Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

ROCD - dlaczego?

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
tombar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 1 lutego 2017, o 13:54

2 lutego 2017, o 12:31

Temat znany i raczej nielubiany.
Krótka historia - pół roku idealnego związku, czułem, że nic mi nie brakuje, wreszcie patrzyłem na swoją dziewczynę jak na przyszłą żonę czego przy poprzednich związkach nie było.
Kobieta, w którą byłem zapatrzony od początku znajomości jak w obrazek. Wydawała się nieosiągalna a mimo to udało się doprowadzić do zbliżenia. Zostaliśmy parą.
Wspólne wyjazdy, wakacje, wyjścia jak i siedzenie w domu. Praktycznie po 1,5 miesiąca związku już mieszkaliśmy razem.
Mogę szczerze sobie powiedzieć, że w ciągu tego czasu ani razu nie dopadły mnie wątpliwości. Wiedziałem, że to właśnie ona.
Nie było w naszym związku nigdy żadnych kłótni ani problemów. Od początku byliśmy ze sobą szczerzy.

ROCD pojawiło się nagle pod koniec grudnia jak pisaliśmy na fb i będąc w pracy wysłała mi zdjęcie, na które "źle" spojrzałem. Pojawiła mi się myśl "czy ona mi się podoba, czy ja ją kocham?" i zmiotło mnie z nóg. Poczułem ścisk w żołądku, zakręciło się w głowie, przeleciał mnie prąd zimna i ciepła przez ciało, ścisnęło mi gardło, zaczęło serce walić, poczułem spięcie mięśni i wyostrzenie zmysłów. Wszystko przestało mieć znaczenie. Myślałem, że się porzygam :(
Po 10 minutach chyba się uspokoiło i wróciło do normy.
Na drugi dzień rano przypomniała mi się ta sytuacja i wszystko się powtórzyło, nie umiałem się na niczym skupić ani o niczym myśleć. Znowu po pół godziny przeszło po to żeby wrócić wieczorem.
Po trzech dniach przyszedł największy atak połączony z płaczem, histerią i wszystkimi możliwymi objawami psychicznymi i fizycznymi.

To był okres świąteczny. Dopiero w pierwszy dzień świąt (a więc po 4 dniach od ataku) będąc u rodziców swojej dziewczyny powiedziałem jej o wszystkim. W wigilię praktycznie non stop spałem żeby nie myśleć. Praktycznie nic nie jadłem przez cały ten czas.
Były to więc dla nas święta pod znakiem płaczu, a miały być pierwsze wspólne i szczęśliwe. Czułem się jakbym był w jakimś koszmarnym śnie z którego chciałem się czym prędzej wybudzić.

Zacząłem szukać w Internecie po objawach co to może być. Nie umiałem uwierzyć w to, że uczucia zniknęły z dnia na dzień a w zasadzie z godziny na godzinę. Jeszcze rano w łóżku się wytuliliśmy i wyszedłem do pracy szczęśliwy.
Trafiłem w pierwszej kolejności na artykuły po angielsku no i wszystko pasowało do ROCD. Potem trafiłem na to forum. Uspokoiłem się trochę po przeczytaniu kilku rzeczy.
Zamówiliśmy książki i zacząłem czytać. Od 28.12 do nowego roku wszystko jakby wróciło do normy. Czułem, że przecież to jakaś bzdura i nasz związek i nasza miłość ma się świetnie.
Niestety to świństwo wróciło.

Od tamtego momentu pojawia się falami. Raz jest dobrze a raz źle. W dobrych momentach czuję, że kocham i że świata poza nią nie widzę. W gorszych mam wątpliwości i jestem strasznie wyczulony na wszystko. Analizuję każdy gest, każdy ruch, każde słowo. Doszukuję się wad i złego. Wszystko w około zdaje mi się o tym przypominać. Po prostu nie poznaję wtedy siebie. To dziadostwo ma nade mną kontrolę.

Większość objawów fizycznych ustąpiła bo już wiem co mi jest. Został ścisk żołądka, czasami jakby serca oraz mięśni.
Mimo wszystko z myślami nie potrafię sobie poradzić, wpadam w pętlę i kończy się wspólnym płaczem.

