Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Fobia społeczna z 30-sto letnim stażem pracy.

Forum dotyczące problemu jakim jest fobia społeczna oraz inne fobie specyficzne.
Umieszczamy tutaj swoje historie, pytania i wątpliwości.
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

1 lipca 2022, o 11:43

Rozdział 1 - level dziecko

Od kiedy pamiętam (wiek 3-7 lat) byłem uważany (słusznie) za dziecko nieśmiałe, zamknięte w sobie. Przedstawienia przedszkolne i inne takie pierdółki dostarczały mi stresu, ale mój umysł był jeszcze zbyt prymitywny aby wytworzyć reakcję paniczną w pełnej krasie.

Rozdział 2 - level gimbus

Mój "genialny" umysł nauczył się jak spieprzyć mi życie, jak wytworzyć reakcję paniczną w pełnej swojej krasie, wraz z szeroką gamą objawów somatycznych (drżenie rąk, mięśni twarzy, głosu, skok ciśnienia, pełen focus na tym co się tu ze mną odwala). Społecznie mocno wycofany, wszelkie odpowiedzi ustne dostarczały lęku antycypacyjnego oraz "ostatecznego" w momencie przepytywania. Pełna gama objawów somatycznych pojawiała się sporadycznie, w specyficznych sytuacjach.

Rozdział 3 - level licealista

To samo co w levelu poprzednim, środowisko bardziej przyjazne (patologiczni podludzie radośnie poniżający innych odsiani, bo liceum dość dobre). Lęk przy standardowych odpowiedziach ustnych bez zmian 8/10, lęk przy prezentacjach twarzą do publiki 10/10, z całą gamą fizycznych "popisów" lękowych.

Rozdział 4 - level studia

Relatywnie spokojny czas. Ze względu na niehumanistyczny charakter studiów, odpowiedzi ustne bardzo rzadkie, kiedy już się przydarzały, szedłem na nie po wyzerowaniu małpki w kiblu. Pierwszy kontakt z lekami - na obronę inż. hydroksyzyna w dawce 7 tablet - efekt przymulenia, jakoś poszło, ale niezadawalająco. Na obronę mgr postawiłem więc na relanium. Społecznie nadal wycofany, ale alkohol pozwolił mi zażyć odrobinę "życia studenckiego"

Rozdział 5 - level bezproduktywny leń, któremu nie chce się iść do roboty

Po studiach odcinka od znajomych, lęk przed rozmowami rekrutacyjnymi, wegetacja w domu (jak we więzieniu), brak pieniedzy, perspektyw na cokolwiek, uświadomienie sobie, że zmarnowałem młodość i nigdy jej nie odzyskam - skutek depresja. Psychiczny upadek tak bolesny, że pojawiło się pierwsze poszukiwanie pomocy psychiatrycznej. Pomoc psychiatryczna niepomocna. Po braniu piguł przez pół roku, zero rezultatów. Porzucenie pana doktora.

Rozdział 6 - level "powrót do życia"

Po kolejnym mentalnym upadku na dno, wizyta u kolejnego psychiatry. Tym razem pojawiła się ONA - benzodiazepina. Oczywiście też pełna gama różnych innych piguł, rotacyjnie wymienianych na inne, wszystkie o skuteczności tabletek na odchudzanie. Z benzodiazepin przetestowałem prawie wszystkie, ostatecznie zapałałem miłością do Alprazolamu (od którego po dziś dzień jestem uzależniony). Za sprawą tego specyfiku po raz pierwszy zaznałem normalnego życia. Praca, nowi znajomi, imprezy, kontakty z płcią przeciwną, zapisanie się na zajęcia sportowe itp.

Rozdział 7 - level "koniec sielanki"

Pani doktor już nie chciała wypisywać mi "tabletek szczęścia", poszedłem do psychiatry od uzależnień, który gdy usłyszał jaką farmakoterapię stosuję od 2 lat, stwierdził, że za 10 lat najpierw zdebileję, a potem wyląduję na wózku. Nastąpiło powolne odstawianie, ze wzlotami i upadkami. Dodatkowo standardowe antydepresanty, antylękowe, które działają gorzej niż placebo.

