Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica natręctw na tle zakonu

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

31 maja 2022, o 10:44

Hej! Jestem tu pierwszy raz i nie sądziłam że kiedykolwiek będę pisała o swoim problemie, ale niestety nie umiem już sobie z nim poradzić. Mam 22 lata i jestem na 3 roku studiów. Ogólnie rzecz biorąc od dzieciństwa miałam lęki przed śmiercią, bałam się że zachoruje i umrę. Wtedy zawsze dzwoniłam do mamy i ona mnie uspokajała. Później kiedy miałam około 15-16 lat zdarzyła się sytuacja która męczy mnie do dnia dzisiejszego. Mianowicie po spotkaniu do bierzmowania koleżanka namówiła mnie na to żebyśmy skorzystały tak dla sprawdzenia z egzorcyzmu które odprawiały tego dnia w mojej parafii osoby świeckie. Na koniec modlitwy którą odprawiał nade mną jakiś facet powiedzial mi "coś widziałem, ale ci nie powiem". Ja wtedy bardzo się przejęłam tym i z racji tego że było to w kościele to odrazu pomyślałam że może on widział zakon dla mnie albo coś w tym stylu. Wtedy przez około 2 tygodnie nie mogłam sobie z tym poradzić i mama mnie uspokajała że to napewno nie jest zakon. Wtedy zaczęły się lęki przed zakonnicami i jak je widziałam to przypominały się słowa tego pana. I odrazu spadek formy psychicznej się pojawiał ale na krótko. Dodam że mam chłopaka od 4 lat, modliłam się z to żebym miała mężczyznę z którym będę mogła spędzić cale życie i założę z nim rodzine i dla się stało. Mam wspaniałego chłopaka jestem z nim szcześliwa, prowadzimy wspólne biznes. Zawsze pragnęłam mieć dzieci, uważałam to za największy dar jaki kobieta może mieć. Teraz jednak po sytuacji w kościele kiedy były zakonnice i jedna z nich opowiadała o swoim życiu, o tym że 2 lata walczyła zanim poszła do zakonu. Wtedy przypomniały mi się słowa tego pana i od tamtej niedzieli jest zjazd psychiczny. W pierwszych tygodniach potrafiłam sobie powiedzieć że zakon to nie moja droga, natomiast po miesiącu uroila się jakaś niby chęć pójścia tam i z tym nie mogę sobie poradzić. Aktualnie to trwa już 2 miesiące, jestem pod kontrolą psychiatry, biorę lęki rispolept i fevarin. Leki wycofały moje uczucia i nie czuje już takiego lęku który odczuwałam na początku i odrazu przeżywam to że pewnie to ta chęć pójścia i dlatego już nie czuje lęku. Aktualnie powtarzam sobie że wole umrzeć niż iść tam i zostawić swoją rodzinę. Dodam że zanim to wszystko powróciło byłam bardzo związana że swoją rodziną i domem. Teraz mnie niestety nie cieszy nic, stwierdzam że to działanie tej choroby ale boję się jednocześnie i wmawiam że teraz mnie nic nie cieszy a może gdybym tam poszła to by była radość i to mnie przeraża. Proszę o jakieś rady bo nie potrafię już funkcjonować w świecie normalnie bo ciągle gnębi mnie niby chęć i myśl pójścia do tego zakonu, mimo że nigdy wcześniej nie miałam myśli jakichkolwiek żeby tam iść tylko zawsze się bałam.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
zxz25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 16 października 2021, o 14:28

