Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Lękowy chaos, czyli jak oswoiłam nerwicę

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

3 listopada 2019, o 11:39

Lus pisze:
3 listopada 2019, o 06:00
Bardzo mądra młoda osóbko! Mam jeszcze jedną dobrą informację dla Ciebie - skoro masz już taką mądrość w tak młodziutkim stanie, a wiadomo wszystkim że nerwica to walka z nawykami, to wyjdziesz z tego razraz na zawsze! Cieszę się z Tobą, powodzenia!
Dziękuję i miejmy nadzieję :D
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

3 listopada 2019, o 11:39

jestemjakajestem pisze:
3 listopada 2019, o 06:39
Ciesze sie ,,, córuś,, ze u Ciebie dobrze.....bardzo mnie na duchu twój post podniósł. Jesteś niesamowita.
Dziękuję mamuś 😂💟
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

3 listopada 2019, o 11:40

Nipo pisze:
3 listopada 2019, o 10:39
Juliaaa78569 pisze:
2 listopada 2019, o 16:45
Drodzy nerwicowcy!
Nie walczcie z nerwicą! Podejdźcie ze spokojem, podajdzie rękę i próbujcie ją oswoić!

Nerwica to wasz schorowany stan emocjonalny. Zupełnie jak pies po tragicznych przejściach. Ktoś się nim nieumiejętnie opiekował, krzywdził, nie dawał mu jedzenia, picia, uwagi, miłości, a później go porzucił. Ta biedna psina nie ma co zrobić ze sobą. Potrzebuje uwagi, dlatego się boi.

Wasz stan emocjonalny domaga się uwagi. Po latach zaniedbywania, lekceważenia, w końcu się zbuntował i powiedział "Hej, ja już mam dość! Nię mogę tak dłużej funkcjonować!". I zaczyna się to, co wszyscy doskonale znamy. Objawy, lęk, myśli, wycieczka po lekarzach, psychologach, psychiatrach, leki, elektrowstrząsy, szamanie...itd.
Zlękniony człowiek mówi "WTF! Co się ze mną dzieje? Czy ja umieram, wariuje, czy to JUŻ KONIEC?!"

A no nie, teraz mój drogi zaczyna się spirala lęku.
Dowiadujemy się : "o jezu, jestem zdrowy, nie wariuje, nie umieram".
Próbujemy leków, działają lub nie. Idziemy z pomocą do psychologa - "Panie, ja umieram, niech mnie Pan uleczy, już, teraz, w tej chwili, bo jutro to już muszę być na Malediwach z moją żonką, bo mamy rocznicę ślubu, a ja nie mogę dzisiaj umrzeć jeszcze!".

A tu mały haczyk. To nie jest tak łatwo, moi drodzy. Tygodnie, czasem miesiące ciężkiej pracy, oczywiście tej właściwej, pozwolą nam poczuć smak wolności.
Po czym, nasz drogi nerwicowiec trafia na forum zaburzeni.pl i kanał chłopaków.

"O jezuuuu, oni mówią o tym samym co ja przeżywam! O mój boże, ja też tak mam! Łaaaał, haha, ja też umieram codziennie, oooo też mam kołatania serca i ludzie wyglądają jak manekiny! O mój boże!"

Zdobywamy sobie wiedzę, zadajemy pytania, czasem ciągle te same. Próbujemy rozwiać wszystkie wątpliwości. Zaczynamy tzw. ODBURZANIE!
"No dobra, Mietek, dasz radę, lecimy z tym koksem!"
.
.
.
5 min później
.
.
.
"Nie no, ja już nie dam rady, JAK JA MAM NIBY TO ZAAKCEPTOWAĆ, o czym w ogóle oni pierdolą, ja się pytam, nie, nie, to pewnie jakieś kłamstwa, oni mieli co innego, JA TO MAM NAJGORZEJ, nigdy z tego nie wyjdę"

I lecą tygodnie, miesiące, pełne wzlotów i upadków, kryzysów i lepszych chwil.
Czasem jeszcze mamy raka prostaty i schizofrenie, czasem jeszcze wyskoczymy z okna i zadźgamy nożem sąsiadkę Jadzie, czasami zdarzy się, że jesteśmy homoseksualistami i księdzem, który zabił własną matkę, mogą się niekiedy zdarzyć, że dostaniemy godzinnej depresji oraz do naszych drzwi zapuka szatan, który chce nas ukarać za to, że ukradliśmy lizaka ze sklepiku szkolnego w podstawówce.

