Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Paulka123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 23 czerwca 2020, o 18:28

12 listopada 2020, o 07:35

frusciante pisze:
12 listopada 2020, o 04:57
Jeśli szukacie odpowiedzi, czy ktoś z tego wyszedł całkowicie, to tak, ja. Swoją historię opowiedziałem w wątku "wyzdrowieni z rocd" na tym forum kilka miesięcy temu. :)
Pozdrawiam, szczęśliwy człowiek 3 lata od pierwszego ataku paniki, rok od ostatniego. :D
I to bez żadnych wspomagaczy farmakologicznych! :D
A podlinkujesz proszę swoją historie 😃 latwoej bedzie, a mu dzis pomoze ta historia bo jak na wszystkie mądrości ktore wyzej napisalam dzis mjie dopadł jakis gorszy stan i tak sie jeszcze lapie na tym ze sie daje wkrecac w te kolo myslowe
frusciante
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 1 listopada 2018, o 22:47

12 listopada 2020, o 11:46

post219328.html#p219328

Ale jeśli już masz te mądrości i wiesz o kole myślowym i tym wszystkim, to szczerze mówiąc myślę że nie powinnaś szukać takiego pocieszenia. Bo czytanie takich pocieszaczy i analizowanie ich w momencie pogorszenia dla uspokojenia to jest właśnie to nasze "dziesiąte dokręcanie kurka od gazu" . Myślę, że jak jesteś na tym etapie to najlepiej byłoby Ci wylogować się z forum i chwilowo zapomnieć o czytaniu o rocd. Wszystko już w temacie wiesz. Pora uwierzyć w sobie i sobie i nie łagodzić się kolejną analizą na forum, tylko uśmiechnąć się lękowi w twarz, uśmiechnąć się i go zignorować. :)
julia2270
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 13 listopada 2020, o 14:32

13 listopada 2020, o 16:58

Cześć! Znalezienie tego forum trochę mnie podbudowało na duchu, jednak nadal czuję się bardzo okropnie zagubiona i samotna. Chciałam podzielić się swoją historią i może ktoś mógłby mi jakoś doradzić/pocieszyć/wspomóc dobrym słowem.
Mam 23 lata i od 9 miesięcy jestem w związku ze swoim chłopakiem. Gdzie pierwsze 7 miesięcy to była bajka, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. To ostatnie dwa to był totalny koszmar, nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak źle i nie miałam tak okropnego okresu jak teraz.
Zaczęło się od głupiej myśli ,,Czy mogłabym go kiedyś zdradzić?" na widok przystojnego chłopaka. Ta myśl, która przez pierwsze 7 miesięcy nigdy nie narodziła się w mojej głowie obróciła cały mój świat do góry nogami. Potem już było tylko gorzej. Czy ja go w ogóle kocham? Totalny zanik uczuć, ciągły płacz, ból głowy, rozmyślanie. Wizyta u psychiatry, który zwalił wszystko na rozchwianie hormonalne. Zaczęło się Przywoływanie różnych myśli.. czy za nim tęsknie jak go nie nie widzę, czy gdybym zobaczyła go z inną dziewczyną to czy jakoś mnie to ruszyło? Czy jakbym zerwała z nim to by mi było smutno? I na każde pytanie ta odpowiedź brzmiała NIE. Co przerażało mnie jeszcze bardziej. Nadeszło wielkie zerwanie, płacz mój mojego chłopaka, po jednym dniu zastanowiłam się Boże przecież ja wcale nie chciałam z nim zerwać. Wróciliśmy do siebie i znowu to samo.. te myśli, że w sumie mogłabym spróbować z kimś innym, potem już totalnie absurdalne (czy gdybym znalazła się w pokoju z jakimś przystojnym chłopakiem to czy mogłabym go zdradzić, czy gdybym wyjechała gdzieś za granicę to chciałabym kontynuować związek z nim na odległość)
Potem przyszła poprawa, uczucia wróciły radość, ale na chwilę.
Jak jest teraz? Średnio. Mieszkam ze swoim chłopakiem, spędzamy prawie cały czas razem. Kocham go uwielbiam spędzać z nim czas, przytulać się do niego, pociąga mnie fizycznie. Jest najcudowniejszy na świecie, traktuje mnie jak księżniczkę. Jednak ta ciągła myśl w głowie, że w sumie jakbym z nim zerwała i nie bylibyśmy już razem nie czułabym jakiegoś wielkiego smutku, że równie dobrze tak samo mogłabym czuć się tak samo z kimś innym. Gdzie przed tymi 2 miesiącami na myśl o tym, że nie bylibyśmy razem czułam ucisk w żołądku i nie mogłam sobie tego wyobrazić.
Dodam też, że te myśli nie są cały czas, bardzo często wygląda to jakby siedziały w mojej głowie 2 osoby i się kłóciły. Jedna to te okropne myśli a druga to ta ja sprzed 2 miesięcy, która stara się to wszystko jakoś poukładać.
Trwa to już 2 miesiące, czuję się taka nieszczęśliwa, patrzę na swojego chłopaka i widzę, że on mnie tak kocha, że jest ze mną szczęśliwy, powiedziałam mu o tym wszystkim, jest bardzo wyrozumiały, mówi, że to wszystko jest w mojej głowie, że sama muszę to sobie poukładać, jednak gdyby było to takie proste nie byłoby tego forum.
Czy jest to nerwica? Co mam zrobić, żeby w końcu poczuć się lepiej, żeby te myśli zniknęły. Od 2 miesięcy myślę tylko o tym, o moim związku nic innego, nie mam już sił, mam dość, lubię gdy w końcu nadchodzi wieczór, gdzie mogę pójść spać i chociaż przez chwilę o tym nie myśleć.
Najbardziej boję się tego, że przez te myśli kiedyś zrobię coś przez co stracę mojego chłopaka, np go zdradzę bo w danym momencie będę tak myślała, a to chyba by mnie zniszczyło, on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało jednak ja i ta moja chora głowa nie potrafi tego docenić :(
frusciante
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 1 listopada 2018, o 22:47

