Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Proszę o pomoc

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
robercisj23
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 16 lutego 2011, o 13:20

16 lutego 2011, o 14:17

Szanowni Państwo,

Chciałbym zapytać gdzie mogę szukać pomocy, nie wiem gdzie się zwrócić?
Mam 36 lat, jestem synem ojca - alkoholika, związane z tym faktem dzieciństwo moje, mojego rodzeństwa i matki nie było łatwe, mam na myśli przemoc za równo psychiczną jak i fizyczną. Jednak to tylko jeden z nie wielu moich problemów, nie wiem czy ma on związek z kolejnymi traumatycznymi wydarzeniami w moim życiu.
W wieku 19- stu lat, zawarłem związek małżeński, w tym samym czasie urodził nam się syn. Oboje z małżonką pochodziliśmy z mało zamożnych rodzin. Fakt ten zmusił mnie do przerwania szkoły średniej, z jednej strony chcąc aby żona kontynuowała edukację, z drugiej strony zapewnić byt naszej młodej rodzinie. Podjąłem pracę, po kilku latach otworzyliśmy własną działalność. Powodziło nam się nie źle, byliśmy szczęśliwą, kochającą się rodziną. Wiedząc co przeżywała moja matka z mężem alkoholikiem, robiłem wszystko żeby być idealnym mężem i ojcem. Udawało mi się to, z tego faktu czerpałem nawet wielką satysfakcję, byłem dumny.
W 2003 roku wspólnie z pewnym człowiekiem, ów czas uważanym za przyjaciela rodziny, postanowiłem zainwestować wszystkie zgromadzone środki w uruchomienie klubu bilardowego w jednym z podwarszawskich miast, ponadto zadłużając się w bankach. Kontynuowałem swoją życiową pasję bilardową, byłem zawodowym graczem, dużo angażowałem się społecznie, byłem współzałożycielem Polskiej Federacji Bilarda.
W 2007 w wyniku przestępczej działalności wspólnika straciłem klub, oszczędności w zasadzie całego życia, straciłem także pasję i pięć lat ciężkiej pracy. Kilka miesięcy później żona złożyła pozew o rozwód, kompletnie mnie to zdruzgotało. Mając nadzieję że wyjaśnię wszystko, mając nadzieję na uratowanie małżeństwa, nie wnosiłem do sądu o podział majątku, zrzekłem się wszystkiego. Niestety małżeństwa nie udało się uratować, piętnaście lat poszło na marne. Na jednej z rozpraw rozwodowych dowiedziałem się że świadkiem ze strony żony będzie mój były wspólnik, ten który tak potwornie nas oszukał i okradł. Tak bardzo ją kochałem, kompletnie nie potrafiłem zrozumieć co się wokół mnie dzieje. W społeczeństwie, w sądzie zrobili ze mnie hazardzistę, alkoholika, oszusta i malwersanta, odebrali mi godność.
Nie mogłem wrócić do domu, do ojca alkoholika, to by mnie zabiło. Zamieszkałem w użyczonej, przyczepie campingowej, zajmowałem się drobnym handlem, tudzież pracami dorywczymi. Nie dałem rady, po półtora roku zmuszony byłem zamieszkać z rodzicami z ojcem.
W chwili obecnej nie daje rady już z niczym, nie mogę spojrzeć synowi w oczy, kiedyś byłem dla niego autorytetem. Teraz nawet nie mogę płacić świadczeń alimentacyjnych, nie mam pracy, zbyt niskie wykształcenie i brak udokumentowanego zawodu znacznie utrudnia podjęcie jakiejkolwiek pracy. Nie mogę pogodzić się z faktem utraty rodziny, utraty dobytku, pasji. Jak się podnieść gdy nie pozostaje nic pozytywnego, zupełnie nic, nic na czym można by się podeprzeć. Ojciec czy pije czy też nie, co dzień, każdego ranka życzy mi śmierci, wyklina i wyzywa, upokarza. Wstydzę się że jestem ciężarem dla mamy która ma pod opieką swoją 96 letnią matkę, z którą z kolei ja dzielę jeden pokój. Wstydzę się że jestem argumentem do codziennych awantur. Wstydzę się że tu piszę w końcu jestem 36 letnim facetem, w wieku nader produktywnym. Zawsze starałem się żyć w zgodzie z własnym sumieniem, nie potrafiłem obojętnie przechodzić obok różnych problemów ludzkich, ufałem ludziom. Teraz zastanawiam się jaki to miało sens? Dlaczego świat jest tak nie sprawiedliwy? Dlaczego Bóg tak mnie ukarał, skazując mnie na życie?
Przeraża mnie moja bezradność, nie mogę poradzić sobie z bezczynnością i upływającym czasem.
Poszedłem do szkoły żeby zdać maturę, jednak kompletnie mój mózg nie chce funkcjonować, chyba nie dam rady...

