Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Dystymia?Depresja?

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
Ashima
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 26 grudnia 2017, o 21:34

27 grudnia 2017, o 10:00

Witajcie,
Jestem na forum od wczoraj. Nie powinnam się sama diagnozować, wiem o tym. Potrzebuję po prostu się komuś wygadać…Szukam już psychologa i chcę jak najszybciej do niego iść. Te Święta były okropne, ale wydarzyło się coś co utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę udać się do specjalisty, bo to co czuje nie jest normalne. Zaczęłam szukać w Internecie, trafiłam na to forum i spotkałam się z określeniem „dystymia”. Ja już nie pamiętam o kiedy tak się czuję. Najgorsze chyba zaczęło się 8 lat temu kiedy zaczęłam pracować w swojej obecnej pracy. Duży stres, nerwy, płacz. Strach przed wyjściem do pracy. W tym czasie zaczęły się u mnie bóle w lewym boku. Diagnoza – kamienie i piasek na nerkach, dodam, że obu nerkach, a nie tylko lewej. Ból był tak dokuczliwy, że w pewnym momencie nie było dnia żebym nie brała ketonalu i innych leków przeciwbólowych. Cały czas zmieniałam lekarzy, urolodzy, ginekolodzy….W końcu pewnie urolog stwierdził, że kamienie lub piasek nie dają takiego bólu, nawet jak nerki są czyste, że może to jest nerwoból. Zbagatelizowałam sprawę. Nerwoból? Przecież to jest wtedy jak drga powieka, a nie wtedy, kiedy cierpisz z bólu od kilku lat dzień w dzień praktycznie….Do nerw w pracy doszło rozstanie z moim ówczesnym chłopakiem. Byłam załamana. Myślałam o sobie najgorzej, byłam pewna, że już nikogo nie spotkam, bo kto by mnie chciał. Mama zabrała mnie do psychologa, który wysłał mnie do psychiatry po leki, żebym mogła jakoś funkcjonować i napisać pracę magisterską. Jak powiedział – nie chciał ze mnie wyciągać więcej, bo musiałabym u niego posiedzieć dłużej…Niestety po tych lekach strasznie się czułam. Przestałam je brać i dzięki rodzenie i znajomym nie załamałam się zupełnie. Potem poznałam męża i to też jakoś pomogło mi stanąć na nogi, złapać trochę pewności siebie. Przez ten czas niby było wszystko normalnie, pomijając moje nastroje, „chandry”, niską samoocenę, wieczne zmęczenie i chęć spania cały czas. Ale taka właśnie zawsze była Asia według rodziny i znajomych. Potem zaszłam w ciąże, wyczekaną. Bardzo się cieszyliśmy. Byłam podbudowana, wszystko szykowałam, czytałam dużo książek, przygotowywałam się. Byłam pozytywnie nastawiona. Trochę się bałam, że termin porodu przypada na listopad, czyli właśnie na mój okres „chandry”, ale byłam pewna, że dziecko mi pomoże, że będę szczęśliwa, bo już będziemy pełną rodziną. Jak bardzo się myliłam….Z perspektywy czasu myślę, że przeszłam depresję poporodową, o której nikomu nie powiedziałam, bo wstydziłam się powiedzieć tego, że nie kocham swojego nowonarodzonego synka, jestem smutna, a powinnam się cieszyć, jestem załamana swoim życiem. Każdy