Nerwica depresyjna a praca w zawodzie pielegniarki
: 27 kwietnia 2015, o 22:04
Witajcie!
Przedstawię się, nazywam się Sweetest Angel, mam 30lat i jestem z wykształcenia ale nie z powołania-pielęgniarką. Kierunek studiów wybrała mi mama, ja się podporządkowałam a teraz cierpię. Pracowałam już w 9 miejscach choć mam tylko 3 lata stażu. Dlaczego? Przyciągam przemoc, mam naturę kozła ofiarnego co gdzieś tam się ujawniło w toku psychoterapii grupowej. Byłam wyrzucana z pracy ale nigdy dyscyplinarnie. Nie raz nie dwa słyszałm od plg.oddziałowej, "że jestem świetną pielęgniarką ale nie pasuję do zespołu i koleżanki nie chcą ze mną pracować". Prawnik w bezpłatnej poradni potwierdził mobbing. Byłam wtedy jednak taki trochę zadziorek, umiałam bronić swego zdania, niestety po terapii grupowej, na której uznano, że to wszystko przez "brak pokory" wpadłam w drugą skrajność: jestem cicha, uległa, pokorna aż do tego stopnia, że robię z siebie fajtłapę, nie ripostuję, nie bronię się, gdzie mnie pchną tam idę, ale to też nie pozwala mi utrzymać się w pracy. Pracuję od listopada na nowym oddziale i...nie tylko nie lubią mnie pielęgniarki ale też już nie jestem dobrą pielęgniarką. Jestem rozkojarzona, zapominalska, chodzę z przestraszoną miną, jestem wyczerapana stale utrzymumącym się lękiem (nie mam napadów), mam bezsenność, nudności przed wyjściem do pracy. Jestem zagrożeniem dla pacjentów, koleżanki mnie wyręczają, podpowiadają, pilnują (i słusznie bo podałam nie te leki co trzeba pacjentowi). Ale jak długo będą mnie niańczyć. Już jedna z nich powiedziała: "dziecko ja wiem, że Ty się w tej pracy nie utrzymasz". Leczyłam też depresję SSRI, leków p/lękowych nie mogę brać bo po nich jestem jeszcze bardziej zamotana i nieprzytomna niż bez. Mam umysł osoby z otepieniem. A muszę pracować bo na te studia mam kredyt studencki i mieszkam z dala od domu rodzinnego na stancji. Byłabym gotowa nawet położyć się na oddział nerwic, gdyby nie to, że jak pracodawca dostanie L4 ze szpitala to już nie będę wiarygodna jako pielęgniarka i stacę pracę a nic innego nie umiem robić. Chodzę na terapię dla DDA oraz na mitingi DDA. W pracy najbardziej mi doskiwiera typowe dla nerwicy depresyjnej zmęczenie. Przychodzi godzina 15.00 i czuję jakby ktoś mnie od prądu wyłączył, nie mam sił. A dyżury nocne odsypiam ok17godzin. Wszystko przeżywam, kazdy drwiący uśmiech koleżanki, każdą mądrą nawet uwagę. Może ktoś wie jak sobie z tym poradzić? A może da się stanąć przed jakąś komisją lekarską i dostać na nerwicę stopień niepełnosprawności i wtedy mogłabym pracować nie w dyżurach lecz codziennie do 14.30? Tylko proszę nie doradzajcie mi hobby, medytacji itp. Zaburzenia lękowe mam od 16r.ż i przerabiałam to wszystko. Ja jestem już wypaloną zawodowo pielęgniarką, adaptowałam się do nowych miejsc pracy teraz się nie adaptuję bo mi trauma po poprzednich wyrzuceniach z pracy utrudnia logiczne przyswajanie zasad pracy na nowym oddziale, a tak jak wspomniałam utrzymuję się w obcym mieście sama, do alkoholowego domu nie mam po co wracać. Doszłam do ściany, ja już nie mogę dalej grać pielęgniarki bo kiepska ze mnie aktorka. Miałam inne powołanie ale poszłam za głosem rozsądku matki a teraz płacę i to dosłownie (kredyt za te studia). Jestem w pułapce. Pomóżcie, może ktoś wpakował się podobnie? Sweetest Angel
