Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Jak wyszedłem z bezsenności

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

11 kwietnia 2019, o 05:26

KingaP pisze:
7 kwietnia 2019, o 14:23
Dzieki za rady. Powiem Wam szczerze, ze gdzieś kiedyś naczytałam się, iż człowiek , który nie śpi ponad 3 doby doświadcza halucynacji i omamów- niestety przykleiło się to do mnie i cały czas dźwięczy w głowie, ze totalnie nigdy już nie zasnę i ze wyląduje ostatecznie w psychiatryku. Boli mnie tez to, ze mam wymagająca prace, a przychodzenie w ogóle nie wyspanym jest tragiczne😔. Chodzę jak ćma.
Tak więc ja, jako osoba, która założyła ten temat, dziś i wczoraj też nie może spać :) Zdarza się. Problemem nie jest sen, ale właśnie czynniki osobowościowe, które jak widać wymagają jeszcze pewnej korekty. Problemem nie jest sen, ale cechy osobowości. Gdyby Twoim problemem był sen, to byś mogła w ciągu dnia zasnąć, a Ty sama przyznajesz, że jest lipa i we dnie, i w nocy. To pokazuje jedno: stale utrzymujesz samą siebie w napięciu oczekiwania, braku bezpieczeństwa, niezałatwionej sprawy. Lokalizujesz, że zagrożeniem jest brak snu. Ale to tak naprawdę zagrożeniem jest to, że lokalizujesz to zagrożenie. Jesteś stale w stanie gotowości, Twoje mięśnie się nie rozluźniają, umysł nie chce puścić kontroli, bo jest nastawiony na ratunek. Nie możesz spać, bo trzeba ratować swoje życie. W efekcie żyjesz tematem snu, tak długo i tak "obsesyjnie", że weszło Ci to w nawyk. Dlatego nawet akceptację pojmujesz mimowolnie tak: "ok, zaakceptuję to, niech tak będzie", ale z powodu lękowego nawyku podświadomie szukasz oznak snu i oczekujesz, że akceptacja przyniesie efekty. I w związku z tym nie przynosi niczego, bo akceptacja nastawiona na efekt, to tak naprawdę nadal to samo napięcie, ten sam stan gotowości, tyle że obciążony dodatkowym stresorem w postaci myśli: "to nie działa". I ciągle tym żyjesz.

Kinga, słuchaj: po pierwsze - ŻADNYCH omamów nie dostaniesz, to absolutna bzdura, którą powtarzają osoby nie znające się na tym temacie; po drugie - najprawdopodobniej spałaś krótkimi seriami, ale tego nie zarejestrowałaś, bo Twój umysł jest nieustannie nastawiony na tryby czujności z powodu ratowania swojego tyłka za wszelką cenę, a po trzecie - dźwięczy Ci w uszach, czujesz się jak zombie i inne takie nie dlatego, że faktycznie się wykańczasz, ale dlatego, że nakręcasz się na taki stan. Obiektywnie mogłabyś się czuć znacznie lepiej, gdyby nie to, że wmawiasz sobie, że to wszystko jest takie straszne. Twoje odczucia są subiektywne, selekcjonujesz doznania tak, żeby sobie potwierdzać lękowe scenariusze. Masz taką autosugestię, że nie prześpisz nocy, to się będziesz źle czuła, i źle się czujesz z powodu tej autosugestii, a nie z powodu braku snu. Sam brak snu by Ci nijak nie zaszkodził. Taka jest OBIEKTYWNA prawda :)
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

11 kwietnia 2019, o 05:56

KingaP pisze:
7 kwietnia 2019, o 06:57
Witaj, może miałbyś jakieś rady dla mnie- boje się zasnac. Przez kilka ostatnich nocy w ogóle nie spałam. Nie mogę zasnac, choć jestem mega zmęczona. Na sama myśl o śnie i wraz z nadejściem wieczoru dostaje paniki. Nie mogę się rozluźnić. Cały czas jestem spięta, serce wali i oczy jak 5 zł do samego rana 😔
Cała heca z bezsennością polega na tym, że...

PROBLEMEM NIE JEST SEN, ALE NADMIERNE POBUDZENIE PSYCHOFIZJOLOGICZNE.

Innymi słowy: największym błędem osób cierpiących na bezsenność jest skupienie się na temacie snu, podczas gdy ze snem jest wszystko w porządku. Prawdziwym problemem jest zjawisko tzw. "hyperarousal", czyli nadmiernego wzbudzenia emocjonalno-fizycznego. To tutaj należy siebie poobserwować. Stanąć z boku i zauważyć, jak nasze ciało i uwaga są stale w gotowości, w oczekiwaniu na jakąś absurdalną walkę o przetrwanie, nie wiedząc, że walka o przetrwanie wyklucza sen, a sen wyklucza walkę. Nie da się walczyć o przetrwanie w stanie senności, a senność nie przychodzi, kiedy należy stanąć do walki. Gdyby gatunek ludzki przysypiał wtedy, gdy istnieje zagrożenie, to szybko by wymarł. Dlatego jest w człowieku rezerwa energii, która potrafi wybudzać człowieka mimo nieprzespanych nocy i zmęczenia. Tak więc to wybudza nas mechanizm przetrwania, jak najbardziej zdrowy, tyle że u nas źle ukierunkowany. Były nawet takie badania, z których wynikało, że osoba w tym stanie pobudzenia psychofizjologicznego wydziela takie hormony czy inne substancje (sorry, nie wnikam w biologię, znam tylko wnioski praktyczne), jakby tuż przed położeniem się do łóżka strzeliła sobie dwie kawy espresso.