Rozdział 8 - level "ostateczne zwątpienie w farmakoterapię"

Po trzyletniej przygodzie z lekami wszelkiej maści, doszedłem do wniosku, że prędzej wątroba mi wysiądzie niż poczuję coś więcej niż przymulenie, zmęczenie i senność. Nastąpiła decyzja o wizycie u psychologa. Po kilku sesjach, doszedłem do wniosku, że facet opowiada mi to samo, co wyczytałem w kilkudziesięciu książkach i bierze za to 200 zł/h. Zaproponował, żebym umówił się z dziewczyną i poszedł na spotkanie bez "wspomagaczy", trząsł się, rozmawiał z nią drżącym głosem (rozmowa zapewne nie byłaby długa, bo po kilkunastu minutach powiedziałaby, że zostawiła zupę na gazie i musi lecieć), potem po powrocie do domu podejść do lustra i powiedzieć sobie "brawo poszedłem na spotkanie bez leków". Gdybym za każdym razem, gdy miałem przed kimś atak paniki mówił do lustra "brawo tym razem też trząsłeś się jak galareta, a oni patrzyli na ciebie jak na kosmitę", to moje lustro też już potrzebowałoby pomocy psychoterapeuty.
W skrócie - akceptacja, ekspozycja na czynnik lękogenny. Ogólnie bardzo chętnie poddałbym się atakom paniki, ryzykował wychodzenie do marketu, do centrum handlowego, do teatru, czy gdziekolwiek. Zawsze można uciec do kibla, do najbliższego wyjścia itp. Jedna z moich "psychiatrek" opowiadała, że miała paniczny lęk przed jazdą samochodem ALE TO POKONAŁA BOHATERSKO bo jeździła po wioskach i jak nachodził ją strach, to zjeżdżała na pobocze.
Moje tłumaczenie, że z fobią społeczną jest troszkę inaczej, bo podczas rozmowy kwalifikacyjnej, gdy trzęsę się jak galareta, a oko drga mi jakbym sugerował, że chcę z rekruterką iść na randkę, to nie "zjadę na pobocze". Ewentualnie mogę powiedzieć, że przycisnęło mnie i muszę do kibla, ale gdybym na każdej rozmowie mówił, że ciśnie mnie na kibel, to wygrałbym najwyżej casting na dziadka klozetowego. To samo tyczy się prezentacji przed grupą współpracowników. Chętnie bym poddał się atakowi paniki podczas przemówienia i zaakceptował go. Nie jestem w stanie jednak zaakceptować, że zrobię z siebie dziwaka/odmieńca/świra przed grupą osób z którymi obcuję na co dzień. Nie mam więc pomysłu jak przyjąć tę legendarną strategię "przejdź przez atak paniki, poddaj się jemu, zaakceptuj, nie nadawaj wartości". Amen.


Jeśli komuś nie chce się czytać, mam jedno pytanie - jak w przypadku fobii społecznej zastosować schemat poddania się atakom, akceptacji, nie nadawania im wartości, jeśli konsekwencją tych ataków nie jest strach przed tym, że zwariuję, umrę, zemdleję (nie boję się tego), tylko strach przed tym, że po ataku stanę się w oczach współpracowników odmieńcem i będę musiał z tym żyć dopóki nie zmienię roboty.
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

1 lipca 2022, o 15:49

Po pierwsze gratuluję, że udało się odstawić leki - to już coś, po drugie - czy doszedłeś do źródła swoich lęków, może potrzebujesz terapii dda , lub psychodynamicznej? bo rozumiem że tamten terapeuta stosował tylko pozn- behawioralną ( ekspozycja, akceptacja itp).

