Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ciągłe niezadowolenie ze związku

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
oleander
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 124
Rejestracja: 30 października 2014, o 08:39

13 listopada 2017, o 14:30

Heloł!

Sprawa sercowa i prośba od Was o ocenę z boku.

Zawsze byłam zapatrzona w siebie i miałam zbyt duże wymagania wobec innych. Przekładalo sie to na związki. Bo jak można żyć szczęśliwie z kimś, kiedy samemu ze sobą jest źle?
Nie można. Myślałam, ze "miłość" mnie z tego wyciągnie. Z moich osobistych problemów. Ale zawsze na początku jest fajnie, a gdy emocje opadną wychodzi cały neurotyzm. Czarne albo białe. Idealny partner albo żaden. Zaczyna mnie facet irytować nawet najmniejszymi rzeczami. No tak.. chce w koncu zeby byl idealem. A gdy tego nie moze spełnić, to wzbudza moje zdenerwowanie, rozczarowanie i frustracje. Czyli mam wrażenie, ze on podsyca moja nerWicę, bo patrzę na niego, widzę, ze nie spelnia moich chorych oczekiwań i powoduje to konkretne emocje. (To, co mnie w nim irytuje to może byc naawet palec u stopy! Wariatka!)

Taka sytuacja przytrafila mi się w poprzednim związku i teraz ponawia się w kolejnym. Takie jakby objawy ROCD plus neurotyczna miłość.

Od lat nie czułam stanu zakochania. Biorę milion lat leki SSRI, ktore miłości nie pomagają. Neurotyzm też nie.

Mam faceta, który to bardzo dobrze czai i mnie wspiera. Oczywiście mieliśmy/miewamy lepsze dni, nawet parę razy byłam w stanie powiedzieć, że czuję do niego coś więcej. Ale ciężko trwać w związku w takim stanie. Przebywanie z nim pokazuje mi wyraźnie jak bardzo jestem zaburzona. (Pół roku razem. Połączyły nas problemy.. on z depresją, ja nerwicowiec ale bardzo się rozumiemy. Mieszkamy razem od 2 miesięcy).

Nie wiem co robić. Nad sobą pracuje bardzo niewiele. Okej.. Biorę tylko leki. Nie pracuję. Przyznaję. Boję się konfrontacji z własnymi emocjami, zmiany, wysiłku etc. Przyznaję się do tego.

Jestem potworna egoistka. I wiem to.
Nie umiem być w związku, a tak bardzo chcę mieć dobrą relację. Czuję, że tylko ja mam ten problem na całym forum. I jestem w dupie.

Pozdrawiam Was i w wolnej chwili skrobnijcie tu coś proszę

Ps. Zależy mi na tym gościu, bo jest naprawdę fajnym facetem i przede wszystkim - rozumiemy się bez słów.
Śmierć nie jest smutna. Smutne jest to, że większość ludzi wcale nie żyje.
Umysł to tylko narząd, reaguje na wszystko.
ksiezycowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 14 stycznia 2016, o 13:32

14 listopada 2017, o 15:59

Hej Oleander!

Nie udzielę żadnej mądrej rady, bo sama czuję się mega pogubiona, ale z pewnością identyfikuję się z dużą częścią tego o czym piszesz. Na fora psychologiczne/nerwicowe zaczęłam zaglądać jakieś 10 lat temu, byłam wówczas w moim pierwszym związku i odczuwałam przykre symptomy ROCD. Po tamtym miałam jeszcze dwa związki, 2-3 letnie, każdy rozwalony z podobnego powodu.
No ale zwłaszcza ten ostatni, gdzie czułam się szczęśliwa - kochałam i czułam się kochana - do czasu. Nerwicowe myśli, "kocham/nie kocham" zmiotły z powierzchni ziemi moją psychikę, a potem sam związek. Tak naprawdę rozpamiętuję to do dzisiaj - często porównuję tamtego partnera z obecnym, myślę o powrocie i mam wyrzuty sumienia, że moja choroba zniszczyła wszystko, że nie zrobiłam wszystkiego by ten związek ratować. Co prawda, po drodze inne aspekty przyczyniły się do końca związku (nic nie jest czarne lub białe), ale moja neurotyczność przede wszystkim. Tak myślę.