I teraz tak: dlaczego boisz się zasnąć? Bo nabrałaś niewłaściwego nawyku myślowego, wedle którego tym zagrożeniem jest właśnie sytuacja, w której masz pójść spać. Niech zgadnę: kładziesz się, i nawet jeśli byłaś wcześniej senna, to z chwilą położenia się do łóżka, od razu organizm wchodzi w stan gotowości i napięcia? Dzieje się tak dlatego, że wyrobiłaś sobie skojarzenie: sprawa snu = zagrożenie mojego życia. Starasz się stosować akceptację, ale to nie wychodzi. Dlaczego? Ponieważ długie funkcjonowanie w napięciu z powodu snu spowodowało, że Twoje lęki działają jak automat, przychodzą nieproszone pomimo szczerej chęci zmiany myślenia. A nawet więcej: one są takim automatycznym skojarzeniem, że nawet akceptacja jest mimowolnie stosowana przez Ciebie jako kolejna presja, żeby zasnąć. "Zaakceptuję, może dzięki temu zasnę". Czyli sprzeczność. Prawidłowa postawa: "Nie śpię? Trudno! Będę z tym żyła, bo już mam dość tej mordęgi. Rzygać się chce od ciągłego martwienia się snem, mam na to wywalone". Jeżeli się tego nauczysz, to po pewnym czasie Twoja psychika zacznie się przestawiać na inne tory, choć Tobie i tak nie będzie już tak zależeć. Będzie Ci obojętne. A im bardziej obojętne, tym bardziej pozytywne zmiany zaczną być widoczne. Wtedy PO CZASIE samo przychodzi. Po pewnym czasie, którego nie kontrolujemy, nie spodziewamy się. Pomyśl: gdybyś kontrolowała powrót do normalności, to nawet jeśli znów zaczęłabyś spać, to po krótkim czasie znów by się posypało, bo właśnie nie rozprawiłaś się z kontrolą. Porzucenie kontroli, cokolwiek się dzieje, jest podstawą tego, żeby poradzić sobie na trwałe.

Jaka jest rada? Obserwuj z boku myśli na temat snu, wiedząc, że ze snem jest wszystko w porządku, bo problemem jest pobudzenie całego organizmu. Gdyby tego pobudzenia nie było, to sen stałby się silniejszy niż jakieś tam lęki przed zaśnięciem. Obserwuj na luzie, jak zaczynasz się napinać, zaobserwuj jak Twoje myśli ciągle kołują wokół szukania ratunku, woli przetrwania, stanu gotowości. Spójrz z dystansu, "z lotu ptaka", jak mimowolnie Twoje ciało i emocje zaczynają się aktywować i desperacko szukać ucieczki. Postaraj się zrozumieć swój stan. Odciągnij myśli od tematu SNU, a skoncentruj się na temacie NADMIERNEGO POBUDZENIA ORGANIZMU. To jedno. A drugie: ponieważ te lęki działają już z automatu, to przez dłuższy czas postawa akceptacji będzie słabsza niż narzucające się lęki. Te lęki też akceptuj. I wszelkie konsekwencje też akceptuj. Akceptuj brak snu, akceptuj lęki, akceptuj to, że wbrew Twojej woli wszystko się sypie, akceptuj brak kontroli i wpływu. Poddaj się temu. W sensie: nie idź za złymi myślami, tylko pogódź się z tym, że mimo wszystko przychodzą, ale tylko jako myśli. Nie walcz, daj się ponieść, poddaj się, nie walcz z tym. Oczywiście nie w sensie pogrążania się i spadania w dół, ale po prostu spójrz na to z dystansu jako na pewien mechanizm, który się uruchamia, bo tak się przyzwyczaiłaś. To będzie tak przez pewien czas. Ale od momentu wdrażania akceptacji już zaczniesz mieć inne nawyki. Zamiana przyjdzie poza Twoją kontrolą, bo właśnie o porzucenie kontroli tu chodzi.

I jeszcze jedno: zamiast leżeć w łóżku całą noc i rozmyślania o śnie, wstań i załatw sobie jakąś przyjemną, spokojną rozrywkę przez noc. Niech bezsenne noce kojarzą się z czymś fajnym. Jakaś książka, muzyka, gra w szachy. Byle nie w łóżku. Niech Cie pochłonie ta przyjemność. Kiedy mechanizm POBUDZENIA trochę się poluzuje, wtedy poczujesz senność. Wróć do łóżka. Możesz zasnąć, ale możesz też znowu wpaść mimowolnie w stan POBUDZENIA. Wtedy znów wstań i kontynuuj swoje hobby, zamień przykre rozmyślanie o śnie na skorzystanie z tego czasu tak, żeby Ci było przyjemnie i miło. I tak w kółko. Może się zdarzyć, że nie zmrużyłaś mimo wszystko oka przez całą noc. To nic. To oznacza, że cały czas aktywował się stan POBUDZENIA, ale on będzie ustępował, tylko potrzeba czasu.

Zrozum dwie rzeczy:

1) SEN NIE JEST TWOIM PROBLEMEM. PROBLEMEM JEST AKTYWUJĄCE SIĘ POBUDZENIE ORGANIZMU. I to ono nie pozwala zasnąć.
2) POBUDZENIE NIE JEST WROGIEM. ONO JEST MECHANIZMEM, KTÓRYM BIOLOGIA CIĘ OBDARZYŁA, ŻEBYŚ MOGŁA PRZETRWAĆ I RATOWAĆ SIĘ PRZED ZAGROŻENIEM. Cały sęk w tym, że pobudzenie nie pozwala zasnąć, bo trudno, żeby organizm chciał spać, kiedy np. trzeba uciekać z płonącego domu. Natomiast nauczyłaś się, że tym płonącym domem jest sam sen. I dlatego już sama myśl o śnie aktywuje POBUDZENIE, które podświadomie nastawia Cię na ucieczkę i ratunek, a w efekcie nie pozwala zasnąć.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

11 kwietnia 2019, o 12:20

HooSee pisze:
11 kwietnia 2019, o 05:56
Zrozum dwie rzeczy:

1) SEN NIE JEST TWOIM PROBLEMEM. PROBLEMEM JEST AKTYWUJĄCE SIĘ POBUDZENIE ORGANIZMU. I to ono nie pozwala zasnąć.
2) POBUDZENIE NIE JEST WROGIEM. ONO JEST MECHANIZMEM, KTÓRYM BIOLOGIA CIĘ OBDARZYŁA, ŻEBYŚ MOGŁA PRZETRWAĆ I RATOWAĆ SIĘ PRZED ZAGROŻENIEM. Cały sęk w tym, że pobudzenie nie pozwala zasnąć, bo trudno, żeby organizm chciał spać, kiedy np. trzeba uciekać z płonącego domu. Natomiast nauczyłaś się, że tym płonącym domem jest sam sen. I dlatego już sama myśl o śnie aktywuje POBUDZENIE, które podświadomie nastawia Cię na ucieczkę i ratunek, a w efekcie nie pozwala zasnąć.
Zapomniałem dodać, że w zasadzie cała ta frustracja i złość, bezsilność i panika może działać na Twoją korzyść, jeśli tylko nie będziesz ich pogłębiać, ale pogodzisz się z tym, że są. Bo w którymś momencie po prostu będziesz miała dość tego wszystkiego, już Ci niedobrze będzie na samą myśl o spaniu, i przez to kompletnie olejesz cały temat. Zaczniesz żyć POMIMO tego całego dziadostwa. A to już prosta droga do odburzenia.

