Witajcie.
Na wstępie przepraszam, że taki długi post, ale chciałem opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Przepraszam również za chaos wypowiedzi i błędy które mogą się pojawić, ale nie mam dziś głowy do tego by wszystko składnie pisać...
Opowiem wam moją historię. Zanim trafiłem na to forum musiałem sporo błądzić po internecie, aż w końcu znalazłem że ktoś miał/opisał dokładnie taki sam problem z jakim ja się teraz zmagam (jest ciężko...)
W Sierpniu tego roku, czyli 3 miesiące temu poznałem miłość swojego życia (tak dobrze czytacie, miłość mojego życia, da się to od razu poczuć w tak krótkim czasie). Poznaliśmy się przez internet i już na 1 spotkaniu wiedziałem - tak, to ona! (pomyślicie, że dzieciak jestem i pewnie dlatego tak szybko się zaangażowałem, otóż nie mam 31 lat i przeszłość za sobą). Od tego czasu widzimy się co tydzień, co dwa tygodnie i jesteśmy u siebie po parę dni. To dziewczyna na którą czekałem całe życie, spełnienie każdego mojego marzenia jeżeli chodzi o wygląd i charakter. Mało tego, pierwszy raz w życiu poczułem coś do kogoś i to z takim samym odwzajemnieniem (z reguły bywało tak, że jedna strona czuła więcej, druga mniej). Pierwszy raz w życiu pomyślałem o dziewczynie - Tak, to będzie moja żona, bo jestem przy niej najszczęśliwszy. Rozpoczęliśmy rozmowy o wspólnym zamieszkaniu (nigdy z żadną z moich byłych na ten temat nie rozmawiałem, bo nie chciałem. Tutaj czułem to od razu, że chcę z nią zamieszkać i spędzić resztę życia (kto poznał prawdziwą miłość to wie o czym mówię). Jak nie byliśmy razem to potrafiłem non stop oglądać nasze zdjęcia i czuć niesamowite szczęście z tego tytułu, cały dzień czekałem, żeby wieczorem w końcu porozmawiać przez Video, albo kładłem się jak najszybciej spać, żeby usłyszeć jej głos z rana. Czułem w sercu szczęście, jakiego jeszcze nigdy nie zaznałem. Aż nagle w piątek tydzień temu (dzień w którym do mnie przyjeżdżała) Znajomy na takiej wspólnej grupie internetowej napisał żart na mój temat, który dotyczył (uwaga i tutaj wracają demony z przeszłości) moich dawnych lęków i OCD a konkretnie HOCD, z którym sobie poradziłem po długim leczeniu. Wtedy poczułem taki lęk, niepokój i obojętność że Ona do mnie przyjeżdża, mimo że godzinę wcześniej cieszyłem się jak dziecko i od początku naszej znajomości nie czułem żadnego niepokoju i niepewności co do naszego związku. Ale jakoś szybko po godzinie mi to uciekło i nadal się cieszyłem, że ona przyjeżdża, tylko czekałem na chwile, aż zadzwoni, że już jest. Jak ją zobaczyłem, to znowu przez chwilę pojawił się jakiś lęk (że nie wiem czy ją kocham, że może to nie to - o czym bym jeszcze 12 godzin wcześniej nawet nie pomyślał) trwało to tak do wieczora, ale na drugi dzień wszystko we mnie odżyło, było jak wcześniej, bez żadnych wątpliwości, zakochany i szczęśliwy po uszy. Dzień później znowu jakieś lęki w głowie i coś mi siedziało i znowu zaczęło rodzić wątpliwości, na dodatek spotkałem kumpla z żoną (ładna dziewczyna) no i myśl - kurcze jak ona mi się mogła spodobać, to może ja mojej nie kocham... wróciliśmy do domu, i te myśli znowu zniknęły, znowu wróciło wszystko do normy, wieczorem byłem ją odwieźć na autobus, miałem łzy w oczach jak się żegnaliśmy (prawdziwa miłość). No i już byłem szczęśliwy, że znowu się zobaczymy w najbliższy weekend. W poniedziałek było super, cały czas wspólne rozmowy, wyznawanie uczuć itp. No i od wtorku rozpoczął się w mojej głowie DRAMAT. Wstałem rano, dziennie rano się zdzwanialiśmy jak wstawaliśmy i tego dnia jakoś jej głos mi się zrobił obojętny, mimo że dwa dni