Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
pitersonic
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 208
Rejestracja: 4 lutego 2018, o 08:08

27 kwietnia 2018, o 22:04

Tytuł: Ewenement :)
Od dłuzszego czasu czekałem czekałem aż musze szukac wsparcia...głównie z z powodu braku wsparcia wrodzininie, siegajac czasow szkolnych zmagałem sie z problemami natury "wewnetrznej". Dopiero od pewnego
czasu to widze gdy jedna ze specjalistow psychiatrow szukala problemow w dziecinstwie. Na poczatku ignorowalem ten trop do pewnego momentu. Jestem w takim etapie ze ciezko to nawet ubrac w slowa ktore w 100% oddaly by to co przezywam....Mam duzo kompleksow i widze ze juz dawno powinienem sie leczyc psychologicznie. Doszło do tego ze stracilem 4 prace w przeciagu 2 miesiecy i "ucieklem" ze studiow
Zaczalem pewne rzeczy analizowac i teraz widze ze koncentruje sie na swoim wnetrzu przezyciach ze patrze czy ktos obok mn ie nie widzi mojej "schizy" albo wbrew sobie (co widze) "mus" staram sie trzymac gadke, wbrew sobie (co jest nieuswiadomione??
Nie wyczuwam granicy aby nadtym panowac, przeskakuje z jednego stanu w drugi pod wplywem byle jakiej mysli. Widac po mnie napiecie jak ktos dluzej ze mna przebywa, czara przelala sie wczoraj. toz ochrony ntestowali, intrygowali, sprawdzali. Dla mnie to gry godne dzieciaka, wpedzali mnie w poczucie winy, krecili w momencie gdy ja sie rzetelnie wywiazywalem z obowiazkow. Do samego konca, nie wiem jak ale czuli ze moga mi wejsc na glowe. Siebie usprawiedliwiali stawiajac mnie w roli "sprawcy" z powodu rezygnacji. Gdzie jeden z agentow ochrony powiedział mi "dobrze zrobiles". Wyp********. Szef napewno wiedzial o ich grach a mnie pyta dlaczego zrezygnowalem. Ja im tylka nie obrabialem a doszło do tego ze moje slabosci wyorzystywal prezes kktorego dobrze ocenialem. Jadac po pieniadze gdy potencjalnie troche bezpieczniej sie czulem jednego z dnich przycisnalem, zaczeli lawirowac mowiac ze bedzie szef gdy wiedzieli ze dlugo nie bede czeał bo mnie znaja. Gdy pojechałem, telefon ze szef czeka ze za 30minut moze go nie byc kiedy prezes pozniej mowi przeciez czekalem na pana : / Robili to mowiac kolokwialnie "bez mydla". Odbiegajac od tematu gdybym czul sie lepiej to jednemu z tych frajerow dalbym po pysku. Za brak zasad, kregoslupa moralnego. Wiekszego gowna w postaci czlowieka nie widzialem. Lac tylko lac...
Jak sie chwile zastanowilem to mam tam byc w poniedzialek i odpowiem prezesowi niech sie pan zapyta koordytnatora dlaczego "zrezygnowalem, napewno panu odpowie". Mysle ze do frajerskich mord to dotrze.
Pozniej sasiadka czuje ze troche fixuje zagaduje z przekasem, wchodzi na glowe. Ja pie***** nie mam siły zyc.
Kiedys bylem pewny siebie, dbalem o swoj interes a teraz ciezko mi sie nawet zwrocic z pytaniem np. na temat wykonywanej pracy bo mam wewnetrzna potrzebe perfecjonizmu. To pozniej nakreca na jeszcze wyzsze obroty...Zaczynam studia rezygnuje, zaczynam 1 prace nie chca mnie, zaczynam 2 nie ogarniam rezygnuje, 3 rezygnuja ze mnie, 4 gdzie jestem ok to wspolpracownicy frajerzy. Bez zasad noszacy tytul "kwalifikowanego pracownika ochrony"
A nastepna sprawa ktora juz nie moze czekac to brak wsparcia mentalnego, duchowego, jak wlasna rodzina w momencie paniki mowi "uspokoj sie jestes facetem" Ja mam w sobie duzo empatii, wiele rzeczy waznych zrozumiałem a ciagle mam pod gorke. Jestem caly czas do dyspozycji babci ktora ma mnie na kazde zawolanie, aja od nich ?? Brak jaiegokolwie zrozumienia. Nie odzywam sie jais czas (co juz jest sucesem) do matki to dostaje sms "gniewamy sie". Sama bierze leki na depresje a czlowiea w podobnych stanach nie potrafi zrozumiec? Zawsze slyszalem poczeaj przejdzie, minie, zdaje ci sie. Otoz nie , patrzac o biektywnie gdybym sluchal siebie i MIAL SILE DO WALKI, poczucia sensu zycia (ktorego JUZ nie ma..) to bym sobie radził. Mam zakorzenione problemy ktore ujawnialy sie juz w dziecinstwie, ale ja sie dziwie jak ja sobie jeszcze nie odebralem zycia przechodzac TYLE niepowodzen...Po tej ostatniej straconej pracy stan ktorego nie mialem chyba nigdy. Czulem sie doslownie jak przegrane zero...
Tym postem naswietlilem sprawe, prosze o komentarze, beda cenne od tych samych ktorzy przechodza takie konflikty. Wpadam w mechanizm blednego kola, nie wplywam na uczucia, nie panuje nad lekami.
Nie wiem co tu jeszcze dodac zeby odzwierciedlilo moj stan i to co sie we mnie dzieje..
!SERDECZNE POZDROWIENIA DLA SCHOROWANYCH!
pitersonic
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 208
Rejestracja: 4 lutego 2018, o 08:08

