Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - Agorafobia - zachowanie o cechach unikania

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

31 sierpnia 2014, o 17:29

Zaburzenie czy choroba, co za różnica jak to nazwiesz. Nie zmienia to faktu, że skrajna agorafobia to inwalidztwo i totalne uzależnienie od innych.
Kamień czy ty naprawdę myślisz, że po tylu latach i tysiącach ataków, które przeszlam (bez biegania po leki ) jeszcze nie odkryłam, że od tego się nie umiera?
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

31 sierpnia 2014, o 18:19

Inke, masz to tak strasznie długo, że pewnie zaczęłaś traktować tę chorobę jak część siebie. Nie piszę tego oceniając, jesteś bardzo dzielna, przeszłaś przez tak strasznie długi czas męki. Ale tak sobie myślę, czy to nie jest tak, że na prawdę musiałabyś przyjąc zupełnie inny punkt widzenia, żeby to pokonać? Skoro dalej Cię to trzyma, to musisz sobie pewnie myśleć rzeczy, które dalej Cię wpędzają w ten stan. Tak długo towarzyszyła Ci myśl, że to będzie z Tobą już zawsze, szczególnie, że wiele lat za już Tobą, co pewnie nie napawa Cię optymizmem.
Czy nie jest tak, że boisz się, że bez leków sobie nie poradzisz? Brałaś je strasznie długo. Czy nie jest też tak, że masz wysokie wymagania wobec siebie? Myślę, że od totalnego niewychodzenia z domu to, że możesz oddalić się dwie ulice dalej nie jest wcale brakiem postępów. I na pewno nie są to ostatnie postępy.

Inke , czy wierzysz w siebie trochę? Odpowiedz sobie na to pytanie. Bo musisz wierzyć w siebie i to, że dasz radę. Wiem, że to brzmi jak oklepany frazes ale jeśli tak nie będzie to tak jakbyś się poddała.

Spróbuj trochę podczytać nasze forum, jest trochę inne moim zdaniem od wielu forum w sieci ,które propagują przekonanie, że raz zaburzony człowiek już nie da rady się wyciagnąć. Wiem, że możesz myślec, że wiele nowego się już nie dowiesz, ale czasem jest tak, że w końcu coś przemówi do Ciebie kiedy się nie będziesz tego spodziewała.
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

31 sierpnia 2014, o 19:50

Tak Ciasteczko masz rację - zapewne traktuję to jako część siebie. W końcu żyję dłużej z tym , niż bez tego. Ja już nawet nie pamiętam jak to jest normalnie iść po ulicy, samemu i bez tej masy obezwładniających doznań.
Wiara w siebie to nie frazes, to podstawa. Tak, dokładnie ostatnio zaczyna mi jej brakować. Myślę, że dla wzmocnienia wiary i motywacji niezbędne są choć małe sukcesy, bo one dodają siły. U mnie zaś jest tak, że robię krok do przodu , a za chwilę kilka wstecz. Jednego dnia odjadę te swoje maksymalne kilkaset metrów od domu, kolejnego nie daję rady nawet dojść do samochodu. Takie kręcenie się w kółko. Niewątpliwie wciąż popełniam jakiś błąd myślowy, którego nie potrafię zidentyfikować. Trudno to ogarnąć, bo po tylu latach reakcje lecą jak błyskawica. Często nie zdążysz ich zracjonalizować, bo wyzwalać je może nagły dźwięk, zapach, obraz itp.
Podstawą tego, że to tak długo mam jest brak leczenia. Nie miałam dostępu do terapii, czy nawet wiedzy na temat lęku. Radziłam sobie po swojemu - zaciskając zęby i robiąc wszystko na siłę. Jak wiadomo takie podejście tylko nasila napięcie. I tak długo funkcjonowałam - agorafobia uwięziła mnie w domu dopiero po jakichś 7-u latach walki. Dopiero od stosunkowo niedawna postępuję świadomiej z nerwicą.
Masz też rację, gdy piszesz, że stawiam sobie zbyt wysoką poprzeczkę. To chyba częsty przypadek, że na nerwice zapadają ludzie ze skłonnością do perfekcjonizmu.
Na tą chwilę jestem już mocno zmęczona. Sami wiecie jak czuje się człowiek po przejściu silnego ataku paniki. Zmęczenie do kwadratu. Takie ataki mam codziennie, często po kilka razy dziennie. Pojedynczy trwa z godzinę, dwie, kiedy to oprócz całej masy objawów mam np silne drgawki, które rzucają mną jak przy ataku padaczki.Ledwo dojdę do siebie, przypływa kolejny atak.
Każdą spokojniejszą chwilę wykorzystuję, by wyjść i zmierzyć się z agorafobią. Conajmniej po 1h ekspozycji z 2x dziennie. Znowu więc zmasowany atak objawów i paniki.
Noc - nie ma regeneracji sił. Kilkanaście razy budzę się z uczuciem topienia się, waleniem serca i takimi tam.
Pomijając powyższe stale towarzyszy mi cały zespół objawów nerwicowych, z którymi bardzo trudno funkcjonować - choćby zawroty głowy, czy uczucie wiecznego osłabienia. To wszystko mocno wykańcza fizycznie i psychicznie.
Tak... coraz częściej myślę, że już dłużej nie pociągnę bez leków. :( I mam o to do siebie oczywiście pretensje, bo inni mogą, a mi nie wychodzi..

