Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - hipochondria, strach przed chorobami

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Patryk11994
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 7 czerwca 2020, o 13:53

1 lipca 2020, o 06:59

A ja właśnie się zastanawiam czy to nerwica też mam strasznie napięte mięśnie i też wszyscy mi mówili że nerwy nerwy fakt że mam nerwicę ale na RTG wyszły mi jakieś małe zwyrodnienia i teraz tak mnie bolą te biodra że szok i nie wiem czy to nerwica czy jakaś choroba ..
mademoisele
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 1 lipca 2020, o 21:31

7 lipca 2020, o 13:57

Od czego u was zaczęła się hipochondria? Ja pamiętam, że jako dziecko nie lubiłam słuchać o chorobach, bo od razu bałam się, że coś takiego spotka też mnie. Potem miałam okres spokoju. Teraz od jakichś 2 lat z powrotem wkręcam sobie wszystkie możliwe choroby, miałam już nowotwory, zawały, problemy z sercem, stwardnienie rozsiane... Mogłabym wyliczać cały dzień. Zaczęło się od zakażenia dróg moczowych, które nawracało, a potem to już lawinowo ;) Najgorsze jest to, że jak oleję jeden objaw, to wkręcam się w następny.
Luk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 117
Rejestracja: 8 sierpnia 2020, o 18:56

9 sierpnia 2020, o 06:37

U mnie zaczelo sie gdy powiekszyly mi sie węzły chłonne po chorobie. Zacząłem sobie wmawiać chłoniaka. Popłakałem sie wtedy pierwszy raz od lat, bo w tym okresie akurat nie pracowalem i nie bylem ubezpieczony i to nasiliło moje objawy, balem sie ze trafie do szpitala i rodzice zbankrutuja gdy przyjdzie zaplacic za leczenie szpitalne.
Pozniej juz z tzw. górki - po jakims czasie bole żołądka, ale takie ze spac nie moglem. Wstawalem po nocach i robilem sobie herbatki ziolowe, troche pomagaly, na tyle ze moglem usnac, wiec to nie bylo jakies pierdu pierdu w stylu: mam biegunke i kręci mnie w brzuszku ze stresu. Bylem przekonany ze to cos powaznego. Utrzymywalo sie kilka tygodni a minelo chwile po wykonaniu badania usg heh
DreamOn
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 7 sierpnia 2020, o 08:30

9 sierpnia 2020, o 08:27

Hej,
U mnie hipochondria (i cała nerwica) zaczęła się od okropnych bólów głowy na potylicy. Neurolog po badaniach od razu wiedział, że to nie żaden guz mózgu. Postawił na kręgosłup szyjny plus tło nerwowe. Trafił w dziesiątkę! Po licznych badaniach okazało się, że mam całkowicie zniesioną lordozę szyjną (i właściwie to jedyne fizyczne schorzenie jakie we mnie odkryli).
Aktualnie przechodzę fazę na SM, bo okropnie bolą mnie nogi. W środę mam wizytę u neurologa. Każdą moją przypadłość sprawdzam. Dlatego też od marca przeszłam przez kardiologa, dwóch ortopedów, dwóch fizjoterapeutów, osteopatę, gastrologa, neurologa, a nawet dentystę i angiologa. Co 2 tygodnie średnio robię badanie krwi (morfologia, elektrolity, troponina, tarczyca).
I wciąż doszukuję się nowych objawów.
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

9 sierpnia 2020, o 09:58

DreamOn pisze:
9 sierpnia 2020, o 08:27
Hej,
U mnie hipochondria (i cała nerwica) zaczęła się od okropnych bólów głowy na potylicy. Neurolog po badaniach od razu wiedział, że to nie żaden guz mózgu. Postawił na kręgosłup szyjny plus tło nerwowe. Trafił w dziesiątkę! Po licznych badaniach okazało się, że mam całkowicie zniesioną lordozę szyjną (i właściwie to jedyne fizyczne schorzenie jakie we mnie odkryli).
Aktualnie przechodzę fazę na SM, bo okropnie bolą mnie nogi. W środę mam wizytę u neurologa. Każdą moją przypadłość sprawdzam. Dlatego też od marca przeszłam przez kardiologa, dwóch ortopedów, dwóch fizjoterapeutów, osteopatę, gastrologa, neurologa, a nawet dentystę i angiologa. Co 2 tygodnie średnio robię badanie krwi (morfologia, elektrolity, troponina, tarczyca).
I wciąż doszukuję się nowych objawów.
Takim działaniem tylko napędzasz hipochondrie.. Dopóki nie przestaniesz sprawdzać, robić badań będziesz tkwił w hipochondrii.. Masz zrobione podstawowe badania i jest ok więc odpuść bo tylko będziesz napędzał lęk a umysł wymyśli co dzień nowa przypadłość i będziesz w błędnym kole nerwicowym..
DreamOn
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 7 sierpnia 2020, o 08:30

