Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moje małżeństwo to fikcja

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

25 lutego 2018, o 09:48

franio1975 pisze:
24 lutego 2018, o 21:05
Szczerze masz bardzo małe szansę. W sadach rodzinnych siedzą sędziny które uważają ze nadrzędnym dobrem jest dobro dziecka i nie wazne jaka matka jest to w 98% spraw dzieci zostaja przy matce. Jak ja mialem sprawe rozwodowa i byly poruszane kwestia kosztów utrzymania dzieci bo zona przedstawiła zawyżone wydatki jak zaczelem je kwestionować to powiedziała co Pan moze wiedzieć jakie sa koszty utrzymania dzieci..... A ja wiedziałem bo wiem co dzieci jadly i ile ile kosztowaly ubrania lekarze itp. Moja zona nawet byla na tyle bezczelna ze napisała że płaci swojej mamie pieniadze za to ze babcia mojej córki jej gotuke odbiady jak wraca ze szoły. Nadmienie ze w szkole tez miała wykupione obiady, czyli moja córka mimo ze mało je, to dzienie je sniadanie drugie sniadanie w szkole, obiad w szkole i po szkole 2 obiad a na wieczor jeszcze kolację.....
Franio nie strasz😉😉😉😉 Nerwicowca, bo ostatecznie Sąd chyba nie dowalił Ci masakrycznie wysokich alimentów.
Nerwicowiec75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 7 stycznia 2018, o 09:52

25 lutego 2018, o 09:49

ZlotyKamyk pisze:
25 lutego 2018, o 08:16
Nerwicowiec, ja Cię bardzo przepraszam, ale dzieci to nie jest paczka, którą się 'dostaje'. Jak myślisz, co jest w najlepszym interesie Twoich dzieci? Sory, ale mam nerwa na rodziców, którzy walczą o dzieci nie zastanawiając się, co jest DLA NICH dobre. Bo póki co cały czas piszesz o tym, co Ty byś chciał. Dlaczego uważasz, że dzieci będą się lepiej rozwijały przy Tobie? Fajnie, że oboje pracujecie, ale to nie jest jedyne kryterium. I nie twórzmy tutaj spiskowych teorii sądowych.

I znowu: Nerwicowiec, jeżeli boli Cię, że Twoje dzieci będą miały rozbitą rodzinę to zrób tyle ile możesz, żeby jej nie rozbijać.

K.
Myślę, że dla dzieci było by dobre mieć pełną szczęśliwa i wesoła rodzinę , a nie rozbita gdzie rodzice się nienawidzą . Tak myślę .
Nie tworzę żadnych teorii spiskowych tylko to są czyste fakty. Sądy w 95% przypadków są za matkami nie wiedzieć czemu . Tyle samo serca i czasu oddają ojcowie , a potem są jak 5 koło u wozu .
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

25 lutego 2018, o 12:26

Wg mnie jest tak, że ojcowie w większości wypadków nie chcą, nie starają się o to, żeby dzieci przy nich zostały. Ojcom jest tak wygodnie - ja Ci przypominam, że opieka nad dziećmi wymaga zaangażowania, to nie jest tylko dać jeść i ubrać. Ojcowie zwykle uwalniają się od obowiązków i zakładają nowe związki, a o to trudniej, jeśli się ma dzieci z poprzedniego związku. Dzieci ZAWSZE łączą parę, nawet po rozstaniu. Myślę, że dla nowych partnerek nie jest to łatwa sytuacja, łatwiej jest, jeśli "byłe dzieci" są z matką. Tak to często bywa, że są "byłe żony" i "byłe dzieci", oczywiście z największą szkodą dla dzieci.

Nie mam żadnych statystyk na potwierdzenie tej teorii, to tylko wynik moich obserwacji ;). Chciałabym zobaczyć konkretne dane ile ojców faktycznie stara się o przyznanie opieki a sąd się nie zgadza, i jakie są tego powody. Bo jednak mam wrażenie, że w większości przypadków jest właśnie tak, a biadolenie że 98% dzieci zostaje z matką ma na celu usprawiedliwić własną bierność w tej kwestii i zwykłe wygodnictwo. Zawsze lepiej być biednym, pokrzywdzonym misiem niż gościem, który nie był zainteresowany opieką nad dziećmi, nie? ;) Ostatecznie zawsze można się starać o opiekę naprzemienną, tylko że to wymaga koordynacji życia z byłą przecież żoną, nie? ;) A to jest mniej wygodne, dla obojga. Ile znasz dojrzałych rodziców, którzy są w stanie się w tej kwestii dogadać, przedkładając własne animozje nad dobro dzieci? Ja znam jedną parę. Myślę, że nie ma co się sugerować nagłaśnianymi przez media pojedynczymi przypadkami złych działań sądów i rozciągać je na całość.

I tak, właśnie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Matki dostają alimenty a ojcowie marudzą, że duże, i że wcale nie były takie potrzebne. A kto wyceni odpowiedzialność, utrudnione przeprowadzanie wszelkich zmian życiowych, z założeniem nowej rodziny włącznie, nieprzespane noce, zwolnienia w pracy itd? Dzieci to nie tylko fan, to też obowiązki. Zauważ, że gdyby dzieci zostały z Franiem, to by raczej nie wyjechał z Warszawy na Śląsk za drugą żoną ;) A przynajmniej nie byłoby mu łatwo.

