Strona 1 z 8

Od kiedy to mamy i kiedy był początek?

: 28 marca 2010, o 20:18
autor: Adam
Ja na przykład z tematem lęków zapoznałem się już o dziecka, u mnie pierwsze objawy zaczeły pojawiać się od tak lat 12, jeśli dobrze pamiętam.
Powodem były kłótnie mojego ojca, który pił alkochol a w zasadzie to go ćpał :)
Oczywiście było to wieczną przyczyną kłótni z matką, częste wizyty policji w domu.
Wstyd przed sąsiadami i wszechobecna bieda.
Czułem się zawsze gorszy od rówieśników, biedniejszy i zresztą nie dało się ukryć przed nikim, że mój tata jest jaki jest.
Powodowało to, że już wtedy miewałem lęki na temat śmierci, częste omdlenia, i drgania głowy.
W wieku 20 lat zaczeły się silne natręctwa, myśli i ruchów i tak trwa do dziś, dziś mam lat 27 ale już natręctwa i w ogóle nerwica osłabły, na skutek leczenia i lekami i długotrwałej terapii CBT.
Ale na pewno te sytuacje życiowe jako mały chłopak odbiły się właśnie, zaczeły mnie predysponować.
Kształtowały we mnie przez ten mój czas dorastania, cechu lękliwe, cechy unikania pewnych rzeczy życiu i wiecznego strachu o wszystko.
Stąd moim zdaniem u mnie w późniejszym czasie kiedy trzeba było dojrzeć do własnego życia, do pójścia w dorosłość, zaczeły się natręctwa i silne lęki.

A jak było u was?

Re: Jak to u nas jest

: 29 marca 2010, o 13:03
autor: Gość
Ja nie wiem jak to jest u mnie ale moje stany odrealnienia, matrixa chyba mam odkąd zapalilem pare razy ziółko. A za ostatnim razem zostało mi to posrane odczucie.
Ale wczesniej nie pamietam zebym mial jakies leki.

Re: Jak to u nas jest

: 29 marca 2010, o 13:06
autor: Gość
To pisał filip tylko nie moge edytować postu
sorki za wstawke

Re: Jak to u nas jest

: 8 kwietnia 2010, o 15:53
autor: Sercowa Kobieta
U mnie zaczeło się to 14 lat temu, jak wyprowadziłam się z domu matki do męża, a ten zaczął pić spore ilości alkoholu, i zaczeły się kłótnie, ja nie miałam odwrotu bo kredyty....nie wiedziałam gdzie się podziać. Ale w przeszłości jako dziecko byłam tez wrażliwa, ale lęków żadnych nie miałam.

Re: Jak to u nas jest

: 8 kwietnia 2010, o 18:09
autor: Jadwiga
A ja w sumie nie wiem kiedy to się zaczeło, u mnie jak miałam 19 lat zaczeły wystepowac pierwsze lęki, szczególnie w szkole potem po skończeniu liceum dostałam jakoś pierwszego ataku paniki w domu i tak się zaczeło, trwa to u mnie już 5 lat. Ale teraz jest lepiej, leki mi pomogły.
Predyspozycja na pewno jest ważna, ale najważniejsza to jest chyba rozwój osobowości, ja tez w dzieciństwie byłam wkoło zastraszana przez ojca pijaka. Wieczne ale to wieczne kłótnie, bałam się jak wracał wieczorem do domu.
I tak wyrósł ze mnie lękowy potworek :) haha

Re: Jak to u nas jest

: 8 kwietnia 2010, o 20:53
autor: TotusTous
Ja to co zauważyłam, to czesto w domu coś nie tak było u osób z nerwicą i to ma pewnie związek z tym kształtowaniem się osobowości. Gdzieś o tym w ogóle czytałam.

U mnie w domu były awantury rodzice się wkoło rozwodzili, bili nawet.
Jakieś sprawy w sądzie a ja pośrodku tego wszystkiego, jak tylko sięgnąc pamięcią to podstawówki to wkoło w domu tylko złośc i krzyki.

Re: Jak to u nas jest

: 9 kwietnia 2010, o 00:04
autor: WujekRada
A ja nie miałem awantur ani pijaństwa a w wieku 15 lat dostałem fobii społecznej, wtedy nie wiedziałem że moje dziwactwa mają jakąś nazwę :) Mam teraz 29 i nic sie nie zmieniło.
Może to jest tak że ten co ma zachorować na psychiklę to po prostu zachoruje....bez rzadnych filozofii :)

Re: Jak to u nas jest

: 11 kwietnia 2010, o 00:20
autor: TotusTous
No filozofii to może nie ma ale czy np. nikt w rodzinie u ciebie nie chorował na nerwice czy jakieś zaburzenie??
Czytam sporo o tym i to może być sprawka genów.
Może tez nie masz dość dużego poczucia wartości i samooceny??
tylko pytam :)
Bo z reguły takie choroby i zaburzenia nie powstają z niczego, czasem sobie po prostu tego nie uświadamiamy.

Re: Jak to u nas jest

: 15 kwietnia 2010, o 23:00
autor: Ania
U mnie depresja czesto pojawiała się w rodzinie, mój tato miewał epizody silnej deprechy.
ja pierwszy raz dostałam depresji 4 lata temu. Ale poeiwm szczerze, że raczej nie miałam źle w domu czy coś, może po prostu w okresie byłam nasilonych spraw życiowych.
Studia, nowa praca, przeprowadzka i to dlatego.
Albo po prostu juz miałam dostać to i tyle.

