Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Doradzicie?

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

22 marca 2018, o 12:12

Witam. Nazywam się Atramentowa, mam niespełna 20 lat i zagubiłam się zupełnie.

Przypuszczam, że moje problemy zaczęły się w podstawówce. Ojciec wywierał jakąś presję psychiczną, bałam się go, mimo że ranił głównie słownie. Po jego wyprowadzce jeszcze długi czas spałam zwrócona w stronę drzwi. Do teraz czuję dziwny lęk i spinam się w środku, gdy słyszę kogoś za drzwiami.
W szkole mi dokuczano, a na podwórko po kilku zaczepkach ze strony starszych kolegów, przestałam zupełnie wychodzić. Nie wiedziałam gdzie się podziać.
Z gimnazjum nie pamiętam za wiele. Jakby ktoś zatarł mi większość wspomnień. W ostatniej klasie zaczęłam chodzić do psychologa, potem było jeszcze kilku innych, ale wszyscy mnie bardziej dobili niż pomogli. Zaczęłam planować dokładnie swoje samobójstwo.

Punkt zwrotny nastąpił, kiedy skierowano mnie do psychiatry i przepisano leki. Stwierdziłam, że nie będę ich brać. "Do liceum niedaleko. Albo sama coś zmienię, albo sama się zabiję"
Liceum było wybawieniem, bo poznałam tak wspaniałych ludzi.. Tylko pozostałości z gimnazjum sprawiły, że bałam się przed nimi otworzyć. Ostatnią klasę zawaliłam przez frekwencję.
Postanowiłam poprawiać rok w innej szkole. Okazała się strasznie podobna do gimnazjum, tyle tylko, że nie dałam sobie wejść na głowę. Znowu zaczęłam wagarować, nie panuję nad tym. Myślałam o nadrobieniu zaległości, ale nie potrafię się skupić na nauce, śpię całymi dniami.

Ojciec cały czas utrzymywał kontakt z bratem, teraz zaczął przychodzić w odwiedziny. Co kilka dni. Gdy ma przyjść, dostaję ataku paniki, drapię się po rękach. Moja matka nic nie zauważa albo ignoruje. Czuję się coraz bardziej rozwalona, mam ochotę stąd uciec, ale nie wiem gdzie. Do psychologa już nie pójdę.

Z drugiej strony, przepracowałam w sobie wiele rzeczy w czasie liceum. Nie miałam już myśli samobójczych i nawet snułam ciche plany na przyszłość.. Ostatnio jednak czuję się coraz gorzej, a zbliża się rocznica dnia, w którym miałam popełnić samobójstwo. Powinno mnie pocieszać, że wytrzymałam dodatkowe 4 lata, ale jednocześnie czuję, że cofnęłam się do tego momentu.

Chciałabym pójść w muzykę - śpiewać i tańczyć zawodowo. Niestety jestem początkująca, a mając 20 lat, musiałabym naprawdę ciężko ćwiczyć by się wybić (żyję w nadziei, że jest to możliwe). Jednak do tego potrzebuję pieniędzy na warsztaty taneczne i wokalne (co się łączy z podjęciem pracy.. boję się, że nie podołam, tak jak ze szkołą)

Nie wiem czy powinnam starać się ukończyć ten rok (na pierwszy semestr mam same jedynki, obecna sytuacja też jest marna, a rok się kończy w maju. nawet gdyby dali mi wszyscy szansę, nie mam siły uczyć się codziennie tyle godzin, nie potrafię się skoncentrować). Mogłabym pójść zaocznie kończyć szkołę, ale mam świadomość 2 lat w plecy.. to mnie trochę przeraża, że wszyscy rówieśnicy poszli do przodu, a ja zostałam w tyle.

Wiem, że muszę się jakoś wyrwać z domu, wyjść z tego stanu, ale z dnia na dzień mam coraz mniej sił. Czy mogę Was prosić o radę?
Przepraszam, że tak chaotycznie.
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