29 kwietnia 2018, o 08:20

Tak sie zaastanawialem i widze ze jestem potwornie zestresowany, objawia sie to ataki paniki,napieciem glownie w pracy, jezu nie potrafie sobie z tym poradzic i jak tu zyc??
Awatar użytkownika
atypowy
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 51
Rejestracja: 2 maja 2018, o 17:59

5 maja 2018, o 23:25

Przede wszystkim nie przejmuj się. Ludzie są wredni, często szukają okazji jak tu komuś dowalić, wyżyć się za swoje frustracje i problemy. Każdy prędzej czy później spotyka się z takimi zachowaniami. Stawiaj swoje dobro na pierwszym miejscu. Praca to tylko praca. Jak nie ta to inna. Nie patrz jak Cię ludzie oceniają, bo tym nigdy nie będziesz zadowolony. Ludzie upatrują w innych słabości, żeby przed sobą wytłumaczyć swoje. Ciężko u nas o dobrego pracodawcę, ale głowa do góry - z rynku pracodawcy w Polsce zaczyna się robić rynek pracownika. Będzie tylko lepiej. W każdej branży. Mało ludzi z nerwicami dostaje wsparcie od bliskich. U wielu wręcz oni ją wywołują. A fakt, że przeszedłeś w życiu przez tyle niepowodzeń czyni z Ciebie bardzo silną osobę. Tak powinieneś do tego podchodzić bo taka jest prawda. Masz teraz gorszy okres. Przeczekaj go.
Siły i powodzenia życzę.
Wróg, którego nie widać, zawsze wydaje się najbardziej przerażający.
Jeśli cel przyświeca, sposób musi się znaleźć.
Awatar użytkownika
Formenos
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 239
Rejestracja: 14 maja 2018, o 08:37

15 maja 2018, o 15:52

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce....:-)

Nie, nie było to tak dawno temu, chociaż osobowość lękowa miałem pewnie od zawsze i od zawsze skutecznie ją w sobie tłumiłem. Nadopiekuńcza matka, ojciec, który miał dystans i nie bardzo wiedział jak się odnaleźć w roli rodzica, często reagując agresją - to piękne środowisko dla rozwoju podstaw przyszłego zaburzeńca.
W czasach szkoły średniej regularnie paliłem trawę, kilka razy brałem LSD, grzyby - amfa, kok, próbowałem prawie wszystkiego - czasem tylko miewając większy niepokój po zarzyciu - nigdy dół, czy jakieś silniejsze lęki.
W trakcie studiów pozostawałem przy sporadycznym paleniu trawy i weekendowym piciu alkoholu w raczej dużych ilościach. Po studiach trawę paliłem juz niezwykle rzadko - raz w roku, natomiast alko dalej regularnie w weekendy :-)

Właściwy początek przed 'zapalnikiem' nerwicy w moim przypadku datuję na maj 2014 roku - początek ciężkiej i nieuleczalnej, a zarazem niezwykle rzadkiej choroby neurologicznej mojej żony, która w ciągu kilku dni od ataku powoli traciła sprawności fizyczną. Doskonale pamiętam jak zostawiłem ją w szpitalu w innym mieście jeszcze w miarę sprawną i gdy wróciłem po 3 dniach musiałem ją zanieść do łazienki, ponieważ nie była w stanie zrobić nawet kroku. Pamiętam dokładnie bardzo silny lęk i uczucie przerażenia, bezsilność i uczucie braku kontroli. Potem przez około 1,5 roku koszmarne diagnozowanie, każdy wolny moment spędzany w szpitalach. Lekkie poprawy i nawroty choroby żony i ja w tym wszystkim z przekonaniem, że ogarnę TO sam i dam radę bez żadnego wsparcia. Dziś wiem jak nierozsądne to było założenie...
Dodatkowo zacząłem nagradzać sobie trudy życia alkoholem - w dzień praca, potem szpital i opieka na żoną, a wieczorem alko. Oczywiście klasyk,najpierw dwa piwka, potem coś mocniejszego i tak przez prawie 3 lata...
Po półtora roku zmagań z diagnozą mojej żony - orzeczono właściwą chorobę, której nazwy nie wymienię, bo i tak nikt z Was o niej nie słyszał i zastosowano sterydoterapię, która spowodowała szybki regres choroby. Dodam, że szczęśliwie od prawie 3 lat moja żona jest stabilna :-) Ja natomiast po jej wyzdrowieniu dalej piłem - tym razem ze szczęścia. W dzień praca i obowiązki - wieczorem nagroda. W pracy brałem na siebie wszystko i stawiałem sobie coraz większe wymagania. Wszystko musiałem mieć dopięte na 140% - wieczna presja na siebie samego, a wieczorem nagroda w postaci kilku drinków... i tak do 17 lutego 2017 roku, kiedy po tygodniowym ostrzejszym dawaniu w palnik, w ciągu dnia w pracy na ostrym kacu oczywiście poczułem się jakoś dziwnie, jakbym nagle odpływał. Zamknąłem się w salce konferencyjnej i przez 40 minut przeżyłem pierwszy w swoim życiu mega napad paniki. Zwolniłem się wcześniej do domu, wróciłem i zastanawiałem się co to było? Skok ciśnienia? Może coś z sercem od tego picia? Zacząłem analizować i doszedłem do wniosku, że zmniejszę ilość spożywanego alkoholu, to będzie lepiej. Dodatkowo wykonałem różne badania i oczywiście wszystkie wyszły idealnie.Czasem miewałem stany podwyższonego napięcia i lęku, ale do kolejnego napadu paniki nie dochodziło i tak przez kolejne 4 miesiące - piłem mniej, ale na kacu zawsze był lęk przed napadem paniki, aż w końcu w czerwcu '17 na kolejnym większym kacu będąc w centrum handlowym poczułem poznane już wcześniej uczucie - zaraz zemdleję, zaraz zwariuję, zaraz coś mi się stanie :-) Ten drugi atak był już mniej intensywny i trwał około 20 minut, natomiast spowodował, że wpadłem w błędne koło lękowe. Do tego doszła bezsenność. Zacząłem szukać w necie i dosyć szybko dotarło do mnie, że te dwa 'dziwne' zdarzenia, to nie kwestia zdrowia fizycznego, tylko psychicznego. Dotarło do mnie, że miałem zwyczajne ataki paniki. Szybko zdecydowałem się na wizytę u psychiatry i gdy opowiedziałem mu swoją historię postawił diagnozę uzależnienia od alkoholu - pytając mnie tylko, czy kiedykolwiek miałem napad paniki kiedy kilka dni nie piłem - odpowiedziałem, że nie i z receptą na lek nasenny dostałem skierowanie na psychoterapię uzależnień. Zarówno mój lekarz prowadzący jak i psychoterapeuci długo utrzymywali, że moje zaburzenia lękowe miną przy dłuższej abstynencji - niestety mylili się ponieważ błędne koło lęku zataczało coraz szersze kręgi i tak z objawów pojawiły się: uciski w głowie, światłowstręt, lęki przed lękami, lęki przed nowymi objawami, lęki przed kontaktami z ludźmi.

