Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Strach przed...ile mamy strachów i czego się boimy? :)

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
Natka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 92
Rejestracja: 30 kwietnia 2016, o 13:44

27 listopada 2016, o 01:57

Kingazet pisze:Ja się boję tego, że zemdleje gdzieś, gdzie nikt mnie nie będzie mógł znaleźć. Boję się przechodzić koło ruchliwej ulicy,bo obawiam się że zemdleje i padne wprost pod rozpedzone auto. Boję się odchodzić za daleko od domu,bo chcę za wszelką cenę na własnych siłach do niego dotrzeć. Boję się że zemdleje gdzieś między ludźmi i narobie wiochy. Boję się że będę musiała się niedługo wyprowadzi z domu rodzinnego. Oczywiście dochodzi do tego strach przed nieodkrytymi chorobami ale staram go sobie cały czas racjonalizowac. Nie wiem czy coś jeszcze...
A zemdlałaś kiedyś? Gdy tak myślałaś, zemdlałaś? Gdy niby czułaś że mdlejesz, dochodziło do tego? NIE. Bo to iluzja, a nie prawdziwe uczucie. Nawet jeśli zemdlejesz (ale to nie nastąpi na bank teraz) to ludzie Ci pomogą, co to za wstyd zemdleć? Wstyd to jest kraść a nie mdleć. Musisz wychodzić na dwór i dialogować swoje myśli na temat omdlenia. Gdy czujesz, że już nachodzi Cię lek 'o Boże, zaraz zemdleje!!' 'muszę uciekać do domu!!' masz mówić w myślach "nie nerwico, nie poddam się i mogę mdleć tu i teraz, pokaż mi jak to jest zemdleć' i masz w to wierzyć. Iść z podniesioną głową i pokazywać ten francy że to Ty rządzisz. Dopóki tego nie ogarniesz to będzie ciężko Ci się od tego uwolnić, bo całe życie będziesz uciekać. Zaryzykuj, co Ci szkodzi? :)
Kiedy czujesz się wypalony, pamiętaj, że feniks odradza się z popiołów
Kingazet
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 22 listopada 2016, o 18:12

27 listopada 2016, o 10:46

Natka pisze:
Kingazet pisze:Ja się boję tego, że zemdleje gdzieś, gdzie nikt mnie nie będzie mógł znaleźć. Boję się przechodzić koło ruchliwej ulicy,bo obawiam się że zemdleje i padne wprost pod rozpedzone auto. Boję się odchodzić za daleko od domu,bo chcę za wszelką cenę na własnych siłach do niego dotrzeć. Boję się że zemdleje gdzieś między ludźmi i narobie wiochy. Boję się że będę musiała się niedługo wyprowadzi z domu rodzinnego. Oczywiście dochodzi do tego strach przed nieodkrytymi chorobami ale staram go sobie cały czas racjonalizowac. Nie wiem czy coś jeszcze...
A zemdlałaś kiedyś? Gdy tak myślałaś, zemdlałaś? Gdy niby czułaś że mdlejesz, dochodziło do tego? NIE. Bo to iluzja, a nie prawdziwe uczucie. Nawet jeśli zemdlejesz (ale to nie nastąpi na bank teraz) to ludzie Ci pomogą, co to za wstyd zemdleć? Wstyd to jest kraść a nie mdleć. Musisz wychodzić na dwór i dialogować swoje myśli na temat omdlenia. Gdy czujesz, że już nachodzi Cię lek 'o Boże, zaraz zemdleje!!' 'muszę uciekać do domu!!' masz mówić w myślach "nie nerwico, nie poddam się i mogę mdleć tu i teraz, pokaż mi jak to jest zemdleć' i masz w to wierzyć. Iść z podniesioną głową i pokazywać ten francy że to Ty rządzisz. Dopóki tego nie ogarniesz to będzie ciężko Ci się od tego uwolnić, bo całe życie będziesz uciekać. Zaryzykuj, co Ci szkodzi? :)
No tak, masz absolutna rację. Tylko czasami ciężko jest się za to wziąć, pójść i się rzucić wprost w swoje lęki. Ale mam już dosyć tego zamknięcia, ograniczenia. Wychodzę, robię co mogę, chociaż są dni w których mnie to przerasta. Faktycznie nigdy nie zemdlalam, ba, pracowałam będąc pod wpływem napadu paniki przez ponad godzinę, nie wiedząc co się dzieje, to było na początku, więc jeszcze nie wiedziałam z czym mam do czynienia. Dziś jest to główny motywator dla mnie. Skoro wtedy nic się jie stało to teraz też nie powinno. No ale myśli swoje a głową nie chce czasami w to uwierzyć. Będę walczyć, dzięki bardzo za te słowa :)
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

