Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witam ponownie.

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Hannah
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 czerwca 2017, o 08:53

5 czerwca 2017, o 15:20

Cześć. Mam 30 lat. I problemy od około 7-8 lat, z przerwami. Pierwszy "atak" był najgorszy i czasami dziwię się, że w ogóle go przetrwałam. Byłam na ostatnim roku magisterki i pewnego listopadowego dnia miałam wrażenie, że "zaraz oszaleję". To było w kinie podczas maratonu filmowego, na który pojechałam z koleżankami. Dostałam wtedy strasznych ataków paniki, bardzo przyspieszony puls, uczucie gorąca i zimna, gorączkę, drętwienie dłoni, łzy w oczach, skręt żołądka i to potworne uczucie, że zaraz się coś wydarzy... Straszny lęk, strach, że zwariuję, że tracę kontrolę, że wszystko jest takie nierzeczywiste, że zaraz coś się stanie, że zachoruję, że zrobię coś głupiego itd. Potworne uczucie, które po kolei zabierało mi wszystko. Najpierw przestałam jeździć samochodem, potem było coraz gorzej w autobusach, w końcu na zajęcia jeździłam taksówką albo zawoziła mnie Matka. Później zaczęłam mieć problem, żeby wysiedzieć na zajęciach. Półtorej godziny ćwiczeń wydawało się coraz mniej realne. Każdy dzień na studiach to była męczarnia, zaczęłam odpuszczać sobie wykłady i mniej ważne ćwiczenia. Później zaczęła się przerwa bożonarodzeniowa, więc nie musiałam nigdzie wychodzić i powoli zamykałam się tylko w domu. Kilkuminutowy spacer z psem, to było wyzwanie, nie mówiąc o wyjściu do sklepu czy spotkaniu z kimś. Osiągnęłam stan, w którym przez 2-3 tygodnie tylko siedziałam w domu, a właściwie leżałam i spałam, a jak się budziłam to płakałam i chciałam tylko znów zasnąć. Pamiętam, jak powiedziałam Moim Rodzicom, że jest mi tylko dobrze jak śpię. Nie wiem, jak wtedy poradziłam sobie. Po prostu chyba zadziałał instynkt samoprzetrwania i jakaś pierwotna woli walki, bo nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć. Zaczęłam czytać też forum (część forumowiczów kojarzę z tamtego okresu), zrozumiałam wówczas że nie jestem sama z moim problemem. Pomogło. Potem zaczęła się walka o każdy dzień, o każde wyjście itd. Około pół roku trwało, zanim zaczęłam znów jeździć samochodem, spotykać się z ludźmi, robić zakupy itd. Zaczęły cieszyć mnie małe sukcesy. Opracowałam kilka swoich metod uspokajanie się, odwracania myśli, zajmowania się, wyznaczałam sobie cele itd. Potem poszłam na kolejny stopień studiów, kurs angielskiego i powoli wychodziłam na prostą. Lecz nigdy nie było już tak samo. Zawsze lęk i poczucie, że „to” wróci mnie prześladowało. Szczególnie nowe sytuacje, jakiś dalszy wyjazd itd. były problemem. Niestety DD nigdy nie przechodzi do końca, od czasu do czasu wraca i uprzykrza życie.
Teraz wróciło znowu i najbardziej frustruje i męczy mnie fakt, że to nigdy nie przejdzie. Obecnie powody były chyba 2. Po pierwsze zaczęłam mieć problem z kolanem (łąkotką), a jestem już po 2 poważnych operacjach drugiego kolana. W efekcie bolą mnie obydwa, czekam na diagnozę i często kuleję. To potęguje strach, bo boję się że coś się stanie z kolanem i nie będę mogła chodzić, a od tego już tylko krok do paniki. Poza tym operacje pierwszego kolana były koszmarnym przeżyciem, nie tylko pod względem bólu, ale także psychicznym. Więc znowu mam wizję powtórki. Do tego zamieszkał ze mną niedawno mój partner, po kilka latach związku. Bardzo tego chciałam, on też, ale mam wrażenie, że rozbiło mnie to emocjonalnie. Paradoksalnie sprawiło, że nie mogę odnaleźć się w nowej sytuacji i bardziej boję się, że coś się stanie itd. Teraz źle znoszę, jak nie ma go tylko kilka godzin. Co też mnie dodatkowo frustruje, bo chciałam zamieszkać razem, chcę tego, a rozbiło mnie to emocjonalnie. Nie mogę poradzić sobie z myślą, że zawsze gdzieś to ze mną będzie. Nauczyłam się funkcjonować społecznie, mam pracę, jestem w związku, jeżdżę samochodem, robię zakupy, spotykam się z ludźmi. Funkcjonuję. Tylko co z tego, skoro cały czas męczą mnie myśli, muszę wkładać mnóstwo wysiłku w „normalne” funkcjonowanie, mam wrażenie, że po prostu jestem zmęczona DD. Boję się też, że stracę to co mam, bo jeśli wróci to co było kiedyś, to znów przestanę jeździć do pracy, wychodzić itd. DD odbiera mi radość życia. Miewałam różne momenty, ale to że znów czuję się tak fatalnie jest strasznie dołujące. Do tego dochodzą często uciążliwe objawy fizyczne. Obecnie mam głównie zawroty głowy, bóle głowy, mroczki przed oczami, bóle żołądka, no i bóle kolan częściej przez stres. Często zastanawiam się dlaczego to właśnie ja mam z tym problem. Przeraża mnie fakt, że następne lata mam funkcjonować w takiej wiecznej walce. Ile można to wytrzymywać…
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