Od samego początku postanowiłem nie unikać sytuacji lękowych i konsekwentnie starałem się ryzykować i tak w ciągu ostatnich 15 miesięcy podejmowałem turbo wyzwania jak na nerwicowca:
- zmieniłem pracę po 5 latach - wróciłem do korporacji i zajmuję się sprzedażą (wiecie jaki to stres)
- urządzałem drugie mieszkanie
- moją pasją są góry, więc po 2 miesiącach od drugiego i dzięki Bogu ostatniego ataku paniki, wszedłem na 3 szczyty w Tatrach - każdy ponad 2 tysiące metrów

Wszystkie powyższe rzeczy udało mi się osiągnąć ponieważ od samego początku intuicyjnie wiedziałem, że nie mogę zacząć ulegać iluzji lęku, że jak zacznę wycofywać się z życia, to będzie coraz gorzej. Wszytko robiłem wolniej, bo w nasileniach zaburzenia, ale wychodzenie na przekór lękowi, ignorowanie go i ryzykowanie powodowało, że objawy słabły i czułem się lepiej. Niestety miałem problem z akceptowaniem tego, że gorzej się czuję i wciąż zadawałem sobie pytanie: kiedy to minie? W marcu tego roku miałem znaczne nasilenie objawów i lęki zaczęły się pojawiać w sytuacjach, w których wcześniej były słabsze lub nie było ich wcale i po 9 miesiącach bez leków postanowiłem zrobić sobie 'wakacje" od nerwicy i obecnie od 6 tygodni jestem na antydepresancie, który w 97% stłumił wszystkie objawy zaburzenia. Nadmienię tylko, że nigdy nie miałem DD, a ataki paniki wystąpiły tylko dwa razy. Natomiast pełno natrętów i leków przed lękiem - tego miałem całe mnóstwo :-) Oczywiście na samym początku był mega lęk przed chorobami psychicznymi i w ogóle ludźmi chorymi psychicznie, ale skutecznie się tego pozbyłem. Po prostu zdałem sobie sprawę, że ciepią tylko i wyłącznie moje emocje i jestem w pełni świadomy tego co się dzieje, więc nie jestem psychicznie chory.

Generalnie ostateczną diagnozę zaburzenia lękowego usłyszałem dopiero 2,5 miesiąca temu - wcześniej utrzymywano, że moje lęki związane są z uzależnieniem i traumatycznymi przeżyciami. gdybym wcześniej trafił na to forum i miał pełną jak dziś świadomość swojego zaburzenia, skończyłbym odburzanie wcześniej. Dziś wiem, że po odstawieniu leku, będę musiał świadomie skończyć proces, który dzięki zwyczajnej intuicji i uporowi realizowałem wcześniej. Gdy analizowałem 25 etapów nerwicy Waszego autorstwa okazało się, że udało mi się osiągnąć bez leku punkt 17 w tej skali, a lek przerzucił mnie do punktu 23. jakie było moje szczęście gdy zerknąłem na punkt 18 i z pełnym spokojem stwierdziłem, że mi nic nierwąca nie zabrała, niczego przez nią nie straciłem, więc ten konkretny punkt mnie nie dotyczy :-)

Dziś zgłębiam wiedzę dzięki Zaburzonym - na prawdę Wielki Szacunek dla adminów, za to, co zrobiliście dla wszystkich nerwicowców - Odburzeni Praktycy dla jeszcze Niedoburzonych! Coś niesamowitego! :-)
Przygotowuję się do dalszego działania po odstawieniu leku, by osiągnąć kolejny cel - pełną stabilność psychiczną, czego i Wam wszystkim życzę.

Pozdrawiam serdecznie,
Formenos
"A Ci, którzy tańczyli zostali uznani za szalonych przez Tych, którzy nie słyszeli muzyki"
Awatar użytkownika
Laurka2018
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 382
Rejestracja: 22 marca 2018, o 14:59

24 maja 2018, o 08:33

Cześć,

Napisze i ja .

W momencie gdy pisałam maturę zginął w wypadku samochodowym mój chłopak, którego bardzo kochałam. Jego śmierć uświadomiła mi że istnieje wogole takie coś jak śmierć. Wcześniej nie miałam z tym do czynienia.

Poszłam na studia i nagle coś mi się takiego porobiło że myślałam że umieram. Przestraszyłem się śmierci i tego za ja również mogę umrzeć. Zaczęłam się źle czuć. Moje dolegliwości skupiały się głównie na brzuchu ale raz wylądowałam również na SORze z sercem. Chodziłam po lekarzach, robiłam mnóstwo badań, odwiedzałam regularnie pogotowie , 2 razy leżałem w szpitalu. Byłam też u onkologia który dla świętego spokoju wysłał mnie na rezonans ale nic nie wyszło. W końcu mój lekarz do którego chodziłam średnio co drugi dzień przepisał ni leki przeciwpadaczkowe i pomału się to wszystko wyciszyło.