Jest druga strona medalu - proza życia - np. boli mnie ząb, a nie mogę wyjść z domu... Są poważniejsze sprawy, realnie zagrażające zdrowiu - muszę zgłosić się do szpitala na leczenie z powodu pewnej dość poważnej choroby (fizycznej, nie wyimaginowanej ;) ) i co teraz, kiedy ja leżę i "kwiczę " w panice na samą myśl o wyjściu z domu? Przede wszystkim ten fakt leży u podstawy moich rozważań o powrocie do leków. Mam coraz mniej czasu.. Skoro w rok postęp jest niewielki, to chyba czas przestać się łudzić, że diametralnie się zmieni w ciągu kilku tygodni. A wyjść muszę jak najszybciej..

Ciasteczko absolutnie nie uważam, że pozjadałam wszelkie rozumy świata i wiem wszystko. Podczytuję wasze forum od dłuższego czasu ;)
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

31 sierpnia 2014, o 23:54

Myślę, że z tą poprzeczką jest też trochę tak, że łatwo zacząć idealizować swój wymarzony stan. Ja sobie z kolei idealizowałam siebie sprzed nerwicy . Wydawało mi się w zaburzeniu, że byłam niemal robotem, który czuł się zawsze fantastycznie. Teraz jak o tym myślę, to wiem, że nie byłam. Warto być dla siebie bardziej wyrozumiałym, bo bat niestety nie działa jako mobilizacja w nerwicy, tylko ją nakręca...Jeśli chodzi o leki, to zazwyczaj mówię ludziom, żeby może jednak spróbowali bez, albo nie bazowali głównie na tym. Ale przyznam, że Twój "staż" jest dość długi i też widzę, że bardzo dużo musisz przechodzić na co dzień. Jednak napisałaś, że chciałabyś pomyśleć o dziecku i jesteś już dość długo na czysto, więc to by było na prawdę fajne jakby się udało bez...

Może daj sobie jeszcze jakiś czas. Wiem, że ciężko... Ale powiedziałaś, że dopiero niedawno zaczęłaś zmieniać podejście. Myślę ,że po tak długich zmaganiach możesz potrzebować dłuższego czasu żeby wiedza i świadomość zaczęły przekładać się na praktykę. Przyzwyczajenie, to druga natura człowieka, nawyki myślowe też. Najważniejsze chyba, żebyś wierzyła, że nie musisz się definiować przez tę nerwicę nawet mimo przyzwyczajenia do niej i tylu lat w jej towarzystwie. Może to jest właśnie ten błąd myślowy, że się jednak nie uda? A może dalej wierzysz, że świat jest złym miejscem, że sobie nie poradzisz w nim? W kilka tygodni raczej wiele się nie zmieni, ale w kilka miesięcy może byc już postęp, czemu nie.

