Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Jak to zaakceptować?

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

29 marca 2020, o 13:32

Hej,
Opisujac krótko ostatnie 8 miesięcy mojego życia:
Od 4 lat jestem w związku z chłopakiem. Zawsze, ale to powtarzam zawsze wszystko było w porządku. Jest cudownym człowiekiem, o wielkim sercu, jest uczciwy, dobry i wiem że bardzo mnie kocha. Od 3 lat też zawsze miałam problemy z nerwica, która w całości opierała się o objawy somatyczne. Zawsze mnie wspierał i rozumiał.
Ja zawsze też go kochałam ponad życie i wiedziałam że to ten mężczyzna. Pierwszy i ostatni chłopak.
Poznaliśmy się na studiach, mieszkaliśmy na początku osobno w akademikach, potem razem przez ponad rok w ciasnym, ale przytulnym akademickim pokoju. Było super.
W kwietniu/maju 2019 roku moja nerwica dawała mi w kość. Miałam somaty, płakałam, miałam dość. Co ciekawe w tym czasie doszły do mojej nerwicy całkiem nowe dla mnie rzeczy, mianowicie natrętne myśli samobójcze. Myśli podpowiadały mi żebym skoczyła z okna. Nie było mi łatwo. Po pierwsze, takich rzeczy, takich objawów nie miałam nigdy wcześniej, była to dla mnie kompletna nowość. A po drugie mieszkałam w akademiku na 11 piętrze. Myśli na szczęście nie zawładnęły moim życiem i jakoś nacodzień funkcjonowałam, ale bałam się ich i nie wiedziałam Co oznaczają.
W czerwcu 2019 roku wiedzieliśmy już, że będziemy wyprowadzać się do mieszkania razem, ja dodatkowo byłam w trakcie zmiany pracy. Wszystko to bardzo mnie cieszyło i nie mogłam się doczekać tych oczekiwanych przeze mnie zmian. W tym samym czasie dwie nasze znajome pary organizowały ślub. Jedna para szczęśliwie, druga jak się okazało odwołali wszystko. Byłam przerażona i przejęta. Byl to temat numer 1 wśród znajomych, wszyscy o tym non stop mówili. Z czasem wyszło że ślub był odwołany że względu na "wątpliwości" Pana Młodego.
Wtedy moja nerwica która nasilała się od tego kwietnia podsunęła mi myśli, czy aby ja na pewno nie mam wątpliwości co do swojego chłopaka i czy na pewno go kocham. Podczas tej mysli, sprawdziłam swoje uczucia i wyszło że nie czuje nic. Zaczęłam się nakręcać, sprawdzać, było że mną coraz gorzej. Pierwszy raz w życiu miałam takie ataki paniki, taki ból emocjonalny, że nie mogłam sibie że sobą poradzić. Zamykałam się w łazience i płakałam, miałam ochotę zdobić sobie krzywdę. Nigdy w życiu czegoś takiego nie przeżyłam. Byłam jak wrak człowieka. Przeżywałam jakąś najgorsza żałobę. To wszystko działo się w trakcie naszej przeprowadzki, której nie byłam w stanie fizycznie zrobić, bo leżałam w łóżku, mój chłopak wszystko zrobił sam,a ja w panice ucieklam do koleżanki do mieszkania. W ciegu tych kilku dni, które u niej spędziłam, spotkałam się że 2 razy z chłopakiem i miałam okropne ataki paniki w tych momentach, tak bałam się tych spotkań.