27 listopada 2016, o 14:28

Ja czasem miewam uczucie mdlenia, mimo, że w ogóle nie mam lęku przed zemdleniem. Trwa to bardzo krótko, parę-parenaście sekund. Chce mi rozsadzić/wystrzelić głowę, szumi mi w uszach, tracę wzrok i czuję, jakby powoli słabły moje mięśnie. Emocjonalnie jestem w tym stanie całkowicie spokojny. Zbadało mnie trzech neurologów. Dwóch neurologów stwierdziło, że wszystkie moje dolegliwości głowy są od nerwicy, jeden że jest teoretycznie możliwe, że są one od drobnych niedokrwień w mózgu, które mam, ale raczej jest to na jakimś tle psychosomatycznym (a wpisał F68)
ewelinka1200
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1050
Rejestracja: 27 listopada 2016, o 15:21

27 listopada 2016, o 16:18

A czy to ze mam napady leku ze jak maz na mnie
Patrzy...to zaraz taka mysl...on cie zabije zgwalci
Iiiiiii dupa bo dostaje takiego leku ze masakra...chodz
Swiadoma jestem tego ze nigdy by tego nie zrobil
Ale jak analizuje ta mysl to juz sama nie wiem czy
Ja tak naprawde mysle czy nie....obled...jakis....
Awatar użytkownika
Kataraka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 365
Rejestracja: 16 grudnia 2016, o 20:30

15 stycznia 2017, o 19:24

Jeszcze przed przyjmowaniem leków: wykończę się, nie będę mogła jeść, skończę w psychiatryku, będę leżeć w łóżku, popełnię samobójstwo, schudnę, będę miała depresję :D nie wiem co jeszcze
Awatar użytkownika
zlekniona
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 217
Rejestracja: 18 września 2015, o 22:53

15 stycznia 2017, o 20:45

A ja, choć sądziłam, że już się nie boję....
To jednak nadal boję się, że dostanę migrenę z aurą (bardzo źle je znoszę, dwa lata temu trafiłam przez to do szpitala).
W ubiegłym roku napad migreny powtórzył się dokładnie tego samego dnia - 11 stycznia. Przez ten rok mocno temat przepracowałam, sądziłam, że już się z tym oswoiłam. A tymczasem okazało się, że podświadomie bardzo bałam się tego dnia, cały dzień byłam spięta, analizowałam i skanowalam, zastanawiałam się czy ten symptom to już migrena czy nie. Jak się zorientowałam.... To oczywiście się tym zajęłam. Mam nadzieję, że tym razem skutecznie, bo to chyba trochę magiczne myślenie, że 11 stycznia jestem na celowniku migreny, a w pozostałe dni roku mogę być spokojna :-D
Ale cóż, przyznać muszę, że jednak ciągle jakiś strach był/jest(?). Dziwne, co?
Matką wolności jest dyscyplina - Leonardo Da Vinci
Awatar użytkownika
Szembek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 4 stycznia 2017, o 21:20

15 stycznia 2017, o 21:00

Wcale nie dziwne. :)
Ironicznie można powiedzieć, że rocznice ważnych wydarzeń są po to żeby je "uroczyście obchodzić".
Doskonale Cię rozumiem, ja też przez kilka lat z niepokojem czekałem na ten dzień w kalendarzu, w którym w poprzednim roku coś się negatywnego zadziało.

