Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Matka i syn z alkoholowo/przemocowej rodziny

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
grubas
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 83
Rejestracja: 21 lutego 2019, o 08:46

6 stycznia 2020, o 19:33

Pierwotnie chciałem zatytułować ten wątek: Matka chce, żebym był jej rodzicem/partnerem

Tak podsumowałbym to do czego doszedłem. Dobijam czterdziestki i dopiero teraz dotarło do mnie w pełni jak mnie to niszczy.
Ostatnie dni były dla mnie dosyć ciężkie. Ciężko mi zebrać myśli bo lęk wrócił. Postaram się zachować jakiś ciąg logiczny zdarzeń, chociaż w głowie mam rozstrzał chronologiczny.
Zacznę od tych ostatnich dni. Zaprosiłem mamę na święta. Mieliśmy spędzić święta i sylwestra u mnie. Mieszkamy 600 km od siebie i rzadko się widujemy. Ale codziennie rozmawiamy przez telefon. Jest sama. Skłóciła się z naszą jedyną rodziną, swoją siostrą a moją ciotką. Obie miały identyczne historie życiowe. Mąż, przemocowy alkoholik, dwójka dzieci, jedno ginie w tragicznych okolicznościach. Ale zaraz do tej historii wrócę. Najważniejsze jest to, że widać gołym okiem, że moja matka jest potwornie zaburzona. Hipochondria aż z niej kapie, jak tłusta oliwa. Siedzę w terapiach od 2006tego roku. I jak tylko zacząłem rozumieć pewne rzeczy, próbowałem ją zachęcić, żeby poszła do psychologa czy psychiatry, żeby spróbowała jakiejś formy terapii. Początkowo reagowała przerażeniem i agresją, że ja chodzę do obcych ludzi (terapia grupowa) i opowiadam o naszym życiu. Później kłamała, że pójdzie, wymyślała jakieś wymówki i tak zleciało. Nigdy nie poszła. Przyjechała do nas tuż przed świętami. Od razu zaczęło się duże napięcie. Ciężko mi odtworzyć teraz całą sytuację. Moja żona ma silny charakter. Moja matka ma ciężki charakter. Cały czas marudziła, że jest jej zimno, wzdrygała się co kilka minut i robiła"brrr" co brzmi śmiesznie, ale po 20 tym razie doprowadzało do szału. Jak dowiedziała się, że moja żona jest chora i będzie brała antybiotyki to wahała się ostatniego dnia czy w ogóle przyjechać. Czyli weszła prosto w paszczę lwa, zarazki i wirusy tylko czyhały na nią. Poza tym ma zwyczaj wisieć nad człowiekiem, jak pies, który cały czas za Tobą chodzi bo czegoś chce. Chyba zaczęło się od tego, że moja żona została z moją matką sama. Ja byłem w pracy przed świętami w poniedziałek. Co godzina moja żona pisała coś do mnie i widziałem w treści, że zaczyna wychodzić z siebie. Powoli zaczynałem być wściekły, że jak to, dlaczego ona nie zachowuje się spokojnie. Przecież to moja matka! Jednocześnie byłem wściekły na matkę bo wiem, że ona wyprowadziłaby z cierpliwości buddę. Ostatecznie pokłóciłem się z żoną. To chyba była nasza pierwsza poważna kłótnia (jesteśmy małżeństwem od niespełna 2ch lat). Kłótnia polegała na tym, że byłem wściekle zacięty, nie odzywałem się do żony i ignorowałem jej obecność. To chyba był taki szantaż emocjonalny - zobacz co mi zrobiłaś, teraz Cię ukażę i przestanę Cię dostrzegać. Wstyd mi za to. W tym wszystkim moja matka zaczęła dostawać joba, bo nie wiedziała o co chodzi zapewne. Możliwe, że ją tłumaczę, zazwyczaj tak robię. Matka pytała cały czas, o co chodzi, co się stało, założyła, że moja żona jest niezadowolona z faktu, że moja matka przyjechała do nas (co nie było prawdą). Odpowiadałem, że nie, że to nie o to chodzi. Ale ona wiedziała swoje i dogadywała, że w zeszłym roku ona sama przygotowała święta i nawet nie jęknęła. W którymś momencie padło - nieźle Cię wytresowała. Czułem się jak pomiędzy młotem a kowadłem. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia z żoną, wyjaśniliśmy sobie co się stało, przeprosiłem.

