Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
YuNa97
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 21 września 2018, o 10:43

23 lipca 2019, o 18:40

Kurcze, ja też mam kryzys ostatnio. Nie lubię narzekać, ale dłużej nie wytrzymam i po prostu straciłam chęć do życia.
Leczę się na epilepsję. Moje dotychczasowe leki nie pomagały i w przeciągu kilku dni miałam kilka ataków, głównie przed snem i rano. Teraz tak się boję siebie, że ciągle mam uczucie lęku. Już o położeniu się spać nie wspomnę. Nie wiem co robić :(
Zawsze jakoś dawałam radę, nawet pokonałam natręctwa, które mnie męczyły wiele lat. Teraz po prostu się poddaję, ten lęk odbiera mi chęć do wszystkiego..
Dreamer2015
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 8 kwietnia 2017, o 08:55

23 lipca 2019, o 23:15

debra.morgan pisze:
23 lipca 2019, o 15:11
Dreamer2015 pisze:
23 lipca 2019, o 14:37
A ja mam takie pytanie. Wiem że jak zaburzenie minie będę czuła się lepiej, ale chodzi mi tu o myśli staram się olewac akceptować stan i w ogóle, ale czasem robię tak jakby sprawdzenie, że specjalnie o tym pomyśle by zobaczyć czy dalej mnie to przeraża i czy dalej czuje lęk no i czuję. Mam tak nie robić??
KOCHANI!!! DO PRACY!!!!! <razy> <razy> <razy> <razy> <razy> Wszystko macie na wyciągnięcie ręki!!! Proszę Was! Przestańmy zadawać sobie ciągle pytania czy tak mam? Czy to dobrze? A też tak miałeś?
Jeden miał, drugi nie! Nie ma reguły! Wszystkie, absolutnie wszystkie pytania wynikają z BRAKU PODSTAWOWEJ WIEDZY!
Powtarzam po raz 38575746!!!!! Masz siłę wkręcić się w nerwicę = masz siłę z niej wyjść!!!! ;col ;col ;col

https://www.youtube.com/watch?v=ZDP3kldzhz8&t
https://www.youtube.com/watch?v=YenGYB0iSek&t


Miłego słuchania!!!!
Chłopaków czytam i słucham cały czas. Chciałam tylko by ktoś powiedział czy to źle jeśli tak sprawdzam? Czuję, że coś źle robię, ale nie wiem co...
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

24 lipca 2019, o 03:23

zadziorka pisze:
22 lipca 2019, o 20:43
znerwicowana_ja pisze:
22 lipca 2019, o 14:33
zadziorka pisze:
22 lipca 2019, o 08:41




Dziękuję kochana!
Powiem Tobie tak ... :) Byłam w piątek u lekarza rodzinnego na kontroli ( on mi zleca psycho i w ogóle prowadzi mnie w tym wszystkim), no i jako że gdzieś z tyłu głowy pamiętam, że byłam 4 lata temu u laryngologa, który stwierdził u mnie alergiczny nieżyt nosa, to też zasugerowałam to mojemu lekarzowi rodzinnemu.
Lekarz sprawdzil mi nos i okazuje się, że faktycznie kolor jaki zobaczył świadczy o alegrii.
Dlatego też przepisał mi nasometin.
Jest lepiej, bo lepiej mi się oddycha.

Ale co więcej...
Mówisz o tomografie zatok.
Trzy lata temu, kiedy zaczęłam miewać różne objawy psychosomatyczne - chodziłam do wielu lekarzy
No i poszłam też do laryngologa, który zlecił mi RTG zatok (i tu nasuwa mi się pytanie, czy to to samo ? W sensie wiem, że nie, bo jak rozumiem tomograf widzi znacznie więcej, a RTG to takie prześwietlenie, ale ten RTG nic nie wykazał, jedynie to że mam skrzywioną przegrodę, ale to genetycznie ;) mój tata i brat też ma).

Więc przyznam, że nie wiem czy robić ten tomograf... szczególnie, że te objawy, o których mówię pojawiły się wiesz kiedy ?
Po tym jak w sklepach, w samochodach zaczęto włączać tą okropną klimatyzację.. i ja wtedy się "rozchorowałam".
Nie wiem, czy to ma jakikolwiek wpływ na rzekomą alergię, ale prawda jest taka, że te objawy pojawiły się po wdychaniu zimnego powietrza z klimy.


