Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ludzie nie chodźcie do psychologów ani psychiatrów!

W środku znajdziemy ogłoszenia, apele administracji dotyczące funkcji, grup czy też zasad korzystania z forum.
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

12 sierpnia 2022, o 07:45

Scyzoryk138 pisze:
11 sierpnia 2022, o 23:11
Nerwyzestali pisze:
11 sierpnia 2022, o 22:41
Co to za durny temat? Wiadomo, że psycholodzy i psychiatrzy pomagają, a poza tym badania też trzeba robić. Jak problem jest natury psychicznej to warto spróbować terapii lub farmakoterapii czasami.
Durny? Jedynym durniem jestes ty i to twoje pisanie codziennie na czacie sam do siebie pozdrawiam
Eee, chyba ty :)
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

12 sierpnia 2022, o 07:57

Psycholodzy i psychiatrzy mogą pomóc człowiekowi i warto czasem do nich pójść. Jeżeli natomiast ktoś ma problem z objawami somatycznymi, to trzeba pierwsze zrobić badania u innych specjalistów zanim zwali się wszystko na zaburzenie. Mi się wydaje, że po takich badaniach dopiero lekarz może zalecić terapię u psychologa lub psychiatry, a nie odwrotnie.
Scyzoryk138
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 28
Rejestracja: 26 grudnia 2018, o 16:36

12 sierpnia 2022, o 09:02

Nerwyzestali pisze:
12 sierpnia 2022, o 07:57
Psycholodzy i psychiatrzy mogą pomóc człowiekowi i warto czasem do nich pójść. Jeżeli natomiast ktoś ma problem z objawami somatycznymi, to trzeba pierwsze zrobić badania u innych specjalistów zanim zwali się wszystko na zaburzenie. Mi się wydaje, że po takich badaniach dopiero lekarz może zalecić terapię u psychologa lub psychiatry, a nie odwrotnie.
Brawo TY gosciu!
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

12 sierpnia 2022, o 12:31

Scyzoryk138 pisze:
12 sierpnia 2022, o 09:02
Nerwyzestali pisze:
12 sierpnia 2022, o 07:57
Psycholodzy i psychiatrzy mogą pomóc człowiekowi i warto czasem do nich pójść. Jeżeli natomiast ktoś ma problem z objawami somatycznymi, to trzeba pierwsze zrobić badania u innych specjalistów zanim zwali się wszystko na zaburzenie. Mi się wydaje, że po takich badaniach dopiero lekarz może zalecić terapię u psychologa lub psychiatry, a nie odwrotnie.
Brawo TY gosciu!
Dzięki, dzięki.
Darq30
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 331
Rejestracja: 20 grudnia 2021, o 13:30

12 sierpnia 2022, o 14:31

Rozumiem że te forum przeznaczone jest dla tych osób co mówią o tym jaki to skarb mamy na świecie w postaci leków i tych pseudo lekarzy i jak tylko ktoś napisze inną opinię ten już opowiada głupoty... bo przecież ktoś kto jest w złym stanie psychicznym po przeczytaniu tego co ktoś inny napisze może przestać chodzić do lekarza czy brać tych zacnych leków... ile ja bym wtedy dał żeby wejść na ta stronę i przeczytać choćby mój wpis..
MagdaNerwowa
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 13 lutego 2024, o 22:05

13 lutego 2024, o 23:15

Mi leki i psycholog pomógł. Terapeuta zaszkodził . Bywam umiejąca sama sobie poradzic z problemami, co własnie było jedyną rzeczą która mi pomagała i zadziorna na innych. Po ostatniej najgorszej wizycie z psychoterapeutą zadzwoniłam do niej pożniej telefonicznie, zaczynając od ostrego tonu i dając do zrozumienia co chcę powiedziec. dłuuugie Milczenie po drugiej słuchawce. Jak dała radę się odezwac to tylko nie moge rozmaaaawiac, dzis mam do 21 wizyty. Dałam się wrobic. Niszczyła mnie. Kłamała. Teraz będzie uciekac ode mnie. Oszust oszustem, pieniadze pieniedzmi. Ale miała dodatkowo pocieche ze skrzywdzenia mnie i niszczenia samooceny. Zazdrosc, kompleksy czy co? Albo się zes*ała po drugiej stronie słuchawki, albo ma olew i myslala co powiedziec. Parę miesięcy później napisałam do niej, żeby mi wyjaśniła niejasności komunikacji tekstowej. Poprosiła o zmianę terapeuty i kto pisze. Przedstawiłam się, wytłumaczyłam, że mam prawo. Oraz napisałam, że chcę się umowic w przyszłości, bo od ostatniej wizyty miałam myśli samobójcze ale teraz powracam do siebie. Nic nie odpisała. Pewnie ma olew, wystarczy uciekac, nic jej i tak nie grozi. najbardziej mnie nerwicuje że ktos wykorzystał mnie, ma lepiej a ja mam milczec. Chociaż myślę, że może się udac, mam kilka pomysłów jak również prawnych. Nawet jak chwilę odczuje, ale przynajmniej moją odpowiedz zna.
MagdaNerwowa
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 13 lutego 2024, o 22:05

13 lutego 2024, o 23:17

Odnawiam jakby co
MagdaNerwowa
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 13 lutego 2024, o 22:05

13 lutego 2024, o 23:17

Odnawiam jakby co
Louise
Nowy Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 8 kwietnia 2024, o 09:34

8 kwietnia 2024, o 13:25

Z własnych obserwacji: dobry terapeuta to taki od którego bije spokój. Z wiekiem idzie doświadczenie więc polecam osoby starsze.

Pierwszy terapeuta u którego byłam był słaby (wręcz więcej szkody niż pożytku). Za to druga terapeutka postawiła mnie na nogi i przy niej zmieniłam swój sposób myślenia na zdrowszy. Jest jeszcze parę spraw nad którymi pracuje, ale dzięki niej jestem pewna, że warto.

