Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nowy etap zmagań

Być może masz jakąś kwestię do poruszenia związaną z nerwicą i lękiem?
A nie wiesz w który powyższy dział dodać temat, bo choćby pasuje to do każdej nerwicy?
Zrób to w takim razie tutaj.
Dział ten zawiera różne tematy, sprawy, wydarzenia w życiu związane z nerwicą i lękiem.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

23 sierpnia 2020, o 15:07

Hej wszystkim!
Od mojego ostatniego postu, w którym opisywałam moją drogą do lepszego samopoczucia, minęło dobre kilka miesięcy. :D
Gdyby ktoś był zainteresowany to on: kowy-chaos-czyli-jak-oswoi-nerwic-t14838.html
Nie był to post stricte odburzeniowy, bo nigdzie tam nie wspomniałam, że się odburzyłam. Doszłam po prostu do kilku ważnych kwestii, zgromadziłam swoje przemyślenia i czułam potrzebę podzielenia się tym z Wami. Nie tylko, by uwiecznić gdzieś mój sukces lub sukcesy :D , ale także pomyślałam, że może komuś to pomoże i naprowadzi na właściwą drogę.

Czuję, że ktoś teraz pomyślał "uhuhu, pewnie jej gorzej i to kolejny post pt "było lepiej, "odburzyłam się", a teraz znowu to samo i boję się wyjść z domu" " :DD (swoją drogą, za dużo tych cudzysłowi :D )
Otóż nie. Z tym co napisałam w tamtym poście utożsamiam się nadal i wciąż uważam, że są to najprawdziwsze prawdy, a przynajmniej dla mnie. Wspomniałam również tam, że nawet gdyby przyszedł TEN kryzys, to przecież po to się odburzam świadomie, by sobie z nim poradzić i nie cofać się, a iść do przodu.
Ale do rzeczy. Czy uważam, że znów jest gorzej? Wiecie, to bardzo ogólne stwierdzenie i nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć "tak" lub "nie". :D
Po prostu uważam, że to kolejny etap moich zmagań. Czy to z zaburzeniem, czy po prostu z życiem, ze sobą, ze swoimi słabościami, czy konfliktami.
Są rzeczy, które już bardzo dobrze rozumiem, a są również takie, z którymi nadal sobie nie radzę i potrzebuję zwyczajnie pomocy. Pamiętajcie! nigdy nie bójcie się prosić o pomoc. Ja to bym chciała być niezłomna i nigdy nie prosić o pomoc i działać na własną rękę i być niczym emocjonalny Hulk! :DD

Dobrze, no ale o co chodzi. Niestety nigdy nie umiem swoich myśli przedstawić krótko i zwięźle. Tak już mam, że lubię się rozpisywać.
Może zacznę od tego - w wielkim (dla mnie) skrócie opowiedzieć o tym, co udało mi się osiągnąć.

Nie mam problemu z nerwicą. A mam tu na myśli jej objawy, czy to somatyczne, czy to jakieś ataki paniki, myśli lękowe, czy inne tego typu duperele. Przez to wszystko przeszłam i wiem, że to jest jeden wielki pic na wodę :D Czasem mnie jednak coś złapie, na coś się nakręcę mniej lub bardziej, ale zazwyczaj w porę się otrząsam i wracam na właściwą ścieżkę.
W każdym razie nerwica nie jest już tematem zastępczym i w końcu po 3-4 latach zaczynam żyć życiem, a nie nerwicą i to jest z jednej strony cudowne! Trochę jestem w tyle z niektórymi rzeczami, ale powoli zaczynam nadrabiać moje życie. Tak, dokładnie, nadrabiać życie - i z tego się bardzo cieszę. Nie mniej jednak zauważyłam, że życie życiem kiedy nerwica nie jest już tak bardzo aktywna, wcale nie jest takie proste. Okazało się, jak wspominałam w tamtym poście, że zaburzenie lękowe to często wołanie naszej psychiki o pomoc. I u mnie dokładnie tak jest i było. I teraz spostrzegłam, że wychodzi wiele rzeczy na wierzch, kiedy już jako tako najgorsze jazdy nerwicowe mam za sobą.
Mimo, że poziom lęku zredukował się znacznie, to jednak jest w jakimś stopniu u mnie jeszcze obecny, nie zawsze, ale jest (lecz nie wywołuje on już takiego strachu jak kiedyś, czasem przyprawia tylko o lekki dyskomfort). Jest to lęk poniekąd również związany z tą nową rzeczywistością, normalnością. Czasem czuję, że życie nerwicą, mimo, że sprawiało cierpienie, to przez tak długi czas się z tym cierpieniem zmagałam, że przyzwyczaiłam się do tego, że teraz jakby mi tego brakowało. Wiem, paradoks. Nie chcę wracać do tego, jednak poniekąd w tej ciemności nerwicowej czułam się bezpiecznie, bo to było coś, co znałam i się przyzwyczaiłam. I teraz ta normalność wydaje mi się nienormalna. Ponieważ okazuje się, że z życiem trzeba sobie radzić, bo nie jest krainą mlekiem i miodem płynąca, a kiedy jest się w tej otoczce nerwicowej jest się jakby odizolowany od wszystkich i od wszystkiego. To jedno, z czym próbuje się teraz uporać. Może to tylko kwestia czasu? Taki okres przejściowy, może wymaga to akceptacji?

Inna rzecz jest taka, że dzięki zagłębieniu się trochę w te psychologiczne sprawy zaczęłam być świadoma wielu rzeczy i to jest naprawdę super! Na pewno nie żałuję zdobytej wiedzy i będę ją zdobyć jeszcze więcej. Zaczęłam inaczej widzieć pewne rzeczy i zwracać uwagę na coś, co kiedyś nie miało by dla mnie żadnego znaczenia, bo zwyczajnie olewałam takie sprawy i nie dbałam o moje zdrowie psychiczne.
Tak więc doszłam do pewnych rzeczy, które jeszcze sprawiają, że nie jestem do końca szczęśliwa.