Są w tym wszystkim dwa pozytywne aspekty.
Po pierwsze przeżywa się pierwszą rocznicę. O kolejnych zwykle już się zapomina.
Po drugie jeśli w rocznicę, pomimo obaw i złego nastawienia, i wyczekiwania na coś złego, nic się nie zadzieje, to otrzymuje się bardzo, ale to bardzo pozytywny bodziec. Udaje się przegonić i pokonać jeden z negatywnych demonów!
Awatar użytkownika
Karolaaa_
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 50
Rejestracja: 12 stycznia 2017, o 21:58

15 stycznia 2017, o 23:00

U mnie na początku był strach przed wylewem/tetniakiem/guzem mózgu. ( bol glowy, zawroty) Później doszedł lek przed białaczka ( krew z nosa i krwawienie dziasel, morfologia w normie) . Teraz ogólnie mam lek przed nowotworem jakim kolwiek. Cały czas też dotykam skroni i mierze puls oraz ogólnie przyglądam się swojemu ciału i jak zobaczę np. że jakaś żyłka jest bardziej widoczna to panika że zator. Ogólnie hypochondria. Zaczęłam też bardziej przyglądać się synkowi i narzeczonego. Szczerze mówiąc widzę że mają mnie dość.
Awatar użytkownika
Annka_167
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 22 grudnia 2016, o 23:22

17 stycznia 2017, o 22:17

Ja od dzieciństwa wszystkim się przejmowałam albo bałam się. Jak to mowił mój tata uprawiałam "czarnowidztwo" :P, zawsze przyjmowałam możliwy najgorszy scenariusz. Na poczatku nerwicy bałam się zawału i śmierci, później bałam się zostawać sama w domu, bo przecież jakby coś mi się działo to kto mi pomoże. Zostawałam nawet dłużej w pracy i czekałam aż mąż wróci. Teraz próbuję się oburzać, ale boję się, że jak będę ignorować objawy somatyczne to coś przeoczę i coś mi się stanie. Czasami nie mam już siły, ostatnio nic mi się nie chce, nic mnie nie cieszy, potrafię przepłakać część dnia. Szkoda gadać...
Begonia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 25 lipca 2016, o 21:01

30 stycznia 2017, o 19:35

Na dzień dzisiejszy się boję:
-raka (wszelkiego rodzaju, ale dziś na tapecie jest guz mózgu, chłoniak i guz jamy ustnej i jeszcze jelita grubego i jamy brzusznej -jakoś tak ;) )
-jaskry
- że umrę niedługo i moje dziecko zostanie samo, bez opieki :(
- że już nic mnie w życiu nie czeka, co było ciekawego już się wydarzyło (oj, a wydarzyło się sporo)


to takie główne straszki dzisiejszego dnia, a co przyniesie jutro :) ? Nie wiem, może coś nowego ;) nowy rak czy coś ;) a może jakiś strach zniknie?

-- 30 stycznia 2017, o 20:35 --
Annka_167 pisze:Teraz próbuję się oburzać, ale boję się, że jak będę ignorować objawy somatyczne to coś przeoczę i coś mi się stanie..
Ja właśnie też... Choć objawy jakie mam aktualnie wymagają konsultacji z lekarzem, konsultuję, ale oni często zlewają, mimo, że coś się dzieje (naprawdę patologiczne jakieś sprawy)
- Nic ci nie jest! [...] Dwa miesiące temu myślałeś, że masz czerniaka złośliwego!
- Nagle pojawiła mi się czarna plama na plecach!
- Ona była na twojej koszuli!
- Nie wiedziałem! Ludzie pokazywali na moje plecy.
wiedzmin93
Świeżak na forum
Posty: 3
Rejestracja: 1 lutego 2017, o 16:56