wcześniej za nią płakałem jak odjeżdżała. Ta obojętność zaczęła z dnia na dzień narastać, ale jeszcze nie było takiej tragedii bo bywały momenty, że mój mózg wracał na swoje prawidłowe tory, żeby znowu wróciła obojętność i brak miłości wobec niej (sic!). No ale w piątek miałem do Niej jechać na weekend, bo szliśmy na urodziny naszego znajomego. Środa i czwartek była masakra - depresja, myśli że jej nie kocham, czułem że jest mi obojętna jak do mnie pisze, dzwoni. Przestało mi zależeć żeby do mnie pisała i dzwoniła i to zaczęło mnie przerażać, że jakim cudem jeszcze 4-5 dni wcześniej każdy kontakt z nią sprawiał mi ogromną radość, wyznawaliśmy wzajemnie uczucia a tu taka pustka uczuciowa wobec Niej. W czwartek (dzień przed wyjazdem do niej ) jak już pisałem była masakra, ale pojawił się jak ja to nazywam - "Przebłysk", który pojawił się również w środę jak się okazało że jednak udało mi się dostać bilet na pociąg do niej ucieszyłem się jak dziecko - miłość znowu zagościła we mnie i radość z kontaktu z nią, po czym po paru godzinach znowu nastąpił zjazd. Czwartkowy "Przebłysk" był wtedy jak zobaczyłem ją na Wideo, znowu wszystko mi wróciło, radość z tego, że ją mam i że do niej jadę, trwało to do piątku rana, kiedy (zresztą tak jak w każdym dniu od Wtorku) budzę się o 4 nad ranem (co mi się nigdy nie zdarzało) i kłębią mi się w głowie myśli, że niedługo do niej zadzwonię, że dalej nic nie czuję, że jej nie kocham i nie potrafię spać, myśląc tylko o tym, a przecież do niej jadę. Stwierdziłem, że może jak ją zobaczę po tygodniu to wszystko wróci i znowu będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przyjechałem na miejsce, jak ją zobaczyłem to tak jakbym zobaczył obcą osobę, pocałunek nie smakował tak samo i od razu załamka z mojej strony, że jej nie kocham, myśli, dlaczego tak jest. Po czym po chwili jak szliśmy i rozmawialiśmy znów nastąpił "Przebłysk" ucieszyłem się, że jestem, czułem wewnętrznie jak bardzo ją kocham, po czym po paru minutach znowu emocjonalny "zjazd". Będąc u niej i przeglądając internet natrafiłem na artykuł użytkownika tego forum Zordona, który znajduje się pod tym linkiem
zanik-uczu-strata-emocji-czy-jego-kocham-t6421.html. Byłem w szoku jak to czytałem, ale było tam praktycznie kropka w kropkę napisane to co się u mnie objawia. Szkoda, że już się nie udziela na forum, bo chętnie bym z nim porozmawiał. Przeczytałem to, trochę mnie to uspokoiło, no i pojawiło się kilka "Przebłysków", które znowu na moje nieszczęście znikały. Będąc u niej nie dawałem po sobie poznać, że coś jest nie tak, mówiłem, że ją kocham, że jest moja (bo przecież nie mogło mi to przejść tak nagle, a to co mam w głowie to wmawia mi nerwica? tak właśnie zacząłem myśleć). PRzebłyski pojawiały się w nocy jak się przy niej budziłem i znowu czułem się szczęśliwy po czym zasypiałem i rano powrót to tych chlernych myśli i depresja totalna. Dziś wróciłem do domu jest Masakra, totalna obojętność, kilka razy płakałem, nie mam apetytu, dostaję czasami jakichś drgawek dłoni z nerwów, jak z nią rozmawiam to totalna obojętność w mojej głowie i szczerze już nie daję rady..... Jutro idę do lekarza, który mi juz kiedyś pomógł i mam nadzieje, że znów pomoże. Bo ja na prawdę nie wyobrażam sobie bez niej życia, bo ona jest spełnieniem tego wszystkiego na co tyle lat czekałem, ale przez te myśli które mam w głowie po prostu odechciewa mi się wszystkiego... Bo myślę, że ja sobie wmawiam to że ją kocham, a prawda jest taka że mi przeszło...? Jak ktoś miał jeszcze podobny problem to proszę o pomoc i rozmowę. Pozdrawiam
Taurus 88