Chciałabym przetestować ten aerozol nasometin.
Nie chcę znów wpadać w panikę i paranoję i chodzić od lekarzy do lekarzy :(

Powiedz mi, jaki zabieg będziesz miała robiony ?
Zadziorka jeśli pogarsza Ci sie od kilmy to tym bardziej odwiedz dobrego laryngologa bo to ewidentnie duzy problem z zatokami . Mnie się z zaczęło w ub roku zima od ogrzewania a Teraz latem od wiatrakow i klimy tez nie jest dobrze. Jak tylko siedze przy jakims nawiewie zaraz mam zatkany nos gorsze samopoczucie itp. Jeszcze apopro tej mojej wizyty u lekarza. Jak powiedziałam mu ze mam usiski w glowie i oczach to powiedzial ze zalegająca wydzielona powoduje ze w zatokach tworzy sie wysokie ciśnienie i stad takie uczucie rozpierania i uciskow. A ja bylam pewna ze to wszystko somaty. Ja jak zrobiłam pierwszy rtg tylko ze zatok czołowych nic nie wyszlo, teraz jakos wiosna zrobilam przynosowe i wyszedl stan zapalny. To już byl jakis punkt zaczepienia. Potem poszlam z tym do tego lekarz ale musiałam zrobić tomograf. To duzo lepsze badania niż rtg. Skrzywiona przegroda tym bardziej moze byc powodem nawracajacych problemów z zatokami. Działaj. Po co sie męczyć i cierpieć

Ok, a powiedz mi jaki zabieg będziesz miała robiony?
Kurcze tak Was dziewczyny czytam i moje mocne problemy somatyczne zaczęły się po mega przeziębieniu z którego nie wychodziłam przez miesiąc,z zatokami zawsze miałam problemy,błędy młodości gdy się wychodziło z mokra głową na mróz bez czapki itp..Na pewno mam lekko krzywą przegrodę i brak jednej zatoki,taka się podobno urodziłam i niby nic mi to nie robi ale bez kitu! jak może brak czegoś co powinno być w ciele nie dawać objawów??! Też mam ten ucisk ciągle na skroń,oko,gule w gardle wydzielinową itd.,że może faktycznie powinnam iść w tym kierunku i szukać pomocy u dobrego (tylko jaki to) laryngologa.Robiłam tylko rtg zatok i wyszło właśnie brak tej jednej zatoki ale tomograf może by pokazał coś więcej.Nerwicę mam na pewno i z nią działam ale zdrowa fizycznie to ja nie jestem.Niby skończyłam z lekarzami ale z drugiej strony jakby to mi miało pomóc z tymi moimi objawami to może warto znowu w to wchodzić,sama nie wiem teraz...
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

