Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
Motyka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 2 grudnia 2019, o 19:44

5 stycznia 2020, o 21:19

katarzynka pisze:
4 stycznia 2020, o 23:57
Motyka pisze:
4 stycznia 2020, o 22:30
Hejka ja po wizycie u psychiatry.Mam ocd i depresję ogólnie zwiększył mi dawkę leku.Teraz mam obsesję na punkcie tego że moja partnerka mnie nie kocha ,zdradzi , porzuci ito... Uczucia wracają ale te obsesję na temat tego że ona mnie nie kocha itp są Okropne cały czas we wszystkim widzę zagrożenie nawet jak inaczej na mnie spojrzy... Choć jej zachowanie nie wskazuje na to ....masakra
Kochana, zobacz, to dalej jedno i to samo jest. Ten sam syf. Powiedz, co za leki przyjmujesz?
Przyjmuje zoloft 100mg
A jak u ciebie sytuacja ?
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

7 stycznia 2020, o 19:08

Ja w kratkę. Niektóre dni są już na prawde super, czuję miłość.
A drugiego dnia wróci strach, że nie umiem wyjść za niego za mąż, że się boję, że to nie ten, że jak to tak na całe życie itd..
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
Motyka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 2 grudnia 2019, o 19:44

8 stycznia 2020, o 22:41

natalia93 pisze:
7 stycznia 2020, o 19:08
Ja w kratkę. Niektóre dni są już na prawde super, czuję miłość.
A drugiego dnia wróci strach, że nie umiem wyjść za niego za mąż, że się boję, że to nie ten, że jak to tak na całe życie itd..
Ja teraz mam znieczulenie jeśli chodzi o uczucia.Czuję się taka odrealniona od rzeczywistości.Albo gdy się śmieje przy niej lub gdy jestem czuła wobec partnerki to od razu że udaje :roll:
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

9 stycznia 2020, o 17:09

Motyka pisze:
8 stycznia 2020, o 22:41
natalia93 pisze:
7 stycznia 2020, o 19:08
Ja w kratkę. Niektóre dni są już na prawde super, czuję miłość.
A drugiego dnia wróci strach, że nie umiem wyjść za niego za mąż, że się boję, że to nie ten, że jak to tak na całe życie itd..
Ja teraz mam znieczulenie jeśli chodzi o uczucia.Czuję się taka odrealniona od rzeczywistości.Albo gdy się śmieje przy niej lub gdy jestem czuła wobec partnerki to od razu że udaje :roll:
Ja już tak od uczuć nie jestem odrealniona. Alr etap "udawania" tak jak ty też miałam. Miałam coś takiego, że myślałam że mam jakieś rozdwojenie jaźni 😂 polegało to na tym, że przytulalam go, bo jedna steona mówiła że chce go przytulić, a druga strona jednocześnie mówiła "nie, to nie to, bez sensu". I przeżywałam taka wewnętrzna walkę, kłótnie xd nie wiem nawet jak to nazwać.
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
Motyka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 2 grudnia 2019, o 19:44

9 stycznia 2020, o 22:07

Macie tak że nic nie czujecie? Tej miłości?
Motyka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 2 grudnia 2019, o 19:44

12 stycznia 2020, o 12:13

Najbardziej dręczy mnie jedna rzecz.Od zawsze myślałam że jestem hetero.No i poznałam ją.Przy niej czułam się dobrze,chciałam żeby mnie przytulała,byłam o nią zazdrosna, lubiłam z nią przebywać,czułam się przy niej tak wspaniale, martwiłam się o nią ,czułam się przy niej bezpiecznie.Pozniej dowiedziałam się że jej się podobam.Ucieszylam się , uśmiechałam się przy tym .Potem coraz bardziej to się rozwijało,pierwsze pocałunki,i potem nagle buum wiedziałam że ją kocham (może w tedy to się rozwijało) chciałam z nią być .W tedy jeszcze nie określiłam się co do orientacji wsm teraz też nie.Teraz mam myśli a ci jeśli ja jej tak naprawdę nie kochałam,że sobie to wmowilam ,że potrzebowałam takiego czegoś (pierwszy raz czułam tak silne uczucia do drugiej osoby)Przed zanurzeniem nie miałam akucg wątpliwości ,nie przeszkadzało mi to że się nie określiłam w swojej orientacji ,po prostu zakochałam się w człowieku.A teraz mnie to dręczy ....Ja chcę z nią być ...
adamczakowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 27 lutego 2019, o 12:02