Po kilku dniach u koleżanki, czując się bardzo nieswojo, stwierdziłam że to nie moje miejsce i muszę wrócić do chłopaka, do mieszkania. Tak też zrobiłam. W międzyczasie dowiedziałam się z forum co to jest ROCD i że wszystkie objawy pasują i że prawdopodobnie to jest moja diagnoza. Byłam szczęśliwa że znalazłam Wgl takie pojęcie i typ zaburzenia.
Musiałam się spiąć w sobie i zacząć jakoś funkcjonować, bo byłam w trakcie zmiany pracy i musiałam tam iść. Było okropnie, ale dałam radę.
Odkąd dowiedziałam się że to rocd, zaczęłam nad sobą pracować. Przez te 8 miesięcy zrobiłam ogromne postępy. Wiele razy czuje, że kocham swojego partnera, uczucia w dużej mierze powróciły.
W trakcie miałam mnóstwo objawów. Miałam czas, gdy każdy jego gest, słowo, zachowanie przypominało mi ojca (alkoholik, nie mam z im kontaktu, to przez niego w pierwszej kolejności przyszły do mnie w ogóle pierwsze objawy nerwicowe). To było straszne. Mózg wyłapywał tylko te rzeczy i cały czas mi o nich przypominał jak na niego spojrzałam.
Non stop się sprawdzałam, czy kocham czy nie. I wiele innych.
I teraz z czym do was przychodzę: od kilku tygodni męczy mnie dwie myśli.
1. Mój partner jest niższy ode mnie. Ja mam 172, on ma 169, jakoś tak. Jest niskim mężczyzna. Jak zaczęliśmy się spotykać, jak wiadomo bylo że jest coś między nami więcej niż przyjaźń, to triche przeszkadzało mi to że jest niższy. Ale minęło, miałam to już gdzieś i przez 3.5 roku związku nie dokuczało ki to. Owszem, byłam wkurzona ze nie czuje się pewnie zakładając obcasy, że to dziwnie wygląda i że jakiś to problem jest. Ale nigdy w kategorii "muszę się z nim rozstać bo jest niski". A niestety od tych dwóch tygodni mam to cały czas z tyłu głowy. Wyłapuje to cały czas. Nie chcę koło niego stawać blisko, przyglądam mu się non stop obserwując go i widząc że jest niski. I przychodzą myśli że mi to przeszkadza, że nie mogę I nie wiem czy kiedyś to zaakceptuje. I że może trzeba się rozstać.
2. Strasznie boję się małżeństwa z nim. Kiedyś nie mogłam się doczekać, wyobrażałam sobie ze będzie przecież tak super, że ślub że tak pięknie. Teraz? Boję się że ucieknę sprzed ołtarza, że będę robić coś wbrew sobie, z nerwami a nie spokojem. Ze nie będę wiedziała czy tego chce czy nie. A uwierzcie mi - nie chce tak.

