Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Puścić kontrolę

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

4 października 2021, o 23:51

Rok temu podjęłam bardzo ważną decyzję odnośnie mojej przyszłości. Zdecydowałam, że wejdę w świat artystyczny, do którego ciągnęło mnie od dziecka, ale w pewnym momencie swojego życia nerwica zabrała mi wszystko i sprowadziła do czarnej otchłani lęku. Kiedy udało mi się jako tako ją okiełznać zaczęłam pomalutku uczyć się żyć na nowo. W klasie maturalnej zapisałam się na zajęcia z rysunku, malarstwa i projektowania grafiki. Nie była to szkoła wysokiego poziomu, ale wystarczająca, żeby zacząć.

Początki były straszne. Nowa dziedzina, nowi ludzie i ten przeokropny lęk, że mi się nie uda. Na początku przerażali mnie ludzi. Bałam się kogokolwiek o cokolwiek zapytać, nie mówiąc o jakiejś formie integracji z resztą grupy. Byłam tak przeszyta lękiem, że za każdym razem jak tam przychodziłam trzęsłam się jak osika. Zmierzenie się z dużym papierem na sztaludze to był koszmar. Nie wiedziałam co robić, jak robić, kiedy robić i gdzie robić. Nauczyciele, mimo, że bardzo mili, tłumaczyli mi wszystko co trzeba, ale i tak szło mi przyswajanie tego z trudem. Mój taki główny "mentor" powiedział mi patrząc jak boję się narysować coś ołówkiem, bo broń Boże coś źle zrobię, zepsuje, że moim największym lękiem i przeszkodą jestem ja sama. I miał rację. Nic nie stało na drodze to rozwijania się tylko lęk, który generowałam ja albo raczej mój umysł.

Długie miesiące zajęło mi przezywyciężanie tego lęku i samej siebie. Było milion momentów zwątpień, płaczu, frustracji, chęci rezygnacji, ale uparłam się, że chce to robić. A dlaczego chcę? Bo odkryłam, że mimo tego całego lęku, rysowanie, malowanie i tworzenie czegoś kreatywnego sprawia mi niesamowitą frajdę. Znalazłam coś gdzie mogę się wyrzyć twórczo, wylać moje emocje, myśli, lęki też!

Ale wracając. Spędziłam w tej szkole dobre kilka miesięcy i zdobyłam podstawy by kształcić się dalej. Niestety nie dostałam się na studia, na które chciałam i próbuje jeszcze raz, ale to nic. Widzę ile jeszcze miałam braków, ale jak dla osoby z zaburzeniem, która podjęła się takiej zmiany w życiu i nigdy nie malowała ani nie rysowała na akademickim poziomie to jestem z siebie cholernie dumna. Nauczyciele też byli. Profesorowie z niektórych uczelni też mnie pochwalili :D Ale no nic. Zabrakło pewnie czegoś i teraz uzupełniam te braki.

Zaznaczę, iż nawet po tej szkole, nawet, mimo tego, że coś tam zrobiłam z tym lękiem, to nadal do końca jeszcze się hamowałam przed czymś. Czułam niechęć do zaczęcia czegoś rysować, malować, czy projektować, bo bałam się coś źle zrobić. Zmuszałam się, bo nie widziałam innej drogi. I to uczucie niechęci na starcie bardzo mi przeszkadzało i nie wiedziałam za bardzo co z nim zrobić. Do końca tej szkoły mi to zostało.

Przepisałam się do innej szkoły artystycznej. Na o wiele wyższym poziomie, z lepszą kadrą nauczającą, lepszymi warunkami itp. Potrzebowałam wskoczyć na zupełnie nowy, wyższy poziom, by dostać się na wymarzone studia. Przyszłam tam zupełnie przestraszona. Widziałam, że inni umieją dużo więcej niż ja. Czułam się gorsza od nich, że ja znów muszę robić więcej i pracować ciężej. Bardzo się porównywałam na początku. W końcu trochę spojrzałam na to z boku, z większym dystansem jak funkcjonuje w tej sytuacji. Zauważyłam, że tu znów działają złe schematy myślenia. Zauważyłam, że znów nałożyłam sobie dużą presję, że muszę na starcie wszystko umieć na 100% i nie popełnić żadnego błędu. Bardzo ciężko było mi się przełamać, żeby puścić kontrolę nad tym wszystkim i uwolnić spokojnie myślenie i działanie. Ale wiedziałam, że innej drogi nie ma, bo inaczej się to mogę tu rzucić w pizd** :D