Ale już mówimy "hoho, ja już się nie dam, nerwiczko ty! Znam te twoje pierdoły, którymi mnie straszysz! I powiedzieć Ci coś? Nie boję się Ciebie! Daj mi cały ten wachlarz straszaków! Zobaczymy kto się posra w gacie tym razem!"
A nerwica milczy.

I w końcu nadchodzi upragnione ODBURZENIE. A czym ono właściwie jest?
Dla mnie odburzenie to nic innego jak oswojenie nerwicy, uspokojenie stanu emocjonalnego. Niewiara w każdą myśl podesłaną przez umysł, nie traktowanie każdego objawu jako zapowiedź raka, nie uważanie, że ten szmer to omam i początek schizofrenii.

Czy tak u mnie było?
I tak i nie :D
Czy jestem odburzona?
I tak i nie :D

Kiedy trafiłam tu na forum zmagałam się z nerwicą już 2 lata. Nie byłam tego świadoma, ponieważ nerwicę miałam zdiagnozowaną dopiero, kiedy trafiłam na zaburzonych.
No nie wiem, co chcecie wiedzieć. Zaczęło się chyba typowo.
Pojawił się zwykł problem życiowy. Czytanie google. Lęk, strach. Atak paniki. Poszłam na badania, nic nie wyszło. Ale ciągle się bałam. Bałam się chodzić do szkoły, bo w końcu tam był atak paniki. Lęk i objawy codziennie, ale przyzwyczaiłam się. Chodziłam do szkoły, jakoś żyłam. Ale byłam nieszczęśliwa. Później samobójstwo taty, które wryło mnie w ziemię. Moje życie straciło sens. Kłotnie w rodzinie. Ja już nie chciałam żyć. Wzmożyły się objawy, ataki paniki. Było 100 razy gorzej. Znowu badania i znowu nic. Ledwo żyłam. Ale jakoś żyłam. Były okresy lepsze i gorsze. Ze stresem nie umiałam sobie radzić w ogóle. Najlepiej siedziałabym w domu. Luty 2018. Potężny atak paniki. Duszności, słabość, okropny ucisk w głowie, jakby mi ktoś butem przywalił, drętwienie wszystkiego czego się da, nie mogłam wstać z łóżka bo byłam tak słaba, sikałam co 5 min, przeszywający każdą część ciała potworny lęk. Lęk, że umieram, wariuje. Byłam blisko dzwonienia po karetkę. Obyło się bez. Na nastepny dzień przeszło, ale lęk został. Byłam wrakiem człowieka. Trafiłam do psychiatry.
Pani ma zaburzenie lękowe - usłyszałam.
Ta diagnoza była jak manna z nieba. W końcu wiedziałam co mi jest!

Następnie opisałam moją historię w kwietniu 2018 i zaczęło się moje odburzanie! Lek mi znacząco pomógł, tak, że mogłam normalnie funkcjonować. Żyło mi się okej, jednak coś nadal było nie tak. Jakość mojego życia poprawiła się, jednak, czegoś mi brakowało, to jeszcze nie było to. Nadal miałam masę nierozwiązanych problemów, które po prostu olałam, bo czułam się okej.
Poznałam chłopaka, z którym spędziłam miło kilka miesięcy. Każdy kto zna to cudowne uczucie, pozdrawiam :DD
No ale, że nic nie trwa wiecznie, to też musiało się skończyć. Dosyć nieprzyjemnie, ale moi drodzy takie życie :)

