Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
adxy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 13 października 2021, o 19:55

13 października 2021, o 22:58

Ja też po odstawieniu (w moim przypadku była to paroxetyna) przez dłuższy czas miałem uczucie jakby porażania prądem od czasu do czasu. Jak widać to normalne. To był jedyny zauważalny objaw, innych nie było. Po jakimś czasie przeszło, choć trwało to dosyć długo. Chyba grubo ponad miesiąc jeśli nie dłużej.
kaska93
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 14
Rejestracja: 26 października 2019, o 08:53

14 października 2021, o 09:24

Dziękuję Wam za odpowiedzi :P Chyba nie mam wyjścia, muszę to przetrwać. Na chwilę obecną nie widzę różnicy, mam dość intensywne i częste odczucia tego przebiegającego "prądu". Może rzeczywiście odstawienie było za krótko rozłożone w czasie - był to tylko miesiąc, a leki brałam aż dwa lata, nawet ponad, bo dokładnie 2 lata i 4 miesiące. Dam sobie czas, chociaż jest to mega uciążliwe. Mam nadzieję, że nie potrwa to za długo.
PS. Najgorsze jest to, że psychiatra stwierdził, że te prądy to nawrót nerwicy. Mimo, że nigdy w nerwicy nie miałam takiego objawu. Chyba będę musiała zmienić lekarza psychiatrę, jesli będę potrzebowała jeszcze kiedyś pomocy ;puk
DamianZ1984
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1028
Rejestracja: 6 stycznia 2020, o 16:58

14 października 2021, o 19:49

Chwilę wytrzymałem bez żali, ale niestety kolejny dzień bólu w ciele napięcia i bezradności myśli czy brać leki czy nie brać 2 miesiące brałem doxepin w dawce minimalnej i 2 tygodnie jakoś sobie radziłem, kilka gorszych momentów plus ten ból odcinka lędźwiowego i znowu jestem w gównianym miejscu zwanym beznadzieja. Brał ktoś ten anafranil 75 sr daje to coś, czy wogole leki to jakieś wyjście?
Awatar użytkownika
nat
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 157
Rejestracja: 6 marca 2018, o 16:30

15 października 2021, o 06:56

Witajcie, dawno mnie tu nie było. Od marca 2019. Myślałam, że poradziłam sobie z nerwicą, niestety wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Sporo się u mnie zmieniło, w kwietniu 2019 zaszłam w ciąże i urodziłam cudownego i zdrowego syna. Ciąża i poród o dziwo obyły się bez większych wkrętów, naprawdę to był jeden z najspokojniejszych czasów w moim życiu od dawna. Później opieka nad Młodym, aż bach pojawia się maj 2021 i rozkłada mnie na łopatki. Najpierw dziwne bóle w boku ciała (od kręgosłupa, dużo noszę małego i coś musiało mi się przestawić), później ruszyło jak lawina. Moje wkręty węzłowe dały o sobie znać jeszcze bardziej niż kiedyś. W ostatnim miesiącu przechodzę raka gardła bo coś mi przeskakuje przy połykaniu ( może coś być naciągnięte bo noszę Młodego na boku i zazwyczaj trzymam jedną ręką), raka piersi ( w SM ciągle mi się pojawia, że ktoś z nim się zmaga) a od tygodnia białaczkę ( mam siniaki po uderzeniu dość brzydkie, dwa). Nic do mnie nie dociera, nie mogę iść na morfologie bo tak się boje wyników że dosłownie mnie paraliżuje. W myślach pisze listy pożegnalne do syna, płacze, że nie będzie mnie nawet pamiętał. Jestem roztrzęsiona, ledwo funkcjonuje w ciągu dnia a jestem sama z dzieckiem bo mąż pracuje. Nie mam nikogo do pomocy bo przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Cały czas się boje, że umrę i nie będę widzieć jak mój syn dorasta, nie poprowadzę go przez życie. Kocham go tak bardzo, że nie mogę znieść tej myśli.
Awatar użytkownika
JestemNadzieja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 227
Rejestracja: 8 sierpnia 2017, o 09:22

