-

psychiatra mi mówi, że jestem zdrów psychicznie, może nawet psycholog, ludzie z forum, którzy też nie są przecież w ciemię bici to mówią.
Ty sam zdajesz sobie sprawę w głębi siebie, że jesteś zdrowy, wiesz, że kochasz rodzinę, dziecko, nawet jeśli masz odrealnienie i odcięcie emocjonalne to na intuicję czujesz, że kochasz i nie chcesz nikomu zrobić krzywdy.

Przypominasz sobie wiedzę jaką zdobyłeś o zaburzeniu lękowym, te fakty, które powtarzają wszyscy odburzeni ale także psychologowie, terapie, książki i artykuły psychologiczne.

Logicznie przypominasz sobie mimo strachu, że myśl nie stanowi wróżby a obawa nie jest czymś co zmienia się w czyny czy rzeczywistość.
To jest tylko lękowe wyobrażenie.
Wtedy przypominasz sobie co tak naprawdę w tobie choruje?
Odpowiedź jest jedna – zaburzony jest stan emocjonalny.
To roztrzęsione dziecko, które nasyła ci pełno myśli lękowych, wyobrażeń, emocji, objawów, próbuje wpłynąć na ciebie, tak jak to zawsze robi widząc realne zagrożenie.

Ale ty mu teraz na to nie pozwolisz, trzeba odwrócić rolę, możesz nawet zwrócić się do niego-
"jak zwykle się boisz próbujesz mnie nastraszyć, dajesz mi ten syf ale ja cię uspokoję bo wiem, że sam nie dasz sobie rady."
W głowie oczywiście obawy - "a czy na pewno tego nie zrobię", właśnie wtedy "ryzykujesz", mówisz-
"sprawdzimy te obawy zaburzenia stanie emocjonalny, sprawdzę czy to się wydarzy własnie po to aby ciebie uspokoić i abyś wyszedł z iluzji."
"Pokażę ci, że ten groźny pies, którego sobie stworzyłeś i próbujesz ten strach przelać na mnie, nie jest groźny, nie ma żadnego zagrożenia."

I np mówisz -
"spędzę tydzień z dzieckiem, z rodziną będę się przytulał do nich, rozmawiał z nimi, bawił z dzieckiem aby pokazać stanowi emocjonalnemu, że zagrożenia nie ma WCALE."

I to jest właśnie cholernie ważne, nie to, że ty dostajesz takie myśli, objawy czy lęki, obawy i strach "o coś", bo to jest gra zaburzenia.
Ważne jest jakie ty masz do tego nastawienie, jeśli akceptujesz fakt, że myśli, objawy wynikają z zaburzonego stanu emocjonalnego, to możesz swoją uwagę i działania zamiast poświęcać na rozkminianie typu - czemu ta myśl przyszła i co ona oznacza,- możesz je poświęcić na to jak ugłaskać stan emocjonalny, jak go przekonać, że tam się nic nie dzieje ani nic się nie stanie.

I mówisz
"pokaże sama sobie i tobie nerwiczko, że przez te 2 tygodnie spędzania czasu z rodziną nie wydarzy się nic złego."

I naprawdę to robisz, bierzesz swoje dziecko i przytulasz je, bawisz się z nim, układasz klocki, oglądasz bajkę, czytasz, robisz co się da aby spędzać czas z rodziną.
Oczywiście podczas tego obawy nadal będą, może nawet przyjdzie więcej myśli oraz lęku, więcej obaw, że - "a może jednak coś się stanie."

Ale ty jesteś na to przygotowany, akceptujesz to, że swoje trzeba przecierpieć.
Najważniejsze abyś rozumiał czym jest nerwica oraz kogo musisz przekonywać do tego i czemu musisz to robić.
I tu może pomóc właśnie zajęcie myśli, bo podczas prób spędzania czasu może się tak zdarzyć, że myśli będzie wiele natrętnych i aby nie ulegać analizie ich, swoją uwagę warto poświęcić na coś innego, np. układanie klocków i skupianiu się na budowli, czytaniu a może śpiewaniu piosenki?

To nic, że źle się czujesz, serce ci wali i boisz się. To normalne. Jesteś właśnie podczas pracy przy porzucaniu kontroli.
Próbujesz stanowi emocjonalnemu pokazać, że ten pies, którego stworzył nie niesie zagrożenia, więc wiadomo, że on się tym bardziej boi i tym bardziej nasila objawy oraz myśli.
Ale ty to wiesz, bo przypominasz sobie tą ważną i niezbędną wiedzę.

Dlatego właśnie wcześniej pisałem o zajęciu myśli, że bez praktyki, bez zrozumienia czym jest nerwica, bez działań, bez próby wpływania na stan emocjonalny świadomością - zajmowanie myśli jest rzeczywiście chwilowe.

Ale kiedy ty pokazujesz samym sobą, że stan emocjonalny wymyśla bzdury i próbuje wpływać na ciebie, na te wszystkie obawy mówisz "no to sprawdzimy to", ośmieszasz te obawy, wyszydzasz je
"nie wygłupiaj się koleżko, tam nic nie ma, zagrożenie sam sobie robisz", "nie pozwolę się znowu zmanipulować."

Akceptujesz fakt, że mysli i objawy są wynikiem zaburzenia to po prostu wykonujesz pracę tak bardzo potrzebną do wyjścia z zaburzeń lękowych.
Wówczas zajmowanie myśli stanowi ważny filar w czasowym pokazywaniu stanowi emocjonalnemu i samemu sobie, że to wszystko to jest pic na wode.
I nie ma mowy aby po czasie nie było widocznej poprawy a z czasem całkowitej regeneracji stanu emocji w nas.

I w zasadzie właśnie na tym polega racjonalizowanie, akceptacja, ryzykowanie, wpływanie świadomością na stan emocjonalny.
Trzeba zrozumieć rzecz świętą, to nie myśl i objawy i lęk są problemami bo to jest nasłane przez zaburzony stan emocji.
Problemem jest na ile się uprzemy aby to pokazać komuś kto zrobił się sam w h*** i teraz nas chce zrobić, czyli ponownie - stanowi emocjonalnemu.

Fakt jest, że takie działanie kosztuje wiele energii, faktem jest, że można powiedzieć, że to jest mega trudne.
Ale ja sądzę jednak, że o wiele trudniejsze i do tego niepraktyczne jest pozwalanie aby to stan emocjonalny, myślami, objawami, lękami wpływał na nas a my świadomie ciągle tylko uspokajamy się, pytając, czytając wkoło to samo, latając po doktorkach i korzystając z terapii tylko po to aby się uspokoić (bo terapia na której trzymamy sie założeń, a nie tylko uspokajamy, też jest dobra). \
Panikujemy już świadomie.

A co do siły to własnie dlatego na początku tyle napisałem o celu.

Przecież każdy z nas chce być wolnym od lęku, dlatego ja ustawiłem w tym czasie jeden jedyny sobie priorytet - wyjść z tego, bo kochałem swoje życie i chciałem odzyskać spokój w emocjach.
Cel powinien być zawsze dla nas widoczny, czemu tak się zamęczamy i czemu tak się staramy, bo jest to gra warta świeczki.
A w zaburzone emocje musimy po prostu wdrażać logikę.

Pisząc to cały czas zastanawiałem sie jak poruszyć ten temat, czy znowu pisać o ryzykowaniu, akceptacji, mechanizmach lękowych ale poczytałem tematy, które napisałem wcześniej i doszedłem do wniosku, że nie ma sensu aż tak wszystkiego tu powtarzać.
Bo to wszystko jest wytłumaczone jak dla mnie mocno solidnie.
Dlatego postanowiłem tutaj opisać parę w sumie przykładów jak ja to zastosowałem.

Musze przyznać, że miałem w sobie dużo uporu do działania, kiedyś w jakimś wpisie napisałem, że 7 dni mi zajęło przekonanie siebie ale nie chodziło to o odburzanie ale o postawę, która mówiła całym mną – DOSYĆ.

I nie dosyć w taki sposób jak zawsze, czyli popłakiwanie i zatruwanie pytaniami rodziny czy będzie dobrze :D
Ale chciałem, wręcz pragnąłem dostać w zasadzie na nowo życie bez ograniczeń stwarzanych przez lęk, stan emocjonalny – co zabawne mój własny przecież :)

Robiąc ciągle to samo...


Gdzieś napisałem, że dotknąłem dna, nie chcę tutaj aby ktoś z was wystraszył sie tego, że Bóg wie co mi się stało.
Bo ludzie z nerwicami obawiają się, że gdzieś tam na końcu czyha depresja straszna, samobójstwa, schizofrenia, a to nic z tych rzeczy.
W zasadzie można podsumować to słowami Divina z jednego z nagrań:

"jak ciągle robisz to samo (żyjesz lękiem, objawami, stan emocjonalny wpływa na ciebie a nie na odwrót) to dostajesz to samo."

Czyli innymi słowy zaburzenie trwa a tobie jedynie co najbardziej wzrasta to FRUSTRACJA i pragnienie lepszych dni. A całość rozważań to ciągłe zaburzenie.

Nazywam to dnem bo już nie chciałem tak dalej w tym trwać, po części ta terapeutka, która pomogła mi zrozumieć myśli sama mi powiedziała –
"o czym mamy tu jeszcze rozmawiać?"
"Z lękiem nie ma kompromisów."


Ale też jeśli bez zrozumienia rzucamy się na lęk, robimy konfrontację nie akceptując faktu, że to tylko stan emocjonalny jest zaburzony często robimy tylko część pracy.
Dlatego jak wyżej napisałem warto pamiętać na co mamy wpływać, dlaczego i po co.

Często dostaje pytania – mam ataki paniki czy z nimi wychodzić czy nie?

Niedawno jeden z użytkowników pytał o strach przed zwymiotowaniem, czy może od nerwicy zwymiotować? Inny czy może zrobić siku na mieście, czyli czy może utracic kontrole nad pęcherzem, bo się tego boi.
Inni znowu boją się, że utracą świadomość, zemdleją, umrą, dostaną wylewu lub zawału.

Każdy z nich ma jakąś wymówę, ja też je stosowałem :)

Najczęściej ci co boją się zsikania, bądź numeru 2, zwymiotowania, omdlenia mówią, że takie rzeczy przecież są możliwe! Bo ci co boją si smiwerci to już sa według nich smieszni :D
No bo to jest niemożliwe :D

Czy możliwe jest zwymiotować od stresu, zsikać się czy omdleć? Owszem :)
Ale najczęściej trzeba mieć do tego predyspozycję, tak jak niektórzy mają do omdlewania przy pobieraniu krwi.
Czyli jeśli już ktoś miał choć raz atak paniki, lęk, jakieś objawy nerwicowe i nie omdlał, nie obsikał się, nie narobił dwójki w spodnie ani nie zwymiotował to się to nie stanie.

Gdyby miało się stać, stałoby się na początku.
Potem to już są tylko lękowe wyobrażenia, obawy nasyłane przez zaburzony stan emocjonalny.

I też to jest trochę kwestia priorytetów o, których wkoło powtarzam.
Ja miałem dość swojego zaburzenia do tego stopnia, że wolałbym zasikać chodnik, zwymiotować w galerii handlowej niż bać się wyjść przez to z domu czy zatruwać sobie tym codzienność.
To jest ta kwestia, którą opisywałem szeroko w uszeregowaniu priorytetów.
Wybrałem w końcu jako priorytet życie, swoje życie a nie ograniczenia.

Oczywiście jak ktoś nie ma skłonności do omdlewania, wymiotów, sikania pod siebie ze stresu to nie stanie się to.
Ale to nie o to chodzi tak naprawdę, to są właśnie te obawy, które wywołuje zaburzony stan emocjonalny.