31 maja 2022, o 12:23

Ach, religia... Mój konik. Tylko trochę z innej strony.
Moje natręctwo to było m.in. "wierzę czy nie wierzę" i lęk, że przestaję wierzyć. I że przez to skończę w piekle. Albo mnie opętało juz. W związku z tym wykonywałam kompulsje fizyczne oraz mentalne (ruminacje).
Aktualnie mam na to wyjebane. Po pierwsze, to nie kwestia religii, tylko nerwicy. Która znalazła sobie konika w takiej postaci, która Cię najbardziej wystraszy, bo Ci zależy.
Po drugie, u mnie jest na tym tle trochę konflikt, ponieważ nie utożsamiam się z wszystkimi wartościami do końca. I przez to bałam się, że jestem złym człowiekiem, że skończę w piekle, że będę się tak bać kwestii wiary, że oszaleję (każdy weekend zaczynałam od ruminacji czy mam pójść do kościoła w niedzielę czy nie).
Zaczęłam więc od poznania wroga (nerwicy, jak działa, dlaczego mam takie myśli), później starałam się zaprzestać wykonywania kompulsji (wg mnie kompulsje mogą być również mentalne, czyli ciągle upewnianie się w myślach, sprawdzanie w myślach), później na terapii rozpracowywałam swoje błędne mechanizmy (głównie magiczne myślenie które było mi wpajane przez rodzinę) uczyłam się konfrontacji z lękiem, żeby zobaczyć że od tych myśli nic się nie dzieje. Jak już lęk zaczął odpuszczać i rozjaśniło mi.sie w umysle i przestałam BEZ PRZERWY analizować, to nagle wiele spraw się samo rozwiązało, nie czułam już potrzeby roztrząsania sprawy czy mam iść do kościoła czy nie, czy wierzę czy nie itp. Pójdę to pójdę, wierzę to wierzę, nie to nie. Nie boje się kary.
Gdybyś ciągle siebie pytala, czy niebo jest niebieskie, czy kochasz swoją mamę i bez przerwy to analizowała, to też byś w końcu nie wiedziała, czy niebo jest niebieskie faktycznie a może różowe, nie wiedziałabys czy kochasz swoją mamę.
Na zaburzenie składa się przewlekły stres i błędne mechanizmy, które utrzymują później ten lęk. Poznaj nerwicę i "ryzykuj"- powiedz sobie, że jak będziesz chciała pójść do zakonu to pójdziesz. Jak nie, to nie pójdziesz. I staraj się powstrzymywać przy tym analizowanie mimo ogromnego lęku. Zajmij się życiem, wiem, że jest ciężko, ale staraj się skupiać na zwykłych sprawach.
Podstawy na początek dla każdego nerwicowca:
Kanał na YT (Divovick 3 sezony):
https://youtube.com/channel/UCiWlDE21eDlcMr0wscWEGFA
Pomocne posty z forum:
spis-tre-autorami-t4728.html
Blog Katji:
www.czlowiekczujacy.pl
Książki:
"Pokonałem nerwicę" Grzegorz Szaffer
Blog po angielsku (z książka "Bez lęku i bez paniki"): www.anxietynomore.co.uk
Strona www Victora (są tam pomocne nagrania i wpisy): www.emocjobranie.pl
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

31 maja 2022, o 13:06

zxz25 pisze:
31 maja 2022, o 12:23
Ach, religia... Mój konik. Tylko trochę z innej strony.
Moje natręctwo to było m.in. "wierzę czy nie wierzę" i lęk, że przestaję wierzyć. I że przez to skończę w piekle. Albo mnie opętało juz. W związku z tym wykonywałam kompulsje fizyczne oraz mentalne (ruminacje).
Aktualnie mam na to wyjebane. Po pierwsze, to nie kwestia religii, tylko nerwicy. Która znalazła sobie konika w takiej postaci, która Cię najbardziej wystraszy, bo Ci zależy.
Po drugie, u mnie jest na tym tle trochę konflikt, ponieważ nie utożsamiam się z wszystkimi wartościami do końca. I przez to bałam się, że jestem złym człowiekiem, że skończę w piekle, że będę się tak bać kwestii wiary, że oszaleję (każdy weekend zaczynałam od ruminacji czy mam pójść do kościoła w niedzielę czy nie).
Zaczęłam więc od poznania wroga (nerwicy, jak działa, dlaczego mam takie myśli), później starałam się zaprzestać wykonywania kompulsji (wg mnie kompulsje mogą być również mentalne, czyli ciągle upewnianie się w myślach, sprawdzanie w myślach), później na terapii rozpracowywałam swoje błędne mechanizmy (głównie magiczne myślenie które było mi wpajane przez rodzinę) uczyłam się konfrontacji z lękiem, żeby zobaczyć że od tych myśli nic się nie dzieje. Jak już lęk zaczął odpuszczać i rozjaśniło mi.sie w umysle i przestałam BEZ PRZERWY analizować, to nagle wiele spraw się samo rozwiązało, nie czułam już potrzeby roztrząsania sprawy czy mam iść do kościoła czy nie, czy wierzę czy nie itp. Pójdę to pójdę, wierzę to wierzę, nie to nie. Nie boje się kary.
Gdybyś ciągle siebie pytala, czy niebo jest niebieskie, czy kochasz swoją mamę i bez przerwy to analizowała, to też byś w końcu nie wiedziała, czy niebo jest niebieskie faktycznie a może różowe, nie wiedziałabys czy kochasz swoją mamę.
Na zaburzenie składa się przewlekły stres i błędne mechanizmy, które utrzymują później ten lęk. Poznaj nerwicę i "ryzykuj"- powiedz sobie, że jak będziesz chciała pójść do zakonu to pójdziesz. Jak nie, to nie pójdziesz. I staraj się powstrzymywać przy tym analizowanie mimo ogromnego lęku. Zajmij się życiem, wiem, że jest ciężko, ale staraj się skupiać na zwykłych sprawach.
Ciężko jest skupiać się na zwykłych sprawach ponieważ mam wrażenie jakby uszło ze mnie życie, jakbym była wypaczona ze wszelkich uczuć a jedyne co mi towarzyszy to niby chęć i myśl o zakonie. Przez to nie potrafię funkcjonować, bo mimo że np z kimś rozmawiam to i tak myśl siedzi w głowie i nie daje być skupionym na czymś inny. Z pewnością łatwiej by by mi sobie poradzić z tą sprawą gdyby nie stany depresyjne które występują. Co chwila napływaja mi łzy do oczu. Przez to że z niczego nie potrafię się cieszyć to tak ciężko jest myśleć o tym czego chce a czego nie chce.
zxz25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 16 października 2021, o 14:28