To był tylko wstęp, nie wiem czy ktoś jeszcze został czytając ten chaos, ale jeżeli tak to idę dalej.

Wigilia upłynęła w miarę przyjemnie, przyszła rodzina żony (całe 3 osoby). Posiedzieliśmy do późna. Następnego dnia również było znośnie. Do późna coś oglądaliśmy.
Zbliżał się sylwester. Moja matka miała przygotować ciasto, które lubię. Żona powiedziała, że ona zrobi chętnie, żeby się nauczyć. I tutaj, w trakcie tego wszystkiego odpaliło jakieś szaleństwo. Napięcie było cały czas. W końcu wywaliło korki. Żona i ja kilka razy powtarzaliśmy, że to żona zrobi ciasto. Matka uparcie wyręczała ją w tym. W końcu moja żona czuła się już jak osaczona i uciekła do ubikacji, żeby nie wybuchnąć ze złości. Moja matka poszła za nią pod drzwi w emocjach i głośno mówiła: - "co to za dziecinne zachowania?" "rób sobie to ciasto już" itd.
Nie widziałem jeszcze matki w takim szale chyba, albo nie pamiętam. Opieprzyłem ją, że co ona sobie wyobraża, czemu obraża moją żonę. Też mi styki poszły i nawymyślałem matce od terminatorów i chorych psychicznie. Pandemonium. Po tym było już tylko gorzej. Przestaliśmy się odzywać do siebie. Ja i żona zamknęliśmy się w sypialni a matka rezydowała w salonie. Wściekły poszedłem spać. Następnego dnia rano cały nabuzowany wszedłem do pokoju i zacząłem rozmowę, a właściwie rozpętałem awanturę. Emocje między mną a matką zawsze były na wysokich obrotach. Doprowadzała mnie do szału w ułamku sekundy. Na pewno ma to związek z kilkunastoma latami życia z przemocowym, pijącym ojcem i całym tragicznym tłem. Nie możemy przebywać razem zbyt długo. Ale chyba tylko ja to dostrzegam. Awantura trwała 9 minut, wiem bo nagrałem całość na dyktafon. Później odtworzyłem to na terapii, żeby dowiedzieć się czy to nie ja przeginam i czy nie rozpętałem burzy w szklance wody. Psycholog powiedział, że w zasadzie w pierwszych kilku minutach nie wiadomo o co chodzi. Ona mówi spokojnie a ja dogaduję i pokrzykuję. Dopiero później jest mowa o tych dziwnych sytuacjach. Tutaj muszę jeszcze dodać, że moja matka okropnie kłamie. W dniu, w którym była ta rozróba z ciastem była też mała kłótnia o to, że po raz 20ty zmyła naczynia ręcznie. Eksplodowałem i nakrzyczałem na nią ( matko, jak to piszę to brzmi jakbym to ja bym przemocowym patolem ), że skoro żona i ja prosiliśmy ją już 20 razy, żeby nie zmywała naczyń to mogłaby wreszcie się do tego dostosować. I teraz wracam do tej awantury, którą nagrałem następnego dnia. Kiedy jej to wypomniałem, ona zaprzeczyła, że coś takiego miało miejsce. Oszalałem po prostu. Bezczelnie skłamała patrząc mi w twarz. Awantura przybrała absurdalny rozmiar. Zaczęła mówić, że specjalnie ją zaprosiliśmy i doprowadziliśmy do tego, żeby jej już nigdy nie zaprosić. Powiedziałem, że ma paranoję, że powinna iść do psychiatry po leki, które ją wyciszą a potem na terapię, żeby nauczyć się żyć między ludźmi. Powiedziała mi, że to ja jestem zaburzony nadal. Odczytałem to jako komentarz do bezużyteczności terapii na które od lat uczęszczam. Generalnie było jedno porządne walnięcie pięścią w stół i na koniec powiedziałem, że to koniec rozmowy i rzuciłem pilotem do tv w podłogę.