Nie byłam długo sama. Z moim obecnym partnerem jesteśmy razem mniej więcej od roku, ale nie mogę powiedzieć spokojnie stwierdzić, że kocham tego człowieka. Że mnie denerwuje to mało powiedziane, on po prostu nie spełnia moich oczekiwań - rzadko bywa romantyczny, nie komplementuje mnie tak jakbym chciała itp. Słowem - nie kocha mnie tak jakbym sobie tego życzyła. A mimo to nie potrafię (lub boję) się od niego odejść czy czegokolwiek zmienić, choć i pewnie rozstaniem się to skończy.

Wymagam miłości, a sama nie umiem jej dać. Moje dni wypełniają myśli podważające wszystko, łącznie (od niedawna) z tym, że podważam swoją orientację i masę innych rzeczy. Przykre, niebawem stuknie mi 28 lat i co raz mniej się łudzę, że kiedykolwiek zaznam względnego spokoju, założę rodzinę,
urodzę dziecko (o, urodzenia dziecka i bycia matką też ostatnio zaczęłam się panicznie bać i podważać sens macierzyństwa).

Co robię by sobie pomóc? Nic. W poprzednim związku, który tak idealizuję byłam u psychologa (bo dosłownie chodziłam po ścianach z lęku i rozpaczy), ale nie pomógł. Skończyło się na dwóch wizytach i raczej w gorszym stanie wychodziłam z tych wizyt. Boję się cokolwiek robić, bo to już nie tylko o ROCD chodzi, ale o sam fakt do czego doprowadziła mnie niestabilna psychika. Podważam sens wszystkiego, a najbardziej swojego istnienia i zdaje mi się, że sztucznie podtrzymuję życie zamiast żyć naprawdę. Poczucie szczęścia to stan kompletnie obcy dla mnie.

Może skończę ten egoistyczny wywód o sobie. :) Bo właśnie, gadaniem niczego się nie zmieni, więc jeśli masz choć trochę wiary w to, że będzie lepiej - zrób coś dla siebie, wypróbuj terapii, porozmawiaj z kimś. Ja chciałabym choć trochę przekonania, że mi na moim partnerze zależy, ale raczej nie umiem kochać, a to co mnie trzyma to neurotyczny lęk. W środku chyba umarłam już dawno. Trzymaj się!
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

14 listopada 2017, o 17:36

Myślałam,że to ja jestem jakaś nie teges ,że się ciągle czepiam partnera a tu zaskoczka,ufff :DD Jakbym czytała o sobie ,może to nie nerwica ,a po prostu kobiety w większości chyba takie są po prostu ,myślą,rozkminiają,przejmują się ,analizują itd ;,,
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
oleander
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 124
Rejestracja: 30 października 2014, o 08:39

14 listopada 2017, o 18:20

No to piąteczka! ;D
Śmierć nie jest smutna. Smutne jest to, że większość ludzi wcale nie żyje.
Umysł to tylko narząd, reaguje na wszystko.
ola8423
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 173
Rejestracja: 21 stycznia 2017, o 10:35

14 listopada 2017, o 18:54

Ah, jak mnie dobijają takie wpisy od osób, które wcześniej udzielały się w wątkach typowo Rocd, a teraz mają innych partnerów. :(: chyba dobrze pamietam, ze oleander byłaś w takowych, prawda?
Awatar użytkownika
oleander
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 124
Rejestracja: 30 października 2014, o 08:39

15 listopada 2017, o 09:06

Ola8423 (dobrze napisałam? :d)