Im szybciej nauczysz się przestać żyć tematem snu, tym szybciej wejdziesz na właściwą drogę. Postaraj się przestać tym żyć w kółko. Nie na siłę blokując myśli, ale właśnie pracując nad procesem wejścia w ignorancję, zajmując się czymś innym, wychodząc z egocentryzmu.

Twoim codziennym nawykiem stało się myślenie o spaniu i zamartwianie się. I ten nawyk powoduje nadmierne wzbudzenie, które nie pozwala zasnąć. Często specjaliści od zaburzeń snu mówią, że kluczem do dobrego zasypiania są codziennie nawyki, takie osobiste rytuały, które codziennie powtarzamy. Postaraj się nabrać pewnych nawyków, które angażują Twoją uwagę tak, żeby nie kręcić się w kółko wokół siebie i wokół kwestii snu, i nie zaprzestawaj, mimo że nie śpisz.

Słuchaj sobie w kółko materiałów na youtube o akceptacji, ignorowaniu, dawaniu sie mentalnie zabić, reakcji walcz i uciekaj oraz o przetrwaniu. W kółko i w kółko, i codziennie stosuj. Z czasem przestanie Ci już tak bardzo zależeć, później nie będzie Ci zależeć wcale, później się przyzwyczaisz do objawów, później będziesz spokojna, a wreszcie zapomnisz o tym dziadostwie, a w efekcie przyjdzie uwolnienie. Tylko nie kontroluj kiedy i jak. Kontrola to część zaburzenia.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

14 kwietnia 2019, o 13:05

Hej :) Dostałem kolejną wiadomość, która przypomniała mi taką moją osobistą strategię, dzięki której radziłem sobie z bezsennymi nocami, i skutkowało. Tak więc wrzucam, gdyby komuś mogło się przydać. Na mnie to działało bardzo fajnie. Nie wiem, czy na innych też może tak dobrze działać: każdy chętny może sobie to sprawdzić na sobie, i zbadać, czy to strategia również dobra dla niego, czy też nie :)

Jednym z kluczowych problemów ze snem jest to, że łóżko, nocna pora i sytuacja kładzenia się do snu kiedyś automatycznie kojarzyły się z odpoczynkiem i ulgą, dlatego sen przychodził łatwo. Teraz u bezsennych to samo łóżko i noc kojarzą się z bolesną bezsennością, dlatego przychodzi lęk, a on wybudza człowieka. Czasem wręcz wieczorem możemy czuć się senni, a z chwilą położenia głowy na poduszkę cała senność mija. To jest to samo wybudzenie. Istnieje taka znana reguła higieny snu (bardzo ważna), żeby codziennie kłaść się o tej samej porze i wstawać również o tej samej godzinie; bez żadnej ulgi ani wymówek, choćby się spało dwie godziny albo mniej. Początkowo może być ciężko, ale te sztywne ramy zachowań (zwłaszcza ta sama godzina pobudki, stosunkowo wczesna) bardzo dyscyplinują zegar biologiczny człowieka. Jest czytelny sygnał z ciała: o północy spanie, o 7:30 wstawanie. Niedbałość w tym zakresie zawsze będzie zaburzała sen, nawet u zdrowych osób, ale przede wszystkim u osób wrażliwych na temat snu (a takie nadwrażliwe na punkcie snu są osoby bezsenne). Kiedy jednak kładziemy się o tej samej wieczornej porze, ale przez około pół godziny nie możemy zasnąć, bo już zdążyły przyjść lęki, napięcie, skupianie się na śnie, męczarnie, to należy wstać z łóżka, aby ono jak najmniej kojarzyło się z bezowocnym leżeniem w wyrku, pójść gdzieś zrobić coś dla przyjemności, nie licząc upływającego czasu. Wrócić dopiero kiedy lęk ustanie i znów poczujemy się senni. Jeżeli znowu nie możemy spać przez pół godziny, to powtarzać ten sam zabieg. I tak w kółko, aż do zaśnięcia.

I teraz moja osobista strategia, którą sobie ułatwiałem cały ten proces uspokojenia. Kiedy kładłem się do łóżka i mimo wszystko przez te pół godziny nie mogłem zasnąć, to zauważyłem, że automatycznie moje myśli krążą wokół tematu bezsenności, badania, czy jestem odpowiednio zmęczony (tzw. ruminacje), odliczania upływającego czasu... W ten sposób moja podświadomość dostawała sygnał, że jest problem. A skoro jest problem, to nie ma spania, tylko pobudka do działania. Tak więc z czasem stwierdziłem, że będę się kładł i od razu wyobrażał sobie, że spokojnie sobie śpię. Nawet jeśli nie spałem, to wmawiałem sobie, że śpię głęboko i obudzę się wypoczęty. Nie w tym sensie, że tym sposobem swoją wolą usiłowałem wymusić senność. Nie, nie. Wręcz przeciwnie: odciągałem swoje myśli od faktu, że nie śpię, a w to miejsce w swojej głowie wyobrażałem sobie, że właśnie w tym momencie leżę i głęboko śpię. Po prostu wmawiałem sobie, że leżę i śpię smacznie. Przypominałem sobie, jak kiedyś zasypiałem bez problemu, moje mięśnie się rozluźniały, byłem zadowolony i spokojny. Kontemplowałem te słodkie wspomnienia i wyobrażałem sobie, że (pomimo iż nie śpię) wciąż to czuję i zasypiam sobie lekko, bezproblemowo. Nie obchodziło mnie, jak jest w rzeczywistości, raczej w swoją głowę napełniałem obrazem, jak to mi sie cudownie w tym momencie śpi. Stwierdziłem bowiem, że niczego nie mam do stracenia. Mój umysł kontemplował dotąd brak snu i badał najstraszniejsze objawy, to stwierdziłem, że będę sobie w myślach wmawiał, że śpię sobie głęboko i spokojnie. Początkowo moje myśli buntowały się przeciwko temu, bo lęki zaczęły mi się narzucać. Ale nie walczyłem z lękami, pozwalałem im, aby były, ale dalej sobie wmawiałem, że jednak śpię spokojnie. Tym sposobem moja podświadomość dostawała regularny sygnał, że łóżko + głowa na poduszce = zasypianie. I z perspektywie czasu coś się zaczęło rozluźniać, a przede wszystkim nawet po 3-4 godzinach snu nie czułem się wyczerpany, ale całkiem nieźle wypoczęty.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