31 maja 2022, o 13:51

Ja o tym doskonale wiem. :) Ale to nie są Twoje prawdziwe uczucia i nie dowiesz się jakie są prawdziwe, choćbyś się za przeproszeniem zesrała, dopóki będziesz zaszczuta lękiem i będziesz ciągle analizować tę myśl o zakonie.
Obczaj linki, które umieściłam w podpisie pod spodem.
Wychodzenie z zaburzenia to proces, podczas którego będzie wiele wzlotów i upadków. Ja również miałam stany depresyjne, zresztą dalej mi się odbijają, ale będzie lepiej. Jak masz nie mieć depresji, skoro jesteś tak zaszczuta lękiem? Każdy by chciał ułatwienie, ale życie właśnie składa się z takich wybojów. I chwil szczescia. Nie daj się tej iluzji lękowej!!!
Podstawy na początek dla każdego nerwicowca:
Kanał na YT (Divovick 3 sezony):
https://youtube.com/channel/UCiWlDE21eDlcMr0wscWEGFA
Pomocne posty z forum:
spis-tre-autorami-t4728.html
Blog Katji:
www.czlowiekczujacy.pl
Książki:
"Pokonałem nerwicę" Grzegorz Szaffer
Blog po angielsku (z książka "Bez lęku i bez paniki"): www.anxietynomore.co.uk
Strona www Victora (są tam pomocne nagrania i wpisy): www.emocjobranie.pl
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

4 czerwca 2022, o 10:16

zxz25 pisze:
31 maja 2022, o 13:51
Ja o tym doskonale wiem. :) Ale to nie są Twoje prawdziwe uczucia i nie dowiesz się jakie są prawdziwe, choćbyś się za przeproszeniem zesrała, dopóki będziesz zaszczuta lękiem i będziesz ciągle analizować tę myśl o zakonie.
Obczaj linki, które umieściłam w podpisie pod spodem.
Wychodzenie z zaburzenia to proces, podczas którego będzie wiele wzlotów i upadków. Ja również miałam stany depresyjne, zresztą dalej mi się odbijają, ale będzie lepiej. Jak masz nie mieć depresji, skoro jesteś tak zaszczuta lękiem? Każdy by chciał ułatwienie, ale życie właśnie składa się z takich wybojów. I chwil szczescia. Nie daj się tej iluzji lękowej!!!
Nie wiem zaczynam bać się tej chęci do pójścia tam mimo że nie czuje tego bo leki przytłumiają lęk. Przeżywam to że może kiedyś w końcu się zdecyduje i tam pójdę i zostawię wszystko a nie wiem czy tego chce. Obejrzałam kilka filmików ale nie mogę wyciągnąć z nich wniosków. Mam wrażenie jakby mój mózg nie mógł już przetwarzać trzeźwo innych informacji niż tylko ten idiotyczny zakon. Już nie wiem czy się modlić czy co robić. To mnie zabija.
Coucb
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 18 czerwca 2022, o 13:03

18 czerwca 2022, o 14:30

Cześć, dużo ważnych wątków zostało tu poruszonych, ważne aby mieć z kim pogadać w tych gorszych chwilach. Jeśli masz potrzebę porozmawiania z kimś zapraszam na anonimowy czat Coucb.pl można tez do nas zadzwonić pod numer 58 500 88 85 jesteśmy dostępni od poniedziałku do niedzieli w godzinach od 12 do 20
Awatar użytkownika
Nadia10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 28 czerwca 2022, o 14:10