Kochana, tamten związek rozpadł się nie z powodu ROCD. On się przeprowadził do mojego miasta i krótko po tym się rozwaliło. My się przestaliśmy dogadywać wtedy. On był dość apodyktyczny i uparty i to na związku zaważyło. Także możesz być spokojna :)

A. I Jeszcze jedno. DillyDally z forum zmagala sie z rocd. Miala jazdy jak ch*j, a dzis jest z tym Panem zareczona ;p ;)
Ostatnio zmieniony 15 listopada 2017, o 09:17 przez oleander, łącznie zmieniany 1 raz.
Śmierć nie jest smutna. Smutne jest to, że większość ludzi wcale nie żyje.
Umysł to tylko narząd, reaguje na wszystko.
Awatar użytkownika
oleander
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 124
Rejestracja: 30 października 2014, o 08:39

15 listopada 2017, o 09:08

Księżycowa, chcę iść z Tobą na piwo :D !

Odezwę się wkrótce na priv! Dziękuję za Twój wpis.
Śmierć nie jest smutna. Smutne jest to, że większość ludzi wcale nie żyje.
Umysł to tylko narząd, reaguje na wszystko.
ksiezycowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 14 stycznia 2016, o 13:32

15 listopada 2017, o 10:46

Droga Oleander, piąteczka ! :) Kiedyś czynnie brałam udział w rozmowach apropo ROCD, ale teraz już chyba większość zostało powiedziane (i nawet internet jest pełen wzmianek o ROCD), a ja sama nie znalazłam sposobu na wyjście z nerwicy, więc obserwuję a rzadziej się udzielam. Natomiast Tobie odpisałam - bo kropka w kropkę jakbym czytała o sobie teraz.

Zaprawdę jednak powiadam, tym, których stresuje fakt, że związki ludzi z ROCD się rozpadają - nie wolno się tym sugerować. Czemu? Ano bo związki rozpadają się generalnie, czy z ROCD czy bez. To nie ma znaczenia. Traktujmy siebie indywidualnie. Nie sugerujmy się historiami innych ludzi. + Oczywiście nie wszystkie związki się rozpadają, chcę tylko podkreślić, że niektórzy ludzie po prostu oddalają się od siebie i tak dalej (a nawet są szczęśliwi z tego powodu, że zmieniają partnera). Należy skupić się na sobie i traktować jako odrębność!

Co więcej, sama znam przykład osoby, która miała ROCD, silne myśli i próbowała różnych terapii i po dziś dzień jest z tym samym mężczyzną, tworzą szczęśliwe i oddane sobie małżeństwo i mają trójkę dzieci. Dodam, że to bardzo kochana, ciepła i mądra kobieta. :) Więc radzę jeśli już sugerować się - to takimi pozytywnymi przykładami.

Moja perspektywa jest dzisiaj inna niż 10 lat temu. Kiedy ma się 18 - 20 lat, człowiek doznaje szoku, kiedy przychodzi nerwicowe błędne koło. No ale jeszcze snuje nadzieje, w końcu całe życie przed nim. Nie chcę się tu postarzać, haha, ale serio, dzisiaj mają 28 lat zauważam, że nerwica daje nam sygnał o sobie samym całościowo. Bo kiedyś zdawało mi się, że psychika szwankuje tylko w relacjach partnerskich. A zdaje się chodzi o wiele więcej. Fakt, u różnych ludzi wokół różnych tematów krążą myśli, ale w naszym przypadku chodzi o chorobliwe wątpliwości apropo partnera (jeśli się nie mylę tutaj nam ciąży głównie ROCD). Mi się chyba całe życie zdawało, że wystarczy znaleźć właściwą osobę, a moje serce i dusza zostaną cudownie uleczone, że miłość ma taką moc. No więc uzależniałam swoje szczęście od drugiego człowieka. Niestety, ale jedyną słuszną prawdą jest banał powtarzany od lat - kochaj przede wszystkim siebie, wszystko czego potrzebujesz jest już w Tobie bla bla bla. Ale taka jest prawda i niestety nie należy jej tylko przeczytać i powtarzać, ale zrobić wszystko, aby ze sobą dojść do porządku. No bo cóż, partner nowy - a problem ten sam.