Od momentu ataku wszystko przestało mnie cieszyć, czuję się beznadziejnie, czasami tracę wręcz ochotę do życia. Na jesień postanowiłem pójść na siłownie i zacząć się regularnie i dobrze odżywiać. Zaniedbałem to.
Każda myśl o przyszłości powoduje nawrót. Czasami potrafię nad tym zapanować, zależy od dnia. Jak sobie wspominam co przeżyliśmy razem to wpadam w smutek i dół bo tęsknie za tym co było i boję się, że to już nie wróci. Te uczucia i to szczęście.

Jeśli mam porównać początek "choroby" i sytuację dziś to jest o niebo lepiej, ale dalej daleko do ideału. Postanowiłem być silny i wiem, że chce być z moją kobietą i kochać ją jak wcześniej. Co więcej, jestem pewien, że nie przestałem jej kochać a uczucia są, tylko przykryte. Mam za dużo do stracenia żeby się poddać.

Życzę wszystkim i sobie powodzenia oraz wytrwałości. Będzie dobrze. Musi być! ;)

P.S. Pozwolę sobie tu czasami coś dopisać o sobie, o innych moich problemach. Będę to traktował jako "pamiętnik". Może ktoś zauważy w mojej historii coś co może być istotne dla wyjścia z choroby. Może inni znajdą w odpowiedziach coś, co im pomoże.
Piotrq100
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 91
Rejestracja: 12 stycznia 2017, o 18:10

2 lutego 2017, o 16:25

kolego niczym sie nie przejmuj,ja mam to samo.Wiem ze łatwo sie mowi ,wez sie nie przejmuj ale dopiro z czasem dojdziesz do tego.Wierz mi ze gdybys jej nie kochał to bys o tym wiedział,i nie czuł bys leku z tego powodu,nie analizowałbys tego.Stary mam to samo.Juz duzo za mna ale jeszcze przede mna tez.czujesz cos innego a emocje i mysli mowia co innego.Ja nawet dzisiaj przy rozmowie przez telefon czułem sie zgaszony i odrazu mysl graniczaca z pewnoscia ze przeszlo i mi pewnie i dlatego ale to tylko emocja ,uczucie jesli jest czyms bardziej trwałym i nie znika tak o.To iluzja nerwicowa wierz mi.Mi z objawow zostalo tylko to ze skanuje jej twraz i wyszukuje niedoskonalosci automatycznie czujac przy tym napiecie i lęk,przy tym wydaje sie mi nie atrakcyjna a za chwile juz ok .Takze mysli i emocje robia nas w hu....a jak moga ale Twoje wewnetrza ja mowi cos innego dlatego masz konflikt wewnetrzny.Dobrze ze jej powiedziales,moja dziewczyna mi powiedziala ze jakbym jej nie powiedzial to pewnie dziwiły by ja te moje zamyslenie czasem i spiecie pomyslala by ze z nia jest cos nie ta albo ze mi przeszlo.Powiedz jej o tym szerzej,pokaz post Zordona i wiele innych.Moja odpowiedz tez jeje pokaz niech wie ze to ze masz to zaburzenie to dowod na to ze kochasz ja jak wariat. Mozemy pisac i wymieniac sie spostrzezeniami zebys nie czul sie sam.Ja tez swoje przeszedlem.Aha uwazaj jak pojdziesz z tym do psychologa lub psychiatry bo wiekszosc nie ma pojecia zielon ego o tym co to jest ROCD i taki duren skonczony Ci powie ze straciłes uczucia tylko sie oszukujesz. Jemu w takim razie potrzeba psychiatry.Nie mow im o depersonalizacji i odrealnieniach jesli tez takie masz bo oni wogole nie maja pojecia co to jest.Sa specialisci ktorzy wiedza jak to leczyc ale jest ich garstka niestety.pozdrawiam Cie
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