Między czasie zajęłam się życiem, wyszłam za mąż, urodziłam dziecko, rozwiodłam się, skończyłam studia, znalazłam pracę, wyprowadzilam się od rodziców. Ogólnie - żyłam. Oczywiście lęk i niepokój wciąż mi towarzyszył j często chodziłam do lekarza ale odpuszczalam bo i tak czasu za bardzo nie było.

Po urodzeniu drugiego dziecka zaczęło się że mną dziać coś nie dobrego. Bolała mnie głowa bardzo i naczytałam się o guzach mózgu i tętniakach . Wtedy po raz pierwszy w życiu dostałam ataku paniki. Coś okropnego. Zrobiłam dużo badań. Prywatnie . Na rezonansie wyszły ogniska niedokrwienne w mózgu. Wyczytałam w Internecie sobie SM. 4 lekarzy wykluczylo SM. Ja wciąż drążyłam temat. W końcu zaczęłam skupiać się na bólach pod żebrem. Wmówiłam sobie raka żołądka lub też możliwe że płuc. Między czasie przestała mnie boleć głowa. Po gastroskopi i usg brzucha darowałam sobie tego raka . I zaczęłam się znów zastanawiać nad SM. Przeczytałam gdzieś że takie zmiany mogą występować przy boleriozie . Miedzy czasie gdzies wałkowałam temat białaczki i robiłam morfologię co tydzień. Zrobiłam wszystkie testy na bolerioze - ujemne. Ktoś mi nagadal o toczniu i nagle zaczęły mnie boleć stawy i kości. Załamałam się . Zrobiłam na własną rękę po wywiadzie w Google test ANA - pozytywny ! Totalny odlot. Nie wychodziłam z łóżka . Między czasie przerabialam raka kości którego podobno nie mam. Wizyta u reumatologa i kolejne badania. Badanie na poszczególne choroby (m.in.tocznia ) czyli tzw. panel immunologiczny wyszedł ujemny, ale gdzieś się tam dogrzebala czynnika reumatycznego i zostałam zamknięta w limbo "do obserwacji " . Swoje wyniki i skonsultowałam z innym lekarzem przez internet który napisał że takie wyniki nie świadczą o chorobie i mogę z nimi być zupełnie zdrową,. Ale ten poprzedni "do obserwacji " . Koleżanka mi doradza wizytę u innego reumatologa ale ja się boję... co ciekawe to po odebraniu wyników że strachu przeszły mi bóle (!) . Ale już byłam w takim stanie psychicznym że nie wytrzymałam i poszłam do psychiatry.

Stwierdził u mnie depresję.

Trudno się dziwić.

Przy okazji tych wszystkich badań wyszło że mam problem z kręgosłupem i może się okazać że będę miała operację. Co dobiło mnie totalnie. Wgniotło mnie w materac .

Obecnie cały czas myślę o chorobie i umieraniu. Jestem przerażona i załamana. Biorę mirton i oriver. Na razie bez skutku. Boję się przyszłości. Straciłam umiejętność życia totalnie .

To jest moja historia. Przepraszam że pisze na forum nerwicy mimo że zdiagnozowano u mnie depresję. Ale od początku z wami się dzieliłam wszystkim i związałam się z forrumowiczami. Chyba nie jestem jeszcze gotowa przenosić się do "depresji " .

Pozdrawiam,

Laura.
Nie umiem powiedzieć słowem
Nie słowem tęsknię
Ale rękoma
Zamykajacymi przestrzeń
Ale krwią
Opływającą ręce
ewagos
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 373
Rejestracja: 12 kwietnia 2016, o 19:24

24 maja 2018, o 14:29

Laurka a jakie to ma znaczenie nerwica czy depresja.Każdy w nerwicy ma i depresje ,bo jak tu się dobrze czuć jak się człowiek ciągle boi.Mam nadzieję ,że w końcu leki zadziałają i poczujesz się lepiej.Myślę też ,że jeśli masz czas to dobra była by i terapia, no i ja uważam ,że lepiej wrócić do pracy niż siedzieć w domu, zawsze między ludżmi to człowiek trochę zapomina o tych swoich lękach .Pozdrawiam ;)
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

20 czerwca 2018, o 12:36

Hej.

To może ja napiszę swoją historię. Trochę się rozpiszę ale mam nadzieję, że ktoś przeczyta ;p Postaram się jak najkrócej.

