Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Hej!

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
purity
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 1 czerwca 2018, o 09:16

2 czerwca 2018, o 09:10

Hej! Forum czytam od jakiegoś czasu, postanowiłam w końcu się zarejestrować ;) Mam 24 lata. Moje problemy z nerwicą zaczęły się, tak na dobre, w styczniu 2016 roku. Wszystko przez anginę, zaczęłam się zastanawiać skąd ona się wzięła. Wiadomo jak kończy się czytanie o chorobach w internecie, stwierdziłam, że na pewno jestem chora na HIV. W moim przypadku miało to jednak jakieś podstawy- pracowałam przez jakiś czas w studiu tatuażu. Wiadomo, człowiek stara się dbać o higienę i dla siebie i dla klienta, ale nigdy nic nie wiadomo. Przez dwa tygodnie czułam się jak zombie, nie mogłam myśleć o niczym innym. Pierwszy raz doprowadziłam się do takiego stanu. Byłam na badaniach, oczywiście okazało się, że jestem zdrowa i nie ma się czym martwić. Ale od tamtego momentu byłam wręcz przerażona krwią, albo tym, że 'co jeśli tu była krew, a ja nie zauważyłam'. Takim sposobem korzystanie z toalet na mieście stało się koszmarem. W późniejszym czasie miałam dwa ataki związane właśnie z krwią.
Raz- do pracy przyszedł starszy facet z zakrwawionym łokciem. Byłam tak przerażona, że nie potrafiłam go wyprosić, mimo, że był to lokal gastronomiczny. Po wyjściu tego gościa, parokrotnie myłam ręce, bałam się później dotykać pieniędzy, którymi płacił. Nie mogłam się uspokoić, płakałam przez długi czas. Jedyną pomocą był mój chłopak na telefonie.
Dwa- znajomi przyszli do nas na wieczór pogadać, popić itd. Dziewczyna miała świeżo zrobiony tatuaż, więc musiała go w trakcie zmienić opatrunek i go przemyć. Musieliśmy dać jej nożyczki, żeby ściągnęła folię. Już wtedy przyspieszył mi oddech. W moich oczach cała łazienka była 'skażona' mimo, że dostała ręcznik papierowy i nie dotykała wielu rzeczy. Nie mogłam się później uspokoić, to był zdecydowanie gorszy atak, dołożył się do tego też alkohol. Na szczęśnie więcej ataków paniki nie miałam.
Podsumowując, w pewnym momencie bałam się dotknąć nawet talerzy, które trzeba było umyć, bo co jeśli klient miał zranione usta. Na pewno ta krew przeniosła się na talerz/widelec, a ja zachoruję. Bałam się dotknąć pieniędzy, klamek w miejscach publicznych.. Bo wszędzie mogła być krew.
Kolejna rzecz, która nie dawała mi spokoju to religia. Ciągłe pytania typu 'co jak będę sądzona o coś, co wg boga w którego nie wierzę jest złe' albo 'jak można zostać opętanym/ co jeśli coś mnie opętało'. Doszłam do tego momentu, gdzie nie mogłam obejrzeć żadnego horroru, bo przecież wszystko może się zdarzyć (a dodać powinnam, że horrory uwielbiam). Moje wkręty były na tyle mocne, że przy dotknięciu palcem biblii, zaczynała mrowić mnie dłoń (zaczynając od palca dotykającego). Żeby sprawdzić czy rzeczywiście nic mnie nie opętało, chodziłam do psów. Sprawdzałam czy reagują na mnie normalnie, bo jeśli byłoby coś ze mną nie tak- one na pewno by to wyczuły.
Bałam się też przeglądać internet. Bałam się, że na zdjęciach, np na FB, zobaczę coś niepokojącego. Za każdym razem wołałam chłopaka, żeby spojrzał na zdjęcie, bo wiedziałam, że jemu nic nie będzie, a ja trochę się uspokoję. Sama nie wiedziałam co może mi się stać, ale bałam się, że coś się stanie, właśnie przez zdjęcie, albo jakiś tekst.
I wisienka na torcie, której do końca nie mogłam się pozbyć nawet na psychotropach. Pewnego dnia oglądaliśmy z chłopakiem film, w pewnym momencie kobieta z depresją zaczęła płakać o to, że już nie może patrzyć na swojego męża. Byłam osobą, która była bardzo zakochana, która często mówiła, że kocha. Nagle coś we mnie pękło, popłakałam się, byłam przerażona, że co jeśli nie kocham mojego chłopaka, co jeśli to przyzwyczajenie itd. Od tamtej pory, mimo, że mam lepsze okresy, mam wielki problem powiedzieć, że go kocham. Boję się, że go okłamię.
Od września 2016 brałam Paxtin, zaczęłam chodzić na terapię, którą skończyłam w marcu/kwieniu 2017. Stwierdziłam, że już nie potrzebuję, na tabletkach czułam się dobrze (oprócz senności), nie miałam parogodzinnych maratonów myślenia. Wiadomo, myśli przepływały, ale nie zastanawiałam się nad nimi, albo mówiłam sobie 'wieź sobie już nie wymyślaj'. Działało. Myślałam, że będzie już dobrze, ale jak się okazuje ominęłam jedną ważną rzecz. Nie umiem radzić sobie z myślami, nie mogę się niczym zająć. Skończyłam brać leki na początku kwietnia.