Powiem tak - jeżeli masz tak ciężkie objawy to terapia przede wszystkim - najlepiej grupowa na oddziale dziennym leczenia nerwic, rozumiem że leki typu ssri to dla ciebie słabe cukierki :) także przykro mi , poza tym wdrożenie aktywności fizycznej - bieganie, spacery codziennie !! spalanie kortyzolu i adrenaliny , pozatym znalezienie moze pracy z domu , jakiejs na początek nie wymagajacej... żeby podwyższyć swoją samoocenę

Poza tym niestety ryzykować - ja tez mam mocne somaty ale ryzykuje bo bardziej mnie dołuje siedzenie w domu niz stres zwiazany np z szukaniem pracy itp.

znajdź sobie też grupe osób które wiedzą o problemie , albo nawet jedną - to bardzo ważne - wsparcie społeczne , żebyś czuł że pomimo tego co doświadczasz to ktoś cię akceptuje a nawet ceni czy potrzebuje

Wiem że ci trudno, zaufaj mi że wiem cos na ten temat , sama mam gorszy czas i własnie zaczelam terapie ssri czego sie wystrzegałam jak ognia ale dobiłam do dna .... narazie mam zwiekszone somaty wiec lekko nie jest - ale nie pozostaje nam nic innego jak walka z tym

trzymaj się !!
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

1 lipca 2022, o 16:58

Dzięki za ciepłe słowa i rady. Tobie również życzę abyś znalazła wyjście z tego patologicznego stanu umysłu.

Co to pracy, to znalazłem kilka lat temu, obecnie zdalna, całkiem dobra i ciekawa. Dzięki temu mogłem wyprowadzić się z mojego dysfunkcyjnego domu rodzinnego. W żaden sposób nie podniosła jednak poczucia mojej wartości. Podobnie jak skończenie wymagających studiów, dobre wyniki na maturze itp.
SSRI, to rzeczywiście dla mnie cukierki, nawet w maksymalnych dawkach. Benzo też zresztą działają na mnie tylko w końskiej dawce.

Terapia DDA odpada, bo nikt u mnie w domu nie był alkoholikiem, do psychodynamicznej raczej mnie nie ciągnie, bo nie wiem w czym miałoby mi pomóc wielomiesięczne rozkminianie źródła mojej fobii. Zresztą mniej więcej orientuję się skąd się wzięła - od najmłodszych lat wychowywany przez niestabilną psychicznie matkę, opieprzanie za byle pierdoły, brak cierpliwości dla dziecka, brak budowania poczucia wartości, wpajanie strachu przed niewiadomym. Ojciec - super człowiek, ale przez pierwsze ok. 8 lat życia widywałem go tylko w weekendy, bo pracował w delegacji. No i niestety też trochę jakby "nie odrobił lekcji" z wychowania do życia w rodzinie. Nadopiekuńczy, nie "wypychający" do świata, raczej nie przekazujący męskich cech. Na próbę podejmowania wyzwań reagujący stwierdzeniem "daj sobie spokój" (szczerze nienawidzę tego zwrotu).

Wracając jeszcze do zdalnej pracy, to wcale nie polepsza mojego samopoczucia, bo bardzo potrzebuję kontaktu z ludźmi. Problem w tym, że boję się go. Tragiczny paradoks.
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

1 lipca 2022, o 18:20

tragiczny paradoks , ale jakże częsty - nawet u introwertyków, nieśmiałych bądź fobików. Także to akurat powszechne jest.

ja bym sie zdecydowała jednak na terapie w twoim przypadku - są techniki terapeutyczne, które na prawdę potrafią coś otworzyć w umysle i żyje sie potym inaczej , pomysl o trapii grupowej - ona jest super dla fobików
Miśka123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 19 kwietnia 2022, o 19:50

1 lipca 2022, o 18:35

antisocialhead pisze:
1 lipca 2022, o 11:43
Rozdział 1 - level dziecko

Od kiedy pamiętam (wiek 3-7 lat) byłem uważany (słusznie) za dziecko nieśmiałe, zamknięte w sobie. Przedstawienia przedszkolne i inne takie pierdółki dostarczały mi stresu, ale mój umysł był jeszcze zbyt prymitywny aby wytworzyć reakcję paniczną w pełnej krasie.