15 października 2021, o 09:27

Hej. Ktoś pocieszy dobrą radą i do tym słowem? Słuchajcie choruje na nerwicę kilka lat. Były czasy że było bardzo źle ,teraz nerwica wraca tylko w stresowych sytuacjach. W styczniu przeszłam zapalenie opon m-r i zdiagnozowali mi SM. Obecnie jakiś sobie radzę,jestem sprawna ale mam silne bóle górnych partii pleców i kłucia w zębie. Wczoraj byłam na zastrzykach z kolagenu(może pomogą). Jestem załamana przez te bóle. Do tego budzi mnie nerwica rano tj dreszcze,przelewanie w brzuchu, lęk,natłok myśli. Też tak macie że jak macie jakieś problemy to nerwica atakuje z rana???
:lov:
Awatar użytkownika
JestemNadzieja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 227
Rejestracja: 8 sierpnia 2017, o 09:22

15 października 2021, o 09:46

nat pisze:
15 października 2021, o 06:56
Witajcie, dawno mnie tu nie było. Od marca 2019. Myślałam, że poradziłam sobie z nerwicą, niestety wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Sporo się u mnie zmieniło, w kwietniu 2019 zaszłam w ciąże i urodziłam cudownego i zdrowego syna. Ciąża i poród o dziwo obyły się bez większych wkrętów, naprawdę to był jeden z najspokojniejszych czasów w moim życiu od dawna. Później opieka nad Młodym, aż bach pojawia się maj 2021 i rozkłada mnie na łopatki. Najpierw dziwne bóle w boku ciała (od kręgosłupa, dużo noszę małego i coś musiało mi się przestawić), później ruszyło jak lawina. Moje wkręty węzłowe dały o sobie znać jeszcze bardziej niż kiedyś. W ostatnim miesiącu przechodzę raka gardła bo coś mi przeskakuje przy połykaniu ( może coś być naciągnięte bo noszę Młodego na boku i zazwyczaj trzymam jedną ręką), raka piersi ( w SM ciągle mi się pojawia, że ktoś z nim się zmaga) a od tygodnia białaczkę ( mam siniaki po uderzeniu dość brzydkie, dwa). Nic do mnie nie dociera, nie mogę iść na morfologie bo tak się boje wyników że dosłownie mnie paraliżuje. W myślach pisze listy pożegnalne do syna, płacze, że nie będzie mnie nawet pamiętał. Jestem roztrzęsiona, ledwo funkcjonuje w ciągu dnia a jestem sama z dzieckiem bo mąż pracuje. Nie mam nikogo do pomocy bo przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Cały czas się boje, że umrę i nie będę widzieć jak mój syn dorasta, nie poprowadzę go przez życie. Kocham go tak bardzo, że nie mogę znieść tej myśli.

