Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Leczenie depersonalizacji derealizacji, pytania, odpowiedzi.

Materiały wyjaśniające jak powstają i działają mechanizmy derealizacji i depersonalizacji oraz jak łączą się one z innymi zaburzeniami.
Czyli uświadamianie sobie z czym mam do czynienia a zarazem jak należy zaburzenie traktować, jak "wychodzić" z niego itp.
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Zablokowany
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

17 lutego 2016, o 20:06

LECZENIE DEPERSONALIZACJI I DEREALIZACJI - dotyczy ogólnych pytań o leczenie stanów DD.


1.
Pytanie dość mało złożone – jak wyzdrowieć? :)


Choć wyjście ze stanu derealizacji wcale nie jest tak trudne jakby się wydawało i każdy absolutnie - każdy ma to na wyciągnięcie ręki.
Co trzeba zrobić? W zasadzie właśnie nic nie trzeba robić :)

Najlepiej opisać to na przykładzie kogoś kogo dopadły objawy derealizacji a jej niezrozumienie i strach spowodował, ze objawy te ciągną się całymi dniami.
Zazwyczaj osoba „nowa”, która męczy się z objawami derealizacji ma w sobie od razu niesamowite pokładu lęku, jest spanikowana, wystraszona do granic wytrzymałości, zazwyczaj jest po ataku paniki i nie ma różnicy czy paliła np. trawę czy też ma nerwice albo ciężki okres i dostała atak paniki, może też być po nasilonym lęku, po niewyspaniu, stresie to nieistotne.

Pojawienie się objawów derealizacji i depersonalizacji daje poczucie niesamowitego przerażenia, bowiem objawy te jak wiemy są straszne, nie możemy pojąc jak to możliwe tak się czuć, pierwsze co przychodzi do głowy, to zwariowanie, schizofrenia, uszkodzenie mózgu, rak mózgu, guz mózgu czy inne.
Zaczyna się wertowanie stron internetowych, doszukiwanie objawów, wchodzenie na fora poświęcone schizofrenii, gdzie znajdujemy potwierdzenia, że to jednak mamy to, no bo oni tez tak się czują nierealnie.
I tak człowiek już na początku nakręca się bardzo.


2.
A co to znaczy w ogóle nakręcanie lęku?

Właśnie często tego nakręcania nie jesteśmy nawet świadomi, działa to na zasadzie sekund i wielu hormonów pompowanych w krew, taki przykład:
facet siedzi sobie i czyta czy to co ma to nie schizofrenia, już się czuje źle i nagle przeczyta coś co go fałszywie przekonuje, ze to jednak schizofrenia, zaczyna się jazda po wyobraźni, widzi jak siedzi w szpitalu, to wszystko są sekundy, w takie same sekundy do organizmu pompowane jest mnóstwo hormonów stresu. Człowiek nakręca swój lęk, utrzymując tyy samym derealizację bo daje ciągle umysłowi poczucie zagrożenia.

A dajmy teraz za przykład kiedy taki ktoś wertuje strony i znajduje info o derealizacji, czyta o objawach, że inni takie mają, ze nie zwariował, i doznaje ulgi, często zaczyna się czuć całkiem dobrze.
Taka sama sytuacja ma miejsce gdy ktoś pójdzie do lekarza, psychiatry i ten mu potwierdzi, że to nie schizofrenia tylko lęk itd.
Czemu tak się dzieje? A no właśnie na skutek uspokojenia umysłu, na skutek ulgi w lęku przed derealizacja i jej objawami.
Niestety najczęściej taki stan ulgi trwa krótko, bowiem zwykle następnego dnia bądź tygodnia albo pomyślimy o derealizacji i zaczniemy po cichu nad nią dumać albo jakiś kłopot, sprawa czy inny czynnik da nam nagle objaw derealizacji.
Wówczas wszyscy wracamy do punktu wyjścia, bo nagle znów zaczynamy się nakręcać, myśląc o tym, ze pewnie ten lekarz się pomylił, badania były złe albo nie wykazały co trzeba, a wszyscy z forum mają zapewne coś innego bo to niemożliwe żeby oni też się tak strasznie czuli.

Do tego wszystkiego dochodzi rzecz najważniejsza, jak pisane było w innych podpiętych tematach o dd, derealizacja jest pewnego rodzaju stanem awaryjnym umysłu.
I właśnie w takim stanie awaryjnym człowiek jest automatycznie nastawiony na wyszukiwanie zagrożenia dookoła, ale, ze ten lęk nie jest normalnym lękiem a lękiem patologicznym (przypominam temat reakcja-walcz-badz-uciekaj-czym-sa-obja ... i-t46.html ) żadnego realnego zagrożenia nie wypatrzymy.
Natomiast człowiek zaczyna bardzo przypatrywac się swojemu ciału i otoczeniu, czyli zaczynamy analizowac to jak się czujemy i próbujemy kontrolować ponad miarę każdy dziwny objaw jaki się pojawi.

Czy to ból najmniejszy to nerwicowiec od razu czuje, ze ma raka, natomiast z derealizacją zwykle jest tak, ze dopatrujemy się objawów psychicznych, z obawy przed zwariowaniem dlatego często osoby z dd dopatrują się omamów, zwidów, halucynacji.
Każdy szmer, przekręcone słowo będą traktowali jako zwiastun najgorszego, często w lęku i derealizacji zaburzona jest bardzo koncentracja, pamięc, a to kolejne powody do obaw, bowiem zapomnimy co przed chwilą robiliśmy i zaczynamy to analizować pod kątem tego, zę pewnie tracimy rozum.
I taka analiza każdego objawu, szmeru itd. jest wykonywana od chwili pierwszych objawów dd i lęku, i właśnie dokładnie to powoduje, ze nakręcacie lęk a jak wcześniej pisałem nakręcanie lęku to są sekundy i nakręcania nie kontrolujecie, to kontrolowane jest przez organizm.
To uświadomienie sobie tej wewnętrznej analizy siebie i otoczenia jest punktem do wyzdrowienia.
Jak przerwie się to analizowanie to się zdrowieje bo umysł się uspokaja w taki sam sposób w jaki czuje się ulgę po pierwszej wizycie u psychiatry czy na forach.

I tak zwykle zaczyna się mniej więcej zaburzenie lekowe i zaburzenie derealizacji a wszystko przez początkowe niezrozumienie, wątpliwości, nakręcanie się i analizowanie.
W taki sam sposób to działa w przypadku dłuższej derealizacji, każdy kto ma dłużej derealizację niestety nadal analizuje i źle podchodzi do objawów derealizacji, bojąc się jej.

W wypadku objawów lęku, derealizacji, nerwicy jest też sprawa natręctwa myslowego, to znaczy pamięci o objawach, mówię tutaj o tym, ze często jest tak, ze gdy osoby nawet mające bardzo silne objawy zajmą się czymś spontanicznie, zapominają na chwilę jakby o zaburzeniu i co ciekawe nagle czują się dobrze, a dzieje się to dlatego, ze przestają analizować i życ tymi objawami, są zajęci czymś innym i derealizacja i lęk naprawdę odpuszczają. Bo w danej chwili nie myślimy o tym, nie analizujemy tych szczegółów i nie boimy się tego wszystkiego.

Ale wystarczy moment ,ze nagle przypomnimy sobie o objawach i w danej sekundzie załącza się skaner, który poszukuje czy nadal mamy te objawy, czy czujemy się dobrze, czy to co mówimy ma sens, czy może już zwariowaliśmy i nie jesteśmy świadomi...i tak dalej i dalej i wszystko wraca.


3.
No okey ale dojdźmy wreszcie do leczenia, ja wyglada to z terapia czy pomaga? I jaka to terapia i dla kogo?


Wszystko jest zależne od danej osoby, ja pozwolę sobie tak trochę podzielić na grupy osoby, które mają derealizację/nerwice, lęk.
Uważam, że jeśli chodzi o własne leczenie nastawieniem, akceptacją, ignorowaniem w każdym z trzech wypadków sposób ten jest dobry i działający, jeśli się postaramy i odpuścimy (ale o tym troszkę później).

Jak natomiast ma się sprawa z terapią, najpierw określę te trzy grupy.
Uważam, ze taki ogólny podział, streszczony będzie najlepszy do zrozumienia, bowiem tak-
pierwszą grupą są osoby, których danym problemem nie jest tylko derealizacja czy teraźniejsze zaburzenia lekowe (nerwice) ale zawsze mieli fobie, lęki, dziwne niepokoje, ataki paniki, różne rodzaje nerwic, wiecznie się przejmowali zamartwiali, mieli trudny okres dorastania z uwagi na różne względy, nabyli przez to wiele błędnych nawyków i przekonań o sobie, mieli wiele lat trudnego życia, depresje i różne jej stany.
To grupa bardzo złożona ale tu mnie nie chodzi o szufladkowanie tylko bardziej o nakreślenie pewnych rzeczy.