Idąc do niej byłam przekonana, że najpóźniej za rok mnie już nie będzie, a ogarnęła mnie bez leków. Poza samą terapią bardzo ważne jest dorzucenie sportu - endorfiny, rozładowywanie napięć. I czytanie książek dla wyciszania głowy.
xDarkRazoR
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 16 kwietnia 2024, o 02:48

18 kwietnia 2024, o 00:07

Mia103 pisze:
7 lipca 2022, o 09:17
Nie polecam nikomu korzystania z wizyt u psychologów czy psychiatrów. Jako osoba wykształcona, znająca swoje potrzeby za namową pewnej dobrej osoby skorzystałam z takiej terapii dla osób znerwicowanych- czytaj raczej rozżalona po stracie ciąży. Wszystko fajnie pieknie, terapia zakończona sukcesem. Jednak po latach z wysokim ciśnieniem i zawrotami głowy trafiłam na neurologię, łączoną z placówką terapeutyczną. Poważne zawroty głowy i zamiast zrobić badania odpowiednie od razu wcisnęli mi łatkę znerwicowanej, gdzie przypominam nie miałam żadnych traum ani stresów. Tak właśnie szufladkują czlowieka Ci wielcy lekarze, którzy po 10 latach wywlekają Twoje stare problemy. Dokąd ten świat zmierza to nie wiem. Jednak przekonałam się, że niestety nie warto korzystać z pomocy pseudo psychologów i psychiatrów, bo jak się rzeczywiscie coś poważnego dzieje to wszystko zwalają na karb problemów z nerwicą. Serdecznie odradzam, bo jednak w Polsce sprawdza się to, co ludzie.mowią: raz skorzystasz z porady psychiatry lub psychologa to do końca życia będziesz traktowany jak wariat!
Dokładnie, podobnie jest w moim przypadku. U mnie sytuacja jest trochę inna, mianowicie od dziecka zapisywano mnie do różnych psychologów, psychiatrów, psychoterapeutów (niepotrzebne skreślić), bo innym osobom nie podobały się moje zainteresowania, styl bycia, introwertyzm etc. Przypięto mi łatkę ''autystyka''. Sytuacja jest zabawna z 2 powodów: po pierwsze, teraz po latach (gdy mam już 19 lat) okazuje się, że ci sami lekarze twierdzą, iż nie ma podstaw by uznawać mnie za ''autystycznego'' bo nie pasują im drobne szczegóły do całości diagnozy (np. nie ma u mnie ''unikania kontaktu wzrokowego'', co jest jedną z podstaw do postawienia diagnozy autyzmu, szczególnie Aspergera). Po drugie: w 2022 wykreślono z listy chorób psychicznych ''autyzm atypowy'' i ''zespół Aspergera'', dochodząc do wniosku, że coś takiego nie istnieje, co więcej było nadużywane w stosunku do osób które po prostu nie pasowały do tzw. ''przystosowanej większości''. Sam termin ''zespół Aspergera'' swoją drogą pochodzi od austriackiego psychiatry H. Aspergera (który ukuł teorię ZA i opisał jego rzekome cechy) i został wymyślony przez niego w III Rzeszy podczas IIWŚ. Początkowo był tam używany w wąskim gronie pseudo-naukowców nazistowskich, by właśnie stygmatyzować osoby, które nie pasowały do określonego wzorca charakteru. Później, podczas zimnej wojny jakaś tam inna mądra inaczej uczona zaproponowała termin zespół Aspergera do nazywania każdego, kto ma niestandardowe cechy charakteru, jest bardziej wrażliwy emocjonalnie i wycofany. No i się zaczęło. A takie osoby jak ja dostały przypiętą łatkę wariata - czyli społeczeństwo woli, zamiast nawoływać ludzi do życia w zgodzie z osobami o nieco wycofanym charakterze, wspierać typowe ''normictwo'' znęcające się nad innymi w szkole. Przy okazji promując konsumpcjonizm i freudowskie bzdury, ideologizując niepotrzebnie takie ważne w teorii gałęzie nauki jak psychiatria.

Druga sprawa: kiedyś na wizycie podpatrzyłem zapiski lekarza, który mnie ''przesłuchiwał'' z moich różnych historii życiowych. Lekarka wyszła z gabinetu po coś, a ja w tym czasie zerknąłem na zapiski. Muszę się przyznać, że to był jeden z głównych impulsów pod wpływem których zerwałem z chodzeniem do psychiatrów i innych lekarzy od zdrowia psychicznego. TAKICH BZDUR to naprawdę się nie spodziewałem. Jakieś freudowskie bzdury o ''zaburzeniach fazy analnej w dzieciństwie'' (co k*rwa??), ''nieświadomości'', ''pozostawania pod presją ideologiczną rodziców powodującą zatrzymanie rozwoju samodzielności w fazie dorastania'' (XD), cytuję jak mniej-więcej to brzmiało. Najlepsze było to, że ja po prostu przyszedłem wówczas do psychoterapeuty, bo byłem w depresji z powodu zostawienia przez dziewczynę, i chciałem po prostu wypracować z lekarką sposób na uspokojenie się i, po drugie, omówić z lekarzem jakieś pomysły na to w jaki sposób mógłbym z nią nawiązać kontakt, przekonać do siebie i tak dalej. Zamiast tego wizyty zaczęły zbaczać na tematy dochodzenia do jakichś ''korzeni moich problemów'' (tak jakbym to ja był winny całej sytuacji, podczas gdy powiedziałem lekarce, że problemem jest fakt, że dziewczyna została zmanipulowana przez znajomych i pod wpływem tego mnie zostawiła), przy okazji sugerując, że problemem jest moja rzekomo zaburzona osobowość. Tak to właśnie jest. Filozofie Freuda oraz markiza de Sade jak na dłoni - słabi to śmiecie, którzy mają ginąć, ewentualnie wyrzec się wartości i stać się tak samo źli jak oprawcy; z kolei prześladowcy/bullies/rozpustna młodzież to nadludzie. Dlatego ja rzygam na współczesną psychiatrię i inne nauki, bo nie jest tajemnicą, że ICD, APA i WHO są od lat ideologizowane, wykreślając z listy zaburzeń wszelkie dewiacje społeczne jak uzależnienia od narkotyków, alkoholizm, zboczenia seksualne, równocześnie stygmatyzując osoby wycofane. To i tak cud, że wykreślono z listy zaburzeń zespół Aspergera.