Dodatkowo nałożyły się dwa zjawiska. Odstawienie leku i rozstanie z chłopakiem (moim pierwszym, więc wyobraźcie sobie rozpacz znerwicowanej nastolatki :DD )
Ps: Tak, mam 16 lat :P

No i wyobraźcie sobie przez jaką rzeźnie nerwicową wówczas przechodziłam. Wróciłam na terapię, którą przerwałam. Zaczynałam tak jakby od nowa.
Od lutego 2019 zaczynałam.
Marzec był jeszcze do przeżycia, jakoś tam żyłam. Marnie, ale żyłam.
Kwiecień, powoli dotykałam dna. Czułam, że wszystko poszło na marne i to już koniec.
Maj - to była moja apokalipsa. Jak wracam do tego miesiąca to aż nie ciarki przechodzą. Wyglądałam jak trup. Serio. Codziennie wstawałam z płaczem i ogromnym napięciem, jakbym miała zaraz przeżyć wojnę, od której zależą losy całego świata. Miałam tysiące objawów fizycznych, psychicznych, myśli natrętne, DD (choć niewielkie, bo chyba nie mam do niego predyspozycji, ale miałam).
Nie będę Wam wymieniać wszystkich. Miałam objawy i te powszechne i te najbardziej niespotykane.
Uczyłam się. Marnie, ale uczyłam się. W szkole płakałam w łazience na przerwach. Na lekcjach siedziałam jak na szpilkach. Po szkole odbierała mnie mama, której codziennie płakałam. Popłakałam się też jednej nauczycielce (na szczęście jak byłyśmy same w sali), bo przez 45 min patrzyłam się w kartkę i nic nie napisałam.
Nie chciało mi się żyć. Czułam, że moje życie się skończyło i zostaje mi tylko samobójstwo (którego oczywiście w życiu bym nie popełniła, ale miałam takie myśli).
Rano czasem wymiotowałam z lęku. Nie mogłam spać, a jak już mi się udało to budziłam się z lękiem. Pamiętam byłam na wycieczce szkolnej. Ogolnie było miło jak spędzałam czas z przyjaciółmi (widzicie? Kiedy się czymś zajmiesz, nerwica magicznie znika :) ) Jednak w pensjonacie siedziałam sama w pokoju i płakałam. Gdy wróciłam do domu moja mam była jakoś na weselu. Pamiętam jak dzowniłam do niej zapłakana, że ja już nie dam rady. Mówiłam się, że się strasznie boję, ale nie wiem czego. Taki paradoks :)
Próbowałam nowego leku, lecz z marnym skutkiem, więc odstawiłam wszystko i zakończyłam przygodę z psychiatrą i lekami.
Na terapii płakałam często. Próbowałam coś robić, ale ciągle się ganiłam, że jestem beznadziejna i nie dam rady.
Miałam tysiące spraw zawalonych. Nauka, problemy rodzinne, problemy realne zdrowotne (nie poważne, ale przez nerwicę urosły do rangi śmiertelnych) i wiele innych rzeczy.
Minął maj i napisałam post "Liskowy dołek", w którym można zobaczyć jak się czułam wtedy.

Czerwiec. Nadal źle. Ale, że wakacje to minimalnie coś tam, coś tam było czuć. Lecz, nadal źle jak w maju. Pamiętam byłam w takim stanie na festiwalu muzycznym i nawet dobrze się bawiłam. Ale gdy wróciłam do domu wszystko wróciło. Pamiętam, że tak mnie wszystko bolało (od napięcia ciągłego), że kiedy wróciłam do domu po prostu położyłam się na podłodze i tak leżałam, patrząc się w ścianę, nie chciałam lub nie mogłam wstać.