Druga grupa są to osoby, które mają ograniczoną odporność na stres a ten właśnie w ostatnim czasie był u nich w życiu nasilony, zawsze mieli predyspozycję do stresowania się ale nie mieli fobii jakiś specjalnych lęków.
Teraz natomiast miarka stresu się przebrała, mieli np. jakaś traumę w postaci śmierci bliskiej osoby, traumę z powodu przeprowadzki, urodzin dziecka czy nawet ślubu, i wywaliło u nich reakcję walcz bądź uciekaj, dostali paniki, i nabawili się lęku i derealizacji.

Trzecia grupa są to osoby, które nie miały problemów w życiu, nie miały stresów, ogólnie nic im nie dolegało, aż tu nagle zapaliły np. trawę dostały ataku paniki i derealizacji albo zapadły w drzemkę obudzili się nagle pojawiła się derealizacja i się jej wystraszyli i teraz mimo braku stresu u takich osób derealizacja i lęk będzie trwała dopóki się będą nakręcać.

Bo tu najważniejsze jest to, ze bez względu na powody powstania derealizacji jako zaburzenia i lęku, nerwicy zawsze po początkowym okresie paniki zaburzenie takie jak lęk, derealizacja, nerwica żyją własnym życiem, są powiązane z problemami teraźniejszymi jednakże siłę czerpią głównie z naszego własnego strachu przed nimi i nakręcaniu się i analizowaniu.

Taki krótki przykład do zobrazowania tego, to taki, ze często osoby nabawiły się zaburzeń lękowych i derealizacji, z powodu stresu, potem stres ustał i osoby te są bardzo zdziwione, że nadal chorują, bo przecież stresu już nie mają, kłopoty mineły.
Może i tak ale jednak nadal analizujemy objawy, boimy się ich i sami to nakręcamy, nie pozwalamy odejść im w zapomnienie.

Ale żeby nie gmatwać z tymi grupami, wyjaśniam czemu tak to w ogóle podzieliłem, a dokładnie zrobiłem to po to aby wyjaśnić pewne niezrozumienia jeśli chodzi o leczenie terapią czy też lekami.

Bo tak, jeśli chodzić o terapię to wiele osób zastanawia się czy muszą w ogóle chodzić do psychologa, no bo co on im niby powie, żeby lepiej żyli? Albo się uśmiechali częściej?
Poniekąd jest to prawda i ja osobiście mysle, ze tego rodzaju porad należy unikać u psychologów w przypadku problemu z nasilającym się lękiem i derealizacją.

Jednakże wizyta u psychologa a u terapeuty specjalizującego się w jakiejś szkole terapeutycznej to coś innego.
Nie znam wszystkich nurtów terapii ale skupię się na tym co wiem.
Mianowicie powyższe założenie, ze na terapię iść nie warto bo mam inny problem niż uzalanie się nad sobą czy pracą nad przeżyciami z dzieciństwa jest błędna o tyle, że terapia choćby poznawczo – behawioralna opiera się na trochę innym modelu prowadzenia terapii.
Wiele zależy od samego terapeuty ale terapia ta ma na celu położenie fundamentów pod przełamanie lęku przed objawami, lękiem, derealizacją, czyli tym co stanowi trwałe wyzdrowienie z tych zaburzeń.
Terapia poznawczo – behawioralna ma na celu uświadomienie nas jak działają mechanizmy nerwicy, lęku, nakręcania strachu.
Ma na celu nauczenie nas bycia świadomym podczas ataku paniki, nasilonego lęku, podczas ciągłej derealizacji.
Nauka wyłapywania na myśli i prowadzenia własnych dialogów wewnętrznych aby zobaczyć w jakich momentach i w jaki sposób narasta w nas lęk.
Trudno jest napisać krok po kroku co robi się na takiej terapii, bo wszystko zależy od osoby i samego terapeuty, jednakże moim zdaniem jest to jedna z pierwszych lekcji jakie powinniśmy przejść.

Osobiście uważam, ze w naszym kraju powinien być przygotowany pewnego rodzaju program dla osób z lękiem, na zasadzie takiej, że terapia poznawcza powinna być dostępna dla każdego z zaburzeniem lękowym z atakami paniki (nerwicą lękową) i derealizacją, bowiem jest to podstawa w zaczynaniu leczenia.
Oczywiście to wszystko co na terapii można dokonać samemu z odpowiednimi lekturami, jednakże dla nowych osób z lękiem jest to trudne, bo panika jest na początku na tyle silna, ze trudno się skupić na własnym dyscyplinowaniu się.
Lepiej mieć pomoc w postaci terapeuty.

Terapia taka nie zakłada chodzenia latami, terapia poznawcza zakłada dość szybkie wytrenowanie przełamania strachu a z pomocą książkową jak np. „Oswoić Lęk” „Strach i lęk paniczny” „Opanować lęk” wystarczy kilkanaście wyzyt.
W moim przypadku chodziłem 8 razy a w sumie wliczając zastępstwo innego terapeuty 12 razy i naprawdę wiele mi to dało, choć ja dość późno zacząłem tą terapię i wiele o nerwicy wiedziałem i o sposobach przełamywania strachu, co nie zmienia faktu, że te kilka wizyt podziałało na mnie motywująco.

Dlatego też na samym początku gdyby psychiatrzy dawali choćby skierowanie na taką terapię oraz jakieś informację o lęku, reakcji walcz bądź uciekaj, derealizacji i depersonalizacji, myślę, ze wiele osób by już na początku mogło stłumić wątpliwości i lęk.
Bo co innego to czy tamto usłyszeć od lekarza, psychologa niż od jakiegoś kolesi na forach.
Moc autorytetu jednak robi swoje.

Niestety muszę tu powiedzieć o przypadkach, którym ta terapia nie pomaga, a to dlatego, że niestety wiele osób nie daje swojego wkładu własnego.
Terapia poznawcza zakłada przede wszystkim prace nad swoim myśleniem, nad swoimi reakcjami czy też wyuczonymi odruchami lękowymi (niektórzy nerwice mają całe lata)
Samo chodzenie na terapię i słuchanie nie da zupełnie nic, jeśli po powrocie do domu zaczniemy znów szukać upewnienia czy to co my mamy to nie schizofrenia.
Wiele osób idzie na terapię a np. po powrocie zakołacze im serce i na drugi dzień biegną robić znowu echo serca.

No tak wyzdrowieć trwale z nerwicy lękowej czy derealizacji się samemu nie da, choć nie krytykuję tego, bo żadne zaburzenie psychiczne ani objaw nie są mi obcy, to jednak jeśli chcemy trwale wyzwolić nasz umysł ze strachu przed takimi zaburzeniami, musimy jednak się postarać i trochę zdyscyplinować.

To tyle jeśli chodzi o tą terapię poznawcza a podsumowując każdy kto ma lęki, wpadł w nerwicowe błędne koło, nakręca lęk myśleniem i analizowaniem, powinien na taka terapię się udać.
Każdy, bez względu na to z jakiego powodu leku się nabawił.

Natomiast jak się mają terapię, które odpowiadają za likwidowanie konfliktów wewnętrznych, analizowanie życia, np. terapia psychodynamiczna, analityczna.
Terapie takie moim zdaniem są niekoniecznie potrzebne osobą, które z powodu jakiegos przezycia bądź stresu nabawiły się ataku paniki, przez to ciągłego lęku i derealizacji.
Bowiem tu sytuacja głównie wymaga przerwania błędnego koła lękowego, zaprzestanie analizowanie objawów i uwolnienie się ze spirali lęku, dane zdarzenie minęło i jeśli nie była to katastrofa samolotu w dzieciństwie przy utracie rodziców, terapie wieloletnie są po prostu niepotrzebne, bo kazdy coś tak w głowie ma nie halo i moim zdaniem nie ma co tego wyciągać na siłę.

Terapie takie są dobre dla osób z grupy pierwszej, które wyniosły z dzieciństwa pewne złe nawyki myślowe, wyuczone zachowania lękowe, pewne nieprawidłowe przekonania o swojej osobie, miały trudne bardzo dynamiczne przejścia w życiu, które ciągnęły się długo, (każde dłużej trwające trudne problemy życiowe zmieniają osobowość człowieka) albo też krótkie bardzo traumatyczne przeżycia, wymagają być może przebrnięcia przez to na terapii, często osoby te mają trudności w życiu poprzez nieumiejętność odnalezienia się, poprzez podejmowanie zbyt często błędnych decyzji z uwagi na złe wzorce z okresu wychowania.
Mieli fobie od dziecka, natręctwa itp.
Można by wiele wymieniać i to temat rzeka ale cały sęk, ze terapie dłuższe wieloletnie nie są konieczne u każdego kto ma lęk.
Dłuższe terapie mają też za zadanie ulepszanie nas samych to jest naszej pewności siebie, umiejętności brania odpowiedzialności za własne czyny itp.

Ale i tak mimo wszystko dla kazdego kto ma tak rozbudowane problemy polecam kształcić się na książkach o danych tematykach i samemu dochodzić do wniosków a nie jedynie polegac na terapeucie w przypadku dłuższych terapii.

