Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zmiany życiowe, border czy nerwiczka? Potrzebuję wsparcia :(

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

11 lutego 2016, o 13:14

Hej,
nie wiedziałam gdzie napisać tak żeby ktoś mi odpisał i nie wcinać się w jakiś wątek, więc piszę swój.

Jestem z moim chłopakiem prawie 3 lata, pasujemy do siebie, wiemy że chcemy ze sobą być, on jest bardzo spokojny i nie daje mi sobie wchodzić na głowę, jednocześnie też nie uważa żebym była problematyczna. Ja mam nerwicę od dziecka, ale teraz zrobiłam największe dotąd postępy po 2 latach terapii psychodynamicznej i dzięki forum. Ogólnie jest spoko i coraz lepiej rozpoznaję swoje emocje, nie reaguję na straszaki nerwicowe itd., ale mam teraz trochę trudniejsze warunki niż dotychczas.

Otóż moja terapeutka jest teraz na urlopie macierzyńskim do maja. Po jej powrocie mamy kontynuować terapię przez kilka miesięcy żeby ją zakończyć, bo przerwa jest teraz od stycznia, w momencie kiedy już było ze mną coraz lepiej i stabilniej. No i spoko nastawienie do przerwy miałam wojownicze, chciałam całkiem zrywać terapię itd., no ale dobra zakończę swoje sprawy i będę wyruszać w świat (w czerwcu kończę studia i zamierzam wyjechać za granicę na jesieni, po zakończeniu terapii). Takie są okoliczności.

Dosłownie kilka dni po ostatniej wizycie u terapeutki zdarzyło się tak, że mam możliwość zamieszkać ze swoim chłopakiem. Zdecydowaliśmy, że to już czas, ja poczułam, że jestem gotowa, nie za bardzo wręcz widzę sensu ciągnięcia tej sytuacji mieszkając osobno (w tym samym mieście), bo przez pracę jego i moją i moje studia widywaliśmy się raz w tygodniu i nie było to wcale romantyczne święto tak jak na początku zakładałam podejmując decyzję że nie mieszkamy jeszcze razem, tylko raczej zużywaliśmy ten czas na rozwiązywanie problemów które w międzyczasie się nawarstwiały. Sami możecie się domyślić, że sytuacja nie była łatwa, bo jest tu okazja do tego żeby tłumić swoje emocje, żeby czuć się ze nie winną itd. No ale byłam tego świadoma i radziłam sobie z tym.

No więc teraz już się przeprowadziliśmy, dziś jest ten dzień, marzyliśmy o nim, ja mam układać rzeczy ale leżę i płaczę bo się boję.
Od tygodnia mam dziwne objawy, czuję że nerwiczka atakuje ze wszystkich stron, z myślami agresywnymi sobie radzę i je ignoruję, ale wczoraj pojawiły mi się myśli o śmierci...nigdy nie bałam się śmierci, a teraz przychodzi mi do głowy: po co to wszystko? Przecież niedługo umrę, albo próbuję sobie wyobrażać jak to jest po śmierci, wyobrażam sobie tą pustkę... Staram się nie wchodzić w te rozważania, ucinam je czymś, ale jest to dość niepokojące, bo depresyjne, a ja raczej depresyjnych tendencji nie mam.
Druga rzecz, to odkąd podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu razem, czuję się "złym człowiekiem". Ciągle mam ochotę odkupić swoje winy, sprawdzam i się porównuję czy jestem dobrym człowiekiem, mam ochotę się wyspowiadać, poszukuję potwierdzenia, że robię dobrze; mam poczucie, że popełniam straszny grzech. Najlepsze jest to, że ja wcale nie jestem jakaś strasznie religijna. Z religią mam tylko mnóstwo lęków powiązanych i zajmuję się nią tylko przy wzmożonej nerwicy. Czuję, że to może być jakiś "temat zastępczy" mózgu i tak naprawdę chodzi tu o coś innego. Możliwe, że czuję lęk związany z tym, że wychodzę jakby z bycia małą córeczką rodziców do bycia partnerką obcego mężczyzny. Na terapii wyszło u mnie wiele lęków związanych z niezależnością i tym etapem rozwoju, kiedy usamodzielniasz się od mamy. Ale to poczucie działania "wbrew", które mam w środku, jest przerażające.