Wyszedłem z domu (żony nie było akurat) więc matkę zostawiłem samą. Wróciliśmy razem po południu. Matka była obrażona na śmierć i siedziała w pokoju oglądając tv z oburzoną miną. Nie odpowiedziała na dzień dobry mojej żony. Zdecydowałem, że zostawimy matkę samą w sylwestra. Znowu, jak teraz to piszę to brzmi strasznie źle z mojej strony, ale nie da się przekazać tych emocji i gniewu, które wisiały w powietrzu. Ostatecznie wyszliśmy. Matka była chyba bardzo zaskoczona, chyba się spodziewała przeprosin. Pojechaliśmy do szwagra. Posiedzieliśmy do 1wszej i wróciliśmy do domu. Matka spała. Położyliśmy się spać. Ja nie piszę co się we mnie działo. To była mieszanka współczucia dla mojej matki, wściekłości, żalu, miałem poczucie winy a jednocześnie wiedziałem, że nie mogłem spędzić z nią sylwestra.
Około 3ciej w nocy obudził nad huk, a za moment drugi. Zerwałem się, pobiegłem do salonu. Moja matka leżała na podłodze, na stole i podłodze leżała potłuczona szklanka a wszędzie dookoła była woda. Podniosłem ją, posadziłem na kanapie. Trzymała się za głowę. Wyglądała na straszliwie cierpiącą. Tyle, że ja jej nie ufam i miałem w głowie tylko to, że wiedziałem, że jakoś nas "ukaże". Posprzątałem bez słowa. Zapytałem tylko czy czegoś potrzebuje. Wiedziałem, że jedyne o czym marzy to wezwać pogotowie, albo żebym ją zawiózł na sor. Zazwyczaj tak się kończyły jej wizyty w moim mieście. Podczas poprzedniej wizyty pierwszy raz jej nie posłuchałem jak ją gardło bolało i dusiło i na sor chciała jechać. Powiedziałem, że nie pojedziemy i tyle. Wróciłem do sypialni, streściłem żonie co i jak. I od tego momentu całe piekło wróciło. Poczułem się jak w domu rodzinnym za czasów wojny. Nie spałem już do rana bo cały czas zerkałem czy z matką wszystko w porządku, czy żyje, czy znowu nie upadła. Odpaliły ataki paniki. Byłem pewien, że już nigdy nie wrócą, że to za mną. Rano wszedłem ledwo żywy do pokoju, w którym leżała obrażona i śmiertelnie już chora matka (demonstrowała to całą sobą) i powiedziałem, żebyśmy porozmawiali na spokojnie bez emocji. Na co ona z jadem odpowiedziała przez zaciśnięte zęby: - bez emocji? To Wasze emocje doprowadziły do tego!
Powiedziałem, że w takim razie chyba nie pogadamy i wyszedłem. Spędziła u nas jeszcze kilka dni bo miała wykupione wcześniej bilety. Zaczęła się dla mnie masakra. Czułem się jakbym się cofnął te 20 kilka lat. Moja żona też czuła się fatalnie. Byliśmy pozamykani w pokojach, osobno. Gniew, żal i wszystko co tylko czuliśmy można było kroić nożem. Przed jej wyjazdem jeszcze odwiedziłem psychologa i psychiatrę, tak się złożyło cudownie i dostałem szybką receptę, żeby przetrwać kolejne dni. Asertin i trittico na noc. Dzień przed jej wyjazdem zacząłem się do niej odzywać bo żal mi jej było w tym wszystkim. Byłem wściekły, że nie da się z nią skomunikować w żaden sposób. Że nie chce słuchać, że wie lepiej zawsze, że "ona ma silną psychikę a ja słabą" ( to jej słowa ), ale współodczuwałem z nią ten syf a do tego atakował mnie już na poważnie lęk. Po powrocie z pracy zapytałem czy skoczyć jej po coś na drogę, czy ma wszystko co potrzebne. Takie luźne gadki. Żona przyszła. W trakcie pakowania matka weszła do żony, powiedziała, że ma nadzieję, że żona nie ma jej za złe że jest nadgorliwa. Generalnie było sztucznie, ale robiła dobrą minę. Widać, że chce już wracać do domu.
Zawieźliśmy ją na dworzec, wsadziliśmy do wagonu i pojechała. Wróciliśmy do domu, poczułem ulgę. Ciężka atmosfera zaczęła się rozwiewać. Poszliśmy spać, rozmawiając o tym co się właściwie wydarzyło.

Następnego dnia uderzył lęk ze zdwojoną mocą, dołączyła derealka i depersonalizacja. Jakby ktoś mnie oblał szybko twardniejącym betonem. Znam to i próbuję mimo lęku sprostać dniom. Jutro idę do pracy i tego najbardziej się obawiam. Czy nie zawalę roboty w takim spowolnieniu i rozkojarzeniu.