Zaczęło się kiedy byłem dzieckiem. Z kolegami jeździliśmy na rowerach. W pewnym momencie zerwał się okrutny wiatr i burza. Pamiętam, że bardzo się przestraszyłem tego zjawiska (to mogło aktywować u mnie nerwice) i pojechałem szybko do domu. Następny czas spędziłem na wpatrywanie się do okna w przerażeniu na kołyszące się drzewa i burzę. Od tamtej pory panicznie bałem się wiatru, burzy, tornada itp. Kiedy przychodziła burza i wiatr stawałem w osłupieniu przed oknem lub leżałem w łózku i powtarzałem w głowie rytuały mające uchronić mnie przed silnym wiatrem. Pojawiały sie natrętne myśli co może się stać przez ten wiatr. Powtarzałem słowa zaprzeczające tym myślom „Nie, Nie, Nie”. No ale jak wiatru nie było, to mogłem żyć spokojnie. Po jakimś czasie przestałem się tak bać wiatru ale wtedy zaczęłu się fobie na temat końca świata, wojny, itp. Nie pamiętam od kiedy przeskoczyłem na te fobie ale wtedy w myślach pojawiały się rytualne słowa mające uchronić nie przed tymi wydarzeniami. Wtedy nerwica nie była jakaś duża. Od czasu do czasu wykonywałem te rytuały jak pojawiały się natrętne myśli ale nie było jakoś tragicznie. Dało się żyć. W czasach szkoły średniej poznałem dziewczyne. Później jakoś zaczęły się natrętne myśli związane z rozstaniem z nią. Nie pamiętam, czy w tym okresie miałm jakies inne natrętne myśli ale dobrze pamiętam, że ta jedna była na pewno. Wtedy też na rytuałach w myślach, liczeniu, dodawaniu liczb i liter, itd się nie skończyło. Zacząłem praktykować rytuały mechanicznie. Dotykanie przedmiotów i ludzi w okreslony sposób w określonych miejscach, robienie rzeczy w odpowiedniej kolejności, odpowiednie chodzenie po chodniku, mruganie oczami, patrzenie się na różne rzeczy w odpowiedniej kolejności i różne absurdalne rzeczy. Wszystko to po to, żeby nic złego sie nie stało. Wtedy natręctwa zaczęły mi juz bardzo przeszkadzać, bo czasami nawet parę godzin wykonywałem rytuał, bo nie mogłem go dobrze zrobić. Za trudny był czy co ;p. Wkurzyłem się i postanowiłem olać nerwicę i przestałem robić te wszystkie rytuały. Czasami robiłem chyba nawet na przekór im. Najśmieszniejsze jest to, że jakiś czas później rozstałem się z tą dziewczyną ale szybko do siebie wróciliśmy i żyjemy sobie dobrze do teraz ;p. Udało mi sie okiełznać bardzo nerwicę i chociaz nie wyleczyłem się z niej w 100% to dało się fajnie żyć. Od czasu do czasu pojawiały sie natrętne myśli i rytuały ale nie były już tak męczące. Także nerwica natręctw towarzyszy mi do teraz i muszę sie jej pozbyć do końca, bo nie wiem czy przez nią czy poza nią ostatnio dokucza mi bardzo nerwica lękowa.

Z nerwicą lękową zaczeło się w okresie studiów. Pewnej nocy doznałem uczucia niepokoju w klatce i kołatania serca. Pojechałem na następny dzień do lekarza i niczego złego się nie dopatrzył. Kilka dni później pojechałem zrobić badania serca, czyli ekg, ekg wysiłkowe, echo. Wszystko wyszło w najlepszym porządku. Uspokoiłem się i żyłem sobie długo spokojnie. Jakiś rok temu zaczęły mi doskwierać bóle głowy, uciski, kłócie w głowie. Wybudzało mnie to ze snu. Pojechałem do lekrzasz. Zbadał mnie i powiedział, że wszystko ok tylko ciśnienie mam podwyższone ale nie jakieś wysokie oraz podwyższony cholesterol trochę i żebym o to zaczął dbać żeby nie mieć problemów w przyszłości na tym punkcie. Dał mi również Belergot na uspokojenie. Jakiś czas od tej wizyty mierzyłem codziennie ciśnienie (na polecenie tego lekarza) i pilnowałem żeby nie jeść dziadostwa. Jednak bóle głowy nie ustąpiły. Kiedy budziłem sie w nocy z bólem głowy i mierzyłem ciśnienie, to było podwyższone bardziej. Normalnie w ciągu dnia miałem prawidłowe albo prawidłowe podwyższone. Oczywiście naczytałem się o rakach, tętniakach i innych chorobach głowy i postanowiłem zrobić sobie rezonans. Po zrobieniu rezonansu wszystko wyszło w najlepszym porządku. Dolegliwości z głową natychmiast przestały mi dokuczać.

Tak więc znowu żyłem sobie parę miesięcy spokojnie. Jakiś miesiąc temu mialem taki tydzień imprezowy. Jeden dzień przesadziłem z alkoholem, potem w tygodniu trochę piw, a na następny łikend dwudniowe wesele z dużą ilościa alkoholu ;p. W dzień po weselu wstałem zmarnowany i poszedłem pracować na komputerze. W pewnym momencie naszedł mnie bardzo duży lęk. Serce przyszpieszyło bardzo i panicznie zacząłem bać się o życie. Pojechałem do szpitala. Zrobili mi ekg, zbadali krew. Wszystko wyszło dobrze. Podali mi kroplówkę z elektrolitami i glukozą i powiedzieli, że to spadek elektrolitów mógł być po cięzkim tygodniu i weselu. Pojechałem do domu i dwa dni było ok ale w nocy w trzeci dzień nie mogłem spać, czułem ucisk w klatce, który też mnie wybudzał. Pojawił sie potem też taki atak paniki ale mniejszy. Na następny dzień pojechałem do lekarza. Zbadał mnie i znowu wszystko wyszło dobrze. Dał mi lek na zmniejszenie tętna i znowu Belergot na uspokojenie. Prawie 2 tygodnie było dobrze. Potem jednak lęki wróciły. Coraz częściej czułem ucisk w klatce i gardle. Cały czas bałem się o zdrowie i życie. Bałem się, że coś mi jest. Bardzo chciałem żyć i bałem się na myśl, że może mi się coś stać. Nie mogłem spać dłużej niż 7 godzin chociaż kiedyś lubiłem długo spać. Wstawałem rano i od razu nachodził mnie stres i lęk. W jeden dzień ucisk w klatce i gardle coraz bardziej się nasilał aż się przestraszyłem i pojechałem do tego lekarza. Zrobił mi ekg i wszystko wyszło dobrze. Powiedział, że mam większe tętno i powiedział, że mam wziąć ten lek na obniżenie tego tętna (wcześniej nie wziąłem tego leku bo sie bałem ;p) i przepisał mi Pramolan na uspokojenie. Powiedział mi, że mi nic nie jest i jestem zdrowy. Przyznałem się, że wybieram się na badania serca. On na to, że to będzie strata kasy ale jak mnie to ma uspokoić to żebym zrobił. Tak więc pare dni później pojechałem zrobić badania krwi, ekg, ekg wysiłkowe, echo serca oraz holtera ekg. Wszystkie badania wyszły bardzo dobrze. Kardiolog powiedział, że z sercem wszystko w porządku. Pokazałem później te badania mojemu lekarzowi, który zaczął mi to tłumaczyć po swojemu i uspokajac, że te wyniki sa super i naprawdę jestem zdrowy. Powiedział, że to od nerwów i albo sobie z tym sam poradzę albo przepisze mi antydepresanty jakieś.