A dzisiaj, w ten dzień wprowadzki, już całkowicie mi poleciało i zaczęłam mieć takie lęki że jak będę z nim mieszkać, to jakby zlejemy się w jedno, że nie będzie już miejsca dla mnie, mojego "ja", moich emocji, tylko wszystko będzie wspólne i zmienia mi się jakby rola społeczna - z niezależnie żyjącej mieszkającej w jednoosobowym pokoju studentki do czyjejś partnerki, tak jakbyśmy teraz mieli tworzyć jedno ja na czterech nogach. Z kolei jak nie mieszkaliśmy razem, to ciągle miałam problemy z tym kiedy się oddzielaliśmy, czułam się ignorowana na wyrost, robiłam trochę sceny kiedy nie działo się coś po mojej myśli itd.
I to mnie przeraziło, bo to jest przecież czysty border... Strach przez bliskością i odtrąceniem w jednym. Boję się, że jestem borderem i że zniszczę mu życie, wszyscy mówią, że borderów powinno się oznaczać żeby się z nimi nie mieszać, że tacy ludzie nie powinni mieć dzieci itd. W praktyce wyobrażam to sobie tak, że nie mogę znieść takiej bliskości z nim mieszkając, i mam straszny nawrót nerwicy przez to, i nie mogę go tymi trudnościami obarczyć bo tego nigdy nie chcę robić nikomu (acting-in?) i przez to jestem dla niego albo dla siebie podła, nie wiem, rozsypuje się wszystko. Tak to sobie wyobrażam.
Moja terapeutka nie powiedziała mi nigdy, czy podejrzewa u mnie border, ale to dlatego, że ona jest ze szkoły psychodynamicznej, czyli wierzy, że każdy ma w sobie wszystko. Niby ok, ja też mogę podejść do tego tak, że to że mam takie charakterystyczne dla bordera reakcje, nie znaczy że od razu nim jestem, bo mam też charakterystyczne dla neurotycznej osobowości i narcystycznej elementy itd, no i każdy ma "coś z czegoś", i da się z tym żyć. Ale najgorszy lęk jest chyba taki, że teraz czeka mnie duża zmiana życiowa, i może się okazać, że wcale nie nadaję się do związku, że skrzywdzę mojego chłopaka, że nie powinnam mieć dzieci bo mam taką beznadziejną osobowość i same problemy tylko ze mną (jak wyżej)... I mimo że nie czuję się aż tak źle ze sobą, żeby czuć ze nikt inny oprócz mojego obecnego chłopaka mnie nie zechciał, to po prostu ja nie chcę nikogo innego i chcę być z nim szczęśliwa i żeby on był ze mną :(
Zgubiłam się trochę w tym wszystkim... nie ukrywam, że brak terapii w takim momencie życia jest słaby i ten stan bycia-w-terapii i jednoczesny brak terapeutki jest trudny... nie wiem, co mam myśleć, zaczęłam panikować, tracę grunt pod nogami :( Przezywaliście kiedyś coś podobnego?
Awatar użytkownika
ciekawy94
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 4 czerwca 2015, o 11:58

11 lutego 2016, o 13:40

Spokojnie, myślę, że za bardzo się przejmujesz. Zmiany w życiu zawsze są, wiadomo, że jak Cię stresują wszystkie rzeczy to NERWICA atakuje. Myślę, że powinnaś starać się uspokoić, a objawy nerwicy wrzucić do jednego worka. Myślę, że czas wziąć sprawy w swoje ręce, wiadomo bez terapii jest ciężej, ale też jakoś leci. Zmiana podejścia, to dla Ciebie czas próby - ważne zmiany w życiu, dodatkowo brak wsparcia od terapeutki, co na pewno jest kolejną przeszkodzą. A z tym borderem, to mi pachnie kolejnym lękiem - boje się tego, tamtego. Myślę, że to tylko NERWICA. Zmieniaj podejście, myślę, że będzie dobrze ... W sensie, masz lęki co jest normalne, ale to tylko NERWICA i pamiętaj o tym. Nie wnikaj. Bądź Sobie przyjacielem.
Wykuty charakter przez lata żywym dłutem
Uzależnienia i nerwica ciągłej walki skutek
I na drugim końcu świata będę dumny z pochodzenia
[b]--------------------------------------------------------[/b]
Ogarnę NERWICĘ albo zajebie się starając.
Autor Bart26
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