I teraz często ktoś mnie pyta ale czy to warte jest ryzyka?
Czyta o konfrontacji, mechanizmach lękowych ale myśli czesto błędnie, że ryzyko jest prawdziwe.
Nie jest!
To nie ty masz przekonywać siebie, twoja świadomość wie, że przecież to jest nieracjonalne - mdleć, sikać akurat po wyjściu, a czemu nie w domu?
Albo wie, że to sie nie stanie bo było już tak wiele razy oraz były wcześniej inne obawy.
Tu już nie może chodzic o uspokajanie siebie znowu!

To chodzi o to, że jak ty wychodzisz z domu i boisz się, że zemdlejesz, zsikasz się itp to musisz pamiętać o tym co tak naprawde w tobie jest chore?
Zaburzony jest własnie stan emocjonalny i jeśli pytasz mnie PO CO MASZ to robić, i CO CI TO DA, to właśnie wiedz, że to ma przekonywać nie znowu ciebie i twoją świadomość ale ten zaburzony stan emocjonalny.
Zwracaj się do niego a na obawy ryzykuj i je sprawdzaj, osmieszaj i wyszydzaj.
Czy ja tak właśnie robiłem?
TAK!

Ale tylko z pełnym zrozumieniem.
Czyli wiedziałem już po co tak robie i kogo mam uspokajać. Nie znowu siebie pytając na forum czy się z sikam, umrę, zemdleję i pytając co robić aby takie myśli przeszły.
Bo te myśli przejdą i obawy właśnie wtedy kiedy przekonamy stan emocjonalny.

Ci znowu co boją się umierania po wyjściu czy samego ataku paniki mówią, że takich bzdur jak zwymiotowanie to by się nie bali ale oni mają ważniejsze obawy! :)
Utrata pamięci, świadomości poznawania rodziny, otoczenia, utrata życia, zwariowanie i latanie może na golasa po mieście ;)

Tak się składa, że miałem wszystkie te obawy :D

I to jest to samo, nawet jeśli nie boimy się tego po wyjściu a cały czas.
Ryzykowanie oznacza przeciwstawienie się obawą, ośmieszenie ich, rozumiejąc, że to wynika z zaburzonego stanu emocjonalnego i to on się tak naprawdę boi.
Ty nie musisz się bać, ty powinieneś być ponad tym (skoro dostałeś już wiedzę) i temu zapłakanemu dziecku (stanowi emocjonalnemu) masz pokazywać, że te jego wymyślone zagrożenia nie są REALNE.
Oto w tym chodzi.
Tak wychodzisz z zaburzenia bo stan emocjonalny uspokoi się, przestaje nasyłać myśli, objawy i lęki.
Trzeba załapać bakcyla tego i dalej już pójdzie.

Na początku jak nie mamy wiedzy uspokajamy się, to naturalne, w kryzysach uspokajamy się, to także naturalne ale w końcu trzeba korzystać z wiedzy jaką mamy przez dłuższy czas.
Aby więcej czasu to my i nasza świadomośc była ponad tym zapłakanym dzieckiem a nie większość czasu to zaplakane dziecko przelewało na nas swój strach.

Wtedy i konfrontacje rozumiemy jak nalezy i ryzykowanie i terapia pomaga i książki i złote rady innych :)

To jest kwestia dostrzeżenia i mimo wątpliwości, bo wątpliwości i tak będą czy to na pewno nerwica :) należy zaakceptować fakt wiedzy o tym co "choruje" – stan emocji, jest to rozchwwianie emocji, oraz wiedzy o tym co to jest mechanizm lękowy.

Po czym jak to rozumiemy i rozumiemy po co mamy się konfrontować, po co mamy sprawdzać obawy w czasie, po co mamy porzucać dzięki temu kontrolę, po co mamy zajmować mysli i rozumieć je, możemy zacząć naprawdę rozumieć czemu my nie musimy się tego bać i czemu warto poświęcać na to czas i energię, czemu warto się zmobilizować.
Bo cel też jest przecież szczytny.


PRZERWA, ODPOCZNIJ CHWILĘ....
:D


Podając trochę przykładów.

Lęk wolnopłynący:

Wziąłem ten lęk na pierwszy ogień bo jest on w nerwicach bardzo wkurzający :)
Mówiąc lęk wolnopłynący mam na myśli odczuwanie po prostu lęku, ciągle go czujemy, niby nie wiadomo dlaczego i czego się boimy.
Mam tu też na myśli napięcie, które nie pozwala się zrelaksować, uspokoić, spokojnie nic przeczytać czy obejrzeć.

Zawsze myślałem, że lęk ten jest bo jest, mnie ten lęk na przemian z napięciem utrzymywał się przez prawie cały okres zaburzenia.
Ale potem jednak doszedłem do wniosku, że lęk ten jest wynikiem obaw i stałym zajmowaniem się objawami i obawami.
Choć czasem też po prostu był pewnie z uwagi na sam mechanizm lękowy.

Jeśli lęk wolnopłynący, napięcie ciągle trwa, to jest to spowodowane najczęściej:
z uwagi na sam lęk przed tym lękiem, strach, że on nie minie,
brak akceptacji tego lęku
a także jest on powodowany obawami.

Przykładowo ktoś dostał pierwszego ataku paniki i zaczyna się strach - "co to było", zaczyna się strach przed kolejnym atakiem, lub pojawiają się inne objawy, które powodują obawy "o coś" i w ten sposób ten lęk ciągle trwa a czasem przemienia się w napięcie.

Dlatego jak by mnie ktoś pytał jak poradziłem sobie z lękiem wolnopłynącym to ja nie zajmowałem się nim w sumie jakoś specjalnie.

Co na pewno to ważne jest aby nie bać się samego tego lęku, dobrze to dopuścić do siebie, nie próbować tego lęku na siłę blokować ale pamiętać skąd ten lęk jest.

To szczególnie się tyczy osób takich jak ja, które bardzo wiele czasu poświęcają na skanowanie swoich ciał i otoczenia, które doszukują się zagrożeń w myślach i objawach.
Dlatego, że robiąc to wszystko nie ma sensu skupiać się na tym najpierw - jak pozbyć się lęku i napięcia, - bo to jest robota od dupy strony.
Najpierw warto wpływać na stan emocjonalny, wychodzić z jego iluzji to i lęk i napięcie będzie się automatycznie zmniejszać.

Ale także może się zdarzać, że taki lęk pojawi się nagle i trwa jakiś czas, niektórym np. z rana, innym wieczorem to wtedy warto od razu akceptować ten fakt skąd ten lęk wynika, wydaje się, że znikąd ale to nieprawda.
Wynika nadal z zaburzonego emocjonalnego stanu i dobrze jest się zając wtedy czymś, jednocześnie wiedząc po co się zająć ;)
Nie chodzi o odwrócenie uwagi i tylko o to ale i o to aby nie dopuścić do analizowania tego lęku a stan emocjonalny po czasie go odpuści.

U mnie w zasadzie im więcej przekonywałem stan emocjonalny tym mniej tego lęku i napięcia czułem na co dzień.
Podjęcie pracy pozwoliło mi nawet o nim zapominać całkiem.
Z czasem pojawiał się tylko w wolne dni, a potem odszedł całkiem, jak stan emocjonalny uspokoił się, jak przekonałem go.

Ataki paniki


Ataków paniki podczas zaburzenia miałem wiele, bardzo wiele.
Często po kilka w ciągu dnia, wynikały zwykle z nakręcania lęku, obaw, że coś mi się stanie.
Czasem spowodowany był nagłym objawem.
A czasem też wyskakiwały niespodziewanie, lub po prostu z uwagi na strach przed samym atakiem paniki.

Co robić z atakami, co ja z nimi robiłem?

Kwestią ataków paniki jest to, że są one w zasadzie kumulacją emocji, kumulacją lęku, strachu przed czymś.
Dlatego w zasadzie prawda jest taka, że przy ataku paniki to najlepiej nie robić nic.

Zainspirowała mnie do tego Brownyn Fox, autorka książki Opanować Lęk.
Ona sama podczas próby relaksowania się doznała ponownie paniki i po prostu to przeleżała, to był jej zresztą krok ku zrozumieniu tych stanów.

Kwestią u mnie był także w okresie zaburzenia sam strach przed atakiem paniki, tym, że wystąpi poza domem, stanie mi się coś od niego, przyniesie mi to wstyd.
Ale to jest także gra zaburzonego stanu emocjonalnego, bowiem z samego ataku paniki ten stan emocjonalny robi sobie tego złego psa.
I dlatego często ludzie piszą mi, że to dziwne jest (według nich) żeby się konfrontować jak się ma tak straszne ataki paniczne.
To tych ludzi dziwi bo właśnie nie rozumieją po co mają to robić, po co mają się konfrontować z atakiem paniki.

Konfrontacja to jedno, rozumienie po co to drugie a trzecie to cel, dla którego to robimy.


Więc jeśli bałem się, że wyjdę i dostanę paniki to przede wszystkim wdrażałem logikę od razu w myślenie, czyli
"czemu mam się bać wyjść z domu z uwagi na atak paniki, skoro ten atak miałem już nie raz i co za różnica czy ja go dostane w domu czy poza domem?"

Jak przychodziły obawy, że mnie ten atak zabije, spowoduje, że zemdleję, dostane zawału serca, wylewu bo ciśnienie skoczy, serce stanie to przede wszystkim mówiłem
"sprawdzę to", "no to gdzie to umieranie", "pokaż nerwico co potrafisz, pokaż ataku"
czyli wychodziłem mimo to, konfrontowałem się ale zacząłem w końcu też patrzeć na to PO CO to konfrontuję.
Bowiem już zaakceptowałem ten fakt, który wynikał z mojej wiedzy o zaburzeniu, że to wszystko wynika z uwagi na zaburzony stan emocjonalny.
I po to robiłem konfrontacje, po to wyszydzałem i ośmieszałem obawy, aby pokazać temu zapłakanemu dziecku, że ten pies nie jest groźny.

Czy od razu spowodowało to, że ataki paniki się nie pojawiały?
Nie.
Im bardziej przekonujesz właściwie już stan emocjonalnym, tym bardziej on się boi i ataki i tak przychodziły.
Ale czym jest atak? Skumulowaną emocją i atak tak naprawdę najlepiej przeczekać.

Jak w domu mamy atak spróbujmy go dosłownie przeleżeć.
Nie ważne co tam myślimy, byle się nie nakręcać, możemy też się czymś zająć pamiętając i mając w świadomości, że w ten sposób uczymy się aby atak paniki, nasza skumulowana emocja przeszła przez nas i poszła.

Ważne jest też jak zachowamy się PO ataku paniki, PO należy wzruszyć ramionami -
"przyszedł atak, atak poszedł, widzisz moja emocjo nie było tak tragicznie, nie jest to groźne, czy było się czego bać?"

Atak paniki to także nasza emocja, my sami, przyjdzie, pójdzie a jak my nie będziemy się ograniczali z uwagi na ataki paniki to przestaną być one i strach przed nimi problemem.

Ważne jest aby pamiętać, że to stan emocjonalny ma zostać przekonany, my po to to robimy właśnie.
Zwracajmy się do niego jak się konfrontujemy, odseparujmy tym samym naszą świadomość i logikę bo to nie one chorują, to stan emocji jest zaburzony.
A emocje to nie jest rzeczywistość, emocja zawsze mija, w tym wypadku potrzeba na to po prostu czasu i naszego świadomego zaangażowania.