Rozdział 2 - level gimbus

Mój "genialny" umysł nauczył się jak spieprzyć mi życie, jak wytworzyć reakcję paniczną w pełnej swojej krasie, wraz z szeroką gamą objawów somatycznych (drżenie rąk, mięśni twarzy, głosu, skok ciśnienia, pełen focus na tym co się tu ze mną odwala). Społecznie mocno wycofany, wszelkie odpowiedzi ustne dostarczały lęku antycypacyjnego oraz "ostatecznego" w momencie przepytywania. Pełna gama objawów somatycznych pojawiała się sporadycznie, w specyficznych sytuacjach.

Rozdział 3 - level licealista

To samo co w levelu poprzednim, środowisko bardziej przyjazne (patologiczni podludzie radośnie poniżający innych odsiani, bo liceum dość dobre). Lęk przy standardowych odpowiedziach ustnych bez zmian 8/10, lęk przy prezentacjach twarzą do publiki 10/10, z całą gamą fizycznych "popisów" lękowych.

Rozdział 4 - level studia

Relatywnie spokojny czas. Ze względu na niehumanistyczny charakter studiów, odpowiedzi ustne bardzo rzadkie, kiedy już się przydarzały, szedłem na nie po wyzerowaniu małpki w kiblu. Pierwszy kontakt z lekami - na obronę inż. hydroksyzyna w dawce 7 tablet - efekt przymulenia, jakoś poszło, ale niezadawalająco. Na obronę mgr postawiłem więc na relanium. Społecznie nadal wycofany, ale alkohol pozwolił mi zażyć odrobinę "życia studenckiego"

Rozdział 5 - level bezproduktywny leń, któremu nie chce się iść do roboty

Po studiach odcinka od znajomych, lęk przed rozmowami rekrutacyjnymi, wegetacja w domu (jak we więzieniu), brak pieniedzy, perspektyw na cokolwiek, uświadomienie sobie, że zmarnowałem młodość i nigdy jej nie odzyskam - skutek depresja. Psychiczny upadek tak bolesny, że pojawiło się pierwsze poszukiwanie pomocy psychiatrycznej. Pomoc psychiatryczna niepomocna. Po braniu piguł przez pół roku, zero rezultatów. Porzucenie pana doktora.

Rozdział 6 - level "powrót do życia"

Po kolejnym mentalnym upadku na dno, wizyta u kolejnego psychiatry. Tym razem pojawiła się ONA - benzodiazepina. Oczywiście też pełna gama różnych innych piguł, rotacyjnie wymienianych na inne, wszystkie o skuteczności tabletek na odchudzanie. Z benzodiazepin przetestowałem prawie wszystkie, ostatecznie zapałałem miłością do Alprazolamu (od którego po dziś dzień jestem uzależniony). Za sprawą tego specyfiku po raz pierwszy zaznałem normalnego życia. Praca, nowi znajomi, imprezy, kontakty z płcią przeciwną, zapisanie się na zajęcia sportowe itp.

Rozdział 7 - level "koniec sielanki"

Pani doktor już nie chciała wypisywać mi "tabletek szczęścia", poszedłem do psychiatry od uzależnień, który gdy usłyszał jaką farmakoterapię stosuję od 2 lat, stwierdził, że za 10 lat najpierw zdebileję, a potem wyląduję na wózku. Nastąpiło powolne odstawianie, ze wzlotami i upadkami. Dodatkowo standardowe antydepresanty, antylękowe, które działają gorzej niż placebo.