22 marca 2018, o 13:50

Po pierwsze to przestan nadawac negtywnych emocji tak prostym rzecza jak, praca, szkoła.
Do szkoly idziesz albo sie uda albo nie uda, mozesz wcale nie byc dobra w edukacji a tak naprawde zrobic kariere w tancu i śpiewie. Tak samo z praca oczywiście moze sie nie udac co nie znaczy, ze musisz sie skreslac w tym temacie prac jest multum na rynku nie musisz byc dobra w czyszczeniu szmatką telewizora w LG na produkcji, moze akurat masz zdolnosci manualne i bedziesz sie spelniac jako rzezbiarka figurek woskowych tak przykładowo.
Pozatym nie zyjesz dla rówieśników tylko dla.siebie takze olej ten temat w cholere.
Nawet jak nagle ich przegonisz to tym bardziej bedą mieli cię w dupie a zwlaszcza jak ci wyjdzie :)).
Nie ma w zyciu czegoś takiego, a moze chwile poczekam to się nastawie czy coś, narazie nie jestem gotowa. Chcesz cos robic to wstajesz i idziesz wiadomo, ze moze nie wyjsc wtedy nakladasz poprawki zeby to wyszlo, a jak to sie okazuje ze to nie twoj temat to idziesz w inna strone :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

22 marca 2018, o 14:08

Dziękuję za odpowiedź. Może faktycznie powinnam po prostu iść przed siebie. Może dobrym pomysłem byłoby jednoczesne podjęcie pracy i próba zdania szkoły? Przynajmniej w domu spędzę mniej czasu...
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

22 marca 2018, o 21:21

Atramentowa pisze:
22 marca 2018, o 14:08
Dziękuję za odpowiedź. Może faktycznie powinnam po prostu iść przed siebie. Może dobrym pomysłem byłoby jednoczesne podjęcie pracy i próba zdania szkoły? Przynajmniej w domu spędzę mniej czasu...
Bedziesz napewno mniej czasu na myslenie o tych bzdetach. Ja mimo zaburzenia nie rzucilen szkoły, pracy robilem w miedzy czasie remont ktorego tez nie przelozylem i dalej dzialam.
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

22 marca 2018, o 22:11

Wiesz przed Tobą całe życie. To tekst ogólnie dosyć banalny, może go powiedzieć każdy i zawsze.
Ale w Twoim wypadku rzeczywiście realny. Zobacz, był okres w liceum kiedy trafiłaś na fajne towarzystwo. Czyli nastąpiła pewnego rodzaju zmiana, jakaś zmiana.
I większość złego samopoczucia, myśli o samobójstwie, depresja poszły w odstawkę.
A więc to wszystko co odczuwasz teraz, to nic innego jak stan umysłu. Wystarczy jakaś czasem zmiana kiedy wszystko to najgorsze przestaje być tak bardzo ważne, łącznie z samopoczuciem.

Jak rozumiem mieszkasz z mamą ale ojciec nie mieszka z Wami, tylko czasem przychodzi?
Ataki paniki w takich momentach, to pozostałości po tym, jak Twój tato się zachowywał.
Z czasem będzie to malało.

Ja proponuję Ci robić jak najwięcej, choćby na siłę, dobrze nawet poza domem. Dlatego, ze u Ciebie moim zdaniem sporo się wokół domu kręci.
A także po prostu potrzebujesz pewnej zmiany, która pokaże Ci znowu, ze nie jest tak źle jak na to wygląda.
Szkoła zaoczna, praca to są pomysły dobre, czasem lepsze niż tkwienie w jednej sytuacji, gdzie nie możemy się podnieść na daną chwilę. I przez to i tak są inne rzeczy marnowane.
Oczywiście sensowniej by było zaliczyć teraz po prostu semestr, to już musisz sama określić na ile jesteś w stanie po prostu poświęcić parę godzin na naukę.

Zaufanie do innych, otwarcie się będą przychodziły z czasem.
Mam dwa pytania, czemu zraziłaś się do psychologów?
I czemu kiedy w liceum był lepszy okres, zawalilaś rok, jaki był tego powód?
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Evva
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: 15 stycznia 2018, o 05:42

22 marca 2018, o 22:34

Witaj Atramentowa.
Też nie mam najlepszych wspomnień z dzieciństwa. Ojciec alkoholik i wiele przez niego przeszłam od wstydu aż po strach.
Uważam że powinnaś nauczyć się go lekceważyć, zachowuj się tak jakby go nie było, ja wiem że tak łatwo się pisze ale ja dałam radę Ty też dasz.
Jesteś jeszcze bardzo mlodziutka całe życie przed Toba, szczęśliwe życie.
Wybory w naszym życiu są bardzo trudne, tymbardziej w Twoim okresie gdy tak naprawde tyle co wkroczylas w wiek pełnoletni.
Moim zdaniem jak juz zaczęłas szkołę to powinnaś ją skończyć. Uwierz w siebie i dasz radę.
Praca jeszcze na Ciebie niech poczeka.🙂
Taniec,spiewa nic straconego też dasz radę jesli bardzo.bedziesz chciała 🙂 naprawdę całe życie zależy od nas samych oprócz wypadków losowych.
Złym myślom powiedz "spadaj" i uśmiechnij się, świat jest piękniejszy gdy się usmiechasz. Pozdrawiamb
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