8 czerwca 2017, o 10:33

Cześć! Fajnie że jesteś :) Masz taki problem, bo jesteś wrażliwa, po prostu. Twój umysł źle znosi napięcie i stresy, ktorych w dzisiejszych czasach chyba nie da się uniknąć.
Koniecznie porzuc swoje czarnowidztwo! Dlaczego zakładasz, że nigdy z tego nie wyjdziesz? Wyjdziesz, ja Ci to mówię. Bo wystarczy chęć i trochę wiedzy. Jeśli masz poczucie że Twój stan jest bardzo zły - skorzystaj z pomocy terapeuty. Trzymaj się!
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Hannah
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 czerwca 2017, o 08:53

9 czerwca 2017, o 12:05

Cześć :) Dziękuję za ciepłe słowa! Generalnie zwykle staram się myśleć bardziej pozytywnie, ale jak mam gorszy stan, to jest to trudniejsze ;) Chodzę do psychologa od kilku lat (z drobnymi przerwami) i na pewno bardzo pomaga – chociaż jest to żmudny proces i niełatwy często. Najgorzej jest jak wpadnę już w dół, to wówczas problemem zaczynają być codzienne obowiązki - wytrzymanie 8 godzin w pracy, robienie zakupów, jazda samochodem itd. Teraz, póki co jeszcze się trzymam na tyle, że chodzę normalnie do pracy, ale męczę się, stresuję itd. :( Może masz jakieś sposoby na rozładowanie napięcia emocjonalnego w pracy?
Tak czy owak na razie się nie poddaje. Dzięki jeszcze raz ;)
Awatar użytkownika
eyeswithoutaface
Moderator
Posty: 1515
Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44

9 czerwca 2017, o 13:25

Postaw na proste rzeczy: pozytywne myślenie i relaksacja. Bądź dla siebie wyrozumiala. Po ciężkim dniu pracy zrób sobie kąpiel z pianą i jakimiś wyciszajacymi olejkami, lampka wina albo kubek melisy, dobra książka czy film... I na tym się skup, na tym żeby się uspokoić, zrelaksować, dać umysłowi odpocząć, pozwolić myślom po prostu płynąć. Albo może masaż? Może wyjście z przyjaciółmi?
I koniecznie, koniecznie uwierz w to, że nerwica nie jest wyrokiem na resztę życia, naprawdę z tego można permanentnie wyjść. :) Akceptuj siebie, nawet taka pogrążona w lekach, niech to będzie czas na poznanie siebie lepiej, na naukę bycia silną.
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Hannah
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 czerwca 2017, o 08:53

