Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica natręctw myślowych

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
Nerwowa234
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 17 listopada 2018, o 08:12

19 listopada 2018, o 19:37

Witam! Jestem tutaj nowa :) Chciałam podzielić się moim problemem który bardzo mi przeszkadza/przeszkadzał. Chciałabym to skrócić ale będzie ciężko. A więc. Od zawsze byłam nerwowym człowiekiem. Od zawsze też byłam bardzo uczuciowa i wrażliwa. Przeciwna złu panującemu na świecie. Nie rozumiem wielu ludzi. W obecnych czasach dla wielu ludzi liczy się kasa i to żeby zyskać poklask u innych. Wielu nie obchodzi krzywda innych. Jestem dziewczyną bardzo wierzącą w Boga. Głównym źródłem przepisu na życie jest dla mnie Biblia, BÓG. Często analizowałam np. jakiś fragment z Biblii i porównywałam go np. z czymś w kościele katolickim. I niestety ale trzeba wiedzieć że jest wiele rzeczy w kościele niezgodnych z Biblią. Wiele rzeczy różnych od tych których nauczał Jezus Chrustus. Dla mnie jest to wszystko bardzo ważne bo chcę postępować jak najlepiej. Nigdy nic nie było z tego dla mnie problemem.
Gdzieś w styczniu poznałam chłopaka. Na początku było bardzo fajnie. Potem zaczęły się częste kłótnie związane z różnymi poglądami na jakieś tematy, problemy ze zrozumieniem siebie i dogadaniem się wzajemnie. On śmiał się nie raz że jako katoliczka powinnam chodzić do kościoła co niedzielę. Ja mu na to pisałam że wiara to sprawa każdego z osobna itd. i on niby rozumiał ale często do tego wracał i denerwowało mniet to. Ja chodzę do kościoła wtedy jak czuję potrzebę po prostu. Większą wagę przykładam do tego aby stale rosła moja wiara z serca, ta indywidualna więź z Bogiem co moim zdaniem jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Dlatego głównym źródłem i wskazówkami na życie jest dla mnie Biblia a nie to co wymyślą sobie ludzie lub nie raz nawet jakieś nakazy i zakazy które nierzadko nie mają oparcia i podstaw w Biblii. No ale do rzeczy. Po prostu to są moje poglądy, każdy ma inne.
Problem zaczął się wtedy kiedy jakoś pewnie mniej świadomie zaczęłam przesiąkać nim i jego poglądami kiedy on negował moje. Coś w stylu że np. zastanawiałam się nad tym że może powinnam myśleć tak samo jak on i inaczej zaczynałm myśleć ale nie chciałam tego. Takie automatuczne działanie na drugiego człowieka nie raz jest jak się długo pisze lub przebywa razem. Po prostu czułam że mam blokadę. Że nie mogę być do końca sobą przy nim i że nigdy w naszych poglądach się nie zgodzimy a ja co raz mniej czułam się sobą.
Z dnia na dzień byłam co raz bardziej nerwowa co zauważałam doskonale. Często rozmyślałam o tym jak to świat się zepsuł, jak ludzie nie raz postępują i jak to zło chce zapanować nad światem. Te rzeczy mi się bardzo zakodowały w głowie. Byłam co raz to bardziej nerwowa. Ogólnie mam wspaniałą rodzinę i ja również ją kocham. Niestety pewnego razu pokłociłam się z tatą. Miałam wtedy bardzo duże nerwy. I nagle pierwszy raz od kąd żyję...dostałam lęku. Miałam świadomość że to przez nerwy. Zaczęło mi walić serce jak szalone. I miałam uczucie jakbym miała gdzieś uciec ale nie wiem gdzie i nie wiem przed czym, jakbym miała zwariować i pojawiły się jakieś natrętne myśli że to może jakiś zły duch we mnie jest i dlatego nie mogę się opanować. Chociaż miałam też świadomość że to nerwy. Kiedyś czytałam gdzieś że jak człowiek nie potrafi rozwiązać jakiegoś problemu i ma stałe nerwy to organizm w końcu jest zmęczony tym i sam żeby odciągnąć uwagę od tegl tworzy nierealne zagrożenie, dlatego pojawia się lęk a potem natrętne myśli stąd może moja myśl o tym że może dzieje się ze mną coś złego. Niestety to dało początek kolejnym lękom. Pojawił się następny za jakiś czas i też przyśpieszone bicie serca i uczucie może coś chce przejąć nade mną kontrolę skoro myślę że zaraz zwariuję.