28 czerwca 2022, o 19:45

Jeśli nie chcesz iść do Zakonu tonie idź. Najwyraźniej raczej nie jest to Twoim powołaniem. Reszta to nerwica jak malowana.
Nie wiem o co chodziło temu facetowi tym bardziej po co powiedział że coś zauważył ale nie powie co....
Pamiętaj że to są ludzie i nie mają licencji na prawdę, mylą się jak każdy. Bóg jest kochającym Ojcem. Czy Ty kazałabyś iść swojemu dziecku do Zakonu skoro ono by nie chciało?
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

23 lipca 2022, o 15:07

Nadia10 pisze:
28 czerwca 2022, o 19:45
Jeśli nie chcesz iść do Zakonu tonie idź. Najwyraźniej raczej nie jest to Twoim powołaniem. Reszta to nerwica jak malowana.
Nie wiem o co chodziło temu facetowi tym bardziej po co powiedział że coś zauważył ale nie powie co....
Pamiętaj że to są ludzie i nie mają licencji na prawdę, mylą się jak każdy. Bóg jest kochającym Ojcem. Czy Ty kazałabyś iść swojemu dziecku do Zakonu skoro ono by nie chciało?
Niestety nie umiem sobie poradzić oraz uświadomić że to jest tylko choroba a nie żadne powolanie oraz chęć. Nie mam odpoczynku od tej myśli, ciągle rozkminiam i myślę a może jednak a może chce. To mi nie daje spokoju. Wmowilam sobie jakąś chęć i nie umiem sobie tego wyjąć z głowy. Nie potrafię usiąść w spokoju i wsłuchać się w serce bo ciągle jest niepokój i jakby zamieszanie w sercu. Jakbym nie wiedziała czego chce od życia. Mam stwierdzone stany depresyjne. Nawet zrobiłam sobie badania na poziom serotoniny (hormonu szczęścia) i wyszło mi że mam zdecydowanie za niski. Nie czuje uczuć, boje się że nie kocham chłopaka, boje się że kiedyś podejmę taką decyzję że go zostawię, nie mam przywiązania do swojej rodziny ani do domu rodzinnego tak jak to było przedtem. Czuję w sobie rozdarcie i zaraz sobie w głowie układam czy nie jest tak że może Bóg czeka na moj ruch. Ciągle naplywaja mi łzy do oczu. Zaraz rozmyślam a może ja płacze bo jeszcze nie rozumiem tego a powinnam pójść mimo że byłam u księdza który zozeznał że nie mam powolania i tak samo powiedziała znajoma zakonnica. I tak ciągle. Nie wiem już kiedy czuje radość a kiedy smutek. Straszne rozdarcie nie wiem jak sobie z tym poradzić.
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

23 lipca 2022, o 21:11

Cedrys pisze:
23 lipca 2022, o 15:07
Nadia10 pisze:
28 czerwca 2022, o 19:45
Jeśli nie chcesz iść do Zakonu tonie idź. Najwyraźniej raczej nie jest to Twoim powołaniem. Reszta to nerwica jak malowana.
Nie wiem o co chodziło temu facetowi tym bardziej po co powiedział że coś zauważył ale nie powie co....
Pamiętaj że to są ludzie i nie mają licencji na prawdę, mylą się jak każdy. Bóg jest kochającym Ojcem. Czy Ty kazałabyś iść swojemu dziecku do Zakonu skoro ono by nie chciało?
Niestety nie umiem sobie poradzić oraz uświadomić że to jest tylko choroba a nie żadne powolanie oraz chęć. Nie mam odpoczynku od tej myśli, ciągle rozkminiam i myślę a może jednak a może chce. To mi nie daje spokoju. Wmowilam sobie jakąś chęć i nie umiem sobie tego wyjąć z głowy. Nie potrafię usiąść w spokoju i wsłuchać się w serce bo ciągle jest niepokój i jakby zamieszanie w sercu. Jakbym nie wiedziała czego chce od życia. Mam stwierdzone stany depresyjne. Nawet zrobiłam sobie badania na poziom serotoniny (hormonu szczęścia) i wyszło mi że mam zdecydowanie za niski. Nie czuje uczuć, boje się że nie kocham chłopaka, boje się że kiedyś podejmę taką decyzję że go zostawię, nie mam przywiązania do swojej rodziny ani do domu rodzinnego tak jak to było przedtem. Czuję w sobie rozdarcie i zaraz sobie w głowie układam czy nie jest tak że może Bóg czeka na moj ruch. Ciągle naplywaja mi łzy do oczu. Zaraz rozmyślam a może ja płacze bo jeszcze nie rozumiem tego a powinnam pójść mimo że byłam u księdza który zozeznał że nie mam powolania i tak samo powiedziała znajoma zakonnica. I tak ciągle. Nie wiem już kiedy czuje radość a kiedy smutek. Straszne rozdarcie nie wiem jak sobie z tym poradzić.
na pewno spróbować się wyciszyć, dać sobie tydzień na odpusczenie, próbować odpuścić myślenie o tym na kilka dni i potem do tego wrócić
Red36
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 10 listopada 2021, o 04:39