2 lutego 2017, o 16:38

tombar pisze:Temat znany i raczej nielubiany.
Krótka historia - pół roku idealnego związku, czułem, że nic mi nie brakuje, wreszcie patrzyłem na swoją dziewczynę jak na przyszłą żonę czego przy poprzednich związkach nie było.
Kobieta, w którą byłem zapatrzony od początku znajomości jak w obrazek. Wydawała się nieosiągalna a mimo to udało się doprowadzić do zbliżenia. Zostaliśmy parą.
Wspólne wyjazdy, wakacje, wyjścia jak i siedzenie w domu. Praktycznie po 1,5 miesiąca związku już mieszkaliśmy razem.
Mogę szczerze sobie powiedzieć, że w ciągu tego czasu ani razu nie dopadły mnie wątpliwości. Wiedziałem, że to właśnie ona.
Nie było w naszym związku nigdy żadnych kłótni ani problemów. Od początku byliśmy ze sobą szczerzy.

ROCD pojawiło się nagle pod koniec grudnia jak pisaliśmy na fb i będąc w pracy wysłała mi zdjęcie, na które "źle" spojrzałem. Pojawiła mi się myśl "czy ona mi się podoba, czy ja ją kocham?" i zmiotło mnie z nóg. Poczułem ścisk w żołądku, zakręciło się w głowie, przeleciał mnie prąd zimna i ciepła przez ciało, ścisnęło mi gardło, zaczęło serce walić, poczułem spięcie mięśni i wyostrzenie zmysłów. Wszystko przestało mieć znaczenie. Myślałem, że się porzygam :(
Po 10 minutach chyba się uspokoiło i wróciło do normy.
Na drugi dzień rano przypomniała mi się ta sytuacja i wszystko się powtórzyło, nie umiałem się na niczym skupić ani o niczym myśleć. Znowu po pół godziny przeszło po to żeby wrócić wieczorem.
Po trzech dniach przyszedł największy atak połączony z płaczem, histerią i wszystkimi możliwymi objawami psychicznymi i fizycznymi.

To był okres świąteczny. Dopiero w pierwszy dzień świąt (a więc po 4 dniach od ataku) będąc u rodziców swojej dziewczyny powiedziałem jej o wszystkim. W wigilię praktycznie non stop spałem żeby nie myśleć. Praktycznie nic nie jadłem przez cały ten czas.
Były to więc dla nas święta pod znakiem płaczu, a miały być pierwsze wspólne i szczęśliwe. Czułem się jakbym był w jakimś koszmarnym śnie z którego chciałem się czym prędzej wybudzić.

Zacząłem szukać w Internecie po objawach co to może być. Nie umiałem uwierzyć w to, że uczucia zniknęły z dnia na dzień a w zasadzie z godziny na godzinę. Jeszcze rano w łóżku się wytuliliśmy i wyszedłem do pracy szczęśliwy.
Trafiłem w pierwszej kolejności na artykuły po angielsku no i wszystko pasowało do ROCD. Potem trafiłem na to forum. Uspokoiłem się trochę po przeczytaniu kilku rzeczy.
Zamówiliśmy książki i zacząłem czytać. Od 28.12 do nowego roku wszystko jakby wróciło do normy. Czułem, że przecież to jakaś bzdura i nasz związek i nasza miłość ma się świetnie.
Niestety to świństwo wróciło.

Od tamtego momentu pojawia się falami. Raz jest dobrze a raz źle. W dobrych momentach czuję, że kocham i że świata poza nią nie widzę. W gorszych mam wątpliwości i jestem strasznie wyczulony na wszystko. Analizuję każdy gest, każdy ruch, każde słowo. Doszukuję się wad i złego. Wszystko w około zdaje mi się o tym przypominać. Po prostu nie poznaję wtedy siebie. To dziadostwo ma nade mną kontrolę.

Większość objawów fizycznych ustąpiła bo już wiem co mi jest. Został ścisk żołądka, czasami jakby serca oraz mięśni.
Mimo wszystko z myślami nie potrafię sobie poradzić, wpadam w pętlę i kończy się wspólnym płaczem.