Ale tak naprawdę to największy problem mam z matką. Po dwóch dniach od kiedy wyjechała nie dzwoniła. Ja również. Czułem, że zadzwoni już za moment i powie mi jak strasznie i odchorowuje ten pobyt u nas. Że jakaś nowa choroba jej się przez to zrobiła. Że kości jej się połamały przy upadku. Kręgosłup złamała. Etc. Nie wiem czy zrozumie ktoś to, kto nie miał matki hipochondryczki. Jestem z nią bardzo związany, ale teraz odkryłem, że za bardzo. Codzienne telefony. Dla niej to i tak za mało, chciałaby, żebym co najmniej dwa razy dziennie dzwonił. Próbuję jej organizować czas na odległość, wysyłam płyty z filmami, serialami. Boję się o nią każdego dnia. Co kilka dni przekazuje mi informację o kolejnych złych wynikach badań. O tym, że teraz na jej raka krwi to już nic nie pomoże. Na hashimoto też. Osteoporoza galopująca. Jak w lecie zostawiliśmy jej naszego psa kiedy wyjechaliśmy na wakacje to powiedziała, że przez noszenie go coś jej w oku eksplodowało, dostała zawału oka. Jeździła do profesorów z tym, do warszawy i Lublina. Zapożyczyła się u swojej siostry na te podróże. Ona cała jest egocentryzmem nerwicowym. Marzy o tym, żeby mieszkać ze mną. Powinienem się nią zaopiekować. Pokazuje cały czas jaka jest biedna i schorowana. Musi mieć widownię, zawsze wtedy akurat się potknie albo złapie za serce, czy plecy. Wzdycha, stęka etc. Ma dopiero 65 lat! Jak jej się powie, żeby wzięła magnez na potykanie serca to krzyczy, że to ARYTMIA!1 MAGNEZ NIE POMOŻE! Wszystkie jej choroby są niebezpieczne i śmiertelne. Boi się zarazków, moczy warzywa na zupę w wodzie, później w sodzie etc. W zeszłym roku już się szykowała na operację bo jakiś doktor znalazł w jej udzie pęknięcie od tej strasznej osteoporozy. Powiedziała mi, że muszę przyjechać i się nią zająć bo sama przecież nie będzie dochodzić do siebie. Ja mam działalność i pracuję dla faceta, z którym łączy mnie tylko umowa ustna, więc nie mogę liczyć na zwolnienie, L4 czy inne cuda. Zniknę na dwa tygodnie i mnie nie ma. To rodzi potworny stres. Bo czuję, że zawodzę matkę.

Nie wiem jak mam ograniczyć z nią kontakt. Nie wiem jak z nią rozmawiać. Po tym jak wyjechała napisałem jej sms'a, że dostałem załamania nerwowego i że jak ma ochotę zadzwonić to niech nie mówi o chorobach swoich i moich. Że ją kocham i tyle. Odpisała tylko, że przykro jej i że mnie kocha. Od tej pory zero kontaktu. Chcę zadzwonić do niej i upewnić ją, że wszystko jest ok, ale wiem, że od razu temat zejdzie na jej choroby i zaatakuje mnie ze zdwojoną mocą mówiąc, że TA CHOROBA JEST OSTATECZNA!1

Doszedłem do wniosku, że muszę się wreszcie oderwać od matki. Przestać się o nią martwić. Ale jest mi ciężko to wyłączyć. Nie wiem co zrobić, nie wiem co mogę zrobić. Wydawało mi się kiedyś, że to oczywiste, że ją wezmę do siebie jak będzie chora i niedołężna. Teraz wiem, że to raczej średnio realne. Nie wytrzymałbym z nią nawet tygodnia. Mnóstwa niuansów tu nie opisałem. Ale może nie warto. Nie do końca wiem co się wydarzyło. Na szczęście jestem w terapii i wydaję się, że ten kryzys musiał nastąpić. Jak odejść od matki kiedy ona oczekuje, że będzie z tobą? Tam gdzie mieszka jest zaradna, zasuwa co dwa tygodnie do stolicy do lekarzy. U nas problemem dla niej było wyjść z psem.
Wyobrażam sobie co ona tam teraz czuje, sama w domu. Martwi się co u mnie czy przeżywa swoje choroby, czuje się opuszczona przez jedynego syna, który przeżył. A może się mylę i jest tylko wściekła, że nie zaspokajam jej potrzeb.
Chciałbym ją uzdrowić, pokazać jej to forum, wysłać do psychologa. Ale nie da się. Ona nie chce i koniec. "Ona wie lepiej niż psycholog".
Przeżyła śmierć swojego dziecka. W rozmowie z moją żoną powiedziała, że po śmierci mojego brata przez 3 lata brała środki uspokajające i nasenne, żeby funkcjonować. Nigdy nie była u psychiatry czy psychologa. I najlepsze jest to, że powiedziała, że mnie też tym faszerowała. To dlatego nic nie pamiętam z tego okresu. Klocki wskakują na miejsce po tylu latach.
Psychologowie radzą, że najlepiej taką matkę zostawić, odciąć się od niej. Kiedy myślę, że mam tak zrobić lęk dusi mnie ze zdwojoną mocą.
Tak czy inaczej muszę skonfrontować się z tą sytuacją. Z matką.