Więc ja "ryzykowałem",wychodziłem z atakami, kłóciłem się z obawami, ośmieszałem je, bo tym sposobem przekonywałem stan emocji, że to jest jak zawsze NIC.
Czasem musiałem na dworze się zatrzymać, wysiąść z autobusu, usiąść gdzieś i przeczekać panikę, musiała mnie przelecieć :) ale poszła zawsze a ja po prostu wygrałem, wpływając sobą na stan emocji.

Jeśli chodzi o wstyd to cóż, dla mnie zaczęły być ważne nowe priorytety z chwilą kiedy miałem DOSYĆ.

Wstyd nie mógł być już dla mnie wazniejszy niż brak lęku, życie moje stało sie dla mnie numerem jeden.
Kwestia wyboru.


Strach o zdrowie.

Obawy w nerwicy bywają różniste, strasznie częstym jest strach o zdrowie fizyczne i psychiczne.

Zacznę od zdrowia fizycznego.

Mnie trochę psuł zabawę we wkręcanie sobie chorób pewien szczegół.
A mianowicie hipochondrykiem to ja byłem zanim pojawiły mi się te nasilone lęki i obawy o zdrowie.
To mi trochę utrudniało mimo wszystko sprawę, bo ja o swoje zdrowie bałem się od najmłodszych lat.

Wkręcałem sobie raki, guzy, choroby serca, płuc, stwardnienia rozsiane, boleriozy co się dało w sumie a jak już nic się nie dało to po prostu wkręcałem sobie jakąś chorobę ciężką :)
Tajemniczą nawet :)

Ale jednak podczas brania się uparcie za odburzanie mogę powiedzieć, że mnie w sumie też oświeciło :)

A mianowicie zdałem sobie sprawę, że przez ten cały czas szukałem USPOKAJANIA, utwierdzeń, nie tyle czy jestem chory (chociaż to też) ale po czasie padało pytanie: "czy nie zachoruję" :)
I to jest błąd, ja próbowałem wypierać rzeczywistość, logiczną rzeczywistość, jednocześnie wierząc lękowym myślą, które mówiły, że jestem chory albo zachoruję.
Trzeba było to także zakończyć.

I tu przyszła mi z pomocą ta moja nowa filozofia życia przyjęta na prędko ale po prostu logiczna.
DOŚĆ miałem kierowania się emocjami i myślami, bo te nie są wróżbitami, jednym słowem nastąpił koniec wróżenia z fusów.

A mianowicie życie jest naprawdę nieprzewidywalne i ja rzeczywiście mogę zachorować na coś, nie chciałem tego wypierać, chciałem być świadomym życia :)
Ale zachorować mogę i z nerwicą i bez nerwicy także, ale chciałem skończyć z zapewnianiem siebie, że nic mi się nie może NIGDY stać.
Wielu z was zapewne zna to uczucie a dokładnie pragnienie prześwietlenia się całego i utwierdzenia, że NIC nam nie jest :)
Wiecie na ile by to dało efekt, może na tydzień a potem by było
"ale przez ten tydzień mogło mi się coś zrobić" :)

Z tym trzeba skończyć, i to definitywnie, nie można tak obsesyjnie spawdzać zdrowia swojego, to niszczy wartość nadrzędną, którą jest przecież nasze właśnie życie.
Tak bardzo obawiamy się o zdrowie i życie, że psujemy je sobie (życie) sami.

Dlatego też powtórzyłem różne badania, zrobiłem je ostatni raz.
Oczywiście upartość hipochondryka jest ogromna i myśli wtedy, no ale przecież badać się trzeba!

Owszem. Choć nie trzeba a można.
Dlatego postanowiłem sobie twardo, że badania różne będę robił sobie raz na rok, to było moje początkowo postanowienie.
A z medycznego realnego faktu wynika, że ciężkie choroby nie powstają tak szybko, nie da się w ciągu roku nagle mieć popsutego dajmy na to serca, mózgu czy wątroby.

Dlatego te badania, które zrobiłem były moim pierwszym krokiem ofo uświadomienia sobie czemu warto żyć świadomie w końcu a nie unikami, utwierdzając się, że muszę być zawsze i wszędzie bezpieczny.
Nie chciałem już tego (utwierdzania się), bo to zabiera życie, ja już nie chciałem się na to godzić.

Ale przy zaburzeniach lękowych jest kłopot :) A mianowicie są mega cholernie mocne i uciążliwe objawy :)
A objawów fizycznych miałem pełno, drętwienia, problemy z oddechem, sercem w sumie wypisałem to w temacie o objawach, nie będę tu ich teraz znowu wymieniał.
Czasem objawy pojawiały się i znikały a czasem trwały długi czas, były moim konikiem objawowym.

I to właśnie objawy mają niby świadczyć przecież o tej strasznej chorobie i tym strasznym niebezpieczeństwie jakie czeka :)

Cała rzecz w tym, że to jest parodia, bo gdyby to faktycznie straszna choroba odpowiadała za tyle różnych objawów w różnych częściach ciała to ta choroba by musiała być już tak rozwinięta i widoczna, że to każdy lekarz by nam ją rozpoznał i wyszłoby to na głupim badaniu krwi.

Dla przykładu ode mnie – serce.

Wiązały się z nim obawy o zawał, o wylew, zapaść.
Wpadłem w szał mierzemia co chwila ciśnienia, potrafiłem nawet chodzić ulicą i mierzyć puls kciukiem.
Serce mi potykało, stawało, łomotało, miewałem puls blisko 170, ciśnienie jeszcze wyżej.
Uczucie gorąca, czerwona twarz, bóle w sercu, klatce, mostku, wszystko wskazujące na stan zawałowy, stan chorego serca lub wylewu.

Wskazujące lękowo :)


I tu własnie potrzebna była logika i dlatego zrobiłem jeszcze te badania wtedy ostatni raz.
Badanie ekg i echo serca i kardiolog, który mówi, że jest okey znaczy, że jest okey.
Kropka.

Wcześniej mi to nie wystarczało, później też nie :) ale nie chciałem już pozwolić na to aby to stan emocjonalny, myślami, objawami, obawamy i lękiem wpływał na mnie i moją logikę.
Aby psuł mi znowu moje świadome życie.

Więc przyszła pora na wykorzystanie wiedzy, faktów.
Dość uspokajania się, dość robienia ekg i echo serca, dość pytań o to czy to potknięcie to zawał, dość gadania o tym.
To jest spowodowane zaburzonym stanem emocjonalnym, akceptuję to. Tak mówilem.

Trudniej było trzymać się tego jak objawy się nasilały, serce waliło, twarz piekła, co chwilę coś mi potykało w tej klatce, kuło ale muszę przyznać, że od momentu mojego DOŚĆ, moją wręcz obsesją stało się robienie po złości obawom lękowym, ośmieszanie ich, dogadywanie im, odwracanie uwagi przy pełnej wiedzy i pamiętanie czemu to robię –
aby wpłynąć takimi zagrywkami na stan emocjonalny.

Przestałem mierzyć ciśnienie, zwalczałem odruch łapania się za szyję a np. obawy, że dostanę zawału kwitowałem prychnięciem, bo nie mogła ponownie iluzja stanu emocji wpływać na moje działania i zachowanie.
Dla mnie przestało się mieścić w głowie, że ja mogę tak dalej żyć, w paradoksie!
Nic mi nie jest a ja choruję!

Oczywiście same takie gadki i postanowienia to można spuścić w ubikacji xd

Ważny był ten wpływ. Jak potknęło serce, nie zatrzymywałem się w strachu, nie łapałem już za szyję ale mówiłem
"i znowu ty, znowu objaw, znowu obawa, że za sekundę serce mi stanie a ja padnę."
Odczekiwałem chwilę i mówiłem
"i co? Nie padłem."

Ale nie polegało to też na stałych gadkach z obawami, tak można się zakręcić, często dlatego coś robiłem a to grałem, a to rozmawiałem i przede wszystkim poszedłem do jakiejkolwiek pracy.
Jak mówiłem wcześniej samo zajmowanie myśli to sukces połowiczny ale jeśli w czasie nie zajmowania myśli, świadomie ryzykujemy na obawy, ośmieszamy je, robiąc to po to aby uspokoić stan emocjonalny to robimy już ogromny wkład pracy nad zaburzeniem lękowym.

Rzecz drugorzędna - objawy i myśli

Przede wszystkim przestawałem się też dzięki takiemu nowemu podejściu bać samych objawów i myśli.
Bo od tego nowego podejścia, takiego schylenia się nad wystraszonym, moim własnym stanem emocjonalnym mogłem spojrzeć na to z boku, oddzielić się świadomie od tego.
Objawy i myśli to wręcz efekt uboczny!
I to wpływając na stan emocjonalny zacząłem coraz wyraźniej dostrzegać, to jego sprawka!
Obawy są dla niego groźnym psem a ja sam wcześniej nadawałem obawom, myślą i objawom znaczenia – "zagrożenia".
Jak traktować to zacząłem jak efekt uboczny i tym wpływać na stan emocji to ogólnie po czasie to wszystko zaczęło wydawać się o wiele prostsze.

Jak czułem, że serce wali nie liczyłem już pulsu, nie mierzyłem ciśnienia, czekałem, szedłem pograć w coś na kompie, zając myśli, po chwili czułem, że nagle serce nie wali.
I wtedy mówiłem,
"a widzisz? Nic nie grozi ani mnie ani tobie."

Nie uciekałem od własnego stanu emocjonalnego, zaakceptowałem, że on jest zaburzony i nawet jak się lepiej czułem to byłem świadomy, że on jest i nadal się boi bo jednak analiza jest.

Nie pragnąłem już tego BYLE TYLKO myśli i objawy się skończyły. NIE!
Naprawdę tego już nie pragnąłem!
Pragnąłem aby to on się uspokoił bo ja uspokajałem się już za długo.

Sądzę, że to nastawienie, i zrozumienie tego było przełomem u mnie.
Nie było przełomem to, że było mniej myśli czy objawów, czy więcej, to nie był dla mnie przełom.
Przełomem była wiedza, po co to robię i kogo mam w końcu uspokajać ale motywacją były też widoczne z czasem poprawy stanu.

Analiza lękowa

Jak wiemy jednym z elementów mechanizmu lękowego jest stan analizy.
Polega on na skanowaniu ciała, otoczenia i doszukiwaniu się "zagrożenia" on także jest czujem wystawionym przez stan emocjonalny, nasz własny stan.
Taki sam czuj byłby wystawiony gdyby ktoś nam na środku polany powiedział, że w trawie na tej polanie znajdują się jadowite węże.
Skupienie byłoby maksymalne.
W wypadku zaburzeń lękowych doszukiwanie polega na wypatrywaniu zagrożeń wyimaginowanych i dlatego skupia się nasza uwaga na lękowych obawach i całej tej szopce.

Z tą analizą problem był naprawdę duży, bo ja potrafiłem burczenie w brzuchu czy zgagę po posiłku brać za zwiastun katastrofy, wybudzenie się nagłe ze snu i chwilową (naturalną przecież) dezorientację, brałem za oznakę pomieszania zmysłów.
Pisk w uchu, szum tak samo.
Pamiętam nawet raz w dużym lęku mruganie oczami wziąłem za oznakę omdlewania, dopiero po paru chwilach zrozumiałem, że ja mrugam oczami i dlatego się robi na chwilę ciemno...

Więc miałem rozwinięte to mocno, do tego przecież od nerwicy pojawiały się rózne objawy, drętwienia itp. Albo nagle pojawiał się atak paniki.
Ale od okresu – DOŚĆ, coraz bardziej logicznie do tego podchodziłem.

