Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Biorę za dwa miesiace slub, a nie wiem czy chcę. Nadal nie wiem czy moje myśli są prawda czy nie.

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Berenika
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 14 maja 2020, o 16:12

17 maja 2020, o 15:59

Witam.
Przepraszam, że tak z grubej rury. Jestem tu nowa. A właściwie nie do końca, bo choć nie byłam zarejestrowana, przeczytałam tutaj mnóstwo artykułów. Przeczytałam sporo o ROCD, ale nadal nie wiem, czy myśli, które posiadam, nie są prawdziwymi wątpliwościami przed ślubem i czy nie powinnam odejść. Jednak dopiero teraz zdecydowałam się napisać.
To straszne mieć takie myśli na dwa miesiące przed ślubem. Nie wiem co robić. Biorę leki na nerwicę i depresję (od roku), chodzę na terapię (od pół roku) i nadal nie wiem co robić. Psycholog twierdzi, że wszystkie moje objawy to objawy nerwicowe.
Ja osobiście czasem czuję, że coś mi to pomaga, a potem wpadam w większego jeszcze doła i mam wrażenie, że jest jak na początku. Ostatnio wściekłam się na to, że pomimo podejmowanych przeze mnie prób leczenia, nadal w tym siedzę, a ślub tuż tuż.
Dodam, że wcześniej chorowałam już na nerwicę natręctw myślowych i leczyłam się. Jednak mam wrażenie, że w poprzednich przypadkach bardziej wiedziałam, że moje myśli nie są racjonalne, tutaj nie jestem tego świadoma. A może sa racjonalne? Gubię się w tym wszystkim. Czuję się jak Edyp, mam wrażenie , że mój problem jest nie do rozwiązania, że cokolwiek bym zrobiła, będzie źle. Przerażają mnie myśli, że nie kocham narzeczonego, że biorąc ślub będę uwięziona w beznadziejnym związku, w którym narzeczony nie pociąga manie seksualne. Że i tak, prędzej czy później, się rozstaniemy. Ze od początku nie byłam w nim zakochana, a teraz jestem w tym miejscu z osobą, której nie kocham. To moje prawdziwe myśli, których jestem świadoma na 100 %:Tak naprawdę na początku nie podobał mi się zbytnio, a mimo to postanowiłam, że z nim spróbuję, nie myśląc zbytnio o przyszłości (byłam wtedy po krótkiej terapii ACT - akceptacji i zaangażowania). Nigdy wcześniej nie tworzyłam szczęśliwego związku i za wszelką cenę chciałam spróbować. Nigdy nie byłam pewna czy to jest to, te myśli towarzyszyły mi od początku. Gdy mi się oświadczył, czułam to samo - niepewność i przerażenie, a mimo to zgodziłam się.
Od tamtego momentu było tylko gorzej.
Kiedyś chciałam mieć dziecko, dziś boję się tego jak nigdy wcześniej. Przerażają mnie myśli, że śmiertelnie zranię narzeczonego jak go zostawię. Co sobie pomyśli jego rodzina, która mocno przezywa ten ślub i która na niego czeka. Przeraża mnie też myśl, że jak się rozstaniemy, to będę żałowała i moje życie straci sens. Jedna i druga opcja prowadzi do myśli, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Że jestem beznadziejna, że potrafię tylko ranić, że byłam egoistką wiążąc się z nim, nie będąc zakochaną, że nie umiem prawdziwie kochać i stworzyć szczęśliwego związku i najlepiej będzie jak będę sama - to będzie odpowiednia dla mnie kara. Najchętniej przełożyłabym ślub, ale boję się reakcji narzeczonego i tego, że nie będzie chciał być ze mną. Z drugiej strony nie chcę przekładać tego ślubu. Jeszcze z innej strony: wściekam się na siebie i wyznaczam datę, kiedy zdecyduję: albo teraz ślub, albo odchodzę (i nie będzie żadnego przekładania, bo to bez sensu). Istny obłęd. Jak z tego wyjść? Brakuje już sił.....Nie wiem, kto dotrwa do końca artykułu, ale z góry dziękuję wszystkim, którzy podzielą się ze mną swoimi doświadczeniami.
Magni
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 29 listopada 2019, o 11:27