Przede wszystkim moje nastawienie do samej siebie nie jest zbyt ciekawe. Nie umiem siebie docenić, pochwalić. Ale za to jak zrobię coś źle, to od razu sobie to wytknę. Ma to pewnie związek z tym, że jestem/ byłam ciągle ganiona za złe rzeczy, a dobre rzeczy rzadko były doceniane i zauważane. Naprawdę bardzo słabo u mnie z samoakceptacją. Nie podobam się sobie, jak już to rzadko. Mimo, że jestem dosyć szczupłą osobą, potrafię stwierdzić, że jestem gruba (mimo, że każdy mówi, że jestem chudziutka bardzo). Jeśli chodzi o sam wygląd, to baaardzo rzadko czuję się ładna. Przez większość czasu czuję się brzydka, po prostu. Sądzę, że jest wiele dziewczyn, które są ładniejsze i bardziej ogarnięte niż ja. Potrafię znaleźć mnóstwo wad w sobie, a tylko kilka zalet. Zazwyczaj widzę co zrobiłam źle, a nie zwracam uwagi, że są przecież rzeczy, które robię dobrze. Bardzo się porównuje do innych i czuję się prawie zawsze gorsza od innych w prawie każdym aspekcie. Czuję się gorsza od innych nie tylko pod względem wizualnym, ale także uważam się za osobę mniej inteligentną, rozgarniętą, oczytaną itp. Zazwyczaj to ja jestem tą rozkojarzoną, roztargnioną i nie łapiącą wszystkiego od razu. Możliwe, że jest to spowodowane tym, że przez parę lat nie uczestniczyłam jako tako w życiu, tylko "żyłam w swojej głowie", więc teraz ciężko mi tak wszystko nadrabiać, ale się staram.
Problem z akceptacją samej siebie doprowadził też do lekkiej obsesji jeśli chodzi o taki wiecie "fit life", dieta, sport itp. Podeszłam ( i chyba nadal podchodzę) do tego bardzo źle. Mój styl życia do tej pory nie był zbyt zdrowy, dlatego chciałam i chcę to powoli zmieniać, ale chyba nerwica mocno się tego uczepiła i sprawia mi to niemały lęk i niepokój :D To liczenie kalorii, siłownia, ćwiczenia, różne diety itp mnie mocno przerastają i wprowadzają w spory kompleks jeśli chodzi o moje ciało, szczególnie kiedy codziennie w social media przewijają się zdjęcia ludzi z piękną sylwetką :D Ogólnie moja sylwetka (obiektywnie oceniając) naprawdę nie jest zła, chce nad nią popracować, ale może dokładniej w przyszłym roku, bo teraz klasa maturalna itp no i będzie ciężko :D Teraz chce tylko przestawić się powolutku na zdrowy tryb życia. No, a że troszkę się w to za bardzo wkręciłam, że w skrajnych przypadkach doprowadza to do płaczu, oglądania się po 100 razy w lustrze i często wchodzenie na wagę. Udało mi się to już w miarę opanować, ale no nadal mnie to trapi :)
Choć pewnie i tu mnie nerwica próbuje sprytnie podejść :)

Złapałam się też na tym, że pragnę być idealną wersją siebie, taką, która pasuje wszystkim, która wszystko robi idealnie i bez skazy, taką, która dogodzi wszystkim i tak dalej. Zazwyczaj bardziej się przejmuje innymi ludźmi, dbam o tych, których kocham, a o sobie zapominam. Więc jak kiedyś parę razy usłyszałam od jednej osoby, że jestem egoistką, myślę tylko o sobie i olewam wszystko, to mi się po prostu serce złamało. Przez to czuję się niewystarczająca dla innych i pewnie dlatego tak źle podchodzę do swojej osoby, "bo przecież mogłam to i tamto zrobić lepiej".

Często czuję się niepotrzebna, niekochana i odrzucona. Stąd u mnie często pojawiają się doły, smutki. Ma to pewnie związek z tym, że tata popełnił samobójstwo, a z nim miałam bardzo dobry kontakt, był dla mnie prawdziwym rodzicem. Mama natomiast jest przy mnie zazwyczaj (ale nie zawsze) tylko fizycznie, nie czuję, żebym ją emocjonalnie interesowała. Ona sama ma problem ze sobą i to duży, ale terapii podjąć się nie chce. Mój starszy brat nie często bywa w domu, bo ma dziewczynę i bardzo zżył się z jej rodziną (która swoją drogą jest przekochana, a słowa "Julcia, jesteś już częścią naszej rodziny" mnie jednocześnie mega wzruszyły i zdołowały). W każdym razie z bratem mam dobry kontakt, mimo, że nie często się widujemy. W domu zazwyczaj czuję się najbardziej samotna, mimo tego, że mieszkam z mamą i młodszym bratem. Ale wiadomo, mama jak mama, nie dogadujemy się za bardzo, a z młodym (4 lata) mogę się co najwyżej pobawić jak znajdę czas. Za każdym razem jak idę gdzieś do moich znajomych i widzę jak mają kochanych rodziców/ rodziny, to mi się płakać chce, bo ja tego nie mam. Generalnie mam wspaniałych przyjaciół i gdyby nie oni, to byłoby ze mną naprawdę źle. Tak bardzo pragnę kogoś uwagi, że czasem się im po prostu narzucam i próbuje zwrócić na siebie uwagę aż za bardzo, a nie wszystkim to odpowiada i czują się czasem osaczeni mną. Tak mi się wydaje. Później przez to czuję, że wszystkim przeszkadzam i czuję się odrzucona.

Jak widzicie wszystko jest mniej więcej ze sobą powiązane, więc nie potrafię tego rozdzielić na problem nr 1, nr 2 itd. To jest teraz taki "worek nieszczęścia", które pewnie był obecny w moim życiu od zawsze i po części doprowadził do nerwicy. Bo oprócz tego pewnie parę innych rzeczy by się znalazło.

Jeśli chodzi o terapię to przerwałam ją jakoś w październiku 2019 roku bo poukładam sobie już wiele rzeczy, radziłam sobie już dobrze z życiem i czułam się naprawdę okej. Teraz jakoś w lipcu umówiłam się do swojego terapeuty jeszcze raz by obgadać te rzeczy, o których tutaj piszę. Jak na jedną wizytę wyniosłam dużo, lecz nadal nie umiem do końca tego wprowadzić w życie. Niestety wydaje mi się, że nie mam na razie możliwości wrócenia na stałą terapię ze względu na dużą ilość pacjentów, jedynie na jakieś pojedyncze spotkania. Ale myślę, że nie jest to wielka konieczność, czuję, że sama też mogę sobie dać radę, przynajmniej na razie, a później w razie czego pomyślę o terapii na dłuższą metę.