Jeśli chodzi o to, że masz dni kiedy jest progres, a potem się wszystko cofa, to takie huśtawki są naturalne, tak wynika z moich doświadczeń wychodzenia z połączenia depresji i nerwicy. I zauważyłam, że najgorsze jest to,że zawsze kiedy przychodzi jakiś kryzys, czy ogólnie gorszy dzień, to pierwsze co przychodzi do głowy, to że jesteśmy w punkcie wyjścia. Ale tak nigdy nie jest. Kolega z forum, Divin, powiedział kiedyś, że nigdy nie jesteśmy w tym samym miejscu, tylko w podobnym. Niby prosta myśl, ale coś w tym jest. Myślę, że przede wszystkim dlatego, że nam się źle kojarzy,a to daje ze sobą cały efekt domino-wszystkie lęki się aktywują. I możliwe, że Ty też czujesz się pokonana z tej przyczyny kiedy masz taki gorszy dzień...

W sumie to bardzo pozytywne jest to, że walczysz, wcale się nie poddajesz, a to jest w zasadzie połowa sukcesu. :)
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

1 września 2014, o 10:31

Wyżej Ciastek bardzo fajnie oddała to co potrzeba. Może tylko podsumujmy fakty, wieloletnia nerwica wprowadza nawyki, mowisz ze wystawiasz sie na ekspozycje ale zastanawia mnie co to wlasciwie znaczy.
W agorafobii chodzi o to aby poszerzac strefe komfortu coraz dalej, mozna robic to bardzo powoli ale nie mozna miec przez caly czas poczucia tego ze nas to ogranicza totalnie.
Mowisz ze jak cos musisz zrobic to od razu lezysz i kwiczysz bo agorafobia i moim zdaniem to jest najwiekszy problem. Jak Ciastko napisalo utozsamiasz sie i definiujesz przez to, ze od razu nie da rady bo agorafobia.
To jest tez troche wynik brania wiele lat lekow, bo leki powoduja ze objawy zanikaja badz chociaz zmniejszaja sie i my sami nie wyrobilismy sobie umiejetnosci akceptacji samych objawow.
Bo to ze objawy przychodza, jestesmy zmeczenie nie moze byc raczej powodem (choc przysiegam ;) ze naprawde wiem co to znaczy miec objawy i jakie to cierpienie) tego ze, nie wiem jak to czy tamto sie uda bo agorafobia.

Dlatego tez zastanawia mnie wlasnie ta ekspozycja, bo wychodzac z agorafobii nie do konca trzeba postac na dworze, na poczatku okey, bo poszerzanie granic i przekonywanie stanu emocjonalnego ze nic mi nie grozi robic mozna etapowo.
Ale po pewnym czasie mimo objawow trzeba zaczynac isc troche dalej. Chodzi o to aby byla sumiennosc w tym (mimo jakis porazek) aby stawiac swoje kroki coraz dalej i dalej.

To moze nie wystarczyc aby wtedy kiedy jak mowisz jest lepszy dzien postac godzine czy pochodzic na dworze.

Jak na poczatku zauwazylismy to jest nawyk, czym jest nawyk, w tym wypadku np jest gorsze samopoczucie, tego i tamtego nie zrobie "bo agorafobia" i jazda sie zaczyna. A moze odwroc nastawienie swoje najpierw.
Czyli masz gorszy dzien? Pora wyjsc z domu i zrobic to, to i tamto mimo objawow i tego ze mam agorafobie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

1 września 2014, o 13:40

Ciasteczko dziękuję za Twój post.

