Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Po kilku latach podglądania...

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

30 sierpnia 2018, o 23:05

...wreszcie zdecydowałam się zarejestrować. Wasze mądre i wyważone odpowiedzi, świadectwa wychodzenia z paskudnych zaburzeń i nie tylko nie jeden raz koiły moje stargane kolejnym napadem nerwy, pomagały się uspokoić i uwierzyć, że nie jestem z tym sama. I że to mija.

Moja historia nie jest specjalnie ciekawa, nie chcę się nad nią rozwodzić - w dzieciństwie przeżyłam opuszczenie i wszystkie jego konsekwencje, wyrosłam na pokaleczoną emocjonalnie (i bardzo nadwrażliwą) osobę, ale dało się z tym żyć lepiej lub gorzej. Stres i to stres patologiczny był jednak cały czas obecny, nie odstępował mnie na krok i w pewnym momencie wszystko runęło - szereg ciężkich wydarzeń w ciągu kilku następujących po sobie dni i doznałam pierwszego prawdziwego napadu nerwicowego - całe spektrum objawów somatycznych, koszmar na jawie, oczywiście mama wezwała karetkę, podali mi hydroksyzynę, nic nie pomogła, uspokoiłam się dopiero dzień później. Albo i dwa - nie pamiętam. Jak nerwica, to i derealizacja w pakiecie. Dość szybko podjęłam leczenie farmakologiczne, a że wcześniej już rozpoczęłam terapię, to po prostu ją kontynuowałam. Trochę minęło, zanim dobrali mi odpowiednią (bardzo wysoką) dawkę SSRI + wspomagacza, dalej byłam w terapii i krok po kroku wyszłam z nerwicy i dd. A przynajmniej tak mi się zdawało. Było już całkiem dobrze, wiele zresztą wyniosłam z terapii - dopiero dziś wiem, że nie przepracowałam na niej najważniejszych kwestii (dzieciństwo, a jakżeby inaczej). Powoli odstawiałam leki, aż w końcu przestałam je brać (dodam, że było to pod kontrolą i obyło się bez zespołu odstawiennego), został tylko doraźnie lorazepam na wszelki wypadek.

W życiu wreszcie zaczęło mi się układać, finalizuję zakup mieszkania, do tego prawo jazdy i kilka innych rzeczy, znalazłam cudownego faceta (po wcześniejszych przeżyciach - toksyczny związek z BARDZO zaburzoną osobą - nie byłam sobie nawet w stanie tego wyobrazić), no nic, tylko się cieszyć...

Tyle, że paskuda wróciła. Zupełnie nagle, leżałam w łóżku z chłopakiem, zapatrzyłam się w jeden punkt i nagle jak nie ściśnie mnie lęk - był to najgorszy atak od czasu tego pierwszego. Po kilku godzinach udało mi się uspokoić i zasnąć, a od rana witała mnie już całkowita dysocjacja/derealizacja. Miałam wcześniej momenty chwilowej derealki (zwłaszcza po odstawieniu leków), ale szybko mijała. Teraz jest cały czas, silniejsza niż kiedykolwiek. Nie mam poczucia tożsamości, nie mam poczucia własnego istnienia, słowa wylatują z moich ust, kompletny odlot. Lęki (śmierć i "zwariowanie" - klasyka gatunku) atakują po kilka razy dziennie (zapieram się, by nie brać lorazepamu, jedynie w najbardziej krytycznych momentach), w tej chwili potrafię sobie z nimi poradzić (a przynajmniej nie dać rozwijać się pełnym atakom), ale potrzebuję troszeczkę wsparcia, tak myślę.
Zaczęłam nową terapię z absolutnie fantastyczną, pełną empatii panią psycholog, korzystam z wiedzy zdobytej przez lata męczenia się z dziadostwem - wiem, że muszę to zaakceptować, dać sobie przyzwolenie, by czuć się źle i dążyć do rozwiązania wszystkich supełków, które pozaciskały się na mojej psychice w trakcie mojej wyboistej drogi. W teorii wszystko wiem, w praktyce... Mogłoby być lepiej. Najbardziej przeraża mnie fakt, że chociaż trwa to zaledwie trzy tygodnie, ja już ZAPOMNIAŁAM jak było wcześniej! Jak to jest czuć się normalnie, jak to jest zasypiać normalnie (godziny przewracania się z boku na bok i próby uśnięcia wykańczają mnie całkowicie), to wszystko to jakaś odległa bajka. A przecież dopiero co było dobrze! Pierwszy raz w życiu czułam się szczęśliwa, miałam cel i chęć do życia... Ale wiem, że je odzyskam. WIEM. Wyjdę z tego. Wiem. Staram się mówić do siebie, uspokajać siebie, zaopiekować sobą - mam też wsparcie bliskich. Jestem chyba na dobrej drodze. A mimo to przez większość czasu czuję się fatalnie. Beznadziejnie. Dlatego postanowiłam wreszcie się odezwać - czerpałam od Was siłę anonimowo, może dacie mi jej troszkę też teraz, gdy się ujawniłam:)