17 maja 2020, o 17:13

Witaj. Myślenie osób z rocd jest oparte na tym samym schemacie. Jakbyśmy byli robieni jednym ch*jem tak brzydko się wyrażę, ale chce żeby to miało odpowiedni wydźwięk.
U mnie zaczęło się tak samo, po oświadczynach. Pamiętam jak bardzo czekałam na oświadczyny, pragnęłam dziecka i ślubu a kiedy uklęknął i poprosił o rękę to dostałam derealizacji, kręciło mi się w głowie i czułam się jakbym była w matrixie, no i pojawiło się zawahanie, a później to już myśli typu że miałam wątpliwości to znaczy że może nie kocham. Zgodziłam się ale zapowiedziałam że najpierw chcę skończyć studia..skończyłam studia, minęły dwa lata po ukończeniu szkoły a ja ciągle miałam jakieś wymówki..a to muszę się opiekować babcią, a to to, a to sramto. Ciągle wyznaczałam sobie czas na podjęcie decyzji-tak jak Ty, ale nigdy nie doszłam do jakichkolwiek wniosków. Miałam takie same myśli, że na zawsze utknę w związku z kimś kto mnie nie pociąga, że będę nieszczęśliwa, a jak go zostawię to będę do końca życia żałowała. Dodam że też do końca nie byłam pewna czy chcę tego związku, na myśl o nim robiło mi się ciepło na sercu i miałam łzy w oczach ale zawsze ta pieprznięta głowa próbowała mnie od tego odwieść. Ciąża to była moja fobia. Po 8 latach związku nie potrafiłam się z nim kochać jak powinnam. Unikałam tego jak ognia. Na słowo ślub wpadałam w panikę i płakałam. Odwodziło mnie to od tego czego pragnęłam i tak samo jest u Ciebie. Ten instynkt macierzyński jest, tyle że przytłumiony przez lęk, tak samo chęć slubu.
Sama widzisz że Twoje myślenie to nerwica, nawet lekarz Ci to mówi. Wiem że to nie jest najlepszy czas na branie ślubu bo po prostu nie będziesz potrafiła się z tego cieszyć, ale ucieczka to zwykłe poddanie się nerwicy. Ja się poddałam, w końcu się rozstaliśmy bo ja nie wiedziałam co mi dolega i rzeczywiście czułam ulgę, pomyślałam że naprawdę nie kochałam bo nawet nie tęskniłam, ale jak odblokowały się emocje to popadłam w histerię, umierałam z bólu i tak jak mówisz- życie straciło sens. Nerwica dopięła swego, mam 29 lat i zostałam bez narzeczonego, dziecka którego pragnę, sama jak palec. I błagam walcz, spinaj pośladki i nie daj się tej suce. Przestudiuj wszystko co jest na forum, nie wierz w ani jedną myśl odwodzącą Cię od szczęścia, bo to po prostu próbuje Ci zabrać wszystko co kochasz. Jakbyś miała jakieś pytania to pisz. Pozdrawiam :*
"Dopóki nie uczynisz nieświadomego - świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem."
C.G.Jung
Berenika
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 14 maja 2020, o 16:12

18 maja 2020, o 07:03

Dziękuję serdecznie za odpowiedź :* Jakoś tak się człowiekowi robi cieplej na sercu gdy słyszy takie słowa wsparcia ..Mangi a czy ty miałaś tak, że od początku nie byłaś pewna związku? Ja chyba od początku miałam już lekką derealizację, potem to się wszystko nasiliło (przeprowadzka, szukanie pracy, nieporozumienia z rodzicami narzeczonego i z samym narzeczonym, później mocno stresująca praca)....I doszłam pewnego dnia do takiego momentu, gdzie przez dwa miesiące nie zrobiłam nic oprócz leżenia i myślenia....Dodam, że po oświadczynach patrzyłam na pierścionek zaręczynowy, ale tak jakbym widziała go za mgłą (nie był dla mnie wyraźny).
kruszyna7733
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 194
Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45