12 stycznia 2020, o 14:02

Ja np mam teraz taki problem, że nie chce z jednej strony go stracić a z drugiej wszystko mówi, żebym uciekała. Że ciągle mnie to wszystko męczy, więc nigdy nie będę szczęśliwa. Ze dopóki się nie uwolnię to nie będzie dobrze. JAkby mnie coś dusiło. Nic mi nie przeszkadza tylko to tak bardzo "wadzi" mi.
adamczakowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 27 lutego 2019, o 12:02

12 stycznia 2020, o 14:12

No i oczywiście nieustanne "a co jeśli ja sobie to wszystko wmawiam? Jeśli ja wcale go nie kocham tylko TAK MI SIĘ WYDAJE?". Poprzednio miałam chlopaka, którego niby serio nie kochałam, dzisiaj to już w sumie nie wiem, ale nie wypaliło więc pewnie skoro wtedy mi się wydawało to teraz pewnie też tak jest? Ciągłe niby dążenie do bycia razem, że mogę go stracić, a z drugiej steony chęć ucieczki, że ja dłużej nie dam rady temu wszystkiemu. Takie życie to nie życie. I to na płaszczyźnie, na której mi najbardziej zależy- na miłości. A jednak ciągłe wątpliwości, ciągła chęć, żeby się uwolnić, tak jest w trakcie lęku, gdy coś go obudzi. Przykre to jest, że nie można się cieszyć życiem, tylko bez przerwy to tak uwiera. Już nie wiem jak się tego pozbyć i co robić, to już trwa tyle czasu. Klasyczne było, że go nie kocham. Wtedy już było dla mnie jasne, że musze zerwać, bo przecież bez miłości się nie da. Bo jak słucham miłosnych piosenek to nic do niego nie czuje, a powinnam. I skończyłam. Ale udało mi się odzyskać to wszystko. Jak brałam leki było cudownie. Zero lęku, byłam szczęśliwa. Tylko skończyłam brać leki, bo jestem uparta i nie chciałam być zawsze na lekach. Ale wszystko wróciło. Znowu myślę, że to może nie ma sensu, że może nic nie czuje, może powinnam się uwolnić, uciec, że może kiedyś poznam kogoś, że się w kimś innym zakocham i co wtedy. Jak mam mega wkręto to serio w to wierze, że to może nie ma sensu. Może powinnam być sama, a może przeznaczony jest mi ktoś inny, bo bym się tak nie bała. Masakra, nie polecam. Szczęściarzami są ci, którzy potrafią naprawdę cieszyć się z chwili z drugą osobą, bo ja bym bardzo tego chciała, a jedyne co czuje to lęk.
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