Od momentu ataku wszystko przestało mnie cieszyć, czuję się beznadziejnie, czasami tracę wręcz ochotę do życia. Na jesień postanowiłem pójść na siłownie i zacząć się regularnie i dobrze odżywiać. Zaniedbałem to.
Każda myśl o przyszłości powoduje nawrót. Czasami potrafię nad tym zapanować, zależy od dnia. Jak sobie wspominam co przeżyliśmy razem to wpadam w smutek i dół bo tęsknie za tym co było i boję się, że to już nie wróci. Te uczucia i to szczęście.

Jeśli mam porównać początek "choroby" i sytuację dziś to jest o niebo lepiej, ale dalej daleko do ideału. Postanowiłem być silny i wiem, że chce być z moją kobietą i kochać ją jak wcześniej. Co więcej, jestem pewien, że nie przestałem jej kochać a uczucia są, tylko przykryte. Mam za dużo do stracenia żeby się poddać.

Życzę wszystkim i sobie powodzenia oraz wytrwałości. Będzie dobrze. Musi być! ;)

P.S. Pozwolę sobie tu czasami coś dopisać o sobie, o innych moich problemach. Będę to traktował jako "pamiętnik". Może ktoś zauważy w mojej historii coś co może być istotne dla wyjścia z choroby. Może inni znajdą w odpowiedziach coś, co im pomoże.
Witaj tombar ;)

Przede wszystkim, zobacz ile nas tu jest z tą samą myślą i tymi samymi objawami, co może świadczyć o tym, że łączy nas jedno - nerwica ;)
Dasz radę z tego wyjść, wiesz, że to tylko chwilowe, potrwa krótszą bądź dłuższą chwilę, ale przejdzie. Ważne byś zaakceptował, że teraz tak jest i przez jakiś czas pewnie będzie, ale nie na stałe. Kochasz swoją dziewczynę, a wiadomo powszechnie, że nerwica lubi atakować, to co najcenniejsze, inaczej nie miałaby pożywki i nie dostarczałaby lęku. Nie daj się zwieść głupim, chorym myślom, bo czujesz dokładnie to, co jest przeciwieństwem myśli. Postaraj się to ignorować, nie nadawać temu znaczenia. Chwytaj się każdego najmniejszego przebłysku i wiedz, że tylko on jest prawdą. Powodzenia i dużo dużo wytrwałości! ;)