14 kwietnia 2019, o 13:22

W ogóle tak na marginesie tych lęków (uwaga! wcale ich nie wypierając, lecz raczej akceptując) dalej sobie wmawiałem, że jednak śpię spokojnie. Lęki są - ok, ale zamiast kontemplować swoje leżenie bez snu, kontemplowałem sobie wyobrażenia, jak to głęboko śpię, rozluźniony, leniwie przeciągający i uśmiechnięty. Kiedy byłem niewyspany i zmęczony, to zaraz po wstaniu z łóżka mimo wszystko zachowywałem się tak, jakbym świetnie się wyspał i był gotowy do działania. Nie spałem, ale zachowywałem się i myślałem tak, jakbym spał. Zrywałem się nad ranem z łóżka, przeciągałem się i mówiłem sam sobie jak wariat: "ach, ale było spanie! super, teraz działamy!" :) Nawet kiedy musiałem wstać po tej połowie godziny nieprzespanej, to sobie mówiłem, że chwilowa pobudka, a za jakiś czas znowu spanie. Kiedy miałem sygnały z ciała, że jednak czuję się zmęczony, to mówiłem sam sobie: "eee tam, pewnie to pogoda, albo jakiś spadek ciśnienia". Wbiłem klin w behawior snu/bezsenności. Tak więc nie wiem, czy na inne osoby też to może podziałać (kluczem jest cierpliwość, a nie wycofywanie się na samym początku), bo nie chcę nikomu mieszać w głowie. Ale faktem jest, że na mnie to działało super. I żyłem w takiej bańce. Po dłuższym czasie, jak mnie popuściło z tym spaniem, to przez tę strategię drzemałem tak, że ledwo można mnie było dobudzić nad ranem :)
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

14 kwietnia 2019, o 13:44

I na koniec: zwróćcie uwagę, jak się zachowują osoby dobrze sypiające, które kładą się do łóżka po całym dniu roboty :) Mówią sobie coś w stylu: "ufff... w końcu łóżeczko... ach, ale dobrze się położyć" :D A osoby z bezsennością? Kładą się pospinani jak agrafki, napięci, odciągają czas położenia sie do łóżka. Już nie ma "kochanego łóżeczka", tylko jest "łóżko-narzędzie tortur". Akceptowałem, że tak mam, bo walka z tymi emocjami tylko pogorszyłaby sytuację. Ale obok (!) tych emocji zacząłem zachowywać się tak samo, jak ci dobrze sypiający. Kładłem się i też wyobrażałem sobie, że "w końcu łóżeczko, ale super, ale odpocznę". Nie wymuszając tym samym tego snu, ale po prostu tworząc sobie w głowie takie przekonanie, że też czerpię taką przyjemność z kładzenia się. Nabrałem bardzo dużo dystansu do tego, co jest w rzeczywistości (że leżę bez snu, tylko z zamkniętymi oczami), a coraz bardziej koncentrowałem się na tym wyobrażeniu ogromnej przyjemności ze spania, które mam w głowie. I znowu: nie w sensie, żebym się do czegoś zmuszał, albo sam siebie katował, że mam się czuć inaczej, niż się czuję. W żadnym wypadku nie! Chodzi raczej o to, że zacząłem się utożsamiać i identyfikować z tymi osobami, dla których łóżko to jest super odpoczynek.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

22 kwietnia 2019, o 20:14

Krótkie świadectwo :)

Wczoraj późnym wieczorem, przed położeniem się do snu, wydarzyła się pewna sytuacja, która sprawiła, że bardzo się zdenerwowałem, i mocno to pobudziło moje nerwy. W takich sytuacjach już wiem, że mam po spaniu. Ale co zrobiłem tym razem?

1. Zaakceptowałem uczucia i emocje, i ewentualność niespania, wiedząc że to normalne, że mogę mieć problem z zaśnięciem po takiej przykrej sytuacji, która wybiła mnie z rytmu. Zaakceptowałem i stwierdziłem, że nic się złego nie stanie, jeśli nie będę spał tej nocy, bo już nieraz nie spałem, i mnie to nie zabiło.

2. Ale do tej akceptacji dołożyłem jeszcze nastawienie takie, że będę sobie "wyobrażał", że mimo wszystko śpię. UWAGA! Nie w tym sensie, żeby wymuszać sen, kontrolować zasypianie, monitorować swoje ciało i uczucia, albo wypierać emocje (tego typu nastawienie KONIECZNIE trzeba zarzucić)! "Wyobrażałem sobie, że śpię" w tym sensie, że mimo tego, że mogę nie spać, to nie będę już więcej kontemplował tego nie-spania, tylko będę napełniał się myślami o tym, jak to fajnie śpię, wypoczywam. Na spokojnie, nie wymuszając efektu, nie próbując wywołać senności, po prostu "wyobrażałem sobie", że śpię cały ten czas, olewając całą resztę, ignorując czy tak jest faktycznie, czy nie. Odejść od kontroli objawu i zewnętrznych symptomów, pozwolić im być, ale w swojej głowie "mówić samemu sobie", że śpi się bardzo fajnie. Myśleć i zachowywać się JAKBY się dobrze spało, a nie koncentrować się na tym, czy to prawda, czy nie.

Jaki był rezultat? Zasnąłem i spałem rewelacyjnie, mimo tego, że wieczorem pewne zdarzenie mnie wybiło z rytmu. Wcześniej takie sytuacje uznawałem za stuprocentowy gwarant nie-spania! Utwierdziłem się w tym, że problemem osób z bezsennością jest nie tylko brak akceptacji nie-spania, ale także wyrobiony nawyk kojarzenia sytuacji kładzenia się z bezsennością. Ten nawyk i skojarzenie posyła podświadomości autosugestie o tym, że nie będzie spania. Dlatego trzeba (1) zaakceptować "najgorsze" (cudzysłów nie bez powodu!), i uzmysłowić sobie, że nic z racji niespania nie grozi, a następnie (2) posyłać do podświadomości sygnały, które kojarzą leżenie w łóżku ze snem, a nie z leżeniem i obserwowaniem bezsenności.
Awatar użytkownika
SasankaLesna
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 307
Rejestracja: 8 lutego 2019, o 13:51

22 kwietnia 2019, o 20:23

Bardzo lubię czytać Twoje spostrzeżenia na temat snu :). Dzięki za czas, który na to poświęcasz!
Czasami lepiej użyć miotacza ognia niż narzekać na ciemność. [T. Pratchett]
kunoichi
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 24 lutego 2019, o 19:01

