Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

"Ja to mam gorzej" i " gdybym tylko..." czyli jak skutecznie uprzykrzyć sobie życie i zamknąć drogę do odburzenia.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Awatar użytkownika
Natalie1208
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 436
Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39

19 sierpnia 2018, o 12:58

Moje własne doświadczenia i przemyślenia na przestrzeni ostatniego pół roku, a przede wszystkim rozmowy z wieloma osobami nie tylko z forum skłoniły mnie do podzielnia się tą oczywistą oczywistością.

Jakże często w ostatnich rozmowach słyszałam:

„ no wiesz, ale u mnie to co innego, ja mam trudniej ‘

albo

„ gdybym tylko miała inną pracę” ,

„ gdyby moi rodzice się zmienili, wyszedłbym z zaburzenia”

„ gdybym nie miła tych ataków paniki to bym może zdecydowała się na poszukanie pracy”

Nie mówię- sama długo miałam taką postawę. Postawę idealnie zwalniającą z odpowiedzialności, bądź przerzucającą odpowiedzialność za nasze życie na kogoś innego.
Bo przecież to że się źle czujemy to wina koleżanki z pracy. Pracy, której i tak nie lubimy i gdybyśmy tylko mieli inną wszystkie nasze problemy by się skończyły.

A rodzina? Ah gdybym tylko miała taką rodzinę jak ma Anka…

zaburzenie ? może i bym się odburzył, gdybym tylko miał to co kolega X z forum. Taaa, ten to ma luzik, nic dziwnego ze dobrze funkcjonuje skoro dokuczają mu tylko natrętne myśli i czasem ataki paniki…

a koleżanka Y? jej tylko potyka serce- gdyby mi potykało serce też bym chodził do pracy. Ale niestety..

JA MAM GORZEJ. Ten lęk wolnopłynący, duszności i to okropne dd, ah, gdybym tego nie miał to bym się wziął konkretnie za odburzanie..na dzisiejszy dzień niestety dla mnie nie ma ratunku.

Cięgle sami sobie kopiemy coraz większy dół.
Już nawet nie mówiąc o zaburzeniu, bo stawianie siebie nieustannie w roli ofiary losu generalnie ma destrukcyjny wpływ na nasze życie i blokuje jakikolwiek jego rozwój.

Cały czas gdybamy, porównujemy z innymi i próbujemy przekonać sami siebie że gdybyśmy mieli w życiu tak jak inni, to bylibyśmy szczęśliwi, a prawde mówiąc to jest guzik prawda. Z takim podejściem, zmieniła by sie jedna rzecz ,to zaraz znaleźlibyśmy drugą, akurat tą jedną która stoi na drodze do naszego pełnego szczęścia.
Trzeba w końcu powiedzieć STOP. I dać sobie samemu szanse na lepsze życie. Zatrzymać się, zobaczyć co mam obecnie w sowim życiu, co mi najbardziej przeszkadza ,c o sprawia największe cierpienie i zapytać się samego siebie co mogę z zrobić żeby to zmienić? A jeżeli są sprawy na które nie mam wpływu to zastanowić się czy rozpaczanie nad sowim losem ma sens i daje jakąkolwiek ulgę w cierpieniu?

Podam Wam coś na sowim przykładzie. Od wczesnego dzieciństwa choruje neurologicznie , często mam takie silne bóle głowy, że siedzę i wyje, od 15 lat pochłaniam ogromne ilości środków przeciwbólowych i w zasadzie dzięki nim udało mi się pokończyć szkoły, studia, a teraz pracować. Chociaż są dni ze i żaden środek nie pomaga i musze jechać do szpitala.
Jakiś czas temu spostrzegłam jak sama całe swoje życie podporządkowałam tym bólom głowy. Przez ostatnie 15 lat ciągle myślałam- ze gdyby nie te bóle głowy, byłabym szczęśliwa. Gdyby nie to, mogłabym żyć normalnie, pewnie nawet nie maiłbym nerwicy. Lata mijały a ja widziałam tylko nieszczęście swojej choroby która przykrywała całe piękno życia.