Rozdział 8 - level "ostateczne zwątpienie w farmakoterapię"

Po trzyletniej przygodzie z lekami wszelkiej maści, doszedłem do wniosku, że prędzej wątroba mi wysiądzie niż poczuję coś więcej niż przymulenie, zmęczenie i senność. Nastąpiła decyzja o wizycie u psychologa. Po kilku sesjach, doszedłem do wniosku, że facet opowiada mi to samo, co wyczytałem w kilkudziesięciu książkach i bierze za to 200 zł/h. Zaproponował, żebym umówił się z dziewczyną i poszedł na spotkanie bez "wspomagaczy", trząsł się, rozmawiał z nią drżącym głosem (rozmowa zapewne nie byłaby długa, bo po kilkunastu minutach powiedziałaby, że zostawiła zupę na gazie i musi lecieć), potem po powrocie do domu podejść do lustra i powiedzieć sobie "brawo poszedłem na spotkanie bez leków". Gdybym za każdym razem, gdy miałem przed kimś atak paniki mówił do lustra "brawo tym razem też trząsłeś się jak galareta, a oni patrzyli na ciebie jak na kosmitę", to moje lustro też już potrzebowałoby pomocy psychoterapeuty.
W skrócie - akceptacja, ekspozycja na czynnik lękogenny. Ogólnie bardzo chętnie poddałbym się atakom paniki, ryzykował wychodzenie do marketu, do centrum handlowego, do teatru, czy gdziekolwiek. Zawsze można uciec do kibla, do najbliższego wyjścia itp. Jedna z moich "psychiatrek" opowiadała, że miała paniczny lęk przed jazdą samochodem ALE TO POKONAŁA BOHATERSKO bo jeździła po wioskach i jak nachodził ją strach, to zjeżdżała na pobocze.
Moje tłumaczenie, że z fobią społeczną jest troszkę inaczej, bo podczas rozmowy kwalifikacyjnej, gdy trzęsę się jak galareta, a oko drga mi jakbym sugerował, że chcę z rekruterką iść na randkę, to nie "zjadę na pobocze". Ewentualnie mogę powiedzieć, że przycisnęło mnie i muszę do kibla, ale gdybym na każdej rozmowie mówił, że ciśnie mnie na kibel, to wygrałbym najwyżej casting na dziadka klozetowego. To samo tyczy się prezentacji przed grupą współpracowników. Chętnie bym poddał się atakowi paniki podczas przemówienia i zaakceptował go. Nie jestem w stanie jednak zaakceptować, że zrobię z siebie dziwaka/odmieńca/świra przed grupą osób z którymi obcuję na co dzień. Nie mam więc pomysłu jak przyjąć tę legendarną strategię "przejdź przez atak paniki, poddaj się jemu, zaakceptuj, nie nadawaj wartości". Amen.


Jeśli komuś nie chce się czytać, mam jedno pytanie - jak w przypadku fobii społecznej zastosować schemat poddania się atakom, akceptacji, nie nadawania im wartości, jeśli konsekwencją tych ataków nie jest strach przed tym, że zwariuję, umrę, zemdleję (nie boję się tego), tylko strach przed tym, że po ataku stanę się w oczach współpracowników odmieńcem i będę musiał z tym żyć dopóki nie zmienię roboty.
Bardzo fajnie się to czytało jakkolwiek to zabrzmi..Masz fajne, sarkastyczne poczucie humoru.
Jeśli jesteś techniczny to nie trzeba zbyt często publicznie się wypowiadać. Też jestem i nie lubię mówić nawet jak już słucha mnie więcej niż 1 osoba w pracy, wtedy czuję pustkę w głowie i mam wrażenie, że plotę trzy po trzy.
U mnie w pracy 3/4 osób z zaburzeniem jak się okazuje po czasie więc pewnie gdziekolwiek byś nie poszedł ( nie mówię o korposzurach) to zawsze się ktoś trafi kto zrozumie choć na pierwszy rzut oka i nawet na drugi tego nie widać. Normalnie ja oznajmiłam, że mam nerwicę lękową i nie wstydzę się tego i mam głęboko w d co kto o mnie pomyśli.
Bo stylu wypowiedzi stwierdzam, że sobie poradzisz na każdej rozmowie ale zacznij od jakiejś lżejsze pracy żeby się oswoić.
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