2 lutego 2017, o 19:32

Witam wszystkich. Nie wiem czy to dobry wątek, bo pewnie w kilku mógłbym coś napisać o sobie. Wszystko zaczęło się około 3 lata temu kiedy wylądowałem w szpitalu na zapalenie mięśnia sercowego. Objawem był ból w klatce piersiowej. Byłem w szpitalu tydzień, wiadomo leki, ekg, echo. Ból przeszedł od razu po podaniu leków, po skończonym leczeniu wszystko było dobrze, żadnych leków do domu nie dostałem tylko miałem do kardiologa się zapisać. I już po wyjściu ze szpitala zaczął się właśnie strach przed śmiercią, bólem, obawa o własne zdrowie. Zacząłem też obsesyjnie badać sobie puls. Gdy wynosił więcej niż 100 uderzeń na minute zaczynałem wpadać w szał, że problemy z sercem znowu wracają. W ciągu miesiąca po wyjściu ze szpitala dwa razy byłem u lekarza właśnie z powodu ataku paniki i badania wychodziły dobrze, z sercem nic się nie działo. U kardiologa byłem ze 4 razy, miałem robione echo, holter itd. Wszystko wyszło ok, w holterze ok 250 skurczów nadkomorowych i 200 komorowych. I to te skurcze najbardziej odczuwam, strasznie mnie denerwują, czuje ja na całym ciele, w ręku, w brzuchu jakby... To mnie dobija jak czuje mocniejsze uderzenie i serce jakby na chwile zatrzymało się. Podczas ataku paniki serce mi bije nieregularnie, skurcze są jakby jeden po drugim. No ale po zakończeniu wizyt u kardiologa wszystko się trochę uspokoiło, miałem zapewnienie, że wszystko jest dobrze. Zostało tylko ciągłe mierzenie pulsu, cały czas moje palce są albo na szyi albo na nadgarstku. Najgorsze zaczęło się 2 miesiące temu. Na początku grudnia postanowiłem sobie, że nie będę pił alkoholu do świat z nadzieją, że trochę podreperuje zdrowie, wątrobę itd. Niestety przed samymi świętami dostałem antybiotyk w związku z zapaleniem gardła. I wtedy znów zaczął się strach, że te zapalenie znów przejdzie na serce, jeszcze bardziej zacząłem mierzyć sobie puls, wariowałem. Całe święta i sylwester to był strach, nie mogłem nawet wypić piwa z powodu antybiotyku. Po zakończeniu leczenia, te 2-3 piwa wieczorem przynajmniej dawały na chwile uczucie spokoju, ale to nie jest żadne rozwiązanie. Zaczeły się też problemy z brzuchem, po każdym posiłku mój puls wzrastał, przez to też zacząłem mniej jeść, dużo mniej. 3 razy miałem robione ekg w styczniu, każde dobre, lekarz nic nie wykrywa. Z powodu picia alkoholu zacząłem też martwić się o watrobę, lecz znowu usg brzucha nic nie wykryło. Nie wiem już jak z tą nerwica serca walczyć, wszystko we mnie narasta. Moja dziewczyna wgl się mną nie przejmuje, nie interesują jej moje problemy, zajeta jest cały czas sobą, zamiast chociaż pogadać, wesprzeć to kończy się tylko kłótnią i wytykaniem błędów. Kocham ją ale to już zaczyna mnie dusić, że w najbliższej osobie nie mam wsparcia… Już od dawna miedzy nami nie jest dobrze, a ostatnio to tragedia, wgl jej nie interesuje. To wszystko powoduje jeszcze większe nerwy, nie wiem jak z tym żyć i co robić… Boje się też jezdzić autem chociaż kiedyś to uwielbiałem. Teraz ciaglę się boje, że zrobie jakiś błąd, zasłabne i umrę… Długo by pisać ile tych strachów mam.
JUNIOREK
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 26 lutego 2017, o 03:33