Uff, jeśli ktoś przebrnął przez to smęcenie, to bardzo dziękuję. I serdecznie pozdrawiam. Jesteście super, wszyscy, bez wyjątku.

K.
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

31 sierpnia 2018, o 08:01

Witaj!!! Super, że dołączyłaś, bo w kupie siła 😀 Po twoim poście widać, że już się nie dasz nerwicy. Jest ciężko i jeszcze będzie, ale zobaczysz, że będzie dobrze!!! Powodzenia.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
nigra88
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 240
Rejestracja: 17 lutego 2015, o 12:34

31 sierpnia 2018, o 08:50

sadfaceemoji pisze:
30 sierpnia 2018, o 23:05
...wreszcie zdecydowałam się zarejestrować. Wasze mądre i wyważone odpowiedzi, świadectwa wychodzenia z paskudnych zaburzeń i nie tylko nie jeden raz koiły moje stargane kolejnym napadem nerwy, pomagały się uspokoić i uwierzyć, że nie jestem z tym sama. I że to mija.

Moja historia nie jest specjalnie ciekawa, nie chcę się nad nią rozwodzić - w dzieciństwie przeżyłam opuszczenie i wszystkie jego konsekwencje, wyrosłam na pokaleczoną emocjonalnie (i bardzo nadwrażliwą) osobę, ale dało się z tym żyć lepiej lub gorzej. Stres i to stres patologiczny był jednak cały czas obecny, nie odstępował mnie na krok i w pewnym momencie wszystko runęło - szereg ciężkich wydarzeń w ciągu kilku następujących po sobie dni i doznałam pierwszego prawdziwego napadu nerwicowego - całe spektrum objawów somatycznych, koszmar na jawie, oczywiście mama wezwała karetkę, podali mi hydroksyzynę, nic nie pomogła, uspokoiłam się dopiero dzień później. Albo i dwa - nie pamiętam. Jak nerwica, to i derealizacja w pakiecie. Dość szybko podjęłam leczenie farmakologiczne, a że wcześniej już rozpoczęłam terapię, to po prostu ją kontynuowałam. Trochę minęło, zanim dobrali mi odpowiednią (bardzo wysoką) dawkę SSRI + wspomagacza, dalej byłam w terapii i krok po kroku wyszłam z nerwicy i dd. A przynajmniej tak mi się zdawało. Było już całkiem dobrze, wiele zresztą wyniosłam z terapii - dopiero dziś wiem, że nie przepracowałam na niej najważniejszych kwestii (dzieciństwo, a jakżeby inaczej). Powoli odstawiałam leki, aż w końcu przestałam je brać (dodam, że było to pod kontrolą i obyło się bez zespołu odstawiennego), został tylko doraźnie lorazepam na wszelki wypadek.

W życiu wreszcie zaczęło mi się układać, finalizuję zakup mieszkania, do tego prawo jazdy i kilka innych rzeczy, znalazłam cudownego faceta (po wcześniejszych przeżyciach - toksyczny związek z BARDZO zaburzoną osobą - nie byłam sobie nawet w stanie tego wyobrazić), no nic, tylko się cieszyć...