14 listopada 2020, o 02:28

julia2270 pisze:
13 listopada 2020, o 16:58
Cześć! Znalezienie tego forum trochę mnie podbudowało na duchu, jednak nadal czuję się bardzo okropnie zagubiona i samotna. Chciałam podzielić się swoją historią i może ktoś mógłby mi jakoś doradzić/pocieszyć/wspomóc dobrym słowem.
Mam 23 lata i od 9 miesięcy jestem w związku ze swoim chłopakiem. Gdzie pierwsze 7 miesięcy to była bajka, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. To ostatnie dwa to był totalny koszmar, nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak źle i nie miałam tak okropnego okresu jak teraz.
Zaczęło się od głupiej myśli ,,Czy mogłabym go kiedyś zdradzić?" na widok przystojnego chłopaka. Ta myśl, która przez pierwsze 7 miesięcy nigdy nie narodziła się w mojej głowie obróciła cały mój świat do góry nogami. Potem już było tylko gorzej. Czy ja go w ogóle kocham? Totalny zanik uczuć, ciągły płacz, ból głowy, rozmyślanie. Wizyta u psychiatry, który zwalił wszystko na rozchwianie hormonalne. Zaczęło się Przywoływanie różnych myśli.. czy za nim tęsknie jak go nie nie widzę, czy gdybym zobaczyła go z inną dziewczyną to czy jakoś mnie to ruszyło? Czy jakbym zerwała z nim to by mi było smutno? I na każde pytanie ta odpowiedź brzmiała NIE. Co przerażało mnie jeszcze bardziej. Nadeszło wielkie zerwanie, płacz mój mojego chłopaka, po jednym dniu zastanowiłam się Boże przecież ja wcale nie chciałam z nim zerwać. Wróciliśmy do siebie i znowu to samo.. te myśli, że w sumie mogłabym spróbować z kimś innym, potem już totalnie absurdalne (czy gdybym znalazła się w pokoju z jakimś przystojnym chłopakiem to czy mogłabym go zdradzić, czy gdybym wyjechała gdzieś za granicę to chciałabym kontynuować związek z nim na odległość)
Potem przyszła poprawa, uczucia wróciły radość, ale na chwilę.
Jak jest teraz? Średnio. Mieszkam ze swoim chłopakiem, spędzamy prawie cały czas razem. Kocham go uwielbiam spędzać z nim czas, przytulać się do niego, pociąga mnie fizycznie. Jest najcudowniejszy na świecie, traktuje mnie jak księżniczkę. Jednak ta ciągła myśl w głowie, że w sumie jakbym z nim zerwała i nie bylibyśmy już razem nie czułabym jakiegoś wielkiego smutku, że równie dobrze tak samo mogłabym czuć się tak samo z kimś innym. Gdzie przed tymi 2 miesiącami na myśl o tym, że nie bylibyśmy razem czułam ucisk w żołądku i nie mogłam sobie tego wyobrazić.
Dodam też, że te myśli nie są cały czas, bardzo często wygląda to jakby siedziały w mojej głowie 2 osoby i się kłóciły. Jedna to te okropne myśli a druga to ta ja sprzed 2 miesięcy, która stara się to wszystko jakoś poukładać.
Trwa to już 2 miesiące, czuję się taka nieszczęśliwa, patrzę na swojego chłopaka i widzę, że on mnie tak kocha, że jest ze mną szczęśliwy, powiedziałam mu o tym wszystkim, jest bardzo wyrozumiały, mówi, że to wszystko jest w mojej głowie, że sama muszę to sobie poukładać, jednak gdyby było to takie proste nie byłoby tego forum.
Czy jest to nerwica? Co mam zrobić, żeby w końcu poczuć się lepiej, żeby te myśli zniknęły. Od 2 miesięcy myślę tylko o tym, o moim związku nic innego, nie mam już sił, mam dość, lubię gdy w końcu nadchodzi wieczór, gdzie mogę pójść spać i chociaż przez chwilę o tym nie myśleć.
Najbardziej boję się tego, że przez te myśli kiedyś zrobię coś przez co stracę mojego chłopaka, np go zdradzę bo w danym momencie będę tak myślała, a to chyba by mnie zniszczyło, on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało jednak ja i ta moja chora głowa nie potrafi tego docenić :(
Hej, Koleżanko, spokojnie! :) tak, to nerwica natręctw, rocd, powiedziałbym książkowy przykład.

Jeśli chodzi o Twoj największy lęk, to ciekawa sprawa. Ta myśl, której się boisz, nie jest w żaden sposób zła. Rozumiem oczywiście podstawę lęku, sam takie miewałem, ale tutaj jest taka dość jasna odpowiedź. To, że mogłabyś żyć bez swojego chłopaka, to że nie załamałabyś się po rozstaniu, to że tak samo mogłabyś być z kimś innym w związku, to wszystko jest, uwaga, dobre!
Dobry związek to taki w którym ludzie są ze sobą dlatego, że chcą, a nie dlatego że muszą. Ty właśnie mówisz, że nie musisz, ale chcesz. Dobrym podejściem jest myślenie, że rozstanie to nie koniec świata, że się po nim nie załamiemy, bo dzięki temu nie wpadamy w uzależnienie od partnera.
Dobrym i prawdziwym jest stwierdzenie, że mogłabyś tak żyć z kimś innym. Tak, mogłabyś. Mit "The One" to jest podstawa tej nerwicy. Ale to jest mit. Nie ma czegoś takiego jak ten jeden jedyny na świecie, druga połówka jabłka. Tych połówek jest mnóstwo, ale chodzi o to, żeby któraś, taka która nam pasuje, a jednocześnie jest dla nas dobra i powoduje, że wzrastamy, wybrać.