9 sierpnia 2020, o 10:15

zagrody123456 pisze:
9 sierpnia 2020, o 09:58
DreamOn pisze:
9 sierpnia 2020, o 08:27
Hej,
U mnie hipochondria (i cała nerwica) zaczęła się od okropnych bólów głowy na potylicy. Neurolog po badaniach od razu wiedział, że to nie żaden guz mózgu. Postawił na kręgosłup szyjny plus tło nerwowe. Trafił w dziesiątkę! Po licznych badaniach okazało się, że mam całkowicie zniesioną lordozę szyjną (i właściwie to jedyne fizyczne schorzenie jakie we mnie odkryli).
Aktualnie przechodzę fazę na SM, bo okropnie bolą mnie nogi. W środę mam wizytę u neurologa. Każdą moją przypadłość sprawdzam. Dlatego też od marca przeszłam przez kardiologa, dwóch ortopedów, dwóch fizjoterapeutów, osteopatę, gastrologa, neurologa, a nawet dentystę i angiologa. Co 2 tygodnie średnio robię badanie krwi (morfologia, elektrolity, troponina, tarczyca).
I wciąż doszukuję się nowych objawów.
Takim działaniem tylko napędzasz hipochondrie.. Dopóki nie przestaniesz sprawdzać, robić badań będziesz tkwił w hipochondrii.. Masz zrobione podstawowe badania i jest ok więc odpuść bo tylko będziesz napędzał lęk a umysł wymyśli co dzień nowa przypadłość i będziesz w błędnym kole nerwicowym..

Niby to wszystko wiem, tylko gdy odczuwam faktyczne fizyczne objawy to trudno pozbyć mi się tych negatywnych myśli :((
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

9 sierpnia 2020, o 14:35

Myśli będą dalej ale działanie to podstawa.. Nie mozna gonić na badania ani czytać w Google..
MadamGremlin
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 38
Rejestracja: 4 sierpnia 2020, o 18:18

10 sierpnia 2020, o 08:59

Fiuf... to mój pierwszy post tutaj, a przy okazji ze dwa dni przeglądałam sobie ten wątek po to, by napisać - I can relate :)

Moja hipochondria trwa już od jakichś 10 lat, przy czym przez pierwsze sześć wyglądała tak, że coś tam mnie niepokoiło raz na jakiś czas, troszkę się nakręcałam, ale wizyty u lekarza natychmiast wszystko klarowały i miałam na długo-długo spokój. Zaczęło się o dziwnego, niefajnego uczucia w sercu (czytałam tutaj o "potykaniu", nie wiem do końca, co przez to rozumiecie - bo te odczucia trudno opisać, ale u mnie to uczucie jakby takiego mocniejszego, dziwnego przesunięcia serca, trochę mi się kojarzy z tym, jak czasem jelito się przesunie :D). Zanim to się wydarzyło - na 2 roku studiów, podczas nudnych zajęć, w ogóle bez niczego - postrzegałam siebie jako okaz zdrowia. Trenowałam tenisa, taniec, w ogóle zdrowie nie było dla mnie tematem - nawet, kiedy trafiłam w liceum na oddział onkologiczny w celu wycięcia niezidentyfikowanej sprawy z szyi (która okazała się kaszakiem) - w ogóle mnie to nie przejęło. Bardziej byłam zainteresowana moim nowym chłopakiem i tym, czy mnie odwiedzi po zabiegu (jak również faktem, że znieczulenie ogólne, jakie zastosowali wywołało we mnie poczucie takiej miłości do świata, że do tej pory się zastanawiam, co to było :D). Gdybym musiała przeżyć coś takiego obecnie... matko. Byłabym kłębkiem nerwów.