Jak wybudzałem się ze snu w panice, dezorientacji to nie słuchałem obaw od razu idących w parze, mówiłem –
"zamknąc mordy", i leżałem chwilę aż ochłonąłem, wyśmiałem potem nerwicowe jazdy i próbowałem spać dalej.

Jak coś mnie kuło czy drętwiało, mówiłem
"znowu coś, nie wydurniaj się nerwico, nie ma się czego bać, chodż lepiej w coś pogramy, badanka miałem dobre, nastepne dopiero za rok."
albo ostrzej
"wypi..." :)

I tak trwałem na tym posterunku.
Tu jest ważna pewna sprawa.

Bo jak napisałem o tym, że moim priorytetem stało się moje życie, niektórzy mnie pytają czy to nie było egoistyczne.
Źle to w takim razie zrozumieliście.
Ja wybierałem życie ponad lękiem a nie ponad życiem osobistym.
Wręcz przeciwnie można powiedzieć, stałem nie nie egoistyczny, bo egoizmem to jest w sumie egocentryzm, szczególnie jak za długo w nim siedzimy. :)
Do tej pory przez lęk, i objawy wybierałem życie iluzją stanu emocjonalnego, tego co on sobie stwarzał.
A jak świadomie zacząłem na niego wpływać, i zajmując czas i też myśli w ciągu jakiegos okresu dnia, mogłem tą uwagę w końcu poświęcić bliskim, pracy, grze, czy innym rzeczą.
W ten sposób właśnie spycha się istniejące jeszcze zaburzenie na drugi plan.

A teraz weźmy objawy i obawy o zdrowie psychiczne.

Bo skoro napisałem o zdrowiu fizycznym to zaraz niejeden w lęku powie to co ja zawsze mówiłem, to są takie tak zwane wymówki nerwicowca:

NO ALE FIZYCZNY STAN ZDROWIA MOŻNA SPRAWDZIĆ ALE SCHZIOFRENII NP.
NIE DA SIĘ ZBADAĆ.
:D

Bo chorób psychicznych nie ma potrzeby badać, ludzie z zewnątrz ci powiedzą, że nie zachowujesz się normalnie ;)
Nawet ja potrafię schizofrenię poznać po zwykłej rozmowie on-line z kimś a co dopiero psychiatra widząc kogoś.

Schizofrenię i choroby psychiczne można tak naprawdę zbadać bardzo szybko, bo one są widoczne.
I nie, nie są tym myśli lękowe, obawy ani to, że wyglądasz na niewyspanego czy smutnego :)

W strachu przed schizofrenią czy inną choroba psychiczną też oczywiście tymi rzekomymi dowodami na jej istnieje, lub początek, lub to, że jej dostaniemy są rzecz jasna objawy i także analiza lękowa.
Najczęściej obawa moja o zwariowanie wynikała z derealizacji i depersonalizacji, która była u mnie moim jednym z głównych koników objawowych.

Swoje objawy wypisałem tutaj (jak ktoś chce się z nimi zapoznać) encyklopedia-objawow-derealizacji-deper ... 73-15.html

Często tez obawiałem się tego, że po prostu nie wytrzymam od myśli, objawów i zwariuję lub dostanę jakiejś ciężkiej depresji.

No ale obawy obawami, wpływanie zaburzenia na naszą świadomość, czyli jak zwykle w stanie lęku.
I tutaj też utrudniała sprawę ta cała analiza lękowa.
Przez nią na każdy szmer w mieszkaniu, każdy hałas rozglądałem się w strachu czy to nie jakiś omam, każdą dziwną myśl ( a tych było pełno podczas zaburzeń) poddawałem analizie czy nie oznacza ona tego, że zwariowałem.
Ciągle byłem w stanie wyczulenia i sprawdzania oraz kontrolowania się.
Choćby stale zastanawiałem się czy to co mówię jest poprawne, czy to jest normalne, czy moje zachowanie nie jest dziwne.
To wszystko zawsze były główne dowody na to, że nic mi nie jest, że to wszystko jest iluzją zaburzenia.
Ale ja tego nie chciałem dostrzec, choć być może później już dostrzegałem ale pozwalałem aby to zaciemniało mój osąd i powodowało aby logika schodziła na drugi plan a zaburzenie wchodziło na pierwszy.

Jak przestałem?

Po prostu przestałem.
Czyli jak mignęło mi coś w kąciku oka, jak usłyszałem szept, jak miałem jakieś przewidzenia
NIE SPRAWDZAŁEM, tylko od razu mówiłem
"CO CHORUJE, przypominałem sobie – STAN EMOCJI."
"Nie bój się" - mówiłem, często pytałem się swoich obaw – "gdzie ta schizofrenią? Dawaj ją."
"I widzisz nie ma jej."


Zaprzestałem sprawdzania tego czy poprawnie mówię i myślę, czułem oczywiście potrzebę ale mówiłem
"nie mam po co sprawdzać, jak zacznę bredzić inni mnie o tym poinformują a to sprawdzanie to forma kontroli a ja mam DOŚĆ".

Tak naprawdę i szczerze mówiąc zdyscyplinowałem się do wyjścia z tego.
Mówiłem:
"no to gdzie to jest?", "gdzie ta schizofrenia, rak, guz, ciężka choroba, umieranie i wariowanie"
Odczekiwałem chwilę i zajmowałem się czymś innym już niż dalszym myśleniem o tym, a robiłem to bo wręcz obsesyjnie już (bo tak miałem dość) chciałem przekonać stan emocjonalny.

Wiem, że te słowa mogą wydawać się niektórym z was niesprawiedliwe ale ja naprawdę już chciałem z tego wyjść, z uporem maniaka wręcz.
Akceptują fakty czym są moje myśli i moje objawy.
A chocby sam udział na forum mnie przekonywał i pokazywał te schematy, w tym właśnie udział na forum był wręcz dla mnie niezastąpiony, a dokładnie w uświadamianiu siebie.
Tyle, że musiałem sam powiedzieć stanowczo DOŚĆ KONTROLI aby ją puścić.

Pragnąłem najbardziej na świecie przekonać emocję, wyjść z kręgu lęku.
Ale bez już presji czasu, że musi się to stać i to w 100 %, najpierw chciałem chociaż uzyskać jakąś poprawę a potem dalej i dalej i dalej z tym szedłem.

To mi bardzo pomagało, mimo, że byłem zmęczony.

Zmęczenie

Czy ja byłem podczas tego zmęczony?
Podczas zaburzenia ogólnie to ja byłem stale wyczerpany, co nie dziwi mnie za bardzo, chociaż kiedyś był to kolejny "dowód" jak to ciężko chory ja jestem albo jaką to ja depresję dostanę.

Senny byłem, zaspany a zarazem cały w lęku, czułem się ciągle jakbym z jakiś kamieniołomów dopiero wrócił, po 12 godzinach pracy.
Ale stałe lękowe myśli, objawy a przede wszystkim postawa wyczulenia, analizy zabiera strasznie wiele energii oraz koncentracji.

Kiedy zacząłem z uporem odkręcać nawyki, wpływać na stan emocjonalny potrzebowałem jeszcze więcej tej uwagi a do tego poszedłem też do pracy (mowa o pracy zarobkowej), powodowało to, że byłem ciągle zmęczony.
Ja akurat wziąłem to na przeczekanie.
Czy tak czy siak tak podczas zaburzenia byłem zmęczony a ten brak siły to nie jest żadnym stanem chorobowym. Po prostu wynika z tej całej analizy gdzie zaburzenie czerpie po prostu z nas tą energię a skoro czerpie i zaburzenie trwa to my tak naprawdę ta energię posiadamy, tylko idzie ona na inne rzeczy.

Dlatego przestałem sobie wkręcać, że to osłabienie coś oznacza, co tu dużo mówić, zaakceptowałem to, że chodziłem trochę jak zombii.
Bo z jednej strony brak siły ale z drugiej zaburzenie trwa, do pracy chodziłem, starałem się odburzać więc siła była ale no szła na zużycie tego wszystkiego.
To w zasadzie motywowało mnie aby ją odzyskać, tą energię na zwykłe życie a nie śmiesznie i paradoksalnie zaburzony stan emocji.

Czyli to co pisze często – kwestia priorytetów.
Miałem dość, postawiłbym każdą kartę już na to aby z tego wyjść.


Sen

Będąc przy zmęczeniu poruszę i tą kwestię u siebie.
Sen był bardzo ważnym regeneratorem ale to nie znaczy, że jak się wyspałem to zaburzenie mijało :) ale chodzi mi o to, że jak się nie wysypiałem jak należy to i odrealnienie było większe i ogólnie lęki i cała nerwica.
A ze snem miałem problem bardzo duży.

Snu jest potrzeba regularnego, a to właśnie między innymi dlatego, że w ciągu dnia energia idzie na zaburzenie, anlizę, i nasze działania, sen regeneruje energię.
Dlatego warto spać to 7,8 godzin co noc i zauważyłem, ze najlepsza pora snu to 22/23 – 6/7 góra 8.

No ale ja niestety podczas zaburzenia i po tym moim DOSYĆ, sypiałem w kratkę i to bardzo bo zwyczajnie nie mogłem spać.
Lęk to powodował, czułem zmęczenie ale nie zasypiałem, czasem pomagał wysiłek fizyczny na to ale też nie zawsze i nie zawsze była mozliwość żeby aż tak się zmęczyć.

I ja tu przyznaję bez bicia, że korzystałem tak raz w tygodniu z leku uspokajającego na receptę a dokładnie benzodiazepiny – xanaxu.
Moim kłopotem było to, że jak nie spałem dobę to było to do wytrzymania, 2 dobę czy 3 to było już gorzej, trudniej mi było kontynuować tą opcję wpływania na stan emocjonalny.
Brak snu przez 3 doby mając odrealnienie był dla mnie bardzo uciążliwy.
Więc jak szykowało się, że przychodziła 4 noc a ja znowu nie zasypiałem to wtedy brałem 1 mg xanaxu i po prostu zasypiałem a kolejnego dnia trzymałem się dalej swoich wytycznych,
szlaku :D

Zaznaczam od razu, że takie leki trzeba brać po konsultacji z lekarzem, ja akurat zawsze wolałem wszystko robić samemu ale tutaj to, że ja brałem xanax nie ma być już dla ciebie wyznacznikiem, że masz też tak robić.
Xanax działał u mnie maks 4,6 godzin i nie powodował za bardzo zejścia objawów czy myśli ani dd, bardziej uspokajał sam lęk i powodował zasypianie.
Dlatego ja go u siebie stosowałem przez jakoś pierwsze pół roku zmagania z tym jak to nazywam prawdziwym odburzaniem – świadomym.

Po jakoś pół roku tego odburzania spowodowało, że częściej sypiałem a jak zarywałem to tylko jedną noc a to było jeszcze do wytrzymania, nie kolidowało z wpływaniem na stan emocjonalny.

Dieta

Czemu ja w ogóle postanowiłem korzystać z diety?

Nie dlatego, że urzekły mnie słowa – zdrowa żywność jest mega :D

Ale dlatego, że sam zauważyłem jedną rzecz.
Jedząc bardzo syte posiłki, kaloryczne, naładowane węglowodanami do bólu, słodycze, powoduje się skoki cukru, co prawda te skoki są zbijane przez insulinę i nie o to chodzi, że to jakieś tam zaraz groźne jest.
Ale powoduje ospałość - co prawda niewielką, czasem zmęczenie - ale mając zaburzenie to wszystko to składa się do kupy.
Same objawy zaburzenia, to, że ono wysysa i tak energię to jeszcze objadanie się jest dodatkowym minusem.