Victor pisze: To jest tez troche wynik brania wiele lat lekow, bo leki powoduja ze objawy zanikaja badz chociaz zmniejszaja sie i my sami nie wyrobilismy sobie umiejetnosci akceptacji samych objawow.
Powiedziałabym, że nie tyle wina brania leków, a nieodpowiedniego podchodzenia do objawów. U mnie leki miały średni wpływ na agorafobię, więc cały czas było nad czym pracować.
Victor pisze: Dlatego tez zastanawia mnie wlasnie ta ekspozycja, bo wychodzac z agorafobii nie do konca trzeba postac na dworze, na poczatku okey, bo poszerzanie granic i przekonywanie stanu emocjonalnego ze nic mi nie grozi robic mozna etapowo.
Ale po pewnym czasie mimo objawow trzeba zaczynac isc troche dalej. Chodzi o to aby byla sumiennosc w tym (mimo jakis porazek) aby stawiac swoje kroki coraz dalej i dalej.
Wychodzę codziennie - czyli nie tylko w dobre dni. Takowych póki co nie ma. Chodzi o to , że wychodzę w chwilach, gdy codzienne ataki spadną choć na 8 (w skali 0-10)

To jest właśnie to , co od początku próbuję przekazać. Mimo codziennych starań nie jestem w stanie przesunąć granicy dalej. Utknęłam na tej odległości i za cholerę nie mogę jej przekroczyć. To jest po prostu jakiś taki BLOK. Czuję się jakbym waliła głową w mur.
Było nawet wyrzucenie na głęboką wodę. Skończyło się jednak tak, że po takiej ekspozycji tak bardzo nasilił się lęk przed lękiem, że przez długi czas nie mogłam w ogóle opuścić domu. Tak naprawdę to chyba właśnie od tamtego momentu nie mogę się odbić.

Jeszcze jedno - wydaje mi się , że przekonywanie stanu emocjonalnego że nic mi nie grozi nie zadziała, gdy wychodzisz i za każdym razem doświadczasz ostrej fazy paniki. Raczej działa to odwrotnie - wciąż na nowo uczysz swoją podświadomość, że z wychodzeniem wiąże się z "masakrą doznaniową".
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

1 września 2014, o 22:51

inke pisze: Powiedziałabym, że nie tyle wina brania leków, a nieodpowiedniego podchodzenia do objawów. U mnie leki miały średni wpływ na agorafobię, więc cały czas było nad czym pracować.
To jeżeli nie wplywa na twoje samopoczucie i objawy to po co chcesz do niech wracać? :)


inke pisze: Jeszcze jedno - wydaje mi się , że przekonywanie stanu emocjonalnego że nic mi nie grozi nie zadziała, gdy wychodzisz i za każdym razem doświadczasz ostrej fazy paniki. Raczej działa to odwrotnie - wciąż na nowo uczysz swoją podświadomość, że z wychodzeniem wiąże się z "masakrą doznaniową".
Zadziała pod warunkiem, że własnie nie zatrzymujemy sie w przypadku aogorafobii. A ty zatrzymalas sie dlatego ze silny lek i objawy cie przerazaja i na tym koło się zamyka ponownie.
Bo ostra faza paniki przemija i mimo wszystko nie moze to byc powodem do tego ze potem nie wychodzisz.

Dodatkowo jak pisalem wczesniej, nawyk jest taki ze "nie bo agorafobia", zmien na "tak bo agorafobia".
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ssaa
Gość