Chwilowo się trochę zatrzymałam i potrzebuję pomocy, w którym kierunku powinnam iść i jak się za to po kolei zabrać. Mimo, że samoocena nie jest najlepsza, to gdzieś tam w serduszku jestem dumna z tego ile już mi się udało osiągnąć. Może dla kogoś nie jest to nic wielkiego, ale porównując moje życie sprzed 3/4 lat do teraz to niebo a ziemia.
Niekiedy wracam sobie do nagrań chłopaków i wpisów w nadziei, że teraz dostrzegę coś nowego, co mi pomoże. Jeśli jest tu coś na forum, co mogłabym jeszcze zobaczyć i co by mi pomogło, to będę wdzięczna za podlinkowanie :)

Hmm wydaję mi się, że to wszystko. Byłabym bardzo wdzięczna za pomoc. Może jeszcze nadal w którymś aspekcie źle podchodzę do nerwicy? Może to coś związane z akceptacją? Może za dużo wymagam od siebie?
Ojejjj, tylko pytań a tak mało odpowiedzi hah :D
Awatar użytkownika
lubieplacki13
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 495
Rejestracja: 14 listopada 2019, o 21:50

23 sierpnia 2020, o 15:47

Na pewno po tak długim czasie w zaburzeniu, szczególnie kiedy występuje w okresie zmian emocjonalnych i hormonalnych, które wynikają z dojrzewania nerwica może stać się dla nas korzyścią - to tak do tego co napisałaś najpierw. Bo to przecież temat zastępczy umysłu i dla niego wielki komfort. Co do dalszych części, to uważam, że większość Twoich problemów aktualnie jest związanymi z wejściem w dorosłość i uważam, że spora część ludzi w Twoim wieku (jak nie zdecydowana większość) ma z nią problemy i wtedy często pojawiają się stany depresyjne, stany lękowe, bo jest to czas decydowania o swojej przyszłości, pierwsze miłości, fałszywe przyjaźnie itd. Więc na początku dałbym sobie trochę wyrozumiałości, bo to w sumie normalny stan - ALE nie zmienia faktu, że nerwica może nam dokładać sporo do pieca przy zwykłych problemach, szczególnie, że nerwicowiec jest często bez tej tarczy emocjonalnej, gdy walczy przeciw trudnościom w życiu. Ja nie mam zamiaru cię tu diagnozować, co jest Twoim problemem i w sumie nie dam ci na to serum, ale moim zdaniem warto jednak w tym wypadku udać się na terapię i nad tymi problemami emocjonalnymi popracować, bo ja w sumie uważam, że przy takim długim stażu nerwicowym i kiedy nerwica towarzyszyła nam przez lwią część życia i dawała korzyści (jak np. u mnie) terapeuta jest w stanie zauważyć rzeczy, których my sami nie zobaczymy, bo jesteśmy tak z nimi zżyci, że uważamy to za coś normalnego i część nas, a terapeuta jest to w stanie wychwycić i wskazać nad czym pracować, a nad czym nie. Szczególnie, że jesteś jeszcze bardzo młoda i tak naprawdę można to u Ciebie formować jak ze świeżej plasteliny :)
/przerwa od forum
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

23 sierpnia 2020, o 16:36

Hej ! Bardzo fajnie się czyta o wszystkich Twoich postępach w walce o wolność emocjonalną, i moim zdaniem za mało się wynagradzasz za poczynione postępy, jednak ciągle skupiasz uwagę na tym co jeszcze w Tobie negatywne według Ciebie i uważasz że trzeba to zmienić ogólnie i też po to aby być szczęśliwsza. Kluczowa sprawa to to, co Ty uważasz za szczęście. Ale po kolei. Napisałaś o tej normalności, nie jest niczym dziwnym to, że żyjąc przez jakiś okres czasu, często wiele lat w zaburzeniu, mając na przykład również stany dd wrócić do normalności, bo po pierwsze nie pamiętamy jak to jest po tylu latach czuć się normalnie, nie mieć tych objawów, ciągłego lęku itp. Ja bym to porównał do powrotu żołnierza z wojny oczywiście to sytuacja bez porównania, lecz bardzo podobna do tej. Przez lata żołnierz walczył o życie, i jak ma nagle z dnia na dzień przejść do normalnego życia ? On musi się nauczyć i przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Tak samo tutaj, można się czuć dziwnie gdy nagle nie mamy lęku, objawów bo to przecież było nasze życie: lęk, objawy, dd, obawy, wątpliwości a nagle tego nie ma. Nie znamy przecież takiego życia bez tego jak przez lata to wszystko przeżywaliśmy na co dzień. Także można mieć poczucie że "czegoś nam brakuje" i to nie jest nic dziwnego.

Największe problemy są z samoakceptacją. Porównywanie się do innych nie ma sensu bo Ty nigdy nie będziesz kimś innym, a ktoś inny Tobą. Nie widzę sensu, aby stawać się do kogoś podobnym, przecież to Ty jesteś najwartościowszą osobą, i musisz robić to co zgodne z Tobą, a nie to co robi ktoś inny to ja też, bądź ten przykład z porównywaniem się z kimś z social mediów. Jeśli chcesz żyć zdrowo, ale Ty tego pragniesz i Ty chcesz to oczywiście rób to co zgodne z Tobą, a nie ze względu na kogoś innego, że panuje taka moda na fit życie itp. Nie musisz się do nikogo przystosowywać, i brać kogoś opinii do siebie, bo właśnie ta opinia jest kogoś i tego nie zmienisz, ale to co Ty myślisz o sobie jest najważniejsze, nie zakładaj że jak ktoś coś mówi na Twój temat ma rację od razu. Zaburzenie uczy również tego, że gdy za bardzo przejmujemy się wszystkim, opiniami innych a za mało sobą, nie wierzymy w siebie, mamy niskie poczucie wartości łatwo bardzo o kompleksy, depresję i nie skupiamy się wtedy na naszych pozytywnych cechach tylko i wyłącznie na samych negatywnych co niesie dodatkowe cierpienie i ciągle negatywne myślenie o sobie. A prawda jest taka że liczy się Twoje zdanie i tylko Twoje. Jeśli coś robisz to musisz to robić to dla siebie i dlatego że Ty tego chcesz, a nie żeby przypodobać się komuś, lub robić cokolwiek bo ktoś inny tak chce. Musisz zmienić priorytet, że najważniejsze jest to co ja o sobie lub o czymś myślę, a to co ktoś inny na ten temat myśli. Bo ile ludzi tyle opinii, a tu chodzi o Ciebie, o Twoje życie, więc o Twoją opinię i nikogo innego. Musisz mieć odwagę żyć jak Ty chcesz, a nie tak jak by inni od Ciebie oczekiwali. Oni mają swoje życie i Ty nikomu niczego nie nakazujesz przecież.