Mi też nerwica dała na jakiś czas spokój ale wróciła choć nie tak jak u Ciebie ze zdwojoną siłą a bardziej w stresowych sytuacjach. Rozumiem Cię bardzo dobrze i nawet nie wiesz ile bym dała żeby ten Twój ,,drugi koniec Polski,, okazał się moim miastem . Wiele bym dała żeby poznać kogoś podobnego do mnie. U mnie nerwica opierała się głównie na obawie przed chorobami psychicznymi tj: schizofrenia,Chada, psychoza. Po wielu miesiącach przeszło mi. Później czułam się dobrze więc jakoś sobie żyłam. 1.5 roku temu zaczęło mnie wszystko boleć ,chodziłam od lekarza do lekarza. Zrobiłam gastroskopię, rektoskopię,2x USG brzucha,USG piersi u onkologa, wszystkie najważniejsze wyniki,RTG płuc, I bach..nagle wylądowałam w szpitalu z rozpoznaniem zapalenie opon m-r a przy okazji zdiagnozowali mi SM(stwardnienie rozsiane)... Teraz mam wielki strach przed innymi chorobami. Przechodziłam już w myślach raka kręgosłupa,raka szczęki,udar, raka jelita,raka wątroby,wszelkie chłoniaki . I widzisz mam tyle badań i diagnozę SM a nadal szukam jak głupia. Boje się bo nie ufam lekarzom,tyle chodziłam i szukalam aż z zapaleniem opon wylądowałam. Od roku zmagam się z bólem pleców w górnej części. Chciałam już odejść z tego świata przez te bóle. Wczoraj wzięłam serie zastrzyków kolagenem ,może pomogą. Bolą mnie zdrowe zęby.. już metoda prób i błędów wyrwałam dwa zęby i nadal pobolewa. Mam 29 lat i nie mam dzieci bo jestem zbyt chora aby je mieć ale starsznie kocham męża, całą miłość przelałam na niego i jak patrzę na niego i myślę że miałabym umrzeć to od razu napływają mi łzy do oczu. Nie chcę go zostawiać.Nie wyobrażam sobie jego bolu po mojej śmierci a wydaje mi się że w końcu te bóle eksplodują i umrę . W myślach widzę jak mój mąż płaczę za mną ale w końcu staje na nogi i znajduje inna kobietę,że zrywa kontakt z moją rodziną,że nie odwiedza mojego grobu. Nerwica ostro mi wjechała na głowę ostatnio. Mam nadzieję że jak bóle ustaną to wrócę do normalności. Pozdrawiam
:lov:
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

15 października 2021, o 09:58

DamianZ1984 pisze:
14 października 2021, o 19:49
Chwilę wytrzymałem bez żali, ale niestety kolejny dzień bólu w ciele napięcia i bezradności myśli czy brać leki czy nie brać 2 miesiące brałem doxepin w dawce minimalnej i 2 tygodnie jakoś sobie radziłem, kilka gorszych momentów plus ten ból odcinka lędźwiowego i znowu jestem w gównianym miejscu zwanym beznadzieja. Brał ktoś ten anafranil 75 sr daje to coś, czy wogole leki to jakieś wyjście?
Damian nie pierd....( za przeproszeniem ) tylko wracaj na właściwie tory.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

15 października 2021, o 10:11

nat pisze:
15 października 2021, o 06:56
Witajcie, dawno mnie tu nie było. Od marca 2019. Myślałam, że poradziłam sobie z nerwicą, niestety wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Sporo się u mnie zmieniło, w kwietniu 2019 zaszłam w ciąże i urodziłam cudownego i zdrowego syna. Ciąża i poród o dziwo obyły się bez większych wkrętów, naprawdę to był jeden z najspokojniejszych czasów w moim życiu od dawna. Później opieka nad Młodym, aż bach pojawia się maj 2021 i rozkłada mnie na łopatki. Najpierw dziwne bóle w boku ciała (od kręgosłupa, dużo noszę małego i coś musiało mi się przestawić), później ruszyło jak lawina. Moje wkręty węzłowe dały o sobie znać jeszcze bardziej niż kiedyś. W ostatnim miesiącu przechodzę raka gardła bo coś mi przeskakuje przy połykaniu ( może coś być naciągnięte bo noszę Młodego na boku i zazwyczaj trzymam jedną ręką), raka piersi ( w SM ciągle mi się pojawia, że ktoś z nim się zmaga) a od tygodnia białaczkę ( mam siniaki po uderzeniu dość brzydkie, dwa). Nic do mnie nie dociera, nie mogę iść na morfologie bo tak się boje wyników że dosłownie mnie paraliżuje. W myślach pisze listy pożegnalne do syna, płacze, że nie będzie mnie nawet pamiętał. Jestem roztrzęsiona, ledwo funkcjonuje w ciągu dnia a jestem sama z dzieckiem bo mąż pracuje. Nie mam nikogo do pomocy bo przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Cały czas się boje, że umrę i nie będę widzieć jak mój syn dorasta, nie poprowadzę go przez życie. Kocham go tak bardzo, że nie mogę znieść tej myśli.
Myślę, że czas spokoju mógł być związany z tym, że trochę działo się w Twoim życiu plus hormony, które zmieniają się w czasie ciąży ( może warto sprawdzić? ). Pisałam już kiedyś o tym na forum, że w mojej ocenie samo uspokojenie układu nerwowego, niekoniecznie musi oznaczać pożegnanie się z zaburzeniem, ponieważ faktyczne wyjście z zaburzenia, wymaga w mojej ocenie pewnych zmian mentalnych, rozwoju w pewnych aspektach. U Ciebie niestety do tego nie doszło, więc zaburzenie powróciło przy pierwszych sprzyjających okolicznościach.
Nawrót Twoich dolegliwości w dużej mierze opiera się na Twojej niezgodzie, że możesz doświadczać problemów zdrowotnych, tak bardzo się na to nie godzisz, szarpiesz z tym, że Twój zlękniony umysł dopisuje codziennie jakieś czarne wizje, a Ty traktując je zupełnie serio nakręcasz sobie jeszcze większą spiralę lęku. I to jest błędne koło, które możesz przerwać tylko akceptacją tego, że jesteś człowiekiem, a ludzie czasem też chorują, tak bywa, ale to że w lęku snujesz jakieś wizje na temat swoich rzekomych dolegliwości o niczym nie świadczy. Nie możesz pielęgnować w sobie niezgody na złe doświadczenia, bo wtedy perspektywa ich zawsze będzie Cię straszyć, jednocześnie nie powinnaś też zawierzać myślą lękowych i traktować ich serio. Bo ich rolą nie są proroctwa na temat Twojego zdrowia, tylko utrzymywanie lęku, co zresztą skutecznie robią.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
madmag87
Gość