Ale i tak najbardziej bawi mnie niekonsekwencja w klasyfikacji zaburzeń przez listy typu ICD czy DSM. Przykład: Schizofrenia jest rozpoznana w jednej z nich teoretycznie jako grupa zaburzeń zbiorczych pod nazwą ''psychozy schizofreniczne'', podczas gdy niejednokrotnie lekarze diagnozując to posługują się również istniejącą w obrębie wyżej wymienionych list jednostką ''schizofrenia o rodzaju bliżej nieokreślonym'' (chyba tak to się nazywa). Czyli nie-katatoniczna, nie paranoidalna tylko wystarczy, że lekarz stwierdzi, że nie chce mu się leczyć i pójdzie na łatwiznę, postawi diagnozę ''jakaś tam schizofrenia'', pobierze kasę i po sprawie. Jest przecież kodeks zawierający instrukcję dla psychiatrów, w którym zaburzenia są podzielone na stopnie ''powagi'' danego rodzaju zaburzeń. Schizofrenia jest tam w grupie tych najbardziej poważnych obok ciężkiej depresji, jakichś poważnych niepełnosprawności umysłowych etc. I, uwaga, ten kodeks zabrania tam tego rodzaju dzielenia schorzeń z tej kategorii na ''nieokreślone''. Musi być konkretny sposób leczenia. Tymczasem jest podgrupa ''nieokreślone'' w odniesieniu do schizo. Drugi przykład: Fakt, że niektóre z klasyfikacji zaburzeń (nie pamiętam obecnie czy to jest w tej od DSM czy tej od ICD, na Wikipedii pewnie jest opisane albo gdzieś indziej) wciąż uwzględniają zaburzenia, których istnienie jest co najmniej dyskusyjne. Mówię tutaj o tych słynnych zespołach uwarunkowanych kulturowo. Jak ''amok'', ''zespół skaczących Francuzów'', ''boantropia'', ''likantropia'' etc. Z tego co czytałem są one stawiane pod nazwą ''Inne zaburzenia zachowania u osób dorosłych''. Kolejny fakt to sprawa niejasności czym właściwie są zaburzenia osobowości. Niektóre klasyfikacje nazywają je ''chorobami psychicznymi'', inne - czymś innym niż choroby psychiczne, a bardziej ''głęboko zakorzenionymi wzorcami i postawami pacjenta'', będącymi ''źródłem cierpienia''. Trzeci przykład: Tutaj zapewne zostanę zwyzywany od homofoba, ale to jest po prostu zwykła logika - jeżeli DSM i ICD nie uznają homoseksualizmu za zaburzenie, argumentując to mniej więcej tym iż ''fetysze to pociąg do przedmiotów, charekterystycznych sytuacji, charakterystycznych cech partnera więc homo się w tej definicji nie mieści'' to dlaczego równocześnie takie zaburzenia jak ''heterochromofilia'' (pociąg do partnerów wyłącznie o innym kolorze skóry) są wciąż uznawane za fetysze? Przecież to się kłóci z logiką. Jeżeli homo, które polega na odczuwaniu popędu do własnej płci uniemożliwiając rozpłód, to nie-zboczenie to dlaczego zboczeniem jest pociąg do partnera o innym kolorze skóry który już umożliwia rozmnażanie jeżeli np. biały mężczyzna czuje pociąg powiedzmy do Azjatki czy Afrykanki? Przecież to jest nielogiczne i widać w tym ideologizację na lewo czy nawet na skrajne lewo.
Kelly
Nowy Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 12 marca 2024, o 11:00

19 kwietnia 2024, o 10:14

Ja kiedyś musiałam skserować kartotekę od psychiatry a miałam wtedy przepisywane leki po których źle się czułam więc nie brałam i wiecie co psychiatra wpisał w kartotece? cytuję: "Nie bierze leków:)"
Z tą buźką uśmiechniętą tak napisał.
Livi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 60
Rejestracja: 24 marca 2021, o 14:00

19 kwietnia 2024, o 16:19

Louise pisze:
8 kwietnia 2024, o 13:25
Z własnych obserwacji: dobry terapeuta to taki od którego bije spokój. Z wiekiem idzie doświadczenie więc polecam osoby starsze.

Pierwszy terapeuta u którego byłam był słaby (wręcz więcej szkody niż pożytku). Za to druga terapeutka postawiła mnie na nogi i przy niej zmieniłam swój sposób myślenia na zdrowszy. Jest jeszcze parę spraw nad którymi pracuje, ale dzięki niej jestem pewna, że warto.

Idąc do niej byłam przekonana, że najpóźniej za rok mnie już nie będzie, a ogarnęła mnie bez leków. Poza samą terapią bardzo ważne jest dorzucenie sportu - endorfiny, rozładowywanie napięć. I czytanie książek dla wyciszania głowy.
Jakie miałaś objawy?