Ale na pewno niska wartość i niska samoocena wpływa na zdrowie psychiczne, to pewne...NIESTETY

Re: Jak to u nas jest

: 9 lipca 2010, o 22:04
autor: Reset
TotusTous pisze:No filozofii to może nie ma ale czy np. nikt w rodzinie u ciebie nie chorował na nerwice czy jakieś zaburzenie??
Czytam sporo o tym i to może być sprawka genów.
Może tez nie masz dość dużego poczucia wartości i samooceny??
tylko pytam :)
Bo z reguły takie choroby i zaburzenia nie powstają z niczego, czasem sobie po prostu tego nie uświadamiamy.
Tez tak myślę nawet jeżeli ma sie w genach to zapisane to coś zawsze to wywoła. Jakiś spust czegos, stresu, emocji , traumy.

Ja z kolei nie moge narzekać, nie miałem w domu alkocholu, ale na wszystko co chciałem robić mama zawsze mówiła, tylko uwazaj bo można zrobic sobie krzywde, można spaść, mozna upaść. Ja myślę że zbyt czesto przed wszystkim mnie straszyła.
Takie wnioski przynajmniej wysnułem po wizytach u psychologa. Może i w tym coś jest...
A w którymś momencie narosło pewnych rzeczy w moim zyciu bardzo nieprzyjemnych. I spowodowało to prawdziwe problemy z psychiką.

Re: Jak to u nas jest

: 5 września 2010, o 16:32
autor: Mojadola
A u mnie to wyszło od stresu kiedy nie wiedziałam co zrobić w swoim życiu. Pogmatwana to sprawa ale to były sprawy sercowe i na pewno ciąża, której nie donosiłam :(
Przed tymi zdarzeniami nigdy nie miałam ze sobą problemów tak więc myślę że i stres może to po prostu wywołac coś rozregulować i potem już trudno dojśc do ładu samemu ze sobą. Bo im silniejsze objawy tym gorzej z nami się dzieje.

Re: Jak to u nas jest

: 8 listopada 2010, o 09:46
autor: tajemnica
U mnie też zaczęło się w domu od 5 roku żyłam w ciągłym lęku ale nie zdawałam sobie sprawy jaki on ma na mnie wpływ. Rodzice nas maltretowali psychicznie i fizycznie ale wmawiali że w każdym domu tak jest i nigdy nie mogłyśmy się sprzeciwić, nawet teraz nie potrafiłabym powiedzieć matce w twarz co myślę. Pierwszy raz uciekłam z domu mając 6 lat i jaki był mój żal kiedy mnie znaleźli, miałam takie plany heh Potem około 10 roku po kolejnej zwykłej awanturze wylądowałam na pogotowiu, nie mogłam oddychać i nie wiem dokładnie co się działo, dostałam zastrzyk i powiedzieli że to z nerwów, wtedy nie rozumiałam tego kompletnie. Po kolejnej ucieczce uczęszczałam do dziennej szkoły z nerwicowcami na kilka miesięcy. Od 13 roku zaczęłam żyć w swoim świecie z narkotykami i bez nich przestałam sobie radzić. Mając 17 lat poszłam do Monaru ale zaczęły mi się już takie jazdy że na którymś etapie miałam przedstawić referat i załatwiać drobne sprawy i to mnie przerosło, przerwałam leczenie. Poszłam do pracy a moje nerwy osiągnęły punkt kulminacyjny. Teraz staram się nie wychodzić z domu.

Re: Jak to u nas jest

: 9 listopada 2010, o 11:44
autor: Nerwica
Zauważyłam że większość osób z takimi przewlekłymi stanami zawsze miała coś nie tak w młodosci, w domu, w środowisku. Szkoda że nie da się wcześniej tego określić i zatrzymać. Łatwiej by było...

Re: Jak to u nas jest

: 9 listopada 2010, o 11:54
autor: tajemnica
No niestety nasze dzieciństwo odciska ślady na całe życie. Mam nadzieję że psycholog pomoże mi się ich pozbyć. Żeby zapobiec temu wcześniej trzeba byłoby o wiele więcej dzieci zabierać do domu dziecka a i tam nie mają lekko choć często lepiej niż w takim domu. U nas kuratorka dopiero teraz wystąpiła o odebranie reszty dzieci mojej matce. Gdyby zrobiła to jakieś 6 lat temu mój brat może miałby jakieś szanse a teraz to co z nim się dzieje to fobia społeczna przy nim jest pestką.

Re: Jak to u nas jest

: 9 listopada 2010, o 12:16
autor: Nerwica
To smutne co piszesz :( o twoim bracie i w ogóle domu. Ja miałam nieciekawie z przemocą co prawda nie skierowaną na mnie tylko na matke przez ojca. Ale nie byłam az tak terroryzowana że tak powiem. I zreszta sama udaje że miałam dobrze w domu ale tak nie było po prostu chcialabym żeby tak było.
I w sumie racje w wielu przypadkach trzeba by było dzieci zabierać a to też nie jest takie proste i nie pozostawiające śladu :(