22 marca 2018, o 23:02

Victor pisze:
22 marca 2018, o 22:11
Mam dwa pytania, czemu zraziłaś się do psychologów?
I czemu kiedy w liceum był lepszy okres, zawalilaś rok, jaki był tego powód?
Pierwszym psychologiem, do którego trafiłam, była kobieta, do której kiedyś chodziła moja matka. Na wejściu odesłała mnie do egzorcysty, mówiąc, że powinnam się inaczej ubierać i chodzić do kościoła (nosiłam wtedy glany). Ona mnie bardziej rozbawiła niż zraziła.
Druga psycholog była z tych co słuchają. Posadziła mnie przed sobą i kazała mówić, chociaż nie wiedziałam o czym mam gadać. Byłam na kilku wizytach, ale każda wyglądała tak samo: "Opowiedz mi co u ciebie", "Mam za mało informacji", "Zapraszam za tydzień". Po latach stwierdzam, że po prostu chciała wyciągnąć jak najwięcej kasy.
W liceum trafiłam kilka razy do szkolnych psychologów, którzy o dziwo nie byli tacy źli, ale do tego czasu sama się sporo interesowałam psychologią, więc nie powiedzieli mi nic, o czym bym już nie wiedziała.
Ostatnia psycholog kazała mi wypisać na kartce swoje wady i zalety, co uważałam za niepotrzebne, bo doskonale o nich wiedziałam. Ale przygotowałam się grzecznie. Gdy jej to podałam powiedziała, że nie chce na to patrzeć, więc nie wiem co to miało przynieść.
Mam wrażenie, że psycholodzy patrzą na ludzi bardzo schematycznie, tak jak się tego wyuczyli. Zapewne są także pomocni psycholodzy, ale nie chcę kolejny raz ryzykować. Męczy mnie opowiadanie im o sobie, mam wrażenie, że patrzą na mnie z góry.

Odnośnie zawalonego roku, sama nie jestem pewna. Chyba przez swego rodzaju brak pewności siebie. Cały czas czułam się gorsza od reszty klasy (klasa wojskowa). Zaczęłam omijać mniej ważne wycieczki, izolowałam się od reszty. W liceum pierwszy raz zdarzyło mi się płakać ze szczęścia, niedowierzajac, że ktoś może być dla mnie tak miły. Potrafili bronić mnie przed nauczycielami i wymyślać wymówki moich nieobecności, chociaż sama nigdy nie próbowałam się usprawiedliwiać. Myślę, że mogłabym zdać ten rok, ale wyszłam z założenia, że byłoby to niesprawiedliwe względem tych, którzy chodzili regularnie. Wiem, to brzmi idiotycznie. Teraz myślę, że oni chcieliby żebym zdała, dlatego mnie bronili. Ale już po fakcie.
Ale odbiegłam od głównego pytania. Nie wiem dlaczego tyle opuściłam. Na pewno zdarzał mi się lęk przed wyjściem do ludzi ogólnie z domu. Czasami nie szłam wychodząc z założenia "nie umiem na ten sprawdzian, opuszczę i pójdę na kolejną lekcję". To chyba się poskładało.
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

22 marca 2018, o 23:10

Evva, dziękuję za ciepłe słowa.

Zastanawiam się, czy Ty też czułaś do swojego ojca nienawiść? Zapewne musiałaś mieć z nim większe przeboje niż ja ze swoim.. Mimo to, odkąd pamiętam, czułam wobec ojca tylko negatywne uczucia. Kilka razy nawet śniła mi się jego śmierć, a gdy przychodził w odwiedziny, poza napadami lękowymi zdarzały mi się napady gniewu, takie przypływy adrenaliny, że miałam ochotę go rozszarpać. Teraz pozostały same napady lękowe, bardziej z bezsilności. Nie jestem pewna czy w takiej sytuacji uda mi się go po prostu zignorować. Jeśli przeżyłaś coś podobnego, może masz na to jakieś sposoby?
Awatar użytkownika
Halka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 457
Rejestracja: 18 czerwca 2017, o 21:29

23 marca 2018, o 06:27

Atramentowa pisze:
22 marca 2018, o 23:10
Evva, dziękuję za ciepłe słowa.