-- 2 lutego 2017, o 17:38 --
Piotrq100 pisze:kolego niczym sie nie przejmuj,ja mam to samo.Wiem ze łatwo sie mowi ,wez sie nie przejmuj ale dopiro z czasem dojdziesz do tego.Wierz mi ze gdybys jej nie kochał to bys o tym wiedział,i nie czuł bys leku z tego powodu,nie analizowałbys tego.Stary mam to samo.Juz duzo za mna ale jeszcze przede mna tez.czujesz cos innego a emocje i mysli mowia co innego.Ja nawet dzisiaj przy rozmowie przez telefon czułem sie zgaszony i odrazu mysl graniczaca z pewnoscia ze przeszlo i mi pewnie i dlatego ale to tylko emocja ,uczucie jesli jest czyms bardziej trwałym i nie znika tak o.To iluzja nerwicowa wierz mi.Mi z objawow zostalo tylko to ze skanuje jej twraz i wyszukuje niedoskonalosci automatycznie czujac przy tym napiecie i lęk,przy tym wydaje sie mi nie atrakcyjna a za chwile juz ok .Takze mysli i emocje robia nas w hu....a jak moga ale Twoje wewnetrza ja mowi cos innego dlatego masz konflikt wewnetrzny.Dobrze ze jej powiedziales,moja dziewczyna mi powiedziala ze jakbym jej nie powiedzial to pewnie dziwiły by ja te moje zamyslenie czasem i spiecie pomyslala by ze z nia jest cos nie ta albo ze mi przeszlo.Powiedz jej o tym szerzej,pokaz post Zordona i wiele innych.Moja odpowiedz tez jeje pokaz niech wie ze to ze masz to zaburzenie to dowod na to ze kochasz ja jak wariat. Mozemy pisac i wymieniac sie spostrzezeniami zebys nie czul sie sam.Ja tez swoje przeszedlem.Aha uwazaj jak pojdziesz z tym do psychologa lub psychiatry bo wiekszosc nie ma pojecia zielon ego o tym co to jest ROCD i taki duren skonczony Ci powie ze straciłes uczucia tylko sie oszukujesz. Jemu w takim razie potrzeba psychiatry.Nie mow im o depersonalizacji i odrealnieniach jesli tez takie masz bo oni wogole nie maja pojecia co to jest.Sa specialisci ktorzy wiedza jak to leczyc ale jest ich garstka niestety.pozdrawiam Cie
Dokładnie, polecam to co pisze Piotrek. Zachęcam do podzielenia się z Waszymi połówkami postem Zordona, żeby one się nie wystraszyły, że ich nie kochacie, ale mogły zobaczyć, że istnieje coś takiego jak nerwica i myśli pojawiają się automatycznie i niekoniecznie, a w tym wypadku z całą pewnością nie są zgodne z prawdą. Wprawdzie śmiem twierdzisz, że psychiatra i psychoterapeuta też człowiek i może się mylić, ale ja trafiłam na takich, którzy w mniejszym lub większym stopniu wiedzą co i jak. I jeśli sam nie jesteś sobie w stanie poradzić z tym, co czujesz i jak się czujesz, to spróbuj pomocy specjalisty. No i nie zapominajmy, że rocd nie jest jakimś tworem istniejącym odrębnie od nerwicy czy zaburzeń depresyjnych. To ten sam schemat, tylko u nas akurat treść myśli obrała tematykę utraty uczuć do ukochanej osoby ;)
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
kapralis
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 3 stycznia 2017, o 18:36

2 lutego 2017, o 18:49

tombar pisze:Temat znany i raczej nielubiany.
Krótka historia - pół roku idealnego związku, czułem, że nic mi nie brakuje, wreszcie patrzyłem na swoją dziewczynę jak na przyszłą żonę czego przy poprzednich związkach nie było.
Kobieta, w którą byłem zapatrzony od początku znajomości jak w obrazek. Wydawała się nieosiągalna a mimo to udało się doprowadzić do zbliżenia. Zostaliśmy parą.
Wspólne wyjazdy, wakacje, wyjścia jak i siedzenie w domu. Praktycznie po 1,5 miesiąca związku już mieszkaliśmy razem.
Mogę szczerze sobie powiedzieć, że w ciągu tego czasu ani razu nie dopadły mnie wątpliwości. Wiedziałem, że to właśnie ona.
Nie było w naszym związku nigdy żadnych kłótni ani problemów. Od początku byliśmy ze sobą szczerzy.

ROCD pojawiło się nagle pod koniec grudnia jak pisaliśmy na fb i będąc w pracy wysłała mi zdjęcie, na które "źle" spojrzałem. Pojawiła mi się myśl "czy ona mi się podoba, czy ja ją kocham?" i zmiotło mnie z nóg. Poczułem ścisk w żołądku, zakręciło się w głowie, przeleciał mnie prąd zimna i ciepła przez ciało, ścisnęło mi gardło, zaczęło serce walić, poczułem spięcie mięśni i wyostrzenie zmysłów. Wszystko przestało mieć znaczenie. Myślałem, że się porzygam :(
Po 10 minutach chyba się uspokoiło i wróciło do normy.
Na drugi dzień rano przypomniała mi się ta sytuacja i wszystko się powtórzyło, nie umiałem się na niczym skupić ani o niczym myśleć. Znowu po pół godziny przeszło po to żeby wrócić wieczorem.
Po trzech dniach przyszedł największy atak połączony z płaczem, histerią i wszystkimi możliwymi objawami psychicznymi i fizycznymi.

