Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ogólne pytania do tych, którzy z tego wyszli :)

Tutaj opisujemy naszą drogę do zdrowia. Dzielimy się naszą zakończoną - happy endem - historią z derealizacją, depersonalizacją, dając innym nadzieję i pokazując, że to jest możliwe!
Wpisujemy także tutaj naszą drogę jaką się leczymy, co robimy aby tego się pozbyć.
Jednakże objawy, wątpliwości co do objawów, historie wpisujemy piętro wyżej.
Regulamin forum
Uwaga! Prośba dotycząca tworzenia wątków.
Wszyscy użytkownicy, którzy zamieszczają w tym dziale wątek dotyczący swojego wyzdrowienia, proszeni są w wypadku gdy nowy temat dotyczy dojścia do pełni zdrowia, aby do tytułu tematu dopisywali: Wyleczony/ona
Pozwoli to na rozróżnienie tematów osób, które w pełni wyzdrowiały od tych, którzy czują się lepiej oraz tych którzy opisują swoją obecną walkę.
Przykładowo Ania chce podzielić się swoim pełnym wyzdrowieniem, tworzy nowy temat o tytule:
"Ania dzieli się szczęściem" i dopisuje do tego Wyleczona - "Ania dzieli się szczęściem.Wyleczona". Osoby, które chcą opisać swoje lepsze samopoczucie, bądź postępy w leczeniu nie dodają tej końcówki.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

13 marca 2016, o 17:01

Pamietaj aby wstawic chocby krotki wpisik (nowy temacik) w tym dziale leczenie-derealizacji.html, daje to zawsze swiadomosc iz kolejnej osobie to zeszlo, tak mysle najlepiej sie odwdzieczysz :)
Ja tez w takim wiedku dostalem dd i nerwicy i ja ci powiem tak, ze swiadomosc tego stanu to nie musi byc problem. Wszystko tez lezy w tym jak sie widzi ten stan czy jako koszmar czy tez cos co sie zdarzyc moze kazdemu ale nie jest grozne i mija. Mimo ze to jest pieklo mozna to porownac do mocnego kataru, ktory czyms jest spowodowany ale mija.
Kazdy czlowiek ma w sobi eodrealnienie ktore pojawia sie w roznych okresach zycia, nie kazdy wpada przez to w zaburzenie, jednak niektorym sie zdarza glownie z uwagi na poczatkowy brak zrozumienia. Wiec zycie ze swiadomoscia tego stanu to po prostu zycie ze zrozumieniem ze cos takiego jak DD jest, istnieje i nie jest to nic az tak specjalnego.
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
Awatar użytkownika
ajona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 14 lutego 2016, o 11:30

17 kwietnia 2016, o 08:46

Od kilku lat,a moze i od dziecka mam nerwice:P zmiany w zyciu jakie zaszly kilka lat temu,smierc dziadka,zamieszkanie z narzeczonym, doprowadzily u mnie do atakow paniki. Po dwoch latach zaczelo sie poprawiac. Poszlam do pracy, w tym czasie konczylismy remont. Przeprowadzilismy sie i znow pojawily sie nerwicowe sttaszaki. Nie wiedzialam czemu,czy z powodu znudzenia i sfrustrowania praca,czy po prostu stres. Za bardzo przywiazalam do tego wage no i poplynelam. Teraz bardzo chcialam odsunac na bok planowanie slubu,prace. Siedzialam w domu od stycznia do konca marca. Cos zaczelo sie poprawiac w marcu,czulam wiare,motywacje i chec do zajecia sie zyciem. Po malu wychodzilam z domu,poszlam do psychologa. Niestety kiedy wrocilismy do zalatwiania spraw slubnych,dostalam odrealnienia. Zastanawiam sie czy czuje lęk przed slubem,bo go nie chce,czy chodzi o to,ze nie czulam nigdy siebie w roli zony,matki,ze balam sie nawet pomyslec o tym,jak to bedzie.
Jesli chodzi o dd/dp, to balam sie obcosci otoczenia, braku odczuwania emocji, balam sie,ze nie wiem czego chce,ze nie czuje glodu,zmeczenia itd. Potem mialam natretne mysli,czy kocham,czy nie kocham,szukanie przyczyn mojego stanu. Zdecydowalam, ze wroce do pracy. Mam prace umyslowa,pisze teksty. Po dwoch tygodniach czulam sie wykonczona, ale jeszcze jakos sie czulam. Od wczoraj juz naprawde nie czuje nic. Nawet wlasnych mysli. Rano jak sie obudzilam to myslalam,ze dd mija. Nagle dostalam mysl o slubie,potem o psychozie i jakiejs utracie kontroli, a potem juz nie czulam ciala,mysli,siebie. Przerazilo mnie to do granic mozliwosci. Zniknal moj wewnetrzny glos rozsadku. Mowie co mi slina na jezyk przyniesie. Raz to raz to. Nie czuje zadnego oporu, wstydu, nic. Nie zastanawiam sie. Zaczelam dzialac jak automat. Staram sie to olewac ale boje sie,ze sie wykanczam. Ze to wszystko jest wbrew mnie i ponad moje sily. Nie czuje,ze jestem gotowa do zycia,jakie sobie zaplanowalam. Do doroslosci.
Awatar użytkownika
elala73
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 439
Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44