23 lipca 2022, o 22:29

Cedrys pisze:
23 lipca 2022, o 15:07
Niestety nie umiem sobie poradzić oraz uświadomić że to jest tylko choroba a nie żadne powolanie oraz chęć. Nie mam odpoczynku od tej myśli, ciągle rozkminiam i myślę a może jednak a może chce. To mi nie daje spokoju. Wmowilam sobie jakąś chęć i nie umiem sobie tego wyjąć z głowy. Nie potrafię usiąść w spokoju i wsłuchać się w serce bo ciągle jest niepokój i jakby zamieszanie w sercu. Jakbym nie wiedziała czego chce od życia. Mam stwierdzone stany depresyjne. Nawet zrobiłam sobie badania na poziom serotoniny (hormonu szczęścia) i wyszło mi że mam zdecydowanie za niski. Nie czuje uczuć, boje się że nie kocham chłopaka, boje się że kiedyś podejmę taką decyzję że go zostawię, nie mam przywiązania do swojej rodziny ani do domu rodzinnego tak jak to było przedtem. Czuję w sobie rozdarcie i zaraz sobie w głowie układam czy nie jest tak że może Bóg czeka na moj ruch. Ciągle naplywaja mi łzy do oczu. Zaraz rozmyślam a może ja płacze bo jeszcze nie rozumiem tego a powinnam pójść mimo że byłam u księdza który zozeznał że nie mam powolania i tak samo powiedziała znajoma zakonnica. I tak ciągle. Nie wiem już kiedy czuje radość a kiedy smutek. Straszne rozdarcie nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Nie ty swoją mocą masz się zmieniać, ale tylko Bóg może to uczynić.
Za wszelką cenę chcesz Go w tym ubiec - pójść do zakonu nawet jak nie masz ochoty.
Nic z tego - w zakonie dalej byś szukała sposobów by jeszcze bardziej się do czegoś zmuszać i nikt na tym by nie skorzystał - wręcz przeciwnie - mogła byś jeszcze zarażać tym sposobem myślenia inne zakonnice..
Wrażenie, że ten facet w kościele coś wiedział a ci nie powiedział to pewnie podstęp szatana, a ty się dałaś w to wrobić, że to niby jakiś nadzwyczajny znak..

Cokolwiek nie zrobisz, do czegokolwiek się zmusisz, i tak wszystko delikatnie mówiąc "spieprzysz".
Jedyna nadzieja w Bogu - On to naprawi, obróci w dobro. Wierz w to i licz na Niego. Skup się na tym co pozytywne, bo do niczego innego nie dojdziesz, jak tylko do zrozumienia swojego beznadziejnego położenia, jeśli ograniczysz się do widzenia tego świata takim jakim on jest (i jaka ty w nim jesteś).
Ten świat upadnie, będzie raj, tam nie ma takich dylematów - tam nikt się nie zastanawia do czego ma się zmusić, bo i tak wie, ze wszystko ma od Boga i może na niego liczyć.

To człowiek w swej beznadziejności pomyślał - "ja sobie sam poradzę, "spróbuję po swojemu" - dlatego w konsekwencji dostał obecny świat - by się przekonał, czym on jest, i by wrócił z powrotem po śmierci.

Chodzi o zaufanie do Boga, a nie o wpadanie w panikę, co się stanie jeśli czegoś nie dopilnujesz. Spokojnie - jeśli chcesz - zrób coś, jeśli nie - ufaj, przekazuj ciężar Bogu i przechodź w inne myśli niezależnie od tego czy te "cholerne automaty" - wyrzuty sumienia bądź zaczarowane przekonania - były czy nie.
Możesz odrzucać uczestnictwo w dobrych rozwiązaniach, a pomimo to zachowywać zaufanie do Boga. A jeśli cos robisz dobrze - to to chcesz i to jest dar dla ciebie.