25 maja 2020, o 10:06

Mnie zaczęło się bardzo szybko po związku może nie od początku ale tak po roku zaczęłam mieć wahania a po oświadczynach coraz większe jestem po ślubie i nadal walcze z tym dziadostwem
PaulinaSCh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 27 maja 2020, o 15:01

9 czerwca 2020, o 19:11

Kochana. Moja pierwsza nerwica pojawiła się po zaręczynach. Wtedy stwierdziłam że powinnam wstąpić do zakonu. Miałam setki wątpliwości a ten natręt nie dawał spokoju. Wariowałam, ale automatycznie mówiłam że chce tego ślubu i koniec. Dziś znowu mam nerwicę ale z mężem u boku. Nerwica robi z nami okropne rzeczy, ale zaufaj sobie. 😉
kruszyna7733
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 194
Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45

9 czerwca 2020, o 19:57

Berenika pisze:
17 maja 2020, o 15:59
Witam.
Przepraszam, że tak z grubej rury. Jestem tu nowa. A właściwie nie do końca, bo choć nie byłam zarejestrowana, przeczytałam tutaj mnóstwo artykułów. Przeczytałam sporo o ROCD, ale nadal nie wiem, czy myśli, które posiadam, nie są prawdziwymi wątpliwościami przed ślubem i czy nie powinnam odejść. Jednak dopiero teraz zdecydowałam się napisać.
To straszne mieć takie myśli na dwa miesiące przed ślubem. Nie wiem co robić. Biorę leki na nerwicę i depresję (od roku), chodzę na terapię (od pół roku) i nadal nie wiem co robić. Psycholog twierdzi, że wszystkie moje objawy to objawy nerwicowe.
Ja osobiście czasem czuję, że coś mi to pomaga, a potem wpadam w większego jeszcze doła i mam wrażenie, że jest jak na początku. Ostatnio wściekłam się na to, że pomimo podejmowanych przeze mnie prób leczenia, nadal w tym siedzę, a ślub tuż tuż.
Dodam, że wcześniej chorowałam już na nerwicę natręctw myślowych i leczyłam się. Jednak mam wrażenie, że w poprzednich przypadkach bardziej wiedziałam, że moje myśli nie są racjonalne, tutaj nie jestem tego świadoma. A może sa racjonalne? Gubię się w tym wszystkim. Czuję się jak Edyp, mam wrażenie , że mój problem jest nie do rozwiązania, że cokolwiek bym zrobiła, będzie źle. Przerażają mnie myśli, że nie kocham narzeczonego, że biorąc ślub będę uwięziona w beznadziejnym związku, w którym narzeczony nie pociąga manie seksualne. Że i tak, prędzej czy później, się rozstaniemy. Ze od początku nie byłam w nim zakochana, a teraz jestem w tym miejscu z osobą, której nie kocham. To moje prawdziwe myśli, których jestem świadoma na 100 %:Tak naprawdę na początku nie podobał mi się zbytnio, a mimo to postanowiłam, że z nim spróbuję, nie myśląc zbytnio o przyszłości (byłam wtedy po krótkiej terapii ACT - akceptacji i zaangażowania). Nigdy wcześniej nie tworzyłam szczęśliwego związku i za wszelką cenę chciałam spróbować. Nigdy nie byłam pewna czy to jest to, te myśli towarzyszyły mi od początku. Gdy mi się oświadczył, czułam to samo - niepewność i przerażenie, a mimo to zgodziłam się.
Od tamtego momentu było tylko gorzej.
Kiedyś chciałam mieć dziecko, dziś boję się tego jak nigdy wcześniej. Przerażają mnie myśli, że śmiertelnie zranię narzeczonego jak go zostawię. Co sobie pomyśli jego rodzina, która mocno przezywa ten ślub i która na niego czeka. Przeraża mnie też myśl, że jak się rozstaniemy, to będę żałowała i moje życie straci sens. Jedna i druga opcja prowadzi do myśli, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Że jestem beznadziejna, że potrafię tylko ranić, że byłam egoistką wiążąc się z nim, nie będąc zakochaną, że nie umiem prawdziwie kochać i stworzyć szczęśliwego związku i najlepiej będzie jak będę sama - to będzie odpowiednia dla mnie kara. Najchętniej przełożyłabym ślub, ale boję się reakcji narzeczonego i tego, że nie będzie chciał być ze mną. Z drugiej strony nie chcę przekładać tego ślubu. Jeszcze z innej strony: wściekam się na siebie i wyznaczam datę, kiedy zdecyduję: albo teraz ślub, albo odchodzę (i nie będzie żadnego przekładania, bo to bez sensu). Istny obłęd. Jak z tego wyjść? Brakuje już sił.....Nie wiem, kto dotrwa do końca artykułu, ale z góry dziękuję wszystkim, którzy podzielą się ze mną swoimi doświadczeniami.
Hmm a teraz jest ten niby wirus nie myślałaś o tym żeby może przełożyć ślub i podejść do tego na spokojnie ? Chociaż zdaje sobie sprawę że pewnie wszystko ruszyło pełna parą , rozmawiałaś o tym z narzeczonym ? Ja chyba dobrym doradca nie jestem bo siedzę w tym kilka lat szczerze nie wiem co ci napisać ja nie mogę sobie teraz z wyrzutami sumienia poradzić ze weszłam w to małżeństwo mimo wątpliwości a z drugiej strony nie wiem co by było gdybym wtedy odeszła
Magni
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 29 listopada 2019, o 11:27