17 kwietnia 2016, o 09:15

my nerwicowcy nie za bardzo lubimy zmiany , więc perspektywa ślubu dla Twojej psychiki pewnie nie jest komfortowa. Ja też tak mam z każdą życiową zmianą. Urodzenie dziecka , przeprowadzka , ślub .To wszystko gdzieś tam w głowie zapowiada zmiany, a my lubimy przecież wszystko tak samo , bo bezpiecznie , bo wiemy na czym stoimy .
Awatar użytkownika
myszusia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 545
Rejestracja: 11 lutego 2016, o 13:10

17 kwietnia 2016, o 09:36

Ajona u mnie teraz zmiany tez przyczyniły sie do pogorszenia stanu. 2tygodnue temu wyprowadzilam się do Niemiec. Na poczatku w miare się trzymałam,ale juz po kilku dniach nerwica dala i sobie znać. Ignoruje,pozwalam na ten stan,ale gdzies jeszcze sie nie zaklimatyzowalam tu i ciągle mnie mecza głupie myśli. Do tego jakos nie mogę się dogadać z mężem i ciągle mam jakies ale do niego. Takze zmiany wpływają na nas.
" W życiu wygrywa tylko ten,kto pokonał samego siebie. Kto pokonał swój strach,swoje lenistwo,swoją nieśmiałość"
Magda37
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 31
Rejestracja: 7 kwietnia 2016, o 23:01

17 kwietnia 2016, o 13:04

To prawda ja juz 3 rok jestemcaxry niemczech . Córka chodzi tutaj do szkoły radzi sobie dobrze a ja jakos tez nie moge sie tutaj przyzwyczaić i tesknie za Polska . Ale ogolnie to jest tutaj spokoj ktorego nie ma w Polsce spokoj psychiczny finansowy. Gdybys miała pytania odnośnie czegokolwiek to chętnie odpowiem . Dasz radę początki zawsze sa trudne ale do momentu kiedy nauczysz sie jezyka i stworzysz sobie własna niezależność .
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