Mi ciężko myśleć pozytywnie i czytać, bo mam szumy uszne i blokuje mnie to, że jeden mam od 2015 roku i nie przejdą. I nawet jak wyjdę z tego, to może wrócić. Próbuję bez leków, DD i odcięcie sporo zeszło, trochę somatów również. Kolejny raz wpadłam w koło lękowe w tym samym miesiącu /styczeń/.
Chodzę do pracy mimo w zasadzie ciągłego DD, anhedonii, otumanienia, ciągłego napięcia. Dzieci jakiś do szkoły odwożę i przywożę. Ale nie mam wielkich zapędów do np. sprzątania, gotowania, prania.
Głowa boli mnie od pierwszego wpadnięcia w zaburzenie i stary pisk w uchu też chyba nasilił się od tego czasu i nie dawał mi spokoju. Za pierwszym razem też miałam sporo szumów usznych 24/7, po lekach jeszcze gorzej było, ale zacisnęłam żeby i po jakichś 2,5-3 miesiącach zaczęły ustępować tylko został ten jeden stary i jakieś mruczenia/buczenia ciche może od napięcia, bo ciągle spinało mi kark, plecy, głowę. Parę dni lepiej, parę gorzej.
Teraz też boli w zasadzie ciągle.
Awatar użytkownika
takemylootbro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 15 grudnia 2023, o 23:15

20 kwietnia 2024, o 00:01

Rozumiem twój punkt widzenia, z jednej strony twoje obserwacje wydają się dosyć trafne i niektóre podzielam, ale niestety diabeł tkwi w szczegółach.
xDarkRazoR pisze:
18 kwietnia 2024, o 00:07
Dokładnie, podobnie jest w moim przypadku. U mnie sytuacja jest trochę inna, mianowicie od dziecka zapisywano mnie do różnych psychologów, psychiatrów, psychoterapeutów (niepotrzebne skreślić), bo innym osobom nie podobały się moje zainteresowania, styl bycia, introwertyzm etc. Przypięto mi łatkę ''autystyka''. Sytuacja jest zabawna z 2 powodów: po pierwsze, teraz po latach (gdy mam już 19 lat) okazuje się, że ci sami lekarze twierdzą, iż nie ma podstaw by uznawać mnie za ''autystycznego'' bo nie pasują im drobne szczegóły do całości diagnozy (np. nie ma u mnie ''unikania kontaktu wzrokowego'', co jest jedną z podstaw do postawienia diagnozy autyzmu, szczególnie Aspergera). Po drugie: w 2022 wykreślono z listy chorób psychicznych ''autyzm atypowy'' i ''zespół Aspergera'', dochodząc do wniosku, że coś takiego nie istnieje, co więcej było nadużywane w stosunku do osób które po prostu nie pasowały do tzw. ''przystosowanej większości''. Sam termin ''zespół Aspergera'' swoją drogą pochodzi od austriackiego psychiatry H. Aspergera (który ukuł teorię ZA i opisał jego rzekome cechy) i został wymyślony przez niego w III Rzeszy podczas IIWŚ. Początkowo był tam używany w wąskim gronie pseudo-naukowców nazistowskich, by właśnie stygmatyzować osoby, które nie pasowały do określonego wzorca charakteru. Później, podczas zimnej wojny jakaś tam inna mądra inaczej uczona zaproponowała termin zespół Aspergera do nazywania każdego, kto ma niestandardowe cechy charakteru, jest bardziej wrażliwy emocjonalnie i wycofany.
Powiem tak: elementem łączącym niepowodzenia adaptacyjne do danego społeczeństwa czy grupy jest sztywność. Mowa o sztywności zachowań, postaw i przekonań. Są sztywne, bo nie poddają się zmianie, co wiąże się z gorszym funkcjonowaniem społecznym. Krótko mówiąc sztywność przeszkadza, a nawet uniemożliwia skuteczne przystosowanie do otaczającej rzeczywistości. Sztywność ta ma dwa oblicza: pierwszym jest tendencja do utrzymywania zachowań lub reakcji, pomimo zmiany, jaka zaszła w otoczeniu, a drugim trudność w nabywaniu nowych nawyków. Sztywność początkowo nie jest cechą stałą, ale dzieci uczą się z niej korzystać jako pewnej i skutecznej strategii rozwiązywania problemów i oczekują, że strategia ta zawsze będzie dobra. W autyzmie (w tym objawach opisanych przez Aspergera), nerwicy (nerwicy charakteru, przejawia się tu trudność w przezwyciężaniu reakcji hamowania) czy zaburzeniach osobowości (zahamowany rozwój osobowości) dominuje właśnie ta silna sztywność (zachowań, postaw, przekonań), a co za tym idzie brak tolerancji na wieloznaczność. Kiedy jakaś sytuacja wywołuje silne emocje, szczególnie te negatywne, to redukcja ich jest możliwa tylko poprzez zastosowanie sprawdzonych zasad i strategii.

Usunięcie z listy chorób zespołu Aspergera nie oznacza, że objawy opisane przez Aspergera u badanych przez niego dzieci po prostu znikły, albo nie istniały, albo o zgrozo były błędne. Stety lub niestety, zespoły specjalistów doszły do wniosków, że ramy tego zespołu są zbyt szerokie, aby umieszczać je w obrębie jednego zaburzenia. Moim skromnym zdaniem jest to błędne posunięcie. Uważam, że w przypadku tych objawów odrębna etykieta była zasadna. Ale błędy kliniczne to norma w tej dziedzinie. Swego czasu dzieci, które nie były w stanie przystosować się do społecznych i edukacyjnych wymagań życia szkolnego nazywano zamiennie dziećmi schizoidalnymi lub posiadającymi cechy zespołu aspergera. Co oczywiście było efektem tego, że nikt nie wiedział jak nazwać i opisać ten stan jako całość. Nie pasowały do niego diagnozy autyzmu, więc ukuto termin "dzieci schizoidalne". Głównym kryteriami różniącymi były: znacznie wyższy zakres inteligencji, brak upośledzenia w całkowitym funkcjonowaniu, brak nieprawidłowości językowych, brak poważnych trudności w relacjach z innymi ludźmi, w szczególności z własnymi rodzicami (tak jak to ma miejsce u dzieci autystycznych).