Przedstawię się, nazywam się Sweetest Angel, mam 30lat i jestem z wykształcenia ale nie z powołania-pielęgniarką. Kierunek studiów wybrała mi mama, ja się podporządkowałam a teraz cierpię. Pracowałam już w 9 miejscach choć mam tylko 3 lata stażu. Dlaczego? Przyciągam przemoc, mam naturę kozła ofiarnego co gdzieś tam się ujawniło w toku psychoterapii grupowej. Byłam wyrzucana z pracy ale nigdy dyscyplinarnie. Nie raz nie dwa słyszałm od plg.oddziałowej, "że jestem świetną pielęgniarką ale nie pasuję do zespołu i koleżanki nie chcą ze mną pracować". Prawnik w bezpłatnej poradni potwierdził mobbing. Byłam wtedy jednak taki trochę zadziorek, umiałam bronić swego zdania, niestety po terapii grupowej, na której uznano, że to wszystko przez "brak pokory" wpadłam w drugą skrajność: jestem cicha, uległa, pokorna aż do tego stopnia, że robię z siebie fajtłapę, nie ripostuję, nie bronię się, gdzie mnie pchną tam idę, ale to też nie pozwala mi utrzymać się w pracy. Pracuję od listopada na nowym oddziale i...nie tylko nie lubią mnie pielęgniarki ale też już nie jestem dobrą pielęgniarką. Jestem rozkojarzona, zapominalska, chodzę z przestraszoną miną, jestem wyczerapana stale utrzymumącym się lękiem (nie mam napadów), mam bezsenność, nudności przed wyjściem do pracy. Jestem zagrożeniem dla pacjentów, koleżanki mnie wyręczają, podpowiadają, pilnują (i słusznie bo podałam nie te leki co trzeba pacjentowi). Ale jak długo będą mnie niańczyć. Już jedna z nich powiedziała: "dziecko ja wiem, że Ty się w tej pracy nie utrzymasz". Leczyłam też depresję SSRI, leków p/lękowych nie mogę brać bo po nich jestem jeszcze bardziej zamotana i nieprzytomna niż bez. Mam umysł osoby z otepieniem. A muszę pracować bo na te studia mam kredyt studencki i mieszkam z dala od domu rodzinnego na stancji. Byłabym gotowa nawet położyć się na oddział nerwic, gdyby nie to, że jak pracodawca dostanie L4 ze szpitala to już nie będę wiarygodna jako pielęgniarka i stacę pracę a nic innego nie umiem robić. Chodzę na terapię dla DDA oraz na mitingi DDA. W pracy najbardziej mi doskiwiera typowe dla nerwicy depresyjnej zmęczenie. Przychodzi godzina 15.00 i czuję jakby ktoś mnie od prądu wyłączył, nie mam sił. A dyżury nocne odsypiam ok17godzin. Wszystko przeżywam, kazdy drwiący uśmiech koleżanki, każdą mądrą nawet uwagę. Może ktoś wie jak sobie z tym poradzić? A może da się stanąć przed jakąś komisją lekarską i dostać na nerwicę stopień niepełnosprawności i wtedy mogłabym pracować nie w dyżurach lecz codziennie do 14.30? Tylko proszę nie doradzajcie mi hobby, medytacji itp. Zaburzenia lękowe mam od 16r.ż i przerabiałam to wszystko. Ja jestem już wypaloną zawodowo pielęgniarką, adaptowałam się do nowych miejsc pracy teraz się nie adaptuję bo mi trauma po poprzednich wyrzuceniach z pracy utrudnia logiczne przyswajanie zasad pracy na nowym oddziale, a tak jak wspomniałam utrzymuję się w obcym mieście sama, do alkoholowego domu nie mam po co wracać. Doszłam do ściany, ja już nie mogę dalej grać pielęgniarki bo kiepska ze mnie aktorka. Miałam inne powołanie ale poszłam za głosem rozsądku matki a teraz płacę i to dosłownie (kredyt za te studia). Jestem w pułapce. Pomóżcie, może ktoś wpakował się podobnie? Sweetest Angel