Te badania mnie uspokoiły trochę ale jeszcze później przewertowałem internet i chyba przeczytalem wszystko o wszystkich chorobach i nowowtworach.

W ostatnim czasie miałem robione 4 razy zwykłe ekg w różnych chwilach, ekg wysiłkowe, 24 godziny holtera, echo serca, 2 razy badanie krwi, byłem u kardiologa, 3 razy u lekarza rodzinnego, raz w szpitalu. Wszystko wyszło dobrze. Trochę po tych badaniach jestem spokojniejszy ale mimo tego dalej nie mogę dłużej spać. Wstając rano od razu nachodzi mnie lęk (nie jest tak silny jak przed badaniami ale ciągle jest), codziennie rano biegunka, praktycznie cały czas towarzyszy mi ucisk w klatce i gardle, lęk i stres. Wczoraj znowu miałem atak paniki ale mały. Zauwazyłem, że po wypiciu trochę alkoholu jest mi lepiej i nie czuję tak ucisku już.

Muszę zlikwidować całkowicie nerwice zarówno natręctw jak i te lęki, bo to okropieństwo.
lens
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 91
Rejestracja: 18 czerwca 2018, o 20:21

21 czerwca 2018, o 00:42

Cześć,
napiszę parę słów co mi się przytrafiło. Niestety nie do końca rozumiem jeszcze ten mechanizm, cały czas czytam i pogłębiam swoją wiedzę ale to wszystko jest dla mnie bardzo dziwne i na chwilę obecną niewytłumaczalne ale od początku.... Wszystko zaczęło się czwartek tydzień temu. Po powrocie z pracy czułem się jakiś taki skołowany, jakby osłabiony, ospały i w ogóle taki nieswój, do tego skakał mi cały dzień mięsieć na ramieniu. Postanowiłem, że strzelę sobie drinka na dobry sen, w rezultacie strzeliłem dwa ale nie dopiłem drugiego, bo zwyczajnie mnie siekło. Poszedłem spać i obudziłem się w piątek nad ranem generalnie wyspany ale ze strasznym kacem (po niecałych dwóch normalnych drinkach - no szok). Ból głowy, ból oczodołów, helikopter, mdłości - no wiadomo. Około 11h jakoś doturlałem się do sklepu by kupić alkomat, bo aż nieprawdopodobne było jak mnie ten drink sponiewierał. Oczywiście wynik wskazywał, że jestem trzeźwiutki ale samopoczucie to była masakra. Tego dnia dochodziłem do siebie, trochę pospałem w ciągu dnia i w ogóle regeneracja. Wieczorem czułem się już normalnie i normalnie też już bez paliwa poszedłem spać. Sobota rano budzę się i nie wiem co jest, czuję się jak pijany a w planach grill, którego nie mogę odmówić. Tego dnia w ogóle nie piłem, na grillu czułem się zupełnie nieobecny, bolała mnie szyja i kość policzkowa z prawej strony. Myślałem byłem, że to ząb ale jakoś ciężko było mi w to uwierzyć, bo znam stan swojego uzębienia i nic nie wskazywało na to. Wróciłem ledwo co wychodząc wcześniej i zasłaniając się bólem zęba. W domu jakby przeszło ale jeszcze nie wiedziałem, że najgorsze przede mną. Niedziela rano a ja ledwo dysze, głowa już nie bolała ale uczucie jakby mi ktoś usiadł na klatce piersiowej, do tego uczucie gorączki a temperatura 35,7 stopnia czyli osłabienie. Znowu to uczucie otępienia, senności i miałem normalnie mokre stopy. Myślałem, że umieram na serce. Ciężki oddech towarzyszył mi do końca dnia. W poniedziałek zrobiłem Ekg, Echo serca i test wysiłkowy. Wszystko bardzo dobrze, do tego badania na krzepliwość krwi, pełną morfologię z rozmazem, alty, aspaty, cholesterol itp. Wszystko ok. W wtorek wszystko ok, tak jakby nic się nie stało, czułem się rewelacyjnie, środa podobnie. W czwartek czyli dziś znowu jakieś dziwne uczucie jakby nieobecność, szumy w uszach i zatkane, spadek mocy w rękach a nogi chwilami jak z waty, do tego potliwość i skaczące mięśnie mimo suplementacji magnezu i elektrolitów od kilku dni. Kardiolog mi powiedział, że to na tle nerwowym, mi ciężko w to uwierzyć ale sam nie wiem a co Wy na to?
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

21 czerwca 2018, o 07:47

Brzmi jak na tle nerwowym. Sam sobie musze jeszcze tlumaczyc ze jezeli badania wychodza dobrze i to nie jedno tylko zawsze jak sie badasz, lekarz mowi ze jestes zdrowy, to tak jest. Trzeba uwierzyc w to bo jakby cos bylo nie tak to by to wyszlo na badaniach a juz na pewno na takich kompleksowych.
Awatar użytkownika
atypowy
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 51
Rejestracja: 2 maja 2018, o 17:59