Dlatego Nerwicowiec zastanów się, co będzie dla Was najlepsze i jak wyobrażasz sobie dalsze życie po ewentualnym rozstaniu. Bo jeśli faktycznie zależy Ci na dobru dzieci, to IMHO w podjęciu decyzji serio przydałaby Ci się pomoc terapeuty. Bo cały czas opowiadasz o emocjach, a w sądzie chodzi o konkrety.

A w temacie, jeśli komuś by się chciało, to polecam film "O czym wiedziała Maisie" :) Kończy się dobrze, ale w trakcie otwiera oczy na wiele spraw rozwodowo-dzieciowych.

Sorry za ton tego postu, ale niezmiernie wkurza mnie traktowanie dzieci jak paczki. Dorośli ludzie niech sobie robią co chcą, są odpowiedzialni sami za siebie. Ale jeśli są dzieci, to zwykle one ponoszą największe konsekwencje decyzji rodziców. I bardzo bym chciała, żeby rodzice faktycznie brali to pod uwagę, a nie tylko załamywali ręce.

Pozdrawiam,
K.
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

25 lutego 2018, o 12:33

Olalala pisze:
25 lutego 2018, o 09:25
Ja bym na Twoim miejscu walczyla o rodzinę. To, ze masz teraz takie a nie inne uczucia do zony nie oznacza, ze np. Jej nie kochasz. Teraz to zlosc i nienawiść moze wszystko przesłaniać. Uważam, ze wielka krzywda dla dzieci jest życie w rozbitej rodzinie, one bardzo cierpią. Wiele osob mówi: Patrz na siebie. Ok tylko ze ja widzę, ze Tobie naprawde zależy, bo byś sie tak nie miotał. Ja bym spróbowała zrobić wszystko żeby scalić rodzinę. Iddzcie na terapie.
Olalala, w tym patrzeniu na siebie nie chodzi o to, żeby być samolubnym egocentrykiem. Chodzi o to, że jeśli komuś jest źle, to musi ustalić dlaczego i zrobić coś, żeby to zmienić. Ok, to może być rozstanie, ale może wystarczą długie spacery ;) Widzisz skrajność? ;) Ja też uważam, że Nerwicowcowi zależy na rodzinie, tylko że postępując tak jak dotychczas wiele nie zdziała. Samo miotanie nie naprawi sytuacji.

K.
Nerwicowiec75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 7 stycznia 2018, o 09:52

26 lutego 2018, o 08:44

ZlotyKamyk pisze:
25 lutego 2018, o 12:26
Wg mnie jest tak, że ojcowie w większości wypadków nie chcą, nie starają się o to, żeby dzieci przy nich zostały. Ojcom jest tak wygodnie - ja Ci przypominam, że opieka nad dziećmi wymaga zaangażowania, to nie jest tylko dać jeść i ubrać. Ojcowie zwykle uwalniają się od obowiązków i zakładają nowe związki, a o to trudniej, jeśli się ma dzieci z poprzedniego związku. Dzieci ZAWSZE łączą parę, nawet po rozstaniu. Myślę, że dla nowych partnerek nie jest to łatwa sytuacja, łatwiej jest, jeśli "byłe dzieci" są z matką. Tak to często bywa, że są "byłe żony" i "byłe dzieci", oczywiście z największą szkodą dla dzieci.

Nie mam żadnych statystyk na potwierdzenie tej teorii, to tylko wynik moich obserwacji ;). Chciałabym zobaczyć konkretne dane ile ojców faktycznie stara się o przyznanie opieki a sąd się nie zgadza, i jakie są tego powody. Bo jednak mam wrażenie, że w większości przypadków jest właśnie tak, a biadolenie że 98% dzieci zostaje z matką ma na celu usprawiedliwić własną bierność w tej kwestii i zwykłe wygodnictwo. Zawsze lepiej być biednym, pokrzywdzonym misiem niż gościem, który nie był zainteresowany opieką nad dziećmi, nie? ;) Ostatecznie zawsze można się starać o opiekę naprzemienną, tylko że to wymaga koordynacji życia z byłą przecież żoną, nie? ;) A to jest mniej wygodne, dla obojga. Ile znasz dojrzałych rodziców, którzy są w stanie się w tej kwestii dogadać, przedkładając własne animozje nad dobro dzieci? Ja znam jedną parę. Myślę, że nie ma co się sugerować nagłaśnianymi przez media pojedynczymi przypadkami złych działań sądów i rozciągać je na całość.

I tak, właśnie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Matki dostają alimenty a ojcowie marudzą, że duże, i że wcale nie były takie potrzebne. A kto wyceni odpowiedzialność, utrudnione przeprowadzanie wszelkich zmian życiowych, z założeniem nowej rodziny włącznie, nieprzespane noce, zwolnienia w pracy itd? Dzieci to nie tylko fan, to też obowiązki. Zauważ, że gdyby dzieci zostały z Franiem, to by raczej nie wyjechał z Warszawy na Śląsk za drugą żoną ;) A przynajmniej nie byłoby mu łatwo.