Mam nadzieje, że dobrze piszę ;)
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

24 lipca 2022, o 09:36

Red36 pisze:
23 lipca 2022, o 22:29
Cedrys pisze:
23 lipca 2022, o 15:07
Niestety nie umiem sobie poradzić oraz uświadomić że to jest tylko choroba a nie żadne powolanie oraz chęć. Nie mam odpoczynku od tej myśli, ciągle rozkminiam i myślę a może jednak a może chce. To mi nie daje spokoju. Wmowilam sobie jakąś chęć i nie umiem sobie tego wyjąć z głowy. Nie potrafię usiąść w spokoju i wsłuchać się w serce bo ciągle jest niepokój i jakby zamieszanie w sercu. Jakbym nie wiedziała czego chce od życia. Mam stwierdzone stany depresyjne. Nawet zrobiłam sobie badania na poziom serotoniny (hormonu szczęścia) i wyszło mi że mam zdecydowanie za niski. Nie czuje uczuć, boje się że nie kocham chłopaka, boje się że kiedyś podejmę taką decyzję że go zostawię, nie mam przywiązania do swojej rodziny ani do domu rodzinnego tak jak to było przedtem. Czuję w sobie rozdarcie i zaraz sobie w głowie układam czy nie jest tak że może Bóg czeka na moj ruch. Ciągle naplywaja mi łzy do oczu. Zaraz rozmyślam a może ja płacze bo jeszcze nie rozumiem tego a powinnam pójść mimo że byłam u księdza który zozeznał że nie mam powolania i tak samo powiedziała znajoma zakonnica. I tak ciągle. Nie wiem już kiedy czuje radość a kiedy smutek. Straszne rozdarcie nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Nie ty swoją mocą masz się zmieniać, ale tylko Bóg może to uczynić.
Za wszelką cenę chcesz Go w tym ubiec - pójść do zakonu nawet jak nie masz ochoty.
Nic z tego - w zakonie dalej byś szukała sposobów by jeszcze bardziej się do czegoś zmuszać i nikt na tym by nie skorzystał - wręcz przeciwnie - mogła byś jeszcze zarażać tym sposobem myślenia inne zakonnice..
Wrażenie, że ten facet w kościele coś wiedział a ci nie powiedział to pewnie podstęp szatana, a ty się dałaś w to wrobić, że to niby jakiś nadzwyczajny znak..

Cokolwiek nie zrobisz, do czegokolwiek się zmusisz, i tak wszystko delikatnie mówiąc "spieprzysz".
Jedyna nadzieja w Bogu - On to naprawi, obróci w dobro. Wierz w to i licz na Niego. Skup się na tym co pozytywne, bo do niczego innego nie dojdziesz, jak tylko do zrozumienia swojego beznadziejnego położenia, jeśli ograniczysz się do widzenia tego świata takim jakim on jest (i jaka ty w nim jesteś).
Ten świat upadnie, będzie raj, tam nie ma takich dylematów - tam nikt się nie zastanawia do czego ma się zmusić, bo i tak wie, ze wszystko ma od Boga i może na niego liczyć.

To człowiek w swej beznadziejności pomyślał - "ja sobie sam poradzę, "spróbuję po swojemu" - dlatego w konsekwencji dostał obecny świat - by się przekonał, czym on jest, i by wrócił z powrotem po śmierci.

Chodzi o zaufanie do Boga, a nie o wpadanie w panikę, co się stanie jeśli czegoś nie dopilnujesz. Spokojnie - jeśli chcesz - zrób coś, jeśli nie - ufaj, przekazuj ciężar Bogu i przechodź w inne myśli niezależnie od tego czy te "cholerne automaty" - wyrzuty sumienia bądź zaczarowane przekonania - były czy nie.
Możesz odrzucać uczestnictwo w dobrych rozwiązaniach, a pomimo to zachowywać zaufanie do Boga. A jeśli cos robisz dobrze - to to chcesz i to jest dar dla ciebie.