15 października 2021, o 13:16

nat pisze:
15 października 2021, o 06:56
Witajcie, dawno mnie tu nie było. Od marca 2019. Myślałam, że poradziłam sobie z nerwicą, niestety wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Sporo się u mnie zmieniło, w kwietniu 2019 zaszłam w ciąże i urodziłam cudownego i zdrowego syna. Ciąża i poród o dziwo obyły się bez większych wkrętów, naprawdę to był jeden z najspokojniejszych czasów w moim życiu od dawna. Później opieka nad Młodym, aż bach pojawia się maj 2021 i rozkłada mnie na łopatki. Najpierw dziwne bóle w boku ciała (od kręgosłupa, dużo noszę małego i coś musiało mi się przestawić), później ruszyło jak lawina. Moje wkręty węzłowe dały o sobie znać jeszcze bardziej niż kiedyś. W ostatnim miesiącu przechodzę raka gardła bo coś mi przeskakuje przy połykaniu ( może coś być naciągnięte bo noszę Młodego na boku i zazwyczaj trzymam jedną ręką), raka piersi ( w SM ciągle mi się pojawia, że ktoś z nim się zmaga) a od tygodnia białaczkę ( mam siniaki po uderzeniu dość brzydkie, dwa). Nic do mnie nie dociera, nie mogę iść na morfologie bo tak się boje wyników że dosłownie mnie paraliżuje. W myślach pisze listy pożegnalne do syna, płacze, że nie będzie mnie nawet pamiętał. Jestem roztrzęsiona, ledwo funkcjonuje w ciągu dnia a jestem sama z dzieckiem bo mąż pracuje. Nie mam nikogo do pomocy bo przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Cały czas się boje, że umrę i nie będę widzieć jak mój syn dorasta, nie poprowadzę go przez życie. Kocham go tak bardzo, że nie mogę znieść tej myśli.
Cześć! Nie mam dzieci, ale słyszałam, że ciągle noszenie dziecka może wywołać u kobiet dużo schorzeń w obrębie kręgosłupa, ramion i nadgarstków. Podobno aby zniwelować problem po pierwsze trzeba zmieniać strony, choć jak jesteś praworęczna to pewnie wygodniej nosić Ci po tej właśnie stronie. Możliwe, że długotrwałe przeciążenie w końcu będzie skutkować, że będziesz potrzebować pomocy fizjoterapeuty. Poza tym podobno bardzo odciąża ciało noszenie dziecka w specjalnej chuście. Jeśli korzystasz no to już nie mam więcej pomysłów :D