Dlatego Nerwicowiec zastanów się, co będzie dla Was najlepsze i jak wyobrażasz sobie dalsze życie po ewentualnym rozstaniu. Bo jeśli faktycznie zależy Ci na dobru dzieci, to IMHO w podjęciu decyzji serio przydałaby Ci się pomoc terapeuty. Bo cały czas opowiadasz o emocjach, a w sądzie chodzi o konkrety.

A w temacie, jeśli komuś by się chciało, to polecam film "O czym wiedziała Maisie" :) Kończy się dobrze, ale w trakcie otwiera oczy na wiele spraw rozwodowo-dzieciowych.

Sorry za ton tego postu, ale niezmiernie wkurza mnie traktowanie dzieci jak paczki. Dorośli ludzie niech sobie robią co chcą, są odpowiedzialni sami za siebie. Ale jeśli są dzieci, to zwykle one ponoszą największe konsekwencje decyzji rodziców. I bardzo bym chciała, żeby rodzice faktycznie brali to pod uwagę, a nie tylko załamywali ręce.

Pozdrawiam,
K.
Nie masz żadnych statystyk, to skąd wiesz że jest to jak mówisz? Właśnie o to chodzi w tym społeczeństwie , co doskonale wskazuje ton twojej wypowiedzi. Podejście jest takie , że ojciec jest tym złym , że on się nie opiekuje z że nie wie ile pracy trzeba założyć w wychowanie dziecka . A tylko kobiety są przemęczone , zarobione itp jakby ojciec w nocy nie wstawał do dziecka . I jeżeli w sądzie będzie sędzina rozprawiała to pewnie będzie miała takie samo podejście do tematu. Nie musisz mi przypominać o tym , że dzieci wymagają opieki i czasu . W tej kwestii nigdy nie miałem problemu i nie mam sobie nic do zarzucenia . Irytuje mnie wrzucanie wszystkich facetów do jednego worka z napisem nieodpowiedzialny ojciec i Babiarz. Potwierdzasz tylko moje obawy o stereotypy jakie panują. Często jest tak , że kobiety się starają do czasu, po urodzeniu dziecka są już spełnionymi matkami i facet już jest nie potrzebny , ma tylko przynosić kasę. A chyba nie o to chodzi w związku. Poza tym ,gdybym był typem gościa z Twojej perspektywy patrzenia na mężczyzn , to bym nie rejestrował się tutaj na forum i nie miał nerwicy, tylko bym się spakował i pojechał w świat potwierdzając tym samym Twoja opinie.
W ogóle ta dyskusja idzie w jakim chorym kierunku wojny damsko męskiej . A chyba nie i to chodzi w tym forum? Więc odpuścimy sobie walkę między sobą bo ja mam wystarczająco dużo walki w głowie z milionem myśli, fobia społeczna , depresja lękowa (taka diagnoza od terapeuty ) , które mnie rozwalają i sprawiają że odechciewa się żyć.
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

26 lutego 2018, o 10:39

Nerwicowiec parę postów wcześniej Złoty Kamyk bardzo ładnie Cię wspierała. Wróć do tych postów... Moim zdaniem nie ma żadnej wojny damsko-męskiej. Faktem jest jednak, że możemy się różnić poglądami na wiele spraw i nic w tym złego... Ja bardzo cenię sobie szczere wypowiedzi...Musisz się liczyć z tym że Twoje wypowiedzi mogą czasem budzic emocje. A tak na marginesie to sporo osób na tym forum ma podobną diagnozę do Twojej... Pozdrawiam Cię i miłego dnia☺️
Nerwicowiec75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 7 stycznia 2018, o 09:52

26 lutego 2018, o 13:22

ZlotyKamyk pisze:
17 lutego 2018, o 23:38
Wiecie co? To nie jest taki proste.

Nerwicowiec, czego Ty byś właściwie chciał? Czego oczekujesz od żony? Co dla Ciebie oznacza miłość? Kiedy czujesz się kochany? Jak chciałbyś, żeby wyglądało Twoje życie? Kiedy czujesz się szczęśliwy? Co chciałbyś robić? A czego chciałaby Twoja żona? I dzieci? ;)

Z terapią IMHO to jest tak, że faktycznie przychodzi się tam pogadać. Gadasz po to, żeby samemu się zorientować, co chcesz zmienić. Nikt Ci nie powie, co masz robić. Zmiana wymaga działania, a działanie jest trudne i wiąże się z emocjami - terapeuta Ci w tym pomaga, stosuje swoje sztuczki i Cię wspiera. Niestety, tak to działa - konieczna jest zmiana. Chcesz być wysportowany - zaczynasz raz w tygodniu się ruszać. Chcesz mieć inną pracę - podejmujesz pewne kroki, dokształcasz się, przeglądasz ogłoszenia, chodzisz na rozmowy... chcesz mieć lepsze relacje z dziećmi - próbujesz coś z nimi robić, np. zaczynacie składać modele samolotów, rozmawiacie, słuchacie się... Chcesz mieć lepsze relacje z żoną - to samo, planujecie jakieś wspólne coś, rozmawiacie, robicie to, co Wam pasuje. Żadna z tych rzeczy sama się nie zadzieje. Oczywiście to jest proste tylko w teorii ;) Wiadomo przecież, że ćwiczyć się nie chce, rozmowy o pracę są stresujące, dzieci męczące, a żona trudna. Ale kluczowe jest próbowanie, właśnie ta zmiana... Którą trzeba zacząć od siebie. Jeśli Ty się wzmocnisz, będziesz lepiej wiedział, co robić dalej.

