Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy jest sens terapii i leków? Niezdiagnozowana

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
niezdiagnozowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 29 czerwca 2018, o 19:58

1 lipca 2018, o 21:59

Trafiłam tu przypadkiem, szukając odpowiedzi na bezsens życia.

Mam 27 lat, męża, brak dzieci, nie mam stałej pracy i mieszkam u rodziców.

Odkąd sięgam pamięcią, w wieku 16 lat zaczęłam myśleć, że życie nie ma sensu. W wieku 17 lat matka zaprowadziła mnie po raz pierwszy do psychiatry - która stwierdziła UWAGA że dojrzewam i mi przejdzie.
Nigdy nie widziałam i nie widzę sensu życia, dla mnie on nie istnieje. Od liceum po prostu chodziłam do szkoły, w wakacje dorabiałam sobie do pensji, i tak mi mijały dni.
Studia to był okropny czas, znowu trafiłam do psychiatry, potem na terapię. Moja ówczesna pani twierdziła, że UWAGA zajmuję jej czas głupotami i jak będę mieć poważne problemy, to mogę wrócić. I zakończyła terapię.

Na studiach potrafiłam nie jeździć na zajęcia, spać kilka dni, nie jeść. Dla mnie życie nie miało sensu.

Po studiach, mając już narzeczonego, nie mogłam znaleźć pracy, leżałam całymi dniami i płakałam, trafiłam do psychiatry ze stanem, gdzie mówiłam, że nie potrzebuję żyć, nie chcę, bo nie mogę sobie poradzić.
Psychiatra spytała, czy chcę leki, powiedziałam, że wolę nie, to była cała wizyta.

Poszłam w końcu na staż za 800zł, potem staż się skończył, nie znalazłam znów pracy, znów bezrobocie, a miałam datę ślubu wyznaczoną. Miałam takie dni, że nie wychodziłam z domu, wyjście do sklepu było dla mnie męką, BAŁAM SIĘ LUDZI, denerwowali mnie, że w ogóle chodzą po sklepie. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią i myślą "TO TA BEZROBOTNA"

Trafiłam znów na terapię, znów na NFZ i znów jakieś mało trafne. Osoba nie była zainteresowana moimi problemami, twierdziła, że praca na kasie + wynajmowanie pokoju by rozwiązało moje problemy (nadal miałam lęki odnośnie ludzi, terapeuta w ogóle nie słuchał tego co mówię).

Przestałam chodzić, załamałam się, że nawet terapeuta uważa mnie za nieudacznika i uważa, że znalezienie pracy w sklepie rozwiąże moje wszystkie problemy (eee?)

Teraz mam męża, i kończy mi się umowa (nie mam stałej pracy, jak pisałam, tylko na czas określony), zaczynam mieć lęki, przestałam wychodzić z domu, po pracy tylko śpię. Przerasta mnie to życie.

Myślałam o kolejnej terapii,tym razem prywatnej,ale chyba się boję. Boję się stracić pieniędzy, mam ich mało. Z mężem nie możemy iść na wynajem, bo jego pensja nie starczy na życie, a ja się boję, że znów będę na bezrobociu. Nie jestem w stanie trzeźwo myśleć. Zamiast wysyłać CV, odważyć się, ja po prostu myślę, że za 3 miesiące zostanę bez pracy.

Nie widzę sensu życia. Chyba tylko mąż mnie trzyma przy życiu.Boję się iść dalej, trzymam się kurczowo tego co znam.

CZY TERAPIA I LEKI MAJĄ SENS?

Czasem sobie myślę, że co mi te leki dadzą? Stratę pieniędzy, do tego przecież leki nie pomogą mi schudnąć/otworzyć się/znaleźć pracy. Poprawią moje samopoczucie,ale co dalej?

Dodatkowo NIKT/żaden lekarz nie stwierdził żadnego odchylenia od normy, każdy jeden uważał, że jestem "męczybuła" i mi się nic w życiu nie chce.
Czy rzeczywiście tak jest, czy może ja trafiałam na jakichś konowałów?

Prawie przez cały okres związku powtarzałam mężowi, że mi się nie chce żyć, że to jest dla mnie za ciężkie.

W mojej rodzinie od razu dodam - mama, tata oraz brat - depresja+nerwica do tego brat stany lękowe i nerwica natręctw. Drugi brat się "uchował", myślałam, że i ja się "uchowam" i mi się uda...