Tyle, że paskuda wróciła. Zupełnie nagle, leżałam w łóżku z chłopakiem, zapatrzyłam się w jeden punkt i nagle jak nie ściśnie mnie lęk - był to najgorszy atak od czasu tego pierwszego. Po kilku godzinach udało mi się uspokoić i zasnąć, a od rana witała mnie już całkowita dysocjacja/derealizacja. Miałam wcześniej momenty chwilowej derealki (zwłaszcza po odstawieniu leków), ale szybko mijała. Teraz jest cały czas, silniejsza niż kiedykolwiek. Nie mam poczucia tożsamości, nie mam poczucia własnego istnienia, słowa wylatują z moich ust, kompletny odlot. Lęki (śmierć i "zwariowanie" - klasyka gatunku) atakują po kilka razy dziennie (zapieram się, by nie brać lorazepamu, jedynie w najbardziej krytycznych momentach), w tej chwili potrafię sobie z nimi poradzić (a przynajmniej nie dać rozwijać się pełnym atakom), ale potrzebuję troszeczkę wsparcia, tak myślę.
Zaczęłam nową terapię z absolutnie fantastyczną, pełną empatii panią psycholog, korzystam z wiedzy zdobytej przez lata męczenia się z dziadostwem - wiem, że muszę to zaakceptować, dać sobie przyzwolenie, by czuć się źle i dążyć do rozwiązania wszystkich supełków, które pozaciskały się na mojej psychice w trakcie mojej wyboistej drogi. W teorii wszystko wiem, w praktyce... Mogłoby być lepiej. Najbardziej przeraża mnie fakt, że chociaż trwa to zaledwie trzy tygodnie, ja już ZAPOMNIAŁAM jak było wcześniej! Jak to jest czuć się normalnie, jak to jest zasypiać normalnie (godziny przewracania się z boku na bok i próby uśnięcia wykańczają mnie całkowicie), to wszystko to jakaś odległa bajka. A przecież dopiero co było dobrze! Pierwszy raz w życiu czułam się szczęśliwa, miałam cel i chęć do życia... Ale wiem, że je odzyskam. WIEM. Wyjdę z tego. Wiem. Staram się mówić do siebie, uspokajać siebie, zaopiekować sobą - mam też wsparcie bliskich. Jestem chyba na dobrej drodze. A mimo to przez większość czasu czuję się fatalnie. Beznadziejnie. Dlatego postanowiłam wreszcie się odezwać - czerpałam od Was siłę anonimowo, może dacie mi jej troszkę też teraz, gdy się ujawniłam:)

Uff, jeśli ktoś przebrnął przez to smęcenie, to bardzo dziękuję. I serdecznie pozdrawiam. Jesteście super, wszyscy, bez wyjątku.

K.
Ty też jesteś super!
Dobrze, że napisałaś.
Miałaś ciężkie doświadczenia.
Nerwica ma to do siebie- ja tez przez kilka lat żyłam normalnie a tu nagle bęc i o.
To takie zabawne, że życie z powodu kilku lub jednego ataków tak się potrafi w ciagu kilku dni zmienić diametralnie.
Jakbyśmy nagle żyli w innym świecie.
Trzymam kciuki za Ciebie! :friend:
"Zastanów się, przed czym chroni cię twój strach, a zgodzisz się ze mną. I zobaczysz swoje szaleństwo."
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

31 sierpnia 2018, o 09:33

Siema. Ile masz lat? Co robisz na codzień?
qbaino
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 21 sierpnia 2018, o 15:15

31 sierpnia 2018, o 10:19

sadfaceemoji pisze:
30 sierpnia 2018, o 23:05
...wreszcie zdecydowałam się zarejestrować. Wasze mądre i wyważone odpowiedzi, świadectwa wychodzenia z paskudnych zaburzeń i nie tylko nie jeden raz koiły moje stargane kolejnym napadem nerwy, pomagały się uspokoić i uwierzyć, że nie jestem z tym sama. I że to mija.

Moja historia nie jest specjalnie ciekawa, nie chcę się nad nią rozwodzić - w dzieciństwie przeżyłam opuszczenie i wszystkie jego konsekwencje, wyrosłam na pokaleczoną emocjonalnie (i bardzo nadwrażliwą) osobę, ale dało się z tym żyć lepiej lub gorzej. Stres i to stres patologiczny był jednak cały czas obecny, nie odstępował mnie na krok i w pewnym momencie wszystko runęło - szereg ciężkich wydarzeń w ciągu kilku następujących po sobie dni i doznałam pierwszego prawdziwego napadu nerwicowego - całe spektrum objawów somatycznych, koszmar na jawie, oczywiście mama wezwała karetkę, podali mi hydroksyzynę, nic nie pomogła, uspokoiłam się dopiero dzień później. Albo i dwa - nie pamiętam. Jak nerwica, to i derealizacja w pakiecie. Dość szybko podjęłam leczenie farmakologiczne, a że wcześniej już rozpoczęłam terapię, to po prostu ją kontynuowałam. Trochę minęło, zanim dobrali mi odpowiednią (bardzo wysoką) dawkę SSRI + wspomagacza, dalej byłam w terapii i krok po kroku wyszłam z nerwicy i dd. A przynajmniej tak mi się zdawało. Było już całkiem dobrze, wiele zresztą wyniosłam z terapii - dopiero dziś wiem, że nie przepracowałam na niej najważniejszych kwestii (dzieciństwo, a jakżeby inaczej). Powoli odstawiałam leki, aż w końcu przestałam je brać (dodam, że było to pod kontrolą i obyło się bez zespołu odstawiennego), został tylko doraźnie lorazepam na wszelki wypadek.