12 stycznia 2020, o 14:39

adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 14:12
No i oczywiście nieustanne "a co jeśli ja sobie to wszystko wmawiam? Jeśli ja wcale go nie kocham tylko TAK MI SIĘ WYDAJE?". Poprzednio miałam chlopaka, którego niby serio nie kochałam, dzisiaj to już w sumie nie wiem, ale nie wypaliło więc pewnie skoro wtedy mi się wydawało to teraz pewnie też tak jest? Ciągłe niby dążenie do bycia razem, że mogę go stracić, a z drugiej steony chęć ucieczki, że ja dłużej nie dam rady temu wszystkiemu. Takie życie to nie życie. I to na płaszczyźnie, na której mi najbardziej zależy- na miłości. A jednak ciągłe wątpliwości, ciągła chęć, żeby się uwolnić, tak jest w trakcie lęku, gdy coś go obudzi. Przykre to jest, że nie można się cieszyć życiem, tylko bez przerwy to tak uwiera. Już nie wiem jak się tego pozbyć i co robić, to już trwa tyle czasu. Klasyczne było, że go nie kocham. Wtedy już było dla mnie jasne, że musze zerwać, bo przecież bez miłości się nie da. Bo jak słucham miłosnych piosenek to nic do niego nie czuje, a powinnam. I skończyłam. Ale udało mi się odzyskać to wszystko. Jak brałam leki było cudownie. Zero lęku, byłam szczęśliwa. Tylko skończyłam brać leki, bo jestem uparta i nie chciałam być zawsze na lekach. Ale wszystko wróciło. Znowu myślę, że to może nie ma sensu, że może nic nie czuje, może powinnam się uwolnić, uciec, że może kiedyś poznam kogoś, że się w kimś innym zakocham i co wtedy. Jak mam mega wkręto to serio w to wierze, że to może nie ma sensu. Może powinnam być sama, a może przeznaczony jest mi ktoś inny, bo bym się tak nie bała. Masakra, nie polecam. Szczęściarzami są ci, którzy potrafią naprawdę cieszyć się z chwili z drugą osobą, bo ja bym bardzo tego chciała, a jedyne co czuje to lęk.
Ja teraz mam bardzo podobnie do ciebie.
Od pół roku mam rocd, ale objawy lęku w dużej mierze minęły. Ale nie całość uczuć wróciła, nie mam takiej miłości jak miałam kiedyś. Nadal nie widzę przede mną małżeństwa z nim, czy dzieci. Boję się tego, mam wrażenie że trgo nie chce a tylko się oszukuje.
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
natalia93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 255
Rejestracja: 1 września 2017, o 21:36

12 stycznia 2020, o 14:42

I mam też tak, że traktuje go bardziej jako kolegę, przyjaciela, współlokatora. Ze lubie z nim przebywać, iść na miasto, zjeść coś. Ale mam wrażenie że to nie ma w tym czegoś takiego ze ide z chłopakiem, którego kocham. Ze jest miło, romantycznie.. Nic..
"You are far too smart to be the only thing standing in your way"
SYL98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 09:27

12 stycznia 2020, o 16:26

adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 14:12
No i oczywiście nieustanne "a co jeśli ja sobie to wszystko wmawiam? Jeśli ja wcale go nie kocham tylko TAK MI SIĘ WYDAJE?". Poprzednio miałam chlopaka, którego niby serio nie kochałam, dzisiaj to już w sumie nie wiem, ale nie wypaliło więc pewnie skoro wtedy mi się wydawało to teraz pewnie też tak jest? Ciągłe niby dążenie do bycia razem, że mogę go stracić, a z drugiej steony chęć ucieczki, że ja dłużej nie dam rady temu wszystkiemu. Takie życie to nie życie. I to na płaszczyźnie, na której mi najbardziej zależy- na miłości. A jednak ciągłe wątpliwości, ciągła chęć, żeby się uwolnić, tak jest w trakcie lęku, gdy coś go obudzi. Przykre to jest, że nie można się cieszyć życiem, tylko bez przerwy to tak uwiera. Już nie wiem jak się tego pozbyć i co robić, to już trwa tyle czasu. Klasyczne było, że go nie kocham. Wtedy już było dla mnie jasne, że musze zerwać, bo przecież bez miłości się nie da. Bo jak słucham miłosnych piosenek to nic do niego nie czuje, a powinnam. I skończyłam. Ale udało mi się odzyskać to wszystko. Jak brałam leki było cudownie. Zero lęku, byłam szczęśliwa. Tylko skończyłam brać leki, bo jestem uparta i nie chciałam być zawsze na lekach. Ale wszystko wróciło. Znowu myślę, że to może nie ma sensu, że może nic nie czuje, może powinnam się uwolnić, uciec, że może kiedyś poznam kogoś, że się w kimś innym zakocham i co wtedy. Jak mam mega wkręto to serio w to wierze, że to może nie ma sensu. Może powinnam być sama, a może przeznaczony jest mi ktoś inny, bo bym się tak nie bała. Masakra, nie polecam. Szczęściarzami są ci, którzy potrafią naprawdę cieszyć się z chwili z drugą osobą, bo ja bym bardzo tego chciała, a jedyne co czuje to lęk.
A po jakim czasie brania leków minęły ci mysli I leki?
adamczakowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 27 lutego 2019, o 12:02