Powolutku próbuję zamknąć się w swojej przetrzeni, w której jestem ja i moje umiejętności. Nie patrzyć na innych, że są lepsi, bo zawsze ktoś będzie lepszy, ale to nie to tu chodzi. Zamiast zazdrościć innym ich umiejętności, wkurzać się, że robią coś lepiej, zaczęłam ich obserwować uważnie i śledzić ruchy ich ręki, kiedy rysują, jak zaczynają, co po kolei robią. Przy projektach graficznych obserwowałam ich proces myślowy (projektowanie grafiki też mi na początku szło strasznie i nadal idzie opornie), ich schematy działania i starałam się dzięki temu doskonalić siebie. Przestaje patrzeć na lepszych z zazdrością, a szukam inspiracji i próbuje ich "wykorzystać", by stać się lepszą.

Może to niewielki sukces, ale w przeciągu całej tej drogi nie spotkałam się chyba nigdy z puszczeniem kontroli. Ona zawsze była a dzisiaj czuję, że choć raz puściła. Mianowicie miałam dzisiaj za zadanie zaprojektować jakieś dwie kompozycje, jakąś interpretację graficzna wydarzenia oraz pomyśleć nad projektem plakatu do filmu. Wszystko na luzie, tylko pomysły i jakieś szkice, inspiracje. No w każdym razie nieistotne. Stając się artystką zauważyłam, że najlepsze pomysły przychodzą, kiedy umysł jest spokojny, czysty, rozluźniony i kiedy dasz mu więcej przestrzeni. Na siłę przy biurku nigdy nic mi nie chciało wpaść do głowy :D

Pojechałam rowerem w siną dal. Zatrzymałam się przed górami na jakiejś polance (mieszkam na wyżynach) i zaczęłam gadać do siebie, wszystko co mi przyjdzie do głowy odnośnie tych projektów. Stwierdziłam, że może to być cokolwiek, ale dałam wolną wolę umysłowi, nie oczekiwałam, że przyjdzie mi jakiś pomysł. Po prostu puściłam kontrolę. Ku mojemu zdziwieniu zaczęły przychodzić mi do głowy tak rozmaite pomysły, że aż nie mogłam uwierzyć jak bardzo mój umysł jest kreatywny :D Co ciekawe odblokowały mi się pozytywne emocje (z czym mam problem bo zazwyczaj odczuwam negatywne). Czułam się jakoś inaczej. Jakaś taka wolna. Lekka. Jakby mi ktoś włączył na chwilę przycisk w umyśle otwierający jakąś dawno zamknięta bramę. Wróciłam do domu, wzięłam ołówek, niedokończony portet (który rzuciłam do teczki, bo kilka dni temu byłam tak poirytowana, że nie mogę go skończyć, że dałam sobie spokój) i ręka sama zaczęła mi się swobodnie poruszać tworząc właściwie kreski, przejścia i cienie. Czułam się jakby ktoś mi włączył tryb natchnionego artysty i wpadłam w taki trans, że skończyłam ten portret.

Wiem, że to pewnie było chwilowe, ale chciałam Wam o tym tutaj napisać. Może ktoś się zainspiruje, kiedy pierwszy raz od nie pamiętam kiedy (albo w ogóle pierwszy raz) udało mi się puścić kontrolę.

Opór przed zaczęciem czegoś nowego będzie zawsze. Ale jak czegoś chcemy to trzeba się uprzeć, zaakceptować ten opór, bo on będzie jeszcze długo, ale z czasem zauważając sukcesu będzie nam iść coraz łatwiej.
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

12 października 2021, o 23:39

Super się coś takiego czyta.
ODPOWIEDZ