Co do sytuacji życiowej, cóż nie miałaś na nią wpływu, nie cofniesz pewnych rzeczy, możesz mieć pretensje o to że nie było tak jak chciałaś, co jest bardzo zrozumiałe, lecz na dłuższą metę to Cię wyniszcza i powoduje duży ból psychiczny, siedzi to w Tobie i nie daje Ci to spokoju. Taki brak akceptacji tego że tak to wyglądało, brak pogodzenia sie może utrzymywać nerwicę, bo zakopane głęboko emocje przez lata żalu, złości nie znikają, manifestują się właśnie potem różnymi dolegliwościami i trzeba po prostu zaakceptować to co było i jest, że tak to było i wyglądało, co jest bardzo trudne bo na pewno masz mnóstwo żalu, złości, poczucia niesprawiedliwości w sobie to w końcowym rezultacie oprócz bólu psychicznego, cierpienia nic więcej to za sobą nie niesie. Oczywiście dobrze by było się wyżalić, wyrzucić to wszystko z siebie, przepracować na terapii a nawet jest to konieczne aby zamknąć ten rozdział przynajmniej do takiego stopnia aby nie budził aż tak silnie negatywnych emocji w Tobie które bardzo Ci dokuczają. Bardzo dobrze że masz wspaniałych przyjaciół, i możesz na nich liczyć. Być może właśnie oni będą lekarstwem również na samotność. Jesteś bardzo potrzebna, wiele przeszłaś mimo młodego wieku i jest Ci bardzo trudno ale mimo przeciwności w życiu jakich doświadczyłaś na pewno dobrze wiesz że życie po prostu takie jest, jak sama wspomniałaś "nie jest to kraina miodem i mlekiem płynąca" i jedni maja łatwiej drudzy mają gorzej i cóż nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi dlaczego tak jest, na pewno jest to niesprawiedliwe ale trzeba po prostu przyjąć że tak jest bo walką, brakiem akceptacji nic nie zdziałamy. Musimy się z tym pogodzić, wieczny bunt i walka w niczym nam nie pomogą. Ja polecam dalszą pracę nad sobą, oglądanie filmów i wychwytywanie z nich tego co najcenniejsze, zapisywanie sobie tego i wracanie do tego w sytuacjach trudnych. Zawsze pisz, ogólnie czy prywatnie i uwierz w siebie, w swoją wartość, jesteś bardzo potrzebna, i musisz teraz zadbać o siebie, jak zawsze dbasz o innych. Trzymaj się !
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

18 października 2020, o 19:26

Nowy7 pisze:
23 sierpnia 2020, o 16:36
Hej ! Bardzo fajnie się czyta o wszystkich Twoich postępach w walce o wolność emocjonalną, i moim zdaniem za mało się wynagradzasz za poczynione postępy, jednak ciągle skupiasz uwagę na tym co jeszcze w Tobie negatywne według Ciebie i uważasz że trzeba to zmienić ogólnie i też po to aby być szczęśliwsza. Kluczowa sprawa to to, co Ty uważasz za szczęście. Ale po kolei. Napisałaś o tej normalności, nie jest niczym dziwnym to, że żyjąc przez jakiś okres czasu, często wiele lat w zaburzeniu, mając na przykład również stany dd wrócić do normalności, bo po pierwsze nie pamiętamy jak to jest po tylu latach czuć się normalnie, nie mieć tych objawów, ciągłego lęku itp. Ja bym to porównał do powrotu żołnierza z wojny oczywiście to sytuacja bez porównania, lecz bardzo podobna do tej. Przez lata żołnierz walczył o życie, i jak ma nagle z dnia na dzień przejść do normalnego życia ? On musi się nauczyć i przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Tak samo tutaj, można się czuć dziwnie gdy nagle nie mamy lęku, objawów bo to przecież było nasze życie: lęk, objawy, dd, obawy, wątpliwości a nagle tego nie ma. Nie znamy przecież takiego życia bez tego jak przez lata to wszystko przeżywaliśmy na co dzień. Także można mieć poczucie że "czegoś nam brakuje" i to nie jest nic dziwnego.

Największe problemy są z samoakceptacją. Porównywanie się do innych nie ma sensu bo Ty nigdy nie będziesz kimś innym, a ktoś inny Tobą. Nie widzę sensu, aby stawać się do kogoś podobnym, przecież to Ty jesteś najwartościowszą osobą, i musisz robić to co zgodne z Tobą, a nie to co robi ktoś inny to ja też, bądź ten przykład z porównywaniem się z kimś z social mediów. Jeśli chcesz żyć zdrowo, ale Ty tego pragniesz i Ty chcesz to oczywiście rób to co zgodne z Tobą, a nie ze względu na kogoś innego, że panuje taka moda na fit życie itp. Nie musisz się do nikogo przystosowywać, i brać kogoś opinii do siebie, bo właśnie ta opinia jest kogoś i tego nie zmienisz, ale to co Ty myślisz o sobie jest najważniejsze, nie zakładaj że jak ktoś coś mówi na Twój temat ma rację od razu. Zaburzenie uczy również tego, że gdy za bardzo przejmujemy się wszystkim, opiniami innych a za mało sobą, nie wierzymy w siebie, mamy niskie poczucie wartości łatwo bardzo o kompleksy, depresję i nie skupiamy się wtedy na naszych pozytywnych cechach tylko i wyłącznie na samych negatywnych co niesie dodatkowe cierpienie i ciągle negatywne myślenie o sobie. A prawda jest taka że liczy się Twoje zdanie i tylko Twoje. Jeśli coś robisz to musisz to robić to dla siebie i dlatego że Ty tego chcesz, a nie żeby przypodobać się komuś, lub robić cokolwiek bo ktoś inny tak chce. Musisz zmienić priorytet, że najważniejsze jest to co ja o sobie lub o czymś myślę, a to co ktoś inny na ten temat myśli. Bo ile ludzi tyle opinii, a tu chodzi o Ciebie, o Twoje życie, więc o Twoją opinię i nikogo innego. Musisz mieć odwagę żyć jak Ty chcesz, a nie tak jak by inni od Ciebie oczekiwali. Oni mają swoje życie i Ty nikomu niczego nie nakazujesz przecież.