Taka anegdotka. Na kursie przedmałżeńskim u Dominikanów (tam są naprawdę dobrzy psychologowie) pada często pytanie do kandydatów do małżeństwa. Czy byłbyś/byłabyś w stanie żyć bez swojego narzeczonego/ej. I poprawna odpowiedzią jest, że tak, że mógłbym, ale nie chcę. Że wybrałem z własnej woli. Pary które odpowiadają, że nie mogłyby, są oceniane raczej jako niedojrzałe.

Co do lęku, że zdradzisz chłopaka w jakiejś chwili nieświadomości, to jest on częsty w rocd. Ale osoba z nerwicą na punkcie swojej miłości nie zdradza, wręcz przeciwnie, rocd sprawi że nawet w najgorszej chwili ever, będziesz trzeźwo myśleć i niczego takiego nie zrobisz. Nie znam Cię, a dałbym sobie za to rękę uciąć, bo znam tę chorobę. ;)

Przygotuj się jednak na długą walkę, nerwica trwa, atakuje od różnych stron, niemniej jednak jest z czasem taką słabnącą sinusoidą. Będziesz miała okresy raz lepsze, raz gosze, przy czym każdy kolejny gorszy będzie mniej intensywny, będziesz oswajać lęk, wystawiać się na niego, przyjmować go i akceptować.

Na koniec dodam, że z tego się wychodzi, naprawdę. Powoli, ale się wychodzi. Nie podejmuj żadnych decyzji pod wpływem lęku. Ani o rozstaniach, ani o przechodzeniu dalej. Daj sobie po prostu czas, spokój. Jak najwięcej uśmiechu, kochaj siebie, dawaj sobie fajne chwile i żyj nimi, to jest jak opatrunek na zmęczoną psychikę. Z czasem ona odrodzi się silniejsza i dojrzalsza niż była.

Przechodziłem to samo, ale dałem radę. Dzisiaj jesteśmy narzeczni, jeździmy sobie po świecie z radością, a ja jestem dużo dojrzalszy, doceniam swoją kobietę i wiem jak bardzo ją kocham. Ta nerwica nauczyła mnie naprawdę wiele i w gruncie rzeczy z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mimo wszystko jestem za nią trochę wdzięczny losowi. Trochę, nie całkiem, mogła przejść troszkę łagodniej. :D

Pozdrawiam i trzymaj się ciepło, bądź twarda. ;)
julia2270
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 13 listopada 2020, o 14:32

20 listopada 2020, o 22:17

frusciante pisze:
14 listopada 2020, o 02:28
julia2270 pisze:
13 listopada 2020, o 16:58
Cześć! Znalezienie tego forum trochę mnie podbudowało na duchu, jednak nadal czuję się bardzo okropnie zagubiona i samotna. Chciałam podzielić się swoją historią i może ktoś mógłby mi jakoś doradzić/pocieszyć/wspomóc dobrym słowem.
Mam 23 lata i od 9 miesięcy jestem w związku ze swoim chłopakiem. Gdzie pierwsze 7 miesięcy to była bajka, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. To ostatnie dwa to był totalny koszmar, nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak źle i nie miałam tak okropnego okresu jak teraz.
Zaczęło się od głupiej myśli ,,Czy mogłabym go kiedyś zdradzić?" na widok przystojnego chłopaka. Ta myśl, która przez pierwsze 7 miesięcy nigdy nie narodziła się w mojej głowie obróciła cały mój świat do góry nogami. Potem już było tylko gorzej. Czy ja go w ogóle kocham? Totalny zanik uczuć, ciągły płacz, ból głowy, rozmyślanie. Wizyta u psychiatry, który zwalił wszystko na rozchwianie hormonalne. Zaczęło się Przywoływanie różnych myśli.. czy za nim tęsknie jak go nie nie widzę, czy gdybym zobaczyła go z inną dziewczyną to czy jakoś mnie to ruszyło? Czy jakbym zerwała z nim to by mi było smutno? I na każde pytanie ta odpowiedź brzmiała NIE. Co przerażało mnie jeszcze bardziej. Nadeszło wielkie zerwanie, płacz mój mojego chłopaka, po jednym dniu zastanowiłam się Boże przecież ja wcale nie chciałam z nim zerwać. Wróciliśmy do siebie i znowu to samo.. te myśli, że w sumie mogłabym spróbować z kimś innym, potem już totalnie absurdalne (czy gdybym znalazła się w pokoju z jakimś przystojnym chłopakiem to czy mogłabym go zdradzić, czy gdybym wyjechała gdzieś za granicę to chciałabym kontynuować związek z nim na odległość)
Potem przyszła poprawa, uczucia wróciły radość, ale na chwilę.
Jak jest teraz? Średnio. Mieszkam ze swoim chłopakiem, spędzamy prawie cały czas razem. Kocham go uwielbiam spędzać z nim czas, przytulać się do niego, pociąga mnie fizycznie. Jest najcudowniejszy na świecie, traktuje mnie jak księżniczkę. Jednak ta ciągła myśl w głowie, że w sumie jakbym z nim zerwała i nie bylibyśmy już razem nie czułabym jakiegoś wielkiego smutku, że równie dobrze tak samo mogłabym czuć się tak samo z kimś innym. Gdzie przed tymi 2 miesiącami na myśl o tym, że nie bylibyśmy razem czułam ucisk w żołądku i nie mogłam sobie tego wyobrazić.
Dodam też, że te myśli nie są cały czas, bardzo często wygląda to jakby siedziały w mojej głowie 2 osoby i się kłóciły. Jedna to te okropne myśli a druga to ta ja sprzed 2 miesięcy, która stara się to wszystko jakoś poukładać.
Trwa to już 2 miesiące, czuję się taka nieszczęśliwa, patrzę na swojego chłopaka i widzę, że on mnie tak kocha, że jest ze mną szczęśliwy, powiedziałam mu o tym wszystkim, jest bardzo wyrozumiały, mówi, że to wszystko jest w mojej głowie, że sama muszę to sobie poukładać, jednak gdyby było to takie proste nie byłoby tego forum.
Czy jest to nerwica? Co mam zrobić, żeby w końcu poczuć się lepiej, żeby te myśli zniknęły. Od 2 miesięcy myślę tylko o tym, o moim związku nic innego, nie mam już sił, mam dość, lubię gdy w końcu nadchodzi wieczór, gdzie mogę pójść spać i chociaż przez chwilę o tym nie myśleć.
Najbardziej boję się tego, że przez te myśli kiedyś zrobię coś przez co stracę mojego chłopaka, np go zdradzę bo w danym momencie będę tak myślała, a to chyba by mnie zniszczyło, on jest najlepszym co mnie w życiu spotkało jednak ja i ta moja chora głowa nie potrafi tego docenić :(
Hej, Koleżanko, spokojnie! :) tak, to nerwica natręctw, rocd, powiedziałbym książkowy przykład.