W każdym razie, przez ostatnie cztery lata mi się te lęki nasiliły i mam poczucie, że moja historia jest klasyczna. Obawy o jakieś nowotwory, czytańsko internetu w temacie objawów (aż podejrzane, że te wszystkie artykuły zawsze wskazują na przerażające choroby), badania to tu, to tam, nakręcanie się byle pierdołą, jakby jej odczuwanie stanowiło zagrożenie życia.

Oczywiście chodzę na terapię, od półtora roku i w pewnym sensie pomaga. Okresów lepszych lub względnych jest sporo, ale ostatnio - ałć. Mam poczucie, że wiele strachów napędziła mi pandemia - nie w kontekście wirusa, a w kontekście tego, że jest utrudniony dostęp do lekarzy. I ta świadomość jest dla mnie trudna. Staram się nie latać non stop po porady i diagnozy, jednak tak jak wszyscy staję przed pytaniem: czy to, co odczuwam jest prawdziwe? Czy wymaga oględzin lekarza? A może mimo nerwicy nabawiłam się w końcu czegoś realnego?

Czytania na necie nie uprawiam odkąd chcąc przeczytać, jak uzupełnić magnez w diecie, trafiłam na artykuł, w którym autor nie omieszkał wtrącić paru słów w ramce o okropnych chorobach dających takie same objawy jak niedobór magnezu. Trochę mnie to, mówiąc wprost, wk*****, bo oczywiście zasiało we mnie kolejne lęki. I tak się z tymi lękami od paru miesięcy bujam, dzięki ramce z tekstu w necie. Zeszłe dwa tygodnie są jak jazda po kolejce górskiej:
- wjeżdżam na pod górkę i tłumaczę sobie - dziewczyno, myślisz o pojedynczych "objawach" w kategoriach diagnozy, nie będąc lekarzem specjalistą. To tak, jakbyś jako turystyczny pasażer stacji kosmicznej zobaczyła na panelu z diodami dwie palące się na czerwono i ze swoim zasobem wiedzy skonstatowała, że albo a) zrobiła się dziura w jakiejś ścianie i rozprzestrzenia się dekompresja b) skończył się tlen. I na tej podstawie biegasz po stacji i panikujesz. Więc chill, nie wkręcaj sobie takich rzeczy zdrowotnie.
- zjeżdżam po górce i słyszę w głowie - ten objaw nie mija od dwóch tygodni. Coś jest nie tak. Pamiętasz te wszystkie informacje na temat SM, które w ciągu swojego życia przypadkiem usłyszałaś lub specjalnie przeczytałaś? No, podejrzane, podejrzane. Zrób badania na te mikroelementy, zobacz co wyjdzie. Wyszły książkowo? No to sama widzisz, przyczyna leży gdzie indziej. Zapisz się na rezonans, to rozwieje wątpliwości. Ale pamiętaj, że przed rezonansem i w trakcie trzeba się porządnie pobać i powyobrażać sobie, jak wchodzisz do jakiegoś gabinetu, a lekarz patrzy na Ciebie ze współczuciem, jakby już przygotowywał się do powiedzenia złych wieści.

Story of my life. Także tak, od dwóch tygodni czuję wibracje we wnętrzu stóp - czasem z przerwami, czasem bez przerw - przechodzą mnie ciary zwłaszcza po lewej nodze, jakby włoski stawały dęba, czasem mam uczucie gorących placków na podeszwach stóp i ogólnie mam wrażenie, że na jednej piszczeli non stop "czuję bardziej" - ale nie jak dotykam, tylko tak po prostu. Umówiłam się na rezonans (mam go dziś) i cały czas gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że po otrzymaniu wyników będę chyba pierwszą osobą, która na tym forum napisze, że A JEDNAK te objawy to nie były takie całkiem z dupy i jednak jest poważnie... na myśl o tym badaniu czuję supeł w brzuchu, niechęć i rezygnację, wiem że to błędne koło.