Co do sytuacji życiowej, cóż nie miałaś na nią wpływu, nie cofniesz pewnych rzeczy, możesz mieć pretensje o to że nie było tak jak chciałaś, co jest bardzo zrozumiałe, lecz na dłuższą metę to Cię wyniszcza i powoduje duży ból psychiczny, siedzi to w Tobie i nie daje Ci to spokoju. Taki brak akceptacji tego że tak to wyglądało, brak pogodzenia sie może utrzymywać nerwicę, bo zakopane głęboko emocje przez lata żalu, złości nie znikają, manifestują się właśnie potem różnymi dolegliwościami i trzeba po prostu zaakceptować to co było i jest, że tak to było i wyglądało, co jest bardzo trudne bo na pewno masz mnóstwo żalu, złości, poczucia niesprawiedliwości w sobie to w końcowym rezultacie oprócz bólu psychicznego, cierpienia nic więcej to za sobą nie niesie. Oczywiście dobrze by było się wyżalić, wyrzucić to wszystko z siebie, przepracować na terapii a nawet jest to konieczne aby zamknąć ten rozdział przynajmniej do takiego stopnia aby nie budził aż tak silnie negatywnych emocji w Tobie które bardzo Ci dokuczają. Bardzo dobrze że masz wspaniałych przyjaciół, i możesz na nich liczyć. Być może właśnie oni będą lekarstwem również na samotność. Jesteś bardzo potrzebna, wiele przeszłaś mimo młodego wieku i jest Ci bardzo trudno ale mimo przeciwności w życiu jakich doświadczyłaś na pewno dobrze wiesz że życie po prostu takie jest, jak sama wspomniałaś "nie jest to kraina miodem i mlekiem płynąca" i jedni maja łatwiej drudzy mają gorzej i cóż nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi dlaczego tak jest, na pewno jest to niesprawiedliwe ale trzeba po prostu przyjąć że tak jest bo walką, brakiem akceptacji nic nie zdziałamy. Musimy się z tym pogodzić, wieczny bunt i walka w niczym nam nie pomogą. Ja polecam dalszą pracę nad sobą, oglądanie filmów i wychwytywanie z nich tego co najcenniejsze, zapisywanie sobie tego i wracanie do tego w sytuacjach trudnych. Zawsze pisz, ogólnie czy prywatnie i uwierz w siebie, w swoją wartość, jesteś bardzo potrzebna, i musisz teraz zadbać o siebie, jak zawsze dbasz o innych. Trzymaj się !
Dobra, w końcu zebrałam się żeby Ci odpowiedzieć :DD
Tak więc, ostatni miesiąc ( głównie wrzesień bo październik już ciutek lepiej) był dla mnie wyjątkowo ciężki i zmagałam i nadal zmagam się między innymi z tym co tu opisałam.

Udało mi się wrócić na terapię i pracujemy nad tymi rzeczami, które mnie blokują i rzeczywiście sama świadomość, że jest ktoś kto mi może pomóc poukładać sobie to wszystko sprawiła, że mam trochę więcej nadziei i czuję się po prostu lepiej.

Co do nerwicy to po prostu wróciło mi to nieznośne napięcie, jakieś tam objawy somatyczne, jakieś tam myśli lękowe, czasem kiedy jest naprawdę źle to wpadnie atak paniki ale generalnie nie wkręcam się w to jak kiedyś, wiem, że taki stan przyszedł z powodu realnych problemów i nie wchodzę w temat zastępczy, jakim jest netwica tylko staram się rozwiązać te realne problemy. I to jest takie super, że już to potrafię robić, a nerwica nie rządzi już tak moim życiem jak kiedyś! Cudowne uczucie mieć cząstkę kontroli nad tym :lov:
I ogólnie ja wiem co robić, trzeba przyzwolić na ten stan, akceptować go i tak dalej, jednak z drugiej strony dopada mnie taka frustracja, że no znowu muszę to robić, że znowu to jest i gdzieś tam głęboko jest taka niechęć do tego, wręcz w tych najgorszych momentach krzyczę gdzieś w środku "zabierzcie ten stan ode mnie, zabierzecie te problemy, ja nie chcę, chcę tylko spokoju, chcę żyć normalnie".
Pracuje jednak nad tą akceptacją nadal, ale czasem jest naprawdę ciężko...

Co do mojej osoby. Tak, mam problem z samoakceptacja, porównywaniem się do innych, perfekcjonizmem, od zawsze miałam. I teraz to wyszło na wierzch, kiedy oswoiłam w miarę nerwicę i zrzuciłam ją na drugi plan mojego życia.

W tym roku szkolnym będę zdawać maturę. Uczę się systematycznie, powtarzam sobie, co powinnam. Zdaję polski, angielski i geografię. Geografii uczę się sama w domu od 2 klasy, więc też jest jakiś tam stresik i lęk, że jestem mniej przygotowana od tych co mają ją w szkole na rozszerzeniu. Ale chciałam ją zdawać, bo nawet mnie interesuje i chciałam mieć dodatkowe punkty na studia. Mimo, że naprawdę się do niej przykładam i rozumiem to co robię, wciąż stwierdzam, że to za mało i że nie dam rady. Z polskim i angielskim też podobnie. Mimo, że nigdy z tymi przedmiotami nie miałam problemu, ba! jeździłam na konkursy i jeden nawet wygrałam, zostałam laureatką ( język polski). Nawet mimo tego ja znajdę ZAWSZE coś lub kogoś, kto umie to lepiej niż ja, zawsze potrafię usytuować się w miejscu, w którym w czymś jestem gorsza od kogoś. Naprawdę jest to wykańczające i z całych sił staram się przestawić to myślenie, ale miałam je takie w sumie od dziecka i ciężko tak nagle wszystko pozmieniać. A jeszcze w dodatku z moją perfekcjonistyczną naturą jest to podwójnie ciężkie, gdyż muszę wszystko zrobić idealnie i już.

Co do ostatniej części wiadomości. Przeszłość. Do pewnego momentu w moim życiu była ona całkiem okej. Żadnych tam większych dramatów, rodzina też idealna nie była, ale nie było źle. Pieniądze były, szkoła, rodzice, wakacje itp. Tak w zasadzie było naprawdę dobrze. Później zaburzenie, później samobójstwo taty i kilka lat w totalnej ciemni. Jakbym się zatrzymała w miejscu na jakiś czas, gdzie nie robiłam nic, nie rozwijałam się tylko tak sobie wegetowałam. Jestem świadoma tego, że nie zmienię przeszłości, ja to wiem. Jednak teraz w obliczu wyboru następnej drogi życiowej - studiów, łapią mnie często wyrzuty sumienia, że nie rozwijałam swoich zainteresowań, że może gdybym to robiła, teraz wiedziałabym co robić w życiu. Myślę sobie, że może już jest za późno na to, że wszystko stracone. ( Tak wiem że to totalne brednie :)) )
Dam przykład.
Ostatnio myślałam sobie co tam chcę robić po tym liceum i wpadł mi do głowy pomysł, że no może coś związanego z projektowaniem graficznym. Rysować lubię, w gimnazjum dość mocno interesowałam się grafiką komputerową, parę tam rzeczy robiłam, lubię w ogóle coś tworzyć, jestem chyba kreatywną osobą, zawsze coś mnie ciągnęło w stronę raczej takich artystycznych zainteresowań, kocham wchodzić do sklepu papierniczego czy z takimi duperelami artystycznymi, bo aż oko cieszy.
Wracając, posprawdzałam sobie kierunki, które są związane z tym co lubię i naprawdę mnie zainteresowały. Jak czytałam jaka może być praca po tym, też wydaje się to interesujące. Przez pewien czas naprawdę byłam tam zafascynowana aż do momentu, kiedy dopadły mnie te nieznośne myśli. Że no przecież ja nie umiem tylu rzeczy co kandydaci na ten kierunek, że przecież nie rozwijałam się w tym kierunku tyle czasu, że zmarnowałam też czas, że oni są bardziej utalentowani ode mnie, że nie dam rady tam nawet jak się dostanę. Że może ja się jednak do tego nie nadaje i po co w ogóle próbować itp.