I teraz pytanie za 100 punktów! Czy taka postawa zmieniła cokolwiek ? czy poprawiła mój stan ? NIE. Utwierdziła mnie jedynie w poczuciu beznadziei i przekonaniu ze nie mam na nic wpływu w sowim życiu wiec i nie mam możliwości bycia szczęśliwym, tak jaka maja inni ludzie. Klamka zapadła, jestem skazana na niekończącą się agonie do końca swego życia.

I w ostatnim czasie tak sobie pomyślałam. cholera, dobra nie mam na to wpływu, co mi da to że będę teraz następne 50 lat użalać się nad sowim losem ? może nie mogę żyć na takich obrotach jak większość ludzi, a le co z tego ? mimo wszystko mogę przeżyć wiele pięknych chwil. Od tamtego momentu zaczęłam bardziej doceniać dni wolne od bólu, a wręcz celebrować momenty kiedy w końcu ten ból puszcza. Zrozumiałam po prostu ze nie a się co szarpać z czymś na co nie mam wpływu, bo to walka z wiatrakami.

Ale tu mowa o schorzeniu fizycznym. W zaburzeniu lękowym systematyczną pracą możesz realnie wpłynąć na zmianę swojego samopoczucia. Ale zacznając już dziś, teraz, z całym balastem jaki masz, nie czekając aż zniknie ten czy tamten objaw albo zmienia się czynniki zewnętrzne.

Oczywiście czasem sytuacja zewnętrzna jest na tyle trudna ze trzeba cos zmienić- bo jak np. mieszkamy z mężem który się nad nami znęca psychicznie i fizycznie to trudno żeby mieszkać i jednocześnie próbować się odburzać. Czasem po prostu trzeba zaryzykować i zmienić sytuacje zyciową.

Niemniej w wielu przypadkach najpierw warto się zastanowić, czy naprawdę moja praca jest taka straszna?
Czy serio, gdybyś miał ataki paniki a nie lęk wolnopłynący to byłbyś szczęśliwszym człowiekim ? czy naprawdę myślisz ze natrętne myśli od schizofrenii zdecydowanie mniej utrudniają życie niż potykające serce? czy to nie jest po prostu szukanie kolejnych wymówek żeby nie zaczynać w końcu pracy nad sobą i tkwić ciągle w roli ofiary.

O tym jak podejść do zaburzenia, do wszystkich tych strasznych objawów i myśli pisać nie będę, bo wszystko jest doskonale opisane na forum.

Tu naprawdę jest skarbnica wiedzy, która wdrażana w życie daje gwarancje poprawy stanu. Fundamentem jest po prostu akceptacja, bo to o niej w zasadzie cały ten długi wpis. Akceptacja stanu w jakim obecnie jesteśmy, akceptacja tego co niesie ze sobą życie. Tego, że ludzie czasem czują się źle czasem cierpią, czasem maja doły, czasem silne lęki, a czasem po prostu przezywaja trudności w życiu rodzinnym czy zawodowym. I to wszystko jest Okej. Dobrze jest pozwolić sobie na to żeby było źle.

Bo życie jest jakie jest. Nie jest arkadią i nigdy nie będzie. Możemy do śmierci toczyć nieustanna walke i tupać nogami, a możemy przyjąć to co mamy i szukać rozwiązań sowich problemów.

Ja w każdym razie w tym roku odkryłam, że za wszelką cenę po prostu zawsze chciałam żeby było tylko idealnie , zebym zawsze promieniałą uśmiechem, a moje życie aby było nieustannym pasmem powodzenia i krainą wiecznej szczęśliwości. Oczekiwałam czegoś tak narawde nierealnego, czegos co nie ma nic wspólnego z prawdizwym życiem. Doskonałej pracy, doskonałych relacji rodzinnych, doskonałego stanu fizycznego i jeszcze najlepiej doskonałego nastroju do grobowej deski .;) Nic dziwnego że kable w końcu się przegrzały i moje zbaurzenie lękowe urosło do ogromnych rozmiarów.