9 czerwca 2017, o 15:50

Dziękuję! Na pewno skorzystam :) Wiem, że może być lepiej, bo już bywało. Wyszłam z gorszego stanu (pierwsze ataki paniki, niewychodzenie z domu itd.). Ale jak tylko zaczyna być gorzej, to zapominam o tym, że kiedyś udało mi się wygrać z nerwicą albo po prostu trudno mi w to uwierzyć. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie.
Awatar użytkownika
zbigniewcichyszelest
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 284
Rejestracja: 26 listopada 2016, o 15:10

9 czerwca 2017, o 19:20

Cześć. Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to to, że ty tak naprawdę nigdy do końca nie wyszłaś z zaburzenia. Był w twoim życiu czas, w którym było lepiej i uwierzyłaś w siebie, jednak nadal był jakiś minimalny lęk przed lękiem, czyli przed tym, że to znów kiedyś wróci i pierdolnie. Coś jak burza po pięknym, upalnym dniu. Gdzieś w twojej głowie było to zakodowane. Często tak się dzieje, gdy ludzie wychodzą z zaburzeń tylko za pomocą leków + oczywiście jakieś tam małe zmiany w sobie. Nie wiem jak było w twoim przypadku. Fakt, że w ogóle do tego doszło, że było lepiej przez jakiś czas, to już ogromny krok, bo wielu z forum pewnie naprawdę wątpi, że uda się kiedyś przeżyć dzień bez tej szopki, którą mamy w głowie. Na dzień dzisiejszy piszesz, że boisz się o to, czy o tamto. Twój stan emocjonalny wszedł w stan zagrożenia. Powinnaś to zauważyć już na tym etapie i nie dać się temu. To, że ty się boisz teraz o swoje życie, boisz się, że nigdy z tego nie wyjdziesz, jesteś roztrzęsiona emocjonalnie itp. to całkowicie normalne objawy. DD dochodzi i skupianie się na tym, a to wszystko powoduje błędne koło. Nie możesz przed tym się chować, ale tak samo nie można bezsensownie wchodzić w szarpaninę i wychodzenie myślom na przeciw, kiedy nie zna się dokładnie wszystkich mechanizmów lękowych, lub zna się je, ale nie stosuje. Ja znam to wszystko od ponad roku, a nadal jestem w tym zakopany i dopiero tak naprawdę od niedawna zacząłem stosować to praktycznie w 100%, bo wcześniej tylko wydawało mi się, że ja przezwyciężam swoje lęki, a nadal byłem w nich zakopany po uszy i bałem się ich :D
Zacznij od czytania postów Victora, a najlepiej jego historię i odburzanie. Co do tego, co napisała eyeswithoutface, to nie do końca jestem w stanie się zgodzić, gdyż przy moich stanach nie ma takiego wina, książki czy filmu, który by pozwolił mi się zrelaksować :D ja mam wtedy tak mocno zryty beret, że pozostaje mi tylko to przecierpieć i przeczekać :D Oglądanie filmu z reguły kończy się na tym, że co 10 minut zastanawiam się o czym jest, bo nawet nie wiem kiedy odpływam i zaczynam się nieświadomie skupiać na objawach, które nie dają mi spokoju :D
Zamiast wierzyć nerwicy, uwierz w nerwicę :)
Hannah
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 1 czerwca 2017, o 08:53