Druga sprawa to układ pokarmowy i jego obciążanie.
Nadmierne objadanie się powoduję duże trawienie, przyspieszony puls ( co często przez nerwicowców jest źle interpretowane) i kolejna częśc energii idzie aby ciągle coś trawić.
Powoduje to wzdęcia, gazy, zgagę, a układ pokarmowy i tak już jest dość nadwyrężony przez samo zaburzenie.

To jest jedna z rzeczy, którą właśnie wtedy dostrzegłem.
Przestałem traktować słowo "NERWICA" jako wielki nic, jako coś co powinno być słabe.
Nie. Tak nie jest.
To może pomóc nam zrozumieć, że NERWICA nie jest grożna ale też nie powinniśmy się dziwić objawom i myśla ;)

Stan emocjonalny to jedna z głównych części nas, jak on jest zaburzony to zaburzone jest wiele innych rzeczy, zmęczonych i nadwyrężonych, jedną z tych rzeczy jest układ pokarmowy.
Dlatego zdecydowałem się ograniczyć objadanie.

Nie potrafię trzymać się diet z jakiś gazet i robić jakiś posiłków dla dietetyków czy tym podobne.

Po prostu wykluczyłem z diety, biała mąke (ma wysoki indeks glikemiczny), biały ryż, białe makarony, jadam żytnie i ciemne.
Oraz słodycze, i syfy jak chipsy, czasem do dziś pozwalam sobie na ciasto i lody :D
A tak mięsa, warzywa, wędliny, sery, wszystko jem normalnie choć nie w nadmiarach.
Czasem zdarzają się wyjątki :D

Ale ogólnie to te rzeczy wykluczyłem i nagle skończyły się problemy ze zgagą, wzdęciami i problemami żołądkowymi.
Muszę przyznać, że ten sposób odżywiania się, mnie też ogólnie odświeżył i do dziś sobie go chwalę, choć trudno było na poczatku się przestawić.


ZNOWU ODPOCZNIJ.....
:D

Małe podsumowanie

Chciałem tutaj podkreślić pewną sprawę.
To jak wyżej ja opisuje traktowanie obaw, zwracanie się do stanu emocjonalnego, uczenie się wyższości logiki i świadomości było tym co mi pozwoliło czuć się coraz lepiej aż w końcu następowały znaczące poprawy.

Ale też chce powiedzieć, że było mi potrzebne to pewne nazwijmy to oświecenie :)
Świadomość zmienności życia.


A mianowicie w lęku a jak już jak pisałem martwienie się o zdrowie miałem przed tymi mocnymi stanami, człowiek chce się upewniać z czasem już nie w tym co mu jest, ale czy mu na pewno nic się nie stanie, na coś nie zachoruje, czegoś nie straci.
I to jest właśnie najbardziej irracjonalne, - bo żyjąc tym - już straciłeś to co najważniejsze, swoją wolność.
Ale możesz to na szczęście odzyskać.

Podczas zaburzenia zaczynamy obawiać się o utratę życia, zdrowia fizycznego i psychicznego, utratę rodziny, szacunku, wielu rzeczy, ciągle tylko utrata i utrata nam chodzi po głowie.
Strach przed utratą czegoś, strach przed "dostaniem" czegoś.
Dowodami na to mają być objawy, myśli, wrażenia, obawy ale na to można reagować i jak to robić napisałem wyżej, stale o tym piszemy na forum.
Wpływać na stan emocjonalny, obawy ośmieszać, wyszydzać, ignorować, i zajmować myśli nie po to aby uciekać od tematu ale po to aby żyć, życiem a nie zaburzeniem, iluzją.

Natomiast tak naprawdę większość osób uzależnia swoje wyjście z zaburzenia od tego aby ktoś im powiedział – NIGDY SIĘ TOBIE NIC NIE STANIE.
Od nerwicy, lęku, myśli, objawów, odrealnienia rzeczywiście się nic nie stanie, to jest fakt niepodważalny.
Bo taka jest natura organizmu.


Ale to nie każdemu wystarcza, większość chce wiedzieć, że NIGDY i tak się nic nie stanie.
Ja taki byłem, uparty w złą stronę ale po moim DOŚĆ, zrozumiałem jedno – najgorsze co mogło się stać już się stało.
Bowiem byłem więźniem samego siebie, swoich emocji, nie żyłem pełnią bo bałem się rzeczy wymyślonych i wyobrażonych.
Chciałem zapewnień, że zawsze będę wolny od wszelkiego zła i problemów a takie zapewnienie nie istnieje.
I być może niektórym z was nie spodoba się to co napiszę, ale to w końcu ja piszę tu o sobie i swoim świadomym wychodzeniu z zaburzeń.

Stać się może nam wszystko w życiu, ale to są sprawy natury z którymi niektórzy muszą się zmagać a inni nie muszą, to są pewne doświadczenia życiowe, których ja na pewno nie chce do dziś, ale dziś to jest już zwykły ludzki strach przed czymś złym, przed jakąś tragedią.

Ale życie strachem, że coś wymyślonego przez moje myśli (w zaburzeniu cholernie lękowe), wyobrażenia (też lękowe) stało się dla mnie największa stratą jaką mogłem uzyskać.
Bowiem żyłem ale tak naprawdę nie żyłem, to jest wegetacja jak dla mnie.
Po moim DOŚĆ niczego tak nie pragnąłem jak wyjśc z tego kręgu.
A jeśli w życiu ma mnie spotkać dopiero coś złego to akceptuję to, natomiast nie chciałem już pozwolić sobie na dalsze życie tym strachem.

Dlatego choćby w wypadku hipochondrii, raz zrobione badania, potem postanowienie, że raz w roku zrobię (od tamtej pory nie robiłem a minęło już prawie 3 lata) i wszelkie emocje i obawy jakie przychodziły gasiłem logiką.
Postanowieniem, że już nie chcę żyć iluzją, czymś wyobrażonym, wymyślonym DOSŁOWNIE.
A objawy, myśli od zaburzenia akceptowałem jako fakt występujący w wyniku mechanizmu lękowego.

Ja dlatego się tak o tym powtarzam, bo czesto dostaję pytanie, jak radzić sobie z drętwieniem, jak radzić sobie z mrowieniem, jak radzić sobie z zawrotami głowy.
Jak dla mnie to możesz stać na głowie jesli ci to pomaga :)

Objawy i mysli to są tematy ooboczne, najpierw pytanie czy ty rozumiesz, że ty na te obawy i lękowe myśli masz działać właśnie, masz podejśc do nich z wyższością z uwagi na to, że to ty musisz pokazać stanowi emocjonalnemu, że ten tygrys jest łagodny.

Więc nie ważne jest dla mnie jak ty to zrobisz, czy ty będziesz pracował, czy skakał na jednej nodze, czy śpiewał piosenkę.
Wielu z was pyta czy to dobra droga, czy to dobry sposób.
Wszystko jest dobrym sposobem o ile rozumiesz na co masz działać, po co to robisz i jesteś świadomy zmienności życia ale nie tu, nie teraz i nie od objawów zaburzenia.
I tego się twardo trzymasz.

Oczywiście, że wątpliwości i obawy są, one wynikają z emocjonalnego stanu i dlatego ty świadomie musisz działać.

Objawy i myśli to jest tak naprawd produkt poboczny, zastępczy, to nie to jest ważne, nie to jest ważne aby dana myśl czy objaw od razu minął.
Czasem widzę jak ludzie piszą, "jest super bo dana myśl mi minęła" :) a za chwilę "no ale drętwienie jest", albo "no ale przyszła inna."
Bo nie chodzi wcale o to aby w odburzaniu widzieć tylko to aby to minęło, to nie jest ważne bo dopóki stan emocjonalny się nie zregeneruje, myśl i objaw może wrócić lub się pojawić.
Świadomość tego nie ma straszyć ale ma pomagać, tłumaczyć, wyjasniać.

Nie chodzi o bezmyślne mówienie "no chodź zabij mnie, no dawaj to", tylko tą wiedzę kogo ty tym masz uspokoić, komu masz pokazać (choćby takim szydzeniem), że ten pies nie jest groźny.

Niektórzy mówią jak tak robię to lęk się nasila, - no jasne, - bo jak pisałem wcześniej stan emocjonalny zbliżając się do zobaczenia w swoim tygrysie niegroźnego cielaczka, niepokoi się jeszcze bardziej, ale to jest czasowe o ile temu znowu nie ulegniesz.

Nie rozumiem też ludzi, którzy mając zaburzenie parę lat, lub wiele miesięcy mówią, że nakrecają się objawami innnych.
Widać w tym wypadku, że wam chodzi tylko o uspokajanie się nadal, jaki objaw stanu emocjonalnego może być straszny?
Żaden nie jest straszny ani żadna myśl, bo to są sprawy drugorzędne.
Pierwszorzędne jest zrozumienie, że to czy ja mam jeden objaw czy dwadzieścia NICZEGO nie zmienia, ten z jednym objawem męczy się tak jak i ty.

Ja teraz odburzanie zacząłbym od poznania wszystkich objawów nerwicy, pod warunkiem, że najpierw uzyskałem tą wiedzę czym jest nerwica, czym jest to zaburzenie, czym są lękowe myśli, czym są objawy.
To można uzyskać na forum albo na terapi choćby poznawczo – behawioralnej czy gdziekolwiek w książkach o nerwicy.

I tu parę słów dla osób nazwijmy to poczatkujących.


Niektórzy z was czytają o tym ryzykowaniu, nerwicy i chcą od razu toczyć bój.
To jest słuszne podejście ale miejcie też dla siebie pewne wyrozumienie.

Na początku dobrze jest się uspokajać, bo swoją świadomość i logikę też trzeba na początek nakarmić.
Więc to, że macie jakiś objaw, nowy objaw, myśl i pytacie o nią, chodzicie z tym do psychologa to jest to DOBRE.
Świadomość problemu przychodzi z czasem, nie warto jednak poświęcac uwagi innym chorobom fizycznym czy psychicznym, dobrze jest unikać takich prowokatorów.
Ale o nerwicy dobrze jest wiedzieć dużo, aby to, że nagle w domu zdrętwieje nam czy zabije mocniej serce, czy przyjdzie "chora" myśl nie było niespodzianką.
Niektórzy potrzebują paru tygodni a inni 3 może 4 miesięcy na swój początek.
Zależne to jest od osobowości, temperamentu, sytuacji życiowej.

Dlatego nie oskarżajcie się negatywnie jeśli nie wychodzi wam zmaganie się z nerwicą i czujecie potrzebę badań, opinii lekarskich czy innych ludzi.
Badajcie się, pytajcie i uświadamajcie czym jest zaburzenie lękowe!!!!!

Ale jeśli mijają miesiące, tygodnie a wy zaczynacie po prostu żyć BYLE SIĘ USPOKOIĆ i jakóś tam będzie, to pomyślcie czy warto naprawdę żyć iluzją, i wtedy może też powiecie DOŚĆ.

I zaczniecie pracować nad tym co w was naprawdę choruję, będziecie zmęczeni, wykończeni ale górą, świadomie górą nad stanem emocjonalnym a każdy z was, ma na pewno tyle siły aby go uspokoić.

Natręctwa, natrętne lękowe myśli

Teraz pora na krótkie takie przykłady samych natręctw oraz myśli, które i dla wielu z was są solą w oku.
Najpierw myśli.