Jeśli chodzi o Twoj największy lęk, to ciekawa sprawa. Ta myśl, której się boisz, nie jest w żaden sposób zła. Rozumiem oczywiście podstawę lęku, sam takie miewałem, ale tutaj jest taka dość jasna odpowiedź. To, że mogłabyś żyć bez swojego chłopaka, to że nie załamałabyś się po rozstaniu, to że tak samo mogłabyś być z kimś innym w związku, to wszystko jest, uwaga, dobre!
Dobry związek to taki w którym ludzie są ze sobą dlatego, że chcą, a nie dlatego że muszą. Ty właśnie mówisz, że nie musisz, ale chcesz. Dobrym podejściem jest myślenie, że rozstanie to nie koniec świata, że się po nim nie załamiemy, bo dzięki temu nie wpadamy w uzależnienie od partnera.
Dobrym i prawdziwym jest stwierdzenie, że mogłabyś tak żyć z kimś innym. Tak, mogłabyś. Mit "The One" to jest podstawa tej nerwicy. Ale to jest mit. Nie ma czegoś takiego jak ten jeden jedyny na świecie, druga połówka jabłka. Tych połówek jest mnóstwo, ale chodzi o to, żeby któraś, taka która nam pasuje, a jednocześnie jest dla nas dobra i powoduje, że wzrastamy, wybrać.

Taka anegdotka. Na kursie przedmałżeńskim u Dominikanów (tam są naprawdę dobrzy psychologowie) pada często pytanie do kandydatów do małżeństwa. Czy byłbyś/byłabyś w stanie żyć bez swojego narzeczonego/ej. I poprawna odpowiedzią jest, że tak, że mógłbym, ale nie chcę. Że wybrałem z własnej woli. Pary które odpowiadają, że nie mogłyby, są oceniane raczej jako niedojrzałe.

Co do lęku, że zdradzisz chłopaka w jakiejś chwili nieświadomości, to jest on częsty w rocd. Ale osoba z nerwicą na punkcie swojej miłości nie zdradza, wręcz przeciwnie, rocd sprawi że nawet w najgorszej chwili ever, będziesz trzeźwo myśleć i niczego takiego nie zrobisz. Nie znam Cię, a dałbym sobie za to rękę uciąć, bo znam tę chorobę. ;)

Przygotuj się jednak na długą walkę, nerwica trwa, atakuje od różnych stron, niemniej jednak jest z czasem taką słabnącą sinusoidą. Będziesz miała okresy raz lepsze, raz gosze, przy czym każdy kolejny gorszy będzie mniej intensywny, będziesz oswajać lęk, wystawiać się na niego, przyjmować go i akceptować.

Na koniec dodam, że z tego się wychodzi, naprawdę. Powoli, ale się wychodzi. Nie podejmuj żadnych decyzji pod wpływem lęku. Ani o rozstaniach, ani o przechodzeniu dalej. Daj sobie po prostu czas, spokój. Jak najwięcej uśmiechu, kochaj siebie, dawaj sobie fajne chwile i żyj nimi, to jest jak opatrunek na zmęczoną psychikę. Z czasem ona odrodzi się silniejsza i dojrzalsza niż była.