1 lipca 2022, o 19:03

Ale ja mam spoko pracę, nie planuję jej zmieniać. Moje występy ograniczają się obecnie do prezentacji online raz na 2 tyg, więc biorę 2mg klona, 3 mg alprazolamu i jadę z tematem. Ja po prostu chciałbym w końcu móc robić to normalnie, "na trzeźwo". Iść na randkę bez łykania pięciu piguł, iść na imprezę ze znajomymi bez wspomagaczy itp. W czwartek idę do kolejnego psychologa, jeżeli też mi doradzi, że mam iść na randkę bez leków, zrobić z siebie idiotę i być jeszcze z tego dumnym, to zmieniam na innego i tak chyba do skutku...
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

1 lipca 2022, o 19:08

ja mam kolezanke która jak poznala sie z chlopakiem to on ze stresu tez sie nafaszerowal lekami bo leczy sie na depresje i zle sie poczuł na randce...przyznal sie , a ze kolezanka empatyczna i spoko dusza to go zaczeła 'ratowac",. są ze sobą trzy lata i zamierzają sie hajtac.

nie jestes tylko swoim zaburzeniem i nerwami, masz super pióro i jestes mądry oraz z poczuciem humoru, na pewno też wrazliwy bo takich najczesciej dotyczą fobie... pamietaj o tym
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

1 lipca 2022, o 19:34

Dziękuję za miłe słowa. Niestety komplementu dotyczącego mądrości nie mogę przyjąć (nieraz zdarzało mi się iść na imprezę po 5 mg alprazolamu i doprawić to 0,5l alkoholu, co do mądrych czynów nie należy). Co do poczucia humoru, to rzeczywiście, sporo kobiet to u mnie komplementuje, ale nie jest to zazwyczaj dla nich powód, aby się ze mną umówić ponownie. Te, które umawiały się ze mną kilkukrotnie, ostatecznie uciekły, prawdopodobnie przez moje zamiłowanie do tłumienia lęku alkoholem. Co do wrażliwości, to rzeczywiście, jestem ultrawrażliwy, ale podejrzewam, że 95% kobiet nie ma ochoty na związek z kimś, kto popadnie w miesięczną melancholię gdy umrze mu świnka morska. Raczej oczekują, że chłop weźmie łopatę, zakopie, utuli swoją wybrankę i pocieszy, że na pewno świnki morskie też idą do nieba.
maggie2223
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 251
Rejestracja: 28 stycznia 2020, o 08:55

2 lipca 2022, o 10:46

czyli podsumowujac nie masz tak źle bo masz prace - z tego co piszesz fajną i utrzymujesz sie z niej i tylko czasami musisz zrobić prezentację. dajesz rade! a poza tym dużo ludzi sie stresuje na randkach, pocą sie , nie mogą sie wysłowić , zacinają w gadce. Ja bym na twoim miejscu nie rezygnowała bo inaczej lęk nie odejdzie. Czasem sie czymś wspomóz ale coraz mniej i mniej i moze ogarniesz bez wspomagaczy . najgozej stracic nadzieje i sie zamknąc w domu. nie mozna do tego dopuscic. wychodz sam do miasta , siadaj w kawiarniach wsrod ludzi itd..
Luk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 117
Rejestracja: 8 sierpnia 2020, o 18:56

2 lipca 2022, o 13:57

antisocialhead pisze:
1 lipca 2022, o 11:43
:)

Fajnie się czytało. Masz lekkie pióro, próbowałeś w tej branży? ;)

Trafił Ci się oryginalny psychoterapeuta, mój do mnie w ogóle nie potrafił dotrzeć i też stwierdziłem, że takiego hajsu za pogaduchy na poziomie rozmowy z bratem nie ma sensu dawać. Fajnie że alpra na Ciebie dobrze działała, miałeś swoją tajną broń haha U mnie takich rewelacji nie było, najlepiej wspominam pregabaline, ale wybitnie zadziałała tylko przy pierwszym spotkaniu ;) A jakbyś chciał poruszyć temat damsko-męskich relacji to znam genialny kanał na Youtube, ale to na priv.
Luk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 117
Rejestracja: 8 sierpnia 2020, o 18:56