Mam nadzieje, że dobrze piszę ;)
Jak można mu ufać skoro przez 4 miesiące nic nie naprawił ani nic nie wniósł w moje życie oprócz nerwów i łez. I jeszcze na dodatek zmieniła się moja wola, zawsze chciałam mieć męża i dzieci a teraz jakbym tego nie chciała i tylko w głowie siedzi ten zakon i wymyślam że może ja to w sercu mam. Jak w chorobie psychicznej można ufać bogu, on w tej kwestii nic nie pomoże a jeszcze tylko zacze myśleć że się przybliżam do niego i wtedy jeszcze w końcu pójdę. Wcześniej modliłam się, rozmawiałam z nim. Ale on nic na to. Więc najwidoczniej nie ma sensu się zwracać. Teraz robię wszystko żeby wyjąć boga z mojej głowy i serca co jest ciężkie skoro przez 22 lata było się w tym otoczeniu i wierzyło się. Mam nadzieję że któregoś dnia uda mi się to i z przekonaniem powiem jak bardzo się cieszę że już nie wierzę.
Red36
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 10 listopada 2021, o 04:39

24 lipca 2022, o 12:43

Cedrys pisze:
24 lipca 2022, o 09:36
i tylko w głowie siedzi ten zakon i wymyślam że może ja to w sercu mam.
Ok, rozumiem, że to silne przekonanie.

Ale pozwól się przekonać - ze nawet gdyby było prawdziwe- to nie musisz iść do tego zakonu! a Bóg się nie obrazi, i jest inna droga.
Dlaczego wszystko to co głęboko odczujesz musisz zrobić? - wcale nie musisz.
Istnieją wyzuty sumienia/silne przekonania razem z myślami które nie są wyznacznikiem tego co masz robić.

Czujesz jakąś powinność - ale nie widzisz, że pójście za tą myślą to nie jedyne rozwiązane.
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

24 lipca 2022, o 13:34

Red36 pisze:
24 lipca 2022, o 12:43
Cedrys pisze:
24 lipca 2022, o 09:36
i tylko w głowie siedzi ten zakon i wymyślam że może ja to w sercu mam.
Ok, rozumiem, że to silne przekonanie.

Ale pozwól się przekonać - ze nawet gdyby było prawdziwe- to nie musisz iść do tego zakonu! a Bóg się nie obrazi, i jest inna droga.
Dlaczego wszystko to co głęboko odczujesz musisz zrobić? - wcale nie musisz.
Istnieją wyzuty sumienia/silne przekonania razem z myślami które nie są wyznacznikiem tego co masz robić.

Czujesz jakąś powinność - ale nie widzisz, że pójście za tą myślą to nie jedyne rozwiązane.
Nie mogę właśnie uświadomić sobie tego że jest inna droga. Czasami zastanawiam się tylko czy ta myśl i chęć może pochodzić od szatana. Czy mógłby szatan zmienić moja wolę, czy mógłby oszukać mój umysł i moją wolę tak że zaczęłam chcieć czegoś co nie jest mi pisane. Bóg nic nie mówi nic w tym kierunku nie robi żeby mi pokazac właściwą drogę dlatego zaczynam myśleć że on tego chce.
Red36
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 10 listopada 2021, o 04:39

24 lipca 2022, o 15:00

Cedrys pisze:
24 lipca 2022, o 13:34
Czasami zastanawiam się tylko czy ta myśl i chęć może pochodzić od szatana.
Musiał bym głębiej się zastanowić, jak to działa, kto za czym stoi, ale było by ciekawe tak dogłębnie to zrozumieć.

Ale niezależnie skąd ta myśl/odczucie pochodzi, to ją czujesz, i jesteś przekonana co do jej słuszności.
Można mówić - że to choroba, że trzeba to ignorować, ale co z tego kiedy przekonanie co do jej prawdziwości zostaje.


Tą inną drogą według mnie jest to, żebyś myślała tak dalej - "owszem, źle robię, że nie pójdę do tego zakonu, ale i tak nie pójdę bo nie chce".
W głowie kłębią się wtedy lęki - co się stanie kiedy tak będę dalej postępować - że pewnie będą tego jakieś złe konsekwencje i powinnaś z nim coś zrobić.
Wtedy powiedz - "zamień Boże to całe zło o którym myślę które się być może wydarzy lub już się dzieje w dobro, według Swojego uznania", a sama odpocznij, zrób to co chcesz, zajmij się tym co lubisz itp..
To nie jest egoistyczne - choć po ludzku może się tak wydawać.

W tym rozumie inną drogę. No bo ta "pierwsza" jasno mówi - że masz iść do zakonu.