Dlatego ja bardziej opowiadam się za tym, aby zrobić wszystko w obrębie obecnego, jednego związku. Nawet kiedy wydaje nam się, że nasz partner jest najgorszym z możliwych, że coś nas od niego odpycha, że nas wręcz brzydzi, irytuje i że ten obecny związek jest największą pomyłką ever - nawet wtedy cały dramat rozgrywa się w nas samych. Jestem o tym przekonana, choć powtarzam - wciąż nie wiem jak z tego wyjść lub inaczej - chyba tak sram po gaciach, że na wierzch wyjdą wszystkie te moje lęki i traumy Bóg wie skąd, że boję się cokolwiek zrobić w tym kierunku.

Proszę wybaczyć długi wywód. Pozdrawiam każdego z osobna :)
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

28 lutego 2018, o 22:08

Słuchajcie, a nie przyszło Wam do głowy, żeby powiedzieć o swoich oczekiwaniach? Wiem, że moje podejście jest dosyć idealistyczne, ale może coś da się zrobić poza trwaniem...? Może cześć z tych oczekiwań jest do wypracowania?
Malineczka27
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 39
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 14:27

21 marca 2018, o 12:17

No to witam w grodzie zaburzonych z ROCD.Ja też mam takie wątpliwości,czy kocham czy nie mojego męża a to dlatego że te silne lęki najczęściej pojawiały się jak byłam w jego towarzystwie i się zaczęło całe podwarzanie kocham czy nie i trwa do dnia dzisiejszego a najgorsze że z dnia na dzień jakoś się oddalam od męża bo zaczynam jego winć za nerwicę no bo te objawy silne w jego towarzystwie,zwracam uwagę na jego niedoskonałości,zanik uczuć do niego,jak przychodzi weekend kiedy przyjeżdza to jestem tak czujna i się obserwuję jak się będę czuła że czasami jak się kładę spać obok niego nie mogę zasnąć i idę do do innego pokoju spać i wtedy śpię normalnie,jak dalej budować związek jak tyle wątpliwości się pojawia że ja już sama nie wiem czy chcę z nim być czy nie,jak mówi mi że mnie kocha a ja nie mam takiej pewności i nie wiem co czuję.
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

21 marca 2018, o 15:54

ZlotyKamyk pisze:
28 lutego 2018, o 22:08
Słuchajcie, a nie przyszło Wam do głowy, żeby powiedzieć o swoich oczekiwaniach? Wiem, że moje podejście jest dosyć idealistyczne, ale może coś da się zrobić poza trwaniem...? Może cześć z tych oczekiwań jest do wypracowania?
Ja jestem taką osobą,że akurat zawsze mówię co mi nie pasuje, a nie pasuje mi dużo ,niestety mój parter nie widzi problemu w sobie i nie chce nic zmienić np.nawyków żywieniowych które rujnują jego zdrowie i wagę ,niby jego ciało,jego zdrowie ,więc jego sprawa ale skoro mi na nim zależy to zależy mi na jego zdrowiu,więc trudno mi odpuścić .