13 lipca 2018, o 19:05

Witam. Zastanawiałem się gdzie to napisać, bo przechodzę obecnie pewien kryzys... Ale uznałem, że i tak warto streścić całość mojej choroby.
Podłoże pewnie znajduje się dużo wcześniej, jak u każdego z nas, ale choroba jako taka dotknęła mnie 1,5 roku temu. Zaczęło się od ataku paniki, potem parę dni w nerwach, 2-3tyg spokoju i tak w kółko. Trwało to gdzieś pół roku, po którym przyszły chyba 4 miesiące spokoju. Nerwica zaczynała mnie wtedy łapać w niektórych momentach: spory stres, a więc pewne objawy i nakręcanie się nimi. A to wyjazd służbowy, wyjazd na wakacje i inne mniejsze sytuacje jak pobyty w galeriach handlowych (duże przestrzenie). Przyszła zima, a więc "dół nastrojowy" - non stop deszcz, zimno, ciemno, nie chce się wychodzić z domu. I tak choroba sobie trwała. Ze względu na przechodzenie jej przez bliską mi osobę praktycznie równocześnie, byłem świadom co mi jest. Jednakże nic z tym nie robiłem, gdyż nie paraliżowało to mojego życia aż tak bardzo.
Zrobiłem sobie badania - wyszły super, więc przez pewien czas byłem jak nowo narodzony. Jak przestałem się bać, to przychodziły wszelakie objawy: przede wszystkim zawroty głowy, trochę problemów z układem pokarmowym - wszelakich, ogólne spięcie organizmu, nadmierna potliwość, itp, itd... Tak sobie choroba postępowała, a ja sobie tkwiłem coraz bardziej wycofany, zazwyczaj przebywałem w domu, poza pracą wychodziłem rzadko. Nie odcinałem się społecznie. Akurat moi znajomi porozjeżdżali się po Polsce, albo bardzo dużo pracują i rzadko mamy czas na spotkanie.
Kryzys i przełom przyszedł w momencie, kiedy któryś dzień z rzędu miałem potworne zawroty głowy, do tego otępienie i osłabienie. Myślałem, że mdleje. Wylądowałem na SORze, zrobili mi podstawowe badania, pełen wywiad lekarski, tomograf - wszystko super. Tego samego dnia dostałem wypis i zwolnienie na kilka dni. Prawie tydzień przesiedziałem w domu jednocześnie robiąc dalsze badania, które oczywiście też wyszły dobrze.
W międzyczasie dotarłem do kanału DivoVica, który spowodował u mnie olbrzymi postęp. Poukładało mi się w głowie. Potem dotarłem na forum, popisałem, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Kolejny progres. Byłem tu dosyć krótko, gdyż nerwica na prawdę zaczęła ustępować. Wróciłem do solidnych treningów fizycznych, zacząłem mniej pić alkoholu (jako jedyny wcześniej pomagał, oczywiście chwilowo, ale nie miałem żadnego problemu z niepiciem). Wziąłem się trochę za życie, zacząłem planować dalsze kroki (m.in. ślub, kredyt na dom...)... Pomyślicie, że zaraz napiszę, że sukces. Otóż nie. Praktycznie z dnia na dzień zostawiła mnie narzeczona, z którą byłem 1/3 mojego średniej długości życia. Dużo spraw się do tego przyczyniło, w tym moja nerwica, o której wiedziała.
Finalnie ostatnie 2 tygodnie miałem lekko wyjęte z życia, bo posypały mi się wszystkie plany. Nerwica wróciła ze zdwojoną siłą, doszły chwilowe chandry (stany depresyjne?), problemy ze snem, wrócił alkohol, codziennie. W zasadzie została mi tylko praca. Znajomych mam bardzo dobrych, ale niewielu i mają oni mało czasu. Więc codzienność to praca-dom, a w domu wieczorami nuda. Przede mną przeprowadzka z obecnego, wynajmowanego mieszkania, koczowanie u rodziny, a potem kupno swoich mini 4 kątów, totalny remont i kolejna przeprowadzka. Szukanie nowej osoby, z którą będę układał plany na przyszłość. Czyli mnóstwo stresu. Jednym słowem: dramat.

Jakby ktoś teraz pomyślał, że w takiej sytuacji nie ma nadziei, to mogę wam tylko powiedzieć, że jest. Zaczynam stawać na nogi. Alkohol odstawiłem, zacząłem się orientować w tym co dzieje się dookoła mnie, robię w domu więcej niż wcześniej. Nie odpuściłem treningów, mimo kryzysu - dają odrobinę motywacji życiowej. Cały czas pracuję, intensywniej. Widzę światełko w tunelu w swoim życiu.

Co mi pomogło wyjść z kryzysu życiowego? Nauka nawyków wychodzenia z kryzysu nerwicowego. Nauka akceptacji, polegania na samym sobie, robienia czegoś dla siebie. Cały czas nabijam wyświetlenia forumowego kanału na youtube.

Ze względu na niewielki kontakt z innymi ludźmi pewnie będę częściej tu zaglądał.
Jeśli ma ktoś jakieś pytania piszcie śmiało. Z przyjemnością odpowiem. Jeśli ktoś ma jakieś rady - równie chętnie wysłucham.
Pozdrawiam wszystkich tu obecnych bardzo, a przede wszystkim twórców tego nerwicowego "czyśćca", czyli administrację! Ciężko słowami wyrazić ogrom pracy, jaki wykonaliście bezinteresownie dla wszystkich tu zgromadzonych ;)
Wróg, którego nie widać, zawsze wydaje się najbardziej przerażający.
Jeśli cel przyświeca, sposób musi się znaleźć.
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

13 lipca 2018, o 19:12

atypowy Bardzo wartościowy wpis !!! Oby więcej takich na forum . :lov:
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
TheNiczi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 18 lipca 2014, o 21:24