Problemy z gardłem kojarzą mi się z tłumieniem emocji związanych z frustracją odosobnienia, przeciążenia poniekąd samotnym macierzyństwem - Ty w domu, mąż cały dzień w pracy. Wyprowadziłaś się na drugi koniec Polski, kontakt z dawnymi koleżankami choćby przez komunikatory to nie to samo, co kontakt bezpośredni z drugim człowiekiem. Może jest to dobry moment by poszukać sobie nowych koleżanek, choćby przez internet. Najlepiej z dziećmi w podobnym wieku, macierzyństwo to będzie dla Was temat rzeka, i żadna z Was nie będzie się przy tym nudzić, ciągle rozmawiając o dzieciach i bolączkach z tym związanych :D Czuję, że jak będziesz miała z kim pogadać bez wyrzutów, że kogoś te sprawy nie interesują, problem z gardłem minie :)
madmag87
Gość

15 października 2021, o 14:03

JestemNadzieja pisze:
15 października 2021, o 09:46
nat pisze:
15 października 2021, o 06:56
Witajcie, dawno mnie tu nie było. Od marca 2019. Myślałam, że poradziłam sobie z nerwicą, niestety wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Sporo się u mnie zmieniło, w kwietniu 2019 zaszłam w ciąże i urodziłam cudownego i zdrowego syna. Ciąża i poród o dziwo obyły się bez większych wkrętów, naprawdę to był jeden z najspokojniejszych czasów w moim życiu od dawna. Później opieka nad Młodym, aż bach pojawia się maj 2021 i rozkłada mnie na łopatki. Najpierw dziwne bóle w boku ciała (od kręgosłupa, dużo noszę małego i coś musiało mi się przestawić), później ruszyło jak lawina. Moje wkręty węzłowe dały o sobie znać jeszcze bardziej niż kiedyś. W ostatnim miesiącu przechodzę raka gardła bo coś mi przeskakuje przy połykaniu ( może coś być naciągnięte bo noszę Młodego na boku i zazwyczaj trzymam jedną ręką), raka piersi ( w SM ciągle mi się pojawia, że ktoś z nim się zmaga) a od tygodnia białaczkę ( mam siniaki po uderzeniu dość brzydkie, dwa). Nic do mnie nie dociera, nie mogę iść na morfologie bo tak się boje wyników że dosłownie mnie paraliżuje. W myślach pisze listy pożegnalne do syna, płacze, że nie będzie mnie nawet pamiętał. Jestem roztrzęsiona, ledwo funkcjonuje w ciągu dnia a jestem sama z dzieckiem bo mąż pracuje. Nie mam nikogo do pomocy bo przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski. Cały czas się boje, że umrę i nie będę widzieć jak mój syn dorasta, nie poprowadzę go przez życie. Kocham go tak bardzo, że nie mogę znieść tej myśli.