Również zaczęłam jeszcze bardziej analizować wszystkie religijne sprawy do tego stopnia że zaczęło mi to utrudniać codzienne funkcjonowanie. Bałam się popełniać złe rzeczy. Bałam się przeklnąć nawet raz bo od razu myślałam że to jest złe. Pojawił się lęk związany z tym żeby unikać złych rzeczy. Np. zobaczyłam bluzkę z czaszką to od razu lęk i myślałam że nigdy bym takiej nie kupiła. Lęk przed kolorami które mogłyby się kojarzyć ze złem i z piekłem np. kolor czerwony. Nawet jakcna sali gimnastycznej w szkole usłyszałam jak ktoś krzyczy do kogoś z takim pogłosem (echem) jak to na sali gimnastycznej wiadomo, to od razu kojarzyłam to z jakimś piekłem tak samo, z podziemiami, no wiadomo o co chodzi. I miałam napięcie, tzw. "zimnica" typowo nerwicowa jaką nie raz miałam co pocieszało mnie że to tylko nerwy. Ale miałam lęk związany z tym dlaczego akurat te nerwy tak miały by się objawiać, chciało mi się płakać prawie cały czas, nie mogłam się skoncentrować, uczucie odrealnienia i ciągłe napięcie nerwowe. Z tym że raz było tak raz tak, a jak było dobrze i bez napięcia to byłam w stanie w pełni stwierdzić że to tylko nerwy, a jak napięcie wracało to znowu myśli te okropne i natrętne że pewnie dzieje się ze mną coś niedobrego.
Miałam po prostu takie uczucie jakbym była wyczulona na wszelkiego rodzaju zło. I nawet już sama szukałam jakieś złe rzeczy i stale byłam uważna na to. Nawet lęk odczuwałam nie raz jak patrzyłam na jakichś ludzi i ktoś na mnie się popatrzył to że może ten ktoś jest zły i zaraz popatrzy na mnie złym wzrokiem. Albo jak ktoś miał czarne oczy to od razu kojarzył mi się jakiś wampir np. z filmu i od razu myślałam że ten ktoś może jest zły.
Raz pamiętam w panice naczytałam się o objawach opętania bo nie wiedziałam dlaczego mam takie myśli chociaż to niedorzeczne. I wyczytałam między innymi że jak ktoś jest opętany to zły duch chce go odciągnąć od rodziny. I sobie tak myślę wtedy jejku przecież ja mam kochającą rodzinę i oni mnie kochają itd. Na następny dzień już mi się to jakoś zakodowało i pomyślałam a co jak moi rodzice są źli i że może mam się ich bać chociaż wiem że są wspaniałymi ludźmi i wiem że te myśli to bzdety. Tak wiem to chore wszystko. Wszystko brałam jakoś do siebie.
To było okropnie uciążliwe i jeszcze ta myśl czy to tylko nerwy czy może to faktycznie coś złego. Od zawsze miałam świadomość że Bóg jest ze mną i że mnie kocha bardzo i ja jego tak samo. Bardzo bardzo często modliłam się wtedy do Niego i nadal to robię. Gdzieś w głębi czułam że to wszystko przez tą znajomość bo po jakimś czasie jak zaczęłam pisać z tym chłopakiem po prostu zaczęłam się czuć jak nie ja bo on był inny i ja jakby może podświadomie chciałam się upodobnić do niego przez co czułam że on chyba nie jest dla mnie i to się tak ciągło. W głębi siebie czułam że jakbyśmy urwali kontakt to wszystko wróciło by do normy bo nigdy wcześniej tak nie miałam. Moje