12 stycznia 2020, o 16:43

SYL98 pisze:
12 stycznia 2020, o 16:26
adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 14:12
No i oczywiście nieustanne "a co jeśli ja sobie to wszystko wmawiam? Jeśli ja wcale go nie kocham tylko TAK MI SIĘ WYDAJE?". Poprzednio miałam chlopaka, którego niby serio nie kochałam, dzisiaj to już w sumie nie wiem, ale nie wypaliło więc pewnie skoro wtedy mi się wydawało to teraz pewnie też tak jest? Ciągłe niby dążenie do bycia razem, że mogę go stracić, a z drugiej steony chęć ucieczki, że ja dłużej nie dam rady temu wszystkiemu. Takie życie to nie życie. I to na płaszczyźnie, na której mi najbardziej zależy- na miłości. A jednak ciągłe wątpliwości, ciągła chęć, żeby się uwolnić, tak jest w trakcie lęku, gdy coś go obudzi. Przykre to jest, że nie można się cieszyć życiem, tylko bez przerwy to tak uwiera. Już nie wiem jak się tego pozbyć i co robić, to już trwa tyle czasu. Klasyczne było, że go nie kocham. Wtedy już było dla mnie jasne, że musze zerwać, bo przecież bez miłości się nie da. Bo jak słucham miłosnych piosenek to nic do niego nie czuje, a powinnam. I skończyłam. Ale udało mi się odzyskać to wszystko. Jak brałam leki było cudownie. Zero lęku, byłam szczęśliwa. Tylko skończyłam brać leki, bo jestem uparta i nie chciałam być zawsze na lekach. Ale wszystko wróciło. Znowu myślę, że to może nie ma sensu, że może nic nie czuje, może powinnam się uwolnić, uciec, że może kiedyś poznam kogoś, że się w kimś innym zakocham i co wtedy. Jak mam mega wkręto to serio w to wierze, że to może nie ma sensu. Może powinnam być sama, a może przeznaczony jest mi ktoś inny, bo bym się tak nie bała. Masakra, nie polecam. Szczęściarzami są ci, którzy potrafią naprawdę cieszyć się z chwili z drugą osobą, bo ja bym bardzo tego chciała, a jedyne co czuje to lęk.
A po jakim czasie brania leków minęły ci mysli I leki?
Nie pamiętam, to było dawno. Ale maksymalnie jakiś miesiąc, może dwa. Na początku byłam załamana, że może jednak nic z tego, bo dalej sie boje itd. Ale to było typowe. A później jak ja się uspokoiłam to reszta się uspokoiła.
SYL98
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 9 kwietnia 2019, o 09:27