Przechodziłem to samo, ale dałem radę. Dzisiaj jesteśmy narzeczni, jeździmy sobie po świecie z radością, a ja jestem dużo dojrzalszy, doceniam swoją kobietę i wiem jak bardzo ją kocham. Ta nerwica nauczyła mnie naprawdę wiele i w gruncie rzeczy z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mimo wszystko jestem za nią trochę wdzięczny losowi. Trochę, nie całkiem, mogła przejść troszkę łagodniej. :D

Pozdrawiam i trzymaj się ciepło, bądź twarda. ;)
Hej dziękuję za odpowiedź. Naprawdę podniosła mnie na duchu. Jednak chciałabym może jeszcze zapytać ile u Ciebie trwała ta nerwica? Czy tak samo jak przyszła po prostu pewnego dnia obudziłeś się z pustą i spokojną głową i bez myśli? I czy u Ciebie ta nerwica krązyła wokół Twojego związku czy pojawiały się też inne natrętne myśli totalnie niezwiązane z Twoją dziewczyną i byciem z nią. Bo ja zaczynam zauważać, że zaczynam sobie wkręcać wszystko czego mój mózg tylko się złapie i zaczyna mnie to przerażać. 2 dni temu oglądałam dokument o seryjnych mordercach i teraz sama zaczynam się bać czy przypadkiem ja bym kogoś nie zabiła. Przestałam oglądać telewizje, usunęłam wszystkie aplikacje z telefonu żeby niczego nie oglądać i żeby mój mózg nie wpadał na różne inne okropne myśli i ich sobie nie powtarzał. :( staram się zajmować czymś innym głowę i tak jak napisałeś będą lepsze i gorsze dni. Przed tym jak obejrzałam ten głupi film było całkiem w porządku a tu nagle znowu wszystko Diabli Wzięli i czuję się jakbym zaczynała od początku.
SYL98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 09:27

22 listopada 2020, o 09:32

Hej kochani. Możliwe, że mnie kojarzycie z postów grudzień 2019 i początki tego roku. ROCD tak mnie wykończyło, że zaczęłam brać leki. Ok.4 miesiące brania i natrętów brak, wszystko jak dawniej.
Niestety do sierpnia tego roku. Zaczęło się od stresu z pracą licencjacką, zaczęły się natręty o skrzywdzeniu kogoś ale dość szybko przeszły. Jednak to czego najbardziej się bałam to właśnie, że powróci mi zanik uczuc. Sama już nie wiem czy to ROCD czy nie. Na początku miałam ataki paniki i lęk wolnoplynacy no i oczywiście myśli czy kocham itp. że nie kocham i jestem bo coś tam..bardzo dużo tego. Na chwilę obecną lęki przeszły (brałam dziurawca 3tyg może dlatego?) Ale myśli zostały i nie dają mi żyć. Powiedzcie czy jeśli te myśli nie wywołują już u mnie lęku, po prostu go nie czuje jak wcześniej. To to wciąż nerwica? Czy jednak już to zmierza pod prawdziwe myśli?
Pozdrawiam Was.
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

22 listopada 2020, o 12:18

SYL98 pisze:
22 listopada 2020, o 09:32
Hej kochani. Możliwe, że mnie kojarzycie z postów grudzień 2019 i początki tego roku. ROCD tak mnie wykończyło, że zaczęłam brać leki. Ok.4 miesiące brania i natrętów brak, wszystko jak dawniej.
Niestety do sierpnia tego roku. Zaczęło się od stresu z pracą licencjacką, zaczęły się natręty o skrzywdzeniu kogoś ale dość szybko przeszły. Jednak to czego najbardziej się bałam to właśnie, że powróci mi zanik uczuc. Sama już nie wiem czy to ROCD czy nie. Na początku miałam ataki paniki i lęk wolnoplynacy no i oczywiście myśli czy kocham itp. że nie kocham i jestem bo coś tam..bardzo dużo tego. Na chwilę obecną lęki przeszły (brałam dziurawca 3tyg może dlatego?) Ale myśli zostały i nie dają mi żyć. Powiedzcie czy jeśli te myśli nie wywołują już u mnie lęku, po prostu go nie czuje jak wcześniej. To to wciąż nerwica? Czy jednak już to zmierza pod prawdziwe myśli?
Pozdrawiam Was.
Zastanowiłaś się nad tym, że brałaś leki było okej i teraz nagle to samo. Czyli co tabletka zmieniła Twoje myślenie, czy może zniosła tylko objawy zaburzenia ? Trochę mnie dziwi że się dalej zastanawiasz czy to prawdziwe myśli czy nerwicowe. Cóż jeśli nie masz lęku już ale myśli są tak to nadal normalne. Niestety przez leki nie podjęłaś trudu zmiany myślenia o tym wszystkim, zrozumienia co i jak i przez co, widać to u Ciebie, bo już obawiasz się że wraca, że to prawdziwe myśli, i że będzie znów zanik uczuć - to wszystko się przeraża i boisz się o to aby tego nie stracić czyli nakręcasz lękowe koło nerwicowe. Dlaczego znowu się tak dzieje, oczywiście stresy o których piszesz to raz, dwa nie wiem czy przestalaś już brać te leki i objawy wróciły, lub leki przestają działać. Dopóki sama nie zrozumiesz co się z Tobą dzieje, na czym się to opiera nie widzę szansy na to aby to nie wracało. Gdy zrozumiesz wtedy możemy mówić o stałej, permanentnej wolności od tego wszystkiego.
SYL98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 09:27

