Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moje spostrzeżenia

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
wojteczek
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 98
Rejestracja: 17 maja 2016, o 13:46

3 czerwca 2016, o 09:30

Witam
Przez ostatnie niemal trzy miesiące miałem nerwicę natręctw myślowych i jestem na ostatniej prostej :D
Mam kilka spostrzeżeń na gorąco i może to komuś pomoże. Od czterech dni mogę spokojnie się przyglądać temu "z boku" bez emocji. Pierwsza kwestia jest taka, że sami sprowadzamy na siebie te natręty bo wyłączamy kompletnie zdroworozsądkowość. Ja dla przykładu wszystko sprowadzałem do tego, że na pewno coś sobie zrobię lub komuś. Banalny przykład:
Mam gorszy nastrój i brak chęci do pracy (jest to normalne bo każdy tak może mieć) ja oczywiście automatycznie to wiązałem z depresją a mój kochany nerwusek łykał haczyk i rzucał myśli w stylu "życie nie ma sensu" to z kolei wpływało na strach przed zostaniem samemu w domu bo oczywiście stracę kontrolę i coś sobie zrobię :D Nie wiem jak u was ale u mnie koronnym argumentem nerwuska jest " ale co będzie jak jednak kiedyś postanowię to zrobić" :shock: I ciągłe ale ale ale a chyba mu wreszcie przetłumaczyłem, że nie zrobimy tego choćby świat się kończył bo kochamy życie i dlatego jesteśmy na tym forum bo szukamy pomocy :)
Druga sprawa jest taka, że zdałem sobie sprawę, że ja nic nie czułem praktycznie przez te trzy miesiące. Żadnego bólu nawet bo byłem tak mocno skoncentrowany na myślach a od kiedy puściło boli mnie coś codziennie i to jest...miłe :)
Trzecia i najważniejsza kwestia jest taka, że jak uporamy się z lękiem to myśli jeszcze zostają i powstaje taki dziwne uczucie bo z jednej strony jest natręt a z drugiej kompletny spokój i ja oczywiście znowu się nakręcam bo pewnie już mi nie zależy na życiu skoro mnie to nie przeraża i w ten sposób już wpadłem w koło z powrotem. Teraz już wiem, że natręty nie mijają z lękiem one muszą być w nas przez jakiś jeszcze czas.
Co mi najbardziej pomogło:
Ludzie a konkretnie przebywanie z nimi po pracy. Wieczorne przesiadywanie przy kieliszku wina i rozmowy. To uspokaja naszego nerwuska i pozwala mu zejść na drugi plan.
Awatar użytkownika
zeniu87
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 193
Rejestracja: 16 stycznia 2016, o 14:34

25 czerwca 2016, o 19:24

Gratki
Awatar użytkownika
Nipo
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1545
Rejestracja: 10 sierpnia 2017, o 15:34

21 kwietnia 2018, o 10:22

wojteczek pisze:
3 czerwca 2016, o 09:30
Witam
Przez ostatnie niemal trzy miesiące miałem nerwicę natręctw myślowych i jestem na ostatniej prostej :D
Mam kilka spostrzeżeń na gorąco i może to komuś pomoże. Od czterech dni mogę spokojnie się przyglądać temu "z boku" bez emocji. Pierwsza kwestia jest taka, że sami sprowadzamy na siebie te natręty bo wyłączamy kompletnie zdroworozsądkowość. Ja dla przykładu wszystko sprowadzałem do tego, że na pewno coś sobie zrobię lub komuś. Banalny przykład:
Mam gorszy nastrój i brak chęci do pracy (jest to normalne bo każdy tak może mieć) ja oczywiście automatycznie to wiązałem z depresją a mój kochany nerwusek łykał haczyk i rzucał myśli w stylu "życie nie ma sensu" to z kolei wpływało na strach przed zostaniem samemu w domu bo oczywiście stracę kontrolę i coś sobie zrobię :D Nie wiem jak u was ale u mnie koronnym argumentem nerwuska jest " ale co będzie jak jednak kiedyś postanowię to zrobić" :shock: I ciągłe ale ale ale a chyba mu wreszcie przetłumaczyłem, że nie zrobimy tego choćby świat się kończył bo kochamy życie i dlatego jesteśmy na tym forum bo szukamy pomocy :)
Druga sprawa jest taka, że zdałem sobie sprawę, że ja nic nie czułem praktycznie przez te trzy miesiące. Żadnego bólu nawet bo byłem tak mocno skoncentrowany na myślach a od kiedy puściło boli mnie coś codziennie i to jest...miłe :)
Trzecia i najważniejsza kwestia jest taka, że jak uporamy się z lękiem to myśli jeszcze zostają i powstaje taki dziwne uczucie bo z jednej strony jest natręt a z drugiej kompletny spokój i ja oczywiście znowu się nakręcam bo pewnie już mi nie zależy na życiu skoro mnie to nie przeraża i w ten sposób już wpadłem w koło z powrotem. Teraz już wiem, że natręty nie mijają z lękiem one muszą być w nas przez jakiś jeszcze czas.
Co mi najbardziej pomogło:
Ludzie a konkretnie przebywanie z nimi po pracy. Wieczorne przesiadywanie przy kieliszku wina i rozmowy. To uspokaja naszego nerwuska i pozwala mu zejść na drugi plan.
Tak jakbym siebie widział w lustrze.Dokladnie ja mam ten sam problem.Tez moim natrętem jest to ze sobie coś zrobię,boje się sam zostać w domu z córka bo jak coś mi odbije i sobie coś zrobię identyko.Druga kwestia identyczna to to ze jak mam obniżony nastrój jakiś smutek się pojawi to już wiąże to z depresja i coś sobie zrobię co to będzie.I trzecia kwestia identyczna mam takie okresy już dosyć długie ze nie mam lęku a natret pozostaje już sobie wkręcam a co jak już nie odczuwam przed tym lęku który mnie przed tym chroni i faktycznie coś sobie zrobię.Wypisz wymaluj ja.Dzieki za post który w sumie odgrzebalem i Ty już pewnie masz z tym spokój,ale dzięki.
Awatar użytkownika
Marcin12345
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 105
Rejestracja: 20 sierpnia 2017, o 22:14

21 kwietnia 2018, o 15:41

To super serio :) Wielkie gratulacje!
:!!!:
ODPOWIEDZ