Mi też nerwica dała na jakiś czas spokój ale wróciła choć nie tak jak u Ciebie ze zdwojoną siłą a bardziej w stresowych sytuacjach. Rozumiem Cię bardzo dobrze i nawet nie wiesz ile bym dała żeby ten Twój ,,drugi koniec Polski,, okazał się moim miastem . Wiele bym dała żeby poznać kogoś podobnego do mnie. U mnie nerwica opierała się głównie na obawie przed chorobami psychicznymi tj: schizofrenia,Chada, psychoza. Po wielu miesiącach przeszło mi. Później czułam się dobrze więc jakoś sobie żyłam. 1.5 roku temu zaczęło mnie wszystko boleć ,chodziłam od lekarza do lekarza. Zrobiłam gastroskopię, rektoskopię,2x USG brzucha,USG piersi u onkologa, wszystkie najważniejsze wyniki,RTG płuc, I bach..nagle wylądowałam w szpitalu z rozpoznaniem zapalenie opon m-r a przy okazji zdiagnozowali mi SM(stwardnienie rozsiane)... Teraz mam wielki strach przed innymi chorobami. Przechodziłam już w myślach raka kręgosłupa,raka szczęki,udar, raka jelita,raka wątroby,wszelkie chłoniaki . I widzisz mam tyle badań i diagnozę SM a nadal szukam jak głupia. Boje się bo nie ufam lekarzom,tyle chodziłam i szukalam aż z zapaleniem opon wylądowałam. Od roku zmagam się z bólem pleców w górnej części. Chciałam już odejść z tego świata przez te bóle. Wczoraj wzięłam serie zastrzyków kolagenem ,może pomogą. Bolą mnie zdrowe zęby.. już metoda prób i błędów wyrwałam dwa zęby i nadal pobolewa. Mam 29 lat i nie mam dzieci bo jestem zbyt chora aby je mieć ale starsznie kocham męża, całą miłość przelałam na niego i jak patrzę na niego i myślę że miałabym umrzeć to od razu napływają mi łzy do oczu. Nie chcę go zostawiać.Nie wyobrażam sobie jego bolu po mojej śmierci a wydaje mi się że w końcu te bóle eksplodują i umrę . W myślach widzę jak mój mąż płaczę za mną ale w końcu staje na nogi i znajduje inna kobietę,że zrywa kontakt z moją rodziną,że nie odwiedza mojego grobu. Nerwica ostro mi wjechała na głowę ostatnio. Mam nadzieję że jak bóle ustaną to wrócę do normalności. Pozdrawiam
Gdy pojawiają się myśli, że już naprawdę nic Cię w życiu nie czeka, to znak że doszłaś już do ściany i faktycznie nic nowego nie może się przydarzyć, nawet oczami wyobraźni. Mam nadzieję, że jesteś osobą wierzącą i
któregoś dnia zaczniesz się modlić całym sercem o to, na czym naprawdę w tej chwili Ci zależy, czyli na życiu i zdrowiu. Wierzę, że na świecie jest conajmniej jedna osoba dokładnie taka sama jak Ty, i spotkasz ją, jak tylko będziesz na to gotowa, bo dziś jesteś w stanie widzieć tylko swoje ograniczenia. Pozdrawiam cmok
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

17 października 2021, o 21:04

Hej, widzę, że dużo z Was też akurat ma nawroty :')
Ja obecnie skończyłam terapię 2 tygodnie temu i miałam wreszcie ruszyć, tj. przeprowadzić się do innego miasta, znaleźć pracę, zacząć żyć na nowo.
Byłam przez kilka dni w mieście, gdzie studiowałam i wreszcie pomyślałam- nie ma co, przeprowadzam się w listopadzie. Zaczęło się automatycznie zwiększone napięcie lękowe, pocenie, napady gorąca, aczkolwiek sama potrafiłam się w miarę uspokoić (w trakcie terapii nabyłam tę zdolność).
Jednak dzisiaj rano w domu rodzinnym obudziłam się z okropnym bólem szyi i zatok, co potem przerodziło się w nudności, mały atak paniki i wymioty....
Czy ktoś z was też może widzi powiązanie chronicznego zapalenia zatok z nerwicą? Choruje na nie już od 2,5 roku, aktualnie lekarze idą w trop alergicznego zapalenia zatok, ale dla mnie jest to po prostu nieprawdopodobne, że objawy zaczynają się wtedy, co lękowe...
Wyciszyłam się hydroksyzyną, ale teraz oczywiście mam myśli typu: jednak chyba powinnam wrócić do terapii, co, jak się wyprowadze i będę mieć nawroty? jak będę w stanie podjąć gdzieś pracę?
Moim kolejnym problemem jest, a propos pracy, to,że robię w ciągu dnia tak zwane "fear naps", czyli na lęk reaguje snem. Obecnie pracuje zdalnie i zadaniowo (nie mam ścisłych godzin pracy) przez max 4 h dziennie i jestem zawsze wykończona... Po 3 h pracy muszę już iść spać, bo nie umiem funkcjonować. Więc nie wiem, jak ja będę w stanie pracować 8h z rzędu gdzieś 😅
Czy ktoś też się z tym zmaga?