Oczywiście jest to na razie jedna z opcji na moją przyszłość, jeszcze trochę poszperam i zobaczę co może mnie zainteresować.

Podsumowując tak to na tą chwilę wygląda. Oczywiście opisałam to jak to wszystko widzę w stanie takiego dołka emocjonalnego, bo jak mam lepsze dni to automatycznie zmienia się lekko perspektywa patrzenia na to wszystko. Dlatego proszę się nie zrazić, że to wygląda tak źle, bo jakoś daje radę żyć i moim skromnym zdaniem idzie mi całkiem nieźle, ale dziś chciałam pokazać to wszystko z tej innej strony.

Chętnie posłucham opinii też innych osób, bo wiem że pewne rzeczy widać inaczej jak się patrzy z punktu obserwatora.
Dziękuję to wszystko i przepraszam, że znów tak długo, ale ja po prostu nie umiem, no nie potrafię przekazać swoich myśli krótko i zwięźle :D
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

21 października 2020, o 21:58

Juliaaa78569 pisze:
18 października 2020, o 19:26
Nowy7 pisze:
23 sierpnia 2020, o 16:36
Hej ! Bardzo fajnie się czyta o wszystkich Twoich postępach w walce o wolność emocjonalną, i moim zdaniem za mało się wynagradzasz za poczynione postępy, jednak ciągle skupiasz uwagę na tym co jeszcze w Tobie negatywne według Ciebie i uważasz że trzeba to zmienić ogólnie i też po to aby być szczęśliwsza. Kluczowa sprawa to to, co Ty uważasz za szczęście. Ale po kolei. Napisałaś o tej normalności, nie jest niczym dziwnym to, że żyjąc przez jakiś okres czasu, często wiele lat w zaburzeniu, mając na przykład również stany dd wrócić do normalności, bo po pierwsze nie pamiętamy jak to jest po tylu latach czuć się normalnie, nie mieć tych objawów, ciągłego lęku itp. Ja bym to porównał do powrotu żołnierza z wojny oczywiście to sytuacja bez porównania, lecz bardzo podobna do tej. Przez lata żołnierz walczył o życie, i jak ma nagle z dnia na dzień przejść do normalnego życia ? On musi się nauczyć i przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Tak samo tutaj, można się czuć dziwnie gdy nagle nie mamy lęku, objawów bo to przecież było nasze życie: lęk, objawy, dd, obawy, wątpliwości a nagle tego nie ma. Nie znamy przecież takiego życia bez tego jak przez lata to wszystko przeżywaliśmy na co dzień. Także można mieć poczucie że "czegoś nam brakuje" i to nie jest nic dziwnego.

Największe problemy są z samoakceptacją. Porównywanie się do innych nie ma sensu bo Ty nigdy nie będziesz kimś innym, a ktoś inny Tobą. Nie widzę sensu, aby stawać się do kogoś podobnym, przecież to Ty jesteś najwartościowszą osobą, i musisz robić to co zgodne z Tobą, a nie to co robi ktoś inny to ja też, bądź ten przykład z porównywaniem się z kimś z social mediów. Jeśli chcesz żyć zdrowo, ale Ty tego pragniesz i Ty chcesz to oczywiście rób to co zgodne z Tobą, a nie ze względu na kogoś innego, że panuje taka moda na fit życie itp. Nie musisz się do nikogo przystosowywać, i brać kogoś opinii do siebie, bo właśnie ta opinia jest kogoś i tego nie zmienisz, ale to co Ty myślisz o sobie jest najważniejsze, nie zakładaj że jak ktoś coś mówi na Twój temat ma rację od razu. Zaburzenie uczy również tego, że gdy za bardzo przejmujemy się wszystkim, opiniami innych a za mało sobą, nie wierzymy w siebie, mamy niskie poczucie wartości łatwo bardzo o kompleksy, depresję i nie skupiamy się wtedy na naszych pozytywnych cechach tylko i wyłącznie na samych negatywnych co niesie dodatkowe cierpienie i ciągle negatywne myślenie o sobie. A prawda jest taka że liczy się Twoje zdanie i tylko Twoje. Jeśli coś robisz to musisz to robić to dla siebie i dlatego że Ty tego chcesz, a nie żeby przypodobać się komuś, lub robić cokolwiek bo ktoś inny tak chce. Musisz zmienić priorytet, że najważniejsze jest to co ja o sobie lub o czymś myślę, a to co ktoś inny na ten temat myśli. Bo ile ludzi tyle opinii, a tu chodzi o Ciebie, o Twoje życie, więc o Twoją opinię i nikogo innego. Musisz mieć odwagę żyć jak Ty chcesz, a nie tak jak by inni od Ciebie oczekiwali. Oni mają swoje życie i Ty nikomu niczego nie nakazujesz przecież.


Co do sytuacji życiowej, cóż nie miałaś na nią wpływu, nie cofniesz pewnych rzeczy, możesz mieć pretensje o to że nie było tak jak chciałaś, co jest bardzo zrozumiałe, lecz na dłuższą metę to Cię wyniszcza i powoduje duży ból psychiczny, siedzi to w Tobie i nie daje Ci to spokoju. Taki brak akceptacji tego że tak to wyglądało, brak pogodzenia sie może utrzymywać nerwicę, bo zakopane głęboko emocje przez lata żalu, złości nie znikają, manifestują się właśnie potem różnymi dolegliwościami i trzeba po prostu zaakceptować to co było i jest, że tak to było i wyglądało, co jest bardzo trudne bo na pewno masz mnóstwo żalu, złości, poczucia niesprawiedliwości w sobie to w końcowym rezultacie oprócz bólu psychicznego, cierpienia nic więcej to za sobą nie niesie. Oczywiście dobrze by było się wyżalić, wyrzucić to wszystko z siebie, przepracować na terapii a nawet jest to konieczne aby zamknąć ten rozdział przynajmniej do takiego stopnia aby nie budził aż tak silnie negatywnych emocji w Tobie które bardzo Ci dokuczają. Bardzo dobrze że masz wspaniałych przyjaciół, i możesz na nich liczyć. Być może właśnie oni będą lekarstwem również na samotność. Jesteś bardzo potrzebna, wiele przeszłaś mimo młodego wieku i jest Ci bardzo trudno ale mimo przeciwności w życiu jakich doświadczyłaś na pewno dobrze wiesz że życie po prostu takie jest, jak sama wspomniałaś "nie jest to kraina miodem i mlekiem płynąca" i jedni maja łatwiej drudzy mają gorzej i cóż nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi dlaczego tak jest, na pewno jest to niesprawiedliwe ale trzeba po prostu przyjąć że tak jest bo walką, brakiem akceptacji nic nie zdziałamy. Musimy się z tym pogodzić, wieczny bunt i walka w niczym nam nie pomogą. Ja polecam dalszą pracę nad sobą, oglądanie filmów i wychwytywanie z nich tego co najcenniejsze, zapisywanie sobie tego i wracanie do tego w sytuacjach trudnych. Zawsze pisz, ogólnie czy prywatnie i uwierz w siebie, w swoją wartość, jesteś bardzo potrzebna, i musisz teraz zadbać o siebie, jak zawsze dbasz o innych. Trzymaj się !
Dobra, w końcu zebrałam się żeby Ci odpowiedzieć :DD
Tak więc, ostatni miesiąc ( głównie wrzesień bo październik już ciutek lepiej) był dla mnie wyjątkowo ciężki i zmagałam i nadal zmagam się między innymi z tym co tu opisałam.