O tych terapiach tak rozbudowanie napisałem, bowiem przez parę lat poznałem troche osób, które po 2-3 letniej terapii, mimo poruszenia na niej wielu ważnych osobistych kwestii i naprawy kilku z nich, porozumienia się z emocjami z dzieciństwa, nadal przezywają ataki paniki albo mają właśnie derealizację albo boją się wychodzić z domu.
I ogólnie dobrze, ze naprawiają własne doświadczenia ale o wiele lepiej uważam, naprawiałoby im się to wszystko bez wiecznych lęków, myślę, że lepiej na początku zmierzyć się z przerwaniem błędnego koła.
Dojść do momentu kiedy nie będzie już strachu przed lękiem i objawami, i wówczas mimo iż stresy i złe przeżycia wywoływać będą co jakiś czas objawy one już rozwijać się nie będą, nie będziemy już mieli zaburzenia.

Podsumowując tą paplaninę :) osoby, które z powodu teraźniejszego stresu, trawki itp. nabawiły się derealizacji, lęku, mogą jedynie oprzeć się na terapi np. poznawczej, ale przede wszystkim (terapia ta jest fundamentem) na własnym nastawieniu, zrozumieniu derealizacji, lęku, zaprzestaniu analizy.
Oprzeć się na medytowaniu, relaksowaniu się (mimo ze się nie da)
A przede wszystim skupieniu się nie na chorobie i objawach ale na własnym życiu i problemach jeśli takie są, przez co łączy się terapię z naprawami własnych stresów i przezywanie życia w sposób świadomy i zdrowy.
Czyli dwa w jednym :)

Co do tych osób, które mają bardziej „nakićkane” sprawa wyglada podobnie, przełamywanie lęku przede wszystkim, skupienie się na życiu i poprawa powolna swoich problemików ze sobą i swoim życiem, zmiana złego myślenia o sobie itp.
Tu terapeuta na dłuższą metę jest bardziej przydatny aczkolwiek wiele można się dowiedzieć i zrobić również samemu.

Za przykład podam sam siebie, jak miałem nasiloną depersonalizację, mimo tego, ze starałem się skupiać na życiu nie udawało mi się, miałem tak mnóstwo problemów małych i ogromnych, ze załamać się by można, do tego ciągłe objawy i poczucie zagrożenia życia.
Mimo usilnych prób normalnego życia ciągle wątpiłem czy mam tylko derealizację i ciągle krążyłem doszukując się czegoś, objawy zajmowały całe moje bez mała myślenie.
Praca nad problemami była możliwa ale gorsza z uwagi na to, że ciągle się źle czułem.
Oprócz derealizacji miałem agorafobię i silne napady paniki i wiele objawów „somatycznych”, nie dawałem rady i ciągle czułem, że jestem chory i umieram bądź wariuje.

Być może gdybym skupiał się tylko na życiu i realizował się to w końcu by mi to minęło ale nadal nie byłbym osobą, która wyzbyła się strachu przed objawami, nadal bym w razie nawrotu się bał.
Dlatego uważam, ze przede wszystkim trzeba nauczyć się bycia świadomym podczas lęku i jego objawów, bycia pewnym tego co się z nami dzieje i odpuszczenia sobie, przełamania strachu przed objawami i co najważniejsze przełamania strachu przed wyobraźnią, która zawsze przy lęku mówi nam co najgorszego nam się stanie.
Obecnie kiedy nie mam derealizacji, depersonalizacji, lęków ciągłych, moje problemy tylko niektóre się naprostowały, nad wieloma pracuję ale mówię wam, piękne jest to, kiedy problem, stres nie powoduje od razu ucieczki w zaburzenie.
Co prawda przy silniejszym stresie objawy się mi pojawiają ale na krótko i są wynikiem hormonów stresowych i takiej a nie innej mojej odporności na stres.
Choć zauważam, że odporność na stres również się poszerza.
Cudownie jest bez zastanawiania się czy to moja ręka czy nie popracować nad swoimi celami i ogólnie życiem.

4.
A teraz pora na krótsze omówienie leczenia lekami psychotropowymi, jak to z nimi jest?


Tutaj też jest wiele zdań na te tematy, jedni mówią, ze nie ma po co inni, ze trzeba.
Ogólnie prawda jest gdzieś w środku tych teorii.

Niektórzy zastanawiają się czy branie leków na nerwice, derealizacje ma sens, czy jak odstawią to to wszystko nie wróci.
Otóż trochę zależy do której grupy należa, bo myśle, ze to dość ważna kwestia, bo jeśli ktoś ma derealizację tylko od np. trawy i uspokojenie umysłu, przełamanie lęku wystarczy do zdrowia, leki mogą pomóc mu wyjść trwale z tego nawet po odstawieniu.
Bo unormują chemię, umysł się uspokoi, po odstawieniu nie będzie miał powodów by znów wpadać w stan awaryjny i dostawać lęku.

U osób u których zaburzenie ciągnie się z róznych powodów czy osobistych predyspozycji, po odstawieniu leku niestety reakcja walcz bądź uciekaj może być znów wyzwolona, a derealizacja wrócić.
Jednakże i w tym drugim wypadku leki można brać aby dawać sobie teraźniejsza ulgę.

Najczęstszymi lekami stosowanymi na depresję są tak zwane antydepresanty
-Selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny
- Inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny i noradrenaliny
bądź leki antydepresyjne starszych generacji.

Z tymi lekami jest tak, ze działają one głównie po upływie 2 do 6 tygodni, czasem dając na początku objawy uboczne w postaci nasilenia objawów, choć nie zawsze te objawy się pokazują.
Jednak trzeba wiedzieć, ze można się gorzej poczuć i od razu z tego powodu nie panikować.

Innymi lekami, które są stosowane są to tak zwane uspokajacze, czyli benzodiazepiny, czyli xanax, clonozepam, cloranxen.
Leki te w ciągu pół godziny do godziny mają blokować lęk, leki te zwykle działają dobrze, problemem z nimi jest to, że uzależniają i rośnie na nie tolerancja, dlatego nie wolno ich stosować dłużej niż 3 miesiące w przypadku brania na co dzień.
Leki takie najlepiej zostawiać na czarne godziny, i brać w wypadku ataku paniki bądź nasilonych objawów.

Często stosowane są też leki na schizofrenię i w wypadku tego nie wolno się martwić, ze pewnie lekarz nam to zdiagnozował i dlatego dał takie leki.
Leki na schizofrenię stosowane są w mniejszych dawkach w celu zmniejszenia poczucia niepokoju i natrętnych myśli. Działają dość szybko choć zależne to jest od rodzaju leku.

I jeszcze przepisywane są leki przeciwpadaczkowe jak Lamotrygina, Depakine Chromo.
Psychiatrzy stosują te leki bo w sporej ilości przypadków lepiej działały na lęki niż leki antydepresyjne.

Ogólnie uważam, że leki na początku warto wypróbować, co do wątpliwości jeśli chodzi o benzodiazepiny, też uważam, że warto jakieś mieć.
Posiadanie np Xanaxu przy sobie może początkowo pomagać w terapii przełamywania lęku przed wychodzeniem.
Dobrze mieć zawsze przy sobie to wyjście awaryjne w postaci tabletki, która w razie co pomoże.
Oczywiście mówię o używaniu takich tabletek z głową i nie w przypadku każdego lęku, bardziej należy go używać w przypadku czarnej godziny.
Benzodiazepiny stosowane są również przy antydepresyjnych lekach, aby w tych początkowych tygodniach złagodzić ewentualne objawy uboczne, więc bierze się np xanax równocześnie z lekiem antydepresyjnym, dzień w dzień przez te pierwsze 2 - 4 tygodnie.

Leki to już własny wybór każdego z nas, ale chodzi mi o to aby nie traktowac tego jako coś strasznego, i nie bać się samych leków.

Co prawda lepiej wyjść z tego samemu, i samemu doprowadzić do uspokojenia umysłu, dzięki czemu mamy większą świadomość, że to nie wróci, bo się tego już nie boimy.
Choć często i takie trwałe uspokojenie następuje po dobrze działających lekach, bowiem sam fakt, ze lek zadziałał daje nam pewność, ze to jednak nic strasznego i uspokajamy umysł.


5.
Czy leki są skuteczne?


To już zależy od osoby, leki na jednych działają na innych nie, nie wiadomo od czego to zależne.
Ale poznałem naprawdę dużo osób, którym leki przyniosły ulgę i po prostu pomogły. Niektórzy po odstawieniu mieli nawrót inni znów nie mieli.


6. OK a teraz chyba najważniejsze, jak wyzdrowieć z tego bez leków i pomocy psychologa? Czy to możliwe? Czyli już konkretnie co zrobić aby dd zniknęło ?

Ogólnie rzecz biorąc trzeba pewną rzecz najpierw podsumować.
W pytaniu pierwszym napisałem, iż najlepiej wyzdrowienie opisać na przykładzie i tam podałem przykład nakręcania się, oraz to jak poprzez niezrozumienie stanów derealizacji i w ogóle objawów lęku, nerwicy człowiek wpada w coraz większe koło lękowe.