9 czerwca 2020, o 20:33

cmok Dziewczyny, wiem, że to ciężkie, wiem jak silne i realne są te wątpliwości i odczucia, ale wy przecież wiecie że to rocd! Wiecie że te aktualne odczucia są przeciwieństwem tego, co czujecie naprawdę! Nie przekladajcie ślubów, decyzji o dziecku bo tak będziecie się babrać latami jak ja. Suma sumarom zostałam sama- bez narzeczonego i dziecka. A pragnę teraz tego wszystkiego czego się bałam całym sercem. Weźcie sprawy w swoje ręce, róbcie na przekor nerwicy! Stosujcie się do wskazówek, słuchajcie nagrań, nie wchodzcie w analizy i dbajcie o swoich ukochanych. Mówi Wam to dziewczyna, która była przekonana że nie kocha, że chce odejść i nie chce dziecka ani ślubu. Mnie serce boli kiedy widzę że nie wierzycie diagnozie i się poddajecie. Ja bym oddala wszystko by się dowiedzieć o rocd przynajmniej 2 lata wcześniej bo dziś bym pewnie była mężatką i matką. Mam nadzieje ze części z Was to pomoże. Pozdrawiam :cm
"Dopóki nie uczynisz nieświadomego - świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem."
C.G.Jung
ankakt12
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 35
Rejestracja: 5 kwietnia 2020, o 19:45