2 lipca 2022, o 14:33

A, jeszcze zapomniałem dopisać: jeśli wcześniej nie znałeś to poczytaj o metodzie mindfulness. Sam sobie ją znalazłem i chyba działa u mnie najlepiej z wszystkiego co próbowałem.
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

2 lipca 2022, o 20:01

Dziękuję drogie koleżanki i koledzy za aktywność w temacie i dobre rady. Luk, chętnie sprawdzę ten kanał, bo w relacjach damsko-męskich też jestem odrobinę niepoukładany. Spróbuję wskazówek od Was i czas pokaże co będzie dalej ;)
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

2 lipca 2022, o 20:45

Żeby wyjść z tego typu problemów (szczególnie tak zakonserwowanych i zalanych alkoholem) to trzeba sobie najpierw pewne sprawy poukładać w głowie. A Ty już wszystko wiesz, co dziewczyny o Tobie myślą, jakich facetów lubią, jaką prace dostaniesz (swoją drogą miałeś nie mieć żadnej, a tu jednak). Słowem Ty już masz wszystko mentalnie poukładane na nie.
Wydaję mi się, że nosisz w sobie przekonanie, że żeby w miarę sensownie żyć to trzeba być jednak zajebistym (zaraz pewnie wystrzelisz, że Ty liczysz na normalność, a moim zdaniem tak nie jest). Zacznij dostrzegać co masz (i przestań robić z siebie ofiarę), zrób z tego użytek i poukładaj sobie pewne sprawy w głowie, tak żebyś nie torpedował sam siebie na starcie.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
antisocialhead
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: 1 lipca 2022, o 11:24

4 lipca 2022, o 08:50

Po części masz rację. Mam mocno wpojone skrzywienie "wszystko albo nic". Wydaje mi się, że jednak pewne poglądy na świat mam zdroworozsądkowe. Wiem np, że kobiety mają różne preferencje i nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka, ale jednak "trzon cech" pożądanych jest dla wszystkich (poza nielicznymi wyjątkami) ten sam - pewność siebie, śmiałość, dominacja, status, proaktywność i jeszcze kilka. Tak samo mężczyzna, gdy będzie miał alternatywę - 2 kobiety z identycznym zestawem cech, ale jedna o aparycji modelki, a druga o aparycji średniej, to wybierze pierwszą. Smutna biologia. Co do pracy, to tak jak pisałem, zdobyłem ją w 90% dzięki "aktywizacji benzodiazepinowej".
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

4 lipca 2022, o 22:53

antisocialhead pisze:
4 lipca 2022, o 08:50
Po części masz rację. Mam mocno wpojone skrzywienie "wszystko albo nic". Wydaje mi się, że jednak pewne poglądy na świat mam zdroworozsądkowe. Wiem np, że kobiety mają różne preferencje i nie należy wrzucać wszystkich do jednego worka, ale jednak "trzon cech" pożądanych jest dla wszystkich (poza nielicznymi wyjątkami) ten sam - pewność siebie, śmiałość, dominacja, status, proaktywność i jeszcze kilka. Tak samo mężczyzna, gdy będzie miał alternatywę - 2 kobiety z identycznym zestawem cech, ale jedna o aparycji modelki, a druga o aparycji średniej, to wybierze pierwszą. Smutna biologia. Co do pracy, to tak jak pisałem, zdobyłem ją w 90% dzięki "aktywizacji benzodiazepinowej".
Tworzysz sobie jakieś opowieści w głowie, bo masz za mało realnych doświadczeń.
Otwórz się na myśl, że świat niekoniecznie wygląda tak, jak zaprojektowałeś go sobie w głowie.

"Błędem, który często popełniają osoby cierpiące na problemy z poczuciem własnej wartości, jest przekonanie, że jesteśmy godni szacunku tylko wtedy, gdy jesteśmy godni podziwu." Christophe Andre
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
ODPOWIEDZ