11 lutego 2016, o 13:53

Za dużo wątków naraz poruszasz w swojej głowie dlatego też może być ci trudniej zracjonalizować tą całą sprawę.
Może zastosuj zasadę brzytwy Ockhama? Mówi ona o tym (między innymi) aby nie rozdrabniac za bardzo spraw których i tak nie jesteśmy pewni, które służa tyko do mnożenia kolejnych obaw i prawdopodobieństw a nie mają konkretnego uzasadnienia.

Możesz oczywiście szukać teraz strasznie wielu powodów do tego dlaczego w tym okresie życia i podczas tej decyzji tak się podłamalaś ale...czy znasz kogoś z nerwicą, z takim jakby nerwicowym podejściem- jak są problemy to zaraz emocje i umysł szaleje - kto by w wypadku tak waznej decyzji nie miał z tym problemów?
Nie wiem czy bym mógł wymienić jedną taką osobę.

Decyzja o zamieszkaniu razem ze swoją drugą połówką jest nad wyraz stresującym wydarzeniem, jest wydarzeniem ważnym, dlatego osoby czy to wrażliwe, czy tez nadmiernie martwiące się, czy też mające jakieś obawy przed porażką, odrzuceniem itp takim wydarzeniem stresują się jeszcze bardziej i głębiej to przeżywają.
Stąd tyle myśli, tyle minusów, tyle przeciwności - choćby te mysli o osobowości, niszczeniu komuś życia itp.
Przecież jak rozumiem przez 3 lata tworzyłaś udany związek i nie był to związek na odległość?
To po części jakby mówi wtedy o tym, ze ten związek udaje nam się stworzyć, że pasujemy do siebie, 3 lata czasu to trochę jednak jest.
Nie ma sensu więc mnożyć teraz powodów aby tego nie zrobić, szukać na siłę, jeśli "w środku" po prostu chcesz zamieszkać ze swoim facetem.

Psychodynamiczni psycholodzy wcale nie uważają, że nie istnieją zaburzenia osobowości, to, że każdy ma coś z kazdego zaburzenia w sobie nie wynika z nurty psychodynamicznego tylko z realnych struktur osobowości każdego człowieka.
Naprawdę każdy człowiek ma coś ze wszystkiego, więc prawdopodobne jest to, iż psycholog po prostu nie widzi u ciebie typowych struktur zaburzenia borderline. Do tego nie można też podchodzić tak do całości, ze gdybym miała bodera to by już nie było można żyć, bo to też po cześci zalezy od tego jak ty sama będziesz chciała żyć.

Więc myślę, że spróbować wspólnego mieszkania nic nie zaszkodzi, powiedz mi co tracisz? Zyskujesz jedynie kolejne doświadczenie, kolejną wiedzę o sobie i kolejne możliwości dostosowania samej siebie.
Lepiej teraz to zobaczyć niż za 10 lat, prawda?

Co do religii to cóż wszystko zależne jest od przekonań ale też bardziej wydaje mi się, że u ciebie to jest taka forma bardziej straszaków i zastepczych myśli niż prawdziwych powodów do nie mieszkania razem.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Nelia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 275
Rejestracja: 7 października 2015, o 18:10