Zabawne jest to, że do pewnych rzeczy potrafię zachować dystans, a do pewnych już nie. Kiedy jakaś wkrętka nadchodzi, to moja pamięć wyrzuca mi z przeszłości jakieś dolegliwości, o których na co dzień nigdy bym nie pamiętała, ale które do danej sprawy pasują i "potwierdzają obawy jako wcześniejsze symptomy". Ech.
MadamGremlin
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 38
Rejestracja: 4 sierpnia 2020, o 18:18

10 sierpnia 2020, o 09:35

Mario26 pisze:
28 czerwca 2020, o 14:46
Hej. Już nie pamiętam czy tu pisałem czy nie bo już od roku to mam... Parę lat temu dostałem myśli że nie kocham swoje kobiety i wpadłem w pułapkę lęku. Męczyłem się z tym przez chyba 2 lub 2.5 roku . Zaczynały przychodzić mi różne myśli że mam raka gardła bo miałem i mam je czerwone. Więc udałem się do laryngologa a ten "czy miał ktoś w rodzinie raka" ja mówię że nie no i odrazu wysłał mnie na badania gastroskopia. No ok wyszło że mam refluks i 2 wrzody helikobakter ... Po czym poszedłem do jeszcze jednego innego laryngologa i wysłano mnie na USG szyki i okazało się że mam 3 guzy na tarczycy które okazały się rakiem złośliwym brodawkowatych . Ale wrócę do tematu wrzodów na żołądku dostałem 2 antybiotyki i podczas ich brania zaczął mnie pobolewac brzuch po prawej stronie tzn takie pobolewanie bardziej jak uścisk . Uwierzcie mi że wgl się nie pojmowałem rakiem tarczycy bo wiedziałem że to jednen z najłagodniejszych nowotworow ale boje się że mam raka jelita ... Kurde byłem i 2 gastrologow mówią że od stresu ale ja wertuje Internet i zawsze wychodzi że to rak a już mnie to boli rok prawie . A co najgorsze godzin cały czas o tym myślę odbierai to radość z życia bo co pomysle o jakiś planach to zawsze pomyśle ze mam raka jelita i odchodzą wszystkie marzenia. Ale nikt mi tego nie stwierdził więc wykluczają . Sęk w tym że tak się boje iść badać że nie potrafię opisać tego . Sam nie wiem czy się nie skupiać na tym czy iść się badać .. czy to nerwica czy nie
Przez półtora roku bolało mnie w jednym punkcie jelito grube. Codziennie. Kłujące bóle, jakby mnie ktoś tam szpikulcem dźgał. Byłam przekonana, że to najgorsze - zresztą moja mama to miała, więc podwójna nakrętka, ale lekarz skierował mnie na kolonoskopię. Badanie wyszło śpiewająco. I co? Następnego dnia ból zniknął, jakby go nigdy nie było. I do tej pory nie wrócił :pp A byłam przekonana, że coś tam musi być, że to nie możliwe, żeby tak to bolało i przez tyle czasu. No a kurcze jednak możliwe, bolało bez powodu. Głowa do góry ;)
Awatar użytkownika
TheNiczi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 18 lipca 2014, o 21:24

17 sierpnia 2020, o 11:20

Ojej ale dawno tu nie byłam. U mnie hipochondria była odkąd pamiętam i sama nie wiem od czego. Ale chyba zaczęło się jak rodzice podłączyli mi internet i zaczęłam czytac o różnych chorobach w necie.
Także to będzie już z 10 lat. Na początku nie było tak źle, mam wrażenie, że teraz mam jakieś apogeum. 2,5 miesiąca temu zaczęłam odczuwać gule w gardle i przestałam jeść. Z dnia na dzień. Przez miesiąc prawie nie jadłam i schudłam 4kg.
Od tego 2,5 miesiąca chodzę po różnych lekarzach i na razie wyniki dobre. Jedynie laryngolog stwierdzil, że mam powiększony migdałek językowy i "nie pachnie mu nowotworem" ale poobserwujemy. I oczywiście dla mnie to już brzmi jak wyrok.
Czekam na druga opinie a migdałek tak boli, że ledwo co jem. W głowie czarne scenariusze.
Mam wrażenie, że od 2,5 miesięcy wegetuje a nie żyje. Najgorsze jest to, że jak chodzę do lekarzy to już nawet im nie wierzę... Kiedyś mnie wizyty uspokajały.
Miałam ostatnio 2 razy badania krwi (dość obszerne) i nie wierzę, że laboratorium dobrze to wykonało.
Jest ciężko.
" Tylko ludzie ogarnięci obsesją przejmują się obsesjami "
Awatar użytkownika
debra.morgan
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 130
Rejestracja: 5 maja 2019, o 17:38