Zastanawiam się, czy Ty też czułaś do swojego ojca nienawiść? Zapewne musiałaś mieć z nim większe przeboje niż ja ze swoim.. Mimo to, odkąd pamiętam, czułam wobec ojca tylko negatywne uczucia. Kilka razy nawet śniła mi się jego śmierć, a gdy przychodził w odwiedziny, poza napadami lękowymi zdarzały mi się napady gniewu, takie przypływy adrenaliny, że miałam ochotę go rozszarpać. Teraz pozostały same napady lękowe, bardziej z bezsilności. Nie jestem pewna czy w takiej sytuacji uda mi się go po prostu zignorować. Jeśli przeżyłaś coś podobnego, może masz na to jakieś sposoby?
Cześć , mam córke w podobnym wieku jest mi przykro czytając co przeżywasz bo wiem jakie to ciężkie tak młoda osoba tyle przechodzi i sie czuje zagubiona. Psycholodzy tak może i mają jakieś swoje wyuczone podejście ale mimo to dobry jednak ma wiekszą wiedze odnas i wie jak działa ludzki umysł. Tak jak piszesz że np czułaś złość do ojca a pózniej tylko lęk. Według terapeuty powie Ci że lęk to stłumione emocje , złość. To jest trudne i niezawsze sie zgadzamy bo my wiemy lepiej. Ale czasem może jednak odpuścić i dać sobie szanse pomóc tak jak widzisz np koledzy chcieli Ci pomóc. Bo może Cie lubili bo może są ludzie którzy umią być luddcy. Bo to co widzimy może tylko przez jeden pryzmat odbieramy wyuczony.Wszystko do jednej szuflady , takie wązkie widzenie.Jeśli myślisz że nacoś zapuzno to pamiętaj że i tak młodsza już niebędziesz Jak chcesz tańczyć to tańczcz. Możesz prubować pracy coś kołotego szukać np wjakimś klubie gdyby nawet zacząć od mycia podłogi czy recepcji. Wtedy masz kontakt z ludzmi którzy tymi rzeczami zajmują i zawsze gdzieś skim pogadasz przyokazji , zobaczysz zboku jak ta praca wygląda. A może zumba teraz też bum na sprawność fizyczną a przyokazji z tańcem związane. I nierezygnuj przy starcie bo a bo to i tamto tylko raczej napal sie nato jak komornik na szafe.
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

23 marca 2018, o 21:26

Halka, dziękuję za wsparcie.
Nie zamykam się na pomoc, czego przykładem może być radzenie się na forum, jednak do psychologów nie zamierzam się już zwracać. Zdaję sobie sprawę, że to tłumione emocje, jednak świadomość tego nie wystarcza. Cały czas pracuję nad tym, aby te emocje przelać w jakiś inny sposób, ale nie zawsze się udaje. Wiadomo, wymaga to pracy. ;)


Evva, dziękuję za rady. Spróbuję zrobić tak jak mówisz i zacząć go ignorować.
Ostatnio doszłam do wniosku, że tak na niego reaguję, ponieważ po jego odejściu chyba starałam się przejąć rolę obrońcy rodziny. Moja matka jest dość słaba psychicznie i łatwo mu ulega jeśli chodzi o spotkania itd, mimo wyraźnej niechęci. Z kolei brat jest chorowity. Zarzeka się, że nie lubi się z nim spotykać, ale jednocześnie jego najbardziej słucha i przynajmniej trochę wychodzi z domu. Mam gdzieś w głowie poczucie, że powinnam "bronić swojego stada" i poczucie winy, że pozwalam złemu (w swoim mniemaniu) człowiekowi wkraczać "na swój teren", ale jednocześnie wiem, że to oni powinni za siebie zadecydować..
Naprawdę, czuję się jak skrzywdzony niegdyś owczarek, który nie może pojąć, jak jego stado może pchać się z własnej woli w ogień :roll: Chyba mam dzisiaj za dużą wyobraźnię...
Evva
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: 15 stycznia 2018, o 05:42

24 marca 2018, o 06:30

Oj kruszynko. Uwierz, że jak zacznie robić Wam krzywdę Twoja mama na pewno zareaguje. Popatrz mimo,że jest uległa to potrafiła się z nim rozstać czyli przeciwstawić się jemu. I tym razem czemu mialoby być inaczej ? Spokojnie nie denerwuj się jego wizytami. Skup się na sobie też troszkę. Jesteś na tym forum bo masz problem sama z sobą i z tym musisz wygrać. Jak będziesz próbowała wszystkich dookoła uszczęśliwić to wejdziesz w jeszcze większe błoto.
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