11 lutego 2016, o 17:06

Ja przechodze dokladnie to samo co Ty. Jeszcze sie nie wyprowadziłam, podjełam decyzje o metodzie małych kroczków i zostaje u niego na kilka dni po czym wracam do siebie zeby tak sie oswoic. Mam podobne obawy co Ty, jest ich masa. Boje sie zmiany moich przyzwyczajen, to wszystko jest nowe, boje sie ze cos sie popsuje miedzy nami itp itd. Obawy, obawy, obawy. Ale wiesz co czuje? Ze z czasem bedziee lepiej, ze jak nasz lekowy umysl zauwazy ze nie ma czego sie bac i zacznie sie oswajac to nasze objawy i lęki beda maleć az w koncu znikną bo po porstu oswoimy sie z nowym i nieznanym. Tak jak Victor napsal, to ogromna zmiana a my nerwicowcy przezywamy to po swojemu :) Mam do Ciebie taką drobą prosbe, jesli chcesz oczywiscie, napisz np za tydzien czy objawy zmalały. Czuje, ze tak będzie :)
http://www.zaburzeni.pl/konflikty-wewnetrzne-a-nerwice-przyczyny-czesc-2-t4071.html

Nie analizuj
Nie twórz katastroficznych wizji
Nie narzucaj sobie presji
Puszczaj kontrolę
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

11 lutego 2016, o 21:56

Ciekawy, Victor, Nelia - bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi, od razu się lepiej poczułam jak odpisaliście :)

Ciekawy masz rację z tym że "jakoś leci" – to takie proste, ale podziałało na mnie, bo faktycznie nabrałam już przekonania że człowiek sobie zawsze w najtrudniejszych nawet okolicznościach jakoś poradzi. A najgorsze są zazwyczaj obawy i wyobrażenia, to co w głowie, przynajmniej u mnie.

Vic, dzięki za konkretne narzędzie! Nie słyszałam o tej metodzie, już się dokształcam :) Racja, racja, mam totalnie prawo się tak czuć, mieć wiele obaw i w ogóle. Potrzebowałam, żeby ktoś mi to powiedział, potwierdził to. Moja współlokatorka też mi powiedziała żebym się wypłakała spokojnie i nie próbowała pocieszać, bo to normalne, bo tracę teraz w jakimś sensie grunt pod nogami. Nie chcę obarczać innych moimi problemami ale bardzo potrzebuję w takich chwilach wsparcia nawet jeśli to dla kogoś innego błahostka.
Masz rację Victor, tworzymy bardzo udany związek i nawet przy moich huśtawkach i ciągłym wsadzaniu kija w mrowisko jest on zaskakująco stabilny i silny. Czuję też, że moja terapeutka doceniała mojego chłopaka i nigdy nie sugerowała mi, że coś jest w tym związku destrukcyjne czy toksyczne.
A co do szkoły terapeutycznej, to wiem – zrobiłam tylko taki skrót myślowy, bo nie chciałam wchodzić w kolejne szczegóły w tej nad wyraz i tak skomplikowanej historii :) W ten sposób skróciłam sobie wytłumaczenie, dlaczego moja terapeutka mnie nie "diagnozuje" - otóż ona na każde moje pytanie o taką diagnozę konsekwentnie unika odpowiedzi i zawsze sugeruje, że pytając o to chcę sobie znaleźć powód, żeby się "pogrążyć", skreślić albo jakkolwiek uprościć i włożyć do jakiegoś pudełka. Tak jest łatwiej, ale ona mi na to nie pozwala :) Tak jak i mój chłopak, który bardzo całościowo mnie traktuje i przy nim czuję, że mam dostęp do wszystkich aspektów siebie. Tych trudnych też, a to jest duże wyzwanie :(
Refleksja dla Ciebie, Nejla - myślę, że zamieszkanie razem może być tak trudne dlatego, że trudno w takiej sytuacji o jakąś linię "obrony". Podczas gdy spotykając się możesz mieć poczucie, że dla niego się np. wystroisz a on będzie Cię kochał za to że jesteś atrakcyjna - tu nie jest tak łatwo. Niestety (chociaż tak naprawdę stety) mój facet jest jednym z tych, któremu niczym nie "zamydlę" oczu. Konsekwentnie od samego początku nie obchodzi go ta cała otoczka, którą wokół siebie robię (a przykładam do tego ogromną wagę jako narcyz). On dochodzi do sedna. I to jest trudne, bo ja tego sedna nadal nie akceptuję i stąd pewnie mam obawy, że po porzuceniu wszystkich zasłon, niepewności, gier, nie zostanie nic ciekawego. No ale cóż, może to mi właśnie pomoże.

