Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - hipochondria, strach przed chorobami

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Emsi881
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 26 grudnia 2018, o 11:38

20 kwietnia 2019, o 18:18

Dziękuję bardzo 😊
Awatar użytkownika
shyshqa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 28 marca 2019, o 11:36

20 kwietnia 2019, o 19:06

kurczak942 pisze:
24 marca 2019, o 17:36
Witajcie:)
Jestem tu po raz pierwszy więc bardzo proszę o wyrozumiałość jeśli moje poniższe pytanie już się pojawiło na tym forum:). Macie też zestaw waszych dyżurnych dolegliwości, które występują na przemian? Dla przykładu w jednym dniu bolą mnie dziąsła:), a następnie w kolejnym dniu odczuwam bóle podbrzusza albo kłucie pod żebrami lub "gule" w gardle. Dodać muszę, że w przypadku pojawiania się konkretnej dolegliwości w danym dniu, inne objawy kompletnie ustają... trochę już przez to wariuję i budzę się każdego dnia z pytaniem to co mnie dzisiaj będzie boleć:)
Pozdrawiam
U mnie norma - dolegliwości wędrują po całym ciele, dziś na głowę pomógł Ibum, ale jak tylko przestało to zaczęło dziąsło boleć, później zapomniałam o tym i zaczął się ból żołądka. Także standard nerwicowy 😉
toczka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 16:09

24 maja 2019, o 23:13

shyshqa pisze:
20 kwietnia 2019, o 19:06
kurczak942 pisze:
24 marca 2019, o 17:36
Witajcie:)
Jestem tu po raz pierwszy więc bardzo proszę o wyrozumiałość jeśli moje poniższe pytanie już się pojawiło na tym forum:). Macie też zestaw waszych dyżurnych dolegliwości, które występują na przemian? Dla przykładu w jednym dniu bolą mnie dziąsła:), a następnie w kolejnym dniu odczuwam bóle podbrzusza albo kłucie pod żebrami lub "gule" w gardle. Dodać muszę, że w przypadku pojawiania się konkretnej dolegliwości w danym dniu, inne objawy kompletnie ustają... trochę już przez to wariuję i budzę się każdego dnia z pytaniem to co mnie dzisiaj będzie boleć:)
Pozdrawiam
U mnie norma - dolegliwości wędrują po całym ciele, dziś na głowę pomógł Ibum, ale jak tylko przestało to zaczęło dziąsło boleć, później zapomniałam o tym i zaczął się ból żołądka. Także standard nerwicowy 😉
U mnie też standardowo- piski w uszach, bóle glowy, takie dziwne mącenie w głowie. Do tego dochodzą głupie myśli, bardzo wyrazny słuch i zbyt jaskrawe barwy.
Czasami jeszcze potknie się serce albo czuje gule w gardle. Na szczęście nad narastającym strachem potrafię już zapanować ;)
mikołaj33
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 6 grudnia 2015, o 12:43

5 lipca 2019, o 22:24

Hej.
Mi wróciło po 4 latach spokoju.
Masakra. Ból policzka, fascykulacje, szum w uchu wkręcanie sobie guzów wewnatrzwydalniczych, zapaleń prostaty tu chyba skontroluje
Teraz przynajmniej w większości wierzę że to nerwica.
Brownstone
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 21 lipca 2019, o 11:40

24 lipca 2019, o 14:21

Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.
Awatar użytkownika
zdravko
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 665
Rejestracja: 10 lipca 2015, o 13:54

26 lipca 2019, o 09:56

Masz 30 lat i z tego co opisujesz to jesteś w miarę sprawny, zdaj sobie sprawę ,że człowiek się starzeje i w końcu umiera, jest takie powiedzenie; 40-tce jak się budzisz i nic nie boli to znaczy że umarłeś ;)

jesteś w fazie przejściowej, czyli człowieka który żył sobie normalnie i nagle coś go tam zabolało, naczytałeś się w necie strasznych rzeczy,a że jestem osobnikiem z tendencja do hipochondrii to masz tego wynik, musisz się ogarnąć,złapać dystans do życia i kondycji swojego organizmu .
zaburzony25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 191
Rejestracja: 29 sierpnia 2017, o 18:54

28 lipca 2019, o 13:16

Brownstone pisze:
24 lipca 2019, o 14:21
Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.
Hej czytając Twoja wypowiedz myśle ze śmiało można powiedzieć ze masz nerwice. Taki natłok złych informacji dodatkowo spotęgował u Ciebie nakręcanie się i szukanie i drążenie. Słuchaj teraz prawie każdemu człowiekowi coś dolega, różnica jest w tym ze jeden na to nie zwraca uwagi i się leczy a drugi przykleja się do tego jakby to miałbyc jego koniec i zaczyna się lawina. Potrzebujesz luzu psychicznego. Wyjedź w pozdróz motocyklem nawiasem MEGA SPRAWA odpocznij daj sobie te kilka dni luzu psychicznego nie myśl ze coś Ci się stanie bo kto normalny jadąc na wakacje myśli ze cię mu się stanie. Daj sobie te kilka dni na wyjeździe i zaangażuj się w niego na 100% a zobaczysz ze ulga sama przyjdzie
Brownstone
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 21 lipca 2019, o 11:40