17 kwietnia 2016, o 13:10

ajona, ja mam to samo. Chyba wszyscy mamy to samo. Słabe jest to, że ja jak się wyprowadzałam z domu na studia, to udało mi się pojechać totalnie bez nerwicy, jakoś tak naprawdę się zebrałam wtedy w sobie, bo czułam że realizuję swoje marzenia, nie rozważałam jakoś za bardzo wszystkich "a co jeśli zrobiłabym inaczej". A teraz jak kończę studia i zamieszkałam z chłopakiem to znowu mam nawrót i roztkliwiłam się nad sobą i nerwiczka się cieszy i ma przewagę nade mną. To w sumie pocieszające że wszyscy tak mamy z tymi zmianami. Ale wiecie co? Jak sobie pomyślę co zrobiła ze swoim życiem moja mama to mam przykład na to jak nie robić - ona całe życie podporządkowała nerwicy, zrobiła sobie świat tak ekstremalnie bezpieczny że się w nim udusiła i jest nieszczęśliwa. Myślę że dlatego mnie pozwala iść "w świat" i ja idę chociaż mam straszny problem z usamodzielnieniem się bo zawsze czułam że ona się o mnie boi i że nie może mi się nic stać ze względu na nią, żeby się nie bała, nie czuła winna. Nie mam wzorca radzenia sobie z dorosłym życiem. Ale kurde, ludzie, ciągle mi przychodzi teraz takie zdanie do głowy - lepiej zginąć idąc do przodu niż żyć na kolanach. Ktoś ma to chyba w podpisie tutaj na forum. Musimy się wkurwić na te nerwice nasze. Złość jest bardzo potrzebna, bo daje człowiekowi siłę do walki. Strach ostrzega i wyczula. Wszystko co przeżywamy jest związane z czymś naturalnym, bardzo ludzkim. Trzeba się wziąć do dzieła i to uporządkować. Można całe życie żałować że się coś zrobiło inaczej niż się zrobiło, ale to nie daje nic bo tylko zabiera energię którą można wykorzystać na coś twórczego tu i teraz. Trzeba dbać o bliskich sobie ludzi, trzeba robić piękne rzeczy. Nie ma czasu na siedzenie w miejscu i oglądanie każdego milimetra swoich myśli pod każdym kątem, by sprawdzić, czy na pewno są dobre. Ludzie nigdy pod koniec życia nie żałują rzeczy których zrobili tylko tych których nie zrobili, więc trzeba działać. A nadmierne analizowanie i wątpliwości hamują i nie mam żadnego w swoim życiu doświadczenia które by mi pokazało że mi to w czymś pomogło. Pomogło mi najbardziej otwieranie się na ludzi, bycie otwartą na nowe inspiracje, pasje, sztukę. To co zawsze doprowadzało mnie do ruiny to przemądrzały mózg i wewnętrzny krytyk który nie pozwala dojść do głosu sercu. Trzeba się nauczyć mowić zamknij się temu sceptykowi i krytykowi. Myślę że medytacja w tym może pomóc ale ja się niestety jeszcze boję wszystkiego takiego bo mi się kojarzy z jakimś okultyzmem, zresztą nawet modlitwa katolicka - jak mam chęć się pomodlić to myślę sobie nie no, jak mam wierzyć w modlitwę to będę musiała też wierzyć w opętanie i inne cuda, no i wspierać instytucję opresyjną wobec kobiet, więc nara. I tym sposobem robię sobie krzywdę bo nie mam żadnego sposobu na wyciszenie bo wszystkiego się boję albo to sobie na przekór robię. Nie umiem sobie z tym poradzić i zaryzykować :(
Awatar użytkownika
ajona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 14 lutego 2016, o 11:30

17 kwietnia 2016, o 18:25

Dziękuję Wam za odpowiedzi :) Wiem, że te zmiany, które teraz zachodzą w moim życiu są spore. To pewnie normalne, że nerwica dowala. Z jednej strony próbuję mieć do tego dystans. Wierzyć, że to minie. A z drugiej zarzucam sobie, że żyje tylko jakąś chorą nadzieją i wiarą w lepsze jutro, zamiast cieszyć się tym, co mam. W sumie to jeszcze miesiąc temu się cieszyłam. Teraz też się cieszę, ale nie czuję tego w myślach, bo w myślach ciągle analiza. Dlaczego ja się tak cieszę, dlaczego ja tak mówię itd. Trudno to wszystko zaakceptować bo chciałoby się, żeby było SPOKOJNIE, bezpiecznie i miło. Chciałoby się czuć ciało i swoje własne myśli, wyobraźnię, zachwyt, ocenę, czy coś mi się podoba czy nie. Ale cieszę się tym, co mam. Tzn. tłumaczę to sobie ciągle w głowie, że się cieszę i że poczuję to, jak przestanę wszystko kontrolować. Cały świat, myśli, otoczenie. Jest jak jest. Grunt, że żyjemy :)
Kadaweryna, a próbowałaś kolorowanek na wyciszenie? Mi to pomagało jeszcze niedawno. Medytacja i modlitwa też. Czytanie forum dodawało mi otuchy. Nie wiem teraz już się boję czegokolwiek. Iść do pracy jutro też się boję, bo skoro zniknął z głowy wewnętrzny głos, który mówił, co jest dobrze, a co źle, to jak tu pisać teksty, które mają być dobre. Po prostu chyba wszystko robić z automatu i tyle. Sama sobie próbuję coś doradzać, ale jak się nie czuje akceptacji, wiary, to jest trudno.
Magda37
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 31
Rejestracja: 7 kwietnia 2016, o 23:01