23 listopada 2020, o 09:22

Nowy7 pisze:
22 listopada 2020, o 12:18
SYL98 pisze:
22 listopada 2020, o 09:32
Hej kochani. Możliwe, że mnie kojarzycie z postów grudzień 2019 i początki tego roku. ROCD tak mnie wykończyło, że zaczęłam brać leki. Ok.4 miesiące brania i natrętów brak, wszystko jak dawniej.
Niestety do sierpnia tego roku. Zaczęło się od stresu z pracą licencjacką, zaczęły się natręty o skrzywdzeniu kogoś ale dość szybko przeszły. Jednak to czego najbardziej się bałam to właśnie, że powróci mi zanik uczuc. Sama już nie wiem czy to ROCD czy nie. Na początku miałam ataki paniki i lęk wolnoplynacy no i oczywiście myśli czy kocham itp. że nie kocham i jestem bo coś tam..bardzo dużo tego. Na chwilę obecną lęki przeszły (brałam dziurawca 3tyg może dlatego?) Ale myśli zostały i nie dają mi żyć. Powiedzcie czy jeśli te myśli nie wywołują już u mnie lęku, po prostu go nie czuje jak wcześniej. To to wciąż nerwica? Czy jednak już to zmierza pod prawdziwe myśli?
Pozdrawiam Was.
Zastanowiłaś się nad tym, że brałaś leki było okej i teraz nagle to samo. Czyli co tabletka zmieniła Twoje myślenie, czy może zniosła tylko objawy zaburzenia ? Trochę mnie dziwi że się dalej zastanawiasz czy to prawdziwe myśli czy nerwicowe. Cóż jeśli nie masz lęku już ale myśli są tak to nadal normalne. Niestety przez leki nie podjęłaś trudu zmiany myślenia o tym wszystkim, zrozumienia co i jak i przez co, widać to u Ciebie, bo już obawiasz się że wraca, że to prawdziwe myśli, i że będzie znów zanik uczuć - to wszystko się przeraża i boisz się o to aby tego nie stracić czyli nakręcasz lękowe koło nerwicowe. Dlaczego znowu się tak dzieje, oczywiście stresy o których piszesz to raz, dwa nie wiem czy przestalaś już brać te leki i objawy wróciły, lub leki przestają działać. Dopóki sama nie zrozumiesz co się z Tobą dzieje, na czym się to opiera nie widzę szansy na to aby to nie wracało. Gdy zrozumiesz wtedy możemy mówić o stałej, permanentnej wolności od tego wszystkiego.

Tak. Napewno masz rację. Tylko problem polega na tym, że objawy mam inne niż "ostatnim" razem. Wtedy była dominacja lęku, typowe ROCD. A teraz lęku brak, a dominuje jakaś irytacja, denerwuje mnie szybko i wszystkim. Dlatego ciężko mi ponownie uwierzyć, że to jest to samo, skoro teraz przybrało inną postać. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

23 listopada 2020, o 14:52

SYL98 pisze:
23 listopada 2020, o 09:22
Nowy7 pisze:
22 listopada 2020, o 12:18
SYL98 pisze:
22 listopada 2020, o 09:32
Hej kochani. Możliwe, że mnie kojarzycie z postów grudzień 2019 i początki tego roku. ROCD tak mnie wykończyło, że zaczęłam brać leki. Ok.4 miesiące brania i natrętów brak, wszystko jak dawniej.
Niestety do sierpnia tego roku. Zaczęło się od stresu z pracą licencjacką, zaczęły się natręty o skrzywdzeniu kogoś ale dość szybko przeszły. Jednak to czego najbardziej się bałam to właśnie, że powróci mi zanik uczuc. Sama już nie wiem czy to ROCD czy nie. Na początku miałam ataki paniki i lęk wolnoplynacy no i oczywiście myśli czy kocham itp. że nie kocham i jestem bo coś tam..bardzo dużo tego. Na chwilę obecną lęki przeszły (brałam dziurawca 3tyg może dlatego?) Ale myśli zostały i nie dają mi żyć. Powiedzcie czy jeśli te myśli nie wywołują już u mnie lęku, po prostu go nie czuje jak wcześniej. To to wciąż nerwica? Czy jednak już to zmierza pod prawdziwe myśli?
Pozdrawiam Was.
Zastanowiłaś się nad tym, że brałaś leki było okej i teraz nagle to samo. Czyli co tabletka zmieniła Twoje myślenie, czy może zniosła tylko objawy zaburzenia ? Trochę mnie dziwi że się dalej zastanawiasz czy to prawdziwe myśli czy nerwicowe. Cóż jeśli nie masz lęku już ale myśli są tak to nadal normalne. Niestety przez leki nie podjęłaś trudu zmiany myślenia o tym wszystkim, zrozumienia co i jak i przez co, widać to u Ciebie, bo już obawiasz się że wraca, że to prawdziwe myśli, i że będzie znów zanik uczuć - to wszystko się przeraża i boisz się o to aby tego nie stracić czyli nakręcasz lękowe koło nerwicowe. Dlaczego znowu się tak dzieje, oczywiście stresy o których piszesz to raz, dwa nie wiem czy przestalaś już brać te leki i objawy wróciły, lub leki przestają działać. Dopóki sama nie zrozumiesz co się z Tobą dzieje, na czym się to opiera nie widzę szansy na to aby to nie wracało. Gdy zrozumiesz wtedy możemy mówić o stałej, permanentnej wolności od tego wszystkiego.