Proszę was, powiedzcie mi jakie są sposoby na problem 1? Jak zaakceptować tą wadę? Bo czuje się płytko i okropnie ze sobą czasami, że dla mnie to taka ważna rzecz nagle. Są jakieś sposoby, jakieś podejścia które mogę zastosować?
Problem 2. Ja wiem, że nigdy nie jest się niczego pewnym w swoim życiu ale nikt nie powie mi że każdy przed ślubem przeżywa takie rzeczy. Można się denerwować, ale rozkminy takie jak ja mam, nie są wg mnie normalne I nie zalicza się do zwykłych nerwów. Nie chcę nigdy robić niczego wbrew sobie, podejmować takich decyzji bez spokoju, tylko np z myślą że mój chłopak jest niski i wyglądamy jak idioci.

Nie wiem czy to pozostałości po rocd, czy zupełnie coś innego. Nie wiem czy uda mi się z tym poradzić. Nie wiem jakie jest poprawne podejście do sprawy, nie wiem co mam robić dalej.
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

30 marca 2020, o 12:52

To nic nowego niż natręty o tej samej tematyce. Przyjrzyj się temu głębiej. Najpierw bałaś się że go nie kochasz i już dobrze sobie z tym radzisz i super ! Właśnie tylko nerwica jest podstępna, "zauważyła" że dobrze sobie radzisz z tym natrętem kocham czy nie, więc podsuwa inne żebyś znowu dała się jej wplątać w analizę i lęk no i udało się jej bo masz analizę i wątpliwości a co ciekawe sprowadza się do tego samego tematu. Wtedy miałaś natręt kocham albo nie, i czy go nie zostawisz a teraz masz taki natręt że jak jest niższy to Ci to nagle przeszkadza i że nawet może trzeba się z nim rozstać. Trochę inny natręt ale nadal wkręca Cię w to samo że nie kochasz go, zostaw go itp. Wcześniej też Ci to trochę przeszkadzało, no właśnie trochę ale przez pryzmat zaburzenia, natręctw to już problem ogromnej rangi. Nadałaś znowu tej myśli ogromna wartość. Jak przed zaburzeniem tylko trochę Ci to przeszkadzało to tak jest, nie ma czegoś takiego że nagle po 3.5 roku to tak Ci zaczęło przeszkadzać. To że tak zaczęło nagle to przez wkręcenie sie, nadanie wartości i analizie. Dodatkowo jak piszesz jest on bardzo dobry, jest Wam ze sobą bardzo dobrze, i czy to że on jest 3 cm niższy miałoby przeważyć nad tymi wszystkimi pozytywnymi rzeczami, których jak piszesz jest bardzo dużo. To już tak napisałem poza zaburzeniem.

Co do 2 sprawy to są kolejne wkrętki i natręctwa. Boje się że ucieknę, że będę coś robić wbrew sobie. Jak miałaś natręty z oknem to jest teraz taka sama sytuacja. Nie uciekniesz, nic się nie stanie. Nie robisz nic wbrew sobie, to tylko kolejna iluzja zaburzenia. Rozkminy takie ma każdy w takiej sytuacji, i zgodzę się że moze nie tyle ale nie ma co porównywać osób bez rocd z osobami z. Żebyś źle nie zrozumiała, z rocd się normalnie wychodzi itd. chodzi mi tylko o aktywne rocd jak u Ciebie. Właśnie masz je aktywne więc masz tyle tych rozkmin. To jest na zasadzie porównaj siebie sprzed rocd a teraz z. Wtedy życie jest inne, nie myślisz aż tyle nie nadajesz takiej uwagi. Na pewno pamiętasz jak to było. Niestety przy aktywnym rocd nie dziw się że jest jak jest. Miałaś już dużo natrętów i sobie z nimi poradziłaś, a na początku myślałaś że zawsze tak będzie i że to jakiś koniec świata. Nic bardziej mylnego. To są kolejne wkrętki z których wyjdziesz jak z tych poprzednich. Zauważ schemat. Więc właśnie przestań porównywać się obecnie do innych bo to bez sensu teraz z aktywnym rocd. A zastanów się np nad osobami które doświadczają ataków paniki i nad takimi bez. Nigdy człowiek bez ataków nie zrozumie człowieka z atakami. Dopiero jakby doświadczył ataku. Pamiętasz siebie przed rocd i jak było teraz masz aktywne rocd i wiesz jak to wygląda bo tego doświadczyłaś. Więc nie dziw się że teraz masz takie myśli i tyle ich jest bo są adekwatne do stanu w jakim jesteś, i z którego oczywiście się wychodzi. A jak wyjdziesz to wszystko będzie normalnie. Przestań po prostu patrzyć przez pryzmat zaburzenia bo to iluzja w którą często zaczynasz wierzyć i pojawiają się wątpliwości.
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