28 lutego 2017, o 21:14

wiedzmin93 pisze:Witam wszystkich. Nie wiem czy to dobry wątek, bo pewnie w kilku mógłbym coś napisać o sobie. Wszystko zaczęło się około 3 lata temu kiedy wylądowałem w szpitalu na zapalenie mięśnia sercowego. Objawem był ból w klatce piersiowej. Byłem w szpitalu tydzień, wiadomo leki, ekg, echo. Ból przeszedł od razu po podaniu leków, po skończonym leczeniu wszystko było dobrze, żadnych leków do domu nie dostałem tylko miałem do kardiologa się zapisać. I już po wyjściu ze szpitala zaczął się właśnie strach przed śmiercią, bólem, obawa o własne zdrowie. Zacząłem też obsesyjnie badać sobie puls. Gdy wynosił więcej niż 100 uderzeń na minute zaczynałem wpadać w szał, że problemy z sercem znowu wracają. W ciągu miesiąca po wyjściu ze szpitala dwa razy byłem u lekarza właśnie z powodu ataku paniki i badania wychodziły dobrze, z sercem nic się nie działo. U kardiologa byłem ze 4 razy, miałem robione echo, holter itd. Wszystko wyszło ok, w holterze ok 250 skurczów nadkomorowych i 200 komorowych. I to te skurcze najbardziej odczuwam, strasznie mnie denerwują, czuje ja na całym ciele, w ręku, w brzuchu jakby... To mnie dobija jak czuje mocniejsze uderzenie i serce jakby na chwile zatrzymało się. Podczas ataku paniki serce mi bije nieregularnie, skurcze są jakby jeden po drugim. No ale po zakończeniu wizyt u kardiologa wszystko się trochę uspokoiło, miałem zapewnienie, że wszystko jest dobrze. Zostało tylko ciągłe mierzenie pulsu, cały czas moje palce są albo na szyi albo na nadgarstku. Najgorsze zaczęło się 2 miesiące temu. Na początku grudnia postanowiłem sobie, że nie będę pił alkoholu do świat z nadzieją, że trochę podreperuje zdrowie, wątrobę itd. Niestety przed samymi świętami dostałem antybiotyk w związku z zapaleniem gardła. I wtedy znów zaczął się strach, że te zapalenie znów przejdzie na serce, jeszcze bardziej zacząłem mierzyć sobie puls, wariowałem. Całe święta i sylwester to był strach, nie mogłem nawet wypić piwa z powodu antybiotyku. Po zakończeniu leczenia, te 2-3 piwa wieczorem przynajmniej dawały na chwile uczucie spokoju, ale to nie jest żadne rozwiązanie. Zaczeły się też problemy z brzuchem, po każdym posiłku mój puls wzrastał, przez to też zacząłem mniej jeść, dużo mniej. 3 razy miałem robione ekg w styczniu, każde dobre, lekarz nic nie wykrywa. Z powodu picia alkoholu zacząłem też martwić się o watrobę, lecz znowu usg brzucha nic nie wykryło. Nie wiem już jak z tą nerwica serca walczyć, wszystko we mnie narasta. Moja dziewczyna wgl się mną nie przejmuje, nie interesują jej moje problemy, zajeta jest cały czas sobą, zamiast chociaż pogadać, wesprzeć to kończy się tylko kłótnią i wytykaniem błędów. Kocham ją ale to już zaczyna mnie dusić, że w najbliższej osobie nie mam wsparcia… Już od dawna miedzy nami nie jest dobrze, a ostatnio to tragedia, wgl jej nie interesuje. To wszystko powoduje jeszcze większe nerwy, nie wiem jak z tym żyć i co robić… Boje się też jezdzić autem chociaż kiedyś to uwielbiałem. Teraz ciaglę się boje, że zrobie jakiś błąd, zasłabne i umrę… Długo by pisać ile tych strachów mam.
Witam Ciebie kolego. Tez mam napady lęku i też na początku nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Szukałem rozmaitych chorób, chodziłem na badania z krwi i wszystko wychodziło w normie dodam tylko że pracuję w służbie zdrowia i moja wiedza na temat ciała jest dość spora. Też miałem odczucie kołatania serca i także do dzisiaj podczas napadu bije mi szybciej jednak teraz wiem że jest to tylko napad i że nic złego mi nie grozi, oczywiście mineło dużo czasu zanim to sobie poukładałem w głowie. Jeżeli mierzysz sobie często puls to niestety napędzasz swoje odczucia, bo nie dość że już jesteś w napadzie to do tego potęgujesz jego działanie myślami. Jeżeli czegoś się boisz to jest to normalna reakcja że tętno przyśpiesza, przed maturą też ci pewnie serducho biło szybciej. Jeżeli masz zapewnienia, że wszystko jest wporządku to musisz tak myśleć jeżeli będziesz miał napad lęku to myśl "jestem zdrowy, a jeżeli serducho ma teraz taką potrzebe bić szybciej to niech bije". Jeżeli nie będziesz napędzał swoich myśli to zobaczysz że lęki zaczną stopniowo łagodnieć. Jeżeli chodzi o przyśpieszone tętno po posiłku to też jest to prawidłowa normalna reakcja ze strony organizmu. Poprostu ktoś musi rozwieźć posiłki po organiźmie =). Oczywiście proponuję przejść się do psychoterapeuty który pomoże ci poukładać twoje emocje. Pozdrawiam
wiedzmin93
Świeżak na forum
Posty: 3
Rejestracja: 1 lutego 2017, o 16:56