I od tego tu też trzeba zacząć i powiedzieć ponownie aby każdy pamiętał, ze powód pokazania się u nas derealizacji i depersonalizacji jest ogółem nie aż tak istotny, osoba po stresie, paleniu trawki, ataku paniki, depresji, nasilonym lęku, traumie ma taką samą derealizację i depersonalizację, utrzymywaną poprzez nakręcanie się, analizowanie i brak wiary, iż to co ma to jest tylko lęk, nerwica i derealizacja.

A więc zaczynając trzeba najpierw powiedzieć co najlepszego może zrobić osoba, która z jakiegoś powodu odczuwa te objawy derealizacji i depersonalizacji.
Bowiem w moim przekonaniu wizyty u specjalisty nie należy unikać na początku, mimo jeśli nawet nie chcemy brać leków czy chodzić na terapię, choć terapię poznawczo – behawioralną na początek polecam każdemu bez względu na wszystko. Jeśli tylko odczuwamy lęk i mamy ataki paniki, nasilonego lęku i derealizację na tą terapię dobrze by iść.
Lęk trzeba leczyć i przełamywać tak samo bez względu na powody jego powstania.

Do tego wizyta u psychiatry ma inną wagę niż tylko tabletki.
A mianowicie osoba, która spotkała się z derealizacją jest przerażona do granic możliwości, nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czymś takim i jest w zasadzie pewna, ze to wszystko jest oznaką choroby psychicznej, guza mózgu, raka bądź innej ciężkiej choroby neurologicznej, albo jest to efekt uszkodzenia mózgu, czy też innego nieziemskiego zdarzenia.

Dlatego też pierwsza czynnością, która ma nam ułatwić dalsze leczenie powinna być wizyta choćby u lekarza pierwszego kontaktu aby przebadał nam krew, tarczyce i tym podobne podstawowe badania.
Następnie jeśli ktoś nadal nie czuje się pewny (a na pewno nie :) ) może zrobić badania głowy jak eeg głowy, tomografię głowy a nawet rezonans magnetyczny, choć jeśli tomograf nie wykaże żadnych nieprawidłowości to rezonans nie jest aż tak potrzebny.
Niektórzy, którzy mieli te badania, mogą powiedzieć, że to przesada bo u nich nic nie wykazano.
To i tak uważam, że z racji wkręcania sobie różnych chorób należy te badania zrobić aby mieć później podstawę do budowania opozycji dla myśli wkręcających nam choroby.
Jeśli ktoś ma obawy o choroby neurologiczne, powinien udać się i do neurologa, który prostym badaniem może wykluczyć wiele jak nie wszystkie poważniejsze problemy neurologiczne.

To wszystko jest potrzebne do tego aby można było sobie powiedzieć okey nic mi nie jest, chociaż te zabiegi i tak nie sprawią, ze osoba od razu przestanie się nakręcać to jednak uważam, ze jest to potrzebne.
Teraz pora na specjalistów psychiki, nawet jeśli ktoś nie chce brać leków psychotropowych powinien według mnie udać się na konsultację z psychiatra czy psychologiem.
Wielu jak nie każdy boi się panicznie zwariowania, schizofrenii, psychozy, uszkodzenia mózgu itp.
Psychiatra jest osobą u której można takie rzeczy wykluczyć, możecie mi wierzyć psychiatrzy przede wszystkim są szkoleni i mają nosa do odróżniania schizofrenii i chorób psychicznych od zaburzeń psychicznych jak nerwica itp.
Można ufać ich diagnozie.
Można też przedyskutować (nie bójcie się pytać, lekarze to nie egipscy faraonowie) stosowanie leków, wypytać o dany lek antydepresyjny o ewentualny uspokajacz (benzodiazepina na poczatek).
Najlepiej od razu też popytać czy jakiegoś skierowania na terapię by nie dał i nie polecił jakiejś poradni zdrowia psychicznego.
Wszystko to warto zrobić aby upewnić się co do diagnozy, aby pozbyć się choć trochę wątpliwości, które nam mówią, ze to co mamy to nie to o czym tu choćby czytamy.
Bowiem te wątpliwości będą się potem za nami ciągnęły utrudniając nam wyzdrowienie.

Do tego autorytety lekarskie lepiej działają na wiarę i nastawienie niż przeczytanie choćby 100 cudów na forum tym czy innym.

Co do obejścia terapii to w zasadzie uważam, że każdy kto ma możliwość powinien na terapię poznawczą iść ale o tym już pisałem kilka razy :)
Natomiast pomijając inne fazy terapii, analizowania swojego życia, ulepszania siebie, choć uważam, że osoby, które tego potrzebują nie powinny tego zaniedbywać.
Dlatego wyżej w tym tekście podzieliłem osoby zaburzone na grupy, bowiem tak naprawdę nie każdy potrzebuje dogłębnej psychoterapii, i najlepiej pomysleć o tym samemu, jeśli ktoś ma problemy z pewnością siebie, wyznaczaniem swoich „granic”, trudnościami w decyzjach i można tu wymieniać całą masę a przede wszystkim wiecznie przejmowanie się wszystkim i wszystkimi, mógłby się na taką terapię zdecydować.
Pamiętajmy, ze zajmowanie się sobą, doskonaleniem siebie i swoimi problemami realnymi w życiu też jest sposobem zajmowania się czymś innym niż nerwicą, derealizacją i objawami.
Więc to jest takie trochę dwa w jednym.

Ach i jeszcze słowo na tematy zakupienia czy innego nabycia (mowa rzecz jasna o pożyczeniu od kolegi ;)) książek o tematyce psychologicznej , dotyczącej przełamywania lęków.
Ja ze swoje strony polecam lekturę

Strach i lęk paniczny - Rogera Bakera
Opanować lęk - Brownyn Fox
Oswoić lęk – Barrady
oraz parę innych ale one kaurat nie dotyczą bezpośrednio przełamywania leku i oswajania go, więc teraz tutaj nie będę ich podawał, choć jeszcze jedną polecam i jest to
Toksyczny wstyd – John Bradshaw


Ale ogólnie tutaj zajmijmy się przełamywaniem lęku przed objawami i tym jak wyleczyć się z chorobliwej derealizacji.
Zresztą terapia to już zadanie dla każdego z was osobna i waszych terapeutów.

A więc jeśli chodzi o wyleczenie, to są to proste słowa,
wiara w diagnozę, akceptacja, ignorancja objawów i mimo ich wystepowania skupianie się na sobie i swoim życiu ale nie na sobie w postaci analizowania objawów cielesnych :)
Dalej porzucenie właśnie analizowania objawów i otoczenia oraz porzucenie próby kontroli objawów i zaburzenia.

Brzmi prostu i do usrania jest powtarzane na forum, aczkolwiek bardzo trudno to zrobić a to dlatego, zę nikt z nas nie chce puścić kontroli bo się zwyczajnie boi co będzie po tym, do tego wiele osób nie są świadomi analizy oraz tego, zę każda obawa czy dany objaw to na pewno tylko dd utrzymuje to dd.
Przestać się bać nie jest prosto. Ale jest to wykonalne.

Trudno jest o tym tak naprawdę pisać słowami i wiem czemu ci, którym udało się z tego wyjść nie piszą o tym wylewnie, bowiem ta zmiana i podejście do tego z czym dane nam jest się mierzyć musi zajść wewnątrz ciebie i twoich emocji, to ty musisz uwierzyć i to ty musisz uspokoić umysł i to ty musisz wyzbyć się strachu przed objawami.

Wiem, ze nie każdemu chodzi o przeczytanie czegoś takiego w przypadku wyjścia z depersonalizacji :)
Pamiętam jak ja sam miałem ten stan aktywny, to bardzo pragnąłem tylko jednego aby to minęło, te parszywe objawy z którymi nie sposób mi było żyć w żaden sposób.
Przypominam sobie jak bardzo czekałem na wizytę u psychiatry a przede wszystkim psychologa, mając nadzieję, że oni powiedzą coś albo zrobią, dadza radę jak się tego pozbyć a tam oprócz gadania i ćwiczeń oddechowych nic nie było.
Bardzo mnie to wtedy denerwowało bo nie mogłem albo nie chciałem przyjąć do wiadomości, ze wyzdrowienie jest blisko i, że ta pracę wykonać muszę sam.

Podobne zjawisko widzę choćby tu na forum, wiele osób czeka na Kompendium o derealizacji Kuby, i chociaż jestem pewien, ze będzie to świetna praca, bardzo potrzebna.
A Kuba to świetny i angażujący się we wszystko facet, który na pewno do tego się przyłoży, to wielu w tym wypadku czeka na konkretne wskazówki, które na pewno tam się znajdą ale i tak i tak pracę nad oswojeniem się z lękiem przed derealizacją i objawami trzeba wykonać SAMEMU.
I to jakby pierwsza rzecz, która trzeba zaakceptować, że skoro już mamy derealizację to musimy nad tym popracować.
I niekoniecznie musi to oznaczać koniec świata i wielką harówkę, bo często zamiast skupiać się na zaburzeniu wystarczy skupić się po prostu na życiu a derealizacja odejdzie.
A czemu tak się dzieje?

