Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

ROCD moje kolejne wątpliwości

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
silhouette
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 21 listopada 2017, o 17:08

2 grudnia 2017, o 12:13

Cześć! Ostatnio dodałam post odnośnie moich natrętnych myśli, nagłej zmiany nastroju itp. Podaje na końcu postu linka.

Mam wątpliwości dalej niestety... otóż apropo tego co napisałam w tamtym poście odczuwam dodatkowo takie zobojętnienie często w stosunku do partnera, nic mnie nie wkurza zbytnio (a powinno), nie ekscytuje, nie satysfakcjonuje, nie cieszy. No właśnie, nawet zbytnio nie cieszy mnie ze przyjedzie, co najgorsze, nawet czuje ze boje się tego spotkania, myśle sobie ze nie będzie tak jak kiedyś... Ogólnie jeśli chodzi o moje odczuwanie emocji to i tak nie jest najlepiej, od dobrych 2/3 lat nie cieszy mnie za bardzo nic :/ (prócz może fakt ze zdałam za pierwszym prawko - oh, jaka byłam szczęśliwa). Rzeczy materialne (głupie zakupy) również nie sprawiają, a jeśli sprawiają radość to dosłownie na kilka minut, na krótka chwilunię. Co mnie zdziwiło, dziadek do mnie ostatnio zadzwonił żebym szukała ofert na wakacje w Dubaju, ze zapłaci za wszystko, ze to taka niespodzianka... i wiecie co? Byłam zaskoczona ale tylko lekko, a czy ucieszona? No jakoś nie bardzo... A dodam ze nie jestem dzieckiem bogaczy i nie przywykłam do czegoś takiego. Jednak tez nigdy mi niczego nie brakowało, miałam beztroskie życie, wiec myśle ze nie nauczyłam się BARDZO doceniać wszystkiego (co nie oznacza ze nie doceniam bo to nieprawda)

Ale dobra, do sedna. Od momentu tej całej burzy psychicznej miewam różne stany. Wczoraj będąc na zakupach było mi TOTALNIE wszystko jedno. Nie czułam żadnych emocji. Normalnie gdyby jakieś zwierze cierpiało to bym okazała współczucie, a wczoraj? Myślałam o takiej sytuacji i uznałam ze nie byłoby mi szkoda ani żal... kompletna obojętność. Na myśl o czymś pozytywnym również nie czułam nic, czy to Wigilia, czy to wakacje, czy wolny weekend.... Ehh No nic :(

Wracajac do partnera, w naszym związku jest idealnie praktycznie, traktuje mnie najlepiej jak tylko można. Mało jest momentów kiedy mogę mu coś zarzucić. Przez to tez nie potrafię do końca go docenić :( od początku związku nie było żadnych motylków w brzuchów, on również tego nie czuł. W tym stanie zastanawiam się czy to miłość... meczy mnie to oczywiście bo nie wyobrażam sobie z nim nie być, a jak już zaczynam sobie wyobrażać to kolejna myśl przychodzi ze może mi na nim nie zależy, No wiecie - błędne koło. Teraz tak naprawdę ten związek przestawał dawać mi szczęście jak wcześniej... stad tez znowu zaczynam myśleć czy powinno tak być. Jeśli to monotonia to chciałabym z nim gdzieś wyjechać, zrobić coś razem... ale jak na moment o tym pomyśle to od razu czuje niepokój i stres i boje się ze to nie wyjdzie, ze nie będę z nim szczęśliwa :(

Co o tym myślicie?


Tutaj link do postu:

topic11775.html
Awatar użytkownika
kogelmogel
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 158
Rejestracja: 29 grudnia 2016, o 18:13

2 grudnia 2017, o 14:02

Anhedonia to częsty objaw zaburzeń lękowych, więc spokojnie.

Czy przez cały czas trwania związku z nim cierpisz na nerwicę? Możliwe że obniżony nastrój i przytłumione emocje są wynikiem twojego zaburzenia. Może być tak, że go kochasz, może być tak, ze go nie kochasz (jeśli zastanawiasz się, czym jest miłość?) i z jakiś innych względów (lękowych? strach przed samotnością, niska samoocena?) jesteś z nim w związku. Może być tak, że kochając, jednak potrzebujesz mocniejszej stymulacji (partner odrzucający, kłótnie - to częsty kejs, wielu ludzi uwielbia huśtawkę emocjonalną, bo dzięki niej uzyskują pobudzenie emocjonalne w natężeniu zgodnym ze schematem relacji, którego się nauczyli, z którego "wyrośli" w domu rodzinnym).
Walczę i się nie poddaję, bo za długo uciekałem!
silhouette
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 21 listopada 2017, o 17:08

2 grudnia 2017, o 15:05

Moje poprzednie związku wyglądały tak, ze zawsze musiałam zabiegać o partnera... nawet jeśli nie miał racji to i tak go przepraszałam ze to niby moja wina - CHORE. W domu również bywało różnie jeśli chodzi o tatę, zawsze było tak ze pierwsza wyciągałam do niego rękę jak była jakaś kłótnia. Nie był tyranem (chociaż momentami jako nastolatka tak go postrzegałam) ale trzymał dyscyplinę mocno... czasami za bardzo i nie rozumiałam dlaczego tak się zachowuje, strzelał fochy na tydzień lub dwa i nie mogłam się z nim dogadać a po tym czasie nagle jak gdyby nigdy nic się odzywał. To było naprawdę beznadziejne i uważam ze tato bardzo mnie tym ranił, mimo ze go bardzo szanuje i mam w nim wsparcie zawsze. Tak jak to teraz pisze myśle ze mogło się to odbić na tym co jest teraz. Przyzwyczajona do takich sytuacji tak naprawdę ciężko jest mi chybacwytrzymac w takim spokoju emocjonalnym. Nasz związek się zaczął w ciężkim dla mnie okresie ponieważ od około roku jak z nim jestem, moi rodzice ze sobą nie rozmawiają i to już drugi raz taka sytuacja na tyle czasu ma miejsce. Wiem ze jestem dorosła ale jako osoba wrażliwa bardzo i empatyczna potrafię chłonąc wszystko. Nerwowe zachowania taty np. przy obiedzie (głupi fakt ze szybciej je, rzuci lekko pilot na stół zamiast go położyć) one momentalnie sprawiają ze ja w środku również czuje się nerwowa. Myśle ze jestem przyzwyczajona do takiej huśtawki. Zreszta widać to po tym związku, kiedy sama wszczynam kłótnie o pierdoly i potem wymagam żeby partner przepraszał... tak jak to ja zawsze przepraszałam tatę za jego wybuchy bądź partnerów-idiotów :((


Owszem zastanawiam się czy to miłość ponieważ nie miałam okazji nigdy być tak długo z kimkolwiek. To zastanawianie się dopiero zaczęło się w moim stanie nerwicowym. Dbam o partnera jak tylko mogę, zależy mi na nim cholernie, przed tym stanem zawsze wyczekiwałem spotkania z nim, cieszyłam się nim, cieszyłam się wszystkimi wypadami na miasto, cieszyłam ze poznałam jego rodzine, on moją. Wiem ze go kocham bo byłabym w stanie poświecić dla niego bardzo wiele. Jednak nie czuje tej miłości w sensie symptomów typu głupie motylki. Pogłębiając się w to nie czuje miłości do mamy czy taty - wiem ze kocham i tyle. Moim zdaniem czuć to można złość, rozczarowanie, szczęście ale miłość jest swego rodzaju poświeceniem, wyborem, troską.
ODPOWIEDZ