28 lipca 2019, o 13:41

zaburzony25 pisze:
28 lipca 2019, o 13:16
Brownstone pisze:
24 lipca 2019, o 14:21
Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.
Hej czytając Twoja wypowiedz myśle ze śmiało można powiedzieć ze masz nerwice. Taki natłok złych informacji dodatkowo spotęgował u Ciebie nakręcanie się i szukanie i drążenie. Słuchaj teraz prawie każdemu człowiekowi coś dolega, różnica jest w tym ze jeden na to nie zwraca uwagi i się leczy a drugi przykleja się do tego jakby to miałbyc jego koniec i zaczyna się lawina. Potrzebujesz luzu psychicznego. Wyjedź w pozdróz motocyklem nawiasem MEGA SPRAWA odpocznij daj sobie te kilka dni luzu psychicznego nie myśl ze coś Ci się stanie bo kto normalny jadąc na wakacje myśli ze cię mu się stanie. Daj sobie te kilka dni na wyjeździe i zaangażuj się w niego na 100% a zobaczysz ze ulga sama przyjdzie
Moje życie tak do niedawna wyglądało... Przygoda nieustanna. W tym roku już Balkany całe na około motocyklem, objazdowa po południu Włoch etc. Oczekiwanie, trening sportowy aby przygotowac się do wyjazdu. Ekscytacja.

Praca która daje frajdę i mnie rozwija.

Porabane to wszystko przyznam szczerze.
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

28 lipca 2019, o 14:44

Cześć.Jak już pewnie sam zauważyłeś, masz zaburzoną percepcje poprzez nerwy, czyli coś Cię boli, ale już nie wiesz czy z nerwów czy naprawdę więc idziesz sprawdzać, a sprawdzanie doraźne uspokaja na chwilę, ale na dłuższą metę pogłębia stan lękowy.Musisz odpuścić chodzenie do lekarzy na życzenie, bo prowadzi do upadku.Daj sobie czas na regenerację i wyjście z tego mętliku, a kiedy już poczujesz, że to jest to, wtedy już sam będziesz wiedział co dalej robić, już po swojemu na spokojnie.Będziesz wtedy w stanie już z własnej woli podejmować decyzje, niepoparte impulsami, a zdrową analizą i w zgodzie ze sobą.
Brownstone
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 21 lipca 2019, o 11:40

28 lipca 2019, o 19:12

witorrr98 pisze:
28 lipca 2019, o 14:44
Cześć.Jak już pewnie sam zauważyłeś, masz zaburzoną percepcje poprzez nerwy, czyli coś Cię boli, ale już nie wiesz czy z nerwów czy naprawdę więc idziesz sprawdzać, a sprawdzanie doraźne uspokaja na chwilę, ale na dłuższą metę pogłębia stan lękowy.Musisz odpuścić chodzenie do lekarzy na życzenie, bo prowadzi do upadku.Daj sobie czas na regenerację i wyjście z tego mętliku, a kiedy już poczujesz, że to jest to, wtedy już sam będziesz wiedział co dalej robić, już po swojemu na spokojnie.Będziesz wtedy w stanie już z własnej woli podejmować decyzje, niepoparte impulsami, a zdrową analizą i w zgodzie ze sobą.
Mam we wtorek cykliczna kontrolę leków i ciśnienia. Opowiem swojej lekarce o ostatnich przejściach, ona ostatni raz widziała wyniki mojej krwi i lekko powiększonej sledziony. Zna też moja sytuację rodzinną, mamy bardzo fajna relacje zbudowana.

Też kilka badań zrobiłem pomiędzy naszymi wizytami ostatnio powiem jej jak to że mną ostatnio wygląda.
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

28 lipca 2019, o 20:47

Brownstone pisze:
28 lipca 2019, o 19:12
witorrr98 pisze:
28 lipca 2019, o 14:44
Cześć.Jak już pewnie sam zauważyłeś, masz zaburzoną percepcje poprzez nerwy, czyli coś Cię boli, ale już nie wiesz czy z nerwów czy naprawdę więc idziesz sprawdzać, a sprawdzanie doraźne uspokaja na chwilę, ale na dłuższą metę pogłębia stan lękowy.Musisz odpuścić chodzenie do lekarzy na życzenie, bo prowadzi do upadku.Daj sobie czas na regenerację i wyjście z tego mętliku, a kiedy już poczujesz, że to jest to, wtedy już sam będziesz wiedział co dalej robić, już po swojemu na spokojnie.Będziesz wtedy w stanie już z własnej woli podejmować decyzje, niepoparte impulsami, a zdrową analizą i w zgodzie ze sobą.
Mam we wtorek cykliczna kontrolę leków i ciśnienia. Opowiem swojej lekarce o ostatnich przejściach, ona ostatni raz widziała wyniki mojej krwi i lekko powiększonej sledziony. Zna też moja sytuację rodzinną, mamy bardzo fajna relacje zbudowana.