Pozdrawiam Was wszystkich, trzymajcie się- przyjdą lepsze dni :)
DamianZ1984
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1028
Rejestracja: 6 stycznia 2020, o 16:58

17 października 2021, o 22:01

Jakie masz tak z ciekawości metody na uspokojenie myśli, ataku? Ja odłożyłem doxepin która brałem miesiąc w dawce 25 mg w zasadzie za dużo nie dawała i tak miałem ataki lęku, ale od dwóch dni nie biore i dziś oczywis ie myśli jakieś że nie dam rady, że jednak coś dawała co jak sobie coś zrobię po odstawieniu, poprostu sam się nakręcam, mam świadomość ale z automatu siedzę w tych myślach.
madmag87
Gość

18 października 2021, o 14:07

og220 pisze:
17 października 2021, o 21:04
Hej, widzę, że dużo z Was też akurat ma nawroty :')
Ja obecnie skończyłam terapię 2 tygodnie temu i miałam wreszcie ruszyć, tj. przeprowadzić się do innego miasta, znaleźć pracę, zacząć żyć na nowo.
Byłam przez kilka dni w mieście, gdzie studiowałam i wreszcie pomyślałam- nie ma co, przeprowadzam się w listopadzie. Zaczęło się automatycznie zwiększone napięcie lękowe, pocenie, napady gorąca, aczkolwiek sama potrafiłam się w miarę uspokoić (w trakcie terapii nabyłam tę zdolność).
Jednak dzisiaj rano w domu rodzinnym obudziłam się z okropnym bólem szyi i zatok, co potem przerodziło się w nudności, mały atak paniki i wymioty....
Czy ktoś z was też może widzi powiązanie chronicznego zapalenia zatok z nerwicą? Choruje na nie już od 2,5 roku, aktualnie lekarze idą w trop alergicznego zapalenia zatok, ale dla mnie jest to po prostu nieprawdopodobne, że objawy zaczynają się wtedy, co lękowe...
Wyciszyłam się hydroksyzyną, ale teraz oczywiście mam myśli typu: jednak chyba powinnam wrócić do terapii, co, jak się wyprowadze i będę mieć nawroty? jak będę w stanie podjąć gdzieś pracę?
Moim kolejnym problemem jest, a propos pracy, to,że robię w ciągu dnia tak zwane "fear naps", czyli na lęk reaguje snem. Obecnie pracuje zdalnie i zadaniowo (nie mam ścisłych godzin pracy) przez max 4 h dziennie i jestem zawsze wykończona... Po 3 h pracy muszę już iść spać, bo nie umiem funkcjonować. Więc nie wiem, jak ja będę w stanie pracować 8h z rzędu gdzieś 😅
Czy ktoś też się z tym zmaga?

Pozdrawiam Was wszystkich, trzymajcie się- przyjdą lepsze dni :)
Być może twoja wewnętrzna intuicja mówi Ci, że nie masz się przeprowadzać i komunikuje Ci to poprzez objawy nerwicowe krzycząc "stój!". Jeśli będziesz faktycznie iść we właściwym kierunku zaczniesz czuć, że wszystko idzie po linii najmniejszego oporu i zmęczenie także minie. Tylko zaufaj sobie a zobaczysz, że decyzje z pozoru mniej korzystne dla Ciebie przyniosą owocne rezultaty :) Pozdrawiam
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