Poza tym nie porównuj się z innymi. Nie wiesz, jak czują się inni. To tak, jakbyś porównywał czyjąś scenę ze swoim składzikiem. Może Ci ludzie wyglądają na szczęśliwych, a kiedy nikt nie widzi każde z nich w samotności chodzi po ścianach. Poza tym jaki to ma wpływ na Twoje życie? Ważne jest to, co się dzieje dookoła Ciebie. A może faktycznie teraz mają super relacje z partnerami, ale wcześniej czuli się tak jak Ty? Może włożyli w to kupę pracy?

Z mojego doświadczenia to mogę powiedzieć, że kiedy rozpadał się mój związek byłam w ciężkim szoku - przecież było tak pięknie :) A eks sobie cierpiał w milczeniu. Teraz, po czasie, wiem, że nie było tak pięknie. Ale gdybyśmy rozmawiali mogło by być inaczej. Tylko że widzisz, rozmowa też musi być z sensem. Powiesz żonie, że masz wątpliwości - i co ona ma z tym zrobić? To może być wstęp, który przykuje jej uwagę. Ale później chodzi o konkret. Wracamy do tego, co napisałam na początku - jeśli jej powiesz, że źle się czujesz i chciałbyś zmienić TO w Waszej relacji, to ona ma szansę spróbować TO zmienić. Tylko Ty musisz wiedzieć, co TO jest. Może Twoja żona też chciałaby coś zmienić? Rozmowa może dużo wyjaśnić. Jeśli nic nie mówisz, to nie dajesz Wam obojgu szansy na zmianę. Nie wszystko zależy od Ciebie, a jeśli Twojej żonie nie zależy, to i tak możesz zadbać tylko o swoją stronę. A udawaniem nie zmienisz rzeczywistości. I znowu - w teorii wszystko jest proste :)

Znajdź motywację. Pomyśl sobie, że teraz nie wiesz jeszcze co zrobisz. Musisz to dopiero ustalić, np. gadając dalej z terapeutą. Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na separację, rozwód, czy nie - celem jest Twoje dalsze życie. A ono nie składa się tylko ze związku z żoną, są jeszcze obszary, które należą tylko do Ciebie - praca, relacje z dziećmi, przyjaciele, hobby... Dlatego nie skupiaj się tak bardzo na tym, czy kochasz żonę. Odpowiedź przyjdzie sama, jak tylko Ty poczujesz się lepiej :)

I nie traktuj mojego posta jako jakiegoś oskarżenia czy krytyki. Sam piszesz, że to co masz masz za karę. Za karę za co niby? Za to że jesteś człowiekiem? Życie to nie jest to, co pokazują w kolorowych gazetach. Każdy popełnia błędy, a ludzie którzy nie mają wątpliwości chyba nie traktują życia poważnie ;)

Przytulam, wiem że jest ciężko.
K.
Gafa masz rację , bardzo wartościowe posty pisała zlotykamyk. Może za bardzo emocjonalnie do tego podszedłem. Przepraszam jeżeli kogoś uraziłem, nie miałem zamiaru. Zrozumcie jednak trochę mnie , ciężkie czasy ostatnio przeżywam i jestem niestabilny emocjonalnie. Trochę mnie zabolało to co było wcześniej napisane , bo dzieciakom serce oddaje.
Męczą mnie i dołują myśli które krążą po głowie . Ja chciałbym po prostu ich nie mieć. Wszystko jest pokręcone.
Jak pisałem wcześniej , nie wiem co się zadziało ze mną w ciągu ostatniego czasu, bo przed tymi jazdami miałem normalne życie. Dużo się stresowałem praca domem , przeżywałem każda kłótnie z żona , każde niepowodzenie w pracy i w życiu , ale jakoś to leciało. Mam tendencję do wyolbrzymiania . Ale traktowałem to jako coś normalnego, życie nie jest usłane różami i nie jest proste . Ale jak wpadły do głowy genialne myśli pt.nie kochasz żony, nie kochasz dzieci i reszta o których pisałem to posypałem się jak domek z kart. Bo to moje fundamenty były zawsze. Pomału baaaardzoooo pomału odbudowuje sie , ale jakiś czuje się sztuczny i nieswój w tym wszystkim. Ja nie wiem czy jest możliwe żeby zapomnieć o tym wszystkim tych strasznych myślach. Wiem że zapomnieć nie powinienem z drugiej strony, bo to jakieś doświadczenie . Jednak nie potrafię przejść do życia codziennego po tym wszystkim. Jakbym w taki stanie zawieszenia żył, a życie płynęło obok mnie. Ale staram się i chce , dlatego tu jestem na forum i jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za merytoryczne posty, na prawdę dużo w nich wartości i bardzo mi pomagają. Bo człowiek czasem zafiksuje się w głowie na swoich głupich myślach i warto czasem usłyszeć zdanie innych , pozwala to zobaczyć inny punkt odniesienia i inaczej spojrzeć na problemy. No i wsparcie jest nieocenione,gdy człowiek wie że nie zwariował , bo inni mają podobnie i wyszli z tego . To daje nadzieję i motywację do pracy nad rozwojem siebie . :-)
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