Jak się czuję, bo może usystematyzuję:
- nie chce mi się żyć
- wstaję do pracy, bo muszę, a nie dlatego, że chcę. Robię wszystko machinalnie, nie znam dni tygodnia, po prostu wstaję i idę do pracy.
- boję się ludzi, mam dni, że wyjście do sklepu to dla mnie horror
- po tygodniu pracy i kontakcie z ludźmi muszę 2 dni przeleżeć w weekend,nie robiąc kompletnie nic
- przeraża mnie życie, brak pracy, te wszystkie trudności
- nie wyobrażam sobie wspólnego życia z mężem - w domu mi dobrze, czuję się komfortowo, nie lubię tego zmieniać
- są dni, że dostaję "ataku paniki" i nie idę do pracy. potem coś wymyślam szefowi. zdarza się to z dnia na dzień, np. w środę czuję się ok, a w czwartek wstaję i czuję ogromne lęki - nie idąc do pracy
- rzucam z dnia na dzień hobby, które wcześniej sprawia mi radość

Nie wiem co mam dalej robić w życiem, kompletnie nie widzę sensu, nie rozumiem jak ludzie mogą chodzić do pracy, potem wracać, gotować obiady, opiekować się dziećmi i oglądać TV. Dla mnie to nie ma w ogóle sensu, nie rozumiem tego, to życie dla mnie jest nie do pomyślenia. Jest kompletnie bez sensu, to walka o przetrwanie - ma się pracę to jest OK, nie masz pracy - to zdychaj z głodu i tak dalej...
Awatar użytkownika
bbea
Forumowy szyderca
Posty: 413
Rejestracja: 11 lutego 2018, o 11:25

4 lipca 2018, o 13:17

Hej,

Jeżeli chodzi o leki to możesz spróbować. Oczywiście ze nie rozwiążą problemów ale jeśli zadziałają to mogą dać ci sile żebyś sama rozwiązywała problemy.
Najlepiej jakbyś znalazła jakiegoś dobrego psychiatrę i porozmawiała z nim o opcjach.
Ja nie jestem ekspertem, sama mam problemy, nerwice lekowa i stany depresyjne z tym związane, ale powiem ci jak ja to widzę.
Wydaje ci ze nic, terapia ani leki nie pomogą bo nie zmienia realnej sytuacji, faktów, tego ze w życiu są strachy, problemy, itd. I to jest prawda. Ale możesz zmienić swoje podejście do tego. W takim stanie i po tak długim czasie to się pewnie wydaje nie możliwe. Ale to nie znaczy ze takie jest. Możesz cieszyć się tym zwyczajnym życiem, mężem, praca i mieć chęć rano wstać z łóżka a wieczorem wyjść z domu. Ale musisz podjąć jakieś kroki.
Ja wiem ze to damo życie i te same problemy mogą wyglądać totalnie inaczej w dwóch stanach emocjonalnych. I wiem ze warto dążyć do wyzdrowienia.
Zachęcam cię do wizyty u psychiatry, poczytaj opinie, znajdź kogoś dobrego. I do wizyty u terapeuty, chociaż na konsultacje a potem zdecydujecie co nożna zrobić.
Nie poddawaj się i uwierz ze twoje życie nie musi tak wyglądać!
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

4 lipca 2018, o 16:31

Jakbym czytała siebie,no cóż,żyjesz i musisz coś z tym życiem zrobić bo chyba nie chcesz tak trwać do śmierci? Może zacznij od małych rzeczy ,coś sprawia Ci przyjemność? masz jakieś hobby? co robicie z mężem w wolnych chwilach? jesteście młodzi,może jakiś wspólny sport?
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

4 lipca 2018, o 16:49

Jesteś młodą osobą, przed Tobą całe życie, warto chyba coś z nim zrobić, żeby nie było dalszą wegetacją, a miało właśnie jakiś sens i stało się przyjemnością?
Poszukaj dobrego psychoterapeuty, spróbuj prywatnie.
Leki nie zmienią tego, że problemy życiowe istnieją, ale być może dadzą Ci kopa do tego, abyś była w stanie ruszyć do przodu. Jeśli wolisz bez leków, to spróbuj może tego terapeuty prywatnie, spróbuj o siebie zawalczyć.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

4 lipca 2018, o 22:41

Styl myślenia zmienia się czasem z doświadczeniami (nowymi). Sądzę, że terapeuta, który mówił o własnym kącie miał racji sporo, choć nie rozwiązałoby to Twoich wszystkich problemów, to mógł to być pewien bodziec do wybicia się ze stanu pustki.

Jakbyś miała się zastanowić i odpowiedzieć na pytanie, co byś zrobiła gdybyś nie miała domu rodzinnego? To co byś odpowiedziała?