Udało mi się wrócić na terapię i pracujemy nad tymi rzeczami, które mnie blokują i rzeczywiście sama świadomość, że jest ktoś kto mi może pomóc poukładać sobie to wszystko sprawiła, że mam trochę więcej nadziei i czuję się po prostu lepiej.

Co do nerwicy to po prostu wróciło mi to nieznośne napięcie, jakieś tam objawy somatyczne, jakieś tam myśli lękowe, czasem kiedy jest naprawdę źle to wpadnie atak paniki ale generalnie nie wkręcam się w to jak kiedyś, wiem, że taki stan przyszedł z powodu realnych problemów i nie wchodzę w temat zastępczy, jakim jest netwica tylko staram się rozwiązać te realne problemy. I to jest takie super, że już to potrafię robić, a nerwica nie rządzi już tak moim życiem jak kiedyś! Cudowne uczucie mieć cząstkę kontroli nad tym :lov:
I ogólnie ja wiem co robić, trzeba przyzwolić na ten stan, akceptować go i tak dalej, jednak z drugiej strony dopada mnie taka frustracja, że no znowu muszę to robić, że znowu to jest i gdzieś tam głęboko jest taka niechęć do tego, wręcz w tych najgorszych momentach krzyczę gdzieś w środku "zabierzcie ten stan ode mnie, zabierzecie te problemy, ja nie chcę, chcę tylko spokoju, chcę żyć normalnie".
Pracuje jednak nad tą akceptacją nadal, ale czasem jest naprawdę ciężko...

Co do mojej osoby. Tak, mam problem z samoakceptacja, porównywaniem się do innych, perfekcjonizmem, od zawsze miałam. I teraz to wyszło na wierzch, kiedy oswoiłam w miarę nerwicę i zrzuciłam ją na drugi plan mojego życia.

W tym roku szkolnym będę zdawać maturę. Uczę się systematycznie, powtarzam sobie, co powinnam. Zdaję polski, angielski i geografię. Geografii uczę się sama w domu od 2 klasy, więc też jest jakiś tam stresik i lęk, że jestem mniej przygotowana od tych co mają ją w szkole na rozszerzeniu. Ale chciałam ją zdawać, bo nawet mnie interesuje i chciałam mieć dodatkowe punkty na studia. Mimo, że naprawdę się do niej przykładam i rozumiem to co robię, wciąż stwierdzam, że to za mało i że nie dam rady. Z polskim i angielskim też podobnie. Mimo, że nigdy z tymi przedmiotami nie miałam problemu, ba! jeździłam na konkursy i jeden nawet wygrałam, zostałam laureatką ( język polski). Nawet mimo tego ja znajdę ZAWSZE coś lub kogoś, kto umie to lepiej niż ja, zawsze potrafię usytuować się w miejscu, w którym w czymś jestem gorsza od kogoś. Naprawdę jest to wykańczające i z całych sił staram się przestawić to myślenie, ale miałam je takie w sumie od dziecka i ciężko tak nagle wszystko pozmieniać. A jeszcze w dodatku z moją perfekcjonistyczną naturą jest to podwójnie ciężkie, gdyż muszę wszystko zrobić idealnie i już.

Co do ostatniej części wiadomości. Przeszłość. Do pewnego momentu w moim życiu była ona całkiem okej. Żadnych tam większych dramatów, rodzina też idealna nie była, ale nie było źle. Pieniądze były, szkoła, rodzice, wakacje itp. Tak w zasadzie było naprawdę dobrze. Później zaburzenie, później samobójstwo taty i kilka lat w totalnej ciemni. Jakbym się zatrzymała w miejscu na jakiś czas, gdzie nie robiłam nic, nie rozwijałam się tylko tak sobie wegetowałam. Jestem świadoma tego, że nie zmienię przeszłości, ja to wiem. Jednak teraz w obliczu wyboru następnej drogi życiowej - studiów, łapią mnie często wyrzuty sumienia, że nie rozwijałam swoich zainteresowań, że może gdybym to robiła, teraz wiedziałabym co robić w życiu. Myślę sobie, że może już jest za późno na to, że wszystko stracone. ( Tak wiem że to totalne brednie :)) )
Dam przykład.
Ostatnio myślałam sobie co tam chcę robić po tym liceum i wpadł mi do głowy pomysł, że no może coś związanego z projektowaniem graficznym. Rysować lubię, w gimnazjum dość mocno interesowałam się grafiką komputerową, parę tam rzeczy robiłam, lubię w ogóle coś tworzyć, jestem chyba kreatywną osobą, zawsze coś mnie ciągnęło w stronę raczej takich artystycznych zainteresowań, kocham wchodzić do sklepu papierniczego czy z takimi duperelami artystycznymi, bo aż oko cieszy.
Wracając, posprawdzałam sobie kierunki, które są związane z tym co lubię i naprawdę mnie zainteresowały. Jak czytałam jaka może być praca po tym, też wydaje się to interesujące. Przez pewien czas naprawdę byłam tam zafascynowana aż do momentu, kiedy dopadły mnie te nieznośne myśli. Że no przecież ja nie umiem tylu rzeczy co kandydaci na ten kierunek, że przecież nie rozwijałam się w tym kierunku tyle czasu, że zmarnowałam też czas, że oni są bardziej utalentowani ode mnie, że nie dam rady tam nawet jak się dostanę. Że może ja się jednak do tego nie nadaje i po co w ogóle próbować itp.

Oczywiście jest to na razie jedna z opcji na moją przyszłość, jeszcze trochę poszperam i zobaczę co może mnie zainteresować.

Podsumowując tak to na tą chwilę wygląda. Oczywiście opisałam to jak to wszystko widzę w stanie takiego dołka emocjonalnego, bo jak mam lepsze dni to automatycznie zmienia się lekko perspektywa patrzenia na to wszystko. Dlatego proszę się nie zrazić, że to wygląda tak źle, bo jakoś daje radę żyć i moim skromnym zdaniem idzie mi całkiem nieźle, ale dziś chciałam pokazać to wszystko z tej innej strony.