26 lipca 2018, o 22:58

Hej wszystkim,
Na forum jestem chyba od 2015 roku czyli od początku mojego leczenia. Dużo by tu pisać ale ogólnie to przez te 3 lata ciągle jestem pod kontrolą psychiatry, miałam przez około rok terapię z Panią psycholog. Co jakiś czas zaglądałam na to forum, czytałam posty ale po dzisiejszym ataku paniki stwierdzam, że chyba czas dać szansę odburzaniu na własną rękę bo jakoś nie mogę się od tej nerwicy uwolnic. Mam wrażenie, że po 3 latach nadal jestem na zerowym poziomie jeśli chodzi o wyleczenie się, akceptację stanu rzeczy. Z roku na rok jest mi co raz gorzej, ataki lękowe są dłuższe, kontakt z ludźmi gorszy. Czy ktoś ma jakieś rady od czego zacząć ? od filmików na YT ? od czytania na forum ?
" Tylko ludzie ogarnięci obsesją przejmują się obsesjami "
Awatar użytkownika
Formenos
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 239
Rejestracja: 14 maja 2018, o 08:37

26 lipca 2018, o 23:14

TheNiczi pisze:
26 lipca 2018, o 22:58
Hej wszystkim,
Na forum jestem chyba od 2015 roku czyli od początku mojego leczenia. Dużo by tu pisać ale ogólnie to przez te 3 lata ciągle jestem pod kontrolą psychiatry, miałam przez około rok terapię z Panią psycholog. Co jakiś czas zaglądałam na to forum, czytałam posty ale po dzisiejszym ataku paniki stwierdzam, że chyba czas dać szansę odburzaniu na własną rękę bo jakoś nie mogę się od tej nerwicy uwolnic. Mam wrażenie, że po 3 latach nadal jestem na zerowym poziomie jeśli chodzi o wyleczenie się, akceptację stanu rzeczy. Z roku na rok jest mi co raz gorzej, ataki lękowe są dłuższe, kontakt z ludźmi gorszy. Czy ktoś ma jakieś rady od czego zacząć ? od filmików na YT ? od czytania na forum ?
Witaj :-)

Miło czytać, że chcesz zmienic postawę z biernej w czynną - z niewolnika w wojownika ;-) Zacznij może od przeczytania historii chłopaków (Victora i Divina). Następnie wałkuj divovica - masz w nim milion narzędzi do wykorzystania w autoterapii/odburzaniu. Dodatkowo zawsze możesz dopytywac ludzi na forum, którzy są w procesie - zawsze chętnie pomożemy.

3mam kciuki!
"A Ci, którzy tańczyli zostali uznani za szalonych przez Tych, którzy nie słyszeli muzyki"
Nelkalenka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 313
Rejestracja: 6 maja 2018, o 22:45

26 lipca 2018, o 23:22

TheNiczi pisze:
26 lipca 2018, o 22:58
Hej wszystkim,
Na forum jestem chyba od 2015 roku czyli od początku mojego leczenia. Dużo by tu pisać ale ogólnie to przez te 3 lata ciągle jestem pod kontrolą psychiatry, miałam przez około rok terapię z Panią psycholog. Co jakiś czas zaglądałam na to forum, czytałam posty ale po dzisiejszym ataku paniki stwierdzam, że chyba czas dać szansę odburzaniu na własną rękę bo jakoś nie mogę się od tej nerwicy uwolnic. Mam wrażenie, że po 3 latach nadal jestem na zerowym poziomie jeśli chodzi o wyleczenie się, akceptację stanu rzeczy. Z roku na rok jest mi co raz gorzej, ataki lękowe są dłuższe, kontakt z ludźmi gorszy. Czy ktoś ma jakieś rady od czego zacząć ? od filmików na YT ? od czytania na forum ?
Hej Niczi,rozumiem Cię...mi samej jest ciezko odbic sie od dna.Niby czytam,niby logicznie wszystko wiem,ale podswiadomosc zyje swoim zyciem i ciezko jest ja przestawic na inny tryb,zmienic nawyki myslowe i przekonania,jesli do tej pory cale zycie byly utrwalane.Jednak sa osoby,ktorym udalo sie tego dokonac,czyli jest nadzieja na to ze i nam sie uda :friend:
Awatar użytkownika
TheNiczi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 18 lipca 2014, o 21:24

26 lipca 2018, o 23:29

Nelkalenka pisze:
26 lipca 2018, o 23:22
TheNiczi pisze:
26 lipca 2018, o 22:58
Hej wszystkim,
Na forum jestem chyba od 2015 roku czyli od początku mojego leczenia. Dużo by tu pisać ale ogólnie to przez te 3 lata ciągle jestem pod kontrolą psychiatry, miałam przez około rok terapię z Panią psycholog. Co jakiś czas zaglądałam na to forum, czytałam posty ale po dzisiejszym ataku paniki stwierdzam, że chyba czas dać szansę odburzaniu na własną rękę bo jakoś nie mogę się od tej nerwicy uwolnic. Mam wrażenie, że po 3 latach nadal jestem na zerowym poziomie jeśli chodzi o wyleczenie się, akceptację stanu rzeczy. Z roku na rok jest mi co raz gorzej, ataki lękowe są dłuższe, kontakt z ludźmi gorszy. Czy ktoś ma jakieś rady od czego zacząć ? od filmików na YT ? od czytania na forum ?
Hej Niczi,rozumiem Cię...mi samej jest ciezko odbic sie od dna.Niby czytam,niby logicznie wszystko wiem,ale podswiadomosc zyje swoim zyciem i ciezko jest ja przestawic na inny tryb,zmienic nawyki myslowe i przekonania,jesli do tej pory cale zycie byly utrwalane.Jednak sa osoby,ktorym udalo sie tego dokonac,czyli jest nadzieja na to ze i nam sie uda :friend:
Ja mam tak, że co jakiś czas ta nerwica się uspokaja, te ataki znikają i myślę sobie yeee już jest ok, a za jakiś czas wystarczy jedna durna rzecz i nagle bum ! i dostaję ataku paniki bo np. nie wiem nie mogę otworzyć butelki. I mam wrażenie, że no ja tak myślę całe życie i jak to zmienic ale biorę się za czytanie i słuchanie ile raz będzie trzeba (kłopoty ze skupianiem się) ;)
" Tylko ludzie ogarnięci obsesją przejmują się obsesjami "
ODPOWIEDZ