17 kwietnia 2016, o 20:02

Ja przechodzę podobnie to wszystko ale skoro sama zaprowadziłam sie w kozi róg teraz powinnam to wsxystko sama odkręcić . Mam jeden cel w głowie pojechać na wakacje i zakochać sie . Chyba tego mi potrzeba zmiany otoczenia o Milosci duzo uczucia i milosci kogoś kto spojrzy na nas inaczej niz mu sami i da nam troche innego spojrzenia na to wszystko . Odburzam sie ale bardzo chciałabym sie w kim zakochać .
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

18 kwietnia 2016, o 17:29

ajona, ja jakieś tam niby sposoby na wyciszanie mam, nie korzystam z kolorowanek bo sama tworzę, ostatnio jak założyłam już swoją stronę z pracami i tworzę regularnie to jest lepiej, ale nadal jest to taki typ aktywności który pobudza mnie do rywalizacji i oceniania siebie, chęci bycia najlepszą itd. U mnie jest to tak silne, że nawet kolorowanki bym robiła na wyścigi albo zrobiłabym z tego projekt artystyczny :) Myślę więc, że medytacja byłaby idealna, bo tam właśnie trzeba się tego wyzbyć no i robi się to samemu tak bardzo wewnętrznie. Problemem jest właśnie to, że ja się boję że zaburzam jakieś tam granice, często się czyta że nawet joga to jest praktyka okultystyczna, no niby ja wiem jak to działa w kościele no i nie mogę powiedzieć żebym się jakoś bardzo identyfikowała z katolicyzmem ale boję się takiej "zdrady" przez którą czekać mnie może potępienie. A medytacja katolicka to jest jeszcze większy kosmos, jakieś jazdy z przywoływaniem Jezusa, przeraża mnie to jeszcze bardziej. Może ktoś miał podobny problem? Co z tym zrobić? :(\

a co do Twoich zarzutów wewnętrznych, to chyba najlepiej by Ci pomogło gdybyś się tak mocno zdystansowała, tak żebyś nie czuła że wszystko co robisz jest tak 100% decydujące i ma jakieś śmiertelnie poważne znaczenie. W tym pomaga na pewno poczucie humoru i robienie sobie jaj z siebie, albo czytanie książek, oglądanie filmów, może pomóc wyjazd z kimś kogo się mało zna, albo odświeżenie jakichś starych kontaktów - bo jak opowiadamy o sobie tak ogólnie komuś to siłą rzeczy musimy spojrzeć z tego dystansu. Zmiana perspektywy robi ogromną różnicę. Ja to lubię czytać historie innych ludzi np. w wysokich obcasach albo na stronie Humans of New York, bo zawsze wtedy się trafi ktoś kto miał podobną sytuację i mam już pokazany jak na dłoni jak sytuacja może się rozwinąć i że ludzie ZAWSZE sobie jakoś radzą. I np. jak byś trafiła na historię kobiety która wyszła za mąż ale potem się rozwiodła ale wszystko się super ułożyło to by Ci pewnie było lepiej, bo ślub to jest deklaracja, a tego boją się absolutnie wszyscy ludzie - a że my się z natury boimy bardziej niż inni, no to mamy z tego temat nerwicowy. Może obejrzyj sobie wilm "Wild" z Reese Witherspoon? Mi pomógł oddalić się mentalnie od swojej sytuacji z chłopakiem, tam jest fajnie i z humorem pokazana walka kobiety która dużo przeszła żeby dotrzeć do siebie samej i związek z jej mężem ma zupełnie inny wymiar niż ten kulturowo u nas zakotwiczony jako jedyny właściwy. Po obejrzeniu tego filmu we mnie się odblokowały ważne rzeczy, potem porozmawiałam z przyjaciółką i już miałam więcej miejsca w sobie wewnątrz na myślenie alternatywnie. Trzymam kciuki za Ciebie! :*
majk3l90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 17 października 2016, o 08:05

21 listopada 2016, o 16:23

Siemanko ludziska.

Mam kilka pytań do ludzi odburzonych pełną parą !

Mianowicie:
Czy jak wystawiliscie się na konfrontację tak na maksa z dd to czuliscie, że te stany się baaaardzo nasiliły ? Ostatnio mam taką jazdę, że dd praktycznie jest ze mną 24h podczas gdy przed takim świadomym wychodzeniem z tego miałem te stany od czasu do czasu..
tłumacze sobie, że to normalne i logiczne bo przypominam sobie np. jak Victor pisał o przełamywaniu i konfrontacji z atakiem paniki u fryzjera czy w tramwaju to w kulminacyjnym punkcie był dramat, tak samo wygląda to jak ryzykuje z natretami, im bardziej się wystawiasz z tym ryzykowaniem tym myśli uderzają z większą siła.