Też kilka badań zrobiłem pomiędzy naszymi wizytami ostatnio powiem jej jak to że mną ostatnio wygląda.
Pamiętaj, że w nic poza koniecznymi badaniami lepiej się nie wkręcać.Na własne ryzyko chyba, że ci nerwy zszarga, od tego, że coś Cię zaboli, pójdziesz do lekarza, nic nie wykryją, a za chwilę po 5 minutach wyszukiwania wyjdzie, że to jeden z najczęstszych objawów ze strony stresu ;)
Kajter
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 146
Rejestracja: 18 maja 2017, o 10:16

29 lipca 2019, o 18:25

W 2017 roku bylo strasznie. Bylem pewien ze umre choc nie wiedzialem na co. Lęki i myslenie tylko o jednym. Poltora roku wzglednego spokoju. Pilnuje sie zeby aie nie nakrecac ale nie jest latwo bo ostatnio mam bole lewego podbrzusza, lewego boku, nogi lewej z tylu i nawet lewej reki.
Przez mysl mi przechodzi ze to trzustka albo słynne SM. O i sie zaczyna czytanie w internecie i nakrecanie sie. Znam schemat bo juz to przechodzilem ale co robic jak boli...
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

30 lipca 2019, o 12:04

Kajter pisze:
29 lipca 2019, o 18:25
W 2017 roku bylo strasznie. Bylem pewien ze umre choc nie wiedzialem na co. Lęki i myslenie tylko o jednym. Poltora roku wzglednego spokoju. Pilnuje sie zeby aie nie nakrecac ale nie jest latwo bo ostatnio mam bole lewego podbrzusza, lewego boku, nogi lewej z tylu i nawet lewej reki.
Przez mysl mi przechodzi ze to trzustka albo słynne SM. O i sie zaczyna czytanie w internecie i nakrecanie sie. Znam schemat bo juz to przechodzilem ale co robic jak boli...
W nerwicy może cię boleć wszystko chyba, a po drugie czytanie na necie to tylko pogłębia, także ogarnij informacje i idź drogą wychodzenia z nerwów.
angie1989
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 88
Rejestracja: 23 stycznia 2014, o 09:31

31 lipca 2019, o 06:45

Cześć kochani, po kilku latach wracam. Niestety to wróciło w jeden dzień, a było już tak dobrze. Jestem w takim lęku, że ciężko chodzić mi do pracy i naczymkolwiek się skupić. Od lat wmawiam sobie choroby nowotworowe przerabialam już raka nosogardla, silnianek, piersi, jajnika, chlonniaka, dziasla, stożek rogówki, mózgu oczywiście to wszystko wiązało się z wizytami u lekarza, badaniami miekkimi nogami tragedia... Od czasu kiedy wmowilam sobie chlonniaka nie piłam w ogóle alkoholu bo w tej chorobie jest taki objaw jak ból węzłów po wypiciu alkoholu i unikalam go jak ognia bo oczywiście nawet gdy czułam jego zapach kólo mnie od razu w klatce piersiowej. W czerwcu z mężem napilam się piwa dwa razy 2% i było ok. Ale w ta sobote napilam się u kuzynki piwa 4% i już jakiś ból czy też dyskomfort i natychmiast lek pojawił się w mojej głowie od razu czarne myśli...czytanie ... no i poszło lek nie potrafię normalnie funkcjonować. Wyprzeć tej myśli. Tłumaczę sobie, że to może był refluks doszedł lek i bach, ale na nic tłumaczenia jestem pewna że jestem chora. W niedzielę i poniedziałek spróbowałam się napić wódki i nic mnie nie bolało. Innych objawów przed incydentem nie miałam bo teraz oczywiście już mnie klatka piersiowa boli. Znów przeczytałam całe forum o ziarnicy. Boję się że czeka mnie to leczenie, albo że umrę a mam córeczkę. Proszę o pomoc myślicie że to może być objaw nerwicy ?
"Nigdy nie pozwól żeby strach przed działaniem wykluczył Cię z gry"
angie1989
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 88
Rejestracja: 23 stycznia 2014, o 09:31

31 lipca 2019, o 06:48

Dodam jeszcze, że oczywiście za każdym razem kiedy wmawialam sobie dana chorobę miałam jej objawy...Od mroczkow przed oczami, do swiadu skóry, potow nocnych, zwrotów glowy, bólów w danej części ciała.
"Nigdy nie pozwól żeby strach przed działaniem wykluczył Cię z gry"
ODPOWIEDZ