Żeby to wyjaśnić i zarazem zrozumieć jak wyleczyć derealizację trzeba na chwile wrócić do początku czym jest derealizacja, stanem ochronnym umysłu przed lękiem, nadmiernym stresem traumą (tu zaliczamy do tego też atak paniki) i innymi.
I tak samo jest to po prostu stan awaryjny umysłu, któremu od mocnego chwilowego bądź długiego i przewlekłego stresu/lęku wywaliły bezpieczniki, i stan ten jest od tej pory w ciągłym poczuciu zagrożenia.
A my to zagrożenie od samego początku podsycamy niedobrym podejściem do tematu oraz i przede wszystkim nakręcaniem się i analizowaniem a potem znów nakręcaniem.

A nakręcanie lęku jest bardzo sprytne i o tym trzeba tu jeszcze raz wspomnieć oraz o samym lęku, bowiem to często budzi kontrowersje wśród zaburzonych osób, a mianowicie samo odczuwanie lęku przed niczym jest to zwykle oznaką lęku nerwicowego, właśnie takiego stałego niepokoju i jest on normalnym zjawiskiem w przypadku zaburzen lękowych i często trwa u chorych po pierwszym ataku paniki czy pierwszym nasilonym lęku.
Natomiast wiele osób zastanawia się i myśli, ze już przestali czuć ten niepokój i lęk, nie mają stresów a derealizacja nadal trwa, to znowu ich przekonuje, ze oni to jednak są inaczej bądź gorzej chorzy.
Otóż nic bardziej błędnego, bowiem zaburzenie utrzymuje analizowanie i nakręcanie, a te dwa aspekty skupia jedno, lęk przed lękiem i lęk przed objawami.
Ten aspekt zawsze pojawia się przy nerwicach i derealizacji, boimy się objawów, analizujemy je i próbujemy ciągle kontrolować i sprawdzać, nakręcamy ten lęk, znowu analizujemy, że jest gorzej i ciągle się boimy i przez to utrzymujemy albo dodajemy nowe objawy.
A nowe objawy dają nową analizę!
Takich parę przykładów:
Jakiś facecik albo kobietka, przeczytali już o tym co to derealizacja, postanowili to ignorować i żyć, i bardzo fajnie, ale wieczorkiem nagle w łazience zobaczyli, że ich ciało wydaje się dziwne a w lustrze jest inny człowiek, ten objaw już mieli wcześniej ale teraz jest jakiś mocniejszy, w danej chwili u takiej osoby działa niesamowita analiza, hormony stresu już szaleją a ona coraz bardziej jest zlękniona i z postanowienia nici bo wróciła pędem do pokoju, siadła do kompa upewniac się czy to jednak nie schizofrenia.

Albo ktoś miał 2 dni spokoju, lżejsze objawy i nagle rano się zbudził i widzi, że znowu świat jest nierealny, i im dłużej o tym myśli (czytaj analizuje) widzi, że jest naprawdę źle a do tego ma poryte myśli, zrywa się zlękniony albo wstaje zirytowany, że to znowu wróciło i już pewnie nie minie, bo ten cały viktor na tym zasranym forum gowno wie i ta cala banda tez wie gowno a on jest chory na co innego i nie wyzdrowieje albo co najmniej będzie mial to lat 5 albo 10.
To jest właśnie nakręcanie lęku i to jest ten lęk, którego de facto nie odczuwacie jako lęk!

Bądź siedzi sobie ktoś, niby jest już okey, nagle gdzieś na stronie wyczytuje hasło, mialem derealizacje a mam schizofrenie i w zasadzie pozamiatane... lek, panika, wertowanie stron, szukanie ponownie tych samych odpowiedzi i znowu lęk nakręcony, dd utrzymane.

Albo ktoś oswoił się już trochę z objawami i nagle wieczorem, dotyka go coś nowego, przestaje poznawać otoczenie i od razu znowu taka sama reakcja, panika, płacz, zapomnienie o tym wszystkim co przeczytał, dowiedział się, o tym co mu lekarz zdiagnozował.

Albo nagle komuś w uszach zaczęło piszczeć i już katastrofa gotowa.

Takich sytuacji i momentów sam ze swojego życia „analizatora derealizacji i jej objawow” moglby wymienić miliony jak nie więcej.
Ale chodziło mi o zarys takich sytuacji i ten kto trochę się zastanowi i spojrzy na siebie będzie wiedział o czym pisze.

To jest właśnie kwestia wytłumaczenia tego nie odczuwania lęku oraz kwestia nakręcania lęku poprzez analizowanie objawów i otoczenia.

Pamiętajmy, ze jedną z czynności początkowych jakie mamy zrobić to zakazanie sobie definitywne przeglądania stron o chorobach psychicznych jak schizofrenia, i nie ma tu co gadać, ze to silniejsze o de mnie, po prostu trochę samodyscypliny i kropka. Wiemy co nam jest nie ma potrzeby ponownie czegoś się doszukiwać.

A więc trochę podsumowując, po badaniach, po upewnieniu się co nam jest u lekarza, psychiatry, psychologa, po czytaniu for internetowych o danej tematyce, zupełnie powaznie podchodzimy do tego i postanawiamy nie przeszukiwać stron o schizofrenii, akceptujemy to ze to co nam jest to stan derealizacji i depersonalizacji i lęku.
To jest bardzo ważne na początku to zrobić, strasznie ważne.
Oczywiście nie jest to łatwe i nadal nasze wątpliwości i ciągle trwający niepokój będzie powodował mnóstwo myśli, które będą nas straszyły, że co jak wszyscy się mylą? A my jednak chorujemy na coś strasznego.
Bo takie myśli będą się pojawiały na pewno.
Ale myśli to są tylko myśli one tworzą nam emocje ale my możemy te myśli po prostu olać albo zracjonalizować.
A jak?
W kółko, powtarzam w kółko na każdą taką myśl powtarzając sobie słowa mam tylko derealizację, nic innego mi nie jest a każde inne myśli pieprzę to wymysł zlęknionego umysłu (bo pamiętajmy, ze zlękniony umysł sam tworzy myśli negatywne i katastroficzne)
Takie powtarzanie w kółko może wydawac się mało znaczace i co poniektórzy będą chcieli tego zaniechać i to jest błąd bowiem umysł po czasie reaguje na myśli, które wkoło powtarzamy i w które wierzymy, umysł po prostu uznaje je za prawdę, i to jest pierwszy krok do budowania uspokojenia stanu awaryjnego.
To pierwszy krok do zaprzestania nakręcania się poprzez myśli.

Natomiast co do analizowania, czyli:
nagle idziemy i nie czujemy nóg (objawy obojętne wstawcie sobie każdy objaw w ten przykład, wszystko działa tak samo) i od razu rodzą się myśli straszne i za nimi idzie panika.
Trzeba stać się wtedy świadomym, ze każdy objaw jest tylko objawem i nic nam nie grozi, bo to nadal tylko efekt zlęknionego umysłu, nic więcej.
Żeby nie wiem jaki ten objaw był straszny, nie przerywamy wędrówki czy czegoś innego, mimo objawów i tego, że w danym momencie cierpimy i to bardzo robimy to co robiliśmy.
Nawet gdy objawy nie będą mijać nadal to robimy i wszelkie myśli żeby uciekać i się poddać bo pewnie wariujemy, przyjmujemy do siebie z politowaniem kiwając głową na to co umysł nam podpowiada i zbywamy myśli takie, to tylko derealizacja, nic mi nie jest i nie będzie, nie dam się zastraszyć.

Bo tu ważne jest powiedzieć, ze myśli takich nie usuwamy na siłę z głowy, bo to się nigdy nie uda, nie usuniesz myśli lękowych bo próby takie powodują więcej myśli i lęku, te myśli trzeba przyjąć do siebie.
A nawet pomyśleć chwilę nad tym co nam mówią ale nadal być świadomym, ze one maja za zadanie nas nakręcić, nic więcej, są efektem stanu awaryjnego, maja straszyć, dlatego to mówią!
Mamy ich się nie bać ani tego co nam przedstawiają, są i je akceptujemy ale zarazem wszelkie emocje jakie chcą iść za nimi ignorujemy, bo myśli te i ich rzekome przedstawiające nam wizje co nas spotka są nieprawdziwe.
Pozwalamy tym myślą być, przychodzić ale traktujemy je jak kazdą inną mysl dotyczącą choćby pogody, niech myśli te na początku przychodzą bo przychodzić bedą ale pozwalajmy im iść dalej, nie przejmujmy się nimi i broń boże z uwagi na objawy i myśli nie rezygnujmy z niczego.