Życzę więc i sobie i Wam dania sobie szansy. Po prostu. Nie skreślajmy sami siebie, bo jeżeli to robimy to trudno oczekiwać jakiejkolwiek zmiany. Naprawdę jestem przekonana, ze każdy z nas może wyjść z zaburzenia, a i dzięki temu zmienić ogólną sowią postawę wobec życia, co tylko zaprocentuje w przyszłości ;) ;)
Markowski
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 89
Rejestracja: 19 listopada 2017, o 20:24

19 sierpnia 2018, o 13:16

Mistrzostwo. ;) moje słowo na niedzielę ;) i odpowiedź na kilka pytań ;)
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

19 sierpnia 2018, o 13:30

Brawo, brawo, brawo!!! Myślę, że wielu ludziom tym wpisem uświadomisz o co chodzi w życiu, a przy okazji pomożesz. Teraz pamiętaj co napisałaś i idź dalej mimo kryzysów i przeszkód.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

19 sierpnia 2018, o 13:48

No ja osobiście uważam ,że mam najgorzej i pewnie pisząc tego posta miałaś na myśli mnie :DD
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
weird_thoughts
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 300
Rejestracja: 12 września 2017, o 17:57

19 sierpnia 2018, o 16:39

Świetny wpis ^^ ^^ dużo daje do myślenia! :friend:
Awatar użytkownika
Formenos
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 239
Rejestracja: 14 maja 2018, o 08:37

19 sierpnia 2018, o 16:41

^^ - słuchać koleżanki i działać jak ONA!!! Gratuluję! ;-)
"A Ci, którzy tańczyli zostali uznani za szalonych przez Tych, którzy nie słyszeli muzyki"
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

19 sierpnia 2018, o 17:09

Piękne słowa😇
Awatar użytkownika
Nipo
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1545
Rejestracja: 10 sierpnia 2017, o 15:34

19 sierpnia 2018, o 17:50

Natalie1208 pisze:
19 sierpnia 2018, o 12:58
Moje własne doświadczenia i przemyślenia na przestrzeni ostatniego pół roku, a przede wszystkim rozmowy z wieloma osobami nie tylko z forum skłoniły mnie do podzielnia się tą oczywistą oczywistością.

Jakże często w ostatnich rozmowach słyszałam:

„ no wiesz, ale u mnie to co innego, ja mam trudniej ‘

albo

„ gdybym tylko miała inną pracę” ,

„ gdyby moi rodzice się zmienili, wyszedłbym z zaburzenia”

„ gdybym nie miła tych ataków paniki to bym może zdecydowała się na poszukanie pracy”

Nie mówię- sama długo miałam taką postawę. Postawę idealnie zwalniającą z odpowiedzialności, bądź przerzucającą odpowiedzialność za nasze życie na kogoś innego.
Bo przecież to że się źle czujemy to wina koleżanki z pracy. Pracy, której i tak nie lubimy i gdybyśmy tylko mieli inną wszystkie nasze problemy by się skończyły.

A rodzina? Ah gdybym tylko miała taką rodzinę jak ma Anka…

zaburzenie ? może i bym się odburzył, gdybym tylko miał to co kolega X z forum. Taaa, ten to ma luzik, nic dziwnego ze dobrze funkcjonuje skoro dokuczają mu tylko natrętne myśli i czasem ataki paniki…

a koleżanka Y? jej tylko potyka serce- gdyby mi potykało serce też bym chodził do pracy. Ale niestety..

JA MAM GORZEJ. Ten lęk wolnopłynący, duszności i to okropne dd, ah, gdybym tego nie miał to bym się wziął konkretnie za odburzanie..na dzisiejszy dzień niestety dla mnie nie ma ratunku.

Cięgle sami sobie kopiemy coraz większy dół.
Już nawet nie mówiąc o zaburzeniu, bo stawianie siebie nieustannie w roli ofiary losu generalnie ma destrukcyjny wpływ na nasze życie i blokuje jakikolwiek jego rozwój.