W opisowych różnicowaniach zwracano uwagę na fakt, że "dzieci schizoidalne" nie były tak powtarzalne jak dzieci autystyczne, ale były mniej zmotywowane niż grupa autystyczna, aby odnieść sukces w przeprowadzanych testach. Dzieci te nie wykazywały większych trudności w funkcjonowaniu dopóki nie zaczęły uczęszczać do szkoły. Historia każdego z nich była podoba. Wszystkie te dzieci uważały życie szkolne za stresujące i radziły sobie z tym na różne sposoby. Niektóre dzieci odmawiały rozmów w klasie (dzieci te cierpiały na tak zwany "mutyzm wybiórczy": mówiły w domu, ale nie w szkole), niektóre próbowały w ogóle unikać chodzenia do szkoły, a gdy je zmuszano, w odpowiedzi pojawiały się u nich bóle psychosomatyczne (rozwój nerwicy, pojawienie się objawów). Większość z tych dzieci stwierdziła, że nienawidzi gier szkolnych i czuje się inna niż inni ludzie. Kolejną bardzo istotną cechą była trudność tych dzieci w przystosowaniu się do nowych okoliczności oraz negatywizm lub upór w określonych kwestiach z powodów, których dziecko nie było w stanie wyjaśnić; niekiedy pod wpływem nacisków otoczenia dochodziło do wybuchów temperamentu. Co ciekawo zwrócono też uwagę na trudności z zasypianiem w nocy. Ostatnią istotną kwestią było to, że w rodzinach tych dzieci dość często jeden z rodziców albo dalszy krewny, był wycofany i nietowarzyski.

I chociaż istniały te dość stabilne ramy i opisy tego stanu, nie zdefiniowano go do końca. Nie udało się nawiązać konsensusu i zdecydować czy jest to jedno zaburzenie czy stanowi cześć innego. Po części zdecydowano, że nie można wiązać tego stanu z zaburzeniem osobowości, gdyż te już w pełni rozwinięte diagnozowane jest tylko u dorosłych. Uznano po prostu, że są to zaburzenia rozwojowe, które pojawiają się w dzieciństwie, trwają w okresie dojrzewania i utrwalają się w pełni w dorosłości w postaci zaburzonej osobowości.

Wracając do Aspegera, jego odkrycie początkowo nosiło inną nazwę. Mowa o "autystycznej psychopatii wieku dziecięcego". Asperger zaczerpnął termin "autyzm" od Bleulera, który użył go do opisania stanu wycofania się do własnego świata pacjentów ze schizofrenią. Później Jaspers zdefiniował autyzm jako "zamknięcie się w odizolowanym świecie" i "skupienie się na sobie i własnych fantazjach bez względu na rzeczywistość zewnętrzną". Asperger w swojej publikacji opisał wiele cech, niektóre z nich pokrywały się z cechami dzieci uznanych za schizoidalne. Sucharew jako pierwsza opisała "schizoidalne zaburzenie osobowości w dzieciństwie". W swoim opisie zwróciła uwagę na takie kwestie jak: brak podobieństwa do innych dzieci od wczesnego dzieciństwa; skłonność do samotnictwa i słabe przystosowywanie się do wymagań otoczenia. Choć dzieci te były nadmiernie wrażliwe, ich reakcje na innych były powierzchowne i wykazywały ograniczoną mimikę emocji. Miały dziwactwa w mowie i głosie, a także w myśleniu, z tendencją do abstrakcyjnych, ruminacyjnych procesów myślowych; ich niezdarność ruchowa była uderzająca, a obsesyjność była częstą cechą. Kolejne obserwacje poczynili Jenkins i Glickman. Dziecięca osobowość schizoidalna miała składać się z następujących elementów: skłonność do fantastycznego myślenia; zmienna osobowość; śnienie na jawie; brak koncentracji; niedbałość; regresja w kierunku zachowań dziecięcych. Wśród objawów osobowościowych wymieniono: nieśmiałość; bojaźliwość; apatę; brak aktywności; wrażliwość; brak bliskich przyjaciół.

Psychoanalitycy wzięli tak samo pod lupę dzieci przypominające "schizoidalne" i te opisane przez Aspergera. Także łączyli ten stan na różne sposoby. Nie mogąc ukuć jednego konkretnego terminu opisywali te dzieci różnymi terminami: łagodne psychozy lub stany schizofreniczne, poważne zaburzenia rozwoju ego (osobowości), stany borderline (czyli stany na pograniczu psychozy).

Tak więc te zaburzenie rozwijające się w dzieciństwie, chociaż opisane na różne sposoby, nie zostało wciśnięte w konkretne ramy. Taka pozorna płynność spowodowała, że badano z założenia podobne do siebie dzieci z tymi samymi problemami, a jednak różniły się one od siebie, na tyle, że raz diagnozowano zaburzenia schizoidalne, raz zespół aspergera. Stwierdzono także, że u wszystkich dzieci z mutyzmem wybiórczym należy rozważyć diagnozę zaburzenia schizoidalnego lub/i zespołu aspergera. Zwrócono także uwagę, że u dzieci, które zbyt często "zajmowały się kwestiami filozoficznymi nietypowymi dla ich wieku" w późniejszym wieku rozwinęła się schizofrenia.