Nie wiem czy komuś będzie się chciało dobrnąć do końca. Dam już spokój z pisaniem dzisiaj. Oderwało mnie to na trochę od lęku.
Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.
Stanisław LemSzpital Przemienienia
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

6 stycznia 2020, o 19:58

Chociaz to trudne powinieneś emocjonalnie odciąć się od natki, masz swoją rodzine.. Jeśli ona nie chce skorzystać z pomocy nie zmuszaj ja.. Może dojrzeje do tego.. Może na początku postanow że raz na tydzień się z nią kontaktujesz..
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

6 stycznia 2020, o 20:22

Nawet nie wiesz jak bardzo Ciebie rozumiem......
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
grubas
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 83
Rejestracja: 21 lutego 2019, o 08:46

7 stycznia 2020, o 14:02

zagrody123456 pisze:
6 stycznia 2020, o 19:58
Chociaz to trudne powinieneś emocjonalnie odciąć się od natki, masz swoją rodzine.. Jeśli ona nie chce skorzystać z pomocy nie zmuszaj ja.. Może dojrzeje do tego.. Może na początku postanow że raz na tydzień się z nią kontaktujesz..
Tak kombinuję. Zadzwoniłem dzisiaj bo już miałem wyrzuty sumienia. Niespecjalnie interesowało ją moje samopoczucie. Zaatakowała, że nigdy jeszcze nie była tak potraktowana i że wini nas za to oboje.
To nowość, widzieć agresję matki skierowaną bezpośrednio.
życie pisze:
6 stycznia 2020, o 20:22
Nawet nie wiesz jak bardzo Ciebie rozumiem......
Cytat, który masz w stopce,
powinienem sobie wytatuować na dłoni, żeby nie zapominać o tym.
Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.
Stanisław LemSzpital Przemienienia
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

7 stycznia 2020, o 14:42

grubas pisze:
7 stycznia 2020, o 14:02
zagrody123456 pisze:
6 stycznia 2020, o 19:58
Chociaz to trudne powinieneś emocjonalnie odciąć się od natki, masz swoją rodzine.. Jeśli ona nie chce skorzystać z pomocy nie zmuszaj ja.. Może dojrzeje do tego.. Może na początku postanow że raz na tydzień się z nią kontaktujesz..
Tak kombinuję. Zadzwoniłem dzisiaj bo już miałem wyrzuty sumienia. Niespecjalnie interesowało ją moje samopoczucie. Zaatakowała, że nigdy jeszcze nie była tak potraktowana i że wini nas za to oboje.
To nowość, widzieć agresję matki skierowaną bezpośrednio.
życie pisze:
6 stycznia 2020, o 20:22
Nawet nie wiesz jak bardzo Ciebie rozumiem......
Cytat, który masz w stopce,
powinienem sobie wytatuować na dłoni, żeby nie zapominać o tym.
Wiesz ona może manipulować Tobąi robić z siebie ofiarę.. Podobnie jak my czasem w nerwicy.. I dobrym rozwiązaniem jest stawianie granic, kiedy widzi że ta gra nic nie daje często odpuszcza.. Ale musisz zadbać o siebie bo zameczysz się a matka i tak tego nie doceni.. Oczywiście jest to Twoja matka i też całkowicie nie można się odciąć ale powoli z umiarem ograniczać tyle rozmów a relacje budować z żoną.
Awatar użytkownika
Maciej Bizoń
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 545
Rejestracja: 7 sierpnia 2019, o 14:04