dzień był dla mnie taki sam. Wstać i przetrwać do nocy itd. Wegetacja. Z drugiej strony rodzina tego nie zauważyła, bo ja przecież na co dzień tez inna nie byłam. Wiadomo po porodzie byłam osłabiona itd. Doszły komplikacje po cięciu, więc byłam przez nich trochę usprawiedliwiana, że mogłam czuć się gorzej. Po jakimś czasie zaczęło się wszystko „normować”. Zaczęłam odczuwać miłość do dziecka, mogłam się tym cieszyć…Ale tak już od 3 lat po porodzie swoje samopoczucie zrzucam na to, że jestem matką. Od kilku tygodni czuję się coraz gorzej. Zauważyły to koleżanki. Zauważył to – myślę, że już dawno mój mąż. Najlepiej będzie jak wypiszę to o czym oni mówią i co ja czuję i u siebie zaobserwowałam: ciągłe zmęczenie, jestem zmęczona nawet jak się wyśpię, brak energii do działania, nie chce mi się wyjść nawet na spacer, a co tu mówić, żeby wyjść do znajomych, nie mam o czym rozmawiać z ludźmi, czuję się pusta, głupia, jest mi bardzo ciężko prowadzić rozmowę, najchętniej schowałabym się gdzieś przed ludźmi, straszne są dla mnie większe imprezy bo mam wrażenie, że każdy na mnie patrzy i każdy widzi to jaka jestem (beznadziejna, głupia itd.), najgorsze, że ja wiem, że nie powinnam tak o sobie myśleć, jestem zła na siebie, że myślę o sobie w ten sposób ale nie potrafię inaczej, to takie zamknięte koło….nie potrafię niczego doprowadzić do końca, zaczynam wiele rzeczy i nic z tego nie wychodzi, głupi przykład – myślę o sobie, że jestem gruba, chciałabym schudnąć, ale nie potrafię zacząć nawet cokolwiek zmienić, właśnie, dlatego czuję do siebie obrzydzenie, jestem tak beznadziejnym człowiekiem. Życie przecieka mi przez palce, a ja nie jestem w stanie nic zmienić…Po prostu tak trwam. Nie chce mi się życie, ale nie w sensie, że mam myśli samobójcze. Tylko życie jest dla mnie tak fizycznie i psychicznie ciężkie. Mogłabym sobie gdzieś tak z boku dryfować…Tylko muszę żyć, muszę chodzić do pracy, mam dom, dziecko…Ostatnio cały czas płaczę. Nic nie sprawia mi przyjemności. Libido poniżej zera, nie mam ochoty na seks. Jeżeli jest raz na 3 miesiące to jest dobrze. Kiedyś lubiłam czytać książki, a teraz zaczynam, nie mogę się skupić, porzucam, po miesiącu przeczytam parę stron więcej. Najbardziej dobijają mnie pytania „co Ty byś chciała w życiu robić, czym się zajmować?” Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać wtedy. Chciałabym się zajmować spaniem i patrzeniem w ścianę….
Przepraszam, że tak się rozpisałam. Jeszcze nigdy tego nikomu nie mówiłam. Nie wiedziałam od czego zacząć. Do tego ostatnio jestem roztrzęsiona i tak chaotycznie może to wszystko jest napisane. Mam z tyłu głowy taką myśl, że jak to z siebie wyrzucę to zrobi mi się lepiej…Warto spróbować. Chcę się tego pozbyć, żyć normalnie…
Trzymajcie się….
Awatar użytkownika
Natalie1208
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 436
Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39