11 czerwca 2017, o 18:28

Cześć :-) Coś w tym chyba jest, że nigdy do końca nie wyszłam z zaburzeń niestety... Myślę, że tylko mi się wydawało, że tak było, że wychodzę itd. Zaczęłam od niedawna słuchać nagrań Victora i Divina i faktycznie odnajduję siebie zarówno sprzed wielu lat, jak i obecnie. Wszystko układa się książkowo, wiem co mi jest itd., co na pewno działa na korzyść, ale zmęczenie tyloma latami niestety nie pomaga. Jak zaczęłam wychodzić na prostą po pierwszym ataku, to zachłysnęłam się tym, co wtedy mi pomagało. A mianowicie, że nie mam schizofrenii, że nie jestem chora, że nic się nie stanie, że nie zrobię sobie ani innym krzywdy itd. Potem zaczęły cieszyć mnie wszystkie małe sukcesy – tzn. jak zaczęłam znów wychodzić z domu, jeździć, studiować, pracować, wychodzić ze znajomymi itp. Stawiałam sobie coraz trudniejsze wyzwania, cele i cieszyłam się, kiedy je osiągałam. Chyba jednym z największym moich sukcesów był wyjazd do Turcji na 2 miesiące 5 lat temu. Dodatkowo boję się bardzo latać samolotem, więc było to dla mnie jeszcze większe wyzwanie. Przetrwałam. Ale właśnie w Turcji znów uaktywniły mi się objawy i wyjazd zamienił się w koszmar. Potem, po powrocie byłam psychicznie na fali sukcesu, że poleciałam, że przetrwałam, wszystko w Polsce wydawało mi się łatwiejsze itd. To właśnie jedna z moich metod – zrobienie czegoś trudnego, wbrew sobie i swojemu lękowi, później codzienność staje się łatwiejsza. Tylko, że teraz mam wrażenie, że doszło mi za dużo frustracji i takich depresyjnych stanów, rozchwiania emocjonalnego i nie bardzo mogę sobie z tym poradzić. Wino, książka, film, rozmowa z przyjaciółmi, to wszystko pomaga, ale też masz trochę racji, że jak jest bardzo źle, to niestety przestają działać. Chodzę ciągle do mojej psycholog i też pomaga, ale mam wrażenie, że na 1-2 dni (chodzę raz w tygodniu). Widzę, że zaczynam znów się zamykać, uciekać w sen i płacz, a to są najmniej konstruktywne działania z możliwych... Bywa różnie, jednego dnia czuję się dużo lepiej, wysłucham kilka „Piguł” Victora i jest mi lepiej. Ale następnego znów wszystko wraca i cofam się o 2 kroki... Męczy mnie ten stan (zaczął się około 1,5 miesiąca temu) i sprawia, że zalewa mnie fala czarnych myśli. Znów zaczynam wpadać w lekkie ataki paniki w pracy albo jak prowadzę auto. Znowu zaczynam mieć problem, żeby wysiedzieć 8 godzin w pracy, a to napawa mnie kolejnym lękiem, że będzie gorzej i co wtedy z pracą. I tak powoli ponownie wchodzę w zamknięte koło lęku i nerwicy :-(
Awatar użytkownika
zbigniewcichyszelest
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 284
Rejestracja: 26 listopada 2016, o 15:10

12 czerwca 2017, o 18:31

Ja mam dokładnie to samo. Przezwyciężam siebie, staram się robić rzeczy, które przynoszą mi lęk, aby pokazywać sobie, że to tylko stan emocjonalny. Nie zamykam się w domu i zresztą nigdy tak nie robiłem. Jestem aktywny i "normalny". Bliscy nie mają pojęcia, że coś mi dolega, a ja byłem już nie raz na takim dnie psychicznym, że to się w głowie nie mieści. Najgorsza jest frustracja, że siedzi się w tym już tyle czasu. Ja mam około 2,5 roku doświadczenia :D Wkurviam się niemiłosiernie i czasami czuję się super, ale po kilku dniach znowu jest to samo albo nawet gorzej. Czasami zaczynam wątpić, że jest jakiekolwiek lekarstwo dla mnie :D oprócz tabletek i alkoholu, co zresztą poprawia stan chwilowo, a nie leczy tego wcale
Zamiast wierzyć nerwicy, uwierz w nerwicę :)
ODPOWIEDZ