31 marca 2020, o 21:29

Nowy7 pisze:
30 marca 2020, o 12:52
To nic nowego niż natręty o tej samej tematyce. Przyjrzyj się temu głębiej. Najpierw bałaś się że go nie kochasz i już dobrze sobie z tym radzisz i super ! Właśnie tylko nerwica jest podstępna, "zauważyła" że dobrze sobie radzisz z tym natrętem kocham czy nie, więc podsuwa inne żebyś znowu dała się jej wplątać w analizę i lęk no i udało się jej bo masz analizę i wątpliwości a co ciekawe sprowadza się do tego samego tematu. Wtedy miałaś natręt kocham albo nie, i czy go nie zostawisz a teraz masz taki natręt że jak jest niższy to Ci to nagle przeszkadza i że nawet może trzeba się z nim rozstać. Trochę inny natręt ale nadal wkręca Cię w to samo że nie kochasz go, zostaw go itp. Wcześniej też Ci to trochę przeszkadzało, no właśnie trochę ale przez pryzmat zaburzenia, natręctw to już problem ogromnej rangi. Nadałaś znowu tej myśli ogromna wartość. Jak przed zaburzeniem tylko trochę Ci to przeszkadzało to tak jest, nie ma czegoś takiego że nagle po 3.5 roku to tak Ci zaczęło przeszkadzać. To że tak zaczęło nagle to przez wkręcenie sie, nadanie wartości i analizie. Dodatkowo jak piszesz jest on bardzo dobry, jest Wam ze sobą bardzo dobrze, i czy to że on jest 3 cm niższy miałoby przeważyć nad tymi wszystkimi pozytywnymi rzeczami, których jak piszesz jest bardzo dużo. To już tak napisałem poza zaburzeniem.

Co do 2 sprawy to są kolejne wkrętki i natręctwa. Boje się że ucieknę, że będę coś robić wbrew sobie. Jak miałaś natręty z oknem to jest teraz taka sama sytuacja. Nie uciekniesz, nic się nie stanie. Nie robisz nic wbrew sobie, to tylko kolejna iluzja zaburzenia. Rozkminy takie ma każdy w takiej sytuacji, i zgodzę się że moze nie tyle ale nie ma co porównywać osób bez rocd z osobami z. Żebyś źle nie zrozumiała, z rocd się normalnie wychodzi itd. chodzi mi tylko o aktywne rocd jak u Ciebie. Właśnie masz je aktywne więc masz tyle tych rozkmin. To jest na zasadzie porównaj siebie sprzed rocd a teraz z. Wtedy życie jest inne, nie myślisz aż tyle nie nadajesz takiej uwagi. Na pewno pamiętasz jak to było. Niestety przy aktywnym rocd nie dziw się że jest jak jest. Miałaś już dużo natrętów i sobie z nimi poradziłaś, a na początku myślałaś że zawsze tak będzie i że to jakiś koniec świata. Nic bardziej mylnego. To są kolejne wkrętki z których wyjdziesz jak z tych poprzednich. Zauważ schemat. Więc właśnie przestań porównywać się obecnie do innych bo to bez sensu teraz z aktywnym rocd. A zastanów się np nad osobami które doświadczają ataków paniki i nad takimi bez. Nigdy człowiek bez ataków nie zrozumie człowieka z atakami. Dopiero jakby doświadczył ataku. Pamiętasz siebie przed rocd i jak było teraz masz aktywne rocd i wiesz jak to wygląda bo tego doświadczyłaś. Więc nie dziw się że teraz masz takie myśli i tyle ich jest bo są adekwatne do stanu w jakim jesteś, i z którego oczywiście się wychodzi. A jak wyjdziesz to wszystko będzie normalnie. Przestań po prostu patrzyć przez pryzmat zaburzenia bo to iluzja w którą często zaczynasz wierzyć i pojawiają się wątpliwości.
Hej Nowy! Miło Cię znów usłyszeć, dziekuję, że wykazałeś zainteresowanie moim postem i odpisałeś!