27 grudnia 2017, o 13:24

Witaj,

Dobrze, że z nami jestes ! :) Myślę, że dobrą decyzją jest udanie się do specjalisty. Parę lat temu zostałam zdiagnozowana wlaśnie min. pod kątem dystymii i zaburzeń lękowych. Dziś czuję się naprawdę całkiem dobrze i myślę, że zmierzam już prostą drogą do pełnego odburzenia. Nie trać nadziei, a w razie czego śmiało pisz :)

Pozdrawiam !
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

27 grudnia 2017, o 14:16

Aż dziwne ,że nie spotkałam się z tym terminem ale idealnie pasuje do mnie ,przerażające
"Nieleczona dystymia może trwać nawet całe życie. Zazwyczaj chory tak bardzo przyzwyczaja się do ciągle obniżonego nastroju, że wydaje mu się on normalnym elementem jego osobowości – sporadycznie używana nazwa depresyjne zaburzenie osobowości sugeruje taką możliwość."
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Ashima
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 26 grudnia 2017, o 21:34

28 grudnia 2017, o 08:30

Też nigdy nie słyszałam określenia dystymia, a depresja za bardzo do mnie nie pasuje bo jednak zawsze wstaję do pracy, wstaję do dziecka. Zmuszam się, zakładam maskę. Początkowo szukałam pod terminem nerwica - bardzo szybko się denerwuję, irytuję najdrobniejszymi rzeczami. Wybucham, ale co jest dziwne tylko jak jestem sama. Nie potrafię wybuchnąć przy kimś. Do tego ostatnio mam dziwne duszności. Nie mogę nabrać powietrza w płuca do końca. Mam wrażenie jakbym miała się udusić. Wtedy zmuszam się do ziewania bo mi to pomaga złapać oddech...
Awatar użytkownika
Rybik w Machinie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 139
Rejestracja: 9 sierpnia 2017, o 10:51

28 grudnia 2017, o 10:25

Akurat napięcia, problemy z dusznościami i tego typu rzeczy to już objaw nerwicy typowej. Więc jeżeli możesz i na prawdę masz siłę (a powinnaś) to odwiedź specjalistę. Podejrzewam, że zdiagnozuje właśnie depresję/dystymię i nerwicę ;)

Generalnie mnie też coś takiego męczy od wielu wielu lat, ale to zawsze było "przecież taki już jestem"...
Ashima
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 26 grudnia 2017, o 21:34

28 grudnia 2017, o 13:52

Na jutro jestem omówiona do psychologa. Zaczynam się tym denerwować, mam wątpliwości...gdyby nie to, że moja rodzina może się przez to rozpaść w końcu to pewnie nie zdecydowałabym się na ten krok.
Też zawsze myślałam, że taki mój "urok", o ile można to tak nazwać. Czuję, że po tylu latach szarpania się jestem wrakiem człowieka, mimo, że nie wyglądam. Nikt by mi nie uwierzył, że się tak czuje. Najlepsze jest to, że mój mąż się o tym dowiedział teraz, po 10 latach znajomości bo nie potrafiłam o tym mówić, przyznać się.
Na te nerwy dostałam od lekarza rodzinnego Afobam. Czytałam, że może uzależniać, więc nie biorę codziennie, ale na te duszności i tak nie pomaga bo one przychodzą po jakimś czasie od syytuacji stresowej. Nagle, po kilku dniach...
Awatar użytkownika
Rybik w Machinie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 139
Rejestracja: 9 sierpnia 2017, o 10:51

28 grudnia 2017, o 15:17

Czasami bez leków nie da rady, ale ja jednak rzeczy tego typu wolę unikać. Ba, nawet hydroksyzyny zapisanej przez lekarza nie brałem i jakoś sobie poradziłem.

Mi też nikt nie wierzył nigdy. Zawsze tylko "przesadzasz" albo "weź się w garść" i "nie wymyślaj" - przez wiele lat.
Ale faktycznie tego nie widać. Na zdjęciach wyglądam normalnie. No może trochę smutny i zamyślony - ale nie "chory". Psychika i generalnie chemia mózgu/organizmu to straszne rzeczy ;)
Ashima
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 26 grudnia 2017, o 21:34

29 grudnia 2017, o 18:21

Dzisiaj byłam u psychologa, który stwierdził u mnie depresję jednak...Mam rozpocząć terapię, wysłał mnie też do psychiatry bo uważa, ze powinnam zacząć brać leki. Przede mną ciężki czas w pracy, muszę się jakoś ogarnąć, powinnam być skoncentrowana, a nie w rozsypce...Dziwne jest to, że mimo wszystko nie do końca wierzę, że to depresja. Myślę sobie, że "przecież inni mają gorzej.
Rybik piszesz, że nie brałeś leków, czy miałeś jakieś sposoby żeby samemu wyciągać się z tego dołka?
ODPOWIEDZ