25 marca 2018, o 16:42

Właściwie to on odszedł. Parę lat temu odszedł do kochanki, potem wrócił, znów odszedł do tej samej i to ja zabrałam mu klucze. Więc nie jestem pewna czy moja matka cokolwiek zrobi. Ale rozumiem co masz na myśli. Popracuję nad tym.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

29 marca 2018, o 09:56

Atramentowa pisze:
23 marca 2018, o 21:26
Halka, dziękuję za wsparcie.
Nie zamykam się na pomoc, czego przykładem może być radzenie się na forum, jednak do psychologów nie zamierzam się już zwracać. Zdaję sobie sprawę, że to tłumione emocje, jednak świadomość tego nie wystarcza. Cały czas pracuję nad tym, aby te emocje przelać w jakiś inny sposób, ale nie zawsze się udaje. Wiadomo, wymaga to pracy. ;)


Evva, dziękuję za rady. Spróbuję zrobić tak jak mówisz i zacząć go ignorować.
Ostatnio doszłam do wniosku, że tak na niego reaguję, ponieważ po jego odejściu chyba starałam się przejąć rolę obrońcy rodziny. Moja matka jest dość słaba psychicznie i łatwo mu ulega jeśli chodzi o spotkania itd, mimo wyraźnej niechęci. Z kolei brat jest chorowity. Zarzeka się, że nie lubi się z nim spotykać, ale jednocześnie jego najbardziej słucha i przynajmniej trochę wychodzi z domu. Mam gdzieś w głowie poczucie, że powinnam "bronić swojego stada" i poczucie winy, że pozwalam złemu (w swoim mniemaniu) człowiekowi wkraczać "na swój teren", ale jednocześnie wiem, że to oni powinni za siebie zadecydować..
Naprawdę, czuję się jak skrzywdzony niegdyś owczarek, który nie może pojąć, jak jego stado może pchać się z własnej woli w ogień :roll: Chyba mam dzisiaj za dużą wyobraźnię...
Nie masz takiego obowiązku - co zresztą wiesz - być tym "obrońcą stada".
Oczywiście rozumiem przyczyny i chęci bycia kimś takim, bo sam nim byłem.
I nie ma tak naprawdę w tym niczego dobrego. A w zasadzie byłbym nim pewnie do dzisiaj. Co po pierwsze i tak nie zmieniło by życia nikomu z nich. A po drugie, mnie samego by ciągle spychało na tą drogę, na której nie ma żadnego rozwoju własnego.
No bo to stale by było to samo :)

Wsparcie jest czymś innymi, niż wyręczanie kogoś w decyzjach, poważnych krokach.

Dlatego warto pomyśleć też o sobie ale tak inaczej. Nie jak o jakimś bohaterze, który musi coś stale poświęcać wkoło dla rodziny. Samemu nie czując się ze sobą pewnie.
Ważne zacząć coś robić samemu dla siebie, aby widzieć postępy. Rośnie wtedy poczucie własnej skuteczności, samoocena.

Potrzeba też skorygować początkowe ambicje i dostrzegać niewielkie sukcesy, bo one są najważniejsze. Wydaje Nam się czasem, że tylko coś wielkiego zwróci na Nas uwagę tych najbliższych z rodziny :)
Ale im jesteśmy starsi tym bardziej dobrze jest rozumieć, że jesteśmy tym co sami uważamy o sobie, i najważniejsze jest to aby samemu dostrzegać Nasze sukcesy. A porażki traktować jako wręcz niezbędny element codzienności.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Atramentowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 marca 2018, o 21:59

30 marca 2018, o 13:49

Dziękuję za odpowiedź. Nie wiem czy mogę się nazwać "bohaterem poświęcającym coś dla rodziny", wydaje mi się, że działam dużo bardziej egoistycznie..