Od lęku i derealizacji nic nam się stać nie może i nigdy nie stanie, są to stany naturalne, - tak naturalne! - a organizm sam potrafi się kontrolować, to tylko wasze nakrecanie powoduje, ze stany te stają się zaburzeniem.
Dlatego nie nakręcajcie się więcej, jakikolwiek objaw wam przeszkadza, bądźcie świadomi i powtarzajcie sobie z czym naprawdę macie od czynienia.
Powtarzajcie sobie diagnozę oraz to co wiecie na tematy derealizacji i lęku, uwierzcie, ze diagnoza jest prawidłowa, nawet jak macie wątpliwości i tak powtarzajcie to sobie!

To właśnie w tym wypadku potrzeba najwięcej pracy włożyć, tu nie wystarszy czytać o tym.
Tu trzeba samemu próbować co dzień oswajać się z derealizacją i jej objawami, dyscyplinowac się w nie nakręcaniu lęku i nie analizowaniu.
Będą momenty nie raz nie dwa kiedy nie wyjdzie to za dobrze, kiedy ulegniemy panice i lękowi, to może się zdarzyć na początku i jest to normalne.
Ważne aby dalej utwierdzać się w wierze, ze to co nam jest to tylko derealizacja, tylko lęk, wiemy skąd przyszło, wiemy co to jest, wiem co może nam zrobić – nic.

Taki dobry przykład analizowania jest też w analizowaniu nie tylko objawów wewnątrz ale i zewnątrz.
Przykładowo ktos ma derealizacje i boi się omamow, i nagle cos wydawalo mu się ze blysnelo mu w kacie oka albo cos uslyszal, od razu będzie lecial sprawdzac skad ten dźwięk dolecial, chwile potem będzie wertowal strony o takim zjawisku.
Bardzo dobry przykład i częsty na analizowanie i nakręcanie lęku.

Łapanie się na analizowaniu jest bardzo wazne, sami się na tym łapmy i osmieszajmy swoje zachowanie, nagle wydaje ci się, ze coś jest nie p w porządku? Źle widzisz”? Słyszysz? Zaczynasz się bać? Przestajesz czuc cialo bardziej niż zwykle?
Nie wazne, utwierdzaj się w tym ze wiesz co to jest i to tylko proby umyslu na straszenie nas, proby podsylania nam mysli, my wiemy co to jest i i tak będziemy robili swoje.
Na początku jest to trudne.
A prawie niewykonalne kiedy ktos zamyka się na 24 na dobe w domu, to jest ogromny blad i marne szanse na to aby się uspokoic. Dlatego z początku wazne jest zajmowanie się czymś o czym pod koniec napisze.
Ale najpierw chce napisać o kontroli, która zajmuje wazne miejsce w utrzymywaniu nam wszystkim derealizacji.

Czym jest ta „kontrola”?
Kontrola ta o której tu napiszę uest formą naszego systemy reagowania a dokładnie mówiąc, gdy pojawia się objaw lęku czy derealizacji jak choćby brak czucia ciała, zaburzenia pamięci, czy też obcość otoczenia albo chore myśli, my stajemy się bardzo czujni, zupełnie nieświadomie, nikt z nas chyba nie zdaje sobie sprawy, ze jest wówczas na 24 godzinym, 7 dni w tygodniu ciągłym czuwaniu i oczekiwaniu zagrożenia, jesteśmy niewidocznie spięci i nastawieni na najgorsze.

Kontrola natomiast pozwala nam kontrolować dany objaw, lęk i kontrolowac to czy jest gorzej.
Innymi słowy ciągle sprawdzamy to jak się czujemy i kontrolujemy kazdy a szczególnie najbardziej doskwierający objaw, i dzięki temu sprawdzamy czy nie spełniają się najgorsze z myśli jakie stan awaryjny umysłu nam tworzy.
Czyli sprawdzamy i kontrolujemy to czy zaburzenia pamięci nie postepują i czy na pewno pamiętamy, wiele osób próbuje umyślnie sobie przypominac różne nazwiska aby sprawdzić czy jest wszystko okey, sprawdzamy czy obcość ciała nie postępuje, dotykając się, przeglądając w lustrze, sprawdzamy czy np. nierealność nie postępuje i czy na pewno rozpoznajemy bliskich, czy już zwariowaliśmy zupełnie.
Taka forma kontroli w połączeniu z analizowaniem i nakręcaniem jest główną i w zasadzie jedyną blokadą do wyzdrowienia, nie pozwalają nam te elementy na uspokojenie umysłu.

Porzucenie tej kontroli jest kluczem do zdrowia, a jak to zrobić, też wymaga to pewnego wysiłku z naszej strony, a mianowicie jeśli obawiamy się w danej chwili konkretnie jakiegoś objawu, konkretnego zdarzenia, ze za chwilę zwariujemy, i ciągle napinamy się i sprawdzamy, skanujemy ciało i otoczenie, upewniamy się, czy to najgorsze nie następuje, trzeba wówczas po prostu sobie odpuścić, to jest najtrudniejszy element.
Trzeba odpuścić sobie ten strach, zę jeśli nie będziemy kontrolowali objawów to pójda one dalej i zwariujemy, to nie prawda, ta kontrola nie pozwala nam wyzdrowieć i tyle.
Porzucamy po prostu sami z siebie, niech się dzieje co chce a ja i tak wychodze z domu, najwyżej zwariuję ale pójdę, wyjdę, nie cofnę się, mimo, zę nie czuję nic, wiem co to jest i niech mnie
”psiakostka strzeli” a będę robił to co chcę.

Nie wiem jak inaczej ubrać w słowa porzucenie kontroli, moim zdaniem nie da się, i po prostu trzeba to zrobić.

W ksiązce Opanowac Lek Brownyn Fox, sama autorka Bronwyn jest osobą, która sama chorowała na silne zaburzenia lękowe z napadami paniki, wyzdrowiała dokładnie z powodu porzucenia kontroli, a stało się to podczas wiecznie dokuczających jej całymi dniami objawów nerwicy i ataków paniki.

I w jakimś okresie zaczeła medytować, niestety próby medytacji nie udawały się, bo co próbowała zamknąć oczy i się zrelaksować, napływał większy lęk (wielu to zna z róznych sytuacji) i zrywała się albo dostawała napadu, to właśnie efekt strachu przed porzuceniem kontroli, człowiek w lęku musi być ciągle czujny i świadomy tego co się dzieje.
I któregoś razu tak po prostu, miała tak dosyć swojego zaburzenia, że podczas kolejnej próby medytacji, znów dostała nasilonych objawów i napadu.
Ale tym razem za cholerę nie zerwała się na równe nogi, nie otworzyła oczu.
Mimo strasznego nasilenia objawów, trwała w pozycji siedzącej i próbowała medytować, było jej już obojętne co się stanie, olała to całkowicie, i właśnie wtedy wyzdrowiała, bo po kilkunastu minutach atak paniki minął i objawy również, od tamtej pory zaczeła zdrowieć bo zrozumiała właśnie na poziomie emocji, że naprawdę nie ma się czego bać i uwierzyła, zę te wszystkie objawy mogą minąć i to od nas jest zależne w jaki sposób i jak szybko.

W wypadku porzucania kontroli ważne jest nastawienie do kwestii wizji jakie nam przedstawia lęk, bowiem lęk zawsze przedstawia straszne wizje, obrazy w głowie to głównie śmierć, zwariowanie i ślinienie się w psychiatryku i wiele innych, dlatego wazne jest nastawienie się odpowiednie do tych wizji.
Długo by o tym pisac a najlepiej to opisuje pewien facet, i do jego strony często odsyłam, bowiem on właśnie poprzez porzucenie kontroli i analizy wyzdrowiał z nerwicy lekowej a tak samo dzieje się to w przypadku derealizacji.
http://szaffer.pl/wyzdrowiec/poddaj-swoj-skarb/

Należy odpowiednio podejść do tych wizji i tego strachu przed tym co będzie jak kontrole się porzuci i jednocześnie pamiętać o tym, ze porzucenie kontroli nigdy nie dokona tego wszystkiego czego się tak strasznie boimy.
Nie zwariujemy, nie umrzemy od derealizacji, nie stracimy pamieci, nic złego nam się nie stanie. Umysł sam sobie tego nigdy by nie zrobił.

Tak więc tak wygląda wyjście z derealizacji samym sobą, trochę pracy, samodyscypliny i da się, naprawdę się da.

Najlepiej zacząć zaraz po diagnozie, zaraz po upewnieniu się u lekarza, że to nie schizofrenia, że to derealizacja, nerwica depresyjna czy coś innego w postaci zaburzeń
Najlepiej wyłapywać momenty nakręcania się, zabraniać sobie wertowania po sto razy stron o schizofrenii czy guzie mózgu, wyłapywać analizowanie objawów swoich i analizowanie otoczenia, analizowanie każdego fałszywego zagrożenia.
Racjonalizować wieczne mysli negatywne, powtarzanie i przypominanie sobie do zrzygania z czym naprawdę mamy do czynienia.
Masz wkrętkę czy analizę tego, zę to co przed chwilą powiedziałeś było niewyraźne i pewnie to znaczy, ze wariujesz?
Pieprzyć to, mam stan derealizacji, wiem co mi jest, nie dam się zastraszyć (to jest wyłapywanie analizowania i powstrzymywanie nakręcania się) a zresztą wiem, że nie zwariowałem ale jeśli nawet to walić to żyję dalej (próba porzucenia kontroli).
I tak z kazda wkrętką, z kazda myślą, jak się nie uda to nic, próbuj za chwile ponownie i dalej, im więcej tym lepiej w tym wypadku bo w końcu powoli będziesz uspokajał umysł, uspokajał ten stan zagrożenia a wszelkie objawy zaczną znikać.