Trochę ironia losu, bo raz wyodrębniony i oddzielony od autyzmu zespół aspergera ponownie rozmyje się w diagnozie autyzmu.
xDarkRazoR pisze:
18 kwietnia 2024, o 00:07
No i się zaczęło. A takie osoby jak ja dostały przypiętą łatkę wariata - czyli społeczeństwo woli, zamiast nawoływać ludzi do życia w zgodzie z osobami o nieco wycofanym charakterze, wspierać typowe ''normictwo'' znęcające się nad innymi w szkole. Przy okazji promując konsumpcjonizm i freudowskie bzdury, ideologizując niepotrzebnie takie ważne w teorii gałęzie nauki jak psychiatria.
Ogólnie rzecz biorąc istnienie nerwicy charakteru (czyli zaburzonej osobowości) wynika ze struktury kulturowo-społecznej. W świecie w którym dominuje rywalizacja (konkurowanie se sobą). Uzbrojeni w imperatywy moralne, ludzie gwałtownie sprzeciwiają się wojną czy morderstwom, ale otrzymują substytut tej niejako uśpionej agresji w postaci bezpiecznego konkurowania ze sobą nawzajem o status społeczny, materialny itp. Innymi słowy nie mogą dać upustu swoim tendencji w całości, ale mogą niszczyć innych z uśmiechem na ustach. Psychoterapeuci potem starają się pomóc dopasować zneurotyzowanym ofiarom do systemu, uczynić je zdolnymi do uczestnictwa w nim. Chociaż ich pociąg już dawno odjechał, ofiary są tak nieszczęśliwe, że same zgłaszają się po pomoc. Trzeba pamiętać, że psychoterapeuta czy psychiatra nie przekształci przecież struktury społeczeństwa, to inni behawioryści od propagandy sprawiają, że "czasy się zmieniają". Ludzkości jak widać nie udało się stworzyć zdrowego systemu społecznego, czego wynikiem jak widać jest powstawanie coraz częściej nerwic. Współczesnym opium dla ludu nie jest już religia (istnienie świadomości uczestniczącej), a psychoterapia czy psychiatria, która oferuje środki uśmierzające i pocieszające w postaci tabletek.

Kluczem do sukcesu w życiu społecznym nie jest sztywność zachowań i postaw, a elastyczność, zmienność. Człowiek z jednej strony ma być w miarę stały, a z drugiej być niczym chorągiewka na wietrze. Ale niestety taki też jest obraz leczenia terapeutycznego, które ma ostatecznie zakończyć się przyjmowaniem podobnych postaw, czyli krótko mówiąc mowa o zmianie zachowania, a co za tym idzie osobowości. Odwrotnością sztywności jest giętkość, czyli zdolność do zmiany nastawienia i zachowania.
xDarkRazoR pisze:
18 kwietnia 2024, o 00:07
Druga sprawa: kiedyś na wizycie podpatrzyłem zapiski lekarza, który mnie ''przesłuchiwał'' z moich różnych historii życiowych. Lekarka wyszła z gabinetu po coś, a ja w tym czasie zerknąłem na zapiski. Muszę się przyznać, że to był jeden z głównych impulsów pod wpływem których zerwałem z chodzeniem do psychiatrów i innych lekarzy od zdrowia psychicznego. TAKICH BZDUR to naprawdę się nie spodziewałem. Jakieś freudowskie bzdury o ''zaburzeniach fazy analnej w dzieciństwie'' (co k*rwa??), ''nieświadomości'', ''pozostawania pod presją ideologiczną rodziców powodującą zatrzymanie rozwoju samodzielności w fazie dorastania'' (XD), cytuję jak mniej-więcej to brzmiało. Najlepsze było to, że ja po prostu przyszedłem wówczas do psychoterapeuty, bo byłem w depresji z powodu zostawienia przez dziewczynę, i chciałem po prostu wypracować z lekarką sposób na uspokojenie się i, po drugie, omówić z lekarzem jakieś pomysły na to w jaki sposób mógłbym z nią nawiązać kontakt, przekonać do siebie i tak dalej. Zamiast tego wizyty zaczęły zbaczać na tematy dochodzenia do jakichś ''korzeni moich problemów'' (tak jakbym to ja był winny całej sytuacji, podczas gdy powiedziałem lekarce, że problemem jest fakt, że dziewczyna została zmanipulowana przez znajomych i pod wpływem tego mnie zostawiła), przy okazji sugerując, że problemem jest moja rzekomo zaburzona osobowość.
U psychiatry? Rozumiem, że specjalizowała się także w terapii psychodynamicznej? Tak przynajmniej wynika z tych zapisków. Można nie lubić freuda i jego akcentowania przyjemności i seksualności, także nie jestem zwolenniczką, jednakże z zapisków tych wynika że zdiagnozowano ci wtedy nerwice. Przypominam, że nie ma nerwicy bez zaburzeń osobowości. Jak zapewne pewnie wiesz są trzy fazy do przejścia (oralna, analna, falliczna) aż do fazy genitalnej. Faza genitalna jak się można domyślić oznacza, niejako metę: osiągnięcie rozwoju i dojrzałości psychicznej. A co za tym idzie zaufania do świata i samego siebie, poczucia autonomii. Zatrzymanie się na której z tych trzech faz rozwoju jest równoznaczne do powrotu do wczesnodziecięcych faz zachowania (regresja). I cała ta sytuacja tworzy piękne podwaliny dla rozwoju zaburzeń osobowości w przyszłości, gdyż struktura charakteru zaczyna stanowić dla ego (osobowości) pancerz ochronny. Sam "charakter analny" wiąże się z takimi cechami jak np. zamiłowanie do porządku, czystości, schludności, perfekcjonizmu, dokładności, punktualności, oszczędności, sumienności, uczciwości, delikatności, oczywiście wiąże się też ze sztywnością i uporem, ale też lękiem przed utratą obiektu miłości (osób, rzeczy, statutu itp), postawami autorytarnymi i dyktatorskimi (ambiwalencja: bunt-podporządkowanie). Faza analna nazywana też jest czasami fazą "nerwicy ojcowskiej". Źródłem tego starcia mają być zachowania autorytarne, władcze, przy brak samowoli u dziecka. Ma się wtedy rozwijać agresja i jednoczesny podziw, czyli nerwicowa ambiwalencja i zarazem neurotyczny konflikt (wahanie pomiędzy pragnieniem bezpieczeństwa z jednej strony, a tendencją do buntu i parciu ku samodzielności z drugiej. Freud sobie powiązał tą fazę z tym, że w fazie analnej następuje koncentracja na wydalaniu. Dziecko kiedy nie najlepiej sobie radzi w tej fazie narażone jest na rozczarowania ze strony rodziców i przez to może zaliczyć przesadny rygorystyczny trening korzystania z toalety, który go zneurotyzuje. Nieświadomość, mogła być przez lekarkę rozumiana jako wypieranie, albo jako podstawa nerwicy sama w sobie, którą jest ogólna nieświadomość swojej własnej neurotycznej struktury charakteru, jak i jej cech. Co do ''pozostawania pod presją ideologiczną rodziców powodującą zatrzymanie rozwoju samodzielności w fazie dorastania'', to ciężko powiedzieć o jaką ideologie mogło chodzić. Notatka ta mogła też pić do zahamowania rozwoju w ogóle, czyli już do widocznych cech zaburzenia osobowości.