12 stycznia 2020, o 19:11

adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 16:43
SYL98 pisze:
12 stycznia 2020, o 16:26
adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 14:12
No i oczywiście nieustanne "a co jeśli ja sobie to wszystko wmawiam? Jeśli ja wcale go nie kocham tylko TAK MI SIĘ WYDAJE?". Poprzednio miałam chlopaka, którego niby serio nie kochałam, dzisiaj to już w sumie nie wiem, ale nie wypaliło więc pewnie skoro wtedy mi się wydawało to teraz pewnie też tak jest? Ciągłe niby dążenie do bycia razem, że mogę go stracić, a z drugiej steony chęć ucieczki, że ja dłużej nie dam rady temu wszystkiemu. Takie życie to nie życie. I to na płaszczyźnie, na której mi najbardziej zależy- na miłości. A jednak ciągłe wątpliwości, ciągła chęć, żeby się uwolnić, tak jest w trakcie lęku, gdy coś go obudzi. Przykre to jest, że nie można się cieszyć życiem, tylko bez przerwy to tak uwiera. Już nie wiem jak się tego pozbyć i co robić, to już trwa tyle czasu. Klasyczne było, że go nie kocham. Wtedy już było dla mnie jasne, że musze zerwać, bo przecież bez miłości się nie da. Bo jak słucham miłosnych piosenek to nic do niego nie czuje, a powinnam. I skończyłam. Ale udało mi się odzyskać to wszystko. Jak brałam leki było cudownie. Zero lęku, byłam szczęśliwa. Tylko skończyłam brać leki, bo jestem uparta i nie chciałam być zawsze na lekach. Ale wszystko wróciło. Znowu myślę, że to może nie ma sensu, że może nic nie czuje, może powinnam się uwolnić, uciec, że może kiedyś poznam kogoś, że się w kimś innym zakocham i co wtedy. Jak mam mega wkręto to serio w to wierze, że to może nie ma sensu. Może powinnam być sama, a może przeznaczony jest mi ktoś inny, bo bym się tak nie bała. Masakra, nie polecam. Szczęściarzami są ci, którzy potrafią naprawdę cieszyć się z chwili z drugą osobą, bo ja bym bardzo tego chciała, a jedyne co czuje to lęk.
A po jakim czasie brania leków minęły ci mysli I leki?
Nie pamiętam, to było dawno. Ale maksymalnie jakiś miesiąc, może dwa. Na początku byłam załamana, że może jednak nic z tego, bo dalej sie boje itd. Ale to było typowe. A później jak ja się uspokoiłam to reszta się uspokoiła.
No właśnie ja biorę miesiąc i narazie nic. Dlatego się boję że serio nie kocham
adamczakowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 27 lutego 2019, o 12:02

12 stycznia 2020, o 21:13

natalia93 pisze:
12 stycznia 2020, o 14:42
I mam też tak, że traktuje go bardziej jako kolegę, przyjaciela, współlokatora. Ze lubie z nim przebywać, iść na miasto, zjeść coś. Ale mam wrażenie że to nie ma w tym czegoś takiego ze ide z chłopakiem, którego kocham. Ze jest miło, romantycznie.. Nic..
Trochę to jednak brzmi jak objawy. Przecież to o to chodzi, że po pewnym czasie jesteście przyjaciółmi. Nie da się mieć iskier cały czas. To właśnie fantastycznie, że to się przeradza w przyjaźń. To są trwałe relacje i kolejny normalny etap.
adamczakowa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 36
Rejestracja: 27 lutego 2019, o 12:02

12 stycznia 2020, o 21:13

SYL98 pisze:
12 stycznia 2020, o 19:11
adamczakowa pisze:
12 stycznia 2020, o 16:43
SYL98 pisze:
12 stycznia 2020, o 16:26


A po jakim czasie brania leków minęły ci mysli I leki?
Nie pamiętam, to było dawno. Ale maksymalnie jakiś miesiąc, może dwa. Na początku byłam załamana, że może jednak nic z tego, bo dalej sie boje itd. Ale to było typowe. A później jak ja się uspokoiłam to reszta się uspokoiła.
No właśnie ja biorę miesiąc i narazie nic. Dlatego się boję że serio nie kocham
Jak się boisz to jednak dalej Cię trzyma nerwica :)
ODPOWIEDZ