Cały czas gdybamy, porównujemy z innymi i próbujemy przekonać sami siebie że gdybyśmy mieli w życiu tak jak inni, to bylibyśmy szczęśliwi, a prawde mówiąc to jest guzik prawda. Z takim podejściem, zmieniła by sie jedna rzecz ,to zaraz znaleźlibyśmy drugą, akurat tą jedną która stoi na drodze do naszego pełnego szczęścia.
Trzeba w końcu powiedzieć STOP. I dać sobie samemu szanse na lepsze życie. Zatrzymać się, zobaczyć co mam obecnie w sowim życiu, co mi najbardziej przeszkadza ,c o sprawia największe cierpienie i zapytać się samego siebie co mogę z zrobić żeby to zmienić? A jeżeli są sprawy na które nie mam wpływu to zastanowić się czy rozpaczanie nad sowim losem ma sens i daje jakąkolwiek ulgę w cierpieniu?

Podam Wam coś na sowim przykładzie. Od wczesnego dzieciństwa choruje neurologicznie , często mam takie silne bóle głowy, że siedzę i wyje, od 15 lat pochłaniam ogromne ilości środków przeciwbólowych i w zasadzie dzięki nim udało mi się pokończyć szkoły, studia, a teraz pracować. Chociaż są dni ze i żaden środek nie pomaga i musze jechać do szpitala.
Jakiś czas temu spostrzegłam jak sama całe swoje życie podporządkowałam tym bólom głowy. Przez ostatnie 15 lat ciągle myślałam- ze gdyby nie te bóle głowy, byłabym szczęśliwa. Gdyby nie to, mogłabym żyć normalnie, pewnie nawet nie maiłbym nerwicy. Lata mijały a ja widziałam tylko nieszczęście swojej choroby która przykrywała całe piękno życia.

I teraz pytanie za 100 punktów! Czy taka postawa zmieniła cokolwiek ? czy poprawiła mój stan ? NIE. Utwierdziła mnie jedynie w poczuciu beznadziei i przekonaniu ze nie mam na nic wpływu w sowim życiu wiec i nie mam możliwości bycia szczęśliwym, tak jaka maja inni ludzie. Klamka zapadła, jestem skazana na niekończącą się agonie do końca swego życia.

I w ostatnim czasie tak sobie pomyślałam. cholera, dobra nie mam na to wpływu, co mi da to że będę teraz następne 50 lat użalać się nad sowim losem ? może nie mogę żyć na takich obrotach jak większość ludzi, a le co z tego ? mimo wszystko mogę przeżyć wiele pięknych chwil. Od tamtego momentu zaczęłam bardziej doceniać dni wolne od bólu, a wręcz celebrować momenty kiedy w końcu ten ból puszcza. Zrozumiałam po prostu ze nie a się co szarpać z czymś na co nie mam wpływu, bo to walka z wiatrakami.

Ale tu mowa o schorzeniu fizycznym. W zaburzeniu lękowym systematyczną pracą możesz realnie wpłynąć na zmianę swojego samopoczucia. Ale zacznając już dziś, teraz, z całym balastem jaki masz, nie czekając aż zniknie ten czy tamten objaw albo zmienia się czynniki zewnętrzne.

Oczywiście czasem sytuacja zewnętrzna jest na tyle trudna ze trzeba cos zmienić- bo jak np. mieszkamy z mężem który się nad nami znęca psychicznie i fizycznie to trudno żeby mieszkać i jednocześnie próbować się odburzać. Czasem po prostu trzeba zaryzykować i zmienić sytuacje zyciową.

Niemniej w wielu przypadkach najpierw warto się zastanowić, czy naprawdę moja praca jest taka straszna?
Czy serio, gdybyś miał ataki paniki a nie lęk wolnopłynący to byłbyś szczęśliwszym człowiekim ? czy naprawdę myślisz ze natrętne myśli od schizofrenii zdecydowanie mniej utrudniają życie niż potykające serce? czy to nie jest po prostu szukanie kolejnych wymówek żeby nie zaczynać w końcu pracy nad sobą i tkwić ciągle w roli ofiary.

O tym jak podejść do zaburzenia, do wszystkich tych strasznych objawów i myśli pisać nie będę, bo wszystko jest doskonale opisane na forum.