2 września 2014, o 09:45

Zgadzam sie z victorem i ciasteczkiem. Chociaz moj staz nie byl tak dlugi z agorafobia to mysle ze czy 9 miesiecy czy 20 lat objawy i ataki paniki sa rownie ciezkie. Na pewno potrzebujesz wiecej na to czasu.
Mialam wlasnie 9 miesiecy i zaczelo mi sie to od odrealnienia i dostalam lekow, napadow leku a potem zaczely sie objawy fizyczne i totalny problem z wychodzeniem gdziekolwiek. Ogolnie moj stan pogarszal sie tylko jak mialam wyjsc do korytarza i wiedzialam ze musze wyjsc z domu wiec 9 miesiecy spedzilam w sumie w nim, byly jakie sproby wychodzenia ale konczylo sie to zmasowanym atakiem nerwicy.
Ale ze mialam lat 18 to nie wyobrazalam sobie jednak utknac tak na lata i nie bylo mi do smiechu jak o tym myslalam.
Daje do myslenia ryzykowanie-istota-nerwicy-dystans-lecz ... t4106.html a takze klucz-odburzenia-nastawienie-normalnosciowe-t3695.html
Jak trafilam na forum nie ogarnialam o czym ci ludzie mowia...akceptowac objawy zyc z atakiem paniki.... czarna magia i szczerze sadzilam ze nie mieli tego tak silnego jak ja. Ale duzo mi dalo za punkt zaczepienia rada jaka tu dostalam zeby znalezc sobie punkt motywacji ktorym niech bedzie moje zycie samo w sobie i wiek ze mam 18 lat.
I tak sie zaczelo ale probowalam rzucac sie na gleboka wode i bylo zle bo za bardzo bylam wtedy przerazona i konczylo sie to totalna porazka. Tez bylam ogolnie bardzo wymeczona i bez sil przez te ciagle ataki. Dlatego tutaj popieram ze nie wolno sie zatrzymywac i trzeba robic to powoli.
Najpierw spacery wokol domu i tez nie bylo tak ze potem mi wszystko minelo i moglam spacerowac wokol domu bez problemow bo wcale nie. I tak mialam objawy i napady alezaczelam posuwac sie dalej, chodzic pieszo im dalej to mozliwe. Ciagle posuwalam sie gdzies dalej choc wracalam czesto zaplakana i bardzo zla.
Zreszta u ciebie inka tez widac frustracje w postach i taka zaczepnosc troche :) pewnie uwazasz ze latwo sie mowi itp i ja tez tak myslalam i bylam wsciekla ze inni tak prosto o tym mowia. Ale to latwiej mowic jak sie jest juz to rozpracowane.
Wiec na swoje zatrzymanie sie nie mozna poradzic chyba nic lepszego jak to aby mimo wszystko ciagle rozszerzac to gdzie mozemy isc. Dla mnie trudne bylo to aby przekonac sie na nowo do jazdy komunikacja miejska...do dzis jak jezdze to mam jeszcze dziwne uczucie w srodku ale juz przynajmniej jezdze. Dodam ze mam nadal derealizacje wiec nie jestem calkiem po z tym ze juz nie mam napadow paniki i nie mam juz tego myslanie przed wyjscie, ze nie dam rady wyjsc. To mi juz minelo i moge chodzic gdzie chce.
Jeszcze tylko nie do konca czuje sie pewnie w autobusach ale wiem ze to kwestia czasu.
Ja ci polecam jednak trwac przy pracy nad tym ale tez jestem zdania ze to nie bedzie tak ze co krok to mniejsze objawy, bo te to mijaja dopiero na koncu.

pozdrawiam i trzymam kciuki.
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

2 września 2014, o 11:42

Victor pisze:
To jeżeli nie wplywa na twoje samopoczucie i objawy to po co chcesz do niech wracać? :)
Na samopoczucie ogólne wpływają i to bardzo. Leki (u mnie) zabierały w 95% wszystkie objawy nerwicowe niezwiązane z agorafobią. A to bardzo dużo. Człowiek przestaje żyć w tych wiecznych kleszczach lęku i paniki, odchodzą ataki spontaniczne, śpisz normalnie więc znika wycieńczenie, DD i dzięki temu masz dużo więcej siły do zmagań z tym, co przynosi agorafobia. Bynajmniej u mnie tak było - byłam w stanie poruszać się po świecie mimo objawów. Wychodzenie wiązało się z wielkim dyskomfortem, ale w domu czułam się jak normalny człowiek.

Obecnie na pewno nie pomaga mi stres, że ja muszę wyjść jak najszybciej (wspominałam o szpitalu) Choroba postępuje, jeszcze trochę i będzie niewesoło. Naprawdę nie wiem co robić... Czuję, że nie mam wyjścia, że muszę wrócić do leków, bo nie mam czasu... Bo te zmagania mogą trwać jeszcze wiele miesięcy, a to, co się "popsuło fizycznie" samo nie minie i nie zaczeka..
To jest znamienne jak głupi jednak jest nasz mózg. Włącza tysiące fałszywych alarmów, a nie potrafi rozpoznać realnego zagrożenia.