Jeśli chodzi o terapię to dobrze by było przeanalizować zależności rodzinne u Ciebie w domu, kwestię istnienia zaburzeń u osób bliskich i powody tego.
A takze zrobić test na strukturę osobowości.
Więc terapia mogłaby być przydatna ale oczywiście zależy jaka i do tego czy zaczęłabyś doświadczać nowych rzeczy, mimo, że nie widzisz sensu.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
niezdiagnozowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 29 czerwca 2018, o 19:58

5 lipca 2018, o 18:08

Chciałabym po prostu poczuć, że mam ochotę żyć, jakkolwiek to brzmi.
Czytałam wyznania osób po lekach i "podoba mi się to". Chciałabym po prostu mieć jakiś luz, jakiś spokój w głowie.
Zgadzam się z Wami, że problemów nie rozwiążą tabletki, ale zastanawiam się czy one mi dadzą jakiś wewnętrzny luz do dalszego działania?

W obecnej chwili każda najmniejsza błahostka doprowadza mnie do płaczu i przygnębienia, dla kogoś z boku mogło by się wydawać jakiś dennym problemem, dla mnie urasta do rangi wspięcia się na Mt Everest...

Męczę się już ponad 10 lat, jestem zniechęcona tym wszystkim, tymi lekarzami. Czasem sobie mówię "Dam radę bez lekarza", a potem mnie dopada taka nicość, że potrafię leżeć i patrzeć w sufit.

Nie mam hobby, bo dla mnie to nie ma sensu, tak jak cała egzystencja.

Jakbyś miała się zastanowić i odpowiedzieć na pytanie, co byś zrobiła gdybyś nie miała domu rodzinnego? To co byś odpowiedziała?[


Wiem, że to jest pytanie retoryczne, ale w obecnej chwili zapewne żyłabym z MOPS, brała dodatki na mieszkanie i ryczała w poduszkę, że nie mam za co żyć. Myślę, że wtedy bym się gorzej załamała, dlatego nie mając pewnej pracy nie ryzykuję wynajęcia pokoju/mieszkania. Boję się, że taka sytuacja nie napędziłaby mnie do działania, a wręcz doprowadziła do skraju kompletnego dna.
Awatar użytkownika
bbea
Forumowy szyderca
Posty: 413
Rejestracja: 11 lutego 2018, o 11:25

6 lipca 2018, o 13:22

niezdiagnozowana pisze:
5 lipca 2018, o 18:08
Chciałabym po prostu poczuć, że mam ochotę żyć, jakkolwiek to brzmi.
Czytałam wyznania osób po lekach i "podoba mi się to". Chciałabym po prostu mieć jakiś luz, jakiś spokój w głowie.
Zgadzam się z Wami, że problemów nie rozwiążą tabletki, ale zastanawiam się czy one mi dadzą jakiś wewnętrzny luz do dalszego działania?

W obecnej chwili każda najmniejsza błahostka doprowadza mnie do płaczu i przygnębienia, dla kogoś z boku mogło by się wydawać jakiś dennym problemem, dla mnie urasta do rangi wspięcia się na Mt Everest...

Męczę się już ponad 10 lat, jestem zniechęcona tym wszystkim, tymi lekarzami. Czasem sobie mówię "Dam radę bez lekarza", a potem mnie dopada taka nicość, że potrafię leżeć i patrzeć w sufit.

Nie mam hobby, bo dla mnie to nie ma sensu, tak jak cała egzystencja.

Jakbyś miała się zastanowić i odpowiedzieć na pytanie, co byś zrobiła gdybyś nie miała domu rodzinnego? To co byś odpowiedziała?[


Wiem, że to jest pytanie retoryczne, ale w obecnej chwili zapewne żyłabym z MOPS, brała dodatki na mieszkanie i ryczała w poduszkę, że nie mam za co żyć. Myślę, że wtedy bym się gorzej załamała, dlatego nie mając pewnej pracy nie ryzykuję wynajęcia pokoju/mieszkania. Boję się, że taka sytuacja nie napędziłaby mnie do działania, a wręcz doprowadziła do skraju kompletnego dna.
Jest szansa, ze leki Ci pomoga, dadza Ci jakiegos kopa na start. Jak nie spróbujesz to sie nie przekonasz. Może potrzebujesz leków, może terapi behavioralnej, może psychodynamicznej. Są różne opcje ale najważniejsze to zacznij działać. Poszukaj dobrego psychiatry, może takiego, który jest tez terapeutą, bedzie mial szersze spojrzenie. Idz na pierwsza wizytę.
Nie rezygnuj z siebie, ze swojego życia. To nie musi tak wyglądać
ODPOWIEDZ