22 kwietnia 2019, o 21:07

Ja też lubię je czytać i bardzo mi pomagają:)
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

22 kwietnia 2019, o 21:19

Dziękuję :)
Jeżeli tylko to pomaga, to bardzo się cieszę. Pamiętam, jak koszmarny był ten czas szarpania się z nerwicą, w jakim kłamstwie wtedy żyłem i traciłem tylko cenne dni. Dlatego kiedy widzę, że w "kryzysowych" momentach nadal wolność jest silniejsza, to mam wielką radość i bardzo wtedy pragnę pomóc tym, którzy jeszcze dają się okłamywać nerwicowym wyobrażeniom :) Jeżeli tylko to, co piszę, pomaga, to niezmiernie się cieszę. Jeżeli coś z tego, co piszę komuś nie pomaga, to oczywiście nie upieram się przy swoim, i w żadnym wypadku nikomu nie chcę niczego wciskać.

Jeszcze DLA OSÓB WIERZĄCYCH:
Tego sposobu wyjścia z bezsenności nauczyła mnie chrześcijańska nauka o wierze. Ewangelia często mówi, że wiara uzdrawia ludzkie myślenie. Zacząłem zgłębiać ten temat, i krok po kroku zacząłem dostrzegać, że nerwica jest... jakby to powiedzieć... systemem utkanym z okłamywania samego siebie. Takie ogólnie rzecz ujmując:

1. A więc po pierwsze Pismo Święte mówi: "odnawiajcie swoje życie przez zmianę umysłu (dosłownie: "mentalności"), abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe" (Rzym 12,2). A więc, Nerwicowcy, trzeba zdać sobie sprawę, że zasadniczym problemem jest nasze myślenie. Nerwicowiec nie myśli o tym, co "dobre", "przyjemne" i "doskonałe". Dobra jest radość i miłość, przyjemne jest spędzanie swojego życia w wolności, a doskonała jest swoboda, optymizm, nadzieja. Zresztą nadzieja jest jedną z cnót Bożych, więc tym bardziej Bóg chce, żebyśmy żyli nadzieją, a nie zdołowaniem. Nerwicowe myśli są niszczące, bo nie są dla nas dobre, nie są nam przyjemne i nie są doskonałe dla naszego życia. One później wywołują emocje i różne stany fizyczne, a my skupiamy się na tych emocjach i stanach ciała, zamiast sukcesywnie i porządnie zmienić w wielu aspektach (a zwłaszcza na polu nerwicowych lęków) nasze myślenie, a raczej - mentalność.

2. Drugie: 1. "Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" (Łuk.9,24). Nie mogłem spać, bo za wszelką cenę chciałem uratować swoje życie od bezsenności. Chciałem czuć się bezpiecznie, pewnym tego, że nic mi nie będzie. Bałem się, że utracę swoje życie, a to paradoksalnie sprawiało, że nie żyłem. Bojąc się bezsenności i próbując jej zapobiec, dosłownie traciłem swoje życie. Dopiero kiedy byłem gotów utracić swoje życie, rzucić się na to, co mnie najbardziej przerażało i zgodziłem się na to, przyjąłem cierpienie (Ewangelia mówi o "niesieniu krzyża", co wiele osób błędnie rozumie jako zamartwianie się i dołowanie, a jest po prostu pogodną akceptacją cierpienia, na które nie ma się wpływu), wówczas - o dziwo! - zacząłem żyć bardziej "tu i teraz", a przestałem żyć we własnej zabałaganionej głowie, nieustannie kręcąc się wokół błędnego koła. Tak więc pozwól sobie na utratę życia. Cóż to za życie - ciągle się mordować z tym dziadostwem? Kiedy naprawdę utraciłem swoje życie, to jakoś odrodziłem się w sercu na nowo, dostrzegłem, że poza nerwicą jest jeszcze realny świat wokół, który zaniedbałem. Dopiero kiedy utraciłem kontrolę i zaakceptowałem bezsenność, mogłem UWIERZYĆ, że wszystko jest dobrze i jestem tak naprawdę bezpieczny (tylko sobie wmówiłem co innego, wierząc bardziej swoim myślom, niż Bogu).

3. Po trzecie: "W wierze, a nie w oglądaniu postępujemy naprzód" (II Kor.5,7). Czyli uwierzyć, że nerwica nie jest ostateczną prawdą o nas samych. Ona jest pewnym zapętleniem, iluzją. Wiara mówi, że jesteśmy bezpieczni. Tak więc wierząc w swoje uzdrowienie wewnętrzne, nie należy koncentrować się na tym, czy widać albo czuć efekty, tylko po prostu mieć w głowie dobrą myśl POMIMO tego, co widać. Kiedy kontrolujemy emocje czy odczucia w ciele, to tak jakbyśmy chcieli "postępować naprzód w oglądaniu", a to przecież "w wierze postępujemy". Można dłuższy czas nie widzieć efektów, ale życie wiarą w uzdrowienie serca polega na tym, że POMIMO TEGO (pozwalając temu być) w swojej głowie, umyśle i w sercu żyje się już tak, JAKBY się było wolnym. Widzi się samego siebie wolnym, bo "wiara widzi to, co niewidzialne" (Hbr.11,1). Żyje się życiem człowieka wolnego, POMIMO wszelkich tych lęków, NIEZALEŻNIE od nich, jak gdyby OBOK nich.

4. O Abrahamie jest napisane, że "nie osłabł w wierze, ani się nie oglądał na swoje ciało obumarłe", którego odczucia i obserwacje przeczyły jego wierze (Rz.4,19). W innym tłumaczeniu, że "nie osłabł w wierze, chociaż widział swoje ciało obumarłe". Czyli wierzyć, to akceptować emocje, odczucia i stany, ale w swoim sercu i tak "wiedzieć swoje", ufać. Nie przez wysiłek czy kontrolę, ale przez rozwijanie nadziei, której częściami składowymi są: optymizm i budowanie wyobrażeń całkowicie odmiennych od tych wyrobionych w drodze nerwicy. Można powiedzieć potocznie, że Abraham olał to, co czuł i widział, nie uznając tego za coś, w czym należy się zagłębiać, tylko wierzył, że POMIMO to jest wolny i to potwierdzał słowami, czynami. Nie wypierał, nie walczył ze swoimi odczuciami, ale po prostu "nie oglądał się na nie", raczej koncentrując się na innym patrzeniu na tę sytuację, w oparciu o wiarę. Ja też postanowiłem "nie osłabnąć w wierze, ani się nie oglądać na objawy", tzn. przestałem się na tym skupiać, badać, monitorować, macać się, czy jest poprawa czy nie, a może pogorszenie... :) Po prostu "nie oglądałem się" na objawy, nie koncentrowałem się na nich, tylko rozwijałem z wiarą moje wyobrażenie jako kogoś wolnego.