To prawda,że wszystko sprowadza sie po prostu do tego, że nie wiem czy chce z nim być, że nie chce z nim być i że nie widzę wspólnej przyszłości. Jakoś nadałam temu wartość, wcześniej nie brałam to jako składowa do bycia udaną parą - teraz zaczęłam brać.
Najbardziej przeraża mnie to, że nie panikuję. Nie ma aż takiego wielkiego strachu, niepokoju, nie ma wielkich wyrzutów sumienia. Jest mi wstyd - to na pewno - że zaczęłam myśleć takimi kategoriami, ze wykluczam chłopaka, po prawie 4 latach udanego związku ze względu na jego wzrost. Ale to juz nie jest ten sam strach co był na początku. I nie wiem czy wynika to z tego, że lepiej radzę sobie z ROCD niż 8 miesiecy temu, czy po prostu to nie jest ROCD, tylko ja i moje myślenie. ROCD nie zaburza mi codzienniego funkcjonowania jak było na początku - ciągły lęk, panika, płacz. Teraz normlanie funkcjonuje, poza analizami w głowie.
Podchodze do chłopaka i od razu myśl "jest niższy ode mnie, nie podoba mi sie to" "jest niższy, wygladamy jak idioci" "jak my bedziemy wygladac razem jak bedzie nasz slub?" "jest nizszy, nie jestem w stanie chyba tego zaakceptować" "nie umiem nie zwracać na to uwagi". Mam myśli, że jestem od niego lepsza, że zasługuje na kogoś innego. Czy to nadal natręctwa? Czy to nadal mój mózg w stanie zagrożenia? Mam wątpliwości, że niestety nie. I że jakkolwiek się starać nie będę, to tego nie przeskoczę.

Wiem, że nie powinnam się porównywać z ludźmi, którzy tego zaburzenia nie mają, ale do cholery jasnej, wszyscy
dązymy do tego stanu "przed", prawda? I wydaje mi się, że czujemy po sobie kiedy ten stan spokoju i normalnościowy powrócił a kiedy nie. Kiedy jest coś nie tak, kiedy wiemy, że nie wszystko pasuje, że nie mamy pewności, ze to zaburzenie.

Zastanawia mnie też podejście mojej terapeutki, która mówiła mi ostatnio, że odzywa się u mnie jakiś instynkt biologiczny, zwierzęcy, który mówi o tym, ze kobieta chce miec mężczyznę wysokiego, silnego, przy którym sie bedzie czuła bezpieczna. I co mam z tym instynktem zrobić? Ingorować, słuchać? Zgadzać się, nie zgadzać się? Ja kocham swojego chłopaka, ale będę teraz troche samolubną osobą - nie da się zyć z ROCD całe życie, przynajmniej dla mnie.
Podziwiam wszystkie osoby tutaj na forum, które w tym zaburzeniu są w stanie przyjmować oświadczyny/oświadczać się/brać ślub/decydować się na dziecko - na prawdę czapki z głów, bo wiem, ze nie jestem tą osobą. Nie chcę się za dwa lata tu na forum rozpisywać, ze nadal przeszkadza mi wzrost chłopaka, że nadal przypomina mi czasami mojego ojca i kojarzę to jako dużą wadę. Bo wiem, że moje zycie prywatne nie pójdzie na przód, dopóki sytuacja się nie zmieni. Może jestem za malo odważna, może pesymistyczna? Nie wiem.

Staram się bardzo ułożyć sobie wszystko w głowie. Chodzę na terapię (nie wiem czy ona pomaga), edukuje się ile mogę i bardzo staram się nad sobą pracować. Jestem z siebie dumna, bo z wraka człowieka przez kilka tygodni, dałam radę dzięki paru materiałom i pracy normalnie funkcjonować na codzień, efektywnie pracować i rozwijać sie zawodowo. Nie pożera mnie lęk taki, który wcześniej trzymał mnie w łóżku. Teraz ten stres moge porównać do ciągłego trwania takiego uczucia jak przed jakimś waznym egzaminem na drugi dzień. Taka skala 4,5-6/10.

Nie wiem, czy to co napisałam jakoś trzyma się kupy i choć trochę tłumaczy co czuje i w jakim momencie teraz jestem.
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