Ja się chyba bardziej boję się tego czy mój chłopak chce zamieszkać ze mną i nerwicą w pakiecie, i boję się tych objawów w jego kontekście. W ogóle to wzięłam się już w garść i zrobiłam sobie w naszym pokoju super wystrój, to mnie zawsze pozytywnie nastraja, no i zrobiłam sobie taki kącik specjalnie dla siebie, a nawet dwa - jeden na tworzenie ze wszystkimi klejami farbami materiałami - a drugi z kosmetykami, i już mi jakoś lepiej, moje "ja" odcisnęło swoje piętno na naszości, hihi :)

Słabe jest jeszcze to, że nie podoba się to moim rodzicom. O ile łatwiej by było żyć, gdyby cokolwiek nie robię, nie wytykali mi, że ze mną coś nie tak. Od dziecka robiłam wszystko co w mojej dziecięcej mocy żeby byli ze mnie zadowoleni, byłam najlepsza w szkole, sukcesy od 5 roku życia, najlepszy uniwersytet w kraju, stypendia itd., no i dobra może było warto ale mogłam się tak nie zaharowywać, dzisiaj to rozumiem... Ale nadal ciężko jest mi podejmować decyzje o sobie nie przejmując się, że znowu jestem "najgorsza"...
Adela
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 365
Rejestracja: 8 listopada 2015, o 09:01

11 lutego 2016, o 23:46

Mialas racje...jestesmy na podobnym etapie...tylko, ze zmiany u mnie dotycza juz czegos innego...dzis caly dzien spedzilam na racjonalizowaniu sobie swoich obaw I tłumaczeniu, ze przeciez swiat sie nie wali.Chyba pomoglo....przestawilam sie choc na chwile na inne myslenie (nawet jesli to bylo na siłę)
I juz jestem troche spokojniejsza.
Wiem tez ze kazda zmiana w moim zyciu wychodzila mi raczej na dobre, , wiec potraktuj te swoje zmiany jako zdobywanie nowych doswiadczen, ktore na pewno uczynia cie jeszcze bardziej wartosciowa osoba niz jestes.
Jesli sie cofasz, to tylko po to zeby wziac rozbieg.

Nerwica jest jak nieproszony gosc.
Nie poswiecaj mu uwagi a szybko sobie pojdzie.
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

17 lutego 2016, o 16:02

Uff dzięki :) staram się tak myśleć ale nie jest łatwo, dzisiaj pierwszy dzień razem i jestem jednocześnie niesamowicie szczęśliwa jak już dawno nie byłam, i jednocześnie podniósł się ten poziom lęku i czuję to na każdym kroku że bardziej niż zwykle boję się np. że niezamknęłam drzwi, że mogę być w ciąży, że będę miała myśli, a jak się zdrzemnęłam chwilę to mi się pojawiały jakieś mroczne obrazy że aż poczułam taki lęk że mnie oblało gorąco - już dłuuugo tak nie miałam:) więc póki co nasilenie ale dobra moją siłą jest to że byłam na to przygotowana, akceptuję to i wiem że przejdzie i że nic mi nie grozi. Chciałabym pozwolić sobie być szczęśliwa tak po prostu ale czuję że ta cała nerwica jest jakby obroną przed tym żeby nie puścić tej kontroli... Ciężka sprawa.