9 czerwca 2020, o 21:26

Ja się z tym użeram od sześciu lat, w tamtym roku wyszłam za mąż. Teraz jestem w ciąży, oczywiście boję się, że mi to przejdzie na dziecko, ale powiem Ci, że nie żałuję. Przed ślubem miałam bardzo nerwowy okres, wręcz byłam zdolowana przez kilka miesięcy, ale wiedziałam, że w takim stanie nie można podejmować decyzji na temat związku, bo można zrobić coś, czego później będę żałować. Teraz jest mi przykro, że wygląda to tak, jak wygląda i że te natręctwa mi żyć nie dają, ale nawet dziś pomyślałam, dlaczego mamy rezygnować ze szczęścia? Nam się nic nie należy, tylko dlatego, że mamy zaburzenie? Jak już tu niejednokrotnie czytałam na forum z tego można wyjść, nawet jeśli trwa to długo, a żałować będziesz przez całe życie. Wiem, że lepszego męża i tak mieć nie będę, jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało, a że obecnie czuję się wręcz już wykończona psychicznie, to trudno. Pojawiają się różne myśli, analizy, upewnianie siebie, że przecież kocham i to jest bardzo męczące.
Dobrze jest pogadać z narzeczonym, powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego się tak czujesz. Ja tak zrobiłam, choć za pierwszym razem dość nieumiejętnie, więc było z tego więcej szkody niż pożytku, ale wtedy sama nie wiedziałam, o co chodzi i co się dzieje. Ty juz wiesz, co to jest, więc będzie łatwiej 🙂
Smutna30
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 33
Rejestracja: 17 maja 2020, o 09:29

20 lipca 2020, o 13:29

Berenika pisze:
17 maja 2020, o 15:59
Witam.
Przepraszam, że tak z grubej rury. Jestem tu nowa. A właściwie nie do końca, bo choć nie byłam zarejestrowana, przeczytałam tutaj mnóstwo artykułów. Przeczytałam sporo o ROCD, ale nadal nie wiem, czy myśli, które posiadam, nie są prawdziwymi wątpliwościami przed ślubem i czy nie powinnam odejść. Jednak dopiero teraz zdecydowałam się napisać.
To straszne mieć takie myśli na dwa miesiące przed ślubem. Nie wiem co robić. Biorę leki na nerwicę i depresję (od roku), chodzę na terapię (od pół roku) i nadal nie wiem co robić. Psycholog twierdzi, że wszystkie moje objawy to objawy nerwicowe.
Ja osobiście czasem czuję, że coś mi to pomaga, a potem wpadam w większego jeszcze doła i mam wrażenie, że jest jak na początku. Ostatnio wściekłam się na to, że pomimo podejmowanych przeze mnie prób leczenia, nadal w tym siedzę, a ślub tuż tuż.
Dodam, że wcześniej chorowałam już na nerwicę natręctw myślowych i leczyłam się. Jednak mam wrażenie, że w poprzednich przypadkach bardziej wiedziałam, że moje myśli nie są racjonalne, tutaj nie jestem tego świadoma. A może sa racjonalne? Gubię się w tym wszystkim. Czuję się jak Edyp, mam wrażenie , że mój problem jest nie do rozwiązania, że cokolwiek bym zrobiła, będzie źle. Przerażają mnie myśli, że nie kocham narzeczonego, że biorąc ślub będę uwięziona w beznadziejnym związku, w którym narzeczony nie pociąga manie seksualne. Że i tak, prędzej czy później, się rozstaniemy. Ze od początku nie byłam w nim zakochana, a teraz jestem w tym miejscu z osobą, której nie kocham. To moje prawdziwe myśli, których jestem świadoma na 100 %:Tak naprawdę na początku nie podobał mi się zbytnio, a mimo to postanowiłam, że z nim spróbuję, nie myśląc zbytnio o przyszłości (byłam wtedy po krótkiej terapii ACT - akceptacji i zaangażowania). Nigdy wcześniej nie tworzyłam szczęśliwego związku i za wszelką cenę chciałam spróbować. Nigdy nie byłam pewna czy to jest to, te myśli towarzyszyły mi od początku. Gdy mi się oświadczył, czułam to samo - niepewność i przerażenie, a mimo to zgodziłam się.
Od tamtego momentu było tylko gorzej.
Kiedyś chciałam mieć dziecko, dziś boję się tego jak nigdy wcześniej. Przerażają mnie myśli, że śmiertelnie zranię narzeczonego jak go zostawię. Co sobie pomyśli jego rodzina, która mocno przezywa ten ślub i która na niego czeka. Przeraża mnie też myśl, że jak się rozstaniemy, to będę żałowała i moje życie straci sens. Jedna i druga opcja prowadzi do myśli, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Że jestem beznadziejna, że potrafię tylko ranić, że byłam egoistką wiążąc się z nim, nie będąc zakochaną, że nie umiem prawdziwie kochać i stworzyć szczęśliwego związku i najlepiej będzie jak będę sama - to będzie odpowiednia dla mnie kara. Najchętniej przełożyłabym ślub, ale boję się reakcji narzeczonego i tego, że nie będzie chciał być ze mną. Z drugiej strony nie chcę przekładać tego ślubu. Jeszcze z innej strony: wściekam się na siebie i wyznaczam datę, kiedy zdecyduję: albo teraz ślub, albo odchodzę (i nie będzie żadnego przekładania, bo to bez sensu). Istny obłęd. Jak z tego wyjść? Brakuje już sił.....Nie wiem, kto dotrwa do końca artykułu, ale z góry dziękuję wszystkim, którzy podzielą się ze mną swoimi doświadczeniami.
Witam,
czy zdecydowalas sie na slub ?
Ja mam slub cywilny od 5 lat, myslenia negatywne o zwiazku zaczely sie u mnie na poczatku maja i wiem ze jest to bardzo trudne...
Trzymam kciuki i zycze duzo szczescia.
Loska1
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 2 grudnia 2019, o 14:32