17 sierpnia 2020, o 15:12

TheNiczi pisze:
17 sierpnia 2020, o 11:20
Ojej ale dawno tu nie byłam. U mnie hipochondria była odkąd pamiętam i sama nie wiem od czego. Ale chyba zaczęło się jak rodzice podłączyli mi internet i zaczęłam czytac o różnych chorobach w necie.
Także to będzie już z 10 lat. Na początku nie było tak źle, mam wrażenie, że teraz mam jakieś apogeum. 2,5 miesiąca temu zaczęłam odczuwać gule w gardle i przestałam jeść. Z dnia na dzień. Przez miesiąc prawie nie jadłam i schudłam 4kg.
Od tego 2,5 miesiąca chodzę po różnych lekarzach i na razie wyniki dobre. Jedynie laryngolog stwierdzil, że mam powiększony migdałek językowy i "nie pachnie mu nowotworem" ale poobserwujemy. I oczywiście dla mnie to już brzmi jak wyrok.
Czekam na druga opinie a migdałek tak boli, że ledwo co jem. W głowie czarne scenariusze.
Mam wrażenie, że od 2,5 miesięcy wegetuje a nie żyje. Najgorsze jest to, że jak chodzę do lekarzy to już nawet im nie wierzę... Kiedyś mnie wizyty uspokajały.
Miałam ostatnio 2 razy badania krwi (dość obszerne) i nie wierzę, że laboratorium dobrze to wykonało.
Jest ciężko.
myślisz, że to spisek niezależnych lekarzy, laborantów i kurierów, którzy chcą Cię uśmiercić? :P
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

17 sierpnia 2020, o 16:34

Idę o zakład, że to klasyczny globus histericus + Twoje wyczulenie w tym względzie, które potęguje doznania.
Też znam fazę ciągłego leczenia się w tym lecznia się z netem i że niby lekarze się nie wiedzął co robią itp Nie będę tutaj opisywać szczegółów, bo nie w tym rzecz.
Rzecz jest w tym, że jak ktoś chce być chory to będzie wiecznie chory, bo są ludzie, którzy nie mogą się "wyleczyć", bo tak bardzo zawierzają katastrofą w swojej głowie, że pomału ich stan zdrowia dostosowuje się do tego myślenia. I nie dlatego, że są bardziej chorzy, ale dlatego, że ich postrzeganie swojego zdrowia jest wypaczone. Tacy ludzie codziennie monitorują stan swoje samopoczucia i z niewyjaśnionych przyczyn zakładają, że musze się czuć dobrze, że każda niedyspozycja kwalifikuje ich co najmniej na SOR. Tacy ludzie z każdego gorszego samopoczucia robią sobie temat na kilka dni zostawiając wszystko inne, gdzie normalnie powinno być na odwrót to jest człowiek powienien przede wszystkim żyć, a niedyspozycje powinny być w tle ( spokojnie naprawdę ciężkich chorób nie da się nie zauważyć ).
I prawda jest taka, że albo w końcu zaryzkujesz i powiesz sobie ok ludzie mają różne choroby i no niestety, ale tak jest. Albo będziesz wiecznie pilnować swojego zdrowia i "chorować" na jakieś tajemniczne przypadłości co to żaden lekarz nie ogarnia.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Awatar użytkownika
songoten
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 200
Rejestracja: 25 maja 2020, o 23:17

18 sierpnia 2020, o 13:34

Tez wmawiam sobie różne choroby w głębi wiedząc ze raczej się mylę. Dziś dźwigając bardzo ciężkie zeczy nagle poczułem będąc schylony uczucie fal gorąca w głowie zamazany obraz uczucie zemdlewania... Znam to uczucie po pierwszym ataku kilka miesięcy temu zawroty mniejsze lub większe miałem już ze sto razy ale dziś pierwszy raz poczułem ze to raczej nie przez nerwice tylko przez wysiłek takie coś mi się stało co zasiało moje obawy ze to może serce i myśli ze nie można zganiać wszystkiego na nerwice. Doszedłem już do siebie, po tym „zasłabnięciu” pozostał mi jaszcze lekki ból głowy i dzwonienie w głowie. Oglądałem kiedyś filmik gdzie mówiono żeby wrzucać wszystko do jednego worka tylko ze to mi nie pasuje do tego worka.
najlepszymi rzeczami w życiu nie są rzeczy
kinor
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 13
Rejestracja: 13 sierpnia 2020, o 20:10

18 sierpnia 2020, o 14:00

W styczniu tego roku przeszłam załamanie nerwowe bo kilku latach nerwów w pracy i domu. Zawsze byłam lękowa i miałam "lekką" hipochondrię, ale dowaliło mi z grubej rury gdy zaczął się lęk wolnopłynący i wyrzut objawów somatycznych.