28 lutego 2017, o 23:23

Od czasu gdy napisałem prawie nie mierzyłem pulsu, najwyżej raz dziennie i to też nie palcami tylko albo aplikacją w telefonie albo pulsometrem, gdyż zauważyłem samo to, że przykładam palce do nadgarstka lub szyi powodowało szybsze bicie. A pulsometr nagle pokazuje tętno 76 czyli w miarę normalne. Najgorsze jest właśnie te szybsze bicie po posiłku, niedawno podczas gastroskopii stwierdzono przepuklinę rozworu przełykowego która chyba wyjaśnia, dziwnie to zabrzmi ale uczucie bicia serce tak jakby w brzuchu, poniżej żeber, po lewej stronie. Obsesyjne mierzenie pulsu powodowało u mnie to, że czułem puls tak jakby w każdym miejscu ciała, gdzie dotknę się, to czuje te serce, w palcach, na rękach itd. Teraz od kiedy trochę sobie z tym radze to i objawy minęły, przynajmniej na razie. Przed matura nie pamiętam jak było, na pewno biło szybciej ale wtedy miałem to gdzieś :) człowiek nie przejmował się wtedy zdrowiem. Dziękuje JUNIOREK za poradę i pocieszenie, pozdrawiam! :)
Awatar użytkownika
eiviss1204
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1291
Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22

1 marca 2017, o 20:22

Schizo,Chad utrata swiadomsci ,moje glowne namietnosci ktore sie przeplataja raz z rakiem,raz z myslami typu Skoczysz z okna,ale to pikus... jednak ta zlota 3jka jest najbardziej punktowana :)
Szukasz dobrych naturalnych kosmetyków? Lub masz jakiś problem skórny?
A może potrzebujesz kremu z magnezem, na zmęczoną skórę i zarazem duszę?

Obrazek Daj sobie prawo do relaksu i bycia coraz piękniejszą!
Pozwól sobie doradzić i zgłoś się do mnie :)
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

4 marca 2017, o 13:23

Lęk przed konsekwencjami kontaktu z wkurzoną osobą oraz lęk przed konsekwencjami napotkania się na nastolatków to chyba moje dwa "koniki" wśród moich lęków.
ODPOWIEDZ