Kiedy tak wegetowałam sobie, była jednak jakaś tam iskierka nadziei. Iskierka nadziei, którą każdy nerwicowiec ma. Słynne słowa Natalii, naszej odburzonej. Pozdrawiam Cię kochana, bo Twój post mega mi pomógł :)
Nie mogłam dłużej tak żyć i musiałam coś z tym zrobić. Na początku nie chciałam wyjść z nerwicy, chciałam jakoś w miarę funkcjonować, na jakimś tam - do przeżycia- poziomie. Odpalałam nagrania chłopaków i czytałam posty. Nie czytałam wszystkich i też nie odsłuchałam wszystkich nagrań, tylko te najważniejsze. Wiedzę już wcześniej miałam ogromną, ale chciałam sobie parę rzeczy poprzypominać.
Już od marca wracałam do nagrań chłopaków, ale jakoś tak pobieżnie ich słuchałam, nie praktykując ich, tylko żeby się uspokoić. Czytałam tysiące historii osób z nerwicami (nie róbcie tego, bo się jeszcze bardziej wkręcicie, tak jak ja). Generalnie moje życie od lutego to była nerwica.
To nie było życie życiem, to było życie nerwicą, co wiele razy terapeuta mi mówił, ale ja nie chciałam słuchać. Chciałam czuć się dobrze. I to był błąd. Chciałam tu i teraz być zdrowa.
Tak się nie da, niestety.

No więc wracając. Zaczęłam od teorii. Wszystko zaczęło mi się jakoś tam łączyć. Pierwsze co to AKCEPTACJA. Stwierdziłam, że i tak czuję się w prącie tragicznie, więc co mi szkodzi to zaakceptować? I tak walką tu nic nie zmienię.
ODPUŚCIŁAM.
Chciałam żyć, więc obojętne mi było już czy umrę, czy mam raka, czy zwariuje, czy moi bliscy umrą, czy do końca życia tak będę się czuć.
Zwisało mi to.
JA CHCIAŁAM ŻYĆ.
Więc jakby się miało palić, czy walić, jakbym miała się czuć w tak beznadziejny sposób do końca życia - okej. Mam to gdzieś. Ja będę żyć.

No i od lipca coś drgnęło. Mało, ale coś tam.
Momentem przełomowym było kiedy wyjechałam na wakacje z dala od domu w sierpniu. Byłam u cioci. I wiecie, zmiana środowiska jest dobra. Czułam się w miarę okej. Były objawy, były lęk, nadal czasem płakałam, ale dało się jakoś tam funkcjonować. Gdy wróciłam do domu nastąpił wielki kryzys, bo wróciłam w miejsce gdzie cierpiałam przez wiele miesięcy. Jednak nawet z tym udało mi się uporać. Zaczęłam powracać do moich pasji, ogarniać wiele zaniedbanych spraw, ogarniać szkołę, wychodzić do znajomych i korzystać z ostatnich dni wakacji.
Załatwiłam lekarzy, tych których potrzebuje. Fizjo, ginekolog, alergolog, okulista, jakieś tam kontrolne badania zrobiłam, takie profilaktyczne. I co ciekawe, wyszło, że jestem zdrowa :D We wszystkich tych aspektach :D
Badajcie się oczywiście, ale nie popadajcie w myśli hipochondryczne.
Hipochondria u mnie zmalała znacząco, ale nadal jest i z nią muszę sobie jeszcze poradzić.

Wrzesień.
Szkoła - początek tragiczny. Płakałam, że nie dam rady. Było tego za dużo. Mówiłam - Julka, to za dużo, nie dasz rady. Ale później:
"Czekaj, czekaj, nie nauczyłaś się jeszcze nic? Ty nie dasz rady? Wyszłaś z takiego bagna życiowego i z nauką sobie nie dasz rady? Proszę Cię!"
Zmniejszyłam sobie poprzeczkę. Odpuściłam. Nie cisnę tak siebie. Jestem swoim najlepszym przyjacielem. Nie zależy mi by być najlepszą w nauce, uda się to się uda, nie uda to nie. Nastawiam się coraz bardziej pozytywnie.
Ostatnio dostała pierwszą w życiu jedynkę z polskiego. Co by zrobiła dawna Julka?
- " jesteś okropna, jedynka? Nie wierzę, to koniec, nic nie umiem, nie nadaję się" i płakałabym pewnie.
Co robi teraz Julka?
- "pff jedynka? Haha, jestem dumna, pierwsza w życiu :D Powieszę sobie na ścianie zdjęcie. I co cwaniaro (nauczycielka polskiego) myślisz, że mnie udupiłaś? To się grubo mylisz. Nauczę się na jutro i zobaczysz hah" i się śmiałam razem z innymi.