5. Piąte: "Wiara to mocne przekonanie o tym, czego nie widać" (Hbr.11,1). Czyli znowu: nieważne, co się odczuwa czy widzi, można wierzyć w to, że jest się wolnym, żyć tak JAKBY się było wolnym, choćby to, co "widzialne" krzyczało ze wszystkich stron, że tak nie jest. Pozwolić temu krzyczeć, ale w dalszym ciągu wierzyć i zachowywać się tak JAKBY JUŻ DZIŚ było się wolnym, zacząć "w wierze" praktykować życie wolnego człowieka, nabierać nawyków, skojarzeń i wyobrażeń wolnego człowieka. Z czasem wiara zmieniała mój umysł.

6. "Przeciw mnie powstali kłamliwi świadkowie" (Ps.27,12). Trzeba na spokojnie rozeznać, które myśli i wyobrażenia są kłamliwe. Często przychodziły do mnie myśli, które mnie w nerwicy okłamywały: wyświetlały mi przerażające scenariusze, dawały "świadectwo" o tym, że jest beznadziejnie. Kiedy zrozumiałem powyższy werset, to dystansowałem się do tych myśli i zacząłem przyglądać się im, zadając sobie pytanie, co one próbują mi teraz "sprzedać". Najczęściej te lękowe myśli i wyobrażenia sprzedawały mi kit :)

7. "Gdy się położę, zasypiam spokojnie, bo Ty sam jeden, Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie" (Ps.4,9). Tutaj znalazłem bardzo cenną wskazówkę: człowiek zasypia spokojnie, kiedy "mieszka bezpiecznie". W gruncie rzeczy bezsenność wynika z codziennego życia w braku poczucia bezpieczeństwa. Co odbiera Ci poczucie bezpieczeństwa? Co sprawia, że się wybudzasz, bo czujesz zagrożenie? A może już sama sytuacja kładzenia się spać jest tym wyczuwanym rzekomym niebezpieczeństwem, tak że nie czujesz się, że "mieszkasz bezpiecznie", i w efekcie nie śpisz? :) Zacząłem więc medytować długo i spokojnie nad tym, że "Bóg pozwala mi mieszkać bezpiecznie" (różaniec to chrześcijańska medytacja), po czym kładąc się, wyznawałem: "położę się i zasypiam spokojnie". I nawet jeśli nie spałem całą noc, to wierzyłem (a nie "oglądałem"), że wypocząłem bardzo świetnie, "nie oglądając się" na objawy. Wstawałem tak, jakbym dobrze spał, myślałem, mówiłem i działałem jak człowiek pozbawiony tego problemu. Wszedłem w rolę znakomicie śpiącego :) Przez wiarę, czyli pozwalając na to, żeby były różne myśli i emocje, ale w ogóle się na nich nie zatrzymując, tylko "wiedząc" swoje (czyli wierząc).

8. "Oto dzień, który Pan nam dał, weselmy się i cieszmy się nim" (Ps.118,24). Zrozumiałem, że Bóg chce, żebym żył radością, nadzieją, optymizmem. A więc nawet jeśli nie przespałem całej nocy, to nie pieściłem się ze sobą i ze swoją nerwicą (ani się z nią szarpałem, w ogóle ją ignorowałem), i wstawałem tak, JAKBYM przespał znakomicie całą noc, działałem tak, JAKBY bezsenność mnie nie dotyczyła, mimo nieprzespania, wstawałem i dziękowałem: "Panie Boże, dziękuję za tę noc, świetnie wypocząłem, a teraz nowy dzień!" :) Przeciągałem się, jakbym rzeczywiście wyspał się po wszystkie czasy :) bo "w wierze, a nie w widzeniu postępujemy naprzód". Uczyłem się cieszyć każdym dniem, spędzałem go aktywnie, zacząłem nastrajać się na widzenia pozytywów, szklanka zaczęła być do połowy pełna, a nie pusta; z czasem było mi szkoda tracić każdego "dnia, który dał mi Pan", zamartwiając się nerwicą i spaniem, a zamiast tego starałem się doceniać każdy dzień życia jako dar od Boga. Zacząłem żyć "dniem", a nie nerwicą, tzn. uczyłem się na nowo żyć realnym światem, "tu i teraz", a nie w swojej udręczonej głowie :)

9. "Nie smućcie się, albowiem radość w Bogu jest siłą waszą" (Neh. 8,10). "Zawsze się radujcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was" (1Tes.5,17). "Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się" (Flp.4,4). Na początku (w punkcie 1) wspominałem o tym, że podstawą jest nieustanne nastawienie na to, że moja mentalność musi być zmieniana, abym żył tym, co "dobre", "przyjemne" i "doskonałe". Zrozumiałem, że z wiecznego malkontenta i zamartwiacza muszę stać się człowiekiem pogodnym, optymistycznym, pełnym nadziei :) To naprawdę duży krok.

10. "Ci, którzy ufają Panu, są jak góra Syjon, co niewzruszenie trwa przez wieki" (Ps.125,1). Wreszcie, wierząc, że mimo odczuć i objawów jestem kimś wolnym, widząc siebie jako wolnego i zachowując się jak wolny, musiałem nastawić się na wytrwałość. Nie przez niedopuszczanie do siebie emocji, tylko pozwalając im być, ale stojąc wyżej, na "górze, co niewzruszenie trwa". Cierpliwie, wytrwale, nie cofając się z powrotem w nerwicowe iluzje. A jeśli nawet się cofnąłem, to nie było tragedii, bo zawsze można wrócić. "Tym, którzy są blisko Boga, wszystko prowadzi ku dobremu" (Rzym.8,28). Czyli można odetchnąć: nawet upadki i chwilowe kryzysy mogą okazać się dobroczynne, byle nie zmieniać kursu swojego myślenia i nie zniechęcać się niepotrzebnie :)
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