W życiu wreszcie zaczęło mi się układać, finalizuję zakup mieszkania, do tego prawo jazdy i kilka innych rzeczy, znalazłam cudownego faceta (po wcześniejszych przeżyciach - toksyczny związek z BARDZO zaburzoną osobą - nie byłam sobie nawet w stanie tego wyobrazić), no nic, tylko się cieszyć...

Tyle, że paskuda wróciła. Zupełnie nagle, leżałam w łóżku z chłopakiem, zapatrzyłam się w jeden punkt i nagle jak nie ściśnie mnie lęk - był to najgorszy atak od czasu tego pierwszego. Po kilku godzinach udało mi się uspokoić i zasnąć, a od rana witała mnie już całkowita dysocjacja/derealizacja. Miałam wcześniej momenty chwilowej derealki (zwłaszcza po odstawieniu leków), ale szybko mijała. Teraz jest cały czas, silniejsza niż kiedykolwiek. Nie mam poczucia tożsamości, nie mam poczucia własnego istnienia, słowa wylatują z moich ust, kompletny odlot. Lęki (śmierć i "zwariowanie" - klasyka gatunku) atakują po kilka razy dziennie (zapieram się, by nie brać lorazepamu, jedynie w najbardziej krytycznych momentach), w tej chwili potrafię sobie z nimi poradzić (a przynajmniej nie dać rozwijać się pełnym atakom), ale potrzebuję troszeczkę wsparcia, tak myślę.
Zaczęłam nową terapię z absolutnie fantastyczną, pełną empatii panią psycholog, korzystam z wiedzy zdobytej przez lata męczenia się z dziadostwem - wiem, że muszę to zaakceptować, dać sobie przyzwolenie, by czuć się źle i dążyć do rozwiązania wszystkich supełków, które pozaciskały się na mojej psychice w trakcie mojej wyboistej drogi. W teorii wszystko wiem, w praktyce... Mogłoby być lepiej. Najbardziej przeraża mnie fakt, że chociaż trwa to zaledwie trzy tygodnie, ja już ZAPOMNIAŁAM jak było wcześniej! Jak to jest czuć się normalnie, jak to jest zasypiać normalnie (godziny przewracania się z boku na bok i próby uśnięcia wykańczają mnie całkowicie), to wszystko to jakaś odległa bajka. A przecież dopiero co było dobrze! Pierwszy raz w życiu czułam się szczęśliwa, miałam cel i chęć do życia... Ale wiem, że je odzyskam. WIEM. Wyjdę z tego. Wiem. Staram się mówić do siebie, uspokajać siebie, zaopiekować sobą - mam też wsparcie bliskich. Jestem chyba na dobrej drodze. A mimo to przez większość czasu czuję się fatalnie. Beznadziejnie. Dlatego postanowiłam wreszcie się odezwać - czerpałam od Was siłę anonimowo, może dacie mi jej troszkę też teraz, gdy się ujawniłam:)

Uff, jeśli ktoś przebrnął przez to smęcenie, to bardzo dziękuję. I serdecznie pozdrawiam. Jesteście super, wszyscy, bez wyjątku.