24 lipca 2019, o 03:38

scrooge pisze:
22 lipca 2019, o 18:23
Jestem głupi, a właściwie to raczej jestem debilem. 2 lata i 2 miesiace w zaburzeniu. I co ciekawe, wcale nie bylo tak ze np pierwszy rok nie wiedzialem o co chodzi i potem trafilem na forum i zaczalem sie odburzac. Ja trafilem tutaj miesiac po rozpoczeciu tego badziewia. Wiec odburzam sie dwa lata. Mysle ze o odburzaniu moglbym ksiazke napisac. Materialy przeczytane 100 razy, filmiki, ksiazki. Niby wszystko obcykane i co? I dupa. Mialem sie za dosc inteligentnego, zaradnego czlowieka, dobra szkola, niezle wyniki, potem zawodowo tez poszlo i idzie swietnie, kochana zona, teraz wspanialy synek. Tylko ze jestem w dupie. Krece sie w kolo tyle czasu. Czasem bardziej akceptuje swoj stan zeby potem akceptacje stracic w moment, potem znow zryw dzwigam sie i potem upadam, w nieskonczonosc razy. Jak nie dowala mysli lekowe, zaraz sie zaczne cienia swojego bac, to jak one luzuja to rozkminiam samo zaburzenie. Kontroli puscic nie umiem, no po prostu nie umiem. Czasem sie poddaje, mysle sobie ja nie wyjde z zaburzenia i przez chwile nawet ulge przy tym czuje zeby potem sie tym zestresowac i zdolowac. Nie sadzilem ze kiedykolwiek tu cos takiego napisze ale jednak przyszedl taki moment. Mialem kiedys fajne zycie, oczywiscie ze pelne stresu, w koncu cos mnie do zaburzenia doprowadzilo, ale bylo okej. Teraz jest mi zle. Oczywiscie zaraz znowu sie troche pozbieram, show must go on... ale jestem strasznie zmeczony, naprawde strasznie zmeczony.
Proszę Cię!Myślisz,że Ty jeden tak myślisz i jesteś w takiej sytuacji? Wielu ludzi mimo wiedzy,mimo tego,że teoretycznie rozumie i wie co robić w starciu z tym gównem przegrywa wiele razy i popełnia ciągle te same błędy.Ja tak mega zaburzona jestem od 4,5 roku,na forum i materiały trafiłam w 2017 i teraz dwa lata później może jestem kilka centymetrów do przodu i tyle,wiem jak się czujesz ale się nie poddawaj.Też jestem tym wykończona ,dodatkowo mam depresję ponad 20 lat i mega dd no i moje życie prywatne to dno ale nie chcę żyć tak do końca życia i dlatego mimo wszystko ,mimo tego całego piekła staram się jak mogę,być może nie wyjdę z tego ale chociaż nie będę pluła sobie w brodę ,że nie próbowałam ,póki życie póty nadzieja :friend:
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
debra.morgan
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 130
Rejestracja: 5 maja 2019, o 17:38

24 lipca 2019, o 09:19

Dreamer2015 pisze:
23 lipca 2019, o 23:15
debra.morgan pisze:
23 lipca 2019, o 15:11
Dreamer2015 pisze:
23 lipca 2019, o 14:37
A ja mam takie pytanie. Wiem że jak zaburzenie minie będę czuła się lepiej, ale chodzi mi tu o myśli staram się olewac akceptować stan i w ogóle, ale czasem robię tak jakby sprawdzenie, że specjalnie o tym pomyśle by zobaczyć czy dalej mnie to przeraża i czy dalej czuje lęk no i czuję. Mam tak nie robić??
KOCHANI!!! DO PRACY!!!!! <razy> <razy> <razy> <razy> <razy> Wszystko macie na wyciągnięcie ręki!!! Proszę Was! Przestańmy zadawać sobie ciągle pytania czy tak mam? Czy to dobrze? A też tak miałeś?
Jeden miał, drugi nie! Nie ma reguły! Wszystkie, absolutnie wszystkie pytania wynikają z BRAKU PODSTAWOWEJ WIEDZY!
Powtarzam po raz 38575746!!!!! Masz siłę wkręcić się w nerwicę = masz siłę z niej wyjść!!!! ;col ;col ;col

https://www.youtube.com/watch?v=ZDP3kldzhz8&t
https://www.youtube.com/watch?v=YenGYB0iSek&t


Miłego słuchania!!!!
Chłopaków czytam i słucham cały czas. Chciałam tylko by ktoś powiedział czy to źle jeśli tak sprawdzam? Czuję, że coś źle robię, ale nie wiem co...
Musisz sama do tego dojść niestety :) Ja wiem, że często brakuje mi akceptacji i cierpliwości, cały czas nad tym pracuję.
Awatar użytkownika
zadziorka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 302
Rejestracja: 6 maja 2016, o 19:24

24 lipca 2019, o 10:29

Celine Marie pisze:
24 lipca 2019, o 03:23
zadziorka pisze:
22 lipca 2019, o 20:43
znerwicowana_ja pisze:
22 lipca 2019, o 14:33