Jeszcze inna droga - żeby uwierzyć, że to tylko choroba - wydaje mi się niewiarygodna, no bo jak to zrobić, skoro ja myślę i czuje inaczej.
Mogę szukać dowodów na to, że to co myślę i czuje jest oderwane od rzeczywistości na zasadzie, że to co czuje jest spowodowane tym że ktoś mnie oszukał, wiec jak to udowodnię to będę wiedział, że choć to co przeżywam jest prawdziwe, ale nie dotyczy rzeczywistości - bo ktoś mnie oszukał (np. szatan mnie oszukał).
Ale takie poszukiwanie argumentów dla osoby skłonnej do wpadania w takie problemy - to studnia bez dna - znajdziesz jeden argument - pojawi się kolejna wątpliwość, i tak w nieskończoność (bo szatan ma patent na ciągłe oszustwa), aż do utraty jakichkolwiek nadziei na to, że się to kiedyś skończy.


Tak wiec ja bym poszedł w drogę: tak - robię źle/być może robię źle, ale Boże ty się tym zajmij, a ja "idę odpocząć…"
Nawet jeśli problem nie istnieje to i tak będę tak myślał - bo wiem, że nigdy nie znajdę odpowiednio dużo argumentów na to żeby być spokojnym - bo moja inteligencja niestety jest zdecydowanie mniejsza od podstępnego szatana.
Cedrys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 13 maja 2022, o 14:05

24 lipca 2022, o 15:34

Red36 pisze:
24 lipca 2022, o 15:00
Cedrys pisze:
24 lipca 2022, o 13:34
Czasami zastanawiam się tylko czy ta myśl i chęć może pochodzić od szatana.
Musiał bym głębiej się zastanowić, jak to działa, kto za czym stoi, ale było by ciekawe tak dogłębnie to zrozumieć.

Ale niezależnie skąd ta myśl/odczucie pochodzi, to ją czujesz, i jesteś przekonana co do jej słuszności.
Można mówić - że to choroba, że trzeba to ignorować, ale co z tego kiedy przekonanie co do jej prawdziwości zostaje.


Tą inną drogą według mnie jest to, żebyś myślała tak dalej - "owszem, źle robię, że nie pójdę do tego zakonu, ale i tak nie pójdę bo nie chce".
W głowie kłębią się wtedy lęki - co się stanie kiedy tak będę dalej postępować - że pewnie będą tego jakieś złe konsekwencje i powinnaś z nim coś zrobić.
Wtedy powiedz - "zamień Boże to całe zło o którym myślę które się być może wydarzy lub już się dzieje w dobro, według Swojego uznania", a sama odpocznij, zrób to co chcesz, zajmij się tym co lubisz itp..
To nie jest egoistyczne - choć po ludzku może się tak wydawać.

W tym rozumie inną drogę. No bo ta "pierwsza" jasno mówi - że masz iść do zakonu.

Jeszcze inna droga - żeby uwierzyć, że to tylko choroba - wydaje mi się niewiarygodna, no bo jak to zrobić, skoro ja myślę i czuje inaczej.
Mogę szukać dowodów na to, że to co myślę i czuje jest oderwane od rzeczywistości na zasadzie, że to co czuje jest spowodowane tym że ktoś mnie oszukał, wiec jak to udowodnię to będę wiedział, że choć to co przeżywam jest prawdziwe, ale nie dotyczy rzeczywistości - bo ktoś mnie oszukał (np. szatan mnie oszukał).
Ale takie poszukiwanie argumentów dla osoby skłonnej do wpadania w takie problemy - to studnia bez dna - znajdziesz jeden argument - pojawi się kolejna wątpliwość, i tak w nieskończoność (bo szatan ma patent na ciągłe oszustwa), aż do utraty jakichkolwiek nadziei na to, że się to kiedyś skończy.


Tak wiec ja bym poszedł w drogę: tak - robię źle/być może robię źle, ale Boże ty się tym zajmij, a ja "idę odpocząć…"
Nawet jeśli problem nie istnieje to i tak będę tak myślał - bo wiem, że nigdy nie znajdę odpowiednio dużo argumentów na to żeby być spokojnym - bo moja inteligencja niestety jest zdecydowanie mniejsza od podstępnego szatana.
Dlaczego sądzisz że źle robie że tam nie idę? Skoro nie chce i jest to sprzeczne z moim poglądem na życie to znaczy że dobrze że tam nie idę. Ja w w porównaniu do tych wszystkich zakonnic potrafię myśleć, potrafię zauważyć że religia, biblia, kościół są zakłamane. Kościół nie został wymyślony przez boga, nigdzie nie zostalo zapisane jak on ma wyglądać to tylko człowiek wymyślił po to żeby mieć kontrolę nad ludem. Zachęcam do wczytania się w biblię i w jej sprzeczności, to rozjaśnia umysł i pokazuje jak bardzo zakrzywiony obraz boga wykształcił się przez 2000 lat.
ODPOWIEDZ