Wiem, że się da to zrobić, sam tak zrobiłem, dokładnie tak racjonalizowałem i nie ważne ile czasu chorujesz, ile się męczysz.
Ja depersonalizację miałem prawie 5 lat czasu, stałem ciągłej depersonalizacji, objawy miałem wszystkie jakie tuhttp://www.zaburzeni.pl/depersonalizacja-i-der ... ch-t7.html wypisałem, w sumie pisałem je poniekąd z głowy.
I nie przerażaj się, zę miałem to 5 lat, wszyscy mają tendencję do przerażenia, ze u nich to będzie też pewnie tyle trwało albo 2 lata! Boże co robić! :)
A tak naprawdę u mnie trwało to tyle czasu bo byłem głupi, pierwsze półtora roku nie mogłem dac spokoju tematowi schiza, ciągle go miałem, sprawdzałem czy nie mam omamów, pytałem w kółko wszystkich dookoła czy dobrze mówię.
Upewniałem się czy usłyszałem to co naprawdę oni powiedzieli a to tylko drobne przykłady. Kolejne półtora roku straciłem na oraz większym wkręcaniu się, robieniu wiecznie tych samych badań, sytuację utrudniały mi wieczne ataki paniki, fobia społeczna i wieczne natręctwa ale sam swoim nakręcaniem sprawiłem, zę było mi tak źle i mimo, że się starałem ciągle tkwiłem na wejściu.
Ostatni rok to był w ogóle koszmar, nie byłem w stanie wychodzić z domu tak nakreciłem swoje lęki, ciągle byłem pewny, ze jednak umrę albo po prostu zniknę, każdy głupi objaw ze strony ciała od razu rozdmuchiwałem do nie wiadomo jakiej skali.
Dziś żałuję bardzo że tyle lat straciłem, w sumie życie zacząlem mając dopiero 26 lat bo te lata z tym wszystkim się zwyczajnie nie liczą.
I proszę sobie wyobrazić, że mimo tak strasznych lęków i stanu, jak zaczałem przerywac to analizowanie (bo jednak już miałem sporo wiedzy na te tematy i chodziłem już jakiś czas na terapię i byłem po okresie przełamywania strachu przed atakami paniki) porzuciłem kontrolę mówiąc co ma być to będzie, bo lepiej mi było naprawdę umrzeć albo zwariowac niż z tym dalej żyć.
Wedle mojego powiedzonka - lepiej umrzeć od razu i zwariować tu i teraz niż żyć choćby 10 minut z lękiem jak w więzieniu.
Po 7 dniach stan mój był bardzo dobry, odczuwałem już normalnie ciało, po 7 dniach po prostu wyzdrowiałem.

Każdy z was może i nie panikować mi tu, ze będzie to u was też długo trwało, nie pozwólcie na to to nie będzie :)

Kończąc koniecznie trzeba napisać o zajmowaniu myśli i czasu.
W którymś momencie w tekście powyżej napisałem
„to jakby pierwsza rzecz, która trzeba zaakceptować, że skoro już mamy derealizację to musimy nad tym popracować i niekoniecznie musi to oznaczać koniec świata i wielką harówkę, bo często zamiast skupiać się na zaburzeniu wystarczy skupić się po prostu na życiu a derealizacja odejdzie.
A czemu tak się dzieje?”

Chciałbym teraz to rozwinąć oraz zając się odpowiedzią na pytania o to czy derealizacja może minąć sama oraz czy zajmowanie myśli jest tak ważne w zdrowieniu z derealizacji.

Otóż zajmowanie myśli jest rzeczą równie ważną jak pogodzenie się z tym, że to co mamy jest naprawdę tylko derealizacją, lękiem, nerwicą, czyli uwierzenie w diagnozę i ciągłe utwierdzanie się w tym.
Jest tak samo ważne jak łapanie się na analizowaniu objawów i otoczenia i próby akceptowania tego, ignorowania i racjonalizowania, w tym nie pozwalanie na dopuszczenie paniki po myślach katastroficznych i ich wizjach (naszych wyobrażenń co z nami będzie).
Jest tak samo ważne jak próby i w końcu porzucenie kontroli sprawdzania objawów i tego czy nie postępują.

To są elementy, które pozwalają na wyzdrowienie a wśród nich jednym z ważniejszych jest zajmowanie sobie czasu i myśli.
Zajmowanie musi działać jakby w tle i jest bardzo ważne na początku, kiedy zaczynamy przygodę z derealizacją.
A czemu ważne?
Bo jeśli na początku stanu derealizacji i tego całego niepokoju, zamykamy się w domu i wychodzimy coraz mniej i jedyne czym się zajmujemy to próby szukania jakiegoś zajęcia w domu, to wówczas stan się zwykle pogarsza a my nie jesteśmy w stanie popracować nad analizowaniem objawów i porzuceniem kontroli.
Nie jesteśmy w stanie bo mimo wszystko na początku jesteśmy najbardziej przerażeni tym co się nam dzieje i mamy bardzo wiele myśli i wyobrażeń na tematy co nam może być i co z nami będzie.
Wiadomo, że te myśli i wyobrażenia są negatywne i jest ich zwykle tata ilość, że nie mając zajęcia trudno nam sobie cokolwiek racjonalizować.
Po prostu przegrywamy z katastroficznymi myślami, i wkoło nakręcamy się, dlatego siedzenie w domu pogarsza sprawę zawsze.

I tu dlatego tak często choćby na forum pisze się o zajmowaniu myśli, często trudno zdefiniować tylko jak te mysli zajmować, bo każdy ma inne zainteresowania ale też nie każdy ma w ogóle jakieś pasje na których mógłby się skupiać.
W tym miejscu dodam, ze do zajmowania mysli siedząc w domu nie możemy zaliczyć buszowania po necie i wyszukiwania chorób czy kąpieli :)
Zajmowanie myśli musi być spontaniczne i dotyczyć jakiejś sfery, która wymaga zaangażowania od naszych wszystkich zmysłów.
To na początku jest bardzo ważne a wiem, ze sprawia wiele problemów osobą, które siedzą w domu i nie bardzo mają jakiekolwiek zajęcie, albo trudno im coś wymyślić co mogą robić aby zając myśli, czy tez przez lęki nie mają motywacji.

Otóż brak motywacji trzeba zdusić samemu w sobie, po prostu mimo niechęci i mimo objawów i lęku robić coś, cokolwiek.

Jeśli spotkała cię derealizacja, czujesz się fatalnie, a nie masz co ze sobą zrobić, siedzisz w domu i rozmyślasz.
Zrób choćby to, ze wyciągnij rower i jeździj codziennie na jazdę poza miasto (wyznacz sobie wcześniej jakąś trasę) i tak żeby zajeło ci to 2 godziny w jedną i 2 godziny w druga stronę.
Nie ważne, ze przy tym źle się czujesz i nadal masz objawy, objawy i tak ci nic nie zrobią, a ty jedź tak jak kondycja ci pozwala, mozesz podczas tego włączyć jakąś muzykę.

Możesz wstawać o 5 rano i biegać i co dzień dalej i dłużej, też z muzyką na uszach, możesz zapisac się na jakieś areoby, po kilka godzin dziennie, zapisac się do szkoły językowej, obojętnie!
Nie ważne jak się czujesz, to właśnie trzeba przełamać i mimo objawów robić cokolwiek.

Możliwe, ze na początku efektów nie będzie a nawet będzie ci gorzej. A to z racji tego, że będziesz próbował przez to porzucić kontrolę i zając się czymś innym ale nadal będziesz się obawiał, że jak przestaniesz to kontrolować i sprawdzać stanie się to najgorsze czego tak się boisz.
Ale z czasem efekty będą przychodziły.

To, że zajmowanie myśli działa to jest fakt.
Dowodem na to są przede wszystkim wszelkie spontaniczne zajęcia się czymś w których nie mamy lęku i derealizacji, zapominamy o nich.
Każdemu z nas zdarza się na chwile zapomnieć, zając się grą, partnerem, kolegą, koleżanką, jakimś innym nagłym zajęciem, spotkaniem albo budzimy się ze snu i sekundy czujemy się dobrze, obojętnie, co się zdarza.
I nagle wtedy uświadamiamy sobie, ze nie ma lęku i nie ma derealizacji, czujemy się dobrze!