Tak. Napewno masz rację. Tylko problem polega na tym, że objawy mam inne niż "ostatnim" razem. Wtedy była dominacja lęku, typowe ROCD. A teraz lęku brak, a dominuje jakaś irytacja, denerwuje mnie szybko i wszystkim. Dlatego ciężko mi ponownie uwierzyć, że to jest to samo, skoro teraz przybrało inną postać. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
Jasne, rozumiem. Przepraszam ostatnio za bardzo się uniosłem, chciałem tylko dobitnie pokazać że to nadal zaburzenie, ale no nie w taki sposób. Przepraszam. Więc wracając do tego posta - tak to nadal to samo tylko właśnie objawia się w inny sposób. Zauważ że jednak nadal chodzi o to że pewnie go nie kochasz bo jest irytacja, denerwuje Cię wszystkim i szybko ale co jest na końcu znowu to że pewnie go nie kocham, bo mnie irytuje, denerwuje itd. Tak samo mamy z objawami somatycznymi, boimy się o coś, coś nam dolega w końcu uspokoimy się już o to o co sie boimy i nagle znów pojawia się jakiś inny objaw który budzi lęk, niepokój. Tak samo tutaj, to jest to samo ale "atakuje" w różny sposób. Ale nie martw się tym, wracając do pierwszego posta widzisz że leki usypiają objawy zaburzenia i wszystko jest normalnie, więc niech to będzie dla Ciebie dowód na to że to wszystko to kwestia zaburzenia emocjonalnego, to taka kurtyna/zasłona ale jak się jej pozbędziemy znów wszystko wraca do normy. Niestety leki działają zaradczo, zniosą objawy ale nadal nie pracujemy nad sobą i po odstawieniu problem wraca. Trzeba samemu ciężka pracą z tego wyjść bo żadne leki nie zmienią naszego myślenia/zrozumienia i podejścia do zaburzenia. One będą to tylko usypiać, ale problem będzie nadal, więc my sami musimy to zrobić aby to nie wracało i aby mieć święty spokój od natręctw.
SYL98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 09:27

23 listopada 2020, o 18:42

SYL98 pisze:
23 listopada 2020, o 09:22
Nowy7 pisze:
22 listopada 2020, o 12:18
SYL98 pisze:
22 listopada 2020, o 09:32
Hej kochani. Możliwe, że mnie kojarzycie z postów grudzień 2019 i początki tego roku. ROCD tak mnie wykończyło, że zaczęłam brać leki. Ok.4 miesiące brania i natrętów brak, wszystko jak dawniej.
Niestety do sierpnia tego roku. Zaczęło się od stresu z pracą licencjacką, zaczęły się natręty o skrzywdzeniu kogoś ale dość szybko przeszły. Jednak to czego najbardziej się bałam to właśnie, że powróci mi zanik uczuc. Sama już nie wiem czy to ROCD czy nie. Na początku miałam ataki paniki i lęk wolnoplynacy no i oczywiście myśli czy kocham itp. że nie kocham i jestem bo coś tam..bardzo dużo tego. Na chwilę obecną lęki przeszły (brałam dziurawca 3tyg może dlatego?) Ale myśli zostały i nie dają mi żyć. Powiedzcie czy jeśli te myśli nie wywołują już u mnie lęku, po prostu go nie czuje jak wcześniej. To to wciąż nerwica? Czy jednak już to zmierza pod prawdziwe myśli?
Pozdrawiam Was.
Zastanowiłaś się nad tym, że brałaś leki było okej i teraz nagle to samo. Czyli co tabletka zmieniła Twoje myślenie, czy może zniosła tylko objawy zaburzenia ? Trochę mnie dziwi że się dalej zastanawiasz czy to prawdziwe myśli czy nerwicowe. Cóż jeśli nie masz lęku już ale myśli są tak to nadal normalne. Niestety przez leki nie podjęłaś trudu zmiany myślenia o tym wszystkim, zrozumienia co i jak i przez co, widać to u Ciebie, bo już obawiasz się że wraca, że to prawdziwe myśli, i że będzie znów zanik uczuć - to wszystko się przeraża i boisz się o to aby tego nie stracić czyli nakręcasz lękowe koło nerwicowe. Dlaczego znowu się tak dzieje, oczywiście stresy o których piszesz to raz, dwa nie wiem czy przestalaś już brać te leki i objawy wróciły, lub leki przestają działać. Dopóki sama nie zrozumiesz co się z Tobą dzieje, na czym się to opiera nie widzę szansy na to aby to nie wracało. Gdy zrozumiesz wtedy możemy mówić o stałej, permanentnej wolności od tego wszystkiego.

Tak. Napewno masz rację. Tylko problem polega na tym, że objawy mam inne niż "ostatnim" razem. Wtedy była dominacja lęku, typowe ROCD. A teraz lęku brak, a dominuje jakaś irytacja, denerwuje mnie szybko i wszystkim. Dlatego ciężko mi ponownie uwierzyć, że to jest to samo, skoro teraz przybrało inną postać. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
Jasne, spoko. Nie ma sprawy :) wiele mi uswiadomiles, dzięki wielkie. A jak już tak dyskutujemy to co sądzisz o braku lęku? Trochę to mnie też przeraża, że go brak.
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

23 listopada 2020, o 21:44

Wiesz sam fakt że jesteś przerażona to jest lęk, lub lęk o to że nie ma lęku. Ogólnie różnie może być, i brak lęku nie jest też niczym dziwnym. Może to wynikać z tego że przerobiłaś już to do takiego stopnia że po prostu nie budzi to w Tobie lęku, jednak to też tak nie do końca, bo właśnie jak już wspomniałem jesteś przerażona że go nie ma, a przerażenie to przecież lęk, lub lęk że nie ma lęku. Generalnie zaburzenie przybrało inną formę: irytacji, złości o wszystko ale to też forma ROCD. Pewnie jest coś takiego że skoro on Cię tak denerwuje, irytuje to gdzieś tam jest ten lęk że w takim razie to nie ten i znów są analizy na temat sensu związku.
Paulka123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 23 czerwca 2020, o 18:28