Chętnie posłucham opinii też innych osób, bo wiem że pewne rzeczy widać inaczej jak się patrzy z punktu obserwatora.
Dziękuję to wszystko i przepraszam, że znów tak długo, ale ja po prostu nie umiem, no nie potrafię przekazać swoich myśli krótko i zwięźle :D
Widzisz, to jest ten najważniejszy krok jaki w tym wszystkim poczyniłaś, że nie wkręcasz się już w tematy zastępcze, tylko właśnie rozumiesz że czasem jest większy lęk, nieraz doznajesz jakiegoś somatu bo po prostu był powód, nie wzięło się to z kosmosu, lub nie traktujesz tego już jako jakieś nawroty, tylko rozumiesz że był powód do wystąpienia większego lęku, jakiegoś somatu, zresztą Ty nie wyszłaś przecież ze stanu zagrożenia, więc takie rzeczy są normalne w aktywnej nerwicy, jak i już po odburzeniu, lecz wtedy nie będzie tak że od razu będziesz miała lęki, objawy, bo aby znów zaktywować stan zagrożenia będziesz musiała popracować na to dłużej niż jakiś jednorazowy stres, gdzie przy aktywnej nerwicy taki jednorazowy stres już może się skończyć objawem, lękiem. Doskonale rozumiem, że masz już najzwyczajniej w świecie tego wszystkiego dość, jest złość, jest frustracja, bo ciągnie się to wszystko, jednak jak sama wiesz są powody, i dobrze by było się nimi zająć, bo one są powodem przedłużania trwania w stanie zagrożenia, więc nie ma mowy o tym, aby z niego wyjść, no bo jak ? Skoro te problemy przedłużają mi ten stan, to muszę coś z nimi zrobić. Inaczej możemy stać w miejscu, i utrzymywać sobie stan zagrożenia.

Maturę sam zdawałem 2 lata temu, i też się mocno przejmowałem, ale naprawdę nie ma czego. Po pierwsze jesteś dobrze przygotowana, i jeszcze masz dużo czasu do nauki. Na jakiej podstawie uważasz że to za mało, że można lepiej itp? W ogóle pierwszym argumentem że nie masz się o co obawiać to to, że wystarczy 30% aby zdać, oczywiście doskonale wiem że mierzysz wyżej niż jakieś 30%, ale niech Cię to po pierwsze uspokoi że zdać to zdasz na pewno, a dwa bardzo dobrze że się uczysz i właśnie wynik będzie o wiele wyższy więc w czym konkretnie widzisz problem ? Uważasz że jedyny słuszny scenariusz który mogłabyś zaakceptować, to taki że masz ze wszystkiego 100% ? Raz że to praktycznie nierealne, dwa że co mi to da ? Dobrze ja rozumiem, że potrzebne na studia, ale czy Ty myślisz że tam przyjmują tylko ludzi którzy mają po 100% a reszta to tam.. Masz kompletnie zakrzywiony obraz tego wszystkiego. To tak nie wygląda, Ty bez problemu zostaniesz przyjęta, i założę się że wyniki jakie osiągniesz będą bardzo wysokie. Przestań dążyć do perfekcji, bo takowa nie istnieje, bo zawsze można by sobie powiedzieć że mogłabym zrobić coś lepiej, więcej. Ty robisz tyle ile możesz, nie da się lepiej i więcej i tyle kropka. Masz też takie podejście, że musisz wszystko wiedzieć, umieć a przecież to jest niemożliwe. Po to są przecież różne profesje, zawody aby każdy robił to co najlepiej potrafi, to co go interesuje, co po prostu chce robić. Nie da się nauczyć wszystkiego, być naraz lekarzem, mechanikiem, strażakiem, i tak dalej. Ludzie zostają tym kim chcą, w czym najlepiej się odnajdują, a druga sprawa to właśnie to że nie jest realne nauczyć się wszystkich rzeczy na świecie, po to jest podział na zawody.

Słuchaj przeszłość jakby nie było w jakiś sposób na nas wpływa. Miałaś trudne dzieciństwo ze względu na te wszystkie kwestie o których piszesz, a najcięższa to śmierć taty. Myślę że to wszystko mocno się odbiło na twojej psychice, i Ty wtedy w takiej sytuacji nie myślałaś nawet o jakichś swoich zainteresowaniach, bo co one wtedy znaczyły jeśli działy się takie tragedie ? Bardzo wtedy to pewnie przeżywałaś i rozmyślałaś nad tym, niż myślałaś o swoich pasjach, przyszłości co będziesz robić w życiu, bo to nie było istotne na tamten moment. Miałaś mnóstwo trudnych doświadczeń które były tu i teraz i trzeba się było z nimi mierzyć. Gdzie wtedy był czas na rozwijanie pasji, myślenie o przyszłości ? Dlaczego uważasz że teraz to już nic nie wyjdzie, bo to wtedy był ten czas na rozwijanie pasji i myśleniu o przyszłości, wcale nie wtedy był czas na mierzenie się z naprawdę trudnymi sytuacjami, gdzie Ci inni do których się porównujesz prawdopodobnie nie mieli żadnych problemów, więc mogli się bardziej skupić nad swoją przyszłością, ba nawet powiem więcej ilu dzisiaj ludzi nie wie co chciało by robić, nie wiedzą co ich interesuje, mimo to że mieli czas aby pomyśleć, aby się rozwijać, bo nie mieli większych problemów i co ? Są w jeszcze gorszym miejscu niż Ty. Czemu uważasz że inni kandydaci to już na pewno wiedzą więcej niż Ty, znasz ich ? Wiesz coś o nich ? Bo oni zapewne myślą o sobie to samo co Ty teraz, że inni to pewnie już coś wiedzą, a ja to tam... Zresztą po to jest taki kierunek, żeby tam nauczyć się wszystkich rzeczy tak, jaki byłby sens kierunku że idą tam tylko Ci którzy wszystko już tam wiedzą, skąd mieli by wiedzieć w ogóle ? Przecież to tam masz się wszystkiego nauczyć. A tak przy okazji to przybijam piątkę, bo ja również jestem po grafice, Photoshop, Corel nie wiem czy interesujesz się grafiką rastrowa, wektorowa, czy bardziej taką artystyczna. Więc jeśli czujesz że chciałabyś się w tym spełniać to jasne próbuj, sprawdź i idź tą ścieżką bez porównywania się do innych i bez rozpaczliwych scenariuszy że już inni wszystko wiedzą a ja nic bo nie ma żadnych podstaw aby tak myśleć.
ODPOWIEDZ