7 stycznia 2020, o 14:55

zagrody123456 pisze:
7 stycznia 2020, o 14:42
grubas pisze:
7 stycznia 2020, o 14:02
zagrody123456 pisze:
6 stycznia 2020, o 19:58
Chociaz to trudne powinieneś emocjonalnie odciąć się od natki, masz swoją rodzine.. Jeśli ona nie chce skorzystać z pomocy nie zmuszaj ja.. Może dojrzeje do tego.. Może na początku postanow że raz na tydzień się z nią kontaktujesz..
Tak kombinuję. Zadzwoniłem dzisiaj bo już miałem wyrzuty sumienia. Niespecjalnie interesowało ją moje samopoczucie. Zaatakowała, że nigdy jeszcze nie była tak potraktowana i że wini nas za to oboje.
To nowość, widzieć agresję matki skierowaną bezpośrednio.
życie pisze:
6 stycznia 2020, o 20:22
Nawet nie wiesz jak bardzo Ciebie rozumiem......
Cytat, który masz w stopce,
powinienem sobie wytatuować na dłoni, żeby nie zapominać o tym.
Wiesz ona może manipulować Tobąi robić z siebie ofiarę.. Podobnie jak my czasem w nerwicy.. I dobrym rozwiązaniem jest stawianie granic, kiedy widzi że ta gra nic nie daje często odpuszcza.. Ale musisz zadbać o siebie bo zameczysz się a matka i tak tego nie doceni.. Oczywiście jest to Twoja matka i też całkowicie nie można się odciąć ale powoli z umiarem ograniczać tyle rozmów a relacje budować z żoną.
Dodam coś małego od siebie gdyż tez byłem wykorzystywany przez matkę i wysluchiwałem jej wieczne żale co bardzo przyczyniło się do mojego aktualnego stanu zaburzeniowego. Ale w końcu coś we mnie pękło i pomyślałem sobie ze moja Matka miała całe życie do dyspozycji tak samo jak ja i jej własne wybory trafne bądź nie doprowadziły ja do tego co ma teraz a ja nie jestem w stanie jej życia na nowo poukładać i tak samo nie chce układać życia typowo pod jej osobę . Wiem napewno ze jeśli naprawdę będzie się jej działa krzywda to zawsze może liczyć na moja pomoc ale dość narzekania i marudzenia bo ja nie jestem jej Psychoanalitykiem bo za to się płaci a tym bardziej gdy to już i tak z góry jest przegrana sprawa bo ona ma swoje nawyki juz w głowie i nie ma żadnego kompromisu . Tutaj jest twarda gra o twoje życie a zarazem jej . Czyli wprowadzasz granice mówiąc jej czego nie akceptujesz i nie obchodzi cie jej słowo na ten temat . Pomoc zawsze od ciebie otrzyma ale niech zacznie szanować ciebie , twoje życie i twoja rodzinę . Pozdro
"Gotowy byłem iść do ubikacji, nasikać sobie na ręce, poczekac az wyschnie i chodzić z tym dwa dni.
I nie, nie żartuję." - :DD - ten cytat ma tylko Pokazać jaka determinacja powinna występować przy wyjściu z Zaburzenia . ( a przy okazji mnie rozbawiło ) https://www.youtube.com/watch?v=_f5hkHv ... e=youtu.be
https://youtu.be/M6wRnouGZFQ
martinsonetto
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 409
Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21

7 stycznia 2020, o 15:09

Dobrze Cię też rozumiem, polecam terapię grupową dla tego tematu i indywidualną też. W takich wypadkach z własnego doświadczenia uważam, że istnieje potrzeba powolnego wbijania sobie do głowy, że rodzic to zupełnie osobny dorosły człowiek ode mnie. Może mówić jakie żale tylko chce ale za wszystko odpowiada sama, Ty możesz tylko pomóc. Tylko terapia siebie polega na tym, że te słowa mają mieć realne zastosowanie w Twoim życiu. Będziesz miał mnóstwo złych uczuć podczas odcinania się, nie próbuj ich unikać a dopuszczaj i przeczekuj. To jest trudna praca nad sobą i wiele razy się złamałem, dlatego dobrze na bieżąco to omawiać z terapeutą. Jak starałem się to robić to zawsze czułem, że postępuje źle.
ODPOWIEDZ