Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Chyba jestem narcyzem ukrytym

Forum o zaburzeniach osobowości (boderline, unikająca - lękowa, zależna, schizotypowa itp)
ODPOWIEDZ
ada_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 9 listopada 2022, o 11:37

9 listopada 2022, o 13:01

Cześć. Zarejestrowałam się tutaj i postanowiłam opisać swój przypadek, bo jestem pod ogromnym wrażeniem swoich ostatnich odkryć i nie mogę sobie z nimi sama poradzić. Od zawsze jest we mnie głębokie przekonanie, że coś jest ze mną nie tak, i teraz czuję się, jakbym w końcu znalazła odpowiedź na kłębiące się od zawsze w mojej głowie pytania, różne konflikty wewnętrzne i nielogiczności.

Wychowałam się w domu z uzależnionym od alkoholu ojcem i dość chłodną matką, która była głęboko współuzależniona. Ojciec często znęcał się nade mną psychicznie, godzinami mówił mi, że jestem głupia, bezwartościowa, gorsza od innych. Jednocześnie bardzo się mną chwalił przed rodziną (byłam wzorową uczennicą, nie sprawiałam problemów wychowawczych, byłam "dzieckiem duchem"), byłam chyba jego alibi. Dzięki "grzecznemu dziecku" mógł udowadniać światu, że jego picie nie ma negatywnych skutków. Mama zwykle nie reagowała, stała z boku, czasem też dołączała się do niego. Przypominam sobie tylko kilka sytuacji, gdy próbowała (słabo) stanąć w mojej obronie. Pamiętam bardzo dobrze zalewające mnie fale wściekłości i nienawiści wynikające z poczucia bycia niesprawiedliwie traktowaną. Nigdy nie zdołałam w żaden sposób przeciwstawić się ojcu, wyrazić sprzeciwu. Mimo że nigdy mnie nie uderzył, było we mnie wgrane przekonanie, że jest zdolny do czegoś absolutnie strasznego, gdybym spróbowała.

Jestem alkoholiczką. Nie piję 1,5 roku, jestem w terapii uzależnień od trochę ponad roku.

Od zawsze żyję w poczuciu, że "coś jest ze mną nie tak". Obserwacje świata, ludzi i ich relacji budziły we mnie przekonanie, że u mnie pewne procesy nie zachodzą albo zachodzą inaczej. Jest też we mnie dręczące uczucie pustki i przeczucie, że nie jestem tym, kim się sobie wydaję. Na terapii uzależnień zresztą zdiagnozowano mi taki problem: unikam ludzi, by nie konfrontować się z prawdą o sobie. Nie wiem, czy terapia grupowa dużo mi w tym zakresie pomogła, mam poczucie, że mocno kontrolowałam swój wizerunek i ostatecznie osiągnęłam taki cel, jaki osiągam zwykle: grupa zidentyfikowała mnie jako osobę bardzo inteligentną, ale z bardzo niskim poczuciem własnej wartości. Tymczasem ja dobrze wiem, że nie mam niskiej samooceny, a przynajmniej NIE TYLKO: poczucie, że jestem dnem, przeplata się we mnie z przeświadczeniem, że jestem absolutnie wyjątkowa, najmądrzejsza, piękna itd.

Mam poczucie, że jestem połączeniem id i superego, moje prawdziwe ego chyba nie istnieje albo jest szczątkowe. Wytworzyłam sobie wyidealizowane ego, którym rządzi superego, a gdy tracę siły na życie zgodne z tymi rygorystycznymi wymaganiami, do głosu dochodzi id, stąd może m.in. mój alkoholizm.

Nie wiem, czy miałam z kimkolwiek w życiu zdrową relację, być może ta z mamą jest temu najbliższa, ale też ma swoje POWAŻNE elementy niepokojące. Nie umiem akceptować ludzi bez ich oceniania. Gdy mam już z kimś - z pozoru - głęboką relację i ta osoba zdradza jakąś swoją słabość, moje zdanie o niej może się zmienić w jednej chwili, zaczynam czuć do niej pogardę i wstręt, i odsuwam się na zawsze. Co więcej, ten wstręt, URAZA, nigdy już nie mija. Potem tylko wracają mi np. wyrzuty sumienia, poczucie winy - bo coś we mnie WIE, że ta osoba nie zasłużyła sobie niczym na te emocje, które się we mnie pojawiają, i na moje odsunięcie się od niej. Ale to niczego nie zmienia. Wydaje mi się też, że nie żywię uczuć typu współczucie, prawdziwa troska. Gdy ktoś z moich bliskich znajomych ma problem lub przeżywa tragedię, moją reakcję poprzedza kalkulacja, jak się zachować, by zostać dobrze odebraną i by dana osoba uwierzyła w moje dobre intencje i szczerą chęć pomocy. Potrafię być w kwestii bycia pomocną bardzo wyrafinowana i tworzyć skomplikowaną sieć zachowań, co sprawia, że moje prawdziwe intencje (chęć bycia podziwianą) są chyba niemal nie do wykrycia. Potrafię trwać w takich relacjach przez wiele lat, a potem zerwać je bez trudu i żalu, zostawiając tę drugą osobę w szoku. I przez całe życie dręczyła mnie myśl, dlaczego tak mam - do teraz nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Ludzie, którzy ewidentnie czuja się dobrze ze sobą, wyrażają siebie, budzą moją złość, odrazę, irytują mnie i czuję do nich pogardę.

W związkach idealnie ilustruje mnie schemat idealizacji partnera, a następnie jego gwałtownej dewaluacji. Tak samo postrzegam siebie. To moje wyidealizowane ego nie jest za bardzo odporne na kontakt ze światem zewnętrznym, dlatego mam skłonności do izolowania się. W związku (1,5 roku) byłam ostatnio ponad 6 lat temu.

Mam od zawsze wgrane, wżarte bardzo głęboko poczucie wyjątkowości. Myśl, że mogłabym być przeciętna, taka jak inni, jest dla mnie nawet nie do zniesienia, tylko absolutnie abstrakcyjna.

To tyle, zostawiam tu tę chaotyczną wypowiedź, nie wiem, na co liczę, może to zrzucenie z siebie tych szokujących odkryć (a może raczej ostatecznego uporządkowania sobie w głowie pewnych faktów?) pozwoli mi odpowiedzieć sobie na pytanie: do dalej.

W jakiejś części mnie jest głęboka niezgoda na to wszystko. Czuję, że chciałabym mieć normalne, bliskie relacje z ludźmi, tęsknię za tym. Przeraża mnie myśl, że mogę podchodzić do ludzi jak do przedmiotów. To chyba oznacza, że narcystyczne mechanizmy nie zawładnęły mną całkowicie? Ale jak można żyć z takim konfliktem wewnętrznym? Czy w wieku 39 lat można rozpocząć pracę nad próbami odkrycia strzępów swojego prawdziwego ja?
ODPOWIEDZ