To był okres świąteczny. Dopiero w pierwszy dzień świąt (a więc po 4 dniach od ataku) będąc u rodziców swojej dziewczyny powiedziałem jej o wszystkim. W wigilię praktycznie non stop spałem żeby nie myśleć. Praktycznie nic nie jadłem przez cały ten czas.
Były to więc dla nas święta pod znakiem płaczu, a miały być pierwsze wspólne i szczęśliwe. Czułem się jakbym był w jakimś koszmarnym śnie z którego chciałem się czym prędzej wybudzić.

Zacząłem szukać w Internecie po objawach co to może być. Nie umiałem uwierzyć w to, że uczucia zniknęły z dnia na dzień a w zasadzie z godziny na godzinę. Jeszcze rano w łóżku się wytuliliśmy i wyszedłem do pracy szczęśliwy.
Trafiłem w pierwszej kolejności na artykuły po angielsku no i wszystko pasowało do ROCD. Potem trafiłem na to forum. Uspokoiłem się trochę po przeczytaniu kilku rzeczy.
Zamówiliśmy książki i zacząłem czytać. Od 28.12 do nowego roku wszystko jakby wróciło do normy. Czułem, że przecież to jakaś bzdura i nasz związek i nasza miłość ma się świetnie.
Niestety to świństwo wróciło.

Od tamtego momentu pojawia się falami. Raz jest dobrze a raz źle. W dobrych momentach czuję, że kocham i że świata poza nią nie widzę. W gorszych mam wątpliwości i jestem strasznie wyczulony na wszystko. Analizuję każdy gest, każdy ruch, każde słowo. Doszukuję się wad i złego. Wszystko w około zdaje mi się o tym przypominać. Po prostu nie poznaję wtedy siebie. To dziadostwo ma nade mną kontrolę.

Większość objawów fizycznych ustąpiła bo już wiem co mi jest. Został ścisk żołądka, czasami jakby serca oraz mięśni.
Mimo wszystko z myślami nie potrafię sobie poradzić, wpadam w pętlę i kończy się wspólnym płaczem.

Od momentu ataku wszystko przestało mnie cieszyć, czuję się beznadziejnie, czasami tracę wręcz ochotę do życia. Na jesień postanowiłem pójść na siłownie i zacząć się regularnie i dobrze odżywiać. Zaniedbałem to.
Każda myśl o przyszłości powoduje nawrót. Czasami potrafię nad tym zapanować, zależy od dnia. Jak sobie wspominam co przeżyliśmy razem to wpadam w smutek i dół bo tęsknie za tym co było i boję się, że to już nie wróci. Te uczucia i to szczęście.

Jeśli mam porównać początek "choroby" i sytuację dziś to jest o niebo lepiej, ale dalej daleko do ideału. Postanowiłem być silny i wiem, że chce być z moją kobietą i kochać ją jak wcześniej. Co więcej, jestem pewien, że nie przestałem jej kochać a uczucia są, tylko przykryte. Mam za dużo do stracenia żeby się poddać.

Życzę wszystkim i sobie powodzenia oraz wytrwałości. Będzie dobrze. Musi być! ;)

P.S. Pozwolę sobie tu czasami coś dopisać o sobie, o innych moich problemach. Będę to traktował jako "pamiętnik". Może ktoś zauważy w mojej historii coś co może być istotne dla wyjścia z choroby. Może inni znajdą w odpowiedziach coś, co im pomoże.
Witaj,

Od siebie mogę tylko dodać, że po pierwsze jestem w szoku, że tematy tego typu rosną jak przysłowiowe "grzyby po deszczu", co z jednej strony napawa obawą, z drugiej jednak pozwala mieć nadzieję, iż jest to oznaką rosnącej świadomości problemu i tego, że dotyka on naprawdę wielu osób.