26 lutego 2018, o 13:50

:friend: my lękowcy tak mamy że reagujemy emocjonalnie. Bardzo Ci współczuję. Wiem, że cierpisz. Mi pomaga ignorowanie myśli. Ale nie mam jeszcze w tym wprawy. Czytałeś W pułapce myśli? Świetna książka, mam w wersji elektronicznej. Ta książka opiera się na ACT, czyli terapii akceptacji i zaangażowania. Ja rozpoczęłam terapię w tym nurcie, zobaczymy co będzie. Trzymaj się ciepło.
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

26 lutego 2018, o 21:42

Ależ Nerwicowiec, ja nie czuję żadnej wojny ;) Ja nie uważam, że ojcowie są do dupy i dlatego nie należy im dawać dzieci. To może być perspektywa sądu, a niesprawiedliwa, bo sądy powinny podchodzić do każdej sprawy indywidualnie. Zupełnie nie to miałam na myśli. Chciałabym, żeby dziećmi opiekowali się odpowiedzialni dorośli, wszystko jedno czy matki czy ojcowie. Tylko że różnie to wychodzi w praktyce. Tak jak pisałam, nie wiem czy jest właśnie tak, to tylko moja obserwacja, a w sumie ciężko uznać moje towarzystwo za reprezentatywną populację badawczą...
Jeśli poczułeś się urażony to przepraszam, nie było to moim celem. Fakt faktem, że w sumie też odpisałam emocjonalnie, bo temat mnie irytuje. No i trochę połączyłam Wasze wypowiedzi.

Pace ;)

A co do myśli, to serio jeśli się o coś tak bardzo boisz, to znaczy, że Ci zależy :) I wiem, że jest ciężko. Przemyśl to sobie. Przesłuchaj nagrań DivoVica, mnie bardzo pomogły się uspokoić. I wiem, że gdybym w krytycznym momencie posłuchała tych myśli, później bym bardzo żałowała.

Siły Ci życzę :)

K.
Awatar użytkownika
franio1975
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 17 lutego 2018, o 19:08

9 marca 2018, o 01:36

Mimo iż przepisy Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w żaden sposób nie faworyzują, ani nie przyznają więcej uprawnień matkom, statystyki wyraźnie pokazują, że w sądzie to matki głównie wygrywają postępowania o opiekę nad dziećmi, gdyż jedynie ok. 4% postępowań w tym zakresie kończy się przyznaniem ojcu prawa do opieki nad dzieckiem.

Taki stan rzeczy wynika głównie ze stereotypów i ogólnego przekonania, że to właśnie matka, jakby automatycznie, daje lepszą gwarancję opieki nad dzieckiem, nie oznacza to jednakże, że ojcowie są całkowicie pozbawieni szans na uzyskanie prawa do opieki, gdyż jak zostało powyżej wskazane, przepisy w tym zakresie równo traktują obojga rodziców, a zatem ojcowi prawo to zostanie przyznane, jeśli w toku postępowania wykaże, że przyznanie mu prawa do opieki nad dzieckiem jest zgodne z dobrem małoletniego i zapewni on lepszą opiekę nad dzieckiem niż drugi rodzic.

Przyznanie prawa do opieki nad dzieckiem nieodzownie jest związane z władzą rodzicielską. Oczywiście może się zdarzyć, że oboje rodziców będą posiadać pełną władzę rodzicielską i wówczas, gdy rodzice mieszkają osobno, sąd w toku postępowania musi ustalić i wybrać z którym rodzicem dziecko będzie mieszkać, gdyż siłą rzeczy dziecko z obojgiem mieszkać nie może, jednakże w przypadku, gdy władza rodzicielska po stronie jednego z rodziców została chociażby ograniczona, wówczas prawo do opieki nad małoletnim zostanie przyznane drugiemu rodzicowi.

Ograniczenie bądź pozbawienie władzy rodzicielskiej następuje bowiem wtedy, gdy rodzic nie wywiązuje się z obowiązków względem dzieckiem lub gdy nadużywa uprawnień płynących dla niego z posiadania pełnej władzy rodzicielskiej, dlatego powierzenie dziecka pod opieką takiego rodzica w żadnym wypadku nie jest możliwe, gdyż nie jest zgodne z jego dobrem.

Rozważając któremu z rodziców przyznać prawo do opieki nad dzieckiem, sąd zobowiązany jest wziąć pod uwagę dwie kwestie: dobro dziecka oraz warunki osobiste każdego z rodziców. Dobro dziecka jest priorytetem w sprawach władzy rodzicielskiej oraz opieki nad dzieckiem, sąd kierując się nim bierze więc pod uwagę wiek dziecka, związek uczuciowy z rodzicem oraz rodzeństwem, a także w jakim środowisku dziecko będzie wychowywane.