Często jest tak, że podczas zaburzenia myśli nie tylko służą nakręcaniu jak przyjdzie objaw czy jest analiza.
Często myśli przychodzą pierwsze i są lękowe lub filozoficzne.
Ja np. miałem tak, że tu się starałem, tu czymś zajmowałem i nagle myśl zawitała -
"ale to wszystko jest bezsensu, czy nie lepiej się zabić"

Oczywiście zawsze myśl taka psuła mi humor, ba! Powodowała lęk większy, strach i od razu myślenie, dziwienie się!
"Czemu, dlaczego, a może to oznaka depresji?", " a może zabiję się bo nie wytrzymam, w depresji są przecież myśli samobójcze"
I tak potem 5 dni czemu, dlaczego, po co....

I rzecz pierwsza i najważniejsza (po moim dosyć), którą widzę u wielu z was (jako rzecz potrzebną).

Przestałem uzależniać swoje szczęście od tego czy mysli takie są czy myśli takich nie ma.

To nie jest istotne.
Wielu z was pomyśli, że to niemożliwe ale możliwe, owszem.
Sytuacja gdzie mi się pojawiła taka myśl a ja z uporem maniaka mówiłem:

"i znowu taka myśl tym razem, znam już ją", "zaraz ci pokażę, że to nie jest groźne"
"czy szykuję sznurek żeby się zabić?, czy zbieram recepty aby połknąć leki?, czy zachowuję się jak samobójca", Odpowiedz brzmi – NIE.
Czy oprócz apatii spowodowanej objawami i myślami nie chcę wrocic do dawnego samopoczucia"?
Odpowiedź brzmi – CHCĘ WRÓCIĆ DO DAWNEGO SAMOPOCZUCIA i chociaż może już nie pamiętam jak to jest się czuć dobrze, to CHCĘ!

Więc nie chcę się zabić i nie mam depresji jakiej tak bardzo się boję.

I taka racjonalizacja to jedno, trzymanie się logiki a nastepnie skupianie uwagi (nie wypieranie a umyślne skupianie uwagi na czymś innym aby nie analizować iluzji lękowej, myśli lękowych - niemających żadnego znaczenia) na czymś życiowym, tu i teraz a nie jakiś lękowych wyobrażeniach.
Koniec przecież miał być wróżenia z fusów!

Ale szczęściem nie powinno być to, że ta myśl się więcej ma nie pojawić!
To nie powinno być celem!
A czemu?
Bo dopóki stan emocjonalny się nie uspokoi takich myśli będzie miliard :)
Może być miliard.
Albo 3 miliardy!


Dlatego raz będziemy uspokajać stan emocjonalny a za drugim razem znowu się pogrążymy bo "znowu ta myśl jest..." (dziwienie się, brak akceptacji faktów, że ma prawo być).

Koniec wróżenia z fusów powinien być stosowany w stosunku do wszelkich myśli lękowych, to są tylko wyobrażenia a nie to co ma się stać.

Ileż razy w życiu (bez zaburzenia) myślelismy o czymś, byliśmy pewni, że tak i tak się stanie, a potem nagle było zupełnie inaczej niż myśleliśmy?
Wiele razy a to dlatego, że mysli nie znają przyszłości, są tylko punktami odniesienia, naszego odniesienia.
Na które na szczęście mamy wpływ o ile to zrozumiemy.
Mysli podczas zaburzenia są takie same jak i inne mysli, bez zaburzeń.

Weźmy teraz myśli o sensie życia, rozkminki typu:
czemu niebo jest niebieskie,
czemu woda jest płynna,
czemu włosy rosną
czym jest kosmos.

Takie przykłady.

Myśli miałem takich wiele, są one moim zdaniem wynikiem zapełnienia straszakami naszego umysłu.

Najgorsze co można zrobić to dać się pochłonąć takim rozkminką, bo czy bez zaburzenia czy z zaburzeniem odpowiedzi na zagadki kosmosu są raczej niemożliwe do uzyskania.
A w zaburzeniu generują tylko lęk.

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że takie myśli o sensie życia mogą się pojawiać.
Kwestią jest to, ze zdajemy sobie sprawę, że bez zaburzenia nawet jeśli myśleliśmy o takich tematach to nie było to problemem, czemu jest więc teraz?
Bo zaburzony stan emocjonalny traktuje je jako straszaki, męczy świadomość nimi, bo wie, że rozmyślając nad tym będziemy się straszyć.
Nie pozwalajmy na to, mówmy
"jakąś tam swoją filozofię mam i na pewno nie będę się w to zagłębiał z lękiem"

"nie jestem w stanie znaleźć i tak na to odpowiedzi a na ten moment to tylko pogarsza mój lęk"

Nie chodzi o to aby wypierać te myśli, aby ich nie chcieć bo one są twoje, po prostu zaburzenie je generuje, tylko trzeba ustosunkować się do nich logiką.
Zamiast "czemu są", zamiast dziwić się, że takie przychodzą podejdź do tego ze zrozumieniem.
Myśli o sensie życia nie wynikają z tego, że masz dostać depresji :)
To zwykła obawa lękowa.

Boisz się depresji?
"zobaczymy stanie emocjonalny czy w najbliższym czasie jej dostaniemy, ja wiem, że nie, ( bo mysli i obawy to nie przepowiednia) ciebie przekonam, żyjąc, rozmawiając, próbując cos robić."

Jeśli masz te różne rozmyślania o sensie wszelkiego stworzenia, to jak pisałem, nie rób z tych myśli problemu, z ich obecności.

"być może nie znam na wszystko odpowiedzi.
Mało, który człowiek zna, mało kto potrafi się określić filozoficznie
Jeśli będa o tym rozmyślac to na pewno nie z lękiem, teraz lepiej zrobię coś innego, więc sory , nie mam na to czasu".


Kolejna sprawa

NIE LICYTUJ SIĘ :)

Ilez razy widzę

"cieszcie sie, że nie macie mysli o depresji, o samobójstwie, o mordowaniu, o homoseksualizmie, zdrowiu, zwariowaniu"

I stale są takie przekomarzania. Dlaczego nie warto tak robić?
Nie dlatego, że to jest egocentryczne i takie typowe w nerwicach, że aż smieszne :D
Srał to pies :)

Chodzi o to, że jak mówisz TA MOJA myśl to jest TAKA GORSZA, to automatycznie robisz z nią naprawdę gorszą.
Robisz z niej nie efekt zaburzonego stanu emocjonalnego, tylko coś co ci rzekomo zagraża.

Czyli szkodzisz sam sobie.


W taki sposób jak powyżej przykładowo napisałem reagowałem na myśli, objawy, analizę, wyczulenie, nie chciałem dać się wciągać.

Jak miałem strach przed utratą świadomości czy strachu, że przestanę poznawać rodzinę, mówiłem:
"no proszę, kiedy to nastąpi?"
ale wiedziałem, że robię to bo ja już nie muszę się uspokajać.
Bo uspokajanie się w którymś momencie to unik, próba kontroli, z uspokajaniem się w którymś momencie trzeba skończyć i zastąpić to próbami generalnymi i akceptacją faktu, że to stan emocjonalny jest zaburzony i to jego musimy przekonać!

Nerwica natręctw

Wcześniej były myśli, które dawały obawy.
Teraz krótko natręctwa. Ten sam schemat.

Strach przed zarazkami jak czegoś dotknę.

Od małego dziecka miałem tego typu natręctwa, które jakoś wbiły się w sumie we mnie.
Były to takie moje "dziwactwa".

Jak wziąłem się za ataki paniki, lęk, objawy, strach o zdrowie w tym wieku 25 lat zrozumiałem automatycznie, że dość też natręctw!

Często myłem po kilka razy ręce jak tylko czegoś dotknąłem.
Oczywiście higiena to jedna sprawa, po toalecie trzeba myć ręce, to jasne.
Ale ja myłem nagminnie przez irracjonalne poczucie, że mam brudne ręce.
Jak nie myłem to czułem niepokój.

Tak samo było z liczeniem liter w różnych przeczytanych wyrazach.
Musiały być nieparzyste sumy liter w wyrazie, jak były parzyste odczuwałem lęk i obawy, że coś złego się może wydarzyć.

Jak pisząc to aż sam się sobie dziwię, że to było moim udziałem :D Ba!
To było moje życie.

Dostałem dużo próśb o napisaniu o nerwicy natręctw, ale tak szczerze mówiąc nie specjalnie mam dużo do pisania.
To znaczy dużo to i tak już tu piszę ale nie mam dużo czegoś innego niż dotychczas :)
Nie będę tworzył jakiś przecież magicznych teorii czy zmyślonych historii, jak to jest ten sam schemat.

Napięcie, stresory tworzą obawę, natręctwo, pierwszą myśl, że musimy coś policzyć np 5 razy, lub myć ręce co chwila bo nawet dotknięcie biurka to zarazki.
Jak tego nie robimy to powstaje lęk lub obawa, że coś się wydarzy nam lub rodzinie (iluzja lękowa).

Schematy te same.
Nie wyobrażam sobie aby po moim DOŚĆ wychodzić z ataków paniki, obaw o zdrowie, derealizacji a nerwice natręctw sobie zostawić :)

Dla mnie DOŚC to było DOŚĆ, cel, ustawienie priorytetów.

Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję.

Dla mnie wyjście z iluzji (jaką było mycie rak po dotknieciu bluzki jakiej nosze bo tam są ZARAZKI) stało się najważniejsze.
Po prostu przestałem tak czesto myć ręce, był niepokój ale ja wiedziałem skąd wynika, (pokazywanie, że pies jest niegroźny stanowi emocjonalnemu) nie bałem się go, wiedziałem, że przyjdzie.
A obawy, że stanie się coś złego? – "no to proszę bardzo!"

Tak samo obawy, że jak coś liczę to musi być nieparzyście, więc przestałem bać się liczb parzystach, czesto robiłem coś specjalnie parzyście, a z czasem w ogóle przestałem się tym przejmować!
Bo to jest iluzja!
Oczywiście, że ja zawsze wiedziałem, że to jest irracjonalne ale nigdy tak mocno, z uporem i prawdziwie z serca nie próbowałem z tym skonczyć, nigdy z uporem nie trzymałem się logiki, mimo wiedzy - rządziły emocje.
Skończyłem z tym.

Początkowo i tak obawy przychodziły i chęci liczenia i mycia itp ale z czasem było tego coraz mniej.

I tu właśnie jest taka uwaga do wszystkich, którzy czytają o konfrontacji i ryzykowaniu, niektórzy wchodza czytają i od razu huuuraaaaa!
Na przekór natręctwom, i nagle jest lęk i nagle jest płacz.
Dlatego właśnie poprzednie wpisy poświęcałem ryzykowaniu, konfrontacji, myślą ale ten poświęcam myśleniu :)
Bo żeby ryzykować, trzeba wiedzieć czemu ryzykujemy na te obawy, czemu konfrontujemy obawy, kogo mamy uspokajać.
I czemu my nie musimy się wcale wtedy wysilać.

Trzeba to wiedzieć ale także mieć naprawde dużą chęć w sobie i cel, który mówi nam wyraźnie
NIGDY WIĘCEJ ILUZJI, tego więzienia.

Dla mnie wyjście z iluzji stało się ważniejsze niż zatrucie się bakterią wąglika :)
Bo zatrucie się to byłoby doświadczeniem, którego i tak bym nie mógł w życiu uniknąć pewnie, a iluzja to jest coś co mogę zniwelować i mieć życie pełniejsze, do czasu jak mi będzie je dane przeżywać.

Czasem tak jest, że niektórzy wchodzą i od razu RYZYKO ale nie wiedzą po co, dlaczego, bardziej chcą to wyprzeć niż się z tym zespolić.
A ri nie ma sensu wypierać mysli i objawów jak to są twoje rzeczy, jak to sa twoje emocje.
Jak to zrozumiemy, postawimy cel, będziemy pragnęli mocno to wtedy śmiało bierzmy się za konfrontację.