Musisz liczyć się z tym, że jeżeli rzeczywiście zaliczyłeś nerwice w dzieciństwie, a co za tym idzie posiadasz neurotyczną strukturę charakteru i zaburzoną osobowość, to niektóre informację nie dotrą do ciebie, nie ważne jakbyś chciał, gdyż filtrowane są i przemielane przez mechanizmy obronne, w wyniku czego do twojej świadomości dochodzi wersja ocenzurowana. Cześć, która do ciebie dociera zawsze wydaje się być zgodna z tym co chcesz usłyszeć. W odwrotnym przypadku informacja taka wywołuje lęk, niezadowolenie, złość, smutek itd. Innymi słowy poczucie własnej wartości następuje pod wpływem informacji z otoczenia w formie aprobaty, akceptacji, uznania itp. Twoja depresja i próba odzyskania dziewczyny mogła być różnie zrozumiana. Szczególnie interesujące jest to, że poszedłeś tam, bo chciałeś się uspokoić, czyli nie z poczucia winy oraz wstydu i z myślą o samokaraniu, bo jestem taki i owaki, jak to ma miejsca w typowej depresji, tylko raczej ruszyłeś z postawą, że to inni są źli i manipulują, ty nic nie możesz zrobić, czyli utraciłeś kontrolę. A taka postawa zawsze będzie źle odbierana na psychoterapii, gdyż będzie tylko utwierdzać terapeutę, że istnieje niedorozwój struktury ja (zaburzenie osobowości), który cechuje się właśnie nasiloną potrzebą zachowania kontroli, a w szczególności objawia się ono w przekonaniach, że na zdarzenia mają wpływ czynniki zewnętrzne (nieprzewidywalność zdarzeń, niemożność kontrolowania ich przez siebie, zależność od losu i innych ludzi), a nie własne zachowywanie się.
xDarkRazoR pisze:
18 kwietnia 2024, o 00:07
Tak to właśnie jest. Filozofie Freuda oraz markiza de Sade jak na dłoni - słabi to śmiecie, którzy mają ginąć, ewentualnie wyrzec się wartości i stać się tak samo źli jak oprawcy; z kolei prześladowcy/bullies/rozpustna młodzież to nadludzie. Dlatego ja rzygam na współczesną psychiatrię i inne nauki, bo nie jest tajemnicą, że ICD, APA i WHO są od lat ideologizowane, wykreślając z listy zaburzeń wszelkie dewiacje społeczne jak uzależnienia od narkotyków, alkoholizm, zboczenia seksualne, równocześnie stygmatyzując osoby wycofane. To i tak cud, że wykreślono z listy zaburzeń zespół Aspergera.
Przeciętna osoba, którą mijasz na ulicy nie ma wypracowanych własnych niezależnych opinii na większość tematów. Bierze je od innych i adaptuje jako własne, gdyż jest to najbezpieczniejsza metoda. Najbezpieczniejsza i wygodna, gdyż nie dość że nie trzeba bronić swoich racji i ich uzasadniać, to jeszcze nie trzeba posiadać rozległej wiedzy na konkretne tematy. Podobnie jest z wartościami. Osoby, których poglądy czy wartości odbiegają od poglądów powszechnie przyjętych przez większość obywateli, nazywa się outsiderami, dziwakami, nudziarzami, czasami w przypadku ludzi bardzo odbiegających od normy ekstremistami. Taka prawda, niestety, ale większość organizacji nie służy zwykłemu kowalskiemu, tylko realizuje swoje interesy.
xDarkRazoR pisze:
18 kwietnia 2024, o 00:07
Ale i tak najbardziej bawi mnie niekonsekwencja w klasyfikacji zaburzeń przez listy typu ICD czy DSM. Przykład: Schizofrenia jest rozpoznana w jednej z nich teoretycznie jako grupa zaburzeń zbiorczych pod nazwą ''psychozy schizofreniczne'', podczas gdy niejednokrotnie lekarze diagnozując to posługują się również istniejącą w obrębie wyżej wymienionych list jednostką ''schizofrenia o rodzaju bliżej nieokreślonym'' (chyba tak to się nazywa). Czyli nie-katatoniczna, nie paranoidalna tylko wystarczy, że lekarz stwierdzi, że nie chce mu się leczyć i pójdzie na łatwiznę, postawi diagnozę ''jakaś tam schizofrenia'', pobierze kasę i po sprawie. Jest przecież kodeks zawierający instrukcję dla psychiatrów, w którym zaburzenia są podzielone na stopnie ''powagi'' danego rodzaju zaburzeń. Schizofrenia jest tam w grupie tych najbardziej poważnych obok ciężkiej depresji, jakichś poważnych niepełnosprawności umysłowych etc. I, uwaga, ten kodeks zabrania tam tego rodzaju dzielenia schorzeń z tej kategorii na ''nieokreślone''. Musi być konkretny sposób leczenia. Tymczasem jest podgrupa ''nieokreślone'' w odniesieniu do schizo. Drugi przykład: Fakt, że niektóre z klasyfikacji zaburzeń (nie pamiętam obecnie czy to jest w tej od DSM czy tej od ICD, na Wikipedii pewnie jest opisane albo gdzieś indziej) wciąż uwzględniają zaburzenia, których istnienie jest co