Tombar z tego się wychodzi. Zaburzenie nerwicowe zwane rOCD przerabiałem już 11 lat temu podczas mojego pierwszego epizodu z tym związanego, który wystąpił u mnie po ponad pół roku znajomości kiedy postanowiłem się zaręczyć. Walka z tym badziewiem trwała prawie 4 lata. W tym czasie przez 2 lata starałem sie to sam zwalczyć, by przez kolejne półtora roku kolędować od psychologa do psychologa. W końcu trafiłem na ogarniętego psychiatrę, który przepisał mi wyciszające leki i skierował na terapie do Kliniki Nerwica na Oddział Dzienny. Generalnie terapia mi trochę pomogła, ale najwięcej pracy i tak musiałem włożyć sam. Wysiłek, który musisz w to włożyć polega głównie na zmianie podejścia do życia i zrozumieniu istoty uczuć i emocji - ich przemijalności.

W momencie kiedy zrozumiesz i zaakceptujesz, że emocje i uczucia to nie jest rzecz stała i mogą się zmieniać jak w kalejdoskopie, będzie Ci dużo łatwiej walczyć i wychodzić na prostą. Zobacz, co ślubują sobie małżonkowie w trakcie ceremonii ślubu? [...]miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci[...]". Czy możliwe byłoby ślubowanie czegoś takiego, jeśli choć jedna z tych wartości byłaby niezależna od Ciebie, od Twojej wolnej woli? Absolutnie nie. Tak jak nie możesz ślubować tego, że jutro będzie słońce albo deszcz bo to są rzeczy absolutnie od Ciebie niezależne.

Chce Ci przez to powiedzieć, że kochać to znaczy codziennie podejmować decyzje o tym, że będę wkładał wysiłek w dalsze budowanie związku, a to jest coś co jest absolutnie niezależne od wszelkich przeciwności losu i zależy wyłącznie od Twojej woli. W momencie kiedy przestaniesz się bać zmienności uczuć i emocji, paradoksalnie one znowu zaczną napływać i częściej będziesz przeżywał te pozytywne chwile, kiedy czujesz to przyjemne ciepło i przywiązanie do swojej partnerki.

Ciężko odczuwać miłość i inne pozytywne uczucia w momencie kiedy odczuwasz lęk. Musisz go teraz zminimalizować poprzez zrozumienie i akceptacje stanu, w którym obecnie jesteś. Wiem, że łatwo się mówi, a gorzej się robi - tym bardziej, że sam się aktualnie z tym zmagam po raz drugi :grr: . Ale ja już raz z tym wygrałem, wygrał Zordon (którego post Ci bardzo polecam) i wygrało wiele innych osób tu na forum. Dasz radę! To potrwa, krócej lub dłuzej, ale nie narzucaj sobie ram czasowych, ani żadnej innej presji.

Jest jak jest, nic nie czujesz i ok. Teraz tak masz, ale za chwile możesz nie mieć. Jak długo to potrwa zależy niestety tylko od nas i naszego podejścia do życia. Życzę szybkiego powrotu na właściwe tory :si
tombar
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 21
Rejestracja: 1 lutego 2017, o 13:54