-- 17 lutego 2016, o 03:14 --
Tydzień jeszcze nie minął, ale jutro jadę na tydzień do domu rodzinnego, więc chciałam Wam zameldować jak idzie. Otóż słabo. Tyle czasu już się z tym borykam i dalej nie umiem sobie wybaczyć że mam doła i nie jest wszystko super fajnie. Moj chłopak totalnie to akceptuje, rozmawiamy otwarcie o tym co nas wkurza i irytuje, a ja ciągle mam to uczucie że jestem strasznie złym człowiekiem tak jakbym stała przed krawędzią żevy totalnie stracić kontrolę i zwariować. Ciągle od nowa mi zaczęły przychodzić myśli że powinnam uważać, bo mogę nagle stać się mordercą skoro już jestem tak złym człowiekiem. Wiem że to irracjonalne ale sam fakt że mam takie myśli już sprawia że dodatkowo dobija mnie to i myślę o sobie że jestem veznadziejna, wybrakowana i nie do zmiany jest to we mnie że jest sytuacja życiowa trudniejsza i ja hop z powrotem do nerwiczki nienawidzę siebie za to powinno mnie nie być w ogóle jestem do niczego :(
Przeczytałam tyle historii odburzania i nie pamiętam żeby ktoś miał tak że już był tak daleko i tak spokojny jak ja ostatnie pół roku i wracał tak bardzo z powrotem jak ja do tego co było. Nienawidzę siebie i to się nigdy bie zmienia od dziecka nie ma już dla mnie szans :(

-- 17 lutego 2016, o 17:02 --
Cóż za popis użalania się nad sobą :) przeczytałam opis historii lalarouge w jednym z wątków i to mnie otrzeźwiło. Nie wolno się nad sobą użalać. Jestem na swojej ścieżce akceptacji już długo i wcale źle mi nie idzie. Teraz jestem w trudnej sytuacji bo wszystko jest nowe i w dodatku bardzo niezależnie. Naprawdę nic dziwnego że mam pogorszenie, skoro złych nawyków nabierałam latami to nie znikną one w chwilę. To czego się nauczyłam na forum i na terapii nie idzie w las, bo coraz lepiej znam siebie a nie coraz gorzej i nie będę się tego bać!
Nelia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 275
Rejestracja: 7 października 2015, o 18:10

17 lutego 2016, o 18:26

swietna postawa! ja tez sie teraz sobie nie dziwie, ze mam pogorszenie skoro czeka mnie cos zupelnie nowego, nowy etap, masa obaw i tak mysle i licze na to, ze dopoki to sie w mojej głowie nie oswoi to trzeba bedzie zaakceptowac ten stan rzeczy a nie na kazdy objaw reagowac paniką i chęcią ucieczki. Chociaz ja mam dosc ciezki objaw czyli bezsennosc, ktorej nie moge poskromic i ktora wplywa na reszte spraw negatywnie, ale licze ze i to minie jak mi sie uspokoi wszystko w zyciu :)
http://www.zaburzeni.pl/konflikty-wewnetrzne-a-nerwice-przyczyny-czesc-2-t4071.html

Nie analizuj
Nie twórz katastroficznych wizji
Nie narzucaj sobie presji
Puszczaj kontrolę
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

17 lutego 2016, o 18:37

A co Ty na to żeby zaufać swojej intuicji i spróbować rzucić się na głęboką wodę i zamieszkać z tym chłopakiem skoro czujesz że tego chcesz? Może Ty sobie niepotrzebnie robisz ten okres próbny i drażnisz się sama ze sobą, będąc jedną nogą w jednym domu i drugą w drugim? Co ma Ci dać tak właściwie to oswajanie, które zarządziłaś? Czy ono jest naprawdę dla Ciebie, czy dla chłopaka, czy rodziców, czy jeszcze kogoś innego?
Nelia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 275
Rejestracja: 7 października 2015, o 18:10

17 lutego 2016, o 19:22

oswajanie dla mnie. Masz racje w tym co mówisz. Moglabym to zrobic juz ale szykuje sie u niego remont calego mieszkania za jakies dwa miesiace i myslalam, zeby po tym remoncie to zrobic. I mysle sobie zeby to zrobic jak juz sie ogarnie ten remontowy chaos bo nigdzie mi sie nie spieszy. Ale zgadzam sie z Toba :)
http://www.zaburzeni.pl/konflikty-wewnetrzne-a-nerwice-przyczyny-czesc-2-t4071.html

Nie analizuj
Nie twórz katastroficznych wizji
Nie narzucaj sobie presji
Puszczaj kontrolę
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