22 kwietnia 2019, o 21:52

A, no i na koniec: "Szczęśliwi są ci, którzy nie widzą, a jednak wierzą" (Jan.20,29). Czyli nieważne, co widać i czuć. Wszystko rozgrywa się w naszym wnętrzu, w naszych wyobrażeniach i przekonaniach, w które wierzymy :) Wierzy się JUŻ DZIŚ w jakieś prawdy. Jeżeli wierze w nerwicowe projekcje, to mam bezsenność. A jeżeli wierzę, że jestem wolny od nerwicowego błędnego koła bezsenności, to włączam totalny ignor na to, co widać, i choćbym "nie widział, to jednak wierzę", że jestem wolny, i zachowuję się tak, jak człowiek wolny :) Może być na początku ciężko (albo epizodycznie), ale takie ciężary to tylko umacniały moją wiarę, bo słaby to żeglarz, który pływał tylko po spokojnym morzu, a silny żeglarz pływał i po spokojnym morzu, i po wzburzonych falach podczas sztormu :) Do myśli, które mnie próbują znów wciągnąć w błędne koło nabieram dystansu, patrzę na nie z boku i przyglądam się, co tam za żonglerkę mi chcą przedstawić :) Do objawów zmęczenia itd. też podchodziłem z dystansem, powtarzając sobie: "szcześliwi, którzy nie widzą" efektu, a "jednak wierzą". U mnie podświadomość z czasem dostosowała się do treści wiary, do tego, w co wierzyłem, nie potrzebując widzieć efektów :) [Wiara to uznanie jakiegoś przekonania DZIŚ, a nie oczekiwanie w niepokoju, że coś się stanie, nadzieja to dobra myśl, że BĘDZIE DOBRZE, a miłość to wiadomo] Jeżeli ktoś ma słabą wiarę, to nic nie szkodzi, bo wiara w uzdrowienie serca jest czymś, co się rozwija, dojrzewa z czasem, wzmacnia się także w trudach.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

10 maja 2019, o 11:14

Tak żyjąc sobie w wolności od dawnych lęków, pomyślałem, że podzielę się z osobami wciąż dręczącymi się bezsennością takimi oto pytaniami :) Zakładam, że zaśnięcie utrudnia Ci myślenie o spaniu, połączone z lękiem o to, czy zaśniesz i jak będziesz funkcjonował następnego dnia. I że generalnie odbiera Ci to poczucie bezpieczeństwa, co dodatkowo zmusza Cię do myślenia o spaniu i robienia z tego najważniejszego tematu życia. Oto pytania :) Zadaj je sobie w całkowitej szczerości:

1. Co tak naprawdę może się stać, jeśli nie prześpisz tej nocy tak, jakbyś chciał? Czym Ci to NAPRAWDĘ grozi?
[Od razu taka moja sugestia: nie okłamuj się, że będziesz przez to bez nastroju, rozdrażniona/y, zmęczona/y. To zmęczenie jest w większej części efektem koncentracji na lęku, a nie bezsenności. To życie w lęku powoduje wyczerpanie, a nie niedobór snu. Ponadto przespałem wczoraj spokojnie 8 godzin, a w ciągu dnia też wpadłem w senność i zmęczenie. Pewnie nie pamiętasz tego, że też tak miewałaś/miewałeś zanim pojawiły się problemy ze snem]

2. Czy potrafisz znaleźć jakieś pozytywy nocy, podczas których nie możesz spać? Czy naprawdę bezsenność łączy się tylko z negatywami? A może kiedy senność całkiem już odeszła to fajnie jest sięgnąć po książkę, po którą nie miało się czasu sięgać? Albo popatrzeć na widok nocnego miasta? Albo posłuchać muzyki? Może zatem bezsenna noc jest nie tylko problemem, ale jeszcze bardziej da się ją polubić? Czy dasz radę polubić bezsenność? :) Jeśli nie, to zadaj sobie pytanie, dlaczego? Skąd takie ograniczenia? Przecież i tak Ci one nie służą. A świat nie jest czarno-biały. I bezsenność też nie jest tylko czarna :)

3. Czy potrafisz wyobrazić sobie życie, w którym przestajesz żyć tematem bezsenności, a wracasz do REALNEGO życia? Jakby ZAPOMINASZ o problemie i zajmujesz się w pełni zaangażowania w ŻYCIE, a nie w pierdoły? :) Czy potrafisz olać objaw, a żyć tym, czym być żyła/żył, gdybyś spała/spał bez problemu? Czy naprawdę musisz się na tym koncentrować? Jasne, przychodzą silniejsze automatyczne myśli i mimo Twojej woli emocje ciągną do bezsenności (nauczone tak długim czasie życiem w lęku i analizach). Ale czy potrafisz wyobrazić sobie życie bez uporczywego dialogowania z tymi myślami?

4. Czy jesteś w stanie uznać, że problemem nie jest sen, ale to, że nadajesz mu takie znaczenie i Twoja osobowość budowana była przez lata w taki sposób, że brak Ci luzu, olewki, za bardzo reagujesz na wszystko, co Ci może zakłócić poczucie bezpieczeństwa, nie masz w życiu zbyt dużo dystansu i wywalenia na bzdury, masz tendencję do obsesyjnego szukania zagrożenia, ciężko Ci śmiać się z samej siebie/samego siebie w tych pseudo-tragediach? Że po prostu to jest problem, a REALNYM problemem nie jest sen?
[Od razu sugestia: osoby zdrowe też miewają problemy ze snem. Ale różnica między nimi a nerwicowcami jest taka, że osoba zdrowa po nieprzespanej nocy żyje swoimi sprawami, a nie koncentruje się na śnie; ma wywalone na temat. Natomiast nerwicowiec stara się lękliwie uratować sen i dać sobie poczucie bezpieczeństwa, a w efekcie jest gorzej i gorzej]
nadia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 28
Rejestracja: 15 września 2014, o 19:28

3 czerwca 2019, o 22:53

Bardzo Ci dziękuję za te wpisy! Są mega! Chyba najbardziej do mnie trafiły A szperam po necie już ktorys rok jak tylko wracają lęki z bezsennościa. Każdy nerwicowiec który nakręca się tym że nie zasnie widzi ten sam problem. A mianowicie jak strasznie będę się czuła kiedy nie prześpię tej nocy. I faktycznie potem człowiek czuje się strasznie Ale bardziej od lęku i nakrecania.
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