Swoje somaty dzielę na te stałe i zmienne. Praktycznie co tydzień mam jakiś nowy ból czy objaw, który utrzymuje się około tygodnia.

Oczywiście w top 10 jest stwardnienie rozsiane, przy czym czytając to forum zrozumiałam, że jestem w błędzie. Na pewno pomogło mi też wypisanie wszystkich chorób, które sobie ubzdurałam na kartce. Wyszło około 60. Gdy się zderzyłam z tą liczbą, przestałam w końcu wyszukiwać objawów w internecie, i diagnozować się sama. Każdy nowy somat w końcu się wygaszał, pojawiał się nowy. Każdego weekendu zastanawiałam się, co moje ciało ma dla mnie w menu w tym tygodniu :).

Paradoksalnie koronawirus pomógł w tym sensie, że nie mogłam się zapisać do neurologa i odbyć pielgrzymki po wszystkich specjalistach. Zaliczyłam jedynie psychiatrę, lekarza rodzinnego, dermatologa, laryngologa, dentystę, ginekologa i okulistę.

Dostałam antydepresant, ale zrobiłam błąd i przeczytałam ulotkę. Oczywiście nakręciłam, się na skutki uboczne. Bałam się wziąć też przepisanego antybiotyku. Wykupiłam też leki doraźne na ataki paniki, ale niestety nie byłam w stanie ich wziąć, mimo tego jak strasznie się męczyłam.

Jedyny plus jaki dała mi hipochondria to rzucenie palenia. :) Myśl o rakach związanych z paleniem wygrała z głodem nikotynowym.

Polecam hipochondrykom też zapytać samych siebie kiedy ostatnio leżeli w ciężkiej chorobie pod kroplówką w szpitalu. Daje to trochę perspektywy.
Awatar użytkownika
TheNiczi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 18 lipca 2014, o 21:24

18 sierpnia 2020, o 17:43

debra.morgan pisze:
17 sierpnia 2020, o 15:12
TheNiczi pisze:
17 sierpnia 2020, o 11:20
Ojej ale dawno tu nie byłam. U mnie hipochondria była odkąd pamiętam i sama nie wiem od czego. Ale chyba zaczęło się jak rodzice podłączyli mi internet i zaczęłam czytac o różnych chorobach w necie.
Także to będzie już z 10 lat. Na początku nie było tak źle, mam wrażenie, że teraz mam jakieś apogeum. 2,5 miesiąca temu zaczęłam odczuwać gule w gardle i przestałam jeść. Z dnia na dzień. Przez miesiąc prawie nie jadłam i schudłam 4kg.
Od tego 2,5 miesiąca chodzę po różnych lekarzach i na razie wyniki dobre. Jedynie laryngolog stwierdzil, że mam powiększony migdałek językowy i "nie pachnie mu nowotworem" ale poobserwujemy. I oczywiście dla mnie to już brzmi jak wyrok.
Czekam na druga opinie a migdałek tak boli, że ledwo co jem. W głowie czarne scenariusze.
Mam wrażenie, że od 2,5 miesięcy wegetuje a nie żyje. Najgorsze jest to, że jak chodzę do lekarzy to już nawet im nie wierzę... Kiedyś mnie wizyty uspokajały.
Miałam ostatnio 2 razy badania krwi (dość obszerne) i nie wierzę, że laboratorium dobrze to wykonało.
Jest ciężko.
myślisz, że to spisek niezależnych lekarzy, laborantów i kurierów, którzy chcą Cię uśmiercić? :P
Haha może to kwestia, że już kilka osob (włącznie ze mną) miało sytuację że robiło tam badania a później w innym szpitalu w ciągu kilku dni i wychodziło totalnie coś innego. No ale badania robię krwi robię na tyle regularnie, że już nie mam nawet siły robić 3 raz w ciągu 1,5 miesiąca :p
" Tylko ludzie ogarnięci obsesją przejmują się obsesjami "
ODPOWIEDZ