Jeżeli więc dziecko jest silniej emocjonalnie związane z ojcem i dla dziecka lepiej będzie, aby to ojciec sprawował nad nim opiekę, wówczas ojcu powinna zostać powierzona opieka nad małoletnim. Orzecznictwo sądowe nie jest jednakże dla ojców przychylne, w szczególności, gdy kwestia opieki dotyczy dziecka małego. Ugruntowane stanowisko w tym zakresie, wyrażone m.in. w orzeczeniu Sądu Najwyższego- Izba Cywilna z dnia 21 listopada 1952 r., sygn. akt: C 1814/52, stanowi bowiem iż

„Sąd rozstrzygając kwestię powierzenia władzy rodzicielskiej jednemu z rozwiedzionych rodziców powinien rozważyć, mając na uwadze wiek dziecka, które z nich daje większą gwarancję troski o fizyczny i duchowy rozwój tego dziecka. Zwłaszcza w okresie niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa wskazane jest, by dziecko pozostawało pod opieką matki ze względu na jej konstytucję psychiczną, większą uczuciowość i skłonność do jej uzewnętrzniania oraz właściwą matce troskę o zaspokajanie codziennych potrzeb dziecka”.

Powyższe twierdzenie nie jest oczywiście zasadą, gdyż w każdej sprawie zachodzą inne okoliczności, które sąd zobowiązany jest wziąć pod uwagę, nie mniej jednak warto mieć na uwadze przytoczone stanowisko. Z kolei oceniając warunki osobiste rodziców, sąd bierze pod uwagę kwalifikacje podmiotowe każdego z rodziców, przede wszystkim ich zdolności wychowawcze, a także czas jaki rodzic może poświęcić dziecku na wychowanie i jaki poziom życia jest w stanie zapewnić dziecku. Rozważając ten aspekt, sąd musi ocenić, który z rodziców daje lepszą gwarancję prawidłowego wychowania dziecka, na co oczywiście wpływ będzie miało dotychczasowe wykonywanie władzy rodzicielskiej oraz wywiązywanie się rodzica z ciążących na nim obowiązków rodzicielskich.
Lecz po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien.
Awatar użytkownika
franio1975
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 17 lutego 2018, o 19:08

9 marca 2018, o 01:36

Zaczerpnięte z netu. Wiec my faceci i tak stoimy przed sądem na pozycji przegranej jeżeli chodzi o przyznanie opieki nad dzieckiem.
Lecz po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien.
Awatar użytkownika
franio1975
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 17 lutego 2018, o 19:08

9 marca 2018, o 01:56

Nerwicowiec75 pisze:
25 lutego 2018, o 09:42
franio1975 pisze:
24 lutego 2018, o 21:12
Mnie to tez bardzo bolało, bo ja mialem wzorzec z domu pełnej rodziny. Chcialem aby moje dzieci mialy pelna rodzinę ale jak żona kiedys mi zrobila akcje przy dzieciach ze ja bije, a stanela mi w drzwiach powiedzialem przepraszam ze chce przejść a ona nic woec ja delikatnie popchnolem a ona rzuciła sie na podłogę i zaczela krzyczeć ze ja ja biję. To wszystko dzialo sie przy dzieciach.... Po tym wszystkim wyprowadzilem się, bo nie chciałem aby moje dzieci patrzyły na takie zagrywki......
To faktycznie miałeś ciężka sytuację. Jak widać mimo że matka była zła osoba , to dzieci zostały przy niej . Takie to sądy.
Jak sobie radzisz bez dzieci ? Jak kontakty z dziećmi oraz jak one to znoszą ?
Po rozwodzie moja żona próbowała mi utrudniać kontakty z dziećmi, lecz szybko postawiłem ja do pionu. Od tamtego czasu nie robi mi żadnych problemów. Z dziecmi utrzymuje kontakt telefoniczny, interesuję sie co u nich sie dzieje. Do tej pory mieszkałem na Śląsku a dzieci mam pod Warszawą wiec widzenia miałem tak raz w miesiacu. Teraz przeprowadziłem sie do Warszawy wiec będę sie częściej z nimi widywać. Moje dzieci na poczatku bardzo przezywały nasze rozstanie, ale im wytłumaczyłem, że nadal mają tatę i je bardzo kocham. Po pewnym czasie zrozumiały sytuację i teraz jest spoko, chociaż wiem, że bardzo im mnie brakuje, tak na codzień. Jeżeli możesz ratować swoje małżeństwo to walcz do samego końca. Pozdrawiam Franio
Lecz po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien.
Nerwicowiec75
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 7 stycznia 2018, o 09:52

12 marca 2018, o 12:13

Ja dochodzę do wniosku , że tylko rozstanie wchodzi w grę . Niestety . Jesteśmy już tak daleko posunięci w awanturach , że nic nie jest w stanie tego cofnąć.
Wiem że dużo w tym jest mojej winy, bo mam porąbany nerwicowy charakter i samoocenę na wysokości ziemi. To powoduje że ciągle jestem niezadowolony , zazdroszczę innym (mam wrażenie że im się wszystko super układa - chociaż wiem że to tylko wrażenie) , ciągle czuję ból i żal do siebie że taki jestem.
Powiem wam, że natręty że nie kocham żony to chyba nie są natręty . Tylko jakaś walka wewnętrzna , bo bronie się przed decyzją. Ostatnio mieliśmy kolejna sprzeczkę. Już chyba nie potrafimy w ogóle że sobą rozmawiać . I powiem wam że to ja coraz częściej wybucham. Cały czas czuje złość do siebie , do żony do życia.