17 lipca 2019, o 03:34

Witam Was :-) Rzadko bywam, ale wchodzę teraz, bo bezsenne noce wróciły. Rozstałem się z dziewczyną, po prostu oboje stwierdziliśmy, że jest nam coraz dalej od siebie, aniżeli coraz bliżej. I choć rozstanie odbyło się w nastroju pokojowym, to jednak siłą rzeczy pojawia się mieszanina emocji, a one uderzają w słaby punkt. No i stwierdziłem, że warto zostawić tu garść refleksji związanych z "nawrotami" (a nie są to tak naprawdę nawroty, o czym później), bo pewnie są osoby, które a) poprzez "nawroty" wpadają znów w mechanizmy nerwicowe, b) przez "nawroty" obawiają się, że nigdy z tego nie wyjdzie, c) na zapas martwią się, że będą "nawroty". I oto moje myśli, do których doszedłem przez ostatnie bezsenne noce:

1. Bezsenność sama w sobie nie jest nerwicą. Dlatego nie ma sensu od razu etykietować tego jako "nawrót". Są osoby, które w różnych sytuacjach i momentach życiowych po prostu reagują zaburzeniami snu. Taka jest już specyfika co wrażliwszych. W pewnym sensie to naturalne.

2. Warto zdać sobie sprawę, że bezsenność składa się z trzech etapów: czynniki predysponujące, czynniki wyzwalające i czynniki podtrzymujące. Czynnikami predysponującymi są cechy charakteru, jak np. większa wrażliwość, temperament itd. Później są czynniki wyzwalające, czyli sytuacje, które wyzwalają reakcję w postaci bezsenności. Wydarza się coś trudnego albo nagłego, a ponieważ jesteśmy osobami predysponującymi do zareagowania brakiem snu, no to mamy brak snu. Normalne. Nerwica zaczyna się dopiero na trzecim etapie, czyli kiedy w grę wchodzą czynniki podtrzymujące. Są to nasze myśli, zachowania, "wkręcania się", które podtrzymują bezsenność. Bez nich zaburzenia snu mogą potrwać kilka dni, a nawet tygodni, ale znikają, kiedy już mamy w życiu spokojniej. Ale nerwicowe nawyki podtrzymują bezsenność. Warto to zrozumieć i zaobserwować przechodzenie z jednego etapu do drugiego.

3. Więc zamiast od razu wpadać w myśli, że oto mamy "nawrót", a skoro "nawrót", to nie poradziliśmy sobie z nerwicą, warto w pełni zaakceptować brak snu, a nawet potraktować to jako sytuację, dzięki której lepiej poznajemy siebie. Bo o to tu w gruncie rzeczy chodzi :) I tak osoby przechodzące na trzeci, "podtrzymujący" czyli "nerwicowy" pułap to osoby, które:

* generalnie w życiu lubią sobie raczej utrudniać, niż ułatwiać
* mają tendencję do wynajdywania sobie problemów, no bo dzień bez problemu to dzień stracony :)
* lubią się pozamartwiać, bo najwidoczniej zamartwianie się pomaga w życiu :)
* są raczej pesymistami, niż optymistami
* lubią się zagłębiać w siebie i analizować każdą najmniejszą myśl i emocję
* nie potrafią żyć "obok" trudności, tylko ciągle muszą żyć trudnościami w nadziei, że kiedy dopiero się rozwiążą, to wtedy będzie można zacząć żyć; mimo iż życie co rusz dostarcza nam kolejnych problemów, a naszym zadaniem jest zrozumieć, że problemy przychodzą i odchodzą, tak już jest

Nad tymi cechami osobowości (powtarzam: nad cechami, a nie nad nie odczuwaniem danych emocji) warto pracować w kontekście CAŁEGO ŻYCIA W CIĄGU DNIA, a nie w kontekście snu. Sen zostawiamy tak jak jest, albo go nie ma, albo jest. Ale nie ma osobnej jednostki chorobowej pod tytułem: "mój sen choruje" :) Brak snu wyrasta z tych naszych cech, które mają przełożenie na inne aspekty życia. Dlatego epizodyczne nawroty BEZSENNOŚCI TO ZNAKOMITA OKAZJA I SZANSA DLA NAS :)
HooSee
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 12 grudnia 2018, o 20:06

17 lipca 2019, o 03:51

Jeszcze dwie rzeczy warto powtarzać:

1. Bezsenność to poniekąd naturalna reakcja. Nie każdy brak snu już jest nawrotem, nawet jeśli przez pewien czas sobie trwa.
2. Im więcej myślenia o spaniu - tym mniej spania. Im mniej myślenia o spaniu - tym więcej spania. Tak więc całym tym egocentryzmem tylko sobie ukręcamy pętlę na szyję, a nic nam on niestety nie da :) Czyli: żyć obok problemu. On nie powinien być tematem naszego życia.

I jeszcze jeden punkt:

3. Warto zadać sobie pytanie, czy jesteś w stanie zgodzić się i przystać na taką formuję życia, jaka jest teraz, czyli potencjalnie nie śpiąc w nocy. Czy jest to dla Ciebie do przyjęcia, że tak może wyglądać Twoje życie i jakoś mimo wszystko się w tej sytuacji odnajdziesz i się do tego przyzwyczaisz? Czy może to dla Ciebie najgorszy koszmar, absolutnie nie do przejścia, masakra i rzecz nieakceptowalna? Bo jeżeli jesteś w stanie w ostateczności po prostu stwierdzić: "cóż, takie mam noce nieprzespane, ale jakoś do nich przywyknę i wymyślę sobie strategie funkcjonowania w ciągu dnia, które sprawią, że mi nie będą te bezsenne noce aż tak przeszkadzać", to wówczas stopniowo będą odchodzić z Twojej głowy oczekiwania wobec nocy, a wraz z brakiem oczekiwań zmniejszy się napięcie i sen zacznie wracać sam. A jeżeli nie jesteś w stanie przywyknąć do bezsennych nocy, to za każdym razem będziesz próbować się ratować, a co za tym idzie - każda noc będzie szarpaniną. Wybór należy do Ciebie :) Tak tylko dodam, że bezsenność nie jest największym koszmarem i krzyżem, jaki może spotkać człowieka :) Ludzie znajdywali się w dużo gorszych położeniach i potrafili do nich przywyknąć, nawet bez nadziei wyleczenia :) A Ty możesz przywyknąć, aby z czasem sytuacja się sama zmieniła.

NIE ZMIENIAJMY SYTUACJI NA SIŁĘ. ZMIEŃMY SWOJE PODEJŚCIE DO NICH, A ONE RÓWNIEŻ SIĘ ZMIENIĄ.
ODPOWIEDZ