Ssaa witaj :) Gratuluję Ci tak wielkich postępów.
Zaczepna mówisz? ;) Sfrustrowana na pewno :grr: Głównie sobą samą..
Nie uważam, że łatwo się mówi,... każdy z Was ma za sobą własną historię i budujące jest to, że pokonaliście swoje ograniczenia.
Obiektywnie rzecz biorąc łatwiej będzie wyjść z tego komuś, kto miał to kilka miesięcy, niż komuś , kto tkwi w tym lata. I nawet nie chodzi tu o siłę i ilość objawów (choć i to z biegiem czasu się bardzo nasila, ale na szczęście nie będziesz miała tego porównania, które mam ja ) Raczej chodzi tu o uwarunkowania, które się wykreowało przez tyle lat. Poza tym motywacja i wiara po tylu latach mocno spada i raczej nie ma w tym nic dziwnego.
Co myślę, to to, że wielu z was jest szczęściarzami, że wasze zaburzenia pojawiły się w dobie internetu. To jest bardzo ważne, by szybko dowiedzieć się, co się z tobą dzieje. Choć widzę tu często, że i tak ludzie dalej szukają dziury w całym, robią kolejne setki badań itp..
Awatar użytkownika
Kamień
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1458
Rejestracja: 24 września 2013, o 14:47

2 września 2014, o 11:43

yyy jaka choroba postępuje ???
ssaa
Gość

2 września 2014, o 12:55

Przyznaje ze faktycznie jestem szczesciara ze trafilam akurat na to forum. Psychiatra zbywal receptami a psycholog prowadzila rozmowy niby o wszystkim a zarazem o niczym. Mysle ze do dzis bym nie poradzila sobie gdyby nie konkretne wskazowki ludzi stad. Wiec to jest prawda ze dobrze ze mozna o tym wszystkim przeczytac. Tez nie od razu do mnie to jak pisalam dotarlo, i tak ciagle szukalam co mi moze byc. Ja tez mysle ze to zalezy duzo od czlowieka, bo nawet jesli ktos ma krotko to i jednak nie uprze sie na wychodzenie z tego obojetnie jakie by to nie byly obawy to sie i tak bedzie wkrcal chocby nie wiem co przeczytal i co mu kto powiedzial.
No ja przyznaje zaparlam sie ale bylo to warte tego.

No ja sobie nie wyobrazam tyle lat miec agorafobie ale wiem ze to mozliwe bo jak mowie do dzis bym przeciez mogla ja miec a im dluzej czas z tym leci to sadze ze to bardziej wchodzi w krew. Ale tez mysle ze i z tego jest wyjscie.
Przykro ze masz jakas chorobe ktora wymaga pojscia do szpitala ale z drugiej strony to pokazuje ten ciagly problem z wyprzedzaniem czasu, czyli juz sie martwisz ze bedziesz musiala wyjsc.

Lekow bym jednak nie chciala brac ale ty na ten czas szpitala mozesz sie wspomoc jesli chcesz, bo rozumiem ze jednak jak ma sie te leki to wyjscie z domu to mega problem a co dopiero wycieczka do szpitala.
Dlatego rozumiem czemu chcesz wziac leki aby miec jakiekolwiek podparcie.
Jednak jesli chodzi o ogolne leczenie to lepiej to robic wedlug mnie bez nich.
Ostatnio zmieniony 2 września 2014, o 13:00 przez ssaa, łącznie zmieniany 1 raz.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

2 września 2014, o 12:58

Inka a brałaś kiedykolwiek benzodiazepinę? Typu xanax czy coś podobnego?
W żadnym wyopadku nie namawiam na tego typu leki na dłużej ale może skonsultuj z lekarzem taki pomysł aby na czas szpitala np 2 tygodnie pobrac trochę takiego uspokajacza?
Może to być np xanax o przedłużonym działaniu a nie jest to lek typu ssri, który musi sie wkrecic, potem dlugo sie odstawia itp.
Benzo dziala po 40 minutach i po 12 godzinach znika, z tym ze mozna go brac krotko.