W skutek czego nauka mi idzie bardzo dobrze :D
Zdecydowałam się uczyć geografii na maturę, bo będę zdawać ją rozszerzoną, mimo, że nie mam jej w profilu. Uczę się sama w domu, mam notatki, książki i idzie mi nieźle.
Bałam się, że nie znajdę żadnych studiów, a teraz mam kilka ciekawych kierunków do wyboru i coraz bardziej uświadczam się w przekonaniu, że maturę zdam z palcem w du*ie :D A jak nie to trudno :)

Byłam już na kilku imprezach, pobawiłam się sporo. Miałam półmetek, który był super. Spotykam się z przyjaciółmi i robimy różne szalone rzeczy. Mam mnóstwo pasji i rzeczy, które chce zrobić. Odwiedziłam super psa - duży labrador u koleżanki i byłam w siódmym niebie, bo kocham z całego serca psy. Jestem mega psiarą :DD
Zaczęłam pisać wiersze, które wychodzą nieźle, bo mam doświadczenie życiowe i wiem o czym pisać. Zainteresowałam się ponownie fotografią, śpiewem i tańcem :D
Wróciłam do jogi i zaczęłam uprawiać pływanie, które kocham teraz :lov:
Ostatnio też spotkałam mojego byłego, który mnie zostawił dla swojej byłej :DD I ja z podniesioną głową mówię hej, on odpowiada cześć. Oczywiście w jednej chwili wszystkie uczucia i wspomnienia wróciły, a ja prawie się popłakałam i byłam mega wkurwiona. Ale szybko zapomniałam. I kontynuowałam mój super dzień dalej :D
I tak szczerze nadal coś tam do niego czuję i się zastanawiam kiedy mi nie przejdzie mimo, że minęło kilka miesięcy :DD Ktoś coś poradzi na nastoletnią miłość haha? :DD Ale mam chociaż miłe wspomnienia i już mogę pokochać kogoś innego i być szczęśliwa bez niego.
Mam jeszcze mnóstwo planów :D

Co do mojego taty. Część osób zna moją historię i wie, że mój tata 2 lata temu popełnił samobójstwo. Nad tym nadal pracuje ciężko, bo nadal mnie to dotyka. Ale powiem Wam, jest lepiej i lepiej będzie. Mam niestety słaby kontakt z mamą, ale to też próbujemy naprawić jakoś. Za to zżyłam się z moim starszym bratem, z którym miałam nienajlepszy kontakt przed śmiercią taty.

Czy mam jeszcze objawy nerwicy i nerwicę?
Oczywiście, że tak.
Objawy czasem mam, lęk i wgl całą otoczkę nerwicy, ale moje podejście jest KOMPLETNIE INNE.

Postanowiłam żyć, prawda? Więc żyje. Z nerwicą, czy bez. I jestem szczęśliwa.
Czasem mnie coś złapie, że czuję się do dupy, ale to nic. Akceptuje to i kiedyś pewnie nerwica sobie zniknie, a jak nie to mam to gdzieś :D Ja będę żyć dalej.
Mam jeszcze parę rzeczy do naprostowania i robię to, mam nadal terapię, czasem słucham chłopaków, bo moje odburzanie się nie skończyło. Uczymy się całe życie. cmok

Jeszcze chciałabym powiedzieć, że nie boję się "nawrotu" i nie boję się pytać jeszcze o objawy nerwicowe i inne nerwicowe sprawy. Jeśli znów będę w takim stanie jak byłam to nie szkodzi, mogę to zrobić jeszcze raz. Ale myślę, że z takim doświadczeniem może nie będzie tak źle :)