Zadziorka jeśli pogarsza Ci sie od kilmy to tym bardziej odwiedz dobrego laryngologa bo to ewidentnie duzy problem z zatokami . Mnie się z zaczęło w ub roku zima od ogrzewania a Teraz latem od wiatrakow i klimy tez nie jest dobrze. Jak tylko siedze przy jakims nawiewie zaraz mam zatkany nos gorsze samopoczucie itp. Jeszcze apopro tej mojej wizyty u lekarza. Jak powiedziałam mu ze mam usiski w glowie i oczach to powiedzial ze zalegająca wydzielona powoduje ze w zatokach tworzy sie wysokie ciśnienie i stad takie uczucie rozpierania i uciskow. A ja bylam pewna ze to wszystko somaty. Ja jak zrobiłam pierwszy rtg tylko ze zatok czołowych nic nie wyszlo, teraz jakos wiosna zrobilam przynosowe i wyszedl stan zapalny. To już byl jakis punkt zaczepienia. Potem poszlam z tym do tego lekarz ale musiałam zrobić tomograf. To duzo lepsze badania niż rtg. Skrzywiona przegroda tym bardziej moze byc powodem nawracajacych problemów z zatokami. Działaj. Po co sie męczyć i cierpieć

Ok, a powiedz mi jaki zabieg będziesz miała robiony?
Kurcze tak Was dziewczyny czytam i moje mocne problemy somatyczne zaczęły się po mega przeziębieniu z którego nie wychodziłam przez miesiąc,z zatokami zawsze miałam problemy,błędy młodości gdy się wychodziło z mokra głową na mróz bez czapki itp..Na pewno mam lekko krzywą przegrodę i brak jednej zatoki,taka się podobno urodziłam i niby nic mi to nie robi ale bez kitu! jak może brak czegoś co powinno być w ciele nie dawać objawów??! Też mam ten ucisk ciągle na skroń,oko,gule w gardle wydzielinową itd.,że może faktycznie powinnam iść w tym kierunku i szukać pomocy u dobrego (tylko jaki to) laryngologa.Robiłam tylko rtg zatok i wyszło właśnie brak tej jednej zatoki ale tomograf może by pokazał coś więcej.Nerwicę mam na pewno i z nią działam ale zdrowa fizycznie to ja nie jestem.Niby skończyłam z lekarzami ale z drugiej strony jakby to mi miało pomóc z tymi moimi objawami to może warto znowu w to wchodzić,sama nie wiem teraz...


Właśnie ja też uważam, że prawdziwe fizyczne objawy jakiegoś problemu zdrowotnego mogą podsycać objawy psychosomatyczne .
Też nie wiem czy robić ten tomograf zatok, czy nie.... tylko, że znów usłyszę od lekarza, że to nerwica, a nie faktyczny problem ze zdrowiem.
Z jednej strony pociesza mnie , a z drugiej ja też gryzę się na co dzień z objawami,które niszczą moje samopoczucie i utrudniają funkcjonowanie.... :(
Awatar użytkownika
Karolcia1984
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 22 lipca 2019, o 11:57

24 lipca 2019, o 11:19

Od 10 dni czuje, że to rządzi mną kryzys mało powiedziane partner nic nie rozumie nawet przestaliśmy rozmawiać nie mam pojęcia jak mu wytłumaczyć co się ze mną dzieje mam ochotę skończyć z tym wszystkim
zaburzony25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 191
Rejestracja: 29 sierpnia 2017, o 18:54

24 lipca 2019, o 14:12

Karolcia1984 pisze:
24 lipca 2019, o 11:19
Od 10 dni czuje, że to rządzi mną kryzys mało powiedziane partner nic nie rozumie nawet przestaliśmy rozmawiać nie mam pojęcia jak mu wytłumaczyć co się ze mną dzieje mam ochotę skończyć z tym wszystkim
Poproś go o rozmowę, powiedz mu wszytko na spokojnie, wytłumacz ze to jest ciężkie dla Ciebie obierzcie wspólna taktykę co z tym zrobić.
Brownstone
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 21 lipca 2019, o 11:40

24 lipca 2019, o 14:22

Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.
Dreamer2015
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 8 kwietnia 2017, o 08:55

24 lipca 2019, o 14:41

Boże mam już dość 😪 chce czuć się dobrze chce cieszyć się życiem jak dawniej pomimo różnych problemów.. Ciągle czuje lęk ciężko już mi to ignorować bo zamiast ciut jakiejś poprawy mam wrażenie, że jest gorzej i nakładają się nowe objawy. Naprawdę staram się z całych sił by akceptować, ignorować i żyć normalnością ale ileż można tak funkcjonowac.. Mam mega dola 😪😪 wiem że użalam się nad sobą niestety jest mi bardzo źle.
Awatar użytkownika
zadziorka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 302
Rejestracja: 6 maja 2016, o 19:24

24 lipca 2019, o 14:48

Brownstone pisze:
24 lipca 2019, o 14:22
Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.


Nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem...
Pamiętam jak 3 lata temu napisałam bardzo podobny post do Twojego...
Codziennie byłam u lekarza, wydawałam mnóstwo pieniędzy na badania, wizyty.
WSZYSCY mi mówili, że ze mną jest WSZYSTKO W PORZĄDKU - a ja nadal drążyłam temat, bo bałam się o swoje zdrowie, czułam te objawy "psychosomatyczne" - głównie problem z oczami, słaba ostrość, ciągle zmieniająca się, uczucie jakby oglądało się życie, świat z innej perspektywy, jakbym była w szklanej kuli.
Czytałam w necie, sama stawiałam sobie diagnozy... Jakaś masakra... Dlatego doskonale Cię rozumiem.
U mnie zmiany nastąpiły niestety po lekach... psychotropowych.
Teraz kiedy przestałam je brać objawy psychosomatyczne wracają, w tym przypadku problem z gardłem, zatokami (ale to ma swoje źródło w faktycznym problemie zdrowotnym).
Nie chcę Cię tutaj zapewniać o niczym, ale być może dostrzeżesz, że nie jesteś sam w tych objawach, w tych lękach...
Skoro nikt nie widzi tego, co Ty dostrzegasz, to może faktycznie problem leży w psychice?

Nerwica daje przecież tyle objawów psychosomatycznych....
Awatar użytkownika
Karolcia1984
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 22 lipca 2019, o 11:57

24 lipca 2019, o 15:14

zaburzony25 pisze:
24 lipca 2019, o 14:12
Karolcia1984 pisze:
24 lipca 2019, o 11:19
Od 10 dni czuje, że to rządzi mną kryzys mało powiedziane partner nic nie rozumie nawet przestaliśmy rozmawiać nie mam pojęcia jak mu wytłumaczyć co się ze mną dzieje mam ochotę skończyć z tym wszystkim
Poproś go o rozmowę, powiedz mu wszytko na spokojnie, wytłumacz ze to jest ciężkie dla Ciebie obierzcie wspólna taktykę co z tym zrobić.
Moje próby rozmowy kończą się płaczem zamykam się w sobie to jest jak walenie głową w mur. Brak wsparcia to straszne uczucie
Brownstone
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 21 lipca 2019, o 11:40

24 lipca 2019, o 15:23

zadziorka pisze:
24 lipca 2019, o 14:48
Brownstone pisze:
24 lipca 2019, o 14:22
Cześć Wszystkim,

Czuję silną potrzebę opisania i podzieleniem się swoim stanem z Wami. Moja historia jest dosyć skomplikowana (przynajmniej tak mi się zdaje oraz psychologowi, z którym rozmawiałem).

Od wielu lat jestem aktywnym człowiekiem, uprawiam sport, staram się powiedzmy 3/4 jeść zdrowo, a 1/4 trochę jak to się nazywa życiowych przyjemności. Mam 29 lat, mieszkam w większym mieście w Polsce.

Do ubiegłego roku w zasadzie oprócz nawracających problemów z zatokami nie narzekałem na zdrowie. Do czasu sierpnia / września 2018 aż nie zacząłem miewać bóle głowy, napady gorąca i potliwości. Trafiłem pod opiekę bardzo wyrozumiałem doktor internistki / choroby wewnętrzne. Zrobiliśmy pełną krew, USG brzucha, EKG, RTG klatki piersiowej. Okazało się, że mam nadciśnienie, potestowaliśmy kilka leków i biorę jedną tablętkę rano, która trzyma mi ciśnienie poniżej 140/80. Przez nadciśneinie (prawdopodobnie genetyczne dziedziczne) zacząłem schodzić z wagi o kilka kilo, robiąc więcej i regularnie ćwiczenia kardio oprócz samej siłowni. Wydawać by się mogło, że wszystko pod kontrolą.