Oczywiscie to taki pomysl gdybys nie chciala wracac do lekow typu ssri, antydepresantow a wspomoc sie bys chciala anty lekowo na okres szpitala.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

2 września 2014, o 13:22

Poważna choroba hematologiczna. Wybaczcie, ale nie chcę wchodzić w szczegóły.
No ja sobie nie wyobrazam tyle lat miec agorafobie ale wiem ze to mozliwe bo jak mowie do dzis bym przeciez mogla ja miec a im dluzej czas z tym leci to sadze ze to bardziej wchodzi w krew. Ale tez mysle ze i z tego jest wyjscie.
Niestety możliwe. Akurat u mnie doprowadził do tego brak pomocy. Nie było wiedzy na ten temat. Mam jednak nadzieję, że i po tylu latach wyjście z tego jest możliwe.
Przykro ze masz jakas chorobe ktora wymaga pojscia do szpitala ale z drugiej strony to pokazuje ten ciagly problem z wyprzedzaniem czasu, czyli juz sie martwisz ze bedziesz musiala wyjsc.
No tak, to takie typowe dla agorafobika ;) Denerwuję się coraz bardziej, bo tu chodzi o poważne, realne zagrożenie zdrowia. Szpital km stąd to dla mnie jak wyprawa w kosmos. Wiem, że to durnie brzmi i pokazuje tylko jak wciąż bardzo boję się odczuwania tych objawów poza domem, ale chyba musieliby mnie uśpić, żeby wynieść mnie z tego domu...
abelarda
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 155
Rejestracja: 6 maja 2014, o 20:25

2 września 2014, o 13:29

Victor pisze:Inka a brałaś kiedykolwiek benzodiazepinę? Typu xanax czy coś podobnego?
W żadnym wyopadku nie namawiam na tego typu leki na dłużej ale może skonsultuj z lekarzem taki pomysł aby na czas szpitala np 2 tygodnie pobrac trochę takiego uspokajacza?
Może to być np xanax o przedłużonym działaniu a nie jest to lek typu ssri, który musi sie wkrecic, potem dlugo sie odstawia itp.
Benzo dziala po 40 minutach i po 12 godzinach znika, z tym ze mozna go brac krotko.

Oczywiscie to taki pomysl gdybys nie chciala wracac do lekow typu ssri, antydepresantow a wspomoc sie bys chciala anty lekowo na okres szpitala.
Ja tak robie...ogolnie nie mam typowej agorafobi ale silna nerwice lekowa i tez mam klopoty z wychodzeniem zalatwianiem spraw :( wiec jak mam do zalatwienia cos waznego to biore xanax 0,5 mg i chociaz nie w pelni wszystko mija to jest duzo mniej strachu przy tym leku. Ale trzeba rzadko go wlasnie brac. I dfostosowac dawke bo ja np przy 1 mg to od razu spie wiec biore 0,5.
inke
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 29 lipca 2014, o 23:24

2 września 2014, o 13:40

Viktor nigdy nie brałam, zawsze starałam się być jak najdalej od takich specyfików. Lekarz zalecił mi Lorafen przy objawach odstawiennych, ale ja wytrwałam bez.
Teraz rzeczywiście zaczęłam o tym myśleć, by może spróbować, choć jednorazowo, by dojechać do tego szpitala. Potem może jakoś pójdzie. Tyle, że zacząłem się bać , że to nie zadziała, a nie daj Boże jeszcze nasili mi np. dd, które jest dla mnie najtrudniejsze przy wychodzeniu... I co wtedy ? Ostatnie koło ratunkowe padnie i po mnie :? Znowu katastroficzne myślenie, tak wiem...
ODPOWIEDZ