najmniej dyskusyjne. Mówię tutaj o tych słynnych zespołach uwarunkowanych kulturowo. Jak ''amok'', ''zespół skaczących Francuzów'', ''boantropia'', ''likantropia'' etc. Z tego co czytałem są one stawiane pod nazwą ''Inne zaburzenia zachowania u osób dorosłych''. Kolejny fakt to sprawa niejasności czym właściwie są zaburzenia osobowości. Niektóre klasyfikacje nazywają je ''chorobami psychicznymi'', inne - czymś innym niż choroby psychiczne, a bardziej ''głęboko zakorzenionymi wzorcami i postawami pacjenta'', będącymi ''źródłem cierpienia''. Trzeci przykład: Tutaj zapewne zostanę zwyzywany od homofoba, ale to jest po prostu zwykła logika - jeżeli DSM i ICD nie uznają homoseksualizmu za zaburzenie, argumentując to mniej więcej tym iż ''fetysze to pociąg do przedmiotów, charekterystycznych sytuacji, charakterystycznych cech partnera więc homo się w tej definicji nie mieści'' to dlaczego równocześnie takie zaburzenia jak ''heterochromofilia'' (pociąg do partnerów wyłącznie o innym kolorze skóry) są wciąż uznawane za fetysze? Przecież to się kłóci z logiką. Jeżeli homo, które polega na odczuwaniu popędu do własnej płci uniemożliwiając rozpłód, to nie-zboczenie to dlaczego zboczeniem jest pociąg do partnera o innym kolorze skóry który już umożliwia rozmnażanie jeżeli np. biały mężczyzna czuje pociąg powiedzmy do Azjatki czy Afrykanki? Przecież to jest nielogiczne i widać w tym ideologizację na lewo czy nawet na skrajne lewo.
Przywiązywanie się do sztywnych klasyfikacji jest zwodnicze. Jeżeli chodzi o zaburzenia psychiczne, to ICD czy DSM w sposób bardzo niedoskonały opisują te zaburzenia. Takie klasyfikacje stanowią raczej punkt odniesienia dla jakiegoś lekarza z innej specjalizacji, a nie całkowite zobrazowanie danego problemu. Zacznijmy od tego, że homoseksualizm nie jest fetyszem, bliżej mu do perwersji. Sam w sobie jest on wynikiem zaburzonej osobowości. Główne skrzypce odgrywa tu brak identyfikacji z rodzicem tej samej płci, ale całe swoje istnienie zawdzięcza neurotycznej strukturze charakteru (zaburzenie osobowości). Osoby z takim problemem osobowościowym są podatne na homoseksualizm nawet poprzez uwiedzenie. Sam kontakt homoseksualny jest tylko powierzchownie obcowaniem dwóch osób tej samej płci, w rzeczywistości jedna z nich odgrywa role płci odmiennej. Czyli jest neurotycznym symptomem wynikającym z nieprawidłowego rozwoju struktury osobowości w sferze uczuciowej. Jeżeli chodzi o "wyleczenie", to szanse istnieją tylko wtedy gdy terapia rozpocznie się wcześnie, zanim dojdzie do przyzwyczajenia i zaakceptowania perwersji i swojej odmienności seksualnej. Smutne jest właśnie to, że usunięto homoseksualizm z ICD, bo zamiast leczyć zaburzoną strukturę charakteru, to wmawia się dzieciom i nastolatkom, że receptą na ich neurotyczny charakter jest zmiana płci. Pocieszające jest to, że ten eksperyment spod skrzydeł instytutu tavistock, zaczyna się nieco uginać pod swoim ciężarem. Okaleczeni ludzie dochodzą to wniosku, że ich problem się wcale nie rozwiązał. Co do zaburzeń osobowości, to przyklejona etykieta niewiele zmienia. Dla jednych może i to choroba psychiczna, chociaż do niedawna do tej kategorii zaliczana była przez złośliwców głównie schizofrenia, a zaburzona osobowość jak sama nazwa wskazuje jest zaburzeniem.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

20 kwietnia 2024, o 18:47

Mądrze piszesz, ja mam schizofrenię to rozumiem że mam przestać chodzić do psychiatry (do autora posta) ?
Augie Doggie
Nowy Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 20 kwietnia 2024, o 23:19

21 kwietnia 2024, o 00:22

Tak wysoki poziom generalizacji z góry jest skazany na niskie prawdopodobieństwa słuszności. Szczególnie gdy można wyczuć emocje / frustrację od autora postu.
Ja byłem 3 razy u psychologa: jeden (pierwszy) był super, jeden był beznadziejny i jeden (ostatni) był taki OK. Jaki z tego wniosek? Mam sobie średnią wyciągnąć? ;)
Każdy musi szukać odpowiedzi na własną rękę i takiego psychologa / psychiatry / dowolnego lekarza, który danej osobie odpowiada i pomaga.
Doświadczenia jednej osoby nie odzwierciedlają całości danego systemu czy profesji.
Życzę każdemu żeby musiał szukać jak najmniej, ale bądźmy realistami... komuś się uda od razu, a komuś może wcale się nie uda, bo się zrazi i przestanie próbować.
ODPOWIEDZ