Zastanawiałam się czy to ja nie spieprzyłam sprawy, bo przez ostatnie dwa miesiące na lekach, miałam jeszcze 3 albo 4 inne rodzaje tabletek do brania od innych lekarzy. Zaczęłam się gubić w tym co brałam, a czego nie (mimo budzików na tabletki). Wyszło tak, że przez ten miesiąc/dwa brałam psychotropy nieregularnie (co drugi dzień, później przez kilka dni codziennie). Mówiłam o tym psychiatrze, ale stwierdziła, że trudno, a teraz mam schodzić z nich przez tydzień normalnie(brać co drugi dzień). Oczywiście dawkę miałam zmniejszoną na minimalną od dłuższego czasu.
Z Pani psychiatry zadowolona nie jestem. Były to 5minutowe wizyty typu 'co słychać, dobrze- masz tu receptę'. Jeśli zdecyduję się iść kolejny raz do lekarza, na pewno wybiorę innego. Z resztą jak na ostatniej wizycie powiedziałam się, że boję się, że zrobię coś chłopakowi, stwierdziła, że przecież musiałabym go dobijać i to nie jest taka łatwa sprawa..
Ostatni miesiąc leków był dla mnie niepokojący, bałam się z nich schodzić, z drugiej strony chciałam mieć już od nich spokój. Przestałam brać leki, na nowo zaczęło się uczucie niepokoju, spięcia w klatce piersiowej. Myślałam, że przejdzie. Nie przechodzi. Jeśli chodzi o myśli związane z chorobami, jest okay, jeśli zaczynam się stresować to na krótko. Ogólnie czuję się ostatnio na tyle beznadziejnie, że stwierdziłam, że mam gdzieś te wszystkie wymyślane choroby, jeśli jakąś będę miała to chociaż szybciej umrę.
Ostatnio byliśmy w ruinach zamku, trochę się bałam, że może nie powinniśmy tu być, bo na pewno kiedyś ktoś tu umarł. Ale nie było źle.
Czasem jeszcze też boję się, że co jeśli jednak jestem na coś chora i mogę kogoś innego zarazić, bo np mam zaciągniętą skórkę przy paznokciu.
Obecnie najgorzej jest z moimi uczuciami. Dodać muszę, że pierwszy raz odkąd mam nerwicę, mam mieszankę smutku, strachu i wkurzenia. Wkurzają mnie wszyscy i wszystko, mam wybuchy o jakąś głupią rzecz, której nie mogę znaleźć. Przez dłuższy czas ostatnio byłam wkurzona na chłopaka. Ale tylko jeśli go przy mnie nie było. Dostawałam wiadomość, od razu myśl 'co on ode mnie chce' albo 'znalazł coś w necie i myśli, że jest fajny'. Szukałam sobie rzeczy, którymi mogę mu dowalić. Kiedy siedzieliśmy razem w pokoju, prawie całkowicie to mijało. Teraz na szczęście wkurzenie względem niego się zmniejszyło. Cały czas jednak nie mogę sobie poradzić z głupimi myślami typu, że go nie kocham(po pół roku zadawania sobie długich pytań 'a co jeśli..' skróciłam je po prostu do wersji, że nie kocham (a tym momencie, może to minie)). Ja wiem, że jeśli płaczę o to, że co jeśli do niego nic nie czuję, że zastanawiam się czy mi się podoba, że boję się, że ktoś inny mi się spodoba (dlatego teraz nie lubię za bardzo kontaktu z ludźmi.. muszę też dodać, że trochę bałam się rejestrować na tym forum, z moim chłopakiem poznaliśmy się dzięki innemu forum, więc teraz boję się, że ubzduram sobie, że na pewno tu znajdę sobie kogoś innego..), albo on mnie zostawi, to znaczy, że kocham. Ale mam teraz trochę inny problem, boję się przystopować z tymi myślami. Wiem, że jeśli przystopuję, może być znów dobrze. ALE CO JEŚLI TYM RAZEM WYJDZIE, ŻE SIĘ USPOKOJĘ I UŚWIADOMIĘ SOBIE, ŻE NIE KOCHAM. Koło się zamyka. Dodatkowo przez to, że budzę się od razu zestresowana i przestraszona, to nie wiem czy chcę żeby mnie przytulał czy całował na dzień dobry. Zaczęłam się też zastanawiać czy częściej się sprzeczamy, czy częściej mi coś nie pasuje itd.
Boję się, że im dłużej tkwię w takim stanie, tym gorzej będzie mi wrócić do normalności, albo, że przez to moje uczucia ulatują i już nie będzie jak kiedyś..
Ostatnie dwa dni były dobre, odwiedzili nas moi rodzice (wyprowadziłam się do chłopaka na drugi koniec Polski, więc nie widujemy się często). Byłam szczęśliwa, przytulałam się do chłopaka, nie myślałam. Kiedy odjechali, po jakiejś pół godzinie, miałam konkretne załamanie. Miałam ścisk w sercu, najmocniejszy chyba do tej pory (mimo w miarę normalnego tętna, które uspokoiło mi się trochę po tabletkach ziołowych). Też w pewnym momencie nie mogłam się pozbierać.
I tu widać jak głupie jest moje myślenie. Cieszyłam się na rodziców, dużo rozmawiałam, byłam zajęta itd. Po odjeździe się podłamałam. Mimo to nie umiem stwierdzić, czy to rzeczywiście tęsknota. Nie umiem powiedzieć także im, że ich kocham (bo ostatni raz robiłam to chyba w podstawówce). I niby wszystko jest oczywiste, ale mam wątpliwości.
Od poniedziałku zaczynam znów psychoterapię. Myślę o psychiatrze, ale boję się, że znów po zejściu z tabletek mi się pogorszy..

I z góry przepraszam jeśli nie będę się często udzielać w innych tematach. Boję się czasem znać niektóre szczegóły problemów innych, bo co jeśli ktoś sobie coś zrobi, ja mogłam temu zapobiec, nie zrobiłam nic i będzie to moja wina.
ODPOWIEDZ