przeczucia były raczej słuszne i to w 90% przez tą znajomość. Niedawno pokłóciliśmy się i do tej pory nie piszemy. Pisał do mnie ale nie odpisałam mu bo on mi wcześniej też. A jak napisze znowu to to i tak koniec bo ja nie chcę kogoś przy kim nie czuję się sobą. Nie piszemy parę dni a ja czuję się lepiej. Bo mam wrażenie że źrodło mojego stresu zniknęło. Lęki zniknęły. Natrętne myśli zniknęły po części ale nie całkiem jednak czuję że od kąd nie piszemy to ja zdrowieję i cieszę się każdą chwilą bardziej niż kiedykolwiek. Lęku już nie czuję tylko bym się chciała pozbyć reszty natrętnych myśli które jeszcze pozostały (najgorsze i tak już odchodzą w niepamięć). Dzisiaj w bibliotece jeszcze zwracałam uwagę żeby przypadkiem nie wziąść żadnej książki związanej ze złem. Albo jak widziałam jakąś czerwoną postać na okładce to musiałam wziąść tą książkę i sprawdzić czy przypadkiem nie wygląda ona jak jakaś zła...no to chore.
Jednak czuję, po prostu czuję że z dnia na dzień jest lepiej, mam wrażenie że źródło zasilania tego wszystkiego zniknęło (ta znajomość) bo już się tym nie przejmuję, czy komuś podoba się to jaka jestem czy nie. I jestem w stanie na 90% stwierdzić że to wszystko przez to ale mimo to bardzi niepokoi mnie to bo no dlaczego akurat tak musiała mi sie objawiać ta nerwica. Słyszałam że nerwica ogólnie uderza w słaby punkt przeważnie. Moja mama np. zna mnie na wylot i nie raz już w nerwach miałam różne myśli kiedyś to ona przez to już zna to i mówi mi że to na 200% nerwy i ten chłopak widocznie nie był dla mnie. Że jak zacznę żyć z powrotem swoim życiem to to przejdzie. Ja w ciągu paru dni wreszcie czuję się jak ja ta kiedyś, jak ja z przed tej znajomości. Dlatego wydaje mi się że to przez to. Niepokoi mnie tylko tematyka tych myśli i dlaczego tak i kiedy całkiem znikną. Lęku już nie ma. Napięcie nerwowe jeżeli jest czasem to o wilele słabsze i za chwile znika. Ciągłe analizowanie wszytstkiego też się zmniejszyło. Niedawno zapisałam się do psychoterapeuty ale na NFZ muszę czekać jakieś 5 miesięcy...bo prywatnie ceny bardzo wysokie jednak zastanawiam się czy nadal będzie mi to potrzebne skoro czuję że problem zniknął tylko skutki jeszcze pozostały ale już zmniejszone. Nawet jak mi przejedzie to poczekam do wizyty i pójdę nawet po to żeby porozmawiać o tym co było i żeby nauczyć się radzić sobie ze stresem w przyszłości. Ja wierzę cały czas że mój ukochany Bóg jest nadal ze mną i że nigdy mnie nie opuścił i nie zrobi tego. Wierzę w to całym sercem!
Bo tak nas ukochał że dał nam swojego jedynego Syna Jezusa Chrystusa który odkupił nas, cierpiał za nasze grzechy, za nasze choroby i cierpienia, za każdą dolegliwość w tym nerwicę na pewno. Tak nas ukochał nasz Pan. Jego miłość jest wielka! Jestem szczęśliwa że jest co raz lepiej i oby było wkońcu całkiem dobrze. Żeby tylko zniknęła reszta tych myśli ehhhh...i te wątpliwości. Cieszę się bardzo że już w dużej mierze czuję się sobą. Proszę was o opinie i co wy na ten temat uważacie. Przepraszam że aż takie to długie co napisałam ale inaczej się nie dało. Bardzo dziękuję tym którzy dobrną do końca i jakoś wesprą mnie w tym. Za co będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam wszystkich bardzo ciepło i życzę wytrwałości jeżeli ktoś ma takie problemy również lub podobne. Niech Bóg będzie z wami kochani!!!
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