K.
Postawie ciebie na duchu. To normalne. Mi ( agorafobia) wróciła z takim napadem paniki ,ze myslałem ,ze zwiariuje.Myslałem ,ze przestawiaja mi sie synapsy w głowie a adrenalina wyleci uszami. W przypadku psychoterapii musisz pogodzic sie z mysla ,ze jakis czas bedziesz sie czuc gorzej ,to naturalny etap wychodzenia zt ych stanów. Nigdy nie stosowałem psychoterapii( behawioralno-poznawczej) ,a po jej zastosowaniu czułem pogorszenie przez prawie 6 tygodni. U ciebie moze to byc krócej albo dłuzej.Jednak uwierz mi na słowo , które jest kluczem ,ze to przemija. Mówie to z własnego przykładu. Potem jest tylko lepiej. :)

Zauwazyłem ,ze mówisz cyt"Ale wiem, że je odzyskam. WIEM. Wyjdę z tego. Wiem." nie mów tak do siebie ,bo przez to podswiadomie oczekujesz szybkiego efektu i czekasz na niego z niecierpliwościa ,co tylko wzmaga napiecie.. Normalnie zyj bez mówienia tego sobie. :)
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

31 sierpnia 2018, o 23:07

Hej kochani:)
Bardzo dziękuje za ciepłe powitanie, ale po tak cudownej społeczności jak Wy nie spodziewałam się niczego innego:)
:lov: cmok cmok cmok cmok cmok cmok
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 09:33
Siema. Ile masz lat? Co robisz na codzień?
Mam niecałe 28 lat, do niedawna pracowałam w zawodzie (prawo) i to była koszmarnie stresująca praca + spotkało mnie wiele nieprzyjemności w tym środowisku... Dlatego postanowiłam dać sobie z tym spokoj i obecnie po prostu siedzę sobie w biurze i zajmuje papierkami... chociaż w tej chwili jestem w delegacji i oczywiście jest ciężko - sama w hotelu na noc (problemy ze snem, lęki, totalna derealka), mnóstwo spotkań z ludźmi... ale muszę dać radę, prawda?

@qbaino,

Sluszna rada! Niby próbuje się w ten sposób mobilizować, ale podskórnie czuje frustracje, ze JESZCZE NIE JEST DOBRZE, a już powinno! Uch, podstępne te nasze umysły, uwielbiają nas sabotować :p

Przepraszam, że nie cytuję wszystkich, ale piszę z nowego tableta i nie bardzo sobie z tym radzę
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

1 września 2018, o 08:17

sadfaceemoji pisze:
31 sierpnia 2018, o 23:07
Hej kochani:)
Bardzo dziękuje za ciepłe powitanie, ale po tak cudownej społeczności jak Wy nie spodziewałam się niczego innego:)
:lov: cmok cmok cmok cmok cmok cmok
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 09:33
Siema. Ile masz lat? Co robisz na codzień?
Mam niecałe 28 lat, do niedawna pracowałam w zawodzie (prawo) i to była koszmarnie stresująca praca + spotkało mnie wiele nieprzyjemności w tym środowisku... Dlatego postanowiłam dać sobie z tym spokoj i obecnie po prostu siedzę sobie w biurze i zajmuje papierkami... chociaż w tej chwili jestem w delegacji i oczywiście jest ciężko - sama w hotelu na noc (problemy ze snem, lęki, totalna derealka), mnóstwo spotkań z ludźmi... ale muszę dać radę, prawda?

@qbaino,

Sluszna rada! Niby próbuje się w ten sposób mobilizować, ale podskórnie czuje frustracje, ze JESZCZE NIE JEST DOBRZE, a już powinno! Uch, podstępne te nasze umysły, uwielbiają nas sabotować :p

Przepraszam, że nie cytuję wszystkich, ale piszę z nowego tableta i nie bardzo sobie z tym radzę
Jakiś sport uprawiasz? Hobby, relaks?
qbaino
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 21 sierpnia 2018, o 15:15

1 września 2018, o 08:38

sadfaceemoji pisze:
31 sierpnia 2018, o 23:07
Hej kochani:)
Bardzo dziękuje za ciepłe powitanie, ale po tak cudownej społeczności jak Wy nie spodziewałam się niczego innego:)
:lov: cmok cmok cmok cmok cmok cmok
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 09:33
Siema. Ile masz lat? Co robisz na codzień?
Mam niecałe 28 lat, do niedawna pracowałam w zawodzie (prawo) i to była koszmarnie stresująca praca + spotkało mnie wiele nieprzyjemności w tym środowisku... Dlatego postanowiłam dać sobie z tym spokoj i obecnie po prostu siedzę sobie w biurze i zajmuje papierkami... chociaż w tej chwili jestem w delegacji i oczywiście jest ciężko - sama w hotelu na noc (problemy ze snem, lęki, totalna derealka), mnóstwo spotkań z ludźmi... ale muszę dać radę, prawda?