Sama konfrontacja, samo ryzykowanie, to jak samo zajęcie myśli, sukces połowiczny i radość, że udało nam się zignorować drętwienie ręki :) ale już drugiego dnia drętwienie języka nas zbiło z tropu.

Jeżeli chodzi o same natręctwa to miałem tylko jeden problem.
Ja nerwicę natręctw miałem od 7 roku życia więc poniekąd byłem przyzwyczajony do tego choćby liczenia.

Dlatego nawet jak już obawy mi zeszły, nie czułem lęku jak nie liczyłem, zdarzało się, że patrzyłem na wyraz i zaczynałem liczyć :D
I od razu się łapałem "po co ja to do cholery robię" :D
Z czasem musiałem się odzwyczaić po prostu jeszcze takich zwykłych odruchów.

I w zasadzie tyle chciałem napisać w tej części.
Nie miałem ochoty tu pisać na siłę jakis przykladów bo nie chciałem tu czegoś tworzyć zamiast pisać faktów, napisałem główne przykłady i główne postanowienia jakich się trzymałem i jakie praktykowałem.

Brzmi to prosto ale prostym to nie było aż tak jak się to wydaje.

Mój czas :D

Moje odburzanie z takich nawyków lękowych, analizy lękowej, zaburzeń lękowych trwało półtora roku.
Czy to duzo czy krótko to zależy, natomiast na pewno jak ktoś to czyta i ma zaburzenie 3 miesiące to nie znaczy wcale, że też musisz to robić półtora roku :D
Jak na mnie i moją całościowo historię był to według mnie i tak krótki okres ale właśnie dlatego o tym piszę, bo często jest tak, że panuje jakaś opinia w stylu:
wychodzisz z zaburzeń tyle czasu ile w nich trwałeś.

Mit ten obalam ;) ale oczywiście to nie jest kwestią robienia wyścigów kto pierwszy ten lepszy.!!!
Tylko kwestią, że jak miałem zaburzenie 5 lat i ktoś mi mówił, że tyle samo czasu się będę odburzał to nie było to zachęcające :)

I teraz mogę sam na sobie powiedzieć – bzdura.


Pierwsze 6 może 8 miesięcy było trudnych bo wtedy było wszystko naraz i pierwsze jakby przeszły mi ataki paniki, strach przed nimi, w sumie przyzwalaniem na nie i rozumieniem czemu przyzwalam.
Potem lęk wolnopłynący zmieniał się w napięcie, z czasem powoli i to napięcie schodziło, choć wolno dosyć.
Z czasem sam lęk wolnopłynący przychodził tylko czasami, objawy fizyczne też w większości poschodziły.
Tak już do roku czasu miałem stan dobry i jedynym problemem zaczęła być trwająca ciągle depersonalizacja i derealizacja oraz różne natrętne myśli chociaż jak zacząłem właśnie rozumieć, żeby zakończyć uzależnianie szczęścia i życia od tego czy myśli przychodzą czy nie, coraz mniej natręctw się pojawiało.

Jeżeli chodzi o depersonalizację to opisałem swoje zmagania tutaj: moja-historia-derealizacji-i-depersonal ... t3937.html

Może to dziwne, ze osobne tematy są ale w sumie depersonalizacja i derealizacja jest takim troche dla mnie osobnym tematem, choć nie po to aby robić sobie KOLEJNE zaburzenie i się dołować ILEZ JA TEGO MAM.

Stan derealizacji i depersonalizacji to jest takim samym tak naprawdę schematem jak sama nerwica.
Wynika również z zaburzonego stanu emocjonalnego i utrzymuje się na tych samych zasadach co inne objawy czy myśli nerwicowe.

Czyli dziwimy się stale objawom derealizacji,
"czemu nie czuję ręki",
"czemu nie czuję emocji"
i nadajemy temu wielką wartość zagrożenia oraz idziemy za obawami czyli
"pewnie to choroba neurologiczna","
pewnie to jakaś depresja albo choroba psychiczna".
I nie akceptujemy tego oraz nie przekonujemy stanu emocjonalnego dając mu równoczesnie czas na regenerację.
Wtedy depersonalizacja jest utrzymywana, poprzez zwracanie na niej uwagi lękowej a nie naszej logicznej i świadomej.

Zasady są te same.
A resztę opisuję i nie tylko ja we wpisach forum oraz tłumaczymy w nagraniach divovica, polecam poczytać jak ktoś z was ma odrealnienie.

artykuly-forum-o-derealizacji-i-deperso ... t4539.html


W sumie półtora roku i stany te razem z odrealnieniem zeszły mi, do tego mógłbym dodać tak jeszcze pół roku "łapania mnie czasem", bo był to też okres stawiania takich pierwszych kroków w świecie bez zaburzenia :)
Również z lękiem społecznym wówczas musiałem się rozprawić, moją postawą unikową ale o tym napiszę w kolejnej cześci, ostatniej już.

W każdym razie od tego okresu i natręctwa i analiza lękowa i strachy przed "czymś" zeszły mi.

A to dlatego, że stan emocjonalny uspokoił się, wpłynąłem na niego.
Trwało to trochę ale ja zawsze byłem strachliwa dupa więc jednak moje nastawienie do świata wymagało tej zmiany.

WAŻNE

Muszę też przyznać, że w którymś momencie mojego odburzania doszło mi takie poczucie, że ja w zasadzie tu nie wygrywam, tylko w zasadzie zdobywam na tym pewne doświadczenie.
Patrząc na swoje życie przed, swoje zmagania zawsze z róŻnymi stresami i problemami, muszę powiedzieć, że ja tego potrzebowałem.

Kolejna sprawa to

nawroty :)


Często jestem pytany czy od tego czasu miałem jakiś nawrót.
W sumie to jak słyszę słowo nawrót to trochę się uśmiecham, bo nie bardzo widze tak naprawdę u siebie mozliwość czegoś takiego.
Ktoś może z was pomyśli – "ale pewniak, zobaczymy jak cię natręctwo złapie" :)

Ale właśnie o to chodzi, że dla mnie to nie problem :)
Za cholerę nie mogę zrozumieć ludzi, którzy rozmawiają ze mną podczcas zaburzenia, a potem piszą –
"dzieki za pomoc, udało mi się ale nie mogę o tym mówić nawet bo się boję zeby ten koszmar nie wrócił."

Nie rozumiem tego po prostu. Nie mówię, że to źle ;) ale nie rozumiem :)

Jeżeli chodzi o mnie to nie po to wychodziłem z tego tak całkiem świadomie aby się bać czegoś co jest mną.
Nie po to przestawałem szarpać się z własnym stanem emocjonalnym, żeby nie rozumieć tego, że w przyszłości może zdarzyć się sytuacja, że dostanę np. ataku paniki czy odrealnienia.
Bo to jest natura!

Gdybym ja napisał, że niemożliwe jest aby dostać objawu od strony emocji byłoby to zupełnie przeciwne do tego o czym ja stale można powiedzieć głoszę (głoszę :D ) jeśli chodzi o nerwice :)

Ale dla mnie nie do pojęcia jest żebym ja dostał odrealnienie, żeby potknęło mnie serce, żeby dostał ataku paniki i żebym wpadł w ponownie mechanizm lękowy, żebym stał się wyczulony, zalękniony.
Nie do pomyślenia jest abym pytał czy to nerwica, abym miał lęki tygodniami, strach przed nimi, przed atakami paniki.
Bo ja własnie wychodziłem z tego świadomością oraz zrozumieniem tych stanów.
Nie dałbym za nic w świecie ponownie wkręcić się w iluzję.

A czy kiedykolwiek miałem przez ostatni czas PO zaburzeniu jakieś objawy?

Pomijając objawy stresu, bo w końcu prowadzę działaność i czasem mnie coś doprowadza do bialej goraczki i obleją mnie ze stresu poty czy zrobi mi się ciepło, to w sumie za jakiś czas będzie jakoś 3 lata PO zaburzeniu i objawy od strony stanu emocjonalnego miałem raz.

Jak moja mama zachorowała i przyjmowała chemioterapię pierwszy raz, to na tyle to przeżyłem, że w domu miałem atak paniki i przez dwa dni czułem się spięty i lekko odrealniony.
Ale właśnie moja świadomość nakazała mi jedno, przeczekaj to, przeżyłeś to, jesteś związany z mamą,to normalne, że można tak zareagować.
Po dwóch dniach nawet nie wiem kiedy mi to napięcie i odrealnienie minęło.

Tak więc ja od ponad 2 lat już nie mam natręctw, nie mam DD, nie mam lęków, ani objawów zaburzeń, nie mam też żadnej analizy lękowej.
Nie mam iluzji.
Nie jestem też w stanie naprawdę wyobrazić sobie tego, żebym mógł wpaść w zaburzenie i analizę, ja jakby mi przyszła myśl "zabijesz się" to chyba bym ją zabił śmiechem.

Ale zarazem dopuszczam możliwość, że powiedzmy za 5 lat przykładowo spali mi się mieszkanie, dorobek życia i mogę wtedy dostać odrealnienia czy lęku czy nawet natręctwa.
Potrwa to jednak może 2 dni, ja nigdy w życiu już nie mógłbym się nawet wystraszyć czegoś co wychodzi ode mnie, z moich emocji.
Bo znów bym się szarpał a to jest po prostu głupie ;)

Nie mogę też przegapić tego, że mnie sam udział na forum dużo uświadomił.
Przeczytanie setek historii ludzi i udzielenia im odpowiedzi dały mi do zrozumienia i do zorientowania się konkretnie czym są schematy lękowe.
W uświadomieniu mnie tego wszystkiego, nic mi tak nie pomogło jak taka autoterapia poprzez forum.

I to by było na tyle jeśli chodzi o zaburzenia lękowe u mnie :)

Ten wpis plus inne moje wpisy, plus to co mówię, wspólnie z Hewadem w naszych nagraniach, jest taką podstawą za pomocą, której wyszedłem z zaburzeń lękowych, oraz zdobyłem doświadczenie potrzebne mi do pójścia dalej, zmiany innych u siebie cech, które utrudniały mi życie.

Wiem, że może zrodzą się na koniec pewne pytania a mianowicie pytacie mnie czasem czy ja wam gwarantuję odburzenie tym sposobem? :)

Powiem tak, ja nawet nie mam ochoty brać za wasze leczenie odpowiedzialności :)

I też to co piszę o zaburzeniach lękowych nie jest jakąś tajemną wiedzą, czymś rewolucyjnym.
Staram się po prostu pisać to wlasnym stylem, dość szczegółowo nawet bo przez długi okres widzę jakie pytania mi zadają ludzie z nerwicami i dzieki temu swoją historią i innymi wpisami starałem się przybliżyć im wszystkim pewne sprawy.

Natomiast nie musisz się na tym w 100 % opierać.
Wiem jednak, że będzie wiele osób, którym to pomoże, wiem bo jakbym sam miał zaburzenie to czytając to byłbym naprawdę zadowolony.
Ale proponuję też przeczytać choćby:

"Opanować Lęk Brownym Fox
"Strach i lęk Paniczny" Roger Baker
"Pononałem nerwicę" Szaffer
"Skuteczna samopomoc dla sowoich lęków" Weeks.

I jak przeczytacie te książki, a nie powinno to trwać długo i można je pobrać od bidy :D, to szybko zorientujecie się, że my wszyscy piszemy o tym samym.
Przekonywanie własnego stanu emocjonalnego, akceptacja faktu, że objawy, myśli wynikają z zaburzonego stanu emocji i po prostu działanie i przekonywanie, przekonywanie, przekonywanie i dzięki temu spychanie zaburzenia na drugi plan, bo przekonywanie to zajmowanie się życiem.