Gdzie ja mam iść? Do kogo mam się zwrócić? Kto mi może pomóc?


Robert M.
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

16 lutego 2011, o 14:46

Witaj Robert.

Nie umiem znaleźc słów żeby coś napisac co mogłoby cię w jakikolwiek sposób pocieszyć...słowo będzie dobrze doskonale wiem że jest za małe...
Wiesz ja może miałam inna sytuacje bo nie stracilam az lat 15 tylko 8.
Zylam sobie z narzeczonym, mielismy wspaniale perspektywy slubu, mialam dobra prace, otrzymalismy kredyt na male mieszkanie, wszystko mialo byc pieknie i cudownie az w ktoryms momencie dostalam nerwicy i od tamtej pory swiat sie moj skonczyl. Milosc mojego zycia zostawila mnie z dnia na dzien kazac sie wyprowadzic z domu, bo bylo prawnie jego, a ze nie moglam przez nasilenie choroby pracowac stracilam wszelkie srodki do zycia, musialam wrocic do mamy...a nie bylo dla nich to do przyjecia. Wszystko to stalo sie po 8 latach wspolnego zycia, marzen i nadziei a kiedy dowiedzialam sie ze po przeprowadzce mojej od niego do matki w dwa dni potem mieszkala tam inna kobieta to chcialam sie zabic..nie mialam niczego ani domu ani pracy ani wlasnej rodziny. Bylam nikim a do tego moj stan psychiczny nie pozwalal mi na nic. Przez rok czasu poznalam co to znaczy prawdziwa bieda i upokorzenie ale nie moglam sie podniesc. Wizja byl juz tylko szpital psychiatryczny.
Dopiero po roku czasu zaczelam bardzo bardzo powoli stawac na nogi, choroba pozwolila mi isc do pracy, wybralam jakakolwiek, wynajelam mala klitke w ktorej mieszkam do dzis ale od tamtej pory minelo 5 prawie 6 lat i jest o wiele lepiej. Moja klitka wyglada jak mini palacyk, w koncu znalazlam lepsza prace, po prostu moglam podniesc glowe. Chce zebys wiedzial choc moja sytuacja moze nie wygladala tak drastycznie jak twoja to jednak mozna cos dzialac. Wiem ze najbardziej boli ta niesprawiedliwosc, bluznilam wrecz na Boga czemu mnie tak ukaral zaburzeniem i utrata wszystkiego. Bolalo mnie jak mogl mnie zostawic...to bolalo najbardziej..bolalo to ze nikt nie rozumial i kazdy ponizal. To bardzo boli i trudno jest sie otrzasnac. Ale musimy i nawet z takich rzeczy...
Najwazniejsze sa Robercie male kroki i i nie poddawac sie choc ponizenie i poczucie beznadziei jest ogromne. Próbuj malymi krokami odbudowac nie to co bylo...ale cos nowego.
muzyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 14 lutego 2011, o 09:00

16 lutego 2011, o 15:04

Witaj...ja mam 34 lata i moje zycie to jeden wielki ciag porazek, tez czuje sie przegrany i tez po czesci przez zasluge kogos,nie chce mi sie nawet o tym pisac bo jest to za dlugie i za smutne. Moze to bedzie malo pomocne ale Robert zycie toczy sie dalej a my musimy sie dostosowac, musimy brnac dalej i wierzyc w lepsze jutro, przelknac sline i zacisnac zeby ktore i tak sa zacisniete ze zlosci i bezsilnosci. Tak jak kolezanka wyzej napisala male kroki, po takim wstrzasie to tylko male kroki moga dac jakis rezultat.
Ja zycze ci naprawde wszystkiego dobrego.
ODPOWIEDZ