Tu naprawdę jest skarbnica wiedzy, która wdrażana w życie daje gwarancje poprawy stanu. Fundamentem jest po prostu akceptacja, bo to o niej w zasadzie cały ten długi wpis. Akceptacja stanu w jakim obecnie jesteśmy, akceptacja tego co niesie ze sobą życie. Tego, że ludzie czasem czują się źle czasem cierpią, czasem maja doły, czasem silne lęki, a czasem po prostu przezywaja trudności w życiu rodzinnym czy zawodowym. I to wszystko jest Okej. Dobrze jest pozwolić sobie na to żeby było źle.

Bo życie jest jakie jest. Nie jest arkadią i nigdy nie będzie. Możemy do śmierci toczyć nieustanna walke i tupać nogami, a możemy przyjąć to co mamy i szukać rozwiązań sowich problemów.

Ja w każdym razie w tym roku odkryłam, że za wszelką cenę po prostu zawsze chciałam żeby było tylko idealnie , zebym zawsze promieniałą uśmiechem, a moje życie aby było nieustannym pasmem powodzenia i krainą wiecznej szczęśliwości. Oczekiwałam czegoś tak narawde nierealnego, czegos co nie ma nic wspólnego z prawdizwym życiem. Doskonałej pracy, doskonałych relacji rodzinnych, doskonałego stanu fizycznego i jeszcze najlepiej doskonałego nastroju do grobowej deski .;) Nic dziwnego że kable w końcu się przegrzały i moje zbaurzenie lękowe urosło do ogromnych rozmiarów.

Życzę więc i sobie i Wam dania sobie szansy. Po prostu. Nie skreślajmy sami siebie, bo jeżeli to robimy to trudno oczekiwać jakiejkolwiek zmiany. Naprawdę jestem przekonana, ze każdy z nas może wyjść z zaburzenia, a i dzięki temu zmienić ogólną sowią postawę wobec życia, co tylko zaprocentuje w przyszłości ;) ;)
Pięknie Natala naprawdę prze super post :) ale teudno się dziwić ze moja Psiola odburzeniowa coś innego wyskrobie :)
Lus
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 292
Rejestracja: 23 kwietnia 2018, o 22:42

20 września 2018, o 22:42

Celine Marie pisze:
19 sierpnia 2018, o 13:48
No ja osobiście uważam ,że mam najgorzej i pewnie pisząc tego posta miałaś na myśli mnie :DD
Bardzo mi się podobają Twoje kontrwpisy z nutką ironii.
Natalie - "Gdybym nie miała nerwicy to podbiłabym świat"
Bardzo mądre są Twoje słowa, aczkolwiek nad taką postawą trzeba pracować, a jak jest trudno, bo w nerwicy jest trudno, to się odechciewa tego całego optymizmu i pogodzenia z własnym losem. Jakkolwiek popieram, ze tak należałoby myśleć ;)
Awatar użytkownika
schanis22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2199
Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28

20 września 2018, o 22:50

Natalie1208 . Piękny wpis . Gratuluję postawy ! :lov: Czekam na Twój post odburzeniowy . :friend:
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

20 września 2018, o 23:22

Natalcia! Szapo ba! :-)

Mądry dzieciak z Ciebie i mądre słówka nasmarowałaś. Nic tylko kraść i wcielać w życie ^^
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
miniper
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 113
Rejestracja: 24 października 2017, o 21:33

23 października 2018, o 22:19

Zgadzam się w 100%, będę nad tym pracować, dzięki!
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

11 marca 2019, o 13:31

No właśnie.. Ludzie którzy akceptują życie i wszystko co los przynosi są spokojni.. Nie szarpua się.. Nawet maja spokój w chwili śmierci.. To dopiero sztuka..
Evita
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 19 stycznia 2019, o 14:35

18 marca 2019, o 13:03

Bardzo mądre słowa. Dziękuję. Aż sobie zapisalam kilka zdań aby do nich wracać. Jesteś bardzo mądrą kobietą i masz niesamowity dar klarownego wyrażania myśli. Gratuluję. Bardzo lubię i potrzebuję czytać Twoje wpisy ;thx
martinsonetto
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 409
Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21

19 marca 2019, o 18:07

To bardzo blokuje. Z doświadczenia teraz mogę powiedzieć, że dopóki tak się porównywałem to stanąłem w miejscu.
Bardzo trafny wpis.
ODPOWIEDZ