Więc czy gwarantuję?
Ja sobą samym zaświadczam pisząc to wszystko.
Gwarancję własną pracą nad tym zapewnij sobie ty sam :)

Ja natomiast chętnie odpowiem na pytania w miarę możliwości.
Choćby w tym temacie pytaj:
victorek-historia-przemyslenia-odburzenie-t4976.html

Praca

Na koniec poruszę kwestię "zajmowania się czymś".
Nie wiem na ile by mi służyło to gdybym siedział w domu i próbował wpływać na zaburzony stan emocjonalny.
Myślę, że wychodziło by mi to gorzej.
Sporo miałem tych różnych objawów, myśli i zajęcie się czymś w połączeniu ze świadomym wpływaniem na zaburzenie to był dobry plan.
Bo wpływanie na stan emocjonalny męczy, bo tu objaw, tu myśl, tu znowu objaw, a pójście do pracy po takich tych 4 miesiącach pierwszego ogarnięcia siebie, dawało czasem wytchnienie.

Wziąłem prace pierwszą lepszą, i było to mycie okien, nie chciałem wikłać się w jakieś inne rodzaje pracy bo martwiłem się, że stres z poznawaniem nowego miejsca pracy trochę mnie podkopie, więc wziąłem pracę, która miała mnie odrywać, pomóc mi zmienić otoczenie myślowe.

Więc z jednej strony wpływałem na stan emocjonalny a z drugiej w pracy - a to ktoś coś powiedział, a to ktoś o coś zapytał, a to się ktoś zaśmiał i to mnie odrywało, zmieniało otoczenie z mysli, objawów, ryzykowania na też inne rzeczy.

Mnie to w każdym razie było potrzebne.
Dlatego polecam zmieniać otoczenie myślowe, robić coś, najlepiej coś co jest jakimś obowiązkiem i odwraca uwagę spontanicznie.
To po prostu daje takiego dodatkowego powera. Tak przynajmniej było u mnie.

Dodatkowo podczas zaburzenia nie można zyć tylko tym JAK SOBIE Z ZABURZENIEM RADZIĆ.
Bo to z czasem spontan już się powinien robić, a zajmowanie się pracą, obowiązkami to jest po prostu spychanie także zaburzenia z pierwszego planu na drugi.


KoNCÓWKA JUŻ, CHCESZ TO ZNOWU ODPOCZNIJ...

:D

Teraz kolejnym pytaniem może być (słUsznym zresztą) kwestia czy to wszystko co opisuję ja i inni na forum czy w tych książkach jakie podałem może wystarczyć do odburzenia się?
Według mnie może, ja przecież pisząc o tym mówię o własnych doświadczeniach.

W sumie zostają dwie kwestie, są osoby, które nerwicy nabawiły się od jakiś stresów nazwijmy to - krótkoterminowych, może nawet teraźniejszych, nerwica nie musi przecież mieć przyczyny w przeszłości.

Więc takim osobom ja od siebie polecam nabywanie wiedzy o zaburzeniach lękowych i sposobach radzenia sobie z tym, próbowania tego.
A także korzystania choćby z terapii, która może pomóc wyjaśniać te wszelkie mechanizmy a także być wsparciem przy tych stresach, które dały wyzwolenie nerwicy.
(nawet zapalenie maryśki)

I nie widzę powodu aby taka osoba nie mogła z takich zaburzeń wyjść, stan emocjonalny zawsze może się uspokoić.

Ale teraz niektórzy mogą mnie zapytać: (też słusznie)

"a co z tymi, którzy mają jakieś inne problemy z przeszłości, mają przyczyny leżące w doświadczeniach wstecz."
"Mają niską pewność siebie, nadmiernie przezywają każdą rzecz itp. Czy takie osoby mogą wyjść z zaburzeń w taki sposób? A z resztą problemów?"

I tu w zasadzie odpowiadam własną historią właśnie bo ja należałem do takich osób.
Najpierw chciałem rozprawić się świadomie z zaburzeniem lękowym, z tym co mnie blokowało na swobodne życie, bo zamykało mnie w iluzji lękowej i w iluzji wyobrażeń o "coś".

I właśnie czy wówczas te moje cechy jak choćby wrażliwość na krytykę czy mała odporność na stres nie powodowały, że zaburzenie wracało?

To już w sumie o tym pisałem mówiąc o nawrotach.
Stresu miałem w nadmiarze, bo zresztą otwierałem działalność, moja rodzinka jak była problemowa wcześniej tak była później, generalnie poziom trudności życia nie zmienił się zbytnio.

Jednak sam stres, czy też niska asertywność, to wszystko co ciągnęło się za mną od tych przyczyn z wychowania i doświadczeń dzieciństwa, nie mogły mnie wpędzić w zaburzenie i analizę z którego wyszedłem świadomie.
Mogło mi dać to jakieś jakieś objawy, od stresu czy też przejmowania się wszystkim dookoła ale czasowe, już nie dałbym zrobić sobie z tego zaburzenia, którym bym żył.

Dlatego ja wybrałem najpierw zaburzenia, najpierw uświadamianie siebie czym jest stan emocjonalny.
Nic tak dobrze nie pokazuje czym są nasze włąsne emocje, czym jest nasz własny stan emocjonalny, jak wpływanie na niego podczas leku w zaburzeniu :),
A potem dopiero praca nad cechami, odbieraniem stresu, krytyki, braku swojego mocnego zdania, asertywności itd. które przyczyny miały wstecz daleko.

Samo też wychodzenie z nerwicy pokazało mi jedno, mimo szalejących emocji można wprowadzać logikę i się jej trzymać.
Pozwoliło mi to zauważyć, że JA to nie tylko emocje i myśli ale także świadome JA, które może wpływać na wszystko.
A wszelkie przyczyny z przeszłości sprowadzają się właśnie do tego, że w pewnych dziedzinach życia reagowałem nadmiernymi emocjami.
Krytyka - emocje, stres – emocje, potrzeba postawienia na swoim – emocje – potrzeba asertywnego zachowania się – emocje, jakieś wyrażanie swoich potrzeb – emocje, wszędzie królowały emocje - czyli jak zwykle :)
Stan emocjonalny :)

I to na niego także wpływałem prostując te swoje nieudolne do końca reakcje na różne bodźce. Schematy są te same, bo w wypadku stresu, małej odporności na krytykę mają miejsce tak samo myśli, które nam coś wyobrażają niedobrego.
A to przecież już wiedziałem, że mysśi to nie pewniki na przyszłość.
Dlatego wychodzenie z zaburzeń lękowych popchnęło mnie też dalej i to w podobny sposób.
Ale to już napisze w kolejnej części. Za jakiś czas :D

Dlatego osobom z przyczynami wstecz, którzy maja również zaburzenia lękowe a do tego różne problematyczne cechy osobowe, polecam także uzyskiwać wiedze o zaburzeniach, wychodzić z nich, nie pozwalać aby były one tematami zastepczymi dla naszego życia.
Proponuję również iść na terapię gdzie możemy poznać swoje reakcje, gdzie możemy rozmawiać o nich, poznawać siebie ale nigdy nie zapominajmy, że działanie na stan emocjonalny zawsze leżał, leży i będzie leżał w nas.

Na koniec

Tematy zastępcze.

Czasem tak jest, że martwimy się, iż nasze objawy i myśli to tematy zastępcze, ucieczki od naszych realnych problemów.
Może tak być, że w to z czasem trwania w zaburzeniu, uciekamy w nie, nawet podświadomie.
Ale nie zmienia to wcale sytuacji, że ucząc się wpływania na stan emocjonalny, możemy z takich zaburzeń także wyjść, bo jak pisałem wcześniej, wpływając na stan emocjonalny, wychodząc z iluzji potrzebujemy też zajęcia.
Tym zajęciem się może być powolne rozwiązywanie i zarazem podchodzenie do jakiś stresów teraźniejszych, które te tematy zastępcze nam dają.
Jeżeli przyjmujemy tematy zastępcze mówiąc:
"mam za duźo problemów i dlatego mam zaburzenie i muszę najpierw rozwiązać problemy, ale ...teraz ważniejsza jest myśl czy kogoś zabije czy nie, czy dostane raka czy nie..."

trochę sami stopujemy się w świadomym zrozumieniu jak dużo może nam dać uparty wpływ na stan emocjonalny.

A o nastawieniu do stresu, i innych problemów ze sobą (jakie wymieniałem na początku tego fragmentu) napisz w kolejnej części.

Jednak jeszcze krótko :D

A krótko tutaj rozpoczynając jakby kolejną cześć powiem tyle, że do nastawienia się do stresów, czyli obaw "utraty czegoś"lub "nie uzyskania czegoś" i przez to często do strachu przed "próba czegoś" zainspirował mnie Raymond Moody w książce "Odwiedziny z Zaświatów"
To nie jest książka o nerwicach ani czymś podobnym :)

Ale lubię tego autora bo on jest zarazem lekarzem i także filozofem i potrafi mieć ogromny dystans do siebie i swoich badań.
A zajmuje się w gruncie rzeczy paranormalnością.
I napisał on kiedy w książce, że jest często krytykowany przez a to koła naukowe a to znowu jakiś patriarchów religijnych, podczas gdy on sam ma dystans do i tych opinii a zarazem do swoich badań, na które poświęcił całe w sumie życie.

Napisał tam o czymś takim jak "radosny badacz".
Gdzie on do tego wszystkiego podchodzi z ciekawością a nie od razu przesądami, stereotypami czy obawami i lękami.
Są to dla niego doświadczenia, jest jak dziecko, które cieszy się z czegoś nowego choć wcale nie wie jakie efekty to da czy odpowiedzi.

To mnie właśnie zainspirowało.
Pomyślałem, że przecież do swoich obaw o krytykę, a także do stresów, obaw o "utratę czegoś" mogę podejść taką nową filozofią życia.

Jako właśnie ten "radosny badacz" lub jak sam to określam "ciekawski badacz".
Zamiast do opinii, tych nieprzychylnych również, czy stresów podchodzić znowu "wróżeniem z fusów" i strachem czy lękiem, mogę do tego podchodzić jako do nowego doświadczenia, czegoś co jest częścią życia.
A nigdy nie wiadomo czy strata czegokolwiek, nie da czegoś nowego.

No ale całość opiszę w ostatniej już cześci i .... będę miał spokój :DD

"
Awatar użytkownika
marianna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2070
Rejestracja: 23 kwietnia 2014, o 23:47

2 kwietnia 2015, o 00:15

^^
*** JEŚLI KTOŚ MI ODPOWIADA TO "CYTUJCIE" BO JA POTEM GUBIĘ WĄTKI ***

http://www.zaburzeni.pl/25-etapow-trwania-nerwicy-wg-kamienia-t4347.html
http://www.zaburzeni.pl/spis-tresci-autorami-t4728.html
STRACH PRZED UTRATĄ KONTROLI ITD:
http://www.zaburzeni.pl/strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
VIDEO:
https://www.youtube.com/watch?v=8KrCjT6b1VI&feature=youtu.be
SPIS MYSLI NATRETNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/zbior-naszych-natretnych-mysli-i-obrazow-myslowych-t4038.html
SPIS OBJAWOW SOMETYCZNYCH/LEKOWYCH:
http://www.zaburzeni.pl/nerwica-objawy-mala-encyklopedia-naszych-objawow-wpisz-sie-t3492.html
miśka pyśka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 94
Rejestracja: 22 marca 2015, o 12:03

2 kwietnia 2015, o 18:53

Z checia przeczytam, ale chyba na raty :)
Zablokowany