Życiowo czuje się zerem i przegranym . Nie chcę rozbijać rodziny, ale widzę że moja żona cierpi z mojego powodu , z powodu moich emocji , jazd itp. moim zdaniem nie powinniśmy się wiązać dopóki nie ogarniemy swoich problemów. Tylko ja miałem jazdy przed ślubem , dużo wczesniej. Potem było dobrze i od dwóch lat mam remisję . W ogóle myślę że mam jakąś depresję. Chociaż terapeuta twierdzi inaczej. Jak to mówi w życiu potrzebne są kryzysy ,bo uczą nas czegoś i pokazują że coś jest nie tak , jakiś element życia jest do poprawy. Ja ma wrażenie że wszystko w nim życiu jest nie tak jak powinno. Nie wiem czego ma mnie ten kryzys nauczyć. Wszędzie dookoła ludzie są szczęśliwi bo mają oparcie w żonach/dziewczynach , nie mają jazd typu kocham nie kocham i jakoś sobie radzą.

Chciałbym żebyście mnie zrozumieli. Uważam że nie żyjemy tylko dla siebie. Takie życie nie ma sensu. Żyjemy dla kogoś, dla żony , dla dzieci , razem idziemy przez ten ciężki świat. I wtedy człowiek daje radę , ma jakiś cel i sens życia. Jak się okazuje w trakcie, że małżeństwo jest tylko na papierze i brakuje więzi i uczucia to FILAR , na którym opiera się życie zaczyna się kruszyć, aż w końcu się zburzy. Tak się w tym momencie czuje.

Zapytam jeszcze tutaj na forum czy komuś udało się wygrzebać z takiej sytuacji ? Tzn czy ktoś odbudował związek, zakochał się na nowo, czy to jest w ogóle możliwe ? Proszę podpowiedzcie mi , opiszcie jak to było u was . Potrzebuję jakiegoś wsparcia i nadziei .
Myślę że terapia jest u nas potrzebna i pójdziemy . Tylko boję się że na niej wyjdzie, że nic nas nie łączy oprócz dzieci.
Porąbane to życie. I paradoks jest taki że sami je sobie niszczymy .
Milla31
Gość

12 marca 2018, o 12:48

Nerwicowiec75 pisze:
12 marca 2018, o 12:13
Ja dochodzę do wniosku , że tylko rozstanie wchodzi w grę . Niestety . Jesteśmy już tak daleko posunięci w awanturach , że nic nie jest w stanie tego cofnąć.
Wiem że dużo w tym jest mojej winy, bo mam porąbany nerwicowy charakter i samoocenę na wysokości ziemi. To powoduje że ciągle jestem niezadowolony , zazdroszczę innym (mam wrażenie że im się wszystko super układa - chociaż wiem że to tylko wrażenie) , ciągle czuję ból i żal do siebie że taki jestem.
Powiem wam, że natręty że nie kocham żony to chyba nie są natręty . Tylko jakaś walka wewnętrzna , bo bronie się przed decyzją. Ostatnio mieliśmy kolejna sprzeczkę. Już chyba nie potrafimy w ogóle że sobą rozmawiać . I powiem wam że to ja coraz częściej wybucham. Cały czas czuje złość do siebie , do żony do życia.

Życiowo czuje się zerem i przegranym . Nie chcę rozbijać rodziny, ale widzę że moja żona cierpi z mojego powodu , z powodu moich emocji , jazd itp. moim zdaniem nie powinniśmy się wiązać dopóki nie ogarniemy swoich problemów. Tylko ja miałem jazdy przed ślubem , dużo wczesniej. Potem było dobrze i od dwóch lat mam remisję . W ogóle myślę że mam jakąś depresję. Chociaż terapeuta twierdzi inaczej. Jak to mówi w życiu potrzebne są kryzysy ,bo uczą nas czegoś i pokazują że coś jest nie tak , jakiś element życia jest do poprawy. Ja ma wrażenie że wszystko w nim życiu jest nie tak jak powinno. Nie wiem czego ma mnie ten kryzys nauczyć. Wszędzie dookoła ludzie są szczęśliwi bo mają oparcie w żonach/dziewczynach , nie mają jazd typu kocham nie kocham i jakoś sobie radzą.

Chciałbym żebyście mnie zrozumieli. Uważam że nie żyjemy tylko dla siebie. Takie życie nie ma sensu. Żyjemy dla kogoś, dla żony , dla dzieci , razem idziemy przez ten ciężki świat. I wtedy człowiek daje radę , ma jakiś cel i sens życia. Jak się okazuje w trakcie, że małżeństwo jest tylko na papierze i brakuje więzi i uczucia to FILAR , na którym opiera się życie zaczyna się kruszyć, aż w końcu się zburzy. Tak się w tym momencie czuje.