24 listopada 2020, o 08:49

Hej, tak czytam waszą dyskusje i pozwoliłam sobie się włączyć, dwa rozne objawy rOCD to normalką, ja co prawda mam rozne objwu na przemian w ciagu kilku dni ale kazdy z nas jest inny i moga te rozne objawy pojawiać sie w rożnym czasie. Tak jak wspomniano wyzej, to dalej zaburzenie , strach o brak leku - chyba nawet gorsze dla mnie niz sam lęk o cos konkretnego. Ale to dalej kolo nerwicowe.
Tak mysle sobie, ze gdyby Cie tak irytowała kolezanka to nie miałabyś takich obaw, mysli, ze nie lubisz czy cos..poprostu bys z nia nie rozmawiala a po 2/3 dniach bys moze nie pamietala a ze na chlopie aci zalesy to juz analiza: ze moze go nie kocham, ze powinnismy sie rozstać - pomysl jak to irracjonalnie brzmi- ludzie sie denerwuja na siebie i to jest normalne. Postaraj sie byc z tym : okej dzis mnie denerwuje, jutro pomysle co z tym zrobic, dzis odpoczne/poczytam/zrelaksuje sie. Pokaz nerwicy , ze te mysli Ci enie ruszają, tob swoje i daj sobie czas i zgodne na zle samopoczucie, pobadz z tymi negatywnymi myslami.

Ja w ogole tak sobie mysle, ze ta nerwica moze sie na cos przydać: co prawda bardzo drastycznie ale zdjęła nam z oczu rozowe okulary zwiazkowe, nauczy nas innego patrzenia na swiat, na zwiazek, ta walka nasza pokazuje jak bardzo jestesmy silni, bo gdybybylo inaczej polowa z nas juz dawno ny odpuściła.
Pocierpimy troche ale wyjdzie nam to na dobre!
JaJulia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 23 maja 2019, o 20:43

24 listopada 2020, o 09:16

Witam. Jak ktoś potrzebuje dobrego słowa, to się odezwijcie. Mogę powiedzieć ze w 95% wszystko zwalczylam. Czasem mam słabe chwile ale to jak każdy chyba. Także jestem mega dumna z siebie ze tak dobrze idzie oczywiście tfu tfu oby tak dalej i trzymam kciuki za Was wszystkich
tojAmag
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 20 października 2020, o 08:44

24 listopada 2020, o 09:41

Hej, czy jest tu ktoś kto może nie miał odrzucenia fizycznego od partnera/partnerki? Moje zaburzenie opiera się tylko i wyłącznie na myślach, często czuje się jakbym widziała go pierwszy raz, wydaje mi się taki dziwny, wkurzający ale nadal chce z nim rozmawiać, przytulać, spędzać czas. Brałam leki ale czułam się po nich jeszcze gorzej, pojawiły się napadu płaczu i jedyną myślą jaką wtedy miałam to "chce umrzeć" a później "tak bardzo go kocham". Często towarzyszy mi uczucie jakby "coś" chciało mi go zabrać. Nie wiem już jak sobie z tym radzić. Przez to że nie mam wszystkich "książkowych" objawów mam wrażenie że może to jednak nie jest to. Psychiatra zdiagnozował zaburzenia lękowo depresyjne ale mało któremu jest znany szczególnie termin ROCD przez co czuje się nie zrozumiana.
Pozdrawiam wszystkich nerwusków. :)
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

24 listopada 2020, o 11:31

tojAmag pisze:
24 listopada 2020, o 09:41
Hej, czy jest tu ktoś kto może nie miał odrzucenia fizycznego od partnera/partnerki? Moje zaburzenie opiera się tylko i wyłącznie na myślach, często czuje się jakbym widziała go pierwszy raz, wydaje mi się taki dziwny, wkurzający ale nadal chce z nim rozmawiać, przytulać, spędzać czas. Brałam leki ale czułam się po nich jeszcze gorzej, pojawiły się napadu płaczu i jedyną myślą jaką wtedy miałam to "chce umrzeć" a później "tak bardzo go kocham". Często towarzyszy mi uczucie jakby "coś" chciało mi go zabrać. Nie wiem już jak sobie z tym radzić. Przez to że nie mam wszystkich "książkowych" objawów mam wrażenie że może to jednak nie jest to. Psychiatra zdiagnozował zaburzenia lękowo depresyjne ale mało któremu jest znany szczególnie termin ROCD przez co czuje się nie zrozumiana.
Pozdrawiam wszystkich nerwusków. :)
Cześć, powiedz czy to poczucie że widzę go pierwszy raz, że wydaję Ci się dziwny, czy do tego odczuwasz jakaś zmianę postrzegania świata lub swojej osoby ? Taką dziwność, nierealność, no nie wiem jakbyś mogła to bardziej rozwinąć, bo brzmi to trochę jak derealizacja, depersonalizacja ale od razu napiszę nie bój się absolutnie nawet jakby to było to, to nie jest to nic groźnego, nie jest to żadna choroba, nic z tych rzeczy. Ciężko to teraz tak stwierdzić, jakbyś mogła właśnie coś więcej napisać, tylko jak już napisałem nie bój się bo to nic groźnego i strasznego. To uczucie jakby coś chciało Ci go zabrać co masz na myśli pisząc to ? Że jakaś inna kobieta mogła by Ci go odebrać, że zerwał by z Tobą wtedy tak ? Jakbyś mogła bardziej rozwinąć temat co konkretnie się u Ciebie dzieje, te objawy jakie wystepują bardziej dokładnie opisać.
ODPOWIEDZ