18 października 2021, o 14:44

og220 pisze:
17 października 2021, o 21:04
Hej, widzę, że dużo z Was też akurat ma nawroty :')
Ja obecnie skończyłam terapię 2 tygodnie temu i miałam wreszcie ruszyć, tj. przeprowadzić się do innego miasta, znaleźć pracę, zacząć żyć na nowo.
Byłam przez kilka dni w mieście, gdzie studiowałam i wreszcie pomyślałam- nie ma co, przeprowadzam się w listopadzie. Zaczęło się automatycznie zwiększone napięcie lękowe, pocenie, napady gorąca, aczkolwiek sama potrafiłam się w miarę uspokoić (w trakcie terapii nabyłam tę zdolność).
Jednak dzisiaj rano w domu rodzinnym obudziłam się z okropnym bólem szyi i zatok, co potem przerodziło się w nudności, mały atak paniki i wymioty....
Czy ktoś z was też może widzi powiązanie chronicznego zapalenia zatok z nerwicą? Choruje na nie już od 2,5 roku, aktualnie lekarze idą w trop alergicznego zapalenia zatok, ale dla mnie jest to po prostu nieprawdopodobne, że objawy zaczynają się wtedy, co lękowe...
Wyciszyłam się hydroksyzyną, ale teraz oczywiście mam myśli typu: jednak chyba powinnam wrócić do terapii, co, jak się wyprowadze i będę mieć nawroty? jak będę w stanie podjąć gdzieś pracę?
Moim kolejnym problemem jest, a propos pracy, to,że robię w ciągu dnia tak zwane "fear naps", czyli na lęk reaguje snem. Obecnie pracuje zdalnie i zadaniowo (nie mam ścisłych godzin pracy) przez max 4 h dziennie i jestem zawsze wykończona... Po 3 h pracy muszę już iść spać, bo nie umiem funkcjonować. Więc nie wiem, jak ja będę w stanie pracować 8h z rzędu gdzieś 😅
Czy ktoś też się z tym zmaga?

Pozdrawiam Was wszystkich, trzymajcie się- przyjdą lepsze dni :)
Nie zgadzam się z wypowiedzią wyżej. Mieszanie w to intuicji jest moim zdaniem kiepskim pomysłem. Idąc tym tropem, ja powinnam byłam nie zrobić 90% rzeczy, które zrobiłam w zeszłym roku i które wyszły mi na dobre.
Mając zaburzenie lękowe jak sama nazwa wskazuje nasza percepcja jest zaburzona lękowo i co za tym większość nowych wyzwań nawet jeśli początkowo będzie budzić w nas euforie i przekonanie, że to jest właśnie to, to po chwili jak kurz radości nieco opadnie dojdą do głosu nerwicowe obawy, ze swoim "ale", wzrośnie poziom stresu, pojawią się objawy somatyczne itd.
Jeśli chodzi o chroniczne zapalenie zatok to oczywiście, że może to mieć związek z chronicznym stresem jaki przezywamy przy nerwicy. Ja mam od roku problemy z pęcherzem, które uaktywniają mi się w stresujących momentach. Ma to wiele przyczyn. Przede wszystkim reakcja stresowa blokuje reakcje odpornościową, druga sprawa to spinanie się mięśni, co wpływa na odczuwalność, wydzielanie się hormonów stresu itd. Każdy organ ciała jest też powiązany u nas z konkretnymi emocjami. Co za tym polecam wybrać się do kogoś, kto spojrzy na sprawę całościowo, bez oddzielania psychiki od ciała.
Jeśli chodzi o przemęczenie to też przechodziłam przez podobny okres. Polecam zadbać o witaminy i mikroelementy i higieniczny styl życia (w tym właściwe godziny snu), ale też nie przesadzać z leniuchowaniem, bo organizm wejdzie wtedy w tryb wypoczywania i na nic nie będziesz miała siły ani ochoty.

Pozdrawiam :friend:
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
madmag87
Gość

18 października 2021, o 15:47

Ja tu nie miałam na myśli decyzji dnia codziennego, kiedy wybieramy po prostu mniejsze zło, bo nie mamy innego wyjścia (bo w ten sposób to ja bym nawet szkoły nie skończyła, bo wybrałam nieodpowiedni kierunek i z różnych przyczyn zewnętrznych nie mogłam go zmienić). Tylko o decyzje wywracające całe życie o 180st. Ale prawda jest względna, i jak kto nie spojrzy na sytuację, to i tak będzie miał rację, która jest jego własna. I myśląc w ten sposób nikt nie odbiera sobie prawa do własnej opinii, ważne by żyć w zgodzie ze sobą :)
ODPOWIEDZ