A czemu tak się w ogóle dzieje? Czy to wszystko zależy od zapomnienia o derealizacji?
Poniekąd tak, choć nie da się o tym przecież całkiem zapomnieć, i to nie tylko od tego zalezy, pamiętajmy, ze derealizacja pojawiła się na skutek obciążenia umysłu, i mając derealizację, jest on ciągle w stanie awaryjnym, nastawiony na wyszukiwanie zagrożenia.
My nakręcając się i nierozumiejąc nie pozwalamy mu się uspokoić, wyciszyć, nie pozwalamy poprzez analizę, kontrolę itd.
Ale w momencie kiedy zajmujemy czymś nasz umysł, on nie tworzy nam tych negatywnych myśli, my też sami jakby nieświadomie porzucamy tą kontrolę, nie analizujemy w danym momencie niczego, tylko po prostu żyjemy i umysł się uspokaja, wykonujemy dokładnie to o czym pisałem przez cały czas wyżej tylko, ze automatycznie.
Ale wystarczy na chwilę wrócić pamięcią do derealizacji i od razu się spinamy, włączamy ponownie radar i sprawdzamy czy objawy nadal są, czy coś się z nami dzieje i to wystarcza aby w sekundy objawy wróciły.

I właśnie dlatego czasem uważa się, że takie zajmowanie myśli jest mało ważne bo daje tylko chwilową ulge.
I to jest prawdą, ze to działa tylko jakiś czas ale jest to niesamowicie ważne zjawisko, bowiem mimo chwilowej ulgi daje nam pewne poczucie bezpieczeństwa, że skoro to tak mija to nie jest to aż tak straszne.
Daje nam pewne uczucie nadziei i wiary oraz na trochę chociaż wycisza umysł.
Tak naprawdę mocniejsze osoby albo te u których stan derealizacji jest trochę słabszy, często po takim zajęciu myśli krótkim czują się lepiej. A potem zdrowieją, bowiem taki krótki poziom uspokajania umysłu pomaga im.
Po powrocie czują się bezpieczni i już nie wracają do analizowania a słowami „pieprzyc to” porzucają kontrolę.

Ale jest też coś takiego jak zajmowanie myśli długo falowe, jest to na pewno rzecz, która jest bardziej lecznicza, i tu właśnie wychodzi na pierwszy plan wyzdrowienie z derealizacji bez jakby niczego, ze derealizacja sama znika.
O czym mówię?
O tym, że wiele razy można przeczytać na forach, że ktoś po prostu zaczął chodzić na zabawy, zaczął tańczyć, zakochał się, zmienił swoje życie i skacze teraz ze spadochronu, zrobił się ogólnie aktywny albo rzucił się w wir pracy, bądź jeździł na rowerze po 6 godzin co dzień.
To nie jest ważne i jest zależne od zainteresować i chęci danej osoby oraz tego co zaczął robić bo akurat mu to pasowało.
I tym jest właśnie zajmowanie myśli długofalowe, o tym często można przeczytać tak:
„a zacząłem robić to i to, olałem tą derealizacje, co ma być to będzie, i poczułem się lepiej, chodziłem na terapie ale ogolnie zajalem się roznymi sprawami itd. itp”
Wystarczy poczytać na tym forum dział wyzdrowiałem z derealizacji, są tam wpisy osób, które wyzdrowiały, bo zajęły się tańcem,sportem albo życiem po prostu, czyli szkołą, praca, imprezami.

Tak naprawdę wyzdrowienie tych osób to nie jest przypadek, te osoby swoim zajmowaniem się czymś często i systematycznie, dokonały tej całej elementarne przemiany nastawienia do derealizacji o którym ciąglę w tym temacie piszę.
Te osoby, wykazały odwagę rzucają się w wir czegoś i akceptując, że mają tylko lęk, nerwice, derealizację, (to właśnie znaczy przestać się bać), jednym słowem porzuciły kontrolę, przestały analizować, doszukiwac się Bóg wie czego.
Choć obawy mogą mieć to i tak robią to.
Połączyły to wszystko z dużym zajmowaniem się myśli, bo jednak rzucenie się w wir zajęć, to długofalowe zajmowanie myśli, bo to są rozmowy z innymi, ruch, dużo myśli na inne tematy, jeśli ktoś łączy to jeszcze z terapią, efekty ma murowane.
Zajmuje się różnymi sprawami po wiele godzin dziennie.

Jedynym dla takich osób niebezpiecznym momentem jest chwila przerwy, bo wiadomo, że też non stop aktywnym być nie można, i tu zachodzi szczególnie na początku tych zmagań, ponowny powrót do przypominania sobie i podświadomego skanowania, np. przychodzi niedziela mamy wolne, zbyt dużo czasu i nagle przychodzą wspomnienia i zastanawianie się nad lękiem i derealizacją.
Już pisałem, ze analizowanie wówczas włącza się automatycznie.

Jednakże te osoby, które mają choć trochę samozaparcia nie pozwalą na ponowne wkręcenie się i wpadnięcie w ten stan chorobowej derealizacji.
Mimo, ze mogą znowu odczuć jakieś objawy, to nie dadzą zawładnąć strachem przed tym, będą stosowali przerywanie analizy i racjonalizowanie tych chorych mysli, rzucą kontrolę mówiąc:
„było super, wiem co to jest i śmieszy mnie to, ze to tak działa ale wiem, ze to nie groźne i pieprzę to”
Potem znowu rzucają się w wir swoich planów i zajęć, swoich marzeń i celów i po prostu zdrowieją.
Umysł zostanie całkiem wyciszony i przychodzi bardzo szybko taki moment, ze nawet w niedziele nie będzie już objawów.
Bo przypomnienie sobie o derealizacji i jej objawach, nie wywoła już lęku bo my sami będziemy świadomi, że to pikuś jest, zrozumiemy na poziomie emocjonalnym ten system, oświeci nas innymi słowy i będziemy bezpieczni. Umysł też już nie wpadnie w stan awaryjny a jak wpadnie to na chwilę bo my sami już go nie nakręcimy.

Ważnym jest to dostrzec, że ta metoda elementów akceptacji, pogodzenia się, ignorowania, braku analizowania, porzucenie kontroli jest wazna i aktualna zawsze i w każdym wypadku.
Każdy bez względu na to jaką wybrał drogę wyleczenia przechodzi przez te etapy, czasem bardziej świadomie a czasem mniej.
Ci, którzy mają problem ze znalezieniem długofalowego zajęcia myśli niech zajmują to na krótko i stosują zasady przerywania i racjonalizowania głupich myśli i tego co już zresztą opisałem.
Tak też wyzdrowiec można, wystarczy tylko sotsować to z wiara w diagnoze, a jeśli masz obawy, racjonalizuj je i pieprz takie myśli.

Choć tak szczerze o znalezienie długofalowego zajmowania myśli, nie jest aż tak trudno bo tu wystarczy praca i szkoła a kończąc muszę dodać, że takie zajmowanie myśli to również praca nad sobą podczas terapii, praca nad swoimi cechami charakteru, praca nad swoją osobowością i problemami.
Dlatego też tym, którzy mają więcej problemów ze sobą polecam udać się na psychoterapię, dlatego, ze ważnym jest zmieniać swoje nastawienie do problemów ogólnie aby łatwiej można było się na nich skupiać.
Bo każdy problem da się rozwiązać i to ni eproblemy same w sobie są niebezpieczne tylko sposoby w jakich do nich podchodzimy.
Bo pojawienie się derealizacji i lęku u wielu oznacza ucieczkę od problemów życiowych i wiele razy się powtarza, ze trzeba skupić się na życiu i problemach a nie objawach.
To właśnie oznacza, ze to ma stać się dla nas zajmowaniem myśli a zarazem poprawieniem jakości swojego życia i jednocześnie pozbyciem się lęków.

Kończę i w sumie nie wiem czy potrafię inaczej opisać wyzdrowienie „samemu: z derealizacji. Stanu awaryjnego tak naprawdę musimy pozbyć się sami, a wtedy wszelkie lęki mijają.

Nie wliczam w to używania leków psychotropowych bo w tym wypadku chemia (kiedy lek jest trafiony) zmniejsza to poczucie zagrożenia.
Ale decyzja w sprawie leków to indywidualna sprawa każdego z nas.

A dla wszystkich zwolenników chemii, powiem coś co zostało zbadane a mianowicie przełamywanie lęków, wychodzenie strachowi naprzeciw, porzucanie kontroli, uczestniczenie w terapiach, życie pasjami i swoim życiem a nie objawami, zmienia chemię w mózgu tak samo jak leki antydepresyjne.
Chemia mózgu jest też uzależniona od tego co robimy i jak.

A więc krótko, prosto i wulgarnie „trza pieprzyć to, i wziąć się w hmmm.... garść” ;)








Wszystkich zachęcam do stawiania własnych pytań i odpowiedzi, albo samych pytań a odpowiedzi być może udzieli ktoś inny.
Tylko proszę o nie wstawianie tematów dotyczących własnych objawów, historii oraz leczenia, to można robić w innych wątkach i działach.


W tym temacie można dyskutować leczenie-derealizacji-pytania-i-odpowiedzi-t3505.html
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Zablokowany