Zapytam jeszcze tutaj na forum czy komuś udało się wygrzebać z takiej sytuacji ? Tzn czy ktoś odbudował związek, zakochał się na nowo, czy to jest w ogóle możliwe ? Proszę podpowiedzcie mi , opiszcie jak to było u was . Potrzebuję jakiegoś wsparcia i nadziei .
Myślę że terapia jest u nas potrzebna i pójdziemy . Tylko boję się że na niej wyjdzie, że nic nas nie łączy oprócz dzieci.
Porąbane to życie. I paradoks jest taki że sami je sobie niszczymy .
Hej, ja od roku mam takie myśli, ale lecze się, biorę leki, szukam pomocy na terapii. Obecnie, po zwiedzeniu 5 terapeutów jestem na grupowej dla DDA, ktora najbardziej mi pomaga. Nie wiem, jaki u Was jest problem, mi bardzo pomaga mąż, mimo tych myśli i obcosci wiem, że jest wspaniałym człowiekiem i najlepsze co mogę zrobić to pracować nad sobą, żeby móc cieszyć się wspólnym życiem z nim. Awantury i moje czepialstwo to głównie mój problem i nie będę go tym obarczac. Po ciężkich dniach przychodzą lepsze, nie warto uzalac się nad sobą. W sobotę i niedzielę czułam, że się w nim znowu zakochuje jak lęk mi odszedł, a tydzień był bardzo ciężki. Także wierzę, że wszystko zależy od nas i że przez to przejdę. Jeżeli żona jest spokojniejsza, a to Ty masz irracjonalne reakcje to czy się rozwiedziesz czy nie i tak musisz nad sobą pracować, bo to wróci w kolejnych związkach.
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

12 marca 2018, o 12:53

Nerwicowiec75 pisze:
12 marca 2018, o 12:13
Ja dochodzę do wniosku , że tylko rozstanie wchodzi w grę . Niestety . Jesteśmy już tak daleko posunięci w awanturach , że nic nie jest w stanie tego cofnąć.
Wiem że dużo w tym jest mojej winy, bo mam porąbany nerwicowy charakter i samoocenę na wysokości ziemi. To powoduje że ciągle jestem niezadowolony , zazdroszczę innym (mam wrażenie że im się wszystko super układa - chociaż wiem że to tylko wrażenie) , ciągle czuję ból i żal do siebie że taki jestem.
Powiem wam, że natręty że nie kocham żony to chyba nie są natręty . Tylko jakaś walka wewnętrzna , bo bronie się przed decyzją. Ostatnio mieliśmy kolejna sprzeczkę. Już chyba nie potrafimy w ogóle że sobą rozmawiać . I powiem wam że to ja coraz częściej wybucham. Cały czas czuje złość do siebie , do żony do życia.

Życiowo czuje się zerem i przegranym . Nie chcę rozbijać rodziny, ale widzę że moja żona cierpi z mojego powodu , z powodu moich emocji , jazd itp. moim zdaniem nie powinniśmy się wiązać dopóki nie ogarniemy swoich problemów. Tylko ja miałem jazdy przed ślubem , dużo wczesniej. Potem było dobrze i od dwóch lat mam remisję . W ogóle myślę że mam jakąś depresję. Chociaż terapeuta twierdzi inaczej. Jak to mówi w życiu potrzebne są kryzysy ,bo uczą nas czegoś i pokazują że coś jest nie tak , jakiś element życia jest do poprawy. Ja ma wrażenie że wszystko w nim życiu jest nie tak jak powinno. Nie wiem czego ma mnie ten kryzys nauczyć. Wszędzie dookoła ludzie są szczęśliwi bo mają oparcie w żonach/dziewczynach , nie mają jazd typu kocham nie kocham i jakoś sobie radzą.

Chciałbym żebyście mnie zrozumieli. Uważam że nie żyjemy tylko dla siebie. Takie życie nie ma sensu. Żyjemy dla kogoś, dla żony , dla dzieci , razem idziemy przez ten ciężki świat. I wtedy człowiek daje radę , ma jakiś cel i sens życia. Jak się okazuje w trakcie, że małżeństwo jest tylko na papierze i brakuje więzi i uczucia to FILAR , na którym opiera się życie zaczyna się kruszyć, aż w końcu się zburzy. Tak się w tym momencie czuje.

Zapytam jeszcze tutaj na forum czy komuś udało się wygrzebać z takiej sytuacji ? Tzn czy ktoś odbudował związek, zakochał się na nowo, czy to jest w ogóle możliwe ? Proszę podpowiedzcie mi , opiszcie jak to było u was . Potrzebuję jakiegoś wsparcia i nadziei .
Myślę że terapia jest u nas potrzebna i pójdziemy . Tylko boję się że na niej wyjdzie, że nic nas nie łączy oprócz dzieci.
Porąbane to życie. I paradoks jest taki że sami je sobie niszczymy .
Myślę że w trakcie nerwicy nie powinno się podejmować decyzji o rozwodzie. Oczywiście są wyjątki gdzie jest przemoc fizyczna, psychiczna. Człowiek w nerwicy ma rozbujane emocje. No chyba że przed Twoja nerwica już się nie układało. Myślę że wychodzisz z błędnego zalozenia, że żyjesz tylko dla innych. A życie bez nich nie ma sensu. Blad, błąd błąd. Zyjesz też dla siebie samego. Musisz zacząć myśleć inaczej. Abstrahując od Twojej sytuacji zauwaz że są wśród nas wdowcy, wdowy. I co ich życie nie ma sensu. Są pogrzebani żywcem? Oczywiście niektórzy tak wegetują do końca życia. Ale to jest wybór. Zjesz dla siebie również. Twoje życie ma sens niezależnie od tego czy będziesz z żoną czy nie. Terapia ? Pewnie że tak.
ODPOWIEDZ