17 lutego 2016, o 21:08

No to luz, nie śpieszymy się. Rozumiem Cię, ja mam straszny problem z okolicznościami życiowymi, najlepiej to bym zaprogramowała świat żeby wszystko było po mojej myśli - a z drugiej strony mam ciągle obawy w związku z decyzjami i wolałabym, żeby się samo działo. Spróbuj sobie wyrobić pewność co do tej decyzji i to bedzie lepsze oswajanie niż sypianie w dwóch domach naraz :) moj niezaburzony chłopak trochę jeszcze się tak buja pomiędzy swoim a naszym z takich czysto prozaicznych powodów i też nie sypia dobrze, wiec Twoja bezsennosc moze jest jak najbardziej normalną reakcją na zmiany związane ze snem po prostu :)
Nelia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 275
Rejestracja: 7 października 2015, o 18:10

17 lutego 2016, o 21:51

Dzieki za Twoje slowa, bardzo fajnie i trzezwo spojrzalas na moja sytuacje :) masz racje z ta pewnoscia, lepiej zrobic to raz a porzadnie a nie tak na rozdarciu raz tu a raz tam.
http://www.zaburzeni.pl/konflikty-wewnetrzne-a-nerwice-przyczyny-czesc-2-t4071.html

Nie analizuj
Nie twórz katastroficznych wizji
Nie narzucaj sobie presji
Puszczaj kontrolę
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

17 lutego 2016, o 23:06

Daj znać jak się będzie rozwijała sytuacja! Cieszę się bardzo że pogadałyśmy :)))
Adela
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 365
Rejestracja: 8 listopada 2015, o 09:01

17 lutego 2016, o 23:24

Kadaweryna
.otrzezwiej kobito!!!! Masz taka teorie na temat swojego zaburzenia a dalas sie malemu kryzysowi....Przeciez wiesz, ze to chwilowe i ma tylko zwiazek z obecna sytuacja, tylko I wylacznie a nie z tym, ze ty jestes zla, najgorsza I w ogole.Przestan sie tak negatywnie oceniac...to nie ty tu jestes winna...
Jestes fajną osoba, z ktora warto sie zaprzyjaznic.Wiec zrob to Z..A..P..R..Z..Y..J..A..Ź..N..I..J S..I..E Z..E S..I
O..B..Ą!!!!!!!
Jesli sie cofasz, to tylko po to zeby wziac rozbieg.

Nerwica jest jak nieproszony gosc.
Nie poswiecaj mu uwagi a szybko sobie pojdzie.
Awatar użytkownika
kadaweryna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 206
Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41

19 lutego 2016, o 01:40

Staram się, staram. Dzisiaj było bardzo źle od samego rana miałam natręty że zrobię coś malemu bratu, sobie, że nerwica to tak naprawdę jest cos co popycha ludzi do zbrodni itd i znowu to uczucie że stoję nad krawędzia utraty kontroli totalnie. Koszmar, ostatnio aż takie dotkiwe objawy miałam latem ubiegłego roku. Ale wiecie co? Terapia i praca nad sobą nie idzie w las. Udało mi się zorientować, że tak naprawdę to chodzi o dziwną atmosferę w domu i to że boję się odrzucenia i że zazęłam z rodzicami grać w tą grę niedopowiedzeń i toksycznego tłumienia uczuć i po prostu wzajemnego okrucieństwa. Porozmawiałam z chłopakiem przez telefon o tym i on mi przypomniał, że jestem oddzielną osobą a nie ich własnoscią, i że w każdej chwili mogę wyjechać, i że w ogóle to nie jest nic dziwnego że w złej atmosferze czuje się źle. I przeszło od razu, weszłam z powrotem w swój spokój,niesamowite. Dużo szybciej teraz się uspokajam bo "mam gdzie wracać" w sobie samej, mimo że lęk i objawy są identyczne i cierpienie tak samo dotkliwe. To działa :) bedzie pewnie jeszcze kilka takich historii zanim się wszystko ustabilizuje ale dzisiaj mały sukces chociaż myślałam że znowu przylecę do Was z płaczem i pętlą na szyi :D
ODPOWIEDZ