Generalnie w takich momentach największego nasilenia dd jest ciężko ten stan racjonalizowac itd. zwłaszcza jak jesteś w towarzystwie i z kims rozmawiasz, jak wy sobie z tym radziliscie ?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, ze zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "
Awatar użytkownika
Kretu
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1180
Rejestracja: 14 października 2016, o 10:07

21 listopada 2016, o 16:27

Zawsze się bardzo nasilają, po prostu trzeba to przeczekać, od tego się nie umiera. Nie trwa to również wiecznie, warto się trochę uspokoić np. w toalecie ochlapać twarz wodą gdy jesteśmy gdzieś na mieście, i chodzić, pomimo lęku. Jeżeli ten lęk jest ogromny który Cię paraliżuje to po prostu o niczym nie myśl, tylko chwile odpocznij ,przeczekaj.
Żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości.
majk3l90
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 17 października 2016, o 08:05

21 listopada 2016, o 17:02

generalnie jestem świadom tego całego stanu i robie chyba wszystko jak należy jakoś jestem pewniejszy siebie w tym wszystkim i wiem, że to minie i że to tylko epizod i że jestem na najlepszej drodze do tego.
majkel
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 17 lutego 2017, o 18:21

2 marca 2017, o 20:39

Hej hej! Od jakiegoś tygodnia czuje sporą poprawę, lęki odeszły zostało DD i parę pytań egzystencjalnych, które czasami znikają. Dzisiaj miałem prześwit bez DD przez około pół godziny, jak się zorientowałem to poczułem się ogromnie radosny. Po chwili pojawiły się egzystki ale jakoś nie zrobiły na mnie wrażenia. Później znów DD. I tu moje pytanie, czy odburzenie prowadzi do zaniku myśli, z którymi źle się czujemy czy do stanu gdzie będziemy czuli się normalnie i będziemy mogli nawet o takich myślach rozmawiać( moim problemem są egzystki czysto filozoficzne na które nie da się odpowiedzieć). I jeszcze jedno pytanie cały czas zadaję sobie pytanie jak to jest normalnie, stwierdziłem że chyba wtedy kiedy nie będę sobie zadawał takiego pytania... Co wy na to?
alertino
Świeżak na forum
Posty: 3
Rejestracja: 17 lutego 2014, o 15:13

4 marca 2017, o 00:44

Jeśli chodzi o zanik myśli i pytań. O pytaniach zapewne nie zapomnisz ale gdy DD minie nie będą one wywoływać u ciebie lęku i złych emocji. Ja bardzo dobrze pamiętam te pytania ale one nie przychodzą same, po prostu niektóre pytania są ciekawe :) i lubię je zadawać. Ja kiedy już nie miałem DD ale w pewnym stopniu pamiętałem odczucia w tym stanie stwierdziłem że było to dość ciekawe przeżycie mimo że wykluczyło mnie z życia na pół roku.

Pozdro
majkel
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 17 lutego 2017, o 18:21

5 marca 2017, o 14:14

alertino pisze:Jeśli chodzi o zanik myśli i pytań. O pytaniach zapewne nie zapomnisz ale gdy DD minie nie będą one wywoływać u ciebie lęku i złych emocji. Ja bardzo dobrze pamiętam te pytania ale one nie przychodzą same, po prostu niektóre pytania są ciekawe :) i lubię je zadawać. Ja kiedy już nie miałem DD ale w pewnym stopniu pamiętałem odczucia w tym stanie stwierdziłem że było to dość ciekawe przeżycie mimo że wykluczyło mnie z życia na pół roku.

Pozdro
Dzięki za odpowiedź. Chyba największym problemem jest właśnie samowolka tych myśli, dzisiaj stwierdziłem, że może rzeczywiście to ciekawe pytania, ale w tym momencie jak się zastanowię nad nimi to jednak jest takie dziwne uczucie: trochę strach a trochę ciekawość, ale jednak więcej strachu. Ogólnie to jestem już chyba bliżej końca bo wróciła mi chęć do życia, nie ma już takiego lęku jaki był, no i co najważniejsze, coraz mniej nieprzespanych nocy. No ale ogólnie wiem, że to jeszcze nie to. Nic nie pozostało tylko czekać i walczyć dalej.
ODPOWIEDZ