@qbaino,

Sluszna rada! Niby próbuje się w ten sposób mobilizować, ale podskórnie czuje frustracje, ze JESZCZE NIE JEST DOBRZE, a już powinno! Uch, podstępne te nasze umysły, uwielbiają nas sabotować :p

Przepraszam, że nie cytuję wszystkich, ale piszę z nowego tableta i nie bardzo sobie z tym radzę
tez sie na tym czasami łapie. ;)
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

1 września 2018, o 19:45

Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 08:17
sadfaceemoji pisze:
31 sierpnia 2018, o 23:07
Hej kochani:)
Bardzo dziękuje za ciepłe powitanie, ale po tak cudownej społeczności jak Wy nie spodziewałam się niczego innego:)
:lov: cmok cmok cmok cmok cmok cmok
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 09:33
Siema. Ile masz lat? Co robisz na codzień?
Mam niecałe 28 lat, do niedawna pracowałam w zawodzie (prawo) i to była koszmarnie stresująca praca + spotkało mnie wiele nieprzyjemności w tym środowisku... Dlatego postanowiłam dać sobie z tym spokoj i obecnie po prostu siedzę sobie w biurze i zajmuje papierkami... chociaż w tej chwili jestem w delegacji i oczywiście jest ciężko - sama w hotelu na noc (problemy ze snem, lęki, totalna derealka), mnóstwo spotkań z ludźmi... ale muszę dać radę, prawda?

@qbaino,

Sluszna rada! Niby próbuje się w ten sposób mobilizować, ale podskórnie czuje frustracje, ze JESZCZE NIE JEST DOBRZE, a już powinno! Uch, podstępne te nasze umysły, uwielbiają nas sabotować :p

Przepraszam, że nie cytuję wszystkich, ale piszę z nowego tableta i nie bardzo sobie z tym radzę
Jakiś sport uprawiasz? Hobby, relaks?
Kiedyś grałam w tenisa półzawodowo, potem przyszły problemy zdrowotne i obecnie niespecjalnie jestem w stanie się forsować. Za to dużo spaceruje, jeżdżę na rowerze i w miarę możliwości trenuje na bieżni.

Hobby - głównie twórcze (malowanie, pisanie), a obecnie moja kreatywność została ubita przez tę cholerną nerwicę, nie jestem w stanie niczego tworzyć, a próby przełamania sie nie sprawiają mi żadnej radości:/
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

2 września 2018, o 16:10

A czemu nie mozesz się forsować?
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

2 września 2018, o 16:34

Nerwyzestali pisze:
2 września 2018, o 16:10
A czemu nie mozesz się forsować?
Zalecenia lekarskie, jestem po operacji serca z powikłaniami.
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

3 września 2018, o 08:28

sadfaceemoji pisze:
2 września 2018, o 16:34
Nerwyzestali pisze:
2 września 2018, o 16:10
A czemu nie mozesz się forsować?
Zalecenia lekarskie, jestem po operacji serca z powikłaniami.
Rozumiem. A to co ci się stało? Ale lekki trening możesz robić?
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

3 września 2018, o 10:18

Nerwyzestali pisze:
3 września 2018, o 08:28
sadfaceemoji pisze:
2 września 2018, o 16:34
Nerwyzestali pisze:
2 września 2018, o 16:10
A czemu nie mozesz się forsować?
Zalecenia lekarskie, jestem po operacji serca z powikłaniami.
Rozumiem. A to co ci się stało? Ale lekki trening możesz robić?
Miałam częstoskurcz nadkomorowy węzłowy i coś tam zostało uszkodzone przy operacji. Ale to nie błąd lekarski, raczej złośliwość mięśni głównych ;)
Lekki tak, chociaż czasem się do tego nie stosuje i zmecze się mocniej niż powinnam. Sport był w młodości ważna częścią mojego życia, wiec trochę mnie frustruje, ze nie mogę do tego wrócić i muszę się pilnować jak staruszka :grr:
Awatar użytkownika
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1557
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

3 września 2018, o 10:20

Ale poza tym normalnie funkcjonujesz i wszystko ok, tak?
Awatar użytkownika
sadfaceemoji
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 30 sierpnia 2018, o 21:04

3 września 2018, o 10:29

Nerwyzestali pisze:
3 września 2018, o 10:20
Ale poza tym normalnie funkcjonujesz i wszystko ok, tak?
Tak, tak, to nie utrudnia mi życia w żaden inny sposób. Wręcz jest znacznie mniej dokuczliwe niż nerwica itd :))
ODPOWIEDZ