Tak czy siak ten temat jest idealny dla mnie ;)
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

26 marca 2018, o 17:47

Celine Marie pisze:
21 marca 2018, o 15:54

Ja jestem taką osobą,że akurat zawsze mówię co mi nie pasuje, a nie pasuje mi dużo ,niestety mój parter nie widzi problemu w sobie i nie chce nic zmienić np.nawyków żywieniowych które rujnują jego zdrowie i wagę ,niby jego ciało,jego zdrowie ,więc jego sprawa ale skoro mi na nim zależy to zależy mi na jego zdrowiu,więc trudno mi odpuścić .
Wiesz, bo właśnie Twój partner nie ma żadnego problemu w sobie, on jest przecież zadowolony, to Ty masz problem, bo to Tobie się coś nie podoba ;)

Heh, przyznam że nie wypracowałam sobie stanowiska w tej kwestii :/ Z jednej strony może mi się coś nie podobać, ale z drugiej strony to oczekiwanie, że ktoś się zmieni i jeszcze parcie na to nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Sama byłam po drugiej stronie i wiem, że zmuszanie drugiej osoby do czegoś jest mega słabe :/ Z drugiej strony codzienna frustracja...? Na pewno gdzieś jest jakaś dobra droga, ale jeszcze jej nie odkryłam. Myślę że mówienie o swoich oczekiwaniach jest krokiem w dobrym kierunku.

Pozdrawiam,
K.
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

26 marca 2018, o 17:59

ZlotyKamyk pisze:
26 marca 2018, o 17:47
Celine Marie pisze:
21 marca 2018, o 15:54

Ja jestem taką osobą,że akurat zawsze mówię co mi nie pasuje, a nie pasuje mi dużo ,niestety mój parter nie widzi problemu w sobie i nie chce nic zmienić np.nawyków żywieniowych które rujnują jego zdrowie i wagę ,niby jego ciało,jego zdrowie ,więc jego sprawa ale skoro mi na nim zależy to zależy mi na jego zdrowiu,więc trudno mi odpuścić .
Wiesz, bo właśnie Twój partner nie ma żadnego problemu w sobie, on jest przecież zadowolony, to Ty masz problem, bo to Tobie się coś nie podoba ;)
Związek to też praca nad sobą , wiesz,olewanie problemów czy spychanie ich na dalszy plan i udawanie ,że się ich nie dostrzega to akurat jest problem jego i w nim,wcześniejsze dziewczyny go zostawiały dlatego ,więc chyba coś jest na rzeczy ,nie czepiam się bez powodu (no czasem czepiam ale wtedy to wiem),chcę go nakierować na zmiany na lepsze ,to chyba dobrze?Mam machnąć ręką na wszystko i ślepo akceptować? Nawet jakby pił,bił,zdradzał itd.?
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

28 marca 2018, o 12:58

Celine Marie pisze:
26 marca 2018, o 17:59
Związek to też praca nad sobą , wiesz,olewanie problemów czy spychanie ich na dalszy plan i udawanie ,że się ich nie dostrzega to akurat jest problem jego i w nim,wcześniejsze dziewczyny go zostawiały dlatego ,więc chyba coś jest na rzeczy ,nie czepiam się bez powodu (no czasem czepiam ale wtedy to wiem),chcę go nakierować na zmiany na lepsze ,to chyba dobrze?Mam machnąć ręką na wszystko i ślepo akceptować? Nawet jakby pił,bił,zdradzał itd.?
No wiem to. Tylko że samemu trzeba chcieć tej zmiany, to że Ty uważasz że coś dla niego będzie zmianą na lepsze to wcale nie oznacza, że on takiej zmiany sobie życzy :/ I ja wcale nie napisałam, że ślepo akceptować, a już szczególnie że "pił bił i zdradzał", bo to nie jest żaden związek. Po prostu kiedy ja stawiam się w takiej sytuacji, to z osobami które chcą dla mnie zmian na lepsze których ja wcale za lepsze nie uważam niespecjalnie mam ochotę przebywać :/ Być może jest tak, że jeśli ktoś nie spełnia naszych oczekiwań, to należy się z tym pogodzić albo powalczyć i w razie braku zmian znaleźć kogoś, kto te oczekiwania spełni. Ale to stanowisko wydaje mi się dosyć kategoryczne, myślę że jest jakaś lepsza droga, ale jeszcze nie wiem jaka.

Pozdrawiam,
K.
ODPOWIEDZ