Słuchajcie na koniec chciałabym powiedzieć, że Wy wszyscy z tego wyjdziecie. Mówię Wam. Tylko wszystko zależy od Was.
Chcę również powiedzieć, że jestem z siebie cholernie dumna. Zrobiłam to wszystko. Sama, bez leków, z pomocą innych, forum, terapii.
Jestem dumna, bo jestem cholernie zajebistą osobą :DD :lov: (ahh, ta skromność)

Post ku pokrzepieniu wszystkich znerwicowanych, bo wiem jak takie posty pomagają cmok :cm
Julcia wspaniały poscik :) jestes mega madra i dojrzale myslaca dziewczyna !!Gratuluję Ci!!pamiętam jak cierpialas,tym bardziej jestem mega dumny!!
Dziękuję 💓
Na przyszłość nie cytuj całego posta bo długo się przewija hah😅
Vadim
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: 1 kwietnia 2019, o 21:48

3 listopada 2019, o 12:35

Fajny post bo z dużą ilością przemyśleń! Myślę że trzeba przede wszystkim trzymać się obranego kursu a w końcu się dociera do lepszych czasów.
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

3 listopada 2019, o 20:34

Vadim pisze:
3 listopada 2019, o 12:35
Fajny post bo z dużą ilością przemyśleń! Myślę że trzeba przede wszystkim trzymać się obranego kursu a w końcu się dociera do lepszych czasów.
Dziękuję :)
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

5 listopada 2019, o 20:29

Bardzo mądry wpis. Gratuluję ^^
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

5 listopada 2019, o 22:33

Katja pisze:
5 listopada 2019, o 20:29
Bardzo mądry wpis. Gratuluję ^^
Dziękuję niezmiernie 😃
Patrizia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 3 kwietnia 2019, o 16:50

9 listopada 2019, o 11:29

Ooo zrobiło mi się naprawdę miło, że czujesz się lepiej po tym wszystkim co napisałaś. Od dawna czuję się niezrozumiana (teraz mam 19 lat ale moje problemy trwają około 3 lat ) najwiekszym problemem jest derealizacja, ciągły lęk i zaburzenia borderline. Niedwno skonczylam 3 letni burzliwy związek i znów zrobiło się gorzej ale dziś dzięki tobie, zobaczeniu że nie tylko ja przeżywam takie momenty jest odrobinę lepiej, trzymaj się cieplutko <3
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

10 listopada 2019, o 13:52

Patrizia pisze:
9 listopada 2019, o 11:29
Ooo zrobiło mi się naprawdę miło, że czujesz się lepiej po tym wszystkim co napisałaś. Od dawna czuję się niezrozumiana (teraz mam 19 lat ale moje problemy trwają około 3 lat ) najwiekszym problemem jest derealizacja, ciągły lęk i zaburzenia borderline. Niedwno skonczylam 3 letni burzliwy związek i znów zrobiło się gorzej ale dziś dzięki tobie, zobaczeniu że nie tylko ja przeżywam takie momenty jest odrobinę lepiej, trzymaj się cieplutko <3
Ja również trzymam mocno kciuki 💕💓
Awatar użytkownika
Olalala
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1856
Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36

10 grudnia 2019, o 15:19

Chciałam Ci bardzo bardzo pogratulować, tego wszystkiego do czego doszłaś i jak ciężką pracę wykonałas. Wskoczylas na taki poziom odburzania, który prowadzi prosto do odburzenia. To kwestia czasu 🙂 jesteś madra dziewczyna, przyjęłas słuszna postawę i tego się trzymaj 🙂 jeszcze raz bardzo Ci gratuluję 🙂
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

8 stycznia 2020, o 23:47

Olalala pisze:
10 grudnia 2019, o 15:19
Chciałam Ci bardzo bardzo pogratulować, tego wszystkiego do czego doszłaś i jak ciężką pracę wykonałas. Wskoczylas na taki poziom odburzania, który prowadzi prosto do odburzenia. To kwestia czasu 🙂 jesteś madra dziewczyna, przyjęłas słuszna postawę i tego się trzymaj 🙂 jeszcze raz bardzo Ci gratuluję 🙂
Dziekuje! 💖
ODPOWIEDZ