2 grudnia 2018, o 22:06

Tak ogólnie to w tym poście już odpowiedziałaś sobie na swoje obawy. A mianowicie przegrzanie kabli (czyli nadmiar) stresu może powodowac tworzenie się róznych irracjonalnych myśli w wyniki powstania stanu zagrożenia.
Możesz też o tym przeczytać tutaj:
reakcja-walcz-uciekaj-czyli-nerwica-atak-t3411.html
mechanizm-kowy-charakterystyka-t5227.html
istota-t8023.html

Ponadto to, iż ta tematyka dotyczy religii, opętania nie jest niczym dziwnym bo jest to dla Ciebie duża wartosc. A więc najłatwiej zaburzeniu złapac ten temat i zacząc straszyć. Przez co może komplikować życie, utrzymywać wysokie poziomy lęku o wprowadzić zamęt w Nasz światopoglad co tylko jeszcze bardziej nasila same myśli.
Co do mysli to poczytaj, posłuchaj:
kowy-chochlik-lowy-t5055.html
kowy-chochlik-lowy-t5055.html

Myśli przejdą w końcu jak nie będziesz dawała im wiary.
istota-akceptacji-t8028.html

Ogólnie dobrze, ze nadal trzymasz się swojego światopogladu i teraz tylko nalezycie potraktuj te myśli oraz to co się z Tobą stało. :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Nerwowa234
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 17 listopada 2018, o 08:12

2 grudnia 2018, o 23:34

Baaardzo dziękuję za odpowiedź :D Na szczęście ostatnio czuję się już o wiele lepiej, z dnia na dzień co raz lepiej, czuję się wreszcie sobą, mimo że jakieś drobne myśli nie raz się zdarzają ale to już nie to co było, bez porównania, lęk zniknął, czasem tylko coś mi się przypomni z tego co było i sobie myślę wtedy, kurcze przecież wszystko jest okej, staram się nie nadawać temu wartości. Można powiedzieć że w większości jest już ok. Od kąd zakończyłam znajomość z tym chłopakiem o którym pisałam u góry. Teraz wiem że przez tą znajomość nie mogłam być w pełni sobą. A teraz kurcze...wreszcie czuję się jak ja. Wiem że to wszystko właśnie przez tą znajomość, czułam że mam jakiś konflikt wewnętrzny związany właśnie z tą znajomością. Nie zawsze jest całkiem dobrze ale to po prostu coś niesamowitego, kiedy czuję że to wszystko odchodzi, że już tego prawie nie ma. Jestem szczęśliwa, nie potrafie opisać tego, uważam wszystko co dzieje się w naszym życiu jest po prostu zaplanowane, tak widocznie miało być i musiało mnie to spotkać. Wszystko co dzieje się w naszym życiu ma jakiś cel. Takie powiedzenie "Co cię nie zabije to cię wzmocni". Nie raz coś dzieje się w naszym życiu po to żebyśmy na przyszłość umieli sobie jakoś radzić. W moim przypadku wiem że nie warto tkwić w jakiejś znajomości przez którą ma się tylko nerwy i stres i teraz już dobrze to wiem, zawsze myślę w sposób taki, że poradzę sobie ze wszystkim, z wszystkim co napotkam w moim życiu. A obecnie czuję się wreszcie (prawie) jak ja, cieszę się każdą chwilą bardziej niż kiedykolwiek, to niesamowite, najlepsze jest to że po prostu sama jakoś doszłam do tego wszystkiego, usunęłam źródło moich problemów, źródło zasilania tego wszystkiego i wiem że to przez to i że teraz jest już prawie dobrze. Bo nigdy wcześniej takiego czegoś nie miałam i mam świadomość tego że te wszystkie nerwy i stresy po prostu się skumulowały no i bum! Ja zawsze często panikowałam, czy coś ze zdrowiem nie tak czy cokolwiek to nie rzadko wyolbrzymiałam wiele rzeczy, wiem teraz że nerwy naprawdę potrafią zdziałać różne rzeczy, wszystko to odkładam do "worka" z napisem NERWICA i żyję dalej, już prawie całkiem normalnie. Dziś siedzę i pisząc to czuję się już doskonale, trzeba było na to trochę czasu, stopniowo to zanikało od kąd zniknął głowny problem. Dziękuję bardzo za odpowiedź powyżej i przesyłam pozdrowienia :D
ODPOWIEDZ