1 kwietnia 2020, o 13:00

Nie ma sprawy, po to jest forum i zawsze możesz liczyć na wsparcie :)
Jakoś nadałam temu wartość, wcześniej nie brałam to jako składowa do bycia udaną parą - teraz zaczęłam brać.
Wiesz jakoś trudno mi znaleźć inne wytłumaczenie że to co innego niż natręctwa bo tak jesteście ze sobą długo, właśnie wcześniej nie brałaś aż tak tego pod uwagę, teraz bierzesz a dlatego że jak sama napisałaś jakoś nadałam temu wartość. Cofnijmy się do innych natręctw w których też nadałaś jakiejś myśli wartość np. nie kocham i automatycznie stała się ona natrętna. Pojawił się lęk, obawy itd. Bałaś się że już nigdy nie będziesz wiedziała, że nic nie poczujesz. No i proszę jak widać są duże postępy i zaczynasz coś czuć, widzisz że coś się zmienia na lepsze oczywiście. Widać po prostu przeskok z jednego natręta na drugi ale chodzi o to samo. Teraz już nie martwisz się tak czy go kochasz czy nie, znaczy też pewnie ale mniej ale największy problem to wzrost teraz. Może wzrost taty był podobny i stąd teraz takie negatywne odczucia do chłopaka bo kojarzysz, może widzisz w chłopaku podobieństwo do ojca i uważasz że on jest taki sam bądź podobny albo dopiero się taki stanie jak tata. Aha jeszcze przepraszam bo napisałaś że nie czujesz już takiego lęku i to Cię martwi. Jasne w wychodzeniu z tego przecież o to chodzi aby lęk redukować, co więcej ludzie bardzo często boją się że już takiego lęku nie mają dokładnie jak Ty. Chociaż i tak ten lęk jest bo martwisz się że go nie ma a jak się martwisz o coś to adekwatna i jedyna emocja będzie lęk. Takze on jest ale głęboko ukryty, i dobrze że jest mniejszy - niech Cię to nie martwi. Powinnaś się z tego cieszyć bo to dzięki Twojej ciężkiej pracy lęk maleje. Więc to dalej jest ROCD i to że lepiej sobie radzisz :)

Odpowiadając dalej - tak to nadal natręctwa i myśli w stanie zagrożenia. Te myśli to nic innego jak obawy, wątpliwości o coś i jeden wielki lęk i niepewność. Staraj się je olewać, pamiętaj że już z innymi natrętami dajesz sobie radę bądź już w ogóle niektórych się pozbylas a też nie wierzyłaś że to się uda jak teraz. A udało się, masz dowody że jest lepiej. Tak będzie i tutaj ale znowu musisz na tym popracować. Tak dążymy do normalności ale kładziesz za duża presję na to wyjście i pogłębiasz swój stan ta presją. Nie naciskaj na wyjście z tego tu i teraz bo będzie jeszcze gorzej tylko się to pogłębiać. I tak w normalnym stanie jest inaczej ale Ty przecież jesteś jeszcze w stanie zagrożenia, masz natręctwa. Nie wyszłaś jeszcze z tego zupełnie, więc dlatego prosiłem Cię i nadal to robię żebyś nie porównywała się bo to jest właśnie presja i napięcie na wyjście z tego że chciałabyś już się normalnie czuć. Wiesz że potrzeba tutaj dużej cierpliwości, dyscypliny, ciężkiej pracy i jak długo trzeba na to pracować. Więc rozumiem że bardzo byś chciała jak kazdy z nas ale właśnie tutaj nie ma drogi na skróty że ja chcę już tu i teraz.

Co do tego instynktu, ja bym się nie zgodził. Według mnie na samym początku jak poznawalaś chłopaka to miałabyś już wiele wątpliwości wtedy. Bo jednak postanowiłaś że dasz mu szansę a nie komukolwiek innemu. Bo coś w nim jednak jest wyjątkowego niż u innych. Jakbym Cię zapytał dlaczego nie ktoś inny i pokazał Ci kogoś to zapewne od razu wymieniła byś jakieś wady dlaczego nie mogła byś być z kimś takim w związku. Jesteś w związku z chłopakiem nie bez przyczyny, bo jednak postanowiłaś że dasz mu szansę. Także przemyśl to. Każdy ma jakiejś zalety i wady, nikt nie jest idealny. I na koniec dlaczego przejmujesz się opinią innych ? To Twoje życie masz prawo być z kim chcesz, to twoje szczęście i jeśli jesteś z nim szczęśliwa to po co się zastanawiać co inni o tym myślą..
ODPOWIEDZ