20 lipca 2020, o 13:38

Dziewczyny mają często wątpliwości przed ślubem, niedawno się rozstałam przez natrętne mysli i nie zrobiłabym tego ponownie bo dopiero po czasie zrozumiałam że to był błąd a wcześniej byłam prawie pewna, ze odejśc muszę i będe miała spokósj, wątpiłam nawet w nocy jak wstawałam do toalety. A teraz mam dodatkowo depresję i dobieram już 3 lek bo nie daję rady, dlatego nie robiłam bym nic z powodu natręctw, lepiej się potem rozstać niż przez natręctwa
Berenika
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 14 maja 2020, o 16:12

27 lipca 2020, o 12:56

Dziewczyny, ja za tydzień mam ślub i o dziwo jestem wyjątkowo spokojna, będąc w tym szale przygotowań niespodziewanie złapałam się za tym, że tych myśli nie mam. Byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam co mam mówić u psychologa. Psycholog stwierdziła, że wyglądam na osobę szczęśliwą.
Dziś pojawił się jakiś przebłysk negatywnych myśli, ale się im nie poddałam. Nie analizowałam. Włączyłam muzykę relaksacyjną i trenowałam uważność. Tu i Teraz. Tylko to się liczy. Myślę, że u mnie takim momentem zwrotnym była rozmowa z mamą, która powiedziała, że zawsze będzie ze mną, niezależnie co się stanie i jakie decyzję będę podejmowała w życiu. Że obojętnie jaką decyzje podejmę, to nie jest koniec świata....Postanowiłam wbić sobie to do głowy, porządnie się wkurzyłam, wykrzyczałam to na głos i jakiś przyjemny stan pojawił się w mojej głowie. Od tej pory pojawia się codziennie....Dodatkowo przy wzniosłej muzyce postanowiłam, że zaufam Bogu. Niech mnie prowadzi. Uśmiechnęłam się i od tej pory praktykuję to codziennie. Gdy denerwuję się, że coś może pójść nie tak w uroczystości przypominam sobie, że to czym się denerwuję to są szczególiki, pokonałam (może chwilowo-ale oby nie) taki problem, to dam radę ze wszystkim.

Oczywiście dbam o siebie ostatnio też mocno (medytacja, masaż na pospinane mięśnie, psycholog, nadal jeszcze leki na depresję, odpoczynek, słońce, obserwacja otoczenia tu i teraz, ćwiczenia na orbitreku, które dają upust emocjom). Ale chce mi się żyć....Jest nadzieja! "Nie porzucaj nadzieję, jakoć się kolwiek dzieje".
ODPOWIEDZ