Moja matka zaprosiła go na drugi dzień świąt. Nie wiem co nią kieruje. Mówi, że się przyzwyczaję do jego obecności i proponuje, bym siedziała z nimi. Podczas gdy mnie nosi na samą myśl, a ostatnim razem groziłam mu, że go zabiję jeśli nie wyjdzie i rzuciłam w niego butem.. ;oh Oczywiście nie zareagował za bardzo. Jeszcze mi groził, że jak będę go atakować to mi odda, a ja cicho liczyłam właśnie na walkę.
Porównuję się do zwierzęcia, ale to dlatego, że działam jak zagrożone zwierzę. Ucieczka albo atak. Nie mam gdzie uciekać, a w święta nawet nie mam możliwości pójść do znajomych, bo jednak nie wypada, więc boję się, że zostaje mi atak. I jednak nie chciałabym wychodzić, bo to by było jak pokazanie mu, że się go boję.

Trzyma mnie na duchu obietnica matki, że on nie przekroczy progu mojego pokoju. Ale i tak słyszę go za drzwiami i siedzę jak na szpilkach. Ech, chyba nie wyjdę z tego, dopóki się nie wyprowadzę. A na uwadze rodziny mi już właściwie nie zależy. Grunt, by nie szkodzili bardziej, co niestety robią swoimi słowami i zapraszaniem jedynej osoby, której w tym domu nie chcę widzieć.
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

6 kwietnia 2018, o 23:23

Atramentowa, wspieram :)

Niestety, podobnie jak Victor, takie sytuacje znam z własnej historii. Przez lata byłam "obrońcą stada", jak to ładnie nazwałaś, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wydawało mi się, że moje stado potrzebuje mojej obrony, a tak naprawdę... nieświadomie to wykorzystywali ;) Nie musieli rozwiązywać pewnych problemów, bo ja z automatu się nimi zajmowałam, mimo że nie były moje. Teraz już się to zmieniło, po pewnych przeżyciach, które pokazały mi czarno na białym jak to wygląda. I serio, moje nerwy, stresy i odpowiedzialność absolutnie nic nie zmieniły :) Były zupełnie wirtualne, nikt ich nie widział i tylko mnie wykańczały. Teraz jak tylko zaczynam czuć, że muszę "bronić mojego stada", to pierwszą myślą jest: "czy ten problem to jest mój problem? Czy będzie miał na mnie wpływ?". I wtedy ewentualnie decyduję się nim zająć. Przemyśl sobie, co by się stało, gdybyś zachowała się inaczej niż zwykle. Pewnie każdy musiałby sam się bronić, o ile w ogóle czułby taką potrzebę ;)

A Tobie Atramentowa nie wiem czy przyszło do głowy, że może Twoja mama chciałaby, żeby Twój ojciec wrócił. Że zaprasza go dlatego, że chciałaby scalić rodzinę i Ciebie też chciałaby włączyć w ten projekt. Dla porządku dodam (bo to może być mój wymysł), że tak chyba było w moim przypadku, co zupełnie nie mieściło się wtedy w mojej głowie i w ogóle tego nie rozumiałam. Masz prawo nie chcieć w tym uczestniczyć, jesteś dorosła i sama wybierasz, jakie i z kim utrzymywać kontakty. Twój brat i Twoja mama mają inną relację z Twoim ojcem niż Ty.

Co do szkoły to powiem tak - ja straciłam rok studiów i z perspektywy czasu uważam, że to zupełnie nie miało znaczenia, mimo że wtedy strasznie się tego wstydziłam. Niemniej jednak to, czego się nauczysz w szkole, jest twoje. To jest to, co tak naprawdę ma znaczenie dla Twojego dalszego życia. Podkreślam, że chodzi o Twoje osobne, własne życie ;) Tu nie chodzi tylko o przechodzenie z klasy do klasy czy dobre oceny. To czego się nauczysz to jest Twój kapitał na przyszłość. Nie uczysz się dla ocen, tylko dla siebie, żeby mieć ciekawsze, pełniejsze życie. Niemniej jednak papier ze szkoły bywa przydatny, bo otwiera dalsze drogi. Takie jest moje zdanie teraz, będąc w gimnazjum czy liceum tego nie rozumiałam. Też miałam problemy z frekwencją i pamiętając ten czas, myślę że Victor ma rację - dobrze Ci zrobi robienie różnych rzeczy i nie myślenie o sytuacji domowej. Dom jest tylko częścią Twojego życia, postaraj się, żeby w pozostałych częściach też coś się działo. Masz jakieś zainteresowania, coś lubisz bardziej. Poszukaj, może w okolicy jest jakiś chór, w którym mogłabyś pośpiewać? Ze szkołą zrób tyle ile możesz, żeby jednak ją skończyć, nawet w trybie zaocznym.

Walcz o siebie :)

K.
ODPOWIEDZ