3 lutego 2017, o 19:00

Piotrq100 pisze:Dobrze ze jej powiedziales,moja dziewczyna mi powiedziala ze jakbym jej nie powiedzial to pewnie dziwiły by ja te moje zamyslenie czasem i spiecie pomyslala by ze z nia jest cos nie ta albo ze mi przeszlo.Powiedz jej o tym szerzej,pokaz post Zordona i wiele innych.
Pokazałem ten i pokazałem też dużo innych. Sama zamówiła mi też kilka książek. Trochę to wszystko uspokoiło ale dalej po prostu źle mi z tym, że musi przez to przechodzić. Kocha mnie i powiedziała żebym się uspokoił bo ona sama nie odejdzie.
Piotrq100 pisze:Ja nawet dzisiaj przy rozmowie przez telefon czułem sie zgaszony i odrazu mysl graniczaca z pewnoscia ze przeszlo i mi pewnie i dlatego ale to tylko emocja ,uczucie jesli jest czyms bardziej trwałym i nie znika tak o.To iluzja nerwicowa wierz mi.Mi z objawow zostalo tylko to ze skanuje jej twraz i wyszukuje niedoskonalosci automatycznie czujac przy tym napiecie i lęk,przy tym wydaje sie mi nie atrakcyjna a za chwile juz ok .
To jest najgorsze. Rzeczy, które mnie cieszyły w tej chwili zdają się irytować. Dobija mnie to i wpędza w "doła".
katarzynka pisze:Przede wszystkim, zobacz ile nas tu jest z tą samą myślą i tymi samymi objawami, co może świadczyć o tym, że łączy nas jedno - nerwica
To rzeczywiście, racjonalnie i logicznie myśląc, potwierdza chorobę, ale dobrze wiemy, że w gorszym momencie marne to pocieszenie :(
katarzynka pisze: Zachęcam do podzielenia się z Waszymi połówkami postem Zordona, żeby one się nie wystraszyły, że ich nie kochacie, ale mogły zobaczyć, że istnieje coś takiego jak nerwica i myśli pojawiają się automatycznie i niekoniecznie, a w tym wypadku z całą pewnością nie są zgodne z prawdą.
Jakie to szczęście, że mieszkamy razem. Myślę, że to ułatwia w dochodzeniu do siebie bo kiedy jestem w lepszej formie i przychodzą dobre chwile, to wtedy jesteśmy razem i nadzieje na wyzdrowienie rośnie.
kapralis pisze:Tombar z tego się wychodzi. Zaburzenie nerwicowe zwane rOCD przerabiałem już 11 lat temu podczas mojego pierwszego epizodu z tym związanego, który wystąpił u mnie po ponad pół roku znajomości kiedy postanowiłem się zaręczyć. Walka z tym badziewiem trwała prawie 4 lata. W tym czasie przez 2 lata starałem sie to sam zwalczyć, by przez kolejne półtora roku kolędować od psychologa do psychologa.
Przeraża mnie fakt, że to może tyle trwać. Nie umiem sobie tego wyobrazić :(
kapralis pisze:W momencie kiedy zrozumiesz i zaakceptujesz, że emocje i uczucia to nie jest rzecz stała i mogą się zmieniać jak w kalejdoskopie, będzie Ci dużo łatwiej walczyć i wychodzić na prostą.
Na razie to bardzo trudne, cały czas wracam myślami do tego co było i nie mogę uwierzyć w to, że teraz jest inaczej.
kapralis pisze:Chce Ci przez to powiedzieć, że kochać to znaczy codziennie podejmować decyzje o tym, że będę wkładał wysiłek w dalsze budowanie związku, a to jest coś co jest absolutnie niezależne od wszelkich przeciwności losu i zależy wyłącznie od Twojej woli. W momencie kiedy przestaniesz się bać zmienności uczuć i emocji, paradoksalnie one znowu zaczną napływać i częściej będziesz przeżywał te pozytywne chwile, kiedy czujesz to przyjemne ciepło i przywiązanie do swojej partnerki.
Nie mam zamiaru rezygnować z wkładania wysiłku w dalsze budowanie związku, ale czasami to trudne kiedy w myślach wydaje mi się, że oszukuję wszystkich ze sobą na czele. Zastanawiam się po co mam cokolwiek robić skoro nic nie czuje i nic mnie nie cieszy.
kapralis pisze:Ciężko odczuwać miłość i inne pozytywne uczucia w momencie kiedy odczuwasz lęk. Musisz go teraz zminimalizować poprzez zrozumienie i akceptacje stanu, w którym obecnie jesteś. Wiem, że łatwo się mówi, a gorzej się robi - tym bardziej, że sam się aktualnie z tym zmagam po raz drugi . Ale ja już raz z tym wygrałem, wygrał Zordon (którego post Ci bardzo polecam) i wygrało wiele innych osób tu na forum. Dasz radę! To potrwa, krócej lub dłuzej, ale nie narzucaj sobie ram czasowych, ani żadnej innej presji.
Wierzę w te słowa. Dziękuję wszystkim za wsparcie. 2016 rok, który był najlepszym rokiem w moim życiu zakończył się koszmarem. Na drodze powoli budowanego szczęścia, którego wcześniej nie było, nagle pojawiła się ogromna blokada. Mam nadzieję, że przy Waszej pomocy uda się ją przeskoczyć.
ODPOWIEDZ