Kilka miesięcy później (listopad 2018 - luty 2019) moja mama zachorowała na zatory żylne w nogach, miała kilka operacji i wydawałoby się, iż już z tego wychodzi (etap rekowascelencji) spadła na nas informacja, iż u mamy odkryto nowotwór szyjki macicy. Spadła to mało powiedziana, uderzyła w rodzinę niczym wielki młot w małego gwoździa. Informację dostałem telefonicznie będąc na podróży motocyklowej na drugim końcu Europy na Bałkanach. To były 3 ciężkie dni powrotu do Polski.

Mama rozpoczęła leczenie (chemioterapia, przymiarki do radiologii etc.), a ja w międzyczasie stwierdziłem, iż badania zaplanowane na Q1 2020 (z racji monitorowania nadciśnienia) wykonam wcześniej (postanowiłem rozpocząć jakby to ująć profilaktykę na raka, mama niestety niespecjalnie się badała...) no i zaczęło się ze mną.

Do tego czasu czułem się dobrze, wydawało mi się, że sobie radzę z sytuacją jakoś, pozostaję pozytywnie nastawiony.

Pierwsze badanie: pełna morfologia krwi, jeden zaburzony wynik: białe krwinki 3.9 (norma 4-10): 12 czerwca
Drugie badanie: USG brzucha, jamy brzusznej, otrzewnej, prostaty i jąder. Wynik: delikatnie powiększona śledziona 147mm (norma 120-130mm). 25 czerwca
Po wyjściu z USG dosłownie załamały się pode mną nogi; nie byłem w stanie iść, przesiedziałem na ławce 10 minut zanim doczołgałem się do mieszkania.
Trzecie badanie: RTG klatki piersiowej, wynik: wszystko czysto. 28 czerwca

Później konsultacja z moją doktor; powiedziała, iż nie widzi podstaw do paniki, abyśmy za 3-4 miesiące powtórzyli badania. Ale powiedziała, iż jeżeli poczuje się z tym lepiej da mi skierowanie do hematologa.

Wizytę odbyłem 29 czerwca; jego odpowiedź była taka sama jak poprzedniej lekarki. Obserwować, nie panikować chyba, że pogorszy się mój stan zdrowia to interweniować. Sprawdził moję węzły chłonne, wysłuchał mnie, wydotykał okolice śledziony.

Później nastał powiedzmy tydzień spokojniejszej głowy, wypad na krótkie wakacje do Włoch. Sporo beztroski, dobrego jedzenia.

Następny weekend po powrocie dostałem jakiejś infekcji, uczucie rozbicia w mięśniach, kościach, stany okołogorączkowe (37.5-37.8C). Zacząłem prowadzić "dziennik dolegliwości" spisując odczucia i objawy. Byłem oczywiście u internisty-nefrologa, poogladał mnie, gardło, osłuchał, sprawdził węzły. Zalecił zrobienie ponownego USG jamy brzusznej aby było w systemie Luxmed także (wcześniej robiłem NFZ). Tak też zrobiłem; USG dało wynik 143mm (3.5-4mm mniej niż ostatnio). Lekarz przeprowadzający badanie sprawdził moje wnętrzności w każdej pozycji — naprawdę dokładne badanie. Mamy okolice 10 lipca.

Niestety zaczęły się pojawiać mi także problemy z żołądkiem, przelewanie, lekkie uciski, lekki kłucia. Od razu wizyta u gastroenterologa, który także mnie pooglądał wysłuchał moich objawów. Powiedział, iż nie widzi podstaw na kolonoskopię albo gastroskopię. Zlecił badanie kału na krew utajoną oraz bakterię helikobakteri pylori: oba negatywne. Dodatkowo kazał zrobić wodorowy test oddechowy (tutaj jest znamiono SIBO - przerostu bakterii w jelicie cienkim). Czeka mnie w ten piątek jeszcze USG dopplera na żyły wrotne. Mamy okolice 17 lipca.

Tutaj dochodzimy do sytuacji, iż poziom napięcia i stresu rośnie gigantycznie, nie ma dnia bym nie czytał o objawach, diagnozach, pytań do lekarzy. Godzinami, po nocach i w pracy... Chyba z tego wszystkiego zaczynam mieć dosłownie mrowienia nóg i rąk, od stóp i dłoni do łokci i łydek.

Mija kilka dni, następuje lekkie uspokojenie, pojawia się chrypka. Od razu wizyta u internisty, specjalizacja choroby wewnętrzne. Widzi całą moją historię wizyt, widzi teczkę z badaniami, które mam ze sobą. Sprawdza mnie dokładnie. Zarówno brzuch, jak i węzły chłonne, sprawdza gardło, płuca, oskrzela.
Wprost jej powiedziałem, iż bardzo boję się, iż to początkowe stadium chłoniaka, białaczki, szpiczaków et cetera. Ten strach mnie dosłownie paraliżuje.
Długo ze mną rozmawia, iż mogę mieć zaburzoną percepcję swojego zdrowia. Przyznam, iż dawno nie poczułem takiej empatii od lekarza. Mamy 20 lipca.

Niestety ulga przychodzi na krótko, od kilku dni męczyć zaczęły mnie lekki drgania mięśni, ala skurcze, drgają mi powieki. Może lekkie kłucia ala mięśni / kości.

Przejmuje się tym mocno, bardzo mnie ta niepewność stresuje... Już sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwy i lęki tak mną rzucają na prawo i lewo.

Za tydzień mam wizytę kontrolną u swojej doktor od ciśnienia (zaczęło mi z tego wszystkiego skakać do 150/80)... Porozmawiam z nią szczerze czy uważa, iż winnem robić więcej badań (znów krew? boję się, że przez ten stres i to wszystko teraz dopiero wyjdzie coś rozwalone). Czy nie dać sobie chwili wytchnienia od badań i skupić się na psychice.

Zawsze byłem aktywnym człowiekiem: sport, eskapady motocyklowe, rower, praca, która mnie ciekawi. Teraz to wszystko odchodzi jakby w lewitację, wydaje się takie nijakie, nieaktywne, gdzieś dalej.

Boje się w tym momencie o siebie ponieważ 15 sierpnia planowo wyjeżdżam motocyklem w Alpy, a sam nie wiem, czy coś mi jest czy to nerwica. Wewnętrzny lek czy coś nie stanie mi się na wyjeździe, czy nie zemdleję za kierownicą ze zmęczenia albo czegokolwiek.

Nie poznaję siebie, inni też mnie coraz mniej poznają. Relacje z partnerką też już są mocno napięte. Stałem się wycofany, nieobecny. W pracy też gorzej ze mną, motywacja jakby mniejsza.

Pierwszy raz w życiu czuję coś takiego.

Potrzebowałem napisać ten post, zdecydowanie.


Nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem...
Pamiętam jak 3 lata temu napisałam bardzo podobny post do Twojego...
Codziennie byłam u lekarza, wydawałam mnóstwo pieniędzy na badania, wizyty.
WSZYSCY mi mówili, że ze mną jest WSZYSTKO W PORZĄDKU - a ja nadal drążyłam temat, bo bałam się o swoje zdrowie, czułam te objawy "psychosomatyczne" - głównie problem z oczami, słaba ostrość, ciągle zmieniająca się, uczucie jakby oglądało się życie, świat z innej perspektywy, jakbym była w szklanej kuli.
Czytałam w necie, sama stawiałam sobie diagnozy... Jakaś masakra... Dlatego doskonale Cię rozumiem.
U mnie zmiany nastąpiły niestety po lekach... psychotropowych.
Teraz kiedy przestałam je brać objawy psychosomatyczne wracają, w tym przypadku problem z gardłem, zatokami (ale to ma swoje źródło w faktycznym problemie zdrowotnym).
Nie chcę Cię tutaj zapewniać o niczym, ale być może dostrzeżesz, że nie jesteś sam w tych objawach, w tych lękach...
Skoro nikt nie widzi tego, co Ty dostrzegasz, to może faktycznie problem leży w psychice?

Nerwica daje przecież tyle objawów psychosomatycznych....
Ja w tym momencie sam nie wiem. Nie wykluczam chyba żadnej z opcji, staram się też godzić z lekiem. Staram się nie googlowac każdego nazwijmy to objawu. Teraz z tym drganiem, mięśnia itp. Daje sobie tydzień, kupiłem witaminy, magnez, kupię też izotoniki na trening. Zobaczymy.

Ale jak widzę ile przez te tygodnie rzeczy, które mnie jeszcze nie tak dawno dosłownie jaralo odeszło na drugi plan to aż mi żal siebie. Aczkolwiek badania skończę... Zrobię kontrolę krwi za jakiś czas.

Staram się powoli rozmawiać ze sobą w środku, że to może gorszy okres po prostu, przemęczenie, stres, jakaś zwykła infekcja - wszystko zaraz. Nabierać trochę racjonalnego podejścia. Ale nie jest to proste.

Jestem tylko człowiekiem, mam prawo do gorszego czasu.

Niestety przez całe życie radzilem sobie ze wszystkim sam i teraz ciężko ludziom zrozumieć iż potrzebuje pomocy z jakimiś kwestiami, które kiedyś robiłem jak automat (sprzątanie, organizacja wyjazdu za granicę, etc).

Mam nadzieję, że to się wyprostuje à życie znów złapie kolor.
Awatar użytkownika
RaXX
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 43
Rejestracja: 8 lipca 2014, o 23:15

24 lipca 2019, o 18:36

Od kilku dni strasznie się boję, że mam raka mózgu :/
Nie potrafię przestać o tym myśleć, na początku gdy miałem derealizację, nie przejmowałem się tym, żyłem jak wcześniej i byłem całkiem szczęśliwy, jakiś czas temu moje dd się nasiliło i dostałem ataku paniki, od tego momentu czuje się coraz gorzej i nie potrafię już robić wszystkiego jak wcześniej, myślę tylko o tym że jestem chory, raz już przechodziłem DD i po 3 miesiącach ustało natomiast teraz nie widzę szans na poprawę póki co i strasznie się nakręcam, zaczynam się zastanawiać czy to moje DD to na pewno DD bo takich objawów jak teraz, nigdy nie miałem, a mianowicie uczucie zawrotów głowy, utraty równowagi, świadomości, nie wiem już co mam robić, za kilka dni wyjeżdżam do pracy za granicę i nie mam czasu nawet zrobić badań takich jak tk głowy, żeby się upewnić, czy ktoś z was też miewał takie słabe okresy i czy to normalne przy derealizacji / nerwicy?
To tylko kiepski żart ze strony naszej głowy
Johanka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 190
Rejestracja: 5 kwietnia 2019, o 15:02

24 lipca 2019, o 19:35

RaXX pisze:
24 lipca 2019, o 18:36
Od kilku dni strasznie się boję, że mam raka mózgu :/
Nie potrafię przestać o tym myśleć, na początku gdy miałem derealizację, nie przejmowałem się tym, żyłem jak wcześniej i byłem całkiem szczęśliwy, jakiś czas temu moje dd się nasiliło i dostałem ataku paniki, od tego momentu czuje się coraz gorzej i nie potrafię już robić wszystkiego jak wcześniej, myślę tylko o tym że jestem chory, raz już przechodziłem DD i po 3 miesiącach ustało natomiast teraz nie widzę szans na poprawę póki co i strasznie się nakręcam, zaczynam się zastanawiać czy to moje DD to na pewno DD bo takich objawów jak teraz, nigdy nie miałem, a mianowicie uczucie zawrotów głowy, utraty równowagi, świadomości, nie wiem już co mam robić, za kilka dni wyjeżdżam do pracy za granicę i nie mam czasu nawet zrobić badań takich jak tk głowy, żeby się upewnić, czy ktoś z was też miewał takie słabe okresy i czy to normalne przy derealizacji / nerwicy?
Ja przy DD mialam zawroty glowy, uczucie utraty rownowagi.